niedziela, 18 maja 2014

Rozdział XLIII



Kobieta leniwie podniosła się z niewygodnego materaca. Rozglądnęła się po mieszkaniu, które tak naprawdę nie było jej mieszkaniem.
Tak, to jest dom Chestera. Główko, teraz sobie przypomnij wszystko co się tu działo. Wstała przemywając zaspane oczy i spróbowała wysilić umysł. Czyli była wczoraj impreza, raczej powitalna. Miało być kulturalnie, a wyszło jak wyszło, niestety. Tak, tego jest pewna. Potem wszyscy się otworzyli, pamięta nawet, że złapała język z Marlene co wydawało się cudem.
- Nie pamiętasz, prawda? – Spytał retorycznie mężczyzna. Ona ogarnęła włosy do tyłu i jeszcze raz oglądnęła mieszkanie. Te wszystkie kąty były takie znajome…
- Pobudka alkoholiku! – Krzyknął ze śmiechem i podszedł pod łóżko. Ściągnął z niej pościel, a ta charakterystycznie mruknęła coś pod nosem i złapała mocniej za koc – Wstawaj!
- O której ty jesteś na nogach, że tak się bezczelnie nade mną znęcasz? – Syknęła do niego i spojrzała w jego stronę – Nie słyszałam jak wychodzisz.
- Po pierwsze – zaczął siadając na łóżku – tak spałaś, że jakby przyjechał tu czołg byś tego nie słyszała, a po drugie nie spałem z tobą.
- Jak to? – Zdziwiona aż podniosła się z miejsca. Przykryła się lekko pościelą i popatrzyła na jego uśmiechnięty wyraz twarzy.
- Przespałem się na kanapie. No wiesz – Zaśmiał się po raz kolejny i zawiesił wzrok na kolorowym dywanie – Byłaś w takim stanie, że bałem się że coś mi zrobisz, a nie byłoby mi na rękę jakbyśmy się ze sobą w takich okolicznościach przespali – Puścił jej oczko, a ta wywróciła oczami i położyła się ponownie na miękkiej pościeli. Spojrzała na niego i odwróciła się w drugą stronę.
- No co? – Zaśmiał się i położył swoją dłoń na jej ramieniu.
- Chester, nie wskoczyłabym do łóżka, żadnemu mężczyźnie, nawet po pijaku – oznajmiła i zamknęła oczy, by ponownie wymusić sen.
- Wiem – odpowiedział i przybliżył się do niej składając na jej czole pocałunek – Ale z tym mokrym dekoltem wyglądałaś nade kusząco…
- Co? – Przerwała mu nagle i odwróciła się w jego stronę.
- Na następny raz nie bierz sobie Marlene jako koleżanki do picia alkoholu. Uwierz mi – Zaśmiał się i wstał z  rozgrzanego łóżka. Dorzucił tylko że za chwilę dokończy robić śniadanie i po tych słowach wyszedł z sypialni, zostawiając Emily sam na sam z własnymi myślami.

***

Kobieta przegryzła nerwowo wargę. Popatrzyła na swoje dłonie i dokładnie opatrzyła na niej każdą rysę. Nagle do pomieszczenia wszedł Bennington. Spojrzał na nią ukradkiem, ale nic się nie odezwał. Podszedł pod okno i otworzył je na oścież. Pogoda nie była zadowalająca, ale nie mogli narzekać na jej całkowity brak. Słońce wydobywało lekkie promienie, tylko zza ciemnych chmur, a wiatr całkowicie gładził każdy przedmiot znajdujący się na zewnątrz. Wychylił się bardziej, ale nie słysząc nic ze strony dziewczyny zwrócił się ku niej. Nadal siedziała w tej samej pozycji, lecz teraz z telefonem w ręku.
- O co chodzi? – Spytał po chwili.
- Boję się – odpowiedziała zahipnotyzowana – Dzisiaj znowu przeczytałam kolejny artykuł na temat Mike’a. Media na całym świecie robią sensację, obrażają go, komentarzy też nie szczędzą – wtedy zwróciła się do niego – Fani odchodzą…
- Jeśli fani odchodzą, to nie byli żadnymi fanami. Jeśli taka drobnostka może przekreślić to wszystko to mam ich głęboko w dupie! Krótka piłka, albo jesteś, albo nie. – Wrzasnął i usiadł obok Emily.
- Jutro się wszystko wyjaśni – oznajmiła i złapała za telefon by sprawdzić godzinę. Dochodziła czternasta, więc miała jeszcze sporo czasu by to wszystko przemyśleć.
- Będzie dobrze, ja mam takie dziwne przeczucie, że to może się wyjaśnić.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zdezorientowany skierował wzrok ku Emily, a ta nic nie ruszona wstała i podeszła pod mahoniowe drzwi. Jednym ruchem otworzyła klamkę i spotkała się ze spojrzeniem swojego brata.
- Ian? – Spytała zdziwiona, ale zaprosiła go do środka.
- Emily, wiem powinienem był być teraz w szpitalu, przy Nathanie, ale od kilku dni chodzi mi to po głowie i muszę to wyjaśnić – Zaczął bez owijania w bawełnę – Proszę tylko o szczerość.
- Jasne – powiedziała drżącym głosem i oparła się o ścianę.
- Czy to prawda co piszą media? – Spytał po chwili patrząc zdenerwowany w jej oczy. Ta nie wiedząc tak naprawdę jakiej odpowiedzi od niej oczekuje, zaczęła:
- Mike nie siedzi za gwałt, to dziewczyna go wrabia…
- Nie chodzi mi o jakiegoś Mike’a – przerwał jej po chwili.
- A o kogo? Kogo media teraz nienawidzą?
- O ciebie mi chodzi. Emily... – Zaczął – Czy to prawda, że ktoś cię skrzywdził?
Zaniemówiła. Opuściła wzrok na podłogę nawet nie zauważając, że Chester w tej samej chwili przygląda się jej ruchom. Tkwił nadal w ciszy, by pozwolić na wyjaśnienie sprawy. Czuła się jakby ktoś przygniótł ją swoim zdaniem. Powie prawdę – on się załamie, skłamie – załamią się oboje. Tylko, że jedno z nich trochę później.
- Emily, kto ci to zrobił? – Spytał spokojnie.
- Ian…
- Kto ci to zrobił? – Spytał po raz  kolejny bardziej nerwowo – No mów! Zabiję gościa!
- Uspokój się! – Krzyknęła i nagle spotkała się z jego dziwnym wzrokiem, który tak naprawdę nie wiedział czy się załamać, czy nadal walczyć o te informacje. Nie powiedział nic, załamał ręce i przybliżył do siebie kobietę. Ta nie walcząc nad tym wtuliła się w swojego brata najmocniej jak potrafiła. Dreszcz po niej przeszedł gdy mężczyzna splótł swoje ręce obok jej pleców i oznajmił:
- Nie chcę was stracić… - Kobieta zamarła i próbowała go uspokoić.
- Nikogo nie tracisz Ian! Nikogo, ja nie mam zamiaru odejść, nikt inny też nie – powiedziała do niego i odsunęła się by spojrzeć w jego przestraszone tęczówki – To było dawno, rok temu. Zapomniałam o tym, próbuję zapominać i na razie mi się to udaje. Jutro może być już po wszystkim, to wszystko może zaniknąć…
Ian przyglądnął się dziewczynie i wymusił na swej twarzy serdeczny uśmiech przeplatany troską.
- Dlatego się tak zachowywałeś? Najpierw dzwoniłeś, potem cię to dręczyło, a gdy byliśmy w szpitalu nie wiedziałeś co zrobić. To…
- Emily… - Zaczął łapiąc za jej rękę – To nie jest takie proste. Nie chcę byście mnie zostawili, bardzo mi na was zależy i jak się o tym dowiedziałem to zamarłem. Najgorszy ból w serce zadało mi to, że to jednak media wiedziały pierwsze, a nie ja…
- Nie potrafiłam… - powiedziała zahipnotyzowana.
- Wiem – odparł krótko – Jest ci trudno, rozumiem.
- Jak na razie z tym wszystkim staram sobie radzić – odpowiedziała mu i złapała mocniej za jego rękę pociągając mężczyznę za sobą i z uśmiechem na twarzy, próbując zamaskować tlące się w niej zdenerwowanie poprowadziła chłopaka do kuchni. Chester popatrzył na nich i zrobił krok do tyłu witając się z zaskoczonym mężczyzną.
- Widok Chestera Benningtona w moim domu nie powinien być dla ciebie tak zaskakujący, czyż nie? – Spytała z uśmiechem na ustach widząc jego zaskoczoną minę.
Ten nic nie odpowiedział tylko usłyszał lekki śmiech mężczyzny, który usiadł obok niego.
- Kawy, herbaty…? – Spytała po chwili kładąc czajnik na kuchenkę.
- Nie rozumiem – zaczął po raz kolejny zdezorientowany – Jestem mężczyzną, ale jeśli byłbym tobą, nie uśmiechałbym się po tym jakbym został tak potraktowany. Nie mówiłbym tego z taką lekkością…
- Uznałam, że jeśli podchodzę do czegoś z dystansem i próbuję zamaskować stare demony, to lepiej na tym wychodzę.
- Ale to nie jest błaha sprawa… 
- Mam Chestera, muszę być silna – spojrzała na niego, a ten zamiast coś odpowiedzieć uśmiechnął się do niej zaskoczony – To więc jak? Herbata czy kawa? – Spytała po raz kolejny by uniknąć sytuacji, a jednym z takich powodów było piętno naciskane na jej teraźniejsze myśli i uczucia.

***

Kobieta usiadła na miękkim fotelu. Pogładziła dłonią jego powierzchnię i spojrzała na swoje stopy. Czując na sobie spływające krople wody przetarła je jakimś ręcznikiem i położyła się na wygodnym materacu. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niezdefiniowane wzory, które co chwile tworzyły rozmaite kompozycje i zamknęła oczy.
Wyobraziła sobie łąkę. Tak po prostu, zieloną łąkę obsianą rozmaitymi kwiatami. A wokół nich? Hmm… Zamyśliła się i dodała porośnięte zielone drzewa. To lato. Uśmiechnęła się w duchu. Spojrzała na wyimaginowane piekące słońce na bezchmurnym niebie. Ale czegoś jej tu brakowało…
Dodała po chwili siebie. Wirującą w świetle gorącej gwiazdy, nie przejmującą się zupełnie niczym, nie myślącą o problemach. Zamiast łez na jej twarzy spływały pojedyncze krople potu.
Zaczęło się jej nudzić. Potrzebuje czegoś bez czego zabiłaby nudę, ale tylko jedną rzecz bez której nie wyobraża sobie siebie. To nie była rzecz.
Natychmiast postawiła uśmiechającego się Chestera, który swoimi ramionami złapał za jej łokcie i przybliżył do siebie.
- Dobranoc – powiedział nagle składając na jej czole czuły pocałunek.
Dobranoc? Otworzyła oczy i przekręciła się w drugą stronę:
- Obudziłem cię? – Spytał z uśmiechem.
- Nie.. – odparła, tak naprawdę już nie wiedząc czy była na jawie czy to się zdarzyło naprawdę – Ale, myślałam że zostaniesz…
- Dzisiaj? – spojrzał na zdezorientowaną kobietę i usiadł obok niej – Chyba nie dam rady.
- A co będziesz robił? – Spytała zaciekawiona – Nie raz u mnie zostawałeś…
- To jest męczące – odparł bez namysłu.
- Co? – Spytała zaskoczona – Ja?
- Nie ty, głuptasie! – Zaśmiał się i dodał – To, że jesteśmy razem, a mieszkamy oddzielnie. Powinniśmy coś z tym zrobić.
- Mam sprzedać mieszkanie? – Spytała ze śmiechem.
- Zaraz tam sprzedać – Wywrócił oczami – Wprowadź się do mnie – oznajmił opierając swoją głowę na jej ramieniu. Ta uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- A czemu ty się do mnie nie wprowadzisz, co?
- A czemu ja? – Spytał zaskoczony.
- A ja? – Odpowiedziała mu tym samym.
- Mam większy dom, ładniejszy…
- Serio? – Spytała zaskoczona – Wyjdź już, jeśli zasłaniasz się takimi argumentami …
- Oj, przestań – Zaśmiał się głośno i przybliżył do kobiety – Pomyślisz nad tym, dobrze?
- A jeśli nie? – Spytała zadziornie.
- A jeśli nie to znajdę na twym ciele jeszcze więcej miejsc na których masz łaskotki – Uśmiechnął się kokieteryjnie i dodał – Albo zagrożę ci, że koniec z moją kartą kredytową, wiesz, metoda na Jessicę – w tym momencie zaczął naśladować jakąś diwę, usiadł zakładając nogę jedną na drugą i spojrzał na nią trzepocząc rzęsami.
- Uważaj, bo jeszcze cię zostawię dla pieniędzy innego kolesia – odpowiedziała mu i wtuliła się w leżący obok koc. Wzięła go do ręki i wstała z kanapy.
- Gdzie idziesz? – Spytał widząc to jak postawiła krok w kierunku schodów.
- Do łazienki, umyć się jak normalny człowiek – oznajmiła mu i spotkała się z jego uwagą.
- Potowarzyszyć ci?
- Ty chyba żartujesz… - odparła zaskoczona – Chester tu poczeka, a ja pójdę się umyć.
- Chester idzie do domu – odpowiedział udając smutną minę.
- Bo Chester jest totalnym idiotą – podsumowała i udała się w stronę drzwi do łazienki – Dobranoc – Uśmiechnęła się serdecznie, tak że odwzajemnił jej wspaniały uśmiech. Niemal się obejrzał, a ona już zniknęła, pozostawiając po sobie tylko miłe wspomnienie jej coraz częściej śmiejących się ust.

***

Ubrana w granatową spódnicę spojrzała na swoje odbicie w kałuży. Nie wyglądała abstrakcyjnie, ale też nie tak banalnie jak to się jej wydawało. Jasna bluzka z frędzlami dodawała jej prawdziwego uroku. Postawiła stopę na schodku i idąc obok Chestera zaczęła:
- Obiecaj mi coś.
Zaskoczony jej prośbą idąc nadal przed siebie spytał:
- O co chodzi?
- Powiedz, że to że tu jesteśmy jest złym snem. Albo nie, powiedz że to się w ogóle nie zdarzyło, nawet w śnie i mam urojenia. Albo to że, nie będę musiałam patrzeć jak kłamie…
- Nie mogę ci tego obiecać, ale mam nadzieję że wybrniemy z tego wszyscy – odpowiedział jej i otworzył wielkie drzwi. Zostawiając za sobą wielki tłum ludzi odetchnął głośno i skręcił w drugi korytarz. Nikogo prócz nich nie było, więc usiedli w spokoju nie mówiąc już nic. Tylko ich niesłyszalny oddech zakłócał bijący zegar i rozmowy nieznanych im ludzi.

***

- Jaki jest to sens, że mam opowiadać to wszystko po raz kolejny? – Spytała się po chwili gdy sędzia udzielił jej głosu – Po co tego chcecie, byście sprawdzili, że fakty które zeznawałam po raz setny są zgodne z rzeczywistością i czy nie zmyślam, tak?
- Proszę uspokoić ton – Zaczął mężczyzna i spojrzał na nią znacząco. Ta zrezygnowana oparła swoje dłonie na drewnianych belkach, jak to zrobiła kilka tygodni temu. Popatrzyła w lewą stronę. Teraz nie siedziała tam tylko jedna osoba. Uśmiechnęła się chcąc podnieść siedzącego Mike’a na duchu, lecz było to niemożliwe. Zmienił się. Zauważyła to w jego wygasłych tęczówkach, gdzie cały kolor uciekł jak łzy po jego policzkach. Tak, to były łzy. Spojrzała na jego bezwładne zakute ręce. Zastanowiła się jak długo nie jadł czegoś porządnego. Skrzywiła się widząc to jak na nią patrzył. Wołał w tej chwili o pomoc, wołał choć nie potrafił się odezwać. Musiał udawać, że jest wszystko w porządku, że tak naprawdę nic się nie stało, że to był czysty przypadek. To nie był przypadek. Uschniętym wzrokiem popatrzył po raz kolejny na kobietę, a ta widząc go wpadła w dziwny napad furii. Wstąpiła w nią wtedy determinacja.
- Jesteście z siebie dumni idioci? – Wrzasnęła do zszokowanego personelu – Jesteście? Że siedział tam przez tyle czasu bez powodu? Że nie wierzyliście w żadne moje słowo, w to, że na waszych oczach został wyniszczony człowiek?
- Proszę się uspokoić, mówię po raz kolejny i pomimo tego, że jest pani poszkodowaną wydalę panią z sali rozpraw – oznajmił dusząc w niej w tym samym momencie wszystkie emocje. Wywróciła oczami i zacisnęła mocniej pięści, tak że całą energię schowała właśnie w nich. Zła na taki przebieg sprawy zamknęła oczy i spytała:
- Może powiecie mi, co mam mówić?
- Wszystko co pani wie – oznajmił po raz kolejny.
- To nie ma sensu! – Wrzasnęła – Przecież mówiłam to już kilka razy więc ta historyjka powinna być już wykuta na pamięć. To Scott mnie zgwałcił, Mike jest niewinny. Zresztą, jak przyjdzie tu ta jego była dziewczyna to i tak dacie się nabrać na te wszystkie teatrzyki. Co za ludzie tu pracują… - powiedziała gryząc się w język. Bała się, że po raz kolejny mogła się narazić mężczyźnie, lecz spotkała się z czymś innym.
- Wysoki sądzie – Zaczął obrońca Shinody – Mam dowody uniewinniające mojego klienta – W tym momencie wstał i podał mężczyźnie małą reklamówkę. Emily spojrzała na Mike’a, który tak samo jak ona był zdziwiony.
- Co to jest? – Spytał po chwili odpakowując torbę.
- Wydawałoby się, że to jest jakiś żart, że mógłbym być tym kimś kto się podaje za tę osobę, by uniewinnić pana Shinodę. Jednak tak nie jest. Zderzyłem się z tą ciekawą sytuacją wczorajszym wieczorem – Zaczął siadając po raz kolejny obok Mike’a – Poddałem analizie pismo nadawcy tego listu i się zgadza, nie mógłby być podrobiony.
Mężczyzna popatrzył na niego i zaczął:
- Dopuszczam ten dowód jako ważny w sprawie – Po tych słowach założył swoje okulary i dokładnie przyjrzał się literkom tam zapisanym. Tekst nie był schludny, litery z początku były wykręcone w prawo, potem w lewo, a na samym końcu rozciągnięte, to znaczyło, że kobieta się mogła spieszyć. Jej charakter pisma mógł zdradzać, że była bardzo nerwowa, a wszystko co pisała było dobrze przemyślane. Zrobił zaskoczoną minę i zaczął czytać:

„Ten list to najbanalniejsza forma tego co chciałabym naprawdę przekazać. Pierwszy raz chyba zrozumiałam coś, że tak nie powinno być. Nie będę owijać w bawełnę, wiem kto jest prawdziwym sprawcą. To co mówiłam było trochę przekręcone, mimo tego że Mike mnie zranił, nic nie zrobił. Nie zgwałcił, ani nie kazał usunąć tego głupiego dziecka. Prawdziwym sprawcą jest Scott, dorzucam do tego jeszcze nagranie gdzie rozmawiał ze mną o tym jak chce się jego raz na zawsze pozbyć.
Byłam tylko głupią marionetką w tym jego całym teatrze!
Przepraszam za to.
Nie zjawię się na rozprawie, nie będzie mnie tutaj, chcę tylko byście wiedzieli kto jest prawdziwym winowajcą.”

Wszyscy zamarli. W oczach Shinody pojawiła się iskra nadziei przeplatana strachem. Spojrzał na swojego obrońcę czekając na wyjaśnienia, ale się nie doczekał.
- Przecież to kłamstwo! – Wrzasnął Scott wstając z miejsca – Nie wierzycie tej kłamliwej suce, prawda? Ona zrobi wszystko by mnie zniszczyć.
- Z tego co wiem broniła pana przy poprzedniej rozprawie – dorzucił mu adwokat.
- Skąd możecie wiedzieć, że to jest autentyczne, co? Mogła to napisać ta kretynka przede mną żeby uratować swojego wielkiego kolegę – wywrócił złośliwie oczami i wrzasnął – Kto do jasnej cholery wierzy w jakiś papierek?!
- Ja wierzę – powiedział obrońca Shinody – Dostałem go z rąk nadawcy, więc jestem na sto procent pewny w autentyczność tej wiadomości.
- Mówiłam, że Mike jest niewinny! – Krzyknęła kobieta – A wy co? Trzymaliście go tyle czasu!
- Proszę się uspokoić, to jeszcze nic nie znaczy – ostudził temperamenty kobiety i podał płytę mężczyźnie, który siedział obok niego – Jeszcze odsłuchamy nagrania.
Chłopak włożył ją do odtwarzacza i nagle zapadła grobowa cisza. Nikt już nic nie powiedział tylko przyglądał się temu co się w tej chwili dzieje. Nagle usłyszeli dźwięk. Głos prawdziwego sprawcy, przeplatający się z głosem kobiety. Mówił to co opisała w liście, jak postarają się zgładzić Benningtona, Shinodę. Nagle kobieta zamarła słysząc epitety na swoją osobę. „ Głupia dziwka, którą trzeba zabić”.
- To jest nieprawda! – Wrzasnął waląc pięścią w stół – Kłamstwo jedno na drugim! A wy w to wierzycie, kurwa jak możecie w to wierzyć?!
- Proszę się uspokoić! – Wrzasnął – Jak pan się odniesie do tego co usłyszeliśmy.
- Gówno słyszeliście – odparł agresywnie i oparł się o krzesło – Nie mam nic więcej do powiedzenia, to jest kłamstwo, nigdy bym jej nie tknął…
- Głupia dziwka tak? – Spytała teoretycznie – Wiesz co kretynie? Nie wiem co w tobie widziałam. Jak mogłam związać się z mężczyzną, który przez wiele miesięcy mówił mi o swoich uczuciach, twierdził, że mnie bezgranicznie kochał. Gdzie się podziała ta miłość, co? Jesteś zwykłym idiotą, a nie mężczyzną!
- Jak wstanę…! – Wrzasnął do niej, a ona lekko postawiła stopę w drugą stronę.
- To co? Zastraszysz mnie znowu? Jak tymi listami?
- To nie ja je wysyłałem!
- Proszę zakończyć tę dyskusję! – Sędzia walnął młotkiem w nagi stół i powiedział – Mamy także analizę tych wszystkich listów.
Kobieta zaciekawiona przybliżyła się i usłyszała odpowiedź.
- Sprawdziliśmy wszystkie możliwości i niestety nie należą one do pana Parkera. To jest niemożliwe.
Nie powiedziała nic. Przeszył ją dreszcz na myśl tego, że może przez to wszystko będą dociekać do kogo one należą. Zaszokowana zaczęła szybciej oddychać i nie wiedząc co zrobić postawiła na milczenie. Popatrzyła na nabierającego nadzieję Mike’a i nagle usłyszała:
- Nie mamy więcej świadków – zaczął – Argumenty są wystarczające. Chce któreś z państwa coś dodać? – Spytał po chwili siedzących tu ludzi.
Nie usłyszał nic. Kobieta spuściła wzrok i powędrowała na swoje miejsce. Teraz cały świat zależał od tej jednej głupiej chwili.

***

Kobieta rzuciła się na mężczyznę. Trzymając ją w ramionach przybliżył ją do siebie bliżej. Nie zrobił nic tylko zaczerpnął powietrza i poczuł zapach jej gęstych włosów. Ciemne pasma przysłoniły mu na chwilę cały świat, tak, że w tej chwili nie myślał racjonalnie. Pragnął tylko jednego.
- Mike! – Wrzasnął rozradowany jak małe dziecko i poklepał go po przyjacielsku. Ten spojrzał na niego, po raz pierwszy z uśmiechem na ustach i zapytał:
- Jeśli cię uściskam będzie wyglądało to dosyć gejowsko?
- Pieprz się – rzucił mu i wtulił się w swojego przyjaciela. Emily uśmiechnęła się w ich stronę i oparła o ścianę. Widząc po raz pierwszy od kilkunastu dni swojego przyjaciela odetchnęła z wielką ulgą.
- Wygraliśmy! – Rzucił Bennington – Kurwa, no wygraliśmy! – Zaśmiał się po raz kolejny i odsunął od przyjaciela. Wtedy zobaczył jak jego towarzysz przybliża się do kobiety. Popatrzył na nią, na jej twarz i wtedy coś poczuł. Kobieta z całej siły wtuliła się w Mike’a i trzymając za jego szarą koszulę ułożyła swoją głowę na jego piersi. Uśmiechnął się, ale w pewnym momencie odsunął ich trzask drzwi. Spojrzeli w drugą stronę i zobaczyli Scotta. Mężczyzna wyprowadzany był z sali rozpraw, zakuty kajdankami złowrogo patrzył na znane mu osoby. Syknął coś niezrozumiałego i spojrzał w oczy swojej byłej dziewczyny. Odwzajemniła wzrok, tak naprawdę w duchu czując dziwną ulgę. Tak jakby kamień, który trzymał się na niewidzialnym sznurku przez kilka miesięcy w jednym momencie się zerwał uwalniając ją z uścisku. Nagle coś w nim drgnęło.
- Jeszcze pożałujesz tego, że się urodziłaś! – Wrzasnął do niej, ale szybko został doprowadzony do porządku. Kobieta spojrzała na niego i udając tak naprawdę nie ruszoną złapała za rękę Benningtona mówiąc:
- Wyjdźmy stąd, nie mam ochoty dalej tu siedzieć.
Jak powiedziała tak zrobili. Szybkim krokiem powędrowali w stronę drzwi. Widząc przez szybę to czego się nie spodziewali spojrzeli na siebie i nabrali głośnego oddechu.
- Oni mnie nienawidzą, prawda? – Spytał retorycznie Shinoda. Nie chcąc mu nic odpowiedzieć w trójkę otworzyli drzwi i spokojnym krokiem próbowali zejść ze schodów. To co usłyszeli przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
- Nie odpowiadaj, pokaż że jesteś obojętna, omiń ich wzrok i idź przed siebie – zakomunikował dziewczynie Chester i pociągnął ją za rękę.
Nagle fala pytań i gwizdów przeszyła Shinodę. Nie wiedząc co zrobić popatrzył na wychodzącą parę i stanął na środku tłumu jak wryty. Nie wydostał z siebie żadnej odpowiedzi, mikrofony latały obok jego twarzy. Pytania sypały się ze wszystkich stron, jak małe kamyczki z worka pełnego piasku. Stojąc na samym środku tej śmiesznej, a zarazem tragicznej piaskownicy czuł się parszywie obrzucany pytaniami, stwierdzeniami i obelgami. A tak nie powinno być.
- Mike! – Wrzasnął Chester widząc jak mężczyzna zostaje pochłonięty przez tłum ludzi. Nie odpowiedział nic. Był zły. Może nie tyle co zły, ale zrezygnowany. Zrezygnowany w oczach tych ludzi, mimo tego, że sprawa została wyjaśniona. Był osaczony. Napierając na niego, czuł tak naprawdę podniesione tętno każdej z tych osób.
Nagle coś złapała go mocno za rękę. Sądząc że to Emily popatrzył się w głąb ludzi, lecz jej nie zauważył. Odsunął rękę, ale i tak po chwili ktoś ponownie złapał ją jeszcze mocniej. Zdezorientowany przysunął się do niej i znieruchomiał.
- Będziesz tu stał i tego słuchał? – Wrzasnęła do niego próbując obudzić go z transu – Zbieramy się stąd!
- Jak ty tu się znalazłaś? – Krzyknął zdezorientowany.
- Wiedziałam, że z tego wyjdziesz – Uśmiechnęła się, lecz po chwili przybrała poważną postawę i wydostała się z tego tłumu. Pobiegli przed siebie, on trzymając jej rękę, ona zdesperowana by w szpilkach przeskakiwać po kałużach, kamieniach i wysokich stopniach. Czuli się tak dziwne, tak jakby zatrzymali czas, choć wiedzieli że goni ich nieubłagalnie.
- Lisa, ja zwariuję przez ciebie wariatko – Zaczął ze śmiechem, gdy już naprawdę zgubili tych wszystkich ludzi.
- Nie marudź – Odfuknęła mu i spojrzała na jego twarz. Zacisnęła usta i z chęcią wydobycia z siebie chociażby jednej malutkiej łzy wtuliła się w zaskoczonego mężczyznę – Boże, Mike.. Co oni z tobą robili?
- Ej, jest wszystko w porządku – odpowiedział jej przybliżając ją o siebie. Złapał za jej długie włosy i wplótł je w między swoje palce – Popatrz na mnie – Odsunął się od niej, próbując się uśmiechnąć – Jestem tu, teraz z tobą, nie z nimi. To co się działo to pieprzona przeszłość, nic więcej.
Kobieta popatrzyła na niego i ponownie wtuliła się w mężczyznę.
- Wiesz co? – Spytała po chwili. Mike nic nie odpowiedział, ale ona wiedziała, że pozwala jej dokończyć – Wiedziałam, że to tylko wymysły tej głupiej zdziry – zrobiła krótką przerwę i dodała - Stęskniłam się za tobą.
- A wiesz Lisa, że ja też? – Odpowiedział jej ze śmiechem coraz bardziej ją do siebie wtulając.

***

Mężczyzna radosnym krokiem wszedł do swojego domu wprowadzając do niego swoją dziewczynę. Kobieta szybkim ruchem zdjęła swoje wysokie buty i położyła obok drewnianej szafki. Nagle coś zawibrowało w kieszeni Benningtona. Szybko wyjął telefon i przeczytał na głos wiadomość od przyjaciela.
- Mike pojechał do domu – oznajmił kobiecie i dodał – Będzie chyba świętował sam, tak szybko się zerwał z placu, że nawet nie zauważyłem w którą stronę pobiegł.
Kobieta nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i usiadła na szafce zamykając oczy. Ten nie zauważając tego wszedł do pomieszczenia świecąc przy tym światło w swoim salonie.
- Chester! – Wrzasnęła po raz kolejny uświadamiając sobie coś pięknego – Wygraliśmy, rozumiesz?! – Krzyknęła do niego radośnie z końca pokoju, lecz ten ponownie nic nie odpowiedział. Trzymając w ręku nowo zakupione wino zaczął szukać otwieracza, lecz to nie było takie łatwe. Skoczył szybko do kuchni i wyciągnął byle co, tak by tylko otworzyć tę butelkę. Stanął na miękkim dywanie i precyzyjnie wbił ostrze w wystający korek. Szarpnął za mocno, dlatego na dywanie pojawiły się czerwone plamy spowodowane wylaniem jego zawartości. Kobieta zaśmiała się bardzo głośno widząc co mężczyzna przed chwilą zrobił.
- Siedź cicho! – Wrzasnął ze śmiechem i nie przejmując się stanem materiału wlał do kieliszków jego zawartość. Emily spojrzała na niego, lecz później szybko złapała za jeden z nich. Chester widząc to zrobił to samo co ona i szczerze się uśmiechnął:
- To wszystko jest za nami… – powiedział cicho patrząc w jej oczy.
- Daleko za nami – dokończyła za niego.
- Zaczynamy nowe życie… - kontynuował stwierdzenie i nieśmiało spojrzał na swoje stopy – Zaczynamy we dwoje nowe życie, bez pieprzonej przeszłości, bez tego co się działo. Zaczynamy od nowa.
Po tych słowach charakterystycznie przybliżył swoje naczynie do jej kieliszka wydobywając tym samym dźwięk stykającego się szkła. Emily upiła jeden łyk i odstawiła go obok.
- Wino… Dawno nie piłam dobrego wina – Zamknęła w tej chwili oczy wyobrażając sobie jak to wszystko rodzi się na nowo. Jak te wszystkie koszmary mogą minąć, jak być może świat zmieni się na lepsze. Widzi jak żegna swoje dawne demony, jak wygania złe wspomnienia.
- Na takie okazje możemy zaszaleć – odpowiedział jej – Czeka nas dzisiaj cała noc świętowania – odpowiedział jej i wziął w swoje dłonie jej ciemny kosmyk włosów. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i po chwili położyła ręce na jego barkach. Ten widząc to złapał ją w pasie i przybliżył ją w swoją stronę, tak że po pewnej chwili tylko ich czoła zaczęły się ze sobą stykać. Zamknęła oczy i oddychając nerwowo przegryzła wargę. Jedną z dłoni zbliżyła ku górze i przejechała po jego szyi bardziej go do siebie zbliżając. Ten czując jej ruch, postanowił zrobić następny krok.
- Od dzisiaj wolni… - szepnął w jej stronę i szybko złapał za jej w pół otwarte usta. Odwzajemniając pocałunek złapała się mocniej za jego tył głowy i przechyliła go do tyłu. Chester tracąc powoli równowagę zachwiał się, lecz nadal stał na równych nogach. Nie przejmując się zupełnie niczym złapał za jej dłoń, która była usadowiona gdzieś na jego plecach i odsunął lekko głowę. Kobieta spojrzała na niego i nagle poczuła jak Chester mocniej pociąga ją za rękę, tym samym przewalając jej ciało na jaskrawy dywan. Walnęła plecami o podłogę, śmiejąc się przy tym głośno. On patrząc na kobietę z góry przybliżył się bardziej do Emily i ponownie pocałował dziewczynę, tyle że jego ruchy warg były bardziej odważne. Czując na sobie jak Chester namiętnie na nią napiera, wsunęła swoją dłoń pod jego koszulkę. Trzymając go w pasie odsunęła się trochę do tyłu i popatrzyła na mężczyznę.
- Chester? – Zaczęła po chwili patrząc na jego barwne tęczówki.
- Tak? – Spytał po chwili przyglądając się jej ruchom. Odsunęła rękę i położyła ją na policzek Benningtona. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i zaczęła:
- Dziękuję za to, że jesteś… - powiedziała przypatrując się każdej jego rysie na twarzy.
Mężczyzna spojrzał na nią czując w sobie wielką falę ciepła w sercu i tak jak ona położył rękę na jej prawym policzku.
- Kocham cię – oznajmiła po chwili lekko się do niego uśmiechając.
- Ja też cię kocham – zrobił przerwę i przysunął się do niej – Tak cholernie cię kocham…
Po tych słowach Chester ponownie przybliżył się szybko do Emily i ponownie zatopił swoje usta w jej wargach. Coraz szybciej, coraz odważniej… Tkwili tak przez pewien okres czasu gdy kobieta przesunęła się w drugą stronę przesuwając tym samym ciało Benningtona. Usiadła na nim i przybliżyła swoje usta do jego ucha.
- Wiesz, że jeszcze nigdy nie całowałam się na podłodze? – Spytała po chwili.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – uśmiechnął się czując jak kobieta dotyka swoimi wargami jego płatka ucha – Ale nie sądzę by ci się nie podobało…
- Nawet jakbyśmy się całowali na suficie i tak byłoby bardzo intrygująco – dorzuciła i ponownie przybliżyła się w stronę mężczyzny. Chester złapał jedną ręką jej lewej nogi i zaczął delikatnie nią pocierać tak że po chwili pojawił się na niej lekki dreszcz. Po chwili kobieta zmieniła swój kierunek ust. Muskając delikatnie jego policzek usłyszała dźwięk zadowolenia z ust mężczyzny, więc postanowiła bardziej zaangażować się w swoje czyny. Zjechała po chwili na dół kierując się niżej i niżej…
Nagle usłyszeli charakterystyczne chrząknięcie. Zdezorientowana podniosła głowę i spojrzała tam gdzie Bennington, w prawą stronę pomieszczenia. Widząc to spadła nagle na nagą podłogę i przeczesała nerwowo włosy do tyłu.
- Kurwa! – Wrzasnął Chester wściekły na obecne tu osoby – Mike!
- No my ten… - podrapał się po głowie i trzymając w ręce butelkę szampana po chwili odparł – ten… no – uśmiechnął się sztucznie u niósł ją w górę – świętować tak przyszliśmy, bardzo!
- Nie mogłeś chociaż raz trzasnąć tymi drzwiami? – Spytał wkurzony i wstał z podłogi – Zawsze nimi trzaskasz, dlaczego teraz nie mogłeś tego zrobić?!
- Miała być niespodzianka – odpowiedział Dave, który stał z całą resztą zespołu – Zresztą, widzę, że świętujecie bez nas – odparł po chwili bardziej zmieszany.
Bennington mruknął  coś niezrozumiałego pod nosem i spojrzał na kobietę, która była tak samo w szoku jak on. Popatrzył na nią, a ta odwzajemniła jego uśmiech.
- Człowiek wychodzi z pierdla po tak długim okresie czasu i jedyne co słyszy to „Kurwa, Mike?” – powiedział Shinoda i usiadł na kanapie – Dzięki, wiesz.
- Chcecie coś do picia? – Spytała po raz pierwszy kobieta tak naprawdę nie wiedząc jak zabrać głos.
- Mamy tutaj – podniósł do góry butelkę – Ale i tak poczekamy bo dziewczyny mają dojść…
- Jakie dziewczyny? – Spytał zdezorientowany właściciel.
- No Tiffany, Lisa i Marlene – powiedział po chwili Shinoda – Czemu nic nie wiem o przyjeździe Marlene?
- Długa historia – odpowiedział mu.
- Ja bym coś zjadł – przerwał im rozmarzony Hahn i spojrzał na kobietę.
Kobieta popatrzyła na niego rozbawiona i udała się w stronę kuchni. Spojrzeli na nią, a gdy już wyszła przerzucili wzrok na stojącego Benningtona.
- Sorry stary… - zabrał głos Brad – Macie takie wyczucie czasu, że…
- My? – Zaśmiał się i machnął ręką – Zresztą, teraz wiem że przepłaciłem zamawiając dzwonek do drzwi – odpowiedział mu i udał się w stronę kuchni.
- Nie miziajcie się tam zbyt długo – Mike rzucił do niego oczko, a ten wywrócił oczami i wszedł do pomieszczenia. Widząc jak wyciąga coś z jego szafki miał już coś powiedzieć, ale zrezygnował. Nagle poczuła jak ktoś ją z tyłu obejmuje.
- Zawału przez ciebie dostanę – powiedziała mu lekko się wzdrygając – Nie dodam nawet, że miałam w ręce nóż – Nie słysząc nic z jego strony uśmiechnęła się i spytała – Czego nie nimi nie siedzisz?
- Chciałem się coś ciebie spytać – powiedział, a ta zaciekawiona oderwała się od swojej czynności – Zostaniesz dzisiaj na noc prawda?
- Nie mam ubrań, a zresztą wszyscy zostaną tu pewnie do rana – uśmiechnęła się i wróciła do tego co wcześniej robiła.
- Mimo, że jestem mężczyzną mogę ci jakieś pożyczyć – powiedział jej i zabrał nóż z jej ręki. Ta spojrzała na niego pytająco, ale on szybko jej odpowiedział – Pomogę ci.
Podniosła kąciki ust i złapała za leżące obok przekąski. Szybkim ruchem wzięła do ręki pomidora i precyzyjnie go przekroiła. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia głośno trzaskając drzwiami.
- Chester! – Wrzasnął Brad – Joe rozpieprzył ci krzesło!
- Co? – Spytał zdziwiony swojego kolegi. Ten wzruszył ramionami i dodał:
- No normalnie, usiadł za mocno i się noga rozwaliła. Zresztą sam zobacz – powiedział mu i zniknął za drzwiami.
- Ten dom nie będzie cały, oni mi go rozwalą do jutra – powiedział po chwili opuszczając pomieszczenie.
- Ciesz, się że jeszcze masz kogoś, kto ci może go rozwalić – oznajmiła i wzięła się za swoją czynność.
- Emily zostaw to – powiedział do niej stanowczo.
- Co? – Spytała po chwili i oparła się o szafkę.
- Zostaw to dziadostwo, nie będziesz mi robić za żadną kuchareczkę w moim domu – powiedział jej i spojrzał na jej rozbawiony wyraz twarzy – Zamówię coś – po tych słowach wyszedł z pomieszczenia.

***

- Możesz mi powiedzieć o co chodziło z tymi mokrymi dekoltami? – Spytała po chwili pijana kobieta
- No wiesz – odpowiedziała po chwili i położyła nogi na stole – Bawiłyśmy się w miss mokrego podkoszulka. Ale wiesz kto wygrał? – Spytała zła Marlene. Ta popatrzyła na nią pytająco i usłyszała odpowiedź.
- Ty! – Wrzasnęła – Tylko dlatego, że Chester był sędzią…
Zaśmiała się i wzięła do ust kolejny łyk alkoholu. Spojrzała w głąb sali gdzie wiele osób już leżało na podłodze, ale co chwilę obiecywali, że dadzą radę się podnieść. Nic z tego. Mamrotali coś do siebie, przekrzykiwali się wzajemnie… Nagle obok nich przeszedł pijany Chester. Złapał za wystającą szafkę i wrzasnął:
- Patrzcie ludzie! Joe liże się z Tiffany! – Nie zdając sobie sprawy z wypowiedzianych słów usiadł na stole i głośno się zaśmiał. Hahn słysząc to podniósł się wkurzony i jęcząc coś pod nosem zachwiany podszedł do Benningtona i stwierdził:
- Ja – zachwiał się po raz kolejny – ja dzisiaj nic ci nie powiedziałem, jak żeś się lizał z Emily, kutasie!
- Ach tak? – Powiedział wkurzony i dodał – Bo mogę, a wyście przyszli i… - Emily widząc jak dochodzi do głupiej sprzeczki między nimi podeszła i odciągnęła ich od siebie.
- Odejdź kobieto! – Powiedział Bennington, ale ona nie zwróciła na niego uwagi. Spojrzała na niego i dodała:
- Nie będziecie się tu bić! – Wrzasnęła – Joe, przynieś mi coś do picia…
- Kac cię już bierze? – Spytał ze śmiechem – Cienka jesteś…
- Ja cienka? – Spytała wkurzona – Spójrz na siebie – fuknęła mu.
- No dalej! Obrażaj mnie – powiedział stanowczo.
- Nie obrażam cię – zaśmiała się.
- Jasne – odpowiedział jej i nagle zapadła grobowa cisza między nimi. Kobieta popatrzyła na niego z uśmiechem, a ten złapał za jej rękę. Przybliżył ją do swoich ust i lekko pocałował.
- Ty moja księżniczko – podsumował po chwili.
- Jesteś pijany – odpowiedziała mu ze śmiechem, ale nie odciągnęła swojej ręki.
- A wiesz, że ty też – Chester próbował ją jakoś zaskoczyć – Zdziwiona? - Ta wywróciła oczami i nagle poczuła jak przybliża się do niej. Nie zważając na panujący tu harmider pocałował kobietę. Ona nie opierała się temu, nawet nie zwróciła uwagi na patrzące na nich osoby.
- Emily, masz tę wodę – powiedział po chwili zrezygnowany Joe stojąc obok nich. Widząc, jak kobieta mu nie odpowiada spróbował jeszcze raz – Przyniosłem ci coś do picia – Nic. Po dłuższej chwili czekania wkurzył się i z całej siły rzucił szklanką w ścianę – Jak chciałem ci pomóc to nie! Wszyscy mnie tu wykorzystują! – Po tych słowach odszedł zawiedziony i usiadł obok Marlene.
- Wkurzają mnie – odparła szczerze po chwili z grobową miną. Upiła łyk alkoholu i z całej siły ścisnęła ją w swojej ręce. Joe nic nie odpowiedział. Wziął do ręki leżący obok kawałek pizzy i wsunął ją szybko do buzi. Nagle stanęła przed nim Tiffany. Spojrzała na niego znacząco, a ten wstał i dotknął jej szyi.
- Czekaj, mam pomysł! – Wrzasnął i wziął do ręki zawleczkę od napoju. – A teraz tu siedź – powiedział pijany i nagle oznajmił:
- Co ty kombinujesz? – Spytała zdziwiona i usiadła zrezygnowana na kanapie. Joe popatrzył na nią i niepewnie postawił krok między siebie. Uklęknął nagle przed nią i wypalił:
- Tiffany, wyjdziesz za mnie?
Po tych słowach wszyscy ucichli. Emily odsunęła się od Benningtona i spojrzała zdziwiona na klęczącego Joe’go. Dave idąc w tej chwili przed siebie przewrócił i walnął głośno na podłogę. Nawet Robert, który od pół godziny leżał pod stołem wyczołgał się i z dołu obserwował całą sytuację.
- Brachu! – Wrzasnął Chester zdziwiony i zaciągnął się powietrzem.
- Oszalałeś! – Tiffany zaśmiała się i nie wiedząc co mu odpowiedzieć zrobiła przestraszoną minę.
- Mówię poważnie – zadeklarował się Hahn i położył rękę na swojej lewej piersi. Tłum widząc to przybliżył się do nich i zaskoczony całą tą sytuacją stał jak wryty.
- Nie, nie mówisz – powiedziała Tiffany.
- Kocham cię, zrobię dla ciebie wszystko! – wrzasnął i przybliżył się do niej na kolanach – Zgódź się, proszę! Moja kruszynko!
- Teraz? – Spytała robiąc wielkie oczy.
- Teraz albo nigdy! – Odpowiedział jej stanowczo, a ta przybliżyła się do niego. Nie wiedząc co kobieta ma na myśli odsunął się, lecz po chwili poczuł jak ona obala się na niego. Wszyscy wzdrygnęli się na to co widzą, ale nie interweniowali.
Nagle kobieta zaśmiała się. Popatrzyła na Joe’go i odparła:
- Oczywiście, że za ciebie wyjdę! - W tej chwili spojrzała na uśmiechnięty tłum oraz na Hahn’a. Radosny z tych słów wziął do ręki żelazną zawleczkę i uścisnął dłoń kobiety.
- Joe, będę z tobą, ale nie zakładaj mi tego żelastwa na palec, błagam – Zaśmiała się i wtuliła się w mężczyznę.
- Chyba najszybsza decyzja w jego życiu, nawet mięsa w sklepie tak szybko nie wybiera – podsumował go Dave i spojrzał na całującą się parę. 



Witam :) 
Rozdział bardzo optymistyczny, wiem o tym doskonale :) Chciałam po prostu dać im odetchnąć choć na chwilę od tych problemów, mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi.
W poprzednich komentarzach przeczytałam, że fajnie by było zobaczyć po raz kolejny pijane towarzystwo, a ja że także musiałam odreagować w swoim życiu musiałam napisać coś takiego :) Tego czegoś na końcu nie miałam zaplanowanego, mam po prostu pewien pomysł, który pewnie zrealizuję :D 
No ten tego, mam po prostu nadzieję że przypadł wam do gustu i was nie zanudził ;_;

środa, 7 maja 2014

Rozdział XLII



Zziębnięte ręce złapały za rogi krzesła. Lekko zdenerwowana kobieta podniosła jedną z nich i poprawiła opadający kosmyk włosów. Niesforne pasmo po jakimś czasie znalazło się za uchem, a Chester widząc jej ruch spojrzał na jej twarz.
- Denerwujesz się? – Spytał.
- Tak… Trochę – zatrzymała się nagle - Bo popatrz – Zwróciła się ku niemu – Nathan to tylko małe dziecko, nie jest temu winne co się wokół niego dzieje, co się z nim dzieje. Ma też prawo do życia, nikt nie może tego tak po prostu przekreślić.
- Ale on żyje – Podkreślił – Emily, proszę cię, nie myśl negatywnie.
- Nie myślę negatywnie – powiedziała zaprzeczając samej sobie – Bynajmniej się staram. To nie jest takie proste. Ian bardzo pragnął tego dziecka o samej Annabelle już nie wspomnę, więc jeśli coś pójdzie nie tak to martwię się o nich. Co się z nimi stanie…
Nagle ich krótki dialog przerwał trzask drzwi. Mężczyzna nieświadomy tego, że dźwięk rozprzestrzenił się przynajmniej po dwóch piętrach szpitala usiadł obok kobiety i spojrzał w głąb sali. Nie odezwali się nic. Emily, która przed chwilą chciała go pocieszyć, powiedzieć cokolwiek, by wesprzeć go na duchu zaniemówiła. Nie potrafiła w tej chwili się odezwać, to było nade jej siły. To by było dosyć dziwne, nie była w takiej sytuacji, nie ma dzieci, ale wydawało jej się że wie jak czuje się jej brat. Jakby była na jego miejscu, pewnie mogłaby sobie wyobrazić swoją panikę, bo najgorsza jest świadomość, że osoba, którą kochasz może za jakiś czas opuścić ten świat i tak po prostu zamieszkać w innym, według opinii innych ludzi – lepszym.
- Przecież ja poszedłem tylko do kuchni… - powiedział po chwili Ian bez żadnych emocji. Kobieta widząc jego zrezygnowaną minę przysunęła rękę w stronę brata i ujęła mocno jego dłoń. Czując jego masywne dłonie, które nieraz pomagały jej w rozstrzyganiu sporów między starszymi kolegami zamknęła oczy.
Sami kiedyś byli dziećmi. Szczęśliwymi dziećmi, gdzie jedno oddałoby wszystko za to by drugie było bezpieczne. Nie złączyli się węzami krwi, byli po prostu przyjaciółmi. Dobrymi oddanymi przyjaciółmi. Mogli liczyć na siebie w każdej sytuacji, do czasu gdy po prostu Ian zajął się swoim życiem. Gdy w jego życiu pojawiła się żona nie można powiedzieć, że Emily została całkowicie zepchana na drugi plan, jednakże widać że nie do końca starał się ją zrozumieć. Ona nie była zła, wręcz przeciwnie. Zamiast obwiniać brata za takie zaniedbanie była szczęśliwa jego powodzeniem w życiu. Choć czasem po prostu brakowało jej jego obecności, nie chodziło o to by był i dopytywał się wszystkiego co się wokół niej dzieje, chodziło jej tylko o to by usiadł z nią sam na sam. Wolała spędzać czas w ciszy z kimś bliskim niżeli w samotności.
- Nie mogłeś przewidzieć tego co się stało – zaczął spokojnie Chester nadal tkwiąc w osłupieniu. Popatrzył na swoje dłonie tak jakby próbował coś z nich odczytać, lecz niestety to było niemożliwe – Z Nathanem wszystko będzie dobrze, uwierz mi. To tylko omdlenie, czyż nie? – spytał próbując podtrzymać mężczyznę na duchu.
- Masz rację – popatrzył w górę po jakimś czasie – Tak, masz rację – powtórzył po raz kolejny i wstał z krzesła. Skierował się w stronę drzwi wyjściowych i jeszcze raz cicho dodał – Tak Chester, masz rację, jemu nic nie będzie.
- Gdzie idziesz? – Spytała głośno brata i jak on wstała z drewnianego krzesła.
- Muszę się przejść, chcę pobyć sam… - Zaczął znowu tym melancholijnym tonem. Coś nie pozwalało mu na okazywanie wewnętrznych emocji, coś tkwiło w jego sercu. Jakiś czynnik, który decydował o jego zachowaniu.
- A Annabelle? – Zapytała po raz kolejny – Zostawisz ją tu samą?
- Jest z wami – odpowiedział jej i z błagającym spojrzeniem dodał – Emily, proszę. Potrzebuję tego.
Ta nie odpowiedziała już nic tylko ponownie usiadła. Poprowadziła go wzrokiem do drzwi, a po tym popatrzyła na Chestera, który już przed chwilą zawiesił swój wzrok na jej twarzy.
- Emily, proszę naucz się myśleć pozytywnie – zaczął po raz kolejny zrezygnowany.
- Dlaczego mi to ciągle mówisz? – Spytała zaskoczona.
- Bo pozytywne myślenie jest kluczem do sukcesu.
- Nie zawsze.
- Jak to? – Przybliżył się do niej zaciekawiony.
- Sam powinieneś o tym wiedzieć – odpowiedziała mu i złapała za jego dłoń – Nie pamiętasz, jak opowiadałeś mi, że jak próbowałeś myśleć pozytywnie spotykały cię niemiłe niespodzianki. Sam twierdziłeś, że czasem lepiej jest się miło zaskoczyć niżeli potężnie rozczarować. Zapomniałeś już? Jak twierdziłeś, że to cię coraz bardziej wyniszczało, bo myśląc pozytywnie zabijałeś nadzieję?
- Nie, nie zapomniałem – odpowiedział – Ale tu chodzi o życie człowieka, a w tej sytuacji ty musisz myśleć pozytywnie, bo inaczej zwariujesz, uwierz mi – popatrzył na nią i wymusił lekki uśmiech po czym chwycił za jej drugą rękę, którą razem z pierwszą schował w swoich masywnych dłoniach.

***

Przyjechali tu wczesnym rankiem. Zaciekawieni stanem małego dziecka pewnie weszli do korytarza, gdzie w tym samym miejscu co wczoraj siedział Ian. Nie mówił nic, jego wzrok tak samo nic nie zdradzał. Emily kucnęła przed nim i podniosła delikatnie jego głowę.
- Co się dzieje? – Spytała po chwili widząc jego minę. Twarz nie wyrażała nic prócz strachu i paniki. Sam nie wiedział co ma zrobić, jego starania i tak byłyby bez znaczenia. Najgorsza jest świadomość tego, że nic nie możesz zrobić. Poddajesz się dobrowolnie, choć tu nie chodzi o rezygnację. Kieruje tobą determinacja, jednak ona zostaje zasłonięta przez niemoc. W tej chwili był skazany tylko na siedzenie i czekanie, nic poza tym – Gdzie Annabelle? – Spytała po chwili widząc jak ten milczy.
- Siedzi z dzieckiem – odpowiedział jej – Myślę, że za niedługo się wszystko wyjaśni.
- Na pewno – uspokajała go – Spójrz, Nathan odzyskał już przytomność, jest świadomy tego co się wokół niego dzieje. Mógłbyś się martwić gdyby jego stan się naprawdę pogorszył, on tylko zemdlał…
- Mówisz to tak jakbyś nie wiedziała o co chodzi – rzucił jej, ale po jakimś czasie odrzucił swój gniewny ton – Nathan nie jest taki jak „wszyscy”. On nie jest zwykłym dzieciakiem, każda zmiana w jego organizmie nie może być bagatelizowana! To nie jest tak, że jemu się coś stanie, a to się nie przełoży na kolejne etapy jego życia. To jest Nathan, nie każde inne dziecko, które bawi się w piaskownicy, szybko łapie kontakty z ludźmi czy nawet może zostać przez chwilę bez opieki – W tym momencie poczuł jak łzy zaczęły podchodzić mu do oczu. Powstrzymał je, pewnie tylko dlatego, by nie okazywać swojej słabości – A ja to ostatnie zbagatelizowałem…
- Skąd mogłeś wiedzieć? – Spytała po chwili lekko nim potrząsając – Ian, nie mogłeś wiedzieć, że akurat wtedy Nathan’owi może się coś stać. Nie przewidziałeś, że znajdziesz go zupełnie nieprzytomnego, to by się mogło nawet zdarzyć przy tobie.
- Emily ma rację – odezwał się Chester i podszedł do dziewczyny – To nie twoja wina.
Mężczyzna lekko podniósł kąciki swoich ust i popatrzył na zatroskaną kobietę.
- Możemy go zobaczyć? – Spytała po chwili odrywając ich z osłupienia.
- Tak, jasne – odpowiedział jej i czym prędzej wskazał drzwi od jego prawej strony. Emily wstała i popatrzyła znacząco na Chestera, który powędrował dokładnie za nią.
Delikatnie otworzyła drzwi i spojrzała na postawione łóżka. W tym zamieszaniu swoich myśli próbowała się skupić i postanowiła odnaleźć łóżko chłopczyka. Przeszła kilka kroków i wtedy go ujrzała. Ubrany w białą piżamkę leżał na boku i patrzył na swoją mamę, która troskliwie się do niego uśmiechała. Dziecko czując na sobie wzrok innych ludzi odwróciło się tak jak Annabelle. Kobieta popatrzyła na nich i czując miłe zaskoczenie wstała z miejsca. Wewnętrzna histeria myśli dała się we znaki, popatrzyła zdenerwowana na nich i nie mogąc już wytrzymać wtuliła się w stojącą kobietę.
- Ej, wszystko będzie dobrze – pocieszyła ją odwzajemniając uścisk. Ta jednak nic nie odpowiedziała na to spostrzeżenie tylko odsunęła się po chwili od kobiety i rzuciła:
- Zostaniecie z nim na góra 10 minut? - Emily zauważyła, że jej oczy w tym momencie stały się większe, a tęczówki wyblakły. Może to wina jej długotrwałego płaczu? – Muszę pogadać z Ian’em.
- Doprowadź go do porządku – rzuciła jej i widząc jak kieruje się w stronę drzwi zatrzymała ją jeszcze jednym pytaniem – Obwiniasz go za to co się stało?
Widać, że to pytanie ją zaskoczyło. Stanęła w bezruchu.
- Nie – odpowiedziała szybko z wielkim bólem – Muszę się przecież kiedyś z tym pogodzić – Nie zdradzając już więcej swoich emocji złapała za klamkę i ostrożnie przekroczyła próg. Nie myślała już o niczym innym tylko o tym by zapomnieć, cofnąć czas lub ominąć wszystkie nieszczęśliwe zdarzenia w swoim życiu. I te które miały miejsce i te które się jeszcze nie wydarzyły. To było jak igranie na krawędzi czasu. W każdej chwili nitka, na której trzyma się cały ich skarb może się zerwać i zniknąć. Tak po prostu.
- Ona go obwinia, widzę to – stwierdził niemal pewny Chester po wyjściu kobiety – A twojego brata jeszcze dobija ten fakt, nie dość, że to zdarzenie wywarło na nim taką presję to jeszcze boi się reakcji swojej żony, że zawiódł jako ojciec – powiedział i spojrzał na Emily.
- On się boi, ona zresztą też. Co byś zrobił gdyby twoje dziecko było w takim stanie, gdzie po prostu nie wiesz czy następne jutro, będzie jego jutrem?
- Zapewne to samo co oni – odpowiedział po chwili.
Kobieta nie odpowiedziała mu tylko usiadła razem z nim naprzeciwko łóżka. Uśmiechnęła się serdecznie w stronę chłopczyka, który z nieśmiałości odwrócił swoją główkę w drugą stronę.
- Co się tak boisz rycerzu? – Zaśmiała się i dotknęła swoją dłonią jego ramienia – Taki mężczyzna jak ty nie może się bać.
Chłopczyk jednak nic nie odpowiedział tylko zarzucił na siebie narzutę ponownie się przed nimi chowając. Na początku Chester nie wiedział co zrobić, lecz po chwili pojawił się u niego pewien pomysł. Przybliżył się lekko i sam dotknął za kawałek pościeli.
- Jak się odwrócisz to ci coś pokażę.
Chłopczyk jednak też nie zareagował. Emily spojrzała na mężczyznę i uśmiechnęła się, będąc wdzięczna, że jednak on interesuję się dzieckiem którego praktycznie nie zna. Ten nie odwzajemnił uśmiechu tylko spróbował ponownie nawiązać z nim kontakt.
- Pewnie jeszcze takich nie widziałeś – Zaciekawił go bardziej, ale nie wywierał nacisku – Też kiedyś się bałem wyjść spod kocyka, lecz jednak byłem odważny i postanowiłem zaryzykować. Wiesz co? – Spytał retorycznie – I nie żałuję. Poznałem wielu ludzi, ciebie też chcę bliżej poznać.
Nathan jeszcze przez chwilę tkwił w bezruchu, aż do momentu w którym to Emily dotknęła dłonią pościeli. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na siedzącą obok parę. Nie wydobywając z siebie jakichkolwiek emocji położył się na boku i popatrzył w głąb sali. Nie znalazł nic ciekawego, dopóki Chester nie podłożył mu swojej ręki. Mężczyzna uśmiechnął się widząc zaciekawienie dziecka, ale nic nie powiedział. Pozwolił mu dokładnie ocenić wzory na swoich nadgarstkach, tak że po jakimś czasie zaczął czuć lekkie szczypanie. Chłopiec wywracał ręką na wszystkie strony i zaintrygowany dziwnym kolorem na skórze uśmiechnął się po chwili. Nagle wstał z łóżka.
- A ty gdzie księciu? – Spytała kobieta łapiąc go w pasie – Chcesz mi uciec?
Ten pokiwał głową i zajrzał pod szpitalne łóżko. Emily spojrzała zdezorientowana na ukochanego, a ten sam nie wiedząc o co może mu chodzić wzruszył ramionami. Nic nie układało się w całość.
- Kochanie, przestraszyłeś się? – Spytała troskliwie doszukując się jego twarzy. Po chwili jednak chłopiec wstał trzymając w ręce jakiegoś mazaka i ponownie usiadł na rogu łóżka.
- Nie – odpowiedział po cichu, a Emily zdziwiła się słysząc jak po raz pierwszy od pewnego czasu odpowiedział jej na pytanie. Przyjrzała się bardziej tym co Nathan wyprawiał z przedmiotem, a gdy już zrozumiała przesłanie prawie wybuchła śmiechem, lecz tak naprawdę to nie był śmiech złośliwości. To było jak podlanie roślinki, dzięki pewnym czynnikom ona może znowu wstać i prężyć się ku słońcu. Tak było z Nathanem. Od czasu przybycia na oddział nic nie mówił ani nie wstawał z łóżka. Była tak naprawdę dumna z siebie oraz z Chestera, że po prostu mogli poruszyć dziecko, które tak naprawdę jeszcze przed chwilą nie miało siły do życia.
- Chcesz pomalować mi ręce? – Zapytał rozbawiony i ściągnął z siebie bluzę. Podłożył po jakiejś chwili dziecku dłonie i zachęcił go – Do dzieła!
Rozbawiony szybko otworzył mazak i zaczął kreślić na rękach mężczyzny swoje wyobrażone rysunki. Chester uśmiechnął się w duchu, przez co też można było spotkać uśmiech na twarzy małej istoty. Patrzył w skupieniu na to co dziecko rysowało na jego dłoniach i próbował zdefiniować abstrakcyjne rysunki. Rozpoznał tylko że na jednym z nich tkwi wymyślny motyl, na palcach stworzył zakola, a jego przednia kończyna nabrała różowego odcienia.
- Wróżę ci świetną karierę – Zaczął po chwili mężczyzna – Będę do ciebie przychodził abyś zrobił mi tatuaż.
Ten kiwnął pozytywnie głową i ponownie się uśmiechnął. W tej chwili jednak spotkał się z dziwnym spojrzeniem swojej matki. Stała nad nim i nie dowierzała temu co się w tej chwili dzieje.
- Chryste Panie, dziecko co ty wyprawiasz? – Spytała zdziwiona, ale na jej twarzy nie malowała się złość.
- Nathan znalazł bardzo twórcze zajęcie – odpowiedziała jej kobieta – Zresztą, sama zobacz.
Annabelle nic nie powiedziała tylko usiadła na łóżku dziecka i się uśmiechnęła. Tylko w tej chwili zadawała sobie pytanie co takiego ma ten człowiek, że po raz kolejny przyciągnął tak do siebie małe dziecko.

***

Pojedyncza kropla deszczu opadła na ramię kobiety. Zrezygnowana spojrzała w górę i zaklęła w duchu, że to teraz musi padać, a drogi do miasta mają jeszcze sporo.
- Nie jesteśmy z cukru – podkreślił mężczyzna i złapał za jej dłoń.
Nie odpowiedziała nic tylko odwzajemniła uścisk i skierowała się w stronę następnej uliczki. Zasłoniła się lekko kapturem i popatrzyła na Chestera, który miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Nawet nie komentuj – zagroziła.
- Nie mam zamiaru – odpowiedział jej. W tej chwili zauważył jej rozwiane włosy, które wydobywały się z założonego kaptura. Nie zauważyła jego wzroku tylko pociągnęła go bardziej, odtrącając go z lekkiego transu.
- Gdzie ci się tak spieszy? – Zaczął – Nie lubisz deszczu?
- Nie przepadam – Stwierdziła bez namysłu i postawiła stopę na kamiennym chodniku.
- Jak tak będziesz gnała jeszcze będziemy mieli czas by się z kimś spotkać – powiedział, a ta stanęła jak wryta gdyż nie wiedziała o kogo może mu chodzić – Nie dzwoniłem do niej po tym jak się szybko zmyła, ona też nie dała żadnego znaku życia– Zaśmiał się i stwierdził – Możesz być zła, ale tak na serio nie wiem…
- Nie jestem zła – odpowiedziała szczerze przerywając mu w połowie zdania – To kiedy ją poznam?
- I taka postawa mi się podoba – Ucieszył się i dodał – Może dzisiaj wieczorem? Zaproszę ją do siebie, co ty na to?
Kiwnęła głową i spojrzała w bok. Nic prócz rozwianych koron drzew, wszystko było takie same. Przesiąknięte zielenią liście właśnie w tym momencie odżywały kołysząc się co chwilę w różne strony. Nagle coś zauważyła. Szybko wyrwała się z jego uścisku i podeszła do drzwi jakiegoś sklepu. Przez chwilę czasu zdezorientowany Chester patrzył na jej zachowanie. Stanęła na pięcie i nagle wyciągnęła telefon. Nie chciał się bawić w zgadywanki więc po chwili zapytał:
- Co ty tak patrzysz w tę szybę?
- Nie w szybę! – Krzyknęła mu nie ukrywając zadowolenia i zachęciła go by podszedł. Przybliżył się po chwili a ta wskazała mu małą kartkę – Sklep odzieżowy, szukają sprzedawcy…
- Chcesz tu pracować? – Spytał.
- A czemu nie? – Zrobiła to samo i w skupieniu spisała numer telefonu. Przez chwilę patrzyła na cyferki i sprawdziła dwa razy by przypadkiem nie pomylić kolejności lub przepisać źle – Zadzwonię do nich później – Stwierdziła po chwili.
Emily schowała telefon do kieszeni i uśmiechnęła się pod uchem. Może to w tym momencie nadchodzi moment gdzie wszystko ma szansę się ułożyć?

***

Tkwił tu wiele dni, nie wie dokładnie ile, ale każde wspomnienie o dawnym świecie uświadamiało mu ich odległość. Czas między tym co się dzieje, a tym co działo się kiedyś był ogromną przepaścią wspomnień. Każde słowo odbijało się bezdźwięcznym echem, a sam miał wrażenie że jest w tym miejscu nieobecny. Nie chciał niczego prócz zrozumienia, nie chciał nadal tkwić w tym bezsensownym transie tylko przez nieodwzajemnioną miłość, która tak naprawdę wyssała z niego całą energię do życia. Gdyby ktoś znajomy go zobaczył uznałby go za świra, przecież mężczyźni nie płaczą. Tak twierdzą stereotypy, pieprzone stereotypy w które człowiek po prostu wierzy!
Walnął pięścią w stół.
Po raz kolejny bez żadnych nadziei położył się na łóżku. Zaczął odliczać dni do końca swojej męczarni, przecież wierzył że tak naprawdę to wszystko musi się jakoś pozytywnie zakończyć. Miał nadzieję na szczęśliwe zakończenie, ale się bał. Jeśli te zeznania zaważą na jego losie to zepsuje życie nie tylko sobie, ale też wielu innym osobom.
A to właśnie ta myśl go zabijała od środka.

***

Chłodny wiatr z otwartego okna natychmiast złapał swoimi zimnymi ramionami za stojące obok przedmioty. Nie przejmując się pogodą na dworze popatrzyła na rosnące kwiaty na parapecie i przestawiła jeden tak, by przez przypadek wiatr nie przewrócił doniczki.
- Masz coś do picia? – Spytał mężczyzna i udał się do kuchni.
- Poszukaj w szafkach, powinno coś być – Krzyknęła mu kobieta i poprawiła firankę. Z przyzwyczajenia spojrzała za okno i zganiła siebie, że zapomniała wczoraj ich zasłonić. Chyba musi sobie wpisać do wyimaginowanego dzienniczka kolejny nawyk, którego musi się nauczyć.
Starając się już o tym nie myśleć ściągnęła bluzę i położyła ją na kanapie. Widząc stan swojej koszulki usiadła i złapała się za głowę. Nie chciało jej się jej zmieniać, a musiała pozbyć się nasiąkniętego przez wodę ubrania.
- Może być sok? – Spytał i położył szklanki na drewnianym stoliku.
- Jasne – rzuciła mu szybko i udała się na górę – Jakby co ja zaraz wracam – krzyknęła i wskoczyła na schody. Szybkim ruchem otworzyła swoje drzwi do sypialni i otworzyła szafę z ubraniami. Zrobiła dziwną minę, ale po jakimś czasie wypatrzyła sobie bluzkę, której nie nosiła już od wieków. Skrzywiła się trochę, materiał zbyt bardzo będzie na niej przylegał, ale machnęła ręką i ściągnęła szybkim ruchem poprzednią. Przyjrzała się jej jeszcze bardziej dokładnie. Nie doszukując w niej nic nietaktownego szybko ją założyła i spotkała się z dziwnym śmiechem.
- Ładne masz wcięcie w talii – Zaśmiał się mężczyzna opierając o szafę. Kobieta widząc to wzdrygnęła się, ale wymusiła uśmiech. Zamknęła szafę i odparła:
- Ale się skradasz…
- Warto być czasem cichym by poświęcić się dla takich widoków – Uśmiechnął się i złapał kobietę w pasie. Złapała za jego ręce i mocniej przysunęła do siebie. Po chwili jednak spytała:
- Kiedy jedziemy do ciebie?
- Hmmm…- Zamyślił się sztucznie i oparł głowę na jej ramieniu – Za jakieś kilka minut. Zaprosiłem Marlene, resztę zespołu… Zobaczysz, nie będzie tak drętwo.
- Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku robić sobie imprezy jak Mike siedzi w więzieniu? – Zapytała po chwili uwalniając się z jego uścisku i schyliła się po leżącą koszulkę.
- Nie robię imprezy, po prostu chcę się spotkać, a za kilka dni kolejna rozprawa. Ja wierzę, że to się wszystko wyjaśni.
- A jeśli nie? – Odwróciła się w jego stronę i dodała – Jessica to zwykła suka, dla pieniędzy zrobi wszystko. Może coś więcej zmyślić tylko dlatego by oczernić jego imię. Sam widzisz jak media odbierają te wiadomości.
- Mam nadzieję, że on nie jest tego świadomy co się tak naprawdę dzieje z jego nazwiskiem – Odpowiedział szczerze – Znam go, załamałby się. Tyle lat pracował na dobre imię a przyjdzie taka kretynka i go jednym ruchem zniszczy.
Nie odpowiedziała już nic. Beztrosko wskoczyła na łóżko i otwarła swoją szafkę nocną szukając ładowarki do telefonu. Przesortowała wszystkie przegrody, lecz i tak nie mogła jej znaleźć. Wiedząc, że zostawiła ją gdzie indziej wywróciła po raz kolejny szufladę i nagle poczuła coś za swoim uchem.
- Chester… - Zaśmiała się po chwili – Mam tu łaskotki…
- Wiem – Uśmiechnął się i pocałował kobietę za uchem. Zaśmiała się, lecz po chwili się od niego odsunęła gdyż już nie mogła wytrzymać z tego powodu. Popatrzyła na jego rozbawione oczy i zaczęła:
- Tak cię to śmieszy, tak? – Powiedziała zadziornie – Atakujesz moje najsłabsze punkty.
- Nic innego mi nie pozostało – Odpowiedział jej i przybliżył się w jej stronę. Nagle poczuła jego oddech na swojej twarzy. Pocałowała go lekko i spojrzała w jego oczy. Brązowe tęczówki odbijały światło słoneczne, które docierało przez uchylone okna.
Nagle mężczyzna przybliżył się do niej przewracając delikatnie kobietę, a ta całkowicie tracąc równowagę opadła na łóżko. Popatrzyła z dołu na mężczyznę, który w tej chwili tkwił nad nią i nie wiedząc już co robić postawiła na swoje uczucia. Złapała dłońmi za jego szyję, bardziej go do siebie przybliżając. Ten opadł na nią delikatnie i złapał ustami za jej usta. Przysunęła go do siebie mocniej i uniosła lekko głowę, która i tak po pewnym czasie upadła na miękką pościel. Zamknęła oczy i delektując się smakiem jego warg złapała się mocniej za łóżko.
Nagle jęknęła z bólu.
Chester nie wiedząc o co może chodzić odsunął się od niej i zobaczył jak kobieta łapie się za rękę.
- Zrobiłem ci coś? – Spytał zdezorientowany.
- Nie – odparła szybko i otworzyła swoją dłoń – Ukłułam się czymś. Jakąś szpilką, albo pinezką – Stwierdziła chcąc zahamować niewielkie krwawienie z opuszka palca.
- Trzymasz pinezki w łóżku? – Zapytał po chwili zaskoczony. Kobieta nie odpowiedziała mu tylko zaczęła szukać tego przedmiotu. Nagle natknęła się na coś bardziej tajemniczego. Złapała za jakąś kartkę i zaczęła ją obracać wokół swojej dłoni.
- Chester, podłożyłeś mi coś takiego? – Zapytała coraz bardziej zdezorientowana.
- Co to jest? – Spytał zaciekawiony.
- Jakaś kartka – Wzruszyła ramionami i dokładniej ją obejrzała. Była szczelnie zamknięta, tak jak te poprzednie, które dostawała jeszcze przed rozprawą. Zrobiła dziwną minę i zaczęła ją otwierać.
- A ta szpilka? – Spytał podnosząc malutki przedmiot z pościeli.
- Zaraz się dowiemy – powiedziała otwierając małą kopertę. Zdarła rogi kartki i wyciągnęła z koperty złożoną w pół wiadomość. W tej chwili to już naprawdę nie wiedziała co robić.
- Czytaj – zachęcił ją mężczyzna i spojrzał na nią znacząco. Ta kiwnęła pozytywnie głową i zabrała się do odczytywania literek z tajemniczej wiadomości.
- „Posiadasz w domu niezwykle drogocenny skarb. Niedoceniasz go, ale jego wartość jest wysoka. Znasz go, często go widzisz. Musisz tylko szukać bardziej, bo jeśli tego nie zrobisz może być już za późno…” – przeczytała lekko się wzdrygając i dokończyła – „ PS. Nie zapominaj o naszej tajemniczej umowie, twój nowy przyjaciel”.
- Jaki nowy przyjaciel? – Zapytał zdezorientowany – Masz jakiegoś nowego przyjaciela?
- Nie! – Powiedziała i położyła obok kartkę – Ale chyba wiem kto jest nadawcą tego listu.
Zaciekawiony usiadł obok niej i czekał na wyjaśnienia.
- Chester nie mówiłam ci tego, bo nie było okazji – Zaczęła po jakimś czasie. Popatrzyła na swoje stopy, które kiwały się w przód i w tył. Wzięła głęboki oddech i zaczęła – Od pewnego czasu obserwuje mnie jakiś koleś. Nie wiem kto to jest, uważam że to jakiś psychopata.  
- Jak to cię obserwuje? Tak po prostu? – Spytał.
- Nie, z efektami specjalnymi… - powiedziała choć nie było jej do śmiechu – Tak po prostu. Nie wiem skąd się wziął, nic o nim nie wiem, czego nie mogę powiedzieć o nim. Wie o mnie prawie wszystko, a najciekawsze jest to że ja nie wiem jak się o tym dowiedział. Sama nawet nie zwracam uwagi na takie szczegóły kiedy idę spać, a on wie to co do minuty. Boję się, że pewnego razu coś mu odbije i po prostu dam się złapać.
- Byłaś na policji? – Spytał po chwili.
- Nie.
- Musimy pójść – Stwierdził wstając z łóżka – To musi zostać wyjaśnione.  
- Nie! – Wrzasnęła.        
- Czego ty się boisz? – Zapytał – Jeden za chwilę i tak będzie siedział!
- Nie Chester, nie powiedziałam ci tego byś teraz szedł i powiedział wszystko glinom! – Odpowiedziała mu zdenerwowana. Nie chciała narażać innych osób, zasłaniając się swoimi problemami. Po chwili tak samo jak on wstała z miękkiego materacu i usiadła na brzegu łóżka. Popatrzyła się w dal. Nie spotkała się z żadną logiczną myślą na temat otrzymanej wiadomości.
- To może nie był Scott – powiedział rozumiejąc ich błąd – Te cyferki jakoś nie układały się w logiczny sposób. Tak samo to. Po jaką cholerę on by pisał o jakimś skarbie? Zresztą, jest tak samo zatrzymany jak Mike, więc niemiałby możliwości ci go podrzucić. Zostaje jeszcze sprawa Jessici, chociaż nie wydaje mi się że coś takiego by napisała, nawet by obronić Scotta.
- Nie mam pojęcia o co może w tym chodzić – odparła ponownie wpatrując się w jeden przedmiot – Ja już nic nie wiem, czego ci ludzie ode mnie chcą i o co może w tym wszystkim chodzić.
- Trzymasz tu jakieś drogocenne rzeczy? – Zapytał.
- Tak, jedyną moją drogocenną rzeczą jest lodówka – odparła bez namysłu – Nie licząc biżuterii mojej matki – nagle wzięło ją olśnienie i wstała z miękkiego materaca. Szybko pobiegła do szuflady i z całej siły otwarła szczelnie zamknięte pudełeczko. Przypuszczając zniknięcie drogocennych przedmiotów wyrzuciła niepotrzebne rzeczy na szafkę, lecz wszystko było na swoim miejscu. Nic nie zginęło. Odetchnęła.
- Na co mogę patrzeć codziennie, a tego nie doceniać? – Spytała bez jakiejkolwiek siły.  Popatrzyła na swoje ręce i dopiero teraz przypomniała sobie o niewielkiej ranie na palcu. Wsunęła go do buzi by obmyć ranę i spojrzała na Chestera.
- A gościu po prostu przyczepił kartkę szpilkami do pościeli byś nie mogła jej zgubić, proste i logiczne…
Spojrzała na niego kiwając głową i będąc zupełnie w kropce zawiesiła wzrok na szybie. Pewnie to okno przeżyło już tyle spojrzeń mężczyzny, że sama nie mogłaby ich naliczyć. Schowała głowę w dłoniach i nagle się obudziła. Wstała z krzesła i zszokowana wrzasnęła:
- Do cholery, jak on się tu dostał?! – Spojrzała przestraszona na łóżko i oparła dłoń o swoje czoło. Dokładnie przypomina sobie jak dzisiaj zamykała wszystkie okna oraz drzwi wejściowe. Nie było możliwości że on mógł się tu jakoś cudem dostać.
- Chester otwierałam dzisiaj drzwi, prawda? – Spytała szybko już nie będąc pewna swoich przekonań.
- Tak, Emily ja nie wiem o co w tym może chodzić. Boję się o ciebie – powiedział podchodząc do niej.
- Ja też nie wiem Chester… - odpowiedziała zrezygnowana, ale po jakimś czasie spojrzała w górę i bez namysłu stwierdziła – Ale się dowiem.
Mężczyzna nie powiedział już nic. Tylko usiadł i ponownie zaczął przyglądać się tajemniczej kartce, która tak naprawdę nie mówiła nic.

***

Brunetka siedziała niepewnie w nieswoim mieszkaniu. Oglądała już tak naprawdę wszystko co znała w każdym calu, te meble, leżące obok książki lub nawet zakurzone pudełko, które stało w kącie pomieszczenia i tak naprawdę kryło w sobie nutkę tajemniczości. Popatrzyła w drugą stronę, tym razem nie spotkała rzeczy tylko uśmiechniętą twarz Dave’a. Spojrzał na nią sugerującym wzrokiem, a ta nie wiedząc co powiedzieć spojrzała na niego pytająco.
- Wybacz nie czuję się dobrze przy takich dużych imprezach – odezwała się do niego po chwili.
- Nie, ty nie czujesz się przy nas niekomfortowo tylko siedzisz tak, bo za niedługo przyjdzie niespełniona miłość Chestera.
- Co? – Spytała zaskoczona.
- Oj, nie opowiadał ci, jak się w niej bujał? – Zaśmiał się Joe. Ta pokiwała przecząco głową i oparła się o fotel – Ale spokojnie, teraz kocha tylko ciebie, więc nie masz się o co martwić – rzucił beztrosko – Takie dwa malutkie gołąbeczki z was, że normalnie bym was uściskał –  uśmiechnął w stronę kobiety rozradowany Joe.
- Ale czekaj, słyszałem, ze stara miłość nie rdzewieje – Dorzucił Brad łapiąc za leżące obok jabłko.
- Gdzie Chester? – Spytała po chwili nie zwracając na nich uwagi. Dave wskazał dziewczynie palcem drzwi do kuchni, a ona się tam udała. Stanęła w progu i spojrzała na mężczyznę, który w tej chwili nalewał do naczyń wodę mineralną. Oparła się o framugę i skrzyżowała ręce.
- Przecież wiem, że tu jesteś – odparł ze śmiechem i odwrócił się ku niej.
- Nie jestem taka tajemnicza co ty – odpowiedziała mu i wzięła do ręki jedną ze szklanek. Upiła łyk napoju i po chwili odstawiła już puste naczynie na stół. Oceniła zachowanie mężczyzny i uśmiechnęła się w duchu, nie widziała często tego widoku gdzie Chester pracuje w skupieniu właśnie w tym pomieszczeniu.
- Pomóc ci? – Spytała widząc jak mężczyzna otwiera lodówkę. Przyjrzała się dokładnie jego ruchom, ale nie potrafiła zdefiniować co ma na myśli z przekąskami.
- Nie, dzięki – rzucił z uśmiechem i położył na stolik kilka butelek piwa.
- A to nie jest spotkanie typu kulturalna impreza, tylko spotkanie towarzyskie? – Zaśmiała się i usiadła na krześle. Położyła ręce na stoliku i wzięła jedną z butelek do ręki.
- Pijesz? – Spytał. Ta wywróciła oczami i uśmiechając się odparła:
- A masz?
- Kurcze, myślałem, że odmówisz, a tu klapa bo już nic nie mam. Wiesz, byłem przekonany, że od momentu naszej libacji alkoholowej już nie ryzykujesz z mocniejszymi trunkami – Odpowiedział jej – Myślałem, że teraz tkwi u ciebie zasada zero alkoholu.
- To źle myślałeś – odpowiedziała mu szybko i nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Mężczyzna popatrzył na Emily i poszedł z kuchni by otworzyć zaproszonej osobie. Ta widząc jak Chester opuszcza pomieszczenie usiadła ponownie na krześle, ale po jakiś kilku chwilach wstała by sama przywitać się z nieznajomą. Przekroczyła próg i zobaczyła jak mężczyźni witają się z przybyłą kobietą. Stała tak przez chwilę nic nie mówiąc, aż w końcu podszedł do niej Chester. Objął ją w ramieniem i zaczął ją przedstawiać:
- Nie poznałyście się dosyć mile, ale mam nadzieję że to się zmieni – Zaśmiał się – To jest Emily, a to Marlene – wskazał palcem wymienione kobiety i przyjrzał się ich minom.
Kobieta podeszła do gościa i podała jej rękę. Bez jakiegokolwiek urazu po kilku dniach uśmiechnęła się do niej i usiadła na kanapie.
- Chciało ci się tyle jechać z Paryża? – Zapytał pierwszy Robert.
- Musiałam – odparła szybko – Nie był mi obojętny los Mike’a, po tym jak się o tym dowiedziałam. Brukowce teraz już przesadzają – powiedziała – Nie mówiąc już o stronach internetowych.
Emily przyjrzała się jej dokładnie. Krótkie włosy do ramion, zgrabny nos i wypełnione usta, nie była do końca pewna czy to efekt operacji plastycznej czy po prostu natura obdarzyła ją taką niespodzianką. Mimo tego wydawała się teraz na choć przyzwoitą osobę, nawet teraz przez myśl jej przeszło, że odebrała jej osobę na zbyt negatywnie. Ale było coś co ją niepokoiło w jej zachowaniu, nie wie dokładnie co, nie potrafiła tego dokładnie określić, ale coś nie dawało jej spokoju. Ale zawsze mogła przerzucić winę na omylną intuicję.
- Marlene, napijesz się czegoś? – Spytał po chwili Chester stając nad kobietą.
- Czegoś mocniejszego – odpowiedziała i spojrzała na wzrok siedzącej obok niej kobiety. Nic nie mówiła tylko wpatrywała się w jeden punkt na ścianie. Miała już coś rzucić, ale wie że ta kobieta nadal pamięta jak obrażona wczoraj wyszła od Chestera.
Mężczyzna po jakimś czasie jednak przyszedł do pomieszczenia i wlał do szklanek wódki.
- Mi nie dużo – odpowiedziała po chwili Emily.
- Pijesz? – Spytał zaskoczony – Myślałem, że na serio to w kuchni to była zmyła z twojej strony.
- Nie rób ze mnie takiej świętej – Odparła i podstawiła mu szklankę tak by Chester mógł spokojnie w nią trafić. Zdziwiony wlał do niej zawartość i odstawił na bok.
- Nie bądź taki zdziwiony, że kobieta pije alkohol – Zaśmiała się Marlene i zwróciła do siedzącej obok brunetki – Często cię tak ogranicza?
- Wcale jej nie ograniczam! – wtrącił się siadając obok perkusisty. Ta nie wiedząc co odpowiedzieć zaśmiała się i oparła o tył siedzenia.
- Dobra, kto chce coś w postaci piwa? – Zapytał po chwili mężczyzna.
- Macie przecież tu alkohol… - Stwierdziła zadziwiona kobieta.
- Nie ograniczaj mnie kochanie – odpowiedział jej zadziornie, a ta przewróciła oczami. Po chwili jednak dodał – Chcecie to sobie weźcie, ja nie będę go targał specjalnie dla was. I tak musiałem za nie zapłacić.
- Sknera – dorzuciła krótkowłosa i złapała za szklankę. Przyjrzała się jej dokładnie i gdy wszyscy mężczyźni już wyszli z pomieszczenia popatrzyła na siedzącą obok dziewczynę. Nagle milczenie przerwało pytanie Emily.
- Wyszłam przy tobie jak cholerna zazdrośnica?
Zaskoczona tym stwierdzeniem lekko przytaknęła i dodała:
- Tak, tak wyszłaś. Ale nie martw się, pewnie też bym się tak zachowała jakbym miała takiego chłopaka jakiego ty masz – Uśmiechnęła się do niej, a ona z pokerową miną nadal wpatrując się w jedno i to samo miejsce odparła:
- Wyszłam na kretynkę.
- Zaprzeczyć?
- Nie – Odpowiedziała krótko.
- To dobrze. Bo moją odpowiedź znasz – Powiedziała do niej, ale po chwili sprostowała - Spokojnie, coś tak czuję, że jeszcze możemy się ze sobą zaprzyjaźnić.
Emily spojrzała na nią zdziwiona i już nic nie mówiąc wzięła do ręki szklankę z alkoholem i jednym ruchem upiła łyk. Widząc wchodzących mężczyzn uśmiechnęła się do nich, mając wielką nadzieję że pierwszy raz od pewnego czasu może zapomnieć o całej ten sytuacji, która okalała ją ze wszystkich stron. 


Cześć i czołem.
Zważając na ostatni mój wpis, można stwierdzić że długo mnie tu nie było. Nie mogę się ostatnio ze wszystkim wyrobić, robię coś na ostatnią chwilę, albo przekładam to co mam teraz do zrobienia. Normalne.
No, na pewno nie uzyska tytułu Ambitnego Rozdziału, no ale jest. Starałam się poprawić te błędy, które zostały tu wcześniej wymienione.
Droga Bennodo, ja nie wiem czy ty znajdziesz tu coś z 'ę' i z 'e', ale jeśli mogłoby się coś takiego zdarzyć to przepraszam. Starałam się :D No kurde, czasem po prostu tego nie widzę, ale wiem że muszę sobie to wpisać w nawyk :D
Sama nie wiem co o nim myśleć, jest pośredni.
Ale ocenę już zostawiam wam :)