sobota, 2 listopada 2013

Rozdział XXVIII


- Herbaty? – Spytał chłopak zaspaną dziewczynę, która dopiero co weszła do kuchni.
- Od kiedy jesteś na nogach? – Spytała pół przytomna.
- Dwie godziny temu obudził mnie Mike z ważną sprawą. Mam się dzisiaj spotkać z resztą by coś umówić. – Wtedy spojrzał uważnie na dziewczynę, chwytającą za dzbanek wczorajszej herbaty – Wiesz że nie musisz się malować? – Odparł po chwili z uśmiechem.
- Równie dobrze mogłam założyć worek, ale mi się nie chce – Odparła siadając obok niego. Jej włosy rozchodziły się na wszystkie kierunki świata, oczy – jeszcze zaspane – dawały zmęczony wyraz jej zaspanej twarzy.
- Mówię na serio – Odparł podnosząc się z krzesła. – I tak z tymi kudłami wyglądasz…
- Idź już sobie! – Przerwała mu szybko rozkładając ręce na stole.
- Ciężka noc? – Spytał z uśmiechem.
Te jednak nic nie odpowiedziała. Co mu miała powiedzieć? Że cały czas myślała nad tym co stało się wczoraj wieczorem? Zachowuje się jak idiotka. Najpierw ucieka z ramion Chestera, a potem go całuje beż żadnych zahamowań. Ona nie wie czego chce! Co on sobie o niej pomyślał? Nie dość że siedzi tu razem z nim w jednym domu to zachowuje się jak kretynka, nie znająca żadnych zahamowań. Na dzień dzisiejszy nie chce żadnych zbliżeń, nie chce żadnych związków.
Czy Chester jest zdolny ją wykorzystać?
Najgorsze jest to że odpowiedzi na to pytanie nie zna.
- Cóż. Ja wychodzę. Zostawiam Ci dom pod twoją opieką – Wtedy rzucił jej klucze, które w locie wyślizgnęły się jej z ręki. Schyliła się po nie i usłyszała ostatnie słowa Chestera:
- Dołącz potem do nas jak się ogarniesz.

***

Chester otworzył z impetem drzwi do pomieszczenia. Przekroczył próg i spotkał się ze wzrokiem pięciu mężczyzn siedzących naprzeciwko niego.
- Dłużej się nie dało? – Spytał Brad wstając z kanapy.
- Jakoś tak wyszło – Wytłumaczył się Chester i spojrzał na niego uważnie – Ściąłeś włosy?
- Nie pasuje Ci moja nowa fryzura?
- Jest boska! Brad obiecał mi że odda mi swoje loczki bym zrobił sobie laleczkę Voodoo którą będę co nocy dźgał nożem. – Powiedział Dave – Będzie mi go przypominała.
Ten spojrzał na nich pytająco. Przesunął swoje oczy na Shinodę, a później na wcześniejszego mówce:
- Może jak go podźgam kilka razy to odechce mu się pożyczania mojego samochodu! – Krzyknął do niego. Brad stanął naprzeciwko Dave’a i pchnął go na kanapę i zaczął mówić:
- Słuchaj! Nie rób scen, rozmawialiśmy o tym… - Powiedział zdenerwowany Delson.
- Tak? Cały poszedł do kasacji! A może wytłumaczysz mi...
- Zamknąć ryje niedorozwoje bo jak was pieprzne w te krzywe mordy to się w mieście nie pokażecie! – Krzyknął wkurzony Shinoda. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Nawet Dave na chwilę się uspokoił.
- Możemy już zacząć? – Spytał po chwili uspokojony już Mike.
- Co u Emily? – Zmienił szybko temat  Joe przynosząc do pomieszczenia karton soku pomarańczowego, której zawartość została przelana do brązowego kubka.
- Wszystko w porządku… - Odrzekł Chester w osłupieniu.
- Tylko tyle? – Spytali po krótkim okresie czasu.
- Może dzisiaj przyjdzie to wam opowie. – Odparł po chwili siadając obok Mike’a.
- Widziałeś się z nią? – Zapytał zaskoczony Robert – Przecież jest dopiero ósma rano.
Nie spodziewał się takiego zagrania. Musiał improwizować. Nie to że chce ukryć że ona z nim mieszka, to by było niedorzeczne. Tylko ta piątka palantów oczywiście pomyśli sobie że nawet ze sobą sypiają. Plotki roznoszą się z prędkością światła. Rzucone słowo w przestrzeń dotrze nawet w niezrozumiałe zakątki dusz, gdzie oczywiście odbije się i powędruje dalej.
- Wysłałem jej Sms-a. – Skłamał.
Wszyscy ucichli. Przez pomieszczenie przeszła mgła spokoju która otuliła ich zmysły. Jedynie przez ta chmurę przeszedł Mike, który stanął naprzeciwko nich.
- Cóż – Zaczął temat – Wiem że może za wcześnie, ale musiałem wam to już dzisiaj powiedzieć. Mamy zaplanowany koncert na za miesiąc…
- Jaki koncert? – Spytał po chwili Brad.
- Mamy zagrać na jakimś festiwalu. Jeden koncert. Rozumiecie? – Spytał.
- Tylko dlaczego budziłeś mnie o szóstej nad ranem?
- Bo mamy dać im znać o obecności za godzinę. Dlatego się pytam. Wszystkim pasuje? – Zanim odpowiedzieli Mike uprzedził ich odpowiedź – Pasuje. Jeśli nie to macie problem.
- To im napisz że nie jedziemy – Odpowiedział uśmiechnięty Chester.
- To znaczy?
- Dają Ci tyle czasu na odpowiedź! To jest bardzo dużo – Powiedział w sarkazmie – Nikt nie będzie mnie pośpieszał do tego co mam robić i jak. I co! Może nam jeszcze ustawią godziny?
- Uspokój się palancie! – Krzyknął do niego Joe.
- Zamknij się – Rzucił mu zgryźliwie lecz nie obraźliwie – Po prostu raz już mieliśmy taką sytuację… Nie pamiętacie?
Nagle zapanowała cisza. Doskonale pamiętają. Odpowiedź dana w kilka godzin, nie przemyślana decyzja, kilka pozytywów, reszta negatywów. Czuli się jak w klatce. I pomimo tego że był on bardzo opłacalny ich robota była przeliczana co do sekundy. Nie mogli się nigdzie ruszyć, tkwili w jednym miejscu. Pomiatani z kąta w kąt, nie zaznając żadnej swobody w tym co robią.
- Nie jedziemy – Odparł Chester.
- Dzwonie do niego że jedziemy! – Odparł stanowczo Shinoda.
- Róbcie co chcecie. – Wtedy zwrócił się troskliwie do Mike – Zaśpiewasz moje partie piosenek nie? – Zapytał się z dziwnym uśmieszkiem.
- Stop! – Krzyknął Robert. Wtedy zwrócił się do mężczyzny. – Zadzwoń by potwierdzić naszą obecność.
- Czy ktoś mnie w ogóle słucha? – Spytał wkurzony przeciwnik przedsięwzięcia.
- Coś ci kiedyś spasuje czy raczej nie doczekamy takiej chwili? – Spytał Dave.
Ten już jednak nie odpowiedział. Zresztą i tak nic nie zrobi w tej sprawie. Zbyt bardzo są uparci by przegadać im do rozumu. Rzucił tylko lekkie „Zadzwoń już do nich” i zrobił minę na zbitego psa.
- Czyli pasuje? – Odparł.
- Po co nas się pytasz jak i tak zrobisz swoje? – Stwierdził po chwili.
Ten jednak chwycił za telefon i wyszedł zostawiając resztę w dużym pomieszczeniu.
- Jak z Tiffany? – Spytał Joe’go Brad.
Ten jednak się uśmiechnął i jak gdyby nic odpowiedział:
- Nie mamy nic wspólnego ze sobą. Ta randka to kompletna porażka – Oznajmił.
- Czyli że nic…? – Spytał.
- Nie przespałem się z nią – Stwierdził stanowczo.
- Nie o to mi chodzi. – Zrezygnowany Chester wstał i podszedł pod jego fotel.
- Nic mnie z nią nie łączy – Odparł po chwili. – Może i jest ładna ale… - Tu na chwilę się zatrzymał – Nie mamy wspólnych tematów do rozmowy. Kompletne zero. Może i się starała i to było widać, ale to ja wszystko pieprzę.
- Czyli powiedziała ci wprost że koniec?
- To się nawet nie zaczęło – Oznajmił po chwili. Wtedy wstał i podszedł w stronę rozłożonych ciastek na stole – I prawdopodobnie się nie zacznie.

***

Stary płot przywitał kobietę negatywnym spojrzeniem. Drzewo stojące naprzeciwko małej budowli, które kiedyś sprawiało wrażenie tętniącego życia zamieniło się w ruinę. Ptaki, które kiedyś budziły ją ze snu swoim cudownym śpiewem nagle ucichły. Ogromny chłód pochodzący z naprzeciwka przeszył jej ciało powodując dreszcze. Niechętnie przeszła przez furtkę która nie przepuszczała do środka żadnych pozytywnych uczuć.
Nie wie dlaczego tu jest. Chciała tutaj powrócić, choć na chwilę pobyć tu sama.Sama ze swoją zniszczoną i potarganą psychiką, której prawdopodobnie nie da się już odratować.
Klucz w drzwiach zmienił jej nastawienie. Stąpając lekko po drewnianej podłodze przeszła przez korytarz w którym odbywało się kiedyś wspaniałe życie. Spojrzała na pomarańczowy zabrudzony materiał. Kiedyś to było miejsce jej ulubionych zabaw.

„ -Kto jest takim niedobrym dzieckiem? – Spytała troskliwie starsza kobieta podnosząc ciało pięcioletniego dziecka z niedawno kupionego dywanu. Dziewczynka popatrzyła w górę swoimi brązowymi ślepkami by uważniej dostrzec osobę stojącą nad nią. Trzymając w ręku małego pluszowego misia - kaczuszkę z kwiatkiem w ręku - podnosi ręce do góry by otulić jej matczyne delikatne dłonie.
- Gdzie tata? – Wybąkała niewyraźnie z załzawionymi oczami.
- Tatuś powinien się już tu zjawić. Przyjedzie razem z babcią – Uśmiechnęła się szczerze niosąc na rękach swój drobniutki skarb”

Łza spłynęła po policzku kobiety. Przechwyciła ją zgrabnie palcami i wytarła o czarną bluzę. Rozdygotane ciało przeniosła do kolejnego pomieszczenia. Ruina – jedno słowo które potrafiło przedostać się na zewnątrz. Patrzyła na to wszystko przez chwilę. Ostatnim razem gdy tu była z Chesterem to pomieszczenie wydawało się być w o wiele lepszym stanie. Schyliła się i zaczęła zbierać rozrzucone przedmioty. Jej ręce łapały za rzeczy wyrywając wspomnienia z jej zakątków umysłu.

„ – Mamo co robisz? – Spytała dziewczyna rzucając w kąt plecak.
- Czytam książkę – W tej chwili podniosła ją ku górze.
- Ciekawa? – Spytała nastolatka nie dostrzegając tytułu dzieła.
- Jak przeczytasz kochanie to się dowiesz – Uśmiechnęła się i wróciła do ujmującej lektury”

Stos trzystu kartek idealnie opinał jej dłonie. Trzymając poniszczoną książkę, która kiedyś zdobiła ręce jej matki została postawiona na swoje dawne miejsce. To była jej pierwsza samodzielnie przeczytana książka - nie licząc lektur. Mama bardzo ją nakłaniała ją do tego. Po jakiś kilku tygodniach nastoletnia Emily z ciekawości przeczytała jej pierwsze strony i od razu zatopiła się cała w jej zakreślonych literkach. Nie zeszło jej długo z tą lekturą. Wręcz przeciwnie.
Pani Deuce i Emily miały podobne gusty. Ten sam styl ubierania, czytały te same książki oraz nawet myślały tak samo. Idealna kopia genetyczna.


„ – Jesteś dla mnie najważniejsza – Uśmiechnął się ojciec składając na jej policzku pocałunek.
- Tato, mam piętnaście lat… - Odpowiedziała odsuwając się od niego.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz malutka.”

Odłożyła stare zdjęcie na półkę. Ozdobiona ramka świetnie komponowała się ze zwiędniętymi płatkami kwiatów. W ramce tkwiło jej jedno z nielicznych zdjęć z ojcem. Ojciec swoją masywną ręką ujmował z tyłu ciało dziewczyny. Jego rozradowane usta nakreśliły na jej policzkach troskliwy ojcowski pocałunek. Ile by dała za wrócenie do takich dni. Gdy razem z ojcem wychodziła na spacer, gdy zbierali razem kasztany w parku a potem w domu robili z nich ludziki.
Wstała i wyjęła z kieszeni chusteczkę. Jej wzrok w tej chwili zatrzymał się na małym, stoliku który zrobił obrót o 180 stopni.

„ – Jesteśmy z Ciebie dumni – Odparła z troską mama rzucając uśmiech w stronę dziewczyny.
- Co się stało? – spytał wchodzący do pomieszczenia pan Deuce.
- Kolejna piątka w tym tygodniu. Mamy zdolną córkę.”


Emily uśmiechnęła się w duchu. Jej kąciki podniosły się lekko na myśl o tym co działo tu się kilka lat temu. Była dobrą uczennicą, ale nikt w szkole na zwracał na nią uwagi. Była przeciętna. Gdy jej koleżanki wolały spędzać czas na zakupach lub w klubach z chłopakami, ona siedziała w domu i albo się zamartwiała otaczającym ją światem albo kreśliła na papierze wzory, które z czasem nabrały wyrazu rysunków. W ten sposób wyrażała swoje uczucia.
W tej chwili wstała i spojrzała w stronę kuchni. Jej oczy kolejny raz wyobraziły matkę stojącą we framugach drzwi:

„ – O której to się przychodzi? – Spytała kobieta.
- Kochanie, mówiłem Ci że idę na piwo z kolegami. – tłumaczył się mężczyzna.
- Mieliśmy dzisiaj spędzić cały dzień. Razem! Mamy tak mało czasu dla siebie…
- Obiecuje to naprawić – Odpowiedział jej i równie szybko pocałował żonę w usta”

Zahipnotyzowana skierowała się w stronę schodów. Spojrzała na leżące drewno. Przewalone drzwi umarły kilka chwil wcześniej kiedy ona zrobiła to samo. Nagle coś złapało ją za gardło. Uścisk dławił ją od środka wywołując krzyk nie przedostający się przez zaciśniętą krtań.

„ – Otwieraj to suko! Dopadnę Cię!”

Usłyszała głos w swojej głowie. Odparła go ale nadaremnie. Razem z dźwiękiem pojawiły się także obrazy. Weszła szybko do środka. Popatrzyła na swe dłonie, gdzie wspomnienie wyryło obraz telefonu

„ – Chester, proszę! Odbierz! Pomóż mi!”

Próbowała odrzucić te obrazy ze swojego umysłu lecz to było silniejsze od niej. Jej słowa szybko przeszły z umysłu do czynów. Krzyknęła w stronę wielkiego otworu i rzuciła się w stronę łóżka. Oparła się na nim i nagle poczuła że coś chwyta ją za dłonie.

„ – Jesteś od tej chwili moja! Nie uciekniesz!”

Jego głos był tak autentyczny. Każde słowo było idealnie wypowiedziane jak wtedy gdy się to wszystko rozpoczęło. Zaczęła się wyrywać z niewidzialnych objęć. Przenikający ból rozszarpywał jej skórę na dłoniach. Zrobiła szybki ruch odpychając od siebie demony zła. Coś złapało ją za gardło.

„ – Ruszaj się dziwko! Pokaż na co Cię stać! Na co stać twoje pieprzone ciało!”

Wyimaginowane wizje w umyśle dziewczyny nie dawały jej spokoju. Niewidzialne duchy łapały za jej części ciała wyrywając z niego wspomnienia. Koszmarne demony podstępnie wywoływały u niej drgawki. Jej ciało nie kontaktowało. Nie wiedziała co się z nią w tej chwili dzieje. Spojrzała zmęczona w dal. Chce stąd uciec. Jak najdalej. Nie chce już nigdy wracać do tego miejsca oblanego horrorem.

„Rzucona w stronę łóżka kobieta wije się w stronę wyjścia. Chwyta za końce przedmiotu, wbijając w nie swoje dygoczące dłonie. Palce kreśliły kształty na jego ciele chcąc znaleźć idealne miejsce na wbicie swoich cienkich szpon.”

Przerażenie i wspomnienie chwyciło za jej roztrzęsione ciało. Łzy spływały po jej policzku. Spojrzała na obręcze łóżka. Zakończone długie szpice sprawiały wrażenie wbijania się w jej ciało.

„ – Moja była robiła to lepiej. No już. Całuj mnie szmato!”

Poddała się. Emily opadła na białą pościel. Biel z materiału było tak przejrzysta, że sprawiła nagły ból głowy, którego nie mogła zatrzymać. Trzymała ją przez chwilę w rękach po czym rzuciła ją w dal. Spojrzała na jej bezwładny lot po pokoju.

„ – Proszę zostaw mnie! – Krzyczała dziewczyna próbując się przykryć białym materiałem.
- No dalej! – krzyknął bardziej lgnąc do niej. Wpił się w jej ciało sprawiając jej coraz gorszy ból. Łzy spływały po jej nagim ciele.”

Wydobyła z siebie kolejny krzyk przerażenia. Spojrzała z pół przytomnych oczu na brązowe biurko, które kiedyś służyło jej w sprawach codziennych. W tej chwili wyrywa się do niej by chwycić za jej zmarznięte policzki i wbić drewno w jej skórę.

„ – Ściągaj to! – Chłopak zdarł z niej ostatnie ubranie i rzucił w stronę małego stolika. Czerwony stanik zawiesił się o ekran komputera i ulokowany przyglądał się temu całemu zdarzeniu.”

Podniosła dłoń i przetarła załzawiony policzek. Słona woda ulatniająca się z jej oczodołów dławiła ją od środka. Zrobiła to jeszcze raz tylko bardziej delikatniej. W tym miejscu coś kiedyś się znajdowało. Nadal tu jest! Dotknęła bardziej policzka i poczuła rozrzucający się ból wewnątrz skóry. Potoki bólu rozprzestrzeniały się po jej całej twarzy rodząc kolejną wizję.

„ Kobieta wyrywała się. Szarpała. Nadaremnie. Chwyciła jego dłoń i wbiła w nią długie paznokcie. On jednak przechwycił jej ruch.
- Będziesz mnie szczypać, suko? – Krzyknął i nagle poczuła przeszywający ból w prawej części twarzy. Nie miała siły to odeprzeć. Gorszym bólem był ból psychiczny, którego właśnie teraz doświadcza. Wyobrażała sobie tylko gigantyczną opuchliznę w kształcie śliwki.”

Nagle siadła w osłupieniu. Czy to koniec męczarni? Wstała i chcąc biegiem opuścić to pomieszczenie natknęła się na kawałki rozbitego lustra. Kawałeczki szkła idealnie przyglądały się jej zmęczonemu wyrazowi twarzy. Brązowe wygasłe ślipia patrzyły na odbijający się obraz.

„ – Ciesz się że ja Cię chcę bo Ciebie nikt inny nie przeleci! – Krzyknął targając jej bezwładnym ciałem - Jesteś beznadziejna!

Złapała za ostre kawałki szkła i rzuciła je w dal. Lepiąca substancja opinała jej dłonie. Zataczała zakola na jej ręce wirując wokół zmarzniętego ciała. Nagle oderwała się od niej i powędrowała na podłogę. Delikatne opadanie ciepłej krwi wywołało u niej śmiech a później zamarła. Zakrwawiona bluzka wywołała kolejne wspomnienie

„ Jedno nacięcie. Jedno małe nacięcie. Już to kiedyś robiłaś! Przypomnij sobie. Skończ ten horror!”

Krew nadal spływała po jej ciele. Czarny kolor jej bluzy nabrał intensywniejszego koloru. W jej ręce pojawił się nagle obraz ostrej żyletki. Jej dwa ostrza za wszelką cenę chciały doprowadzić do spotkania ofiary z przedmiotem.

„ Ona kiedyś dawała Ci życie, teraz Cię niszczy. No dalej. Nie bój się. To nie boli. Każdy tego chce! Każdy chce byś się zabiła!”

Dziewczyna wydała jeszcze jeden krzyk przerażenia. Nie przejmowała się rozpiętością głosu. Jej krtań przedzierał wysoki dźwięk bólu i rozpaczy. Rzuciła się na łóżko i zakrwawioną dłonią przetarła jasną poduszkę. Jej umysł dawał wrażenie rozerwanej nici. Wszystkie miłe wspomnienia zostały zerwane przez jeden moment. Przez moment, który na całe życie zostanie w jej pamięci.
Wszystko zniknęło. Martwe spojrzenie przechwyciło czarne plamy na suficie, które sprowadzała do swojego umysłu. 
Jej rzucane ciało idealnie wtopiło się w materac. Nie kontaktowała już nic. W jej myślach wróciły tylko ostatnie słowa oprawcy:
                                                                                             
„ – Jeśli komuś o tym powiesz, to Cię zabije”

Potem poddała się snu rozpaczy przelanego łzami i krwią. 


4 komentarze:

  1. Jestem pierwsza :) Łał. No genialnie. Czy ty ją zabiłaś? Czyżbyś jej coś zrobiła?
    No proszę, nie gadaj, że ona wróci do szpitala. Oszczędź jej cierpień, no błagam.
    Co do strony gramatycznej- te opisy niszczą. Są cudowne, piękne, prawdziwe.
    pokazałaś cierpienie przez pryzmat wspomnień bohatera, uchwyciłaś nieuchwytne, dokonałaś cudu. Naprawdę nie wiem co mam dalej pisać.
    A już pamiętam: "Zamknąć ryje niedorozwoje bo jak was pieprzne w te krzywe mordy to się w mieście nie pokażecie!"-Nie ma to jak Shinoda :D Dzięki Tobie ten dzień zaliczam do udanych :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy, nowy, łapać póki jest :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo i to mi się podoba :D
    A mi się ostatnio nic nie podoba, więc czuj się wyróżniona xD
    Idealnie. Wspaniale, świetnie, czego chcieć więcej?
    Na pewno kontynuacji ;-)
    Weny życzę i zwracam się z prośbą:
    Bądź jedną z tych osób, które kopną mnie w dupę i każą wziąść się za OneShota i dokonanie zmian w moim nędznym życiu :3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń