poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział LII



Przeczołgała się na drugą stronę łóżka i przytuliła niedbale do siebie koc zasłaniając tym samym swoją większą część ciała. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i przyjęła pozycję embrionalną. Otworzyła delikatnie oczy i widząc jeszcze poranek zamknęła je ponownie, wracając do tego co wczoraj się zdarzyło. Uśmiechnęła się w duchu gdy dokładnie sobie wszystko przypomniała. Jak przyszedł Mike, jak po omacku szukali miejsca gdzie mogliby spokojnie spędzić tę chwilę, jak mężczyzna przewrócił się o wystający kabel i runął z całej siły na łóżko.
Nagle się wzdrygnęła. Wstała lekko i wiedząc, że Shinoda powinien leżeć obok niej spojrzała na drugą stronę łóżka. Zdziwiła się gdy nie zastała tam nikogo. Jej lewa strona łóżka była pusta, a w pobliżu nie zobaczyła żadnego ubrania.
Przestraszyła się trochę, ale po chwili uświadomiła sobie, że być może Mike poszedł gdzieś na chwilę do łazienki.
Wstała i założyła na siebie śnieżnobiały szlafrok. Opatuliła się pod samą szyję i spojrzała za drzwi.
- Mike? – Krzyknęła niepewnie, ale nikt jej nie odpowiedział. Czekała przez chwilę, a gdy nie usłyszała nic ponownie krzyknęła. Zero odzewu. Zrezygnowana usiadła na brzegu łóżka i nie wiedząc gdzie w tej chwili może być mężczyzna z którym spędziła dzisiejszą noc postanowiła wziąć do ręki telefon. Czyżby w tej chwili ją olał?
Sięgnęła ręką do szafki i natknęła się na pewną kartkę. Zdezorientowana wzięła ją w dłonie i zaczęła czytać.

„Przepraszam, że mnie nie ma, ale miałem coś do załatwienia, a nie chciałem cię budzić.
Spotkajmy się później, tak około 19.00.”

Uśmiechnęła się lekko i odłożyła kartkę do szafki. Usiadła na łóżku i przetarła swoje oczy. Przejęta tymi kilkoma zdaniami schowała głowę w dłoniach i odsunęła od siebie te myśli, których miała w tym momencie dosyć.
Nie chcąc do niego dzwonić spojrzała na siebie i próbując przedostać się do swoich uczuć poczuła dziwny ucisk w sercu.
Podkuliła kolana i położyła na nich głowę. W tej chwili pojawiło się coś innego. Nie sądziła, że po tym wszystkim może poczuć dziwne wyrzuty sumienia. Shinoda wręcz się na nią rzucił nie pytając o zdanie, a ona mu się oddała. A teraz jest nieobecny.
Czy byłby w stanie wykorzystać kobietę?

***

Słońce na dworze wręcz domagało się by kobieta wyszła z łóżka i zaczęła dzień jak normalny człowiek, ale ona wolała go przeleżeć na wygodnym materacu do samego południa. Zaspanym spojrzeniem oceniła swoje wczorajsze wywody i widząc stos zużytych chusteczek higienicznych nawet się nie zdziwiła. Chcąc prześwietlić swój zdruzgotany umysł zamknęła oczy i znowu poczuła łzy, które z wielką siłą zaczęły się jej cisnąć do oczu.
Chester jest z Marlene.
Osoba, którą kocha jest z kobietą, której nienawidzi.
Jej wspaniałomyślny ojciec chce jej pomóc. Tylko po co?
Jeśli nie przystanie na jego warunki, obiecał, że zrobi coś Benningtonowi.
Tkwi w środku jakiejś głupiej zabawy. Cokolwiek zrobi odbije się na jednym z nich. Jest tego świadoma. Jej ojciec nie należy do najzwyklejszych ludzi na świecie, jeśli czegoś chce to dostanie to. Bez wyjątku.
Przeczołgała się i wypiła jeden łyk wody. Po chwili doszło do jej uszu ciche pukanie. Zaskoczona tym faktem założyła na siebie jakąś bluzę i z początku chciała to zignorować, ale gdy pukanie nie ustępowało leniwie podeszła pod drzwi.
Kiedyś by się zdenerwowała na jego widok, teraz szczerze mówiąc wywołała u siebie lekki uśmiech.
- Cześć – skrzywił się trochę widząc nieogarniętą kobietę – Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko w porządku…
- Bardzo się ostatnio o mnie troszczysz – uśmiechnęła się lekko i nagle przypomniała sobie o tym, że jej oczy mogą być nadal czerwone od płaczu. Próbując się tym nie przejmować odsunęła się lekko i dodała – Wejdziesz?
Kiwnął pozytywnie głową i udał się w stronę kuchni. Rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł na jednym z krzeseł:
- Dlaczego płakałaś?
Zaskoczona jego pytaniem odwróciła się w jego stronę nadal związując włosy w prostego kucyka i rzuciła:
- Nie płakałam…
- Nie ściemniaj – odparł - Możesz mi powiedzieć co się stało.
- Wszystko już stracone i tyle – odparła wzruszając ramionami – On ma inną, ja jestem w kropce, mój ojciec traktuje mnie za własność…
- Ojciec? – przerwał jej nagle.
- Tod – zwróciła się do niego – Proszę, pomóż mi. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim może chodzić. Ty wiesz na pewno, ale jednak nie chcesz mi powiedzieć.
- Wiesz, że jeśli bym ci powiedział to jedyną podejrzaną osobą będę ja?
- Dlaczego jesteś takim egoistą? – Spytała zdenerwowana – Ty pierwszy mnie zaczepiłeś na tej ulicy, ty pierwszy groziłeś mi, że mi coś zrobisz, ty pierwszy zacząłeś pieprzyć o moim ojcu. Należą mi się wyjaśnienia o co w tym wszystkim naprawdę chodzi! – usiadła naprzeciw niego i spojrzała w jego ciemne oczy – Boję się. On tu był. Kazał mi wyjeżdżać, groził Chesterowi i mojemu bratu że coś im zrobi jak nie zgodzę się na jego warunki. Co ja mam robić? Ja nawet nie wiem na czym stoję!
Wziął głęboki wdech i zdziwiony oparł się o oparcie krzesła. Spojrzał zaskoczony na sufit i przegryzł wargę.
- Co ja mam robić?! Tod ty u niego do cholery pracujesz!
- Nie mam już z nim żadnego kontaktu, zrozum to! – odparł i spojrzał na zszokowaną kobietę – Tak, miałem z nim pewne układy typu „Ty zrobisz to, ty ją zastraszysz, a ja ci podaruję życie”. Tak było kilka tygodni temu! A teraz? – przerwał nagle i widząc jak kobieta domaga się większych wyjaśnień krótko dodał – Nie mam pojęcia co ma w planie, ale się dowiem.
- Ale o co chodziło z tym wszystkim? Po co on mnie szukał?
- Nigdy nie miał kogoś bliskiego, tak, to brzmi bardzo dziwnie. Z tego co wiem jedyną miłością twojego ojca była twoja matka, ale ona miała go gdzieś, zostawiła go i urodziła ciebie. A ty przypominasz swoją matkę. Jesteście jak dwie krople wody, to samo zachowanie, te same oczy. Tyle razy to słyszałem z jego ust. Teraz ten stary dziad został sam, a że mu się nudziło i ma ful kasy to sobie przypomniał o tobie. Postanowił byś pojechała razem z nim, bo nie ma nikogo kogo by kochał.
- Ja go nawet nie znam – odparła – Po co to wszystko? Nie mógłby mnie tutaj zostawić i w ewentualności odwiedzać od czasu do czasu? Byłoby wygodniej dla nas obu.
- Twój ojciec na kryminalną przeszłość – odparł – Nie może tu zostać. Naraża się dosłownie wszystkim, ma swoją władzę. Jeśli ktoś mu podpadnie zostanie uwiązany przy nim do samego końca, tak jak było ze mną…
- Z tego co wiem, mówiłeś, że on cię wykopał.
- Nie –odpowiedział krótko – Sam odszedłem, a teraz cierpliwie czekam jak na jakimś rogu poderżną mi gardło – odparł szczerze – Tak Emily, wiem zbyt dużo, a im się to nie podoba. Ile razy było tak, że ludzie przede mną wymiękli? Potem znajdowano ich utopionych w rzece albo w ogóle ślad po nich ginął. Ja o tym wiem. I ja jestem następny.
- Dlaczego odszedłeś? – spytała przerażona.
- Nie podobało mi się wiele rzeczy – zaczął – Widziałem, że byłem tylko chłopcem na posyłki, który odwalał najbrudniejszą robotę. Z czasem mi to odpowiadało, ale po jakimś czasie zacząłem uświadamiać sobie, że to nie ma sensu – odpowiedział – A teraz modlę się by mnie nigdzie nie znaleźli.
- Musisz wyjechać – odparła przerażona – Gdziekolwiek! Boże, Tod…
- Mam to w planie, ale na razie tego nie zrobię.
- Dlaczego?
- Bo ty tu jesteś. W każdym momencie on zada ci jakiś cios w serce. Jak nie on to ty! Uwierz mi, to nie są przelewki…
- Po co to robisz? – spytała zdenerwowana tym co jej powiedział – Musisz uciec! On cię zabije!
- I tak mnie nie wygonisz – zaczął ze śmiechem – Ja i tak nie mam już życia.
Spojrzał na nią i złapał za jej rękę. Spojrzał na jej roztrzęsioną twarz i zaczął:
- Wyjedź stąd – zaskoczona tą propozycją odsunęła lekko rękę, ale ten przechwycił ją ponownie – Uwierz mi, on wie gdzie mieszkasz, wie o tobie dosłownie wszystko. Myślisz, że skąd wiedziałem o twojej przeszłości? Przez całe życie interesował się tobą, a ja miałem tylko doglądnąć co tak naprawdę się u ciebie dzieje.
- Jak mnie podglądałeś? – Spytała zdenerwowana.
- Twój ojciec wpadł na bardzo banalny i stary sposób, staremu kretynowi nie chciało się ślęczeć nad tobą cały czas. A ja miałem cię straszyć, że jestem na każdym kroku, że widzę cię w każdym zakątku tego miasta – zatrzymał się – Masz w domu podsłuchy.
Zaskoczona odskoczyła na bok i z histerycznym śmiechem krzyknęła:
- Ty sobie teraz żartujesz, prawda? – złapała się za głowę – Tod do cholery powiedz, że to nieprawda!
- Sam nie byłem do tego przekonany, bo myślałem że się skapniesz, że jest coś nie tak. Podsłuchy, kamerki i takie tam…
- Wszędzie one są? – Przestraszona wstała z miejsca i uważnie oglądnęła pomieszczenie.
- Były – odparł – Teraz ich już nie ma. Zdjąłem je jak ogarniałem cię w tym hotelu. Nie mogłem pozwolić by…
- Teraz robisz z siebie bohatera? – krzyknęła – Dopiero teraz gdy sprawa nabrała takiego tempa? Jesteś zwykłym sukinsynem! – odsunęła się i rozplotła ze zdenerwowania włosy – Gdzie one były?
- Sypialnia, kuchnia, salon, łazienka…
- Nie, do cholery chyba nie chcesz mi powiedzieć, że w łazience miałam kamerkę! – krzyknęła.
- Nie kamerkę, ale podsłuch – odparł – Nie jestem aż takim zboczeńcem, naprawdę.
- Łaaał! – zironizowała – Jak dobrze, że jesteś taki łaskawy.
Wtedy coś sobie uświadamiając krzyknęła – Miałeś namiary na moją sypialnię!
- Ojej, nie wiedziałem, że jak jesteś sama to chodzisz czasem po niej nago po kąpieli.
- Ty skurwielu! – Wrzasnęła i pchnęła jego ciałem w stronę drzwi. Rozbawiony z jej zachowania zaśmiał się głośno, choć wiedział, że nie wymagała tego sytuacja. Dziwiąc się sile kobiety zachwiał się do tyłu i usłyszał – Wynoś się! Nie pokazuj mi się na oczy, zrozumiałeś?!
- Nie powiedziałem nic złego! – odparł – Mogę ci nawet powiedzieć, że masz się czym chwalić.
- Wypierdalaj! – Krzyknęła i zamknęła drzwi do swojego domu z obawą, że nabyła ponownie niepotrzebnych rumieńców na policzkach.
Usłyszała jego pukanie, ale miała go gdzieś. Odwróciła się zrezygnowana na pięcie, usiadła na wygodnej kanapie i zamknęła oczy by uspokoić swoje myśli.
- Nie dasz sobie sama rady! – krzyknął zza drzwi – Masz siedzieć w tym domu i nigdzie nie wychodzić! I w dupie mam twoje fochy! Masz robić to co ci każe!
Nie zwróciła na niego uwagi tylko ułożyła się wygodnie na kanapie podkulając do siebie zziębnięte nogi.

***

Rudowłosa stała obok domu Shinody czekając na jego przyjście. Z każdą sekundą czuła coś innego, raz chciała zawrócić, a potem ganiła siebie w myśli za to co się stało. Jednak nie żałowała żadnej sekundy spędzonej z mężczyzną. Miała tylko nadzieję, że on też.
Nagle ktoś pojawił się zza uliczki. Spojrzała na niego zdenerwowana i nieśmiało przeczesała włosy do tyłu. Czując coraz częstsze bicie serca ścisnęła dłonie i słysząc jego zbliżający się krok uśmiechnęła się w duchu.
- Cześć – zaczął mężczyzna stając naprzeciw niej. Uśmiechnął się serdecznie i rzucił – Długo na mnie czekasz?
- Wystarczająco długo, by zrobić ci wyrzuty, że się spóźniłeś – odparła przekonująco – Gdzie byłeś jak cię nie było?
- U Chestera – odparł bez emocji – Nie radzi sobie i muszę robić za jego niańkę… - spojrzała na niego pytająco – Nie mówiłem ci, że Emily i Chester się rozstali?
- Matko, nie… - zaczęła zdziwiona – Jak to?
- Długa historia, kiedy indziej ci ją opowiem – odparł po chwili i pchnął dłonią jej ciało do przodu – Na razie zapraszam cię w me skromne progi.
Uśmiechnęła się w jego stronę i otworzyła jego drzwi do domu. Zostawiła za sobą czarną bluzę oraz trampki i usiadła na wielkiej kanapie nadal przyglądając się zabieganemu mężczyźnie. Zerknęła na godzinę, dochodziła dziewiętnasta dwadzieścia, a sama nie miała zbyt dużo czasu na całowieczorne wymienianie zdań.
Oparła się o siedzenie i nagle zobaczyła jak Shinoda kładzie na stolik szklanki z jakimś sokiem. Nie skupiała się teraz na tym, w głowie chodziły jej o wiele bardziej poważniejsze myśli.
- Byłaś w pracy? – Spytał po chwili.
- Mówiłam ci, że mam wolne – uśmiechnęła się nieśmiało, za co siebie nienawidziła. Udawała w wielu różnych sytuacjach że nic nie da jej złamać, lecz w tej chwili czerwieniła się z każdej strony. Spuściła wzrok na podłogę i usłyszała.
- Co cię dręczy?
- Mike musisz mi na coś odpowiedzieć – zaczęła, a ten pozytywnie kiwnął głową – Zachowujesz się jakby nic się nie stało, a przecież tak nie jest – spojrzała na niego i spytała – Mike, czy to był dla ciebie tylko zwykły seks?
Zdziwiony jej pytaniem uśmiechnął się lekko i wstał siadając obok kobiety. Objął ją ręką, tak by poczuła jego obecność przy sobie i zaczął:
- A jak myślisz?
- Sama nie wiem co mam myśleć. Zmyłeś się tak prędko, teraz też udajesz takiego niedostępnego, a wczoraj było co innego…
- Lisa błagam cię, ty chyba nie myślisz, że mam cię daleko w tyłku – zaśmiał się, a ten widząc jej wielkiego buraka na twarzy zaśmiał się po raz kolejny – O kurcze, ty na serio tak myślałaś…
- Możemy zakończyć temat? – Spytała po chwili czując lekkie zakłopotanie.
- Krępuje cię to? – Zaśmiał się po raz kolejny – Ej, no myślałem, że ciebie nic w życiu nigdy nie zawstydzi.
- Mike, przestań.
- Mówienie o uczuciach cię zawstydza? – Spytał po chwili – Powiedz o swoich uczuciach do mnie – odparł lekko się śmiejąc – I wiem, że pewnie jakieś są, bo pewnie jakbym był ci obojętny to nie pozwoliłabyś bym cię nawet dotknął. Znam ciebie, nie poszłabyś do łóżka z pierwszym lepszym mężczyzną.
- Trudno mi mówić o tym wszystkim jeśli nie znam tego wszystkiego co ty do mnie czujesz.
- Mam zacząć pierwszy? – Spytał po chwili łapiąc za jej rudy kosmyk włosów. Ona słysząc jego uwodzicielski ton uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową.
- Dobrze – zaczął i oparł jedną rękę o jej dłoń – Jesteś wspaniałą kobietą, mało która jest tak piękna jak i na zewnątrz jak i w środku. Z małymi wyjątkami, wtedy jak mnie tępisz zachowujesz się jak zwykła chamska egoistka – spojrzała na niego ruszona – Ale co ja mam zrobić? Nie moja wina, że jak na ciebie patrzę to wszystkie części ciała mi wariują, szczególnie ta jedna.
Czując jego aluzję zaśmiała się głośno i odsunęła od niego rękę:
- Jesteś okropny…
- Nie rozumiem… – odparł zmieszany – Chodziło mi o serce.
Spojrzał w jej oczy, a ta uświadamiając sobie tak naprawdę sens jego wypowiedzi ponownie wybuchła śmiechem. Oparła się po chwili o jego masywne ramię i usłyszała:
- Jeśli poczułaś się urażona tym, że wczoraj tak to wszystko się potoczyło, to wybacz.
- Nie jestem zła. Po prostu źle to wszystko odebrałam. – odparła po chwili –  A wracając do poprzedniego dnia to było bardzo przyjemnie… - uśmiechnęła się.
- Kurcze mówiłem ci, że nigdy nie spotkałem jeszcze tak bardzo seksownej kobiety?
- Mówiłeś… – zaśmiała się lekko.
- Będę ci to wypominał, bo naprawdę jestem dumny z tego, że taka kobieta siedzi obok mnie – odparł z uśmiechem i spojrzał w jej oczy.
Odwzajemniła jego uśmiech i delikatnie dotknęła jego warg. Przekręciła się w jego stronę i runęła na jego ciało przygniatając go swoim ciężarem. Zaśmiała się cicho, lecz dźwięk został stłumiony w ustach Shinody. Dotknęła dłońmi jego ciemnych włosów strosząc tym samym jego niebanalną fryzurę i poczuła jak Mike dotyka jej nagich pleców. Odsunęła się i spojrzała w jego oczy.
- Wiesz, że wczorajsza noc i mi bardzo się podobała? – Zaczął kokieteryjnie.
- A mi się zapadł w pamięć szczególnie ten moment jak runąłeś jak długi, bo potknąłeś się o kabel.
- A ty zamiast mi pomóc zaczęłaś się śmiać – zrobił stanowczą minę i dodał – To w tych momentach jesteś wredną i chamską egoistką.
- Dlaczego egoistką?
- Bo ja staram się ciebie jakoś zadowolić z każdej strony, a ty parszywie śmiejesz się jak mi się coś nie uda…
- Biedny Mike… - zaśmiała się i pocałowała mężczyznę w sam środek czoła – Jak ci mogę to wynagrodzić?
- Możesz mi powiedzieć teraz co ty do mnie czujesz – odparł z lekkim uśmiechem. Zmieszana spojrzała na niego, lecz postanowiła przełamać strach.
- Wiesz co jest na rzeczy – zaczęła niepewnie – Nie jesteś dla mnie zwykłym Michaelem Shinodą, który gra w znanej kapeli i który jest gwałcony w myślach większości kobiet.
- Schlebiasz mi złotko – zaśmiał się i poprawił swój kołnierz przy koszuli.
- Mówię prawdę – zaśmiała się – Jesteś dla mnie głupim, pokręconym Mike’iem, który uwielbia pisać piosenki o bakłażanach nawet nie znając tych warzyw i tym który ma większe uczucia niż kilkaset ludzi razem wziętych.
Uśmiechnął się i złapał za jej policzek.
- Chciałeś to masz – rzuciła zmieszana i oparła głowę o jego ramię.
- Miałaś o mnie mokre sny? – Gdy to usłyszała zaśmiała się tak głośno, że Shinoda wzdrygnął się na jej wysoki ton. Nie mogąc się uspokoić zakryła dłońmi swoje usta – Sama mówiłaś, że ludzie gwałcą mnie w myślach… - sprostował.
- Mike, ale nie ja – zaśmiała się – Ja miałam wczoraj okazję – podniosła ze śmiechem jedną brew i dotknęła jego zaciśniętego kołnierza.
- Nie każdy ma takie luksusy jak ty, doceń to – odparł.
- Jesteś zwykłym zadufanym lalusiem, wiesz o tym, prawda? – Spytała po chwili odpinając jego kawałek koszuli.
- Wiem… - zaśmiał się i oparł głowę o miękki materac. Czując jak Lisa odpina kolejne guziki przy jego ubraniu uśmiechnął się i rzucił:
- Masz może jakieś plany? – Spytał po chwili.
- Mam kilka…
- A zapoznasz mnie z nimi? – Spytał patrząc w tej chwili w sufit. Założył ręce za głowę i dał Lisie pole do popisu. Pocałowała go raz w nagi tors i skierowała swe usta ku górze. Raz za razem kładła pocałunki na jego ciele do momentu kiedy natknęła się na jego usta. Spojrzała na niego z góry i oparła rękę obok jego głowy.
- Nie przestawaj… - rozmarzony jej poczynaniami dotknął jej policzka i pocałował kobietę w same usta. Przybliżył ją delikatnie do siebie i usłyszał:
- Nie mam zamiaru… - uśmiechnęła się i położyła głowę na jego szyi, muskając ustami jego bladej skóry. Widząc jak Shinodzie sprawia to przyjemność przejechała wargami po jego klatce piersiowej, ale postanowiła na tym poprzestać. Położyła się na nim i zaczęła kreślić dłońmi dziwne znaki na jego nadgarstku. Uśmiechnął się w duchu z jej precyzyjnych i przemyślanych ruchów, które szczerze mówiąc mu się podobały.
- Jeszcze znowu przywalisz o jakąś szafkę… - zaśmiała się.
- Tym razem nie…
- Nie wierzę ci – zaśmiała się i z wielkim skupieniem wsłuchiwała się w jego równomierne aczkolwiek szybkie bicie serca.
- Myślę, że musimy to jeszcze raz powtórzyć – stwierdził po chwili kokieteryjnie.
- Czy ty mnie na coś namawiasz? – Spytała po chwili – Jesteś niewyżyty seksualnie…
- Jestem niewyżyty tobą.
- Masz mnie tutaj – odparła – Korzystaj póki możesz.
Zaśmiał się cicho i wplótł swoje dłonie w jej włosy.
- O nie nie! – krzyknęła znacząco gdy coś sobie przypomniała – Panie Shinodo, odpukuje mi pan spodnie – spojrzał na nią pytająco – Zepsułeś mi przy nich zamek! Za bardzo nim szarpałeś. Czy ty nigdy nie miałeś z czymś takim do czynienia?
- Z twoimi spodniami?
- Przestań! – Zaśmiała się – Czekam na nowe spodnie…
- A te są dobre? – Spytał po chwili.
- Te tak…
- To chodź, urwę ci też te. Będziesz miała nowe dwie pary, co ty na to?
- Palant – rzuciła i wtuliła się w jego nagi tors wywołując u Shinody jeszcze większy uśmiech niż wcześniej.

***

Potknęła się o własne nogi i nie zważając na ciemną uliczkę dalej brnęła przed siebie. Tak by dotrzeć do celu. Przetarła czoło i stanęła po chwili przed jego domem. Miała gdzieś co mówił jej Tod o wychodzeniu z domu. Przecież nie będzie tam siedzieć jak na uwięzi.
Dotknęła klamki i szybko przedostała się do środka. Zapukała kilka razy i oparła się z wielkim biciem serca o ścianę. W tej chwili wiedziała, że wygląda okropnie, ale nie przejmowała się tym zbytnio.
Nagle ktoś otworzył drzwi.
Jego wzrok przeniknął po jej wszystkich zakątkach ciała. Pojawiły się wielkie ciarki i łzy w oczach. Sama nie wie dlaczego tak było.
- O matko, Emily! – wrzasnął i po chwili przybliżył ją do siebie. Z całej siły wtulił w siebie roztrzęsioną kobietę łapiąc za jej rozdygotane dłonie – Gdzie ty się podziewałaś przez tak długi czas?!
- Mogę? – Zbywając go z pytaniem uśmiechnęła się lekko i weszła w progi Shinody. Mężczyzna poprawił koszulę i pozwolił kobiecie usiąść na jednym z krzeseł.
- Masz kogoś? – Spytała po chwili nieśmiało.
- Aktualnie nie – odpowiedział szybko i usiadł naprzeciw niej łapiąc za jej dłoń – Nie było cię przez tak długi czas w domu, Ian nic nie wiedział, Tiffany tak samo. Gdzie ty się podziewałaś?
- Śledzisz mnie? – Zrobiła pytający wyraz twarzy.
- Wiesz, że nie, ale bardzo się o ciebie martwiliśmy.
Nie chcąc wyjaśniać tej liczby mnogiej odwróciła wzrok i spojrzała na stojącą obok paprotkę.
- Emily, przykro mi… - zaczął próbując patrzyć w jej oczy – Nie sądziłem, że ten palant jest do takiego czegoś zdolny.
- Wiedziałeś o tym? – Spytała po chwili zaskoczonego mężczyznę.
- Emily… - zaczął niezdecydowany. Czy w tej chwili powinien skłamać i oczyścić się z utajania tej wiadomości? – To jest bardziej skomplikowane niż myślisz.
- Tu nie ma nic skomplikowanego – odparła, ale po chwili sprostowała – Nie, fakt. To jest skomplikowane. Cały czas zapewniał mnie i nadal zapewnia, że mnie kocha, a tak to grzmoci się z tą lafiryndą w każdym kącie, teraz z nią jest i pewnie wcześniej też coś było na rzeczy.
- Czekaj, czekaj – przerwał jej – Kto jest z kim?
- Chester z Marlene – odparła – Teraz ty mi nie ściemniaj, bo sama niedawno się o tym dowiedziałam.
Sfrustrowany złapał się za głowę i nie wiedząc co powiedzieć wypuścił powietrze z ust. Spojrzał na zrozpaczoną kobietę i bez przekonania zaczął:
- On z Marlene? Nie, nie, nie… - zaśmiał się niepewnie – Kto ci takich głupot naopowiadał? Ona?!
Przegryzła nerwowo wargę i skierowała wzrok na podłogę.
- Wiesz co? – Spytał po chwili – Myśl sobie co chcesz, ale to też mi nie jest na rękę. Ty jakoś sobie radzisz, widać to po tobie. Ale widać też, że nie możesz sobie uświadomić tego, że już nie jesteście razem. Ty nadal go kochasz! – Krzyknął pokazując palcem w jej stronę – I powinnaś mimo tego wierzyć mu, a nie Marlene.
- Mówisz o zaufaniu? – Spytała z niedowierzaniem – Może sobie pomyliłeś sytuacje? Kto mnie okłamywał taki szmat czasu i leciał do niej gdy ja siedziałam i potrzebowałam jego pomocy? Spotykali się często, pewnie i też często coś między nimi dochodziło…
- Mogę ci przysięgnąć, że oprócz tej beznadziejnej nocy między nimi nic nie było.
- A ty skąd ty to możesz wiedzieć? – Spytała zdenerwowana.
- Ufam Chesterowi i wiem, że żałuje tego co zrobił. – powiedział i usiadł obok niej – Nie wiem jak jest u ciebie, ale ja teraz muszę robić za jego opiekunkę, a uwierz mi, to nie jest łatwa robota zmuszać go do jedzenia, wychodzenia z łóżka i tak dalej.
Zaskoczona zakryła dłonią usta, mając nadzieję że Mike nie zauważy jej zakłopotania.
- Marlene mu nie pomoże?
- On nie jest z Marlene! – podniósł głos – Zrozum to, że ten palant cię kocha. I nie przestanie kochać. Z każdym dniem jest coraz gorzej, bądź tego świadoma. Pierwszy raz zauważyłem u niego łzy. Kiedyś udawał silnego przed całym światem i za wszelką cenę chciał udowodnić, że nie rusza go jego sytuacja, ale nigdy tak nie było. Nie chciał pokazać swojej słabości, chciał być zawsze wyżej i wyżej, chociaż raz w życiu. Gdy coś zaczęło mu się układać, wrócił do tego pieprzonego nawyku. Jemu trzeba ten alkohol wybić doszczętnie z głowy, bo tak naprawdę nie wie co robi – odpowiedział jej i spojrzał w jej stronę – Nie jestem tutaj by bronić Chestera, ani ciebie…
- Tylko po co? – Spytała podejrzliwie – Bronisz go i ja o tym wiem. Jesteście przyjaciółmi. Ale Mike, spójrz na to z innej, obiektywnej strony. Nie potrafię wybaczyć, jednemu wybaczyłam to wiesz jak skończyłam.
- Chester nie jest Scottem – oznajmił spokojnie – On nie zrobiłby ci krzywdy. Prędzej sam dałby się poćwiartować niż patrzeć na to jak coś ci się dzieje. Tyle razy słyszałem od niego, że sam wolałby cierpieć kilka razy bardziej niż patrzeć na to co się z tobą działo po tym zdarzeniu ze Scottem. On nie byłby do tego zdolny – zwrócił się do niej – Odpowiedz mi, czy kiedykolwiek Chester cię uderzył?
- Nie, ale… - spojrzała w nagą ścianę – Ale ja go uderzyłam.
- Co? – Nie kryjąc swojego zaskoczenia podszedł pod nią i z udawanym uśmiechem dodał – Uderzyłaś go? Jak?
- To nie moja wina, że się na mnie rzucił! – Krzyknęła zażenowana.
- Nie rozumiem…
- Mike, czuję się okropnie. Nadal mam przed sobą jego zabójczy wzrok po tym jak dostał ode mnie pięścią w twarz. Ale on mnie bezczelnie pocałował! Nie pozwolił mi odejść, a potem by mnie zatrzymać podszedł i… I to mnie zaskoczyło, wszystko wydawało się być takie jak przed rokiem. Boże…
Zaskoczony jej reakcją stanął naprzeciw niej i zaczął:
- Przecież wiesz, że Chester nie mógłby nic ci takiego zrobić. Emily, błagam, ty nie myl jego z tym dupkiem – przerwał nagle i spytał – Co ty teraz planujesz zrobić?
- Wyprowadzam się z miasta – rzekła patrząc w jego oczy. Wstał wściekły i walnął zrezygnowany pięścią w blat tak, że kobieta aż podskoczyła.
- Jak to się wyprowadzasz?! Przez niego?! – Krzyknął po chwili i próbując się uspokoić spojrzał w sufit.
- Nie wrzeszcz na mnie! – Krzyknęła zrezygnowana – Nie mogę na niego patrzeć, zrozum to! – Obrzydzona swoimi słowami poczuła jak łzy cisną się jej do oczu – Nie potrafię widzieć nas w przyszłości. Zranił mnie, chociaż obiecał, że nigdy tego nie zrobi. Powiedział, że mogę zawsze na niego liczyć, a te ostatnie tygodnie naszego związku były jedną wielką męczarnią.
- Kochasz go? – Spytał spokojnie.
- Dlaczego pytasz? – Spytała podejrzliwie.
- Odpowiedz!
- Nie! – krzyknęła zrezygnowana czując jak jej serce zaczyna się kruszyć. Wiedziała, że ukrywanie swoich uczuć nie będzie miało pozytywnego zakończenia.
- Kłamiesz – oznajmił – Nie możesz go przestać kochać, więc to wszystko cię boli. Rozumiem to – usiadł obok niej i złapał delikatnie za jej rozdygotaną dłoń – Ale nie wyjeżdżaj. Masz tutaj wielu wspaniałych ludzi. Masz mnie, zespół, Tiffany, rodzinę. Dlaczego patrzysz tylko na niego?
Czując jak łzy cisną się jej do oczu zacisnęła usta i oparła się o jego klatkę piersiową. Objęła go rękami i zamknęła oczy.
- Błagam cię, jesteś dla mnie przyjaciółką i nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Ale ty nie krzywdź też mnie…
Słysząc jego słowa wtuliła się w niego bardziej, a ten złapał za jej włosy uspokajając rozpłakaną kobietę.
Czy w tej chwili powoli ją tracił?
Nie mogąc uświadomić sobie tego, że tak naprawdę ich spotkania mogą się skończyć przez jego przyjaciela przełknął nerwowo ślinę i oparł swą rękę na jej ramieniu.
W tej chwili nie uświadamiał sobie, że prawda jest zupełnie inna.

***

Stanęła naprzeciw swojego domu i czując wielkie zmęczenie oparła się o rozchwiany płot. Wszystko wydawało się być takie tajemnicze, a gwiazdy które rozświetlały bezchmurne niebo snuły się po przestrzeni tworząc co chwilę coraz bardziej rozmaitsze wzory. Spojrzała na nie i nagle wspomniała o tym jak kiedyś sami patrzyli w bezchmurne niebo trzymając się za ręce. Jak obiecywał, że będzie obok niej, że nigdy jej nie opuści i że nie pozwoli nigdy jej skrzywdzić. Przez pewien czas tak myślała.
Spojrzała na swoją dłoń i nagle przypomniała sobie noc, którą spędzili razem w swoich objęciach po tym jak Joe oświadczył się Tiffany. Czując łzy w okolicach oczodołów przetarła drżącą twarz i przeklęła w myśli swoją naiwność. Jak mogła wtedy uwierzyć w jego słowa, które mówiły o tym, że to oni będą następni? Że to oni staną na ślubnym kobiercu zaraz po swoich znajomych?
Teraz wie, że to było jedno wielkie kłamstwo.
Przecież alkohol wyżerał mężczyźnie mózg, a co za tym idzie racjonalne myślenie.
Podeszła po furtkę i nagle natknęła się na jakąś kopertę. Złapała w ręce lekko ubłocony papier i szybko weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Usiadła na krześle i szybko ją otwarła.
Ten sam list, który dostała już kilka razy.
Jednak nie było tam jednej postaci. Tym razem było ich dwie. Przyjrzała się bardziej tajemniczej wiadomości i zauważyła po chwili na drugiej stronie następną. Czyli łącznie na jednej kartce było dwóch wisielców i jeden żywy człowiek.
Wzdrygnęła się nie wiedząc kto mógłby je podsyłać. Tod przecież zapewnił ją, że już nie ma z tym nic wspólnego. Parsknęła w myśli wiedząc, że znowu dała się nabrać na te jego gierki i odczytała liczby.
0,1,0,5.
Oparła się o blat i nie mogąc ich rozszyfrować wzięła się za ocenianie rysunku. Były na nim dwie wiszące postacie. Jedna płci męskiej i jedna płci żeńskiej. Ta pierwsza była przekreślona, a druga była w idealnym nienaruszonym stanie. Przerażona tym incydentem odsunęła od siebie wszystkie negatywne myśli i nagle poczuła jak dreszcz zaczął po niej spływać. Wstała gwałtownie i wyciągnęła z szafki kopie tych wcześniejszych listów.
Mając je w tej chwili przed sobą mogła pomyśleć bardziej nad ich znaczeniem.
Nie mogła zapomnieć, że na końcu stała tajemnicza postać, nad którą zamiast czterech cyferek były cztery duże pytajniki.
Co to miało znaczyć?
Przestudiowała po raz kolejny znane jej liczy i nagle coś ją tchnęło.
Ujęła ostatni list i spojrzała na niego z każdej strony. Przepisała cyfry tworząc w tej chwili datę, która nie była jej obca.
1 maj – data śmierci jej rodziców.
Zakryła dłonią usta i przerażona swoim odkryciem wzięła do rąk kolejny papier.
Cyfry 1,3,1,1 tworzyły datę 13 listopada, czyli wtedy gdy jej babcia odeszła ze świata. Czyli ten sznur na tym obrazku opasał jej szyję.
Została ostatnia kartka, bez zastanowienia stworzyła datę 12 styczeń i to w tej chwili wiedziała, że za tą datą kryję się dzień śmierci jej dziadka.
Parsknęła przerażona i odsunęła się w bok.
Liczby tworzyły daty.
Dlaczego nie mogła wcześniej na to wpaść?
Wkurzona na siebie i za swój brak myślenia usiadła na krześle i oparła się za siedzenie.
No tak, przecież została jej ostatnia osoba.
Przewróciła kartkę na drugą stronę.
Tym razem sytuacja była inna.
Sznur wisiał, drzewo było takie samo, tylko postać stała obok niego, a data nie była ujawniona.
Dlaczego ktoś połączył tę postać z tą kartką?
Wiedząc, że tu jest ukryta jakaś aluzja i że powinna bardziej się skupić na odgadnięciu tej zagadki przybliżyła kartkę do siebie i czując jak łzy cisną się jej do oczu zacisnęła pięści.
Czuła się bezradna. Tkwiła w klatce, która była popychana z kąta w kąt, a sama nie mogła nic zrobić. Uwięziona w sidłach swojego ojca wiedziała, że każde przeciwstawienie się może skończyć się nieciekawie jednak była świadoma tego, że musi się poddać.
Tutaj zwycięzca był ustalony z góry.
I doskonale wiedziała, że ona nim nie jest.
Nagle ją olśniło.
Przeglądnęła się obrazkowi bardziej i nagle poczuła silne ukłucie w brzuchu. Dobrze wiedziała, że to jest ona. Że w każdej chwili może i ona zawisnąć na drzewie jeśli nie podporządkuje się jego rozkazom.
Nie mogąc przyjąć do wiadomości tej myśli poczuła jak serce zaczęło jej wyskakiwać z żeber. Jej oddech stał się szybszy, a myśli było tak dużo, że jeden umysł nie był w stanie tego ogarnąć.
Będąc pewna, że się myli. Jeszcze raz popatrzyła na kartkę, ale niby wszystko się zgadzało. Tak bardzo chciała być w błędzie.
Zakryła dłonią usta i bojąc się zostać w tym domu zupełnie sama wzięła do ręki telefon. Szybko wybrała numer do Mike’a i nagle poczuła mocne szarpnięcie za jej bluzkę. Przerażona podskoczyła na krześle i zobaczyła jak ktoś wytrąca jej telefon z ręki. Krzyknęła głośno, lecz oprawca nie pozwolił jej by zrobiła to po raz kolejny. Złapał mocno za jej usta przybliżając jej głowę do siebie, a ta czując wielki ucisk na szyi zaczęła się mocno wyrywać. W tej chwili każdy jej ruch wołał o pomoc.
Nie wiedząc kto może za nią stać spróbowała się odwrócić, lecz ból jaki przeszył jej szyję nie mógł jej to w pełni umożliwić. Spróbowała wstać z krzesła, ale niefortunnie. Jej ciało runęło z całej siły o zimną podłogę wydobywając z siebie wielki huk.
W tej chwili była bez szans. Podniosła głowę do góry by rozpoznać oprawcę, ale i tym razem to okazało się bezsensu. Przygniótł ją mocno do podłogi i pociągnął mocno za włosy, tak że kobieta głośno krzyknęła z przepływającego przez jej ciało bólu.
Zaczęła wić się jak wąż. Była bezsilna, z każdą sekundą traciła tę nutkę nadziei, że to jednak jest zły sen.
Nagle poczuła mocne uderzenie w okolicy brzucha. Zwinęła się w pół z bólu i będąc przerażona poczuła jak po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna goniła drugą, ale i tak każda z nich finalnie upadała na podłogę.
Poczuła kolejny cios, kolejny i kolejny. Zawyła z bezsilności i spróbowała złapać się za zmasakrowany brzuch, ale nieznajomy uniemożliwił jej jakikolwiek ruch dłońmi.
Czuła, że z każdą chwilą jej świadomość zanika. W pewnym momencie popatrzyła w dal nie wiedząc gdzie się znajduje i czy tak naprawdę tkwi tu sama, czy jednak zwariowała.
Wrzasnęła z płaczem po raz kolejny prosząc przez łzy o przystopowanie z cielesnymi ranami, ale to było i tak bez znaczenia. I tak po pewnym czasie odczuwała je coraz mniej.
Spojrzała po chwili cała obolała w górę i zauważyła swój telefon. Dłonią spróbowała delikatnie go do siebie przybliżyć, przecież tylko wciśnięcie słuchawki mogło ją w tej chwili uratować. Przybliżyła się ciałem w stronę przedmiotu i spróbowała przysunąć go do siebie bardziej. Była już bardzo blisko, tak że wyciągnięta dłoń mogła poskutkować i jej pomóc.
Lecz tak się nie stało.
Nagle poczuła wielki ból jej miażdżących palców u dłoni.
Jej ostatnim obrazem było imię Shinody w wyświetlaczu swojego telefonu. Potem wszystko zaczęło się zamazywać. Obraz, sytuacja, a słowa wypowiedziane przez jej towarzysza były dziwne i nielogiczne. Chciała podtrzymać u siebie jeszcze resztki świadomości, lecz to było niemożliwe po tym jak poczuła, że dostała czymś w dokładnie sam środek głowy.



Tak jak mówiłam, rozdział dodany po tygodniu. Następny też planuję by taki był. Ogólnie teraz będę dodawać posty co 7 dni by skończyć tego bloga i wziąć się za inny.
Mam nadzieję, że tylko was nie zanudzam tym wszystkim.
 

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział LI



Mężczyzna przeczołgał się do drugiego pomieszczenia pozostawiając za tobą stertę naczyń po ubogim śniadaniu. Żegnając bałagan w swojej kuchni spojrzał na włączony telewizor i zirytowany lecącym programem szybko go wyłączył. Jeszcze tego brakowało, by słuchał o kolejnych katastrofach na świecie.
Spojrzał na dłonie i delikatnie przetarł jedną z nich. Ściągnął szybko koszulę i w zamiarze wzięcia prysznica udał się w stronę schodów. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdezorientowany nagłą wizytą pewnego gościa podszedł do drzwi niepewnie i leniwie je otworzył. Będąc prawie pewnym, że to jest Mike, fuknął coś pod nosem, ale po chwili już wiedział, że się mylił.
- Cześć – zaczęła kobieta patrząc w jego oczy – Ja tylko na chwilę. Możemy porozmawiać?
- Czego chcesz? – Zdenerwowany jej obecnością nie krył swojego niezadowolenia. Widząc Marlene ponownie miał ochotę wynieść ją za drzwi i wykopać na zbity ryj. Jednak nie potrafił tego zrobić po tylu latach znajomości.
- Rozmowy. Chester, chcę coś wyjaśnić, proszę, daj mi szansę.
Spojrzał na nią po raz kolejny i po chwili zachęcił ruchem ręki by weszła. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na półnagiego mężczyznę.
- Ja nie w porę? – Spytała po chwili.
- Teraz nie wiem czy znajdziesz taką porę gdzie będę chciał z tobą rozmawiać.
Urażona jego słowami, a tym bardziej obojętnością zacisnęła usta i głośno westchnęła. Usiadła na postawionym krześle i zaczęła:
- Zostawiła cię prawda?
- A jak myślisz? – Spytał retorycznie ignorując jej spojrzenie – Jesteś taka cwana, powinnaś wiedzieć co się ze mną dzieje. Manipulowałaś tym wszystkim przez prawie kilka tygodni. Jesteś zadowolona z tego? Dostałaś tego co chciałaś, czujesz się wspaniale? Bo uwierz mi, że ja czuję się niesamowicie! – krzyknął – Dziękuję ci Marlene, że tak o mnie dbasz!
- Nie ironizuj tylko rozmawiaj jak normalny człowiek.
- Nie pouczaj mnie co mam robić, dobrze? Spierdoliłaś mi życie i jeszcze masz czelność przychodzić tu i prosić o rozmowę. Wszystko z tobą w porządku? Przyszłaś mi powiedzieć to czego nie wiem? Bo na razie nawalasz o rzeczach, których jestem świadomy.
- Przestać, nie chciałam by tak to wyszło.
Wybuchł histerycznym śmiechem, a ta przestraszona odsunęła się lekko w bok.
- Co ty nie powiesz! – Zaśmiał się po raz kolejny, choć tak naprawdę kierowała nim złość – Myślisz, że ja uwierzę w te bajki? O nie! Ty chyba chcesz bym ci się rzucił w ramiona po tym jak rozwaliłaś mój związek.
- Nie oczekuję tego.
- To czego chcesz?
- Nie skreślaj mnie.
Ponownie się zaśmiał i przez zęby rzucił:
- Wynoś się.
- Chester, proszę. Nie chcę byś mnie zostawił, mi po prostu na tobie zależy!
- Tam są drzwi. Jesteś taka inteligentna, więc bez problemu powinnaś je znaleźć – rzucił i zrobił przerwę – Nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć, skreśliłaś całe nasze relacje, które budowaliśmy przez tyle lat. Nie masz wyrzutów?
- Chester…
- Ja pójdę się myć, a ciebie ma tu nie być. Bo jak nie, to inaczej sobie pogadamy.
Przeszedł obok niej obojętnie i wszedł ponownie na schody pozostawiając ją samą. Nie przejmując się jej złością i zrezygnowaniem otworzył drzwi do łazienki, a kobieta widząc to ścisnęła pięści i stłumiła płacz. Czy wszystko popsuła?
Głowiąc się jak może przekonać Benningtona do swoich racji usiadła ponownie i nie mając zamiaru wychodzić z jego domu założyła nogę na nogę.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Cichy dźwięk doszedł do jej uszu, zanim jeszcze zdąrzyła o czymś konkretnym pomyśleć. Nie wiedząc kogo może się spodziewać podeszła pod drzwi i szybko je otwarła.
- O proszę! – uśmiechnęła się, wiedząc że tym samym zada jej kolejny cios w serce. Zaskoczona jej obecnością u byłego chłopaka ukryła swoją wściekłość i zaczęła:
- Przyszłam tylko po moje rzeczy, pozwolisz? – Spytała pokazując jej pomieszczenie.
- Jasne, ja jeszcze tu nie mieszkam – podniosła kąciki ust irytując ponownie Emily. Wywróciła oczami i odepchnęła jej słowa, które z pewnością miały ją wyprowadzić z równowagi.
- Gdzie Chester? – Spytała będąc w połowie szczęśliwa z jego nieobecności. Jednak musiała zadać pytanie, bo zastanawiało ją co kobieta robi w jego mieszkaniu.
- Bierze kąpiel – odpowiedziała siadając ponownie na kanapie – Powinien zaraz wyjść, nie miał czasu umyć się wczoraj, biedak.
W zbierającą się w niej złością spojrzała na nią i rzuciła:
- A ty co tu robisz?
- Nie powinno cię to obchodzić, już nie jesteś jego dziewczyną…
- Ale jego byłą dziewczyną – dodała mściwie – Odpowiedz mi.
- Jesteśmy razem, ale to chyba nie jest dziwne, prawda? Chester wybrał mnie i tyle, powinnaś się z tym pogodzić. Emily, naprawdę mi przykro, ale…
- Daruj sobie – rzuciła i udała się w stronę jego sypialni. Czując, że w każdym momencie może wybuchnąć płaczem zakryła usta i wiedząc, że w tej chwili nie może pokazać swojej słabości oparła się o ścianę. Chestera nie było, czyli miała trochę czasu na pozbieranie myśli i rzeczy tkwiących w pokoju. Weszła do środka i spojrzała na jego wnętrze. Pierwsze co rzuciło się w jej oczy to wielki bałagan. Rzucone ubrania, szafki, zdjęcia, dosłownie wszystko. Zaskoczona zaczęła dokładnie przyglądać się porozrzucanym przedmiotom.. Spojrzała ponownie na wywaloną szafkę i nie wiedząc co ma o tym sądzić podeszła pod nią i dokładnie oglądnęła jego zawartość. Widząc tylko rozmaite papiery pochodzące z Linkin Park, teksty piosenek oraz niezapłacone rachunki machnęła ręką i spojrzała w górę. Nic ciekawego. Podeszła pod szafkę nocną i szybko ją otwarła chcąc wydostać z niej klucze do mieszkania. Nagle natknęła się na pewne tabletki. Przyglądnęła się im dokładnie i wyczytując, że to środki nasenne zdziwiła się i to bardzo. Stanęła obok szafki i otworzyła opakowanie, które było wręcz puste. Co one tu robiły? Chester nigdy nie miał problemów ze snem, bynajmniej nigdy się na to nie skarżył oraz przeważnie widziała jak pierwszy z ich dwójki zasypiał. Zdezorientowana wrzuciła je do szafki i pomyślała o Marlene. Zna Chestera, ale nie zna dziewczyny. Do głowy przyszła jej tylko jedna myśl – tak, to pewnie tabletki kobiety. Wzięła do rąk klucze i włożyła je do kieszeni przy spodniach. Odwróciła się w stronę stojącej walizki i wyjęła z szafy swoje ubrania. Szybko wpakowała je do środka i nagle usłyszała jak drzwi się uchylają. Nie odwróciła się, lecz mimo tego poczuła jego wzrok na sobie. Przeniknął po niej tak bardzo mocno, że na jej rękach w niektórych miejscach pojawiły się dreszcze.
- Emily… - zaczął zaskoczonym, lecz dziwnie szczęśliwym głosem – Gdzie ty się podziewałaś przez tych kilka dni? Nie wiesz jak się o ciebie martwiłem? Nie rób mi nigdy czegoś takiego, błagam!
- Spokojnie, za chwilę się stąd wynoszę – odparła będąc na niego wściekła.
- Nie rób mi tego – zaczął – Nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwy widząc cię tutaj. Emily, proszę porozmawiaj ze mną. Nie chcę byś ponownie stąd odeszła, nie zniosę tego.
- Możesz przynajmniej mi nie ściemniać? – Spytała przerzucając wzrok na mężczyznę. Wzdrygnęła się gdy zauważyła jego obolałą i zmęczoną twarz. A może to było tylko złudzenie?
- Nie rozumiem.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć bym spieprzała z twojego życia, bo już mnie nie kochasz? Tak trudno, jest ci to powiedzieć? Chester, nie lubię kłamstwa, wal spokojnie, że już mnie nie potrzebujesz.
- Co ty wygadujesz?! – Spytał po chwili i podszedł pod kobietę. Ta zirytowana odwróciła lekko głowę i głośno parsknęła wyrzucając z siebie całe zrezygnowanie.
- Jesteś żałosny, naprawdę – ścisnęła dłoń i wzięła do ręki walizkę. Wiedząc, że pełno jej rzeczy znajduje się jeszcze w łazience i salonie udała się do jednego z tych pomieszczeń. Wrzuciła swoje kosmetyki do torby i usłyszała:
- Nie potrafię bez ciebie żyć – zaczął łagodnym tonem tak, że Emily stanęła w osłupieniu – Ja już kompletnie zwariowałem. Budzę się codziennie i nie mogę się doczekać tego jak położysz się na moim ramieniu, dotkniesz swoją ręką mojej dłoni, powiesz, że mnie kochasz, a potem uśmiechniesz się patrząc na mnie przez zaspane oczy. Czekam na to od kilku dni, a wiesz co jest najgorsze? Że budzę się kompletnie sam. A gorsze od tego wszystkiego jest to, że to właśnie przez moją głupotę cię straciłem. Gdy patrzę w tej chwili na ciebie czuję się w środku jak głupek, moje serce szaleje jak za pierwszym razem gdy uświadomiłem sobie, że nie jesteś dla mnie tylko zwykłą znajomą, a po ciele przechodzi dreszcz, który uświadamia mi, że te dni w których byłem naprawdę szczęśliwy już nie wrócą. Kocham cię, spieprzyłem to nawet nie będąc tego świadomy, ale naprawdę cię kocham mimo tego co się zdarzyło. Nie potrafiłbym zapomnieć o tobie, o twoim głosie, dotyku, uśmiechu… Jedyne co mogę w tej chwili zrobić to przeprosić i prosić o drugą szansę. Zrobię dosłownie wszystko by ją zdobyć, dosłownie. Nie chcę być znowu odeszła, bo nie wytrzymam kolejnego dnia bez ciebie.
Spojrzała na niego wkurzona i nie wiedząc co zrobić zacisnęła usta. Nie będąc w stanie i na siłach odpowiedzieć mu na to wyznanie ominęła jego wzrok i udała się do salonu. Dlaczego w tej chwili udawał, że jeszcze jest w jego życiu jako ktoś ważny? W głowie tkwiło tysiące myśli, lecz każda z nich nie potrafiła zdefiniować co w tej chwili ma zrobić. Odsunąć się w cień?
Chester widząc jej zdenerwowanie wzdrygnął się i chcąc przypomnieć sobie co złego powiedział oparł się o ścianę, lecz ciągle śledził jej każdy ruch. Nawet ten najmniejszy.
- Kocham cię, pamiętaj o tym. Teraz jesteś na mnie wściekła, rozumiem to. Ale wiedz, że mimo tego zawsze możesz zwrócić się do mnie o pomoc. Te drzwi są zawsze dla ciebie otwarte.
Widząc jak wychodzi z jego domu wstał lekko i rzucił:
- Daj mi tę drugą szansę, proszę.
- Ty chyba sobie żartujesz – zaśmiała się mściwie – Chcesz drugą szansę? I myślisz, że o wszystkim zapomnę tak? Że wszystko będzie jak dawniej, że będziemy wielce szczęśliwi i nie wiadomo co dalej. Spieprzyłeś to. Było wspaniale, ale najwidoczniej wybrałeś kogoś innego, kogoś przy kim jesteś bardziej sobą.
- Przy tobie jestem sobą, zrozum to!
- Nie powinnam tego mówić i w tej chwili być mściwa, ale nasłuchałam się tego dostatecznie – stanęła naprzeciw niego i rzuciła – Pan Bennington znowu zmienia dziewczynę, znowu z kimś innym, znowu z kimś spał, znowu! Chester, nie wiem dlaczego uwierzyłam, że będę tą jedyną. A przez chwilę tak myślałam!
- Bo nią jesteś.
- Przestań pieprzyć! – wrzasnęła zirytowana – Potraktowałeś mnie jakbym była nikim! Zaufałam ci, a ty mnie oszukałeś, nadal mnie oszukujesz. Nie wiem po co to robisz, nie chcesz mnie zranić? Już to zrobiłeś. Zresztą więcej mnie już nie zobaczysz – spojrzała na jego oczy pełne żalu – Życzę ci miłego i szczęśliwego życia, mam nadzieję, że sobie je jakoś ułożysz. Na razie jesteś na dobrej drodze – odpowiedziała mając na myśli jego związek z Marlene.
- Prędzej się zabiję niż ułożę sobie życie, Emily, błagam! – wręcz krzyknął z bezsilności – Nie odchodź, nadal cię kocham…
Złapała za walizkę i ukrywając swoją łzę trzasnęła drzwiami. Nie chcąc już więcej słuchać jego kłamstw na temat tego, że nadal mu zależy szybko wybiegła z jego podwórka, ale nadal słyszała jego błaganie. Zacisnęła usta by się nie rozpłakać, ale to nie było proste. Była w tej chwili pewna, że po raz ostatni żegna ten dom.
A ta myśl dobijała ją z każdej strony.

***

Otwarła drzwi od swojego domu i powitała dawno nie wietrzone pomieszczenie. Dlaczego kiedyś przez głowę przeszła jej myśl o sprzedaży mieszkania?
Ucieszyła się w duchu, że znowu może witać te same ściany, które jeszcze kilka miesięcy temu przytłaczały ją swoją natarczywością i położyła obok walizkę. Będąc pewna, że pewnie o czymś zapomniała machnęła ręką. I tak i tak nie ma zamiaru tam wracać.
Przetarła ręką po blacie i widząc stertę kurzu zrobiła naburmuszoną minę i chcąc bardziej oświetlić to pomieszczenie odsłoniła wszystkie zasłony. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno, a ona otworzyła drzwi do pustej lodówki. Zdecydowała się, że na zakupy wybierze się dopiero potem.
Usiadła na krześle i spojrzała na godzinę w telefonie. Dochodziło południe, a ona ma dzisiaj zjawić się w swojej pracy. Jeszcze tego jej brakowało.
Wywróciła oczami i schowała telefon. Przeciągnęła się głośno ziewając i postanowiła iść wziąć prysznic. Przez te kilka dni była na łasce Toda. Było to dziwne i absurdalne, ale nie mogła nic na to poradzić. Przez tych kilkadziesiąt godzin trochę przekonała się do jego osoby, dowiedziała się też kilku ciekawych rzeczy. Mimo tego, że nie siedział z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę potrafił pocieszyć zdołowaną kobietę mówiąc szczerą prawdę.
To dopiero była sztuka.
Mimo tego, że czasem była zirytowana jego zachowaniem nie zaprzecza, że nie był pomocny. Pozwolił jej wrócić dopiero teraz, gdy zauważył, że zaczyna normalnie funkcjonować.
Miłość wzmacnia, ale też często niszczy.
Sama przecież tego doświadcza.
Jeszcze raz przywołała jego słowa, które zaczęły ją coraz bardziej dobijać niż budować. Dlaczego ściemnia, że ją nadal kocha jeżeli ma przy sobie Marlene? Przecież to było wiadome, że Chester nie będzie chciał ja teraz jeszcze bardziej zranić, ale mógłby, według niej, powiedzieć raz a dobrze tę prawdę niżeli kłamać w żywe oczy.
Zrezygnowana oparła głowę o blat i dłonią zaczęła kreślić zakola.
To było już pewne.
Tego nie da się już odbudować.

***

Opadł zrezygnowany na kanapę i spojrzał na sufit. Nie liczyło się w tej chwili nic, tylko to by sobie jakoś ulżyć. Zakrył dłońmi swoje usta i chcąc nie wrzasnąć na swoją bezsilność zacisnął wargi. Nagle poczuł swoje łzy. Tak nagle zaczęły spływać po zmęczonych policzkach, ale on się w tej chwili niczym nie przejmował. Nikt go nie widział, nikt nie powie mu jakim jest kretynem oraz nikt nie wytknie mu że jest słaby. Przecież sam wie, że nie daje sobie rady.
Dlaczego dopiero teraz klnie na siebie w myśli za to co zrobił? Mógł podejść i zatrzymać ją tu jakoś siłą do momentu w którym mu wybaczy. Ale to byłoby bez sensu.
Był pewny, że ona mu nigdy nie wybaczy.
Czuł się źle. Bardzo źle. Wszystko co trzymał w wewnątrz było tak bolesne, że zginał się z bólu, a jego nie można było się pozbyć tak łatwo.
Walnął pięścią o podłogę i starł słone łzy.
„Cholerny kretynie!” – krzyknął do siebie i położył się na podłodze zwijając się z bólu. Czy w tej chwili mógł poradzić na to co się stanie? Miał ochotę wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, ale nie wiedział w jaki sposób. Miał się po prostu pobić?
Uważając to za absurd wstał i nagle jego myśli skierowały się w stronę otwartej szafki. Powlókł się w stronę swojej sypialni i mocno uklęknął przed meblem. Widząc porozwalane papiery podniósł je bardziej i wyrzucił na koniec pokoju.
Nagle miał to czego potrzebował tak kilka dni temu.
Wziął woreczek do ręki i bez skrupułów wysypał zawartość na pustą szafkę. Wiedząc, że teraz zachowuje się jak gówniarz odsunął te myśli.
Po chwili spojrzał na pomieszczenie i usiadł na podłodze. Odszukał szybko swój telefon i czując w duchu dziwną euforię spojrzał na godzinę. Była dwunasta trzydzieści? Nie, a może trzynasta dwadzieścia?
Nie będąc tego pewnym przetarł oczy i nagle pomyślał o niej. Widział ją w tej chwili przed sobą, uśmiechnięta patrzyła w jego oczy. Usiadła na łóżku i ujęła jego rozdygotaną dłoń. Czując się w środku szczęśliwy, że jednak zaczęło się wszystko układać wstał z miejsca i usiadł koło niej.
Poczuł wielkie zmęczenie. Przetarł po raz kolejny oczy i stracił ją z pola widzenia. Obejrzał się zdezorientowany i nagle zauważył ją jak ściąga z siebie koszulkę. Usiadła delikatnie na jego kolanach tak, że praktycznie jej nie poczuł i poprawiła ciemne włosy. Uśmiechnął się do niej i nagle opadł na łóżko. Miał w głowie tysiące myśli, a jedną z nich było to by ponownie przeprosić kobietę. Przymknął lekko powieki i nagle poczuł się niedobrze. Wszystko w tym pomieszczeniu zaczęło wirować, a sam czuł się osaczony. Przeklął w myśli, że w tej chwili zaczyna się czuć senny pomrugał oczami i rzucił mimo swojego stanu:
- Jak dobrze, że jesteś.
Nie odpowiedziało mu nic. Nie musiało. Ważne, że była tu przy nim i nie miała jak na razie zamiaru odchodzić.
Coś nagle ruszyło jego umysłem.
Gdzie oni się znajdują?
Przerażony wstał lekko i spojrzał na pomieszczenie. Znał je bardzo dobrze. Zaśmiał się głośno sam nie wie z czego i walnął ponownie o łóżko. Spojrzał na swoje dłonie, które co chwilę zmieniały kształty i nagle poczuł mrowienie w okolicach swoich namalowanych ogni. One zaczęły parzyć. Wrzasnął, lecz nie chcąc pokazać swojego bólu przy Emily zacisnął usta i zamknął oczy.
I potem nie poczuł już nic.

***

Kobieta spojrzała na reklamówki z żywnością i nie wiedząc pewna czy wytrzymają taki ciężar przyspieszyła kroku. Co mogła w tej chwili zrobić? Jedynie modlić się by w połowie drogi połowa rzeczy nie wywaliła się na drogę.
Skręciła w stronę swojego domu i nagle poczuła jak ktoś ją obserwuje.
Stanęła szybko i obejrzała się do tyłu. Nie widziała oraz nie słyszała nikogo. Jednak coś czuła. Czy to był tylko wyimaginowany dotyk?
Przekręciła głową i położyła reklamówki przed płotem.
Niemal co krzyknęła widząc otworzone drzwi do swojego domu. Przerażona tym faktem odsunęła się do tyłu i mając w planie uciec zrobiła jeden krok, lecz o coś zahaczyła. Spojrzała w dół i zobaczyła czyjś but. Ktoś z tyłu złapał za jej dłoń, a ta przerażona krzyknęła. Nagle poczuła jego natarczywe dłonie na swoich ustach. Nie mogąc wydostać z siebie żadnego dźwięku zaczęła wywijać nogami, ale bez zbytniego sensu. Oprawca szybko wziął jej dłonie do tyłu uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch i szepnął:
- Nie możesz tu wrzeszczeć kochanie – wyobraziła sobie jego parszywy uśmiech i nagle poczuła jak mężczyzna wnosi ją do jej mieszkania. Przerażona jego zachowaniem wierzgała swoimi nogami na wszystkie strony lecz poczuła jak mężczyzna kopnął w nie całą swoją siłą. Jęknęła cicho z bólu i w zbierających się w oczach łzach weszła do domu nadal czując za sobą nieznajomego. Popatrzyła na stojącego mężczyznę, a ten wiedząc jej obecność uśmiechnął się lekko i zachęcił ruchem ręki by usiadła.
- Co ty tu robisz? – Spytała zdenerwowana ignorując jego gest.
- Odwiedziłem cię złotko – uśmiechnął się w taki sposób, ze mogła zobaczyć cały szereg jego zębów – Powinniśmy się lepiej poznać.
- Ale ja nie chcę cię znać – odparła – Dlaczego sobie nagle o mnie przypomniałeś, co? Nagle zaczęłam coś znaczyć w twoim życiu? Gdzie byłeś jak potrzebowałam kogoś bliskiego?
- Emily, wiem, że zrobiłem wielki błąd, ale chcę go naprawić. Jesteś moją jedyną córką…
- Gdybyś mnie traktował jak córkę, nie pozwoliłbyś by ten typek obok ciebie mnie skrzywdził!
- Jak cię skrzywdził? – Spytał zaskoczony – Tylko nie chciał byś wrzeszczała i nie robiła żadnych sensacji, nic więcej.
- Uderzył mnie! – odparła mściwie spoglądając na niego. Wtedy i ona zauważyła jak jej ojciec ukradkiem spogląda na mężczyznę. Nagle wrócili do rozmowy:
- Zajmę się tym później – uśmiechnął się – Wiem, że jest ci ciężko, a ja chcę ci pomóc.
- Nie chcę twojej pomocy – odparła przypominając sobie wcześniejsze słowa Toda.
- Ale będziesz musiała ja przyjąć – zaśmiał się – Chcę pokazać jak bardzo mi na tobie zależy.
- Jeśli tak bardzo chcesz bym uwierzyła, że chcesz mojego dobra to mnie zostaw w spokoju. Wtedy będę szczęśliwa.
- Chcę ci zaproponować wyjazd – odparł całkiem poważnie – Gdzieś daleko. Byś wyjechała ze mną z tego miasta, a wtedy będzie ci się żyło lepiej.
Zaskoczona jego propozycją oparła się o ścianę i zdezorientowana spojrzała w jego oczy. Czy w tej chwili wykryła jakiś podstęp?
- Nigdzie nie jadę.
- Nie pytam się o zdanie.
- Pytasz, a ja ci odpowiadam, że nie mam zamiaru wyjechać z tobą. Ja cię nawet nie znam!
- Ale poznasz, jestem twoim ojcem!
- Nie nazywaj się tak, nie jesteś tego warty – odparła bez skrupułów – Najlepiej będzie jak stąd wyjdziesz razem ze swoimi koleżkami.
- Kochanie nie wiesz z kim zadzierasz…
Wzdrygnęła się na te słowa i zacisnęła pięści. Nie chcąc pokazać swojego zdziwienia i przerażenia rzuciła szybko:
- Nie mam zamiaru nigdzie z tobą wyjeżdżać, wybij to sobie z głowy. Nie wiem dlaczego tu przyszedłeś i co chciałeś tym ugrać, ale ci się to nie uda. Nie zastraszysz mnie tymi swoimi listami. Co one znaczyły? Możesz mi w końcu wyjaśnić ideę tych całych cyferek?
- Nadal się nie domyśliłaś? – zaśmiał się – Twierdziłem, że jesteś inteligentna!
- Nie pogrywaj ze mną! – wrzasnęła – Mów!
- Nie podnoś na mnie głosu.
- Słuchaj – podeszła do niego wskazując na niego palcem – Nie wiem za kogo się uważasz, ale nie pozwalaj sobie dobrze? Nie wyjdzie ci to na dobrze, jeśli w tej chwili pójdę i zaskarżę na ciebie na policję.
- Nie zrobisz tego, bo mam broń przeciwko tobie.
- Jeśli chcesz możesz mnie w tej chwili zastrzelić – zaśmiała się i odeszła w bok rozkładając ramiona – Tego chcesz? Proszę bardzo, strzelaj. Mi jest wszystko jedno.
- Jesteś moją jedyną córką, nie zrobiłbym tego. Ale Bennington już nie jest moją rodziną.
- Spróbuj go ruszyć! – wrzasnęła będąc zdziwiona swoim mściwym tonem – Te twoje gierki jego nie dotyczą, tylko mnie. A poza tym już nie jesteśmy razem więc mnie tym nie zranisz.
- Nadal go kochasz, więc to nie ma znaczenia – zaśmiał się – Zresztą mam jeszcze Ian’a albo jego rodzinkę. Malutki Nathan?
- Zostaw ich w spokoju i mnie zabij! Czy to takie trudne?!
- Jesteś stuknięta! – wrzasnął – Nie rozumiesz całej sytuacji. Jesteś moja i należysz do mnie. Do nikogo innego. I pojedziesz, ze mną czy ci się to podoba czy nie!
Stanęła w osłupieniu. Przetarła twarz i spojrzała na jego łobuzerski uśmiech. Nie wierząc w prawdziwość tych słów zaśmiała się w duchu, ale gdy zauważyła jego zdecydowanie na twarzy wzdrygnęła się.
Czy jej koszmar zaczyna się od nowa?

***

Odłożyła na bok płyn do mycia naczyń i spojrzała na godzinę. Dochodziła noc więc stwierdziła, że nie będzie przejmowała się tym całym sprzątaniem. Będąc kompletnie wyczerpana włączyła telewizję i nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
Ponownie spojrzała na godzinę i zdziwiona całą sytuacją podeszła do drzwi zarzucając swoje rude włosy do tyłu. Otworzyła je szybko i zobaczyła przed sobą swojego przyjaciela.
- Cześć – zaczął uśmiechając się do niej – Wiem, że nie w porę, ale chciałbym w tej chwili z tobą porozmawiać. Mogę?
- Coś się stało? – Spytała nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Nie, po prostu potrzebuję rozmowy.
Wzruszyła lekko ramionami i wpuściła mężczyznę do środka. Szybko ściszyła program w telewizji i usiadła naprzeciw niego. Analizując każdy jego ruch podniosła jego głowę swoimi palcami i spytała:
- Co się dzieje? – Widząc jego zrezygnowaną minę spróbowała ją jakoś naprawić, lecz to było bez znaczenia. Teraz wszystko wydawało się bez znaczenia.
- Chodzi o Jessicę – odparł i zobaczył jej grymas niezadowolenia – Wiem, że drażni cię ten temat, ale ja chciałbym po raz kolejny go poruszyć – przerwał na moment by spojrzeć w jej oczy i widząc w nich zrezygnowanie zaczął – Od kilku dni myślę o tym co tam się stało i chciałbym to wyjaśnić raz, a dobrze. Całe zamieszanie wokół jej poszukiwań było jakąś paranoją, sama o tym wiesz ile razy się denerwowałem, jak byliśmy zirytowani i tak dalej. A wtedy jak ją spotkałem? Coś dziwnego poczułem, jakby kamień spadł mi z serca, ale tylko dlatego, że nikt jej nic nie zrobił.
- Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną? Nie rozmawiałeś o takich rzeczach w moim towarzystwie… - zaczęła – Nie wiem co mam przez to rozumieć.
- Chcę byś wysłuchała mnie do końca. Wtedy mnie pocałowała, wiesz o tym. Widziałaś to, bo sama zaczęłaś o tym rozmowę i tak naprawdę wtedy poczułem coś innego. Jakbym pierwszy raz od kilku miesięcy doznał czegoś szczerego od jej osoby. Nie była taka natarczywa, nie dominowała, nie chciała pokazać, że jest najlepsza. Była sobą. Tak mi się wydaje.
- Jessica może coś do ciebie czuć – odparła – Jeśli mówisz, że ten pocałunek postawił cię na nogi powinieneś coś z tym zrobić.
- Ale ja nie wiem o czym mam myśleć – zaśmiał się – Pocałowała mnie. Już samo jej zachowanie jest absurdalne. Dlaczego najpierw nadała na mnie glinom, że ją zgwałciłem, a później rzuca się na mnie przy pierwszej okazji?
- Sama nie wierzę w to co mówię, ale albo tobą znowu manipuluje albo coś zrozumiała. Coś z tych dwóch rzeczy – spojrzała na niego – Mike odpowiesz mi na coś szczerze?
Kiwnął jej pozytywnie głową i nagle usłyszał:
- Kochasz nadal Jessicę? Nie, to nie jest wtrącanie się w twoje sprawy, tylko musisz sobie poukładać swoje uczucia do niej.
- Kochałabyś osobę, która zraniła cię do takiego stopnia, że nie miałabyś już ochoty żyć i myślałabyś o samobójstwie?
Spojrzała na niego przerażona, ale szybko odpowiedziała:
- Oczywiście, że nie.
- No właśnie. Ja o niej nigdy nie zapomnę, jednak nie chcę pchać się ponownie w tę toksyczną miłość. Nie chcę jej. Kiedyś byłem inny, kiedyś byłem tak zapatrzony w jej osobę w taki sposób, że nie potrafiłem racjonalnie myśleć, a teraz? Teraz po prostu żałuję, że nawet nie poznałem swojego dziecka.
- Przykro mi – odparła po chwili – Jesteśmy w podobnych sytuacjach, no może prawie. Jeśli ja dałam radę, to ty dasz na pewno. Zobacz przez ile przeszedłeś! A teraz? Siedzisz tutaj, rozmawiasz ze mną i próbujesz naprawić całą przeszłość. Ja bym nie potrafiła do niej wrócić. Przez cały czas jedynie od niej uciekałam, a ty? Brniesz w to dalej nie zważając na swoje uczucia. Jesteś Mike cholernym masochistą, ale cię podziwiam.
Uśmiechnął się lekko i spojrzał w dół. Wiedząc jak zareaguje na jego propozycję zaczął cicho:
- Muszę wrócić do Waszyngtonu – spojrzał na nią i widząc jej zaskoczoną minął dokończył – Pomóż mi po raz kolejny. Jesteś moją jedyną nadzieją. Przez cały czas mnie wspierałaś mimo tego, że nie było ci to na rękę. I w tej chwili to ja cię podziwiam, bo ja mam już dość siebie samego. A ty dałaś radę.
- Wiesz, że zawszę będę cię wspierać pomimo tego, że czasem zachowujesz się jak idiota – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Po co to robisz?
- Co? – Spytała zaskoczona.
- Po co mi pomagasz? Przecież nie oferuję ci nic takiego ważnego. Użerasz się ze mną jak z kretynem, czasem masz mnie dość, potraktowałem cię beznadziejnie w czasie powrotu do domu, a ty po prostu jesteś tutaj i nadal ze mną rozmawiasz – uśmiechnął się – Dziękuję ci, że pojawiłaś się w moim życiu.
Uśmiechnęła się nieśmiało i ujęła jego dłoni:
- Sobie dziękuj, że jednak wylądowałeś w tym szpitalu – przerwała i po chwili dodała – Wiesz jak miło jest słyszeć takie słowa?
- Wiesz jak jest miło jak ktoś ci bezinteresownie pomaga? – Odpowiedział jej tym samym a ta się lekko zaśmiała. Spojrzała na niego i nadal czując jak Shinoda trzyma w rękach jej dłoń poczuła szybsze bicie serca. Tak, to w tym momencie zaczęło wariować jak oszalałe wywracając wszystko wewnątrz.
- Pojedziesz ze mną? – Spytał po raz kolejny.
- Po co? Dlaczego znowu chcesz do niej wracać? – Spytała po chwili odsuwając swoją dłoń – Nie wystarczy ci ta informacja?
- To nie jest koniec tego wszystkiego! Ja muszę po raz kolejny odnaleźć Jessicę.
Lisa wstała i popatrzyła na niego z góry. Nie kryjąc swojego zdenerwowania odsunęła się od niego i zaczęła:
- Po co to robisz? Chcesz się znowu ranić?!
- Chcę raz na zawsze to wszystko zakończyć!
- Jesteś do niej przyzwyczajony – odparła – Nie możesz bez niej żyć.
- Mogę!
- To po co tam jedziesz? Znowu rzuci się w ramiona i powie, że tak naprawdę cię kocha pomimo tego, że jest zwykłą zdzirą.
- Przeszkadza ci to? – Spytał po chwili.
- Tak – odparła szczerze czując jak wszystkie jej uczucia w środku zaczynają się mieszać.
Stanął w osłupieniu i nie wiedząc jak zareagować na jej krótką aczkolwiek treściwą wypowiedź rzucił:
- Wiesz, że nie zależy mi na Jessice? – spojrzał na speszoną kobietę i podszedł pod nią.
- Po co mi to mówisz? – Próbowała go jakoś od siebie odepchnąć tak, by sprostować to wszystko co wcześniej powiedziała. To się nie udało. Przeniosła wzrok na jego oczy, ale nie trwało to długo.
- Po prostu chcę byś o tym wiedziała – uśmiechnął się i podniósł jej podbródek. Zaśmiał się lekko i odnalazł jej ciemne tęczówki. Przyjrzał się im dokładnie, tak samo jak ona udając, że nic się nie stało. Ale naprawdę tak nie było.
- Wiesz Mike? – zaczęła zmieszana, ukrywając, że tak naprawdę jego ruchy mają dla niej wielkie znaczenie – Zaparzyłam wodę na herbatę więc jeśli będziesz chciał to mogę ci zaparzyć, wiesz…
- Po co zmieniasz temat? – spytał zdezorientowany.
- Bo jest dla mnie wygodniejszy – odparła z lekkim uśmiechem – Chcesz tę herbatę?
- Nie – zaśmiał się, a kobieta patrząc na Mike’a oparła się o ścianę. Teraz najważniejsze było, by nie dać po sobie poznać tego co czuje. To by był cios prosto w serce.
- Pojedziesz ze mną prawda? – Spytał po chwili.
- Nie – odparła – Miałeś z tym skończyć.
- Ograniczasz mnie – odparł stanowczo.
- Być może – popatrzyła na niego i dodała – Ale jeśli chcesz jechać to jedź sam, ja ci nie zabraniam.
- Nie chcę jechać sam – uśmiechnął się lekko i przybliżył się do kobiety. Oparł swoje dłonie na ścianie zamykając kobietę w swoich objęciach. Co w tej chwili robił? Sam nie wie, nie przejmował się tym wszystkim. Kierowała nim zwykła chwila. Nagle oparł swoje czoło o jej.
- Traktujesz mnie po przyjacielsku Mike – zauważyła po chwili czując dziwne ukłucie w sercu – Sam powiedziałeś, że jestem tylko zwykłą przyjaciółką, nic więcej…
Uśmiechnął się lekko i bez skrupułów dotknął swoimi ustami jej warg. Najpierw powoli by oswoić ją z tą sytuacją, a później trochę na nią naciskając. Lisa zamknęła oczy i oparła swoje dłonie na jego klatce piersiowej przytrzymując tym równowagę. Oparła się bardziej o ścianę i nagle oderwała się od jego ust. Mike nie wiedząc o co chodzi wzdrygnął się i dotknął delikatnie jej policzka.
- Mike – zaczęła – O co ci chodzi? Kilka dni temu miałeś mnie gdzieś, bo najważniejsza była Jessica, a teraz?
- Ona dla mnie nic nie znaczy – odparł.
- Cały czas pokazywałeś, że ci na niej zależy. Dlaczego tak nagle chcesz robić coś przeciwko sobie? – Spytała zdezorientowana.
- Nie robię nic sobie naprzeciw – uśmiechnął się i złapał za jej kosmyk rudych włosów. Zdezorientowana jego czynami odsunęła się lekko nadal patrząc na jego usta. Oparła swoją głowę ścianę i wiedząc, że Mike zabarykadował jej wyjście wywróciła oczami i głośno westchnęła.
Nie czekała długo na kolejny ruch. Zbliżył się do niej po raz kolejny dotykając jej policzka. Położył swoją głowę na jej ramieniu i delikatnie zaczął całować jej odcinek szyjny zbliżając się ku górze. Lisa czując lekkie łaskotki w okolicy podbródka zaśmiała się, ale nie odsunęła głowy. Nadal pozwalała mężczyźnie na wykonanie swoich zaplanowanych ruchów. Nagle oderwał swoje usta przekładając je na jej wargi. Znowu wtopił je w mile zaskoczoną kobietę tym razem bardziej na nią napierając. Czuł silną ochotę pozbycia się tych wszystkich emocji, tak samo jak ona.
Złapał po chwili za jej prawą nogę i przybliżył ją do siebie, a rudowłosa opasała rękami jego szyję. Przez zamknięte oczy nie widziała nic dlatego nie wiedziała za co łapie spragnionego mężczyznę. Po chwili Shinoda podniósł ją lekko, a ta odsunęła głowę do tyłu zachęcając go do kontynuowania swoich wcześniejszych wywodów. Uśmiechnęła się i głośno westchnęła gdy poczuła jak Mike odsuwa jej kawałek bluzki.
- Kurcze, jaka ty jesteś zajebiście seksowna…
Zaśmiała się głośno i szybko rzuciła:
- Ty wyglądasz seksownie jak ściągniesz koszulkę…
Rozumiejąc jej aluzję odsunął się od niej i szybko złapał za końce swojej koszuli rzucając ją w kąt pomieszczenia. Ponownie złapał za jej bluzkę i delikatnie ją podniósł. Nie chciał wykonywać nachalnych ruchów więc zdecydował się położyć dłoń tylko na jej brzuchu. Lisa czując jego dotyk odsunęła się od niego ponownie i zdyszana złapała za jego policzek.
- Mam przestać? – Spytał po chwili widząc jej niezdecydowanie.
- Nie Mike – uśmiechnęła się lekko kładąc swoją głowę na jego ramieniu – Dotykaj mnie dalej…
Po tych słowach zdecydował się zdjąć jej koszulkę. Nie czekała na niego długo. Odpięła jedno ramiączko od stanika, sygnalizując Mike’owi, że przystaje na jego warunki. Uśmiechnął się i dokończył za nią ten ruch zostawiając kobietę półnagą. Nie przejmowała się tym, w tej chwili liczyło się tylko to, że mają się tak ku sobie. Nic więcej.
Nagle poczuła mocniejsze szarpnięcie za jej zamek od spodni. Wzdrygnęła się, ale pozwoliła Shinodzie przejąć pałeczkę. Mając w tej chwili wolne usta zrobiła stanowczą minę i zaczęła:
- Mike, ale jestem tylko przyjaciółką…               
- Przestań się zadręczać tym debilnym sformułowaniem – zganił ją i ponownie przybliżył się w jej stronę mocniej łapiąc za jej rozdygotane dłonie. Czując jak jego oddech przyspiesza, a serce wariuje dotknął jej pośladków przybliżając ją bardziej do siebie.
W tej chwili nie panowali nad swoimi ciałami. Pracując coraz szybciej pokazywali swoją determinację. Lisa nie mając okazji tak naprawdę pokazać w tej chwili na co ją stać oparła się o jego nagie ciało i pozwoliła my, by dokończył swoje poczynania.
Nagle poczuła jego kolejny ruch. Krzyknęła głośno będąc zaskoczona i z uśmiechem na ustach wtopiła swoje paznokcie w jego plecy dając mu znak, że tak naprawdę jego dotyk sprawił jej wiele rozkoszy. Oparła głowę na jego ramieniu zaciskając zęby by ponownie nie wrzasnąć i po chwili szepnęła:
- Mike, przejdźmy się na coś wygodniejszego…
Uśmiechnięty popatrzył na kobietę, a ta nieśmiało spojrzała w jego oczy. Czy była zawstydzona?
Odsunęła swoje wszystkie nadciągające myśli i ponownie poddała się kolejnemu dotykowi Shinody.

 

Jestem. Żyję. Jakoś funkcjonuję. Jakoś.
W tej chwili piszę to z wielkim bólem głowy, tabletki nie dają mi żadnej ulgi, a czuję się wręcz okropnie. Nie będę nawalać, że całe życie zaczęło mi się za przeproszeniem pierdolić, bo to nie o to chodzi.
Na następny rozdział też daję sobie jakieś 7 dni, myślę, że się wyrobię bo mam już połowę.
Tak, rozdziały są tak długie, bo muszę po prostu pomału to jakoś zgrabnie wyjaśniać. Mam już pomysł na następnego bloga, który nie będzie tak rozlazły jak ten, długi jak ten itd. 
W ogóle to jest mój pierwszy blog więc następny będzie o wiele bardziej przemyślany xD
Co mogę dodać?
Zachęcić was do czytania i komentowania.
Boże ludzie, jak wy wytrzymaliście ze mną pięćdziesiąt rozdziałów? Matko... 
Przecież to taka "Linkinowa Moda na Sukces" (A Modę na Sukces lubią i oglądają tylko emerytowane babki...).
Tak czy owak dzięki za każde wyświetlenie i do zobaczenia :)

czwartek, 4 września 2014

Rozdział L



Oparła głowę o kolana, które opasała swoimi rękoma. Spojrzała w wschodzące słońce i przemoknięte ubrania.
Czy mogła być aż taką idiotką by spędzić noc na ławce w parku?
Najwidoczniej.
Przetarła oczy i nie mogąc już więcej uronić żadnej łzy zawiesiła wzrok na stojącym nieopodal drzewie. Spojrzała na swój telefon, który zdążyła zabrać i zauważyła dwadzieścia jeden nieodebranych połączeń od samego Benningtona. Zirytowana jego zachowaniem włożyła telefon do mokrych spodni i zobaczyła, że ktoś obok niej siada. Wzdrygnęła się, ale nie miała siły uciekać. W końcu wszystko było jej jedno.
- Powiedziałbym, że jesteś totalną debilką siedząc tutaj, ale tego nie uczynię – zaczął mężczyzna – Przykro mi.
- Wiesz o tym? – Spytała zaskoczona – Skąd?
- Wolałabyś nie wiedzieć – Odpowiedział jej – Mówiłem ci, że jesteś naiwna i dajesz się tak łatwo omamić. On po prostu nie był ciebie wart i tyle – spojrzał na nią i dotknął jej zmoczonych włosów - Musisz się ogarnąć, bo się przeziębisz – Tod złapał za jej rękę i dodał – Chodź, pomogę ci.
- Słucham? – Spytała przez łzy – Zostaw mnie tu samą, naprawdę nie mam na nic siły.
- Nie możesz zostać tu cały dzień, dochodzi piąta! – powiedział – Byłabyś niepoważna. Rozumiem cię, że nie masz ochoty teraz nawet oddychać, ale musisz normalnie funkcjonować. Życie toczy się dalej, nie skończyło się na jednej chwili.
Nie wiedząc jak zareagować na jego propozycję wstała z ławki i ogarnęła włosy do tyłu. Wiedząc, że w tej chwili wygląda okropnie schowała głowę pod czarną bluzę i spytała:
- Po co mi pomagasz?                                         
- Och Deuce, nie mogę pozwolić by coś ci się stało przez takiego durnia – odpowiedział lekko się uśmiechając.

***

Shinoda spojrzał w stronę swojej towarzyszki. Oparta o siedzenie w samochodzie długo spała, czekanie w aucie dało się we znaki. Popatrzył na jej przymknięte powieki i lekko się uśmiechnął. Zawiesił wzrok na jej lśniących włosach oraz wydętych ustach i rozmarzony patrzył tylko w jej stronę. Dlaczego ludzie wyglądają tak niewinnie kiedy śpią?
Zadał sobie kilka razy to pytanie i poprawił delikatnie jej opadający kosmyk włosów, który zawieruszył się gdzieś między uchem a nosem. Widząc przekręcenie się Lisy w drugą stronę wzdrygnął się i udając tak naprawdę, że nic nie zaszło spojrzał w dal. Postukał palcami, raz drugi, trzeci. Gdy doszedł do jakiejś pięćdziesiątki zaśmiał się pod nosem i oparł wygodnie o siedzenie próbując wymusić sen.
Sen? W tej chwili to niedorzeczne. Tkwi schowany przed domem jej rodziców i nadal ma nadzieję, że coś ugra. Gdyby miał oceniać swoje zachowanie na pewno nie byłoby ono zbyt mądre, przecież każdy o tym wiedział. Dlaczego nie mógł dać sobie z tym spokoju?
Sumienie. Nie spał noce snując się o po korytarzach we własnym umyśle co rusz wymyślając coraz inne zakończenia tej nudnej przechadzki. Nie znalazł na razie nic, ponieważ nie potrafi odplątać tej długiej nici. Nie potrafił.
Spojrzał jeszcze raz na kobietę i poprawił otulającą ją bluzę. Myśląc, że i tak jego poszukiwania dobiegły końca sprostował się i spojrzał na swoje dłonie.
Przecież on nie przegrywał. Nie dał na sobie pogrywać, zdarzały się wzloty i upadki, ale teraz on najzwyczajniej w świecie zaczął przegrywać. Wszystko do czego dążył przez ten rok zostało skreślone, zostały tylko wspomnienia rozbudzające negatywne myśli. A może nie wszystkie te myśli są negatywne?
Zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że pomimo tego, jak to wszystko się potoczyło nie zapomni o wielu zdarzeniach. Pierwszy pocałunek z Jessicą, pierwsza wspólna noc, pierwszy wyjazd, pierwszy raz gdy patrzyli w gwiazdy… A świadomość tego, że tylko on o tym pamięta wyniszczyła go od środka. Próbując nie przywołać myśli jaki to on nie jest naiwny oparł się o kierownicę i spojrzał za okno. Zbliżała się godzina siódma, ale na dworze pogoda już dopisywała. Chcąc odciągnąć od siebie świadomość tego, że ich czas pomału się kończy zaczął liczyć dni. Te szczęśliwe.
Nagle lekko odskoczył w bok. Upewniając się, że nie zbudził swojej towarzyszki wydał cichy okrzyk radości i wyszedł z auta. Tak, to te blond kręcone włosy, to te długie nogi, to te dłonie, które kiedyś trzymały go w swoich objęciach.
Czując w sobie wielką determinację oraz zdenerwowanie poprawił nerwowo zmiętą koszulę i pobiegł w stronę dziewczyny. Nie wierząc w swoje szczęście uśmiechnął się kilka raz pod nosem i wbiegł na chodnik. Dzieliły ich tylko trzy metry, już nie tysiące kilometrów. Spojrzał na nią przez pryzmat promieni słonecznych, a ta widząc go odskoczyła w tył. Nie wiedząc co powiedzieć zakryła dłońmi usta i zaczęła:
- Czego chcesz?
Nie wiedząc jak zareagować na jej wredny ton przybliżył się w jej stronę i zaczął:
- Nie zbywaj mnie błagam. Przyjechałem stąd kilka tysięcy kilometrów dla ciebie. Dla nikogo innego tylko dla ciebie. Jessica – zwrócił się do niej – Tak bardzo pragnąłem cię zobaczyć, usłyszeć. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
Zaskoczona jego słowami spojrzała pusto w przestrzeń. Czując jak jej oddech przyspiesza, a serce zaczyna bić jak oszalałe rzuciła:
- Nie potrzebnie tu przyjeżdżałeś! – krzyknęła – Mike, przepraszam, ale…
- To dla mnie ważne – przerwał jej – Zniknęłaś tak nagle, nie pojawiłaś się na ostatniej rozprawie, nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Czy ci się coś stało, czy ty jesteś jeszcze na tym świecie.
- Ty jesteś popierdolony – powiedziała ze śmiechem poprawiając dół swojej spódnicy – Wyrabiam ci takie rzeczy, a ty przyjeżdżasz tu i się o mnie martwisz. Rozumiem, ale to brzmi wręcz komicznie. Mike, do cholery, przyznaj się po co naprawdę przyjechałeś!
Stanął jak wryty. Nie wiedząc jak zareagować podrapał się po tyle głowy i głupio się uśmiechnął:
- Moje sumienie nie dawało mi spokoju. Chcę tylko wiedzieć czy z tobą wszystko w porządku.
- W jak najlepszym.
- Dlaczego tak nagle wyjechałaś?
- Nie twoja sprawa Mike.
- Moja – odpowiedział -  To był twój list? Proszę odpowiedz mi.
- Nie powinno cię to obchodzić – rzuciła oddalając się od niego. Ten złapał za jej ramię i stając naprzeciw niej odparł:
- Odpowiedz mi.
- Tak – poprawiła swoje blond włosy i spojrzała w jego oczy.
- Dlaczego go napisałaś? – Spytał – Zeznajesz na mnie w taki sposób by oczyścić się ze wszystkich zarzutów, a tu nagle sąd dostaje ten list. I w nim przyznałaś się, Jessica, ktoś cię zastraszył?
- Skąd taki pomysł? – Spytała z uśmiechem.
- To do ciebie nie podobne!
- Że piszę w taki sposób? – odparła – Nie, ja Mike napisałam to sama, z własnej woli bez żadnego przymusu, więc nie pytaj się o nic więcej tylko ciesz się wolnością.
- Ukrywasz się – zaśmiał się – Sfałszowałaś zeznania, a teraz policja po prostu cię szuka, przestraszyłaś się sprawiedliwości!
- W dupie mam sprawiedliwość. Nie mogą mnie zamknąć.
- Owszem, mogą. A ty doskonale o tym wiesz.
- Zaskarż na mnie – odparła wkurzona.
- Nie przyjechałem po to by cię wkopać, Jessica przestań – wywrócił oczami.
- Tylko po co?
- Martwiłem się kretynko! – krzyknął – Nie rozumiesz tego? Zostałaś w mojej pamięci mimo tego, że zmarnowałaś mi tyle tygodni, zniszczyłaś moje imię i zrujnowałaś wszystko na co pracowałem przez te lata. Ale nie chcę by ci się coś stało, nie zniósłbym tego, że coś ci się dzieje!
Przegryzła nerwowo wargę i spojrzała w jego ciemne oczy. Jak nie potrafiła dostrzec w nich coś więcej?
- Mike – zaczęła – Chcę cię przeprosić za to wszystko. Wiem, że jestem taka jaka jestem, ale… - przerwała – Wybacz mi.
- Takich rzeczy się nie wybacza.
- Cholera Mike to po co przyjechałeś? – Spytała zirytowana – Przyjeżdżasz tysiące kilometrów dla mnie? Coś tu nie gra! Nie chcesz przyjąć przeprosin, ale się o mnie martwisz. Czy ty w ogóle wiesz czego chcesz?!
Słysząc jej zdenerwowany ton odsunął się od niej. Coś było w niej nie tak. Czyżby tak szybko potrafiła się zmienić, czy on po prostu tego wcześniej nie zauważył?
- Powiedz mi dlaczego napisałaś ten list.
- To nie jest ci do niczego potrzebne – odparła.
- Jedna odpowiedź w sprawie tego listu i znikam z twojego życia – słysząc te słowa wzdrygnęła się, ale nie dała po sobie tego poznać. Stanęła naprzeciw niego i usłyszała kolejną propozycję – Zostawię cię w spokoju, jak już wiem, że wszystko w porządku, ale gdy usłyszę tę durną odpowiedź. Błagam!
Spojrzał na kobietę błagającym tonem i nagle poczuł jak dotyka swoimi rękami jego twarzy. Przysunęła go do siebie i wpiła w jego wargi. Wiedząc, że w tej chwili źle robi i może być w każdym momencie odrzucona pocałowała go najpierw delikatnie, a później widząc jak Shinoda nie przerywa pocałunku zbliżyła się do niego bardziej.
Mężczyzna stał jak wryty. Nie zrobił nic, nie uciekł, nie przerwał jej tylko dalej grał w jej gierki. Jak idiota nie znający swojej przeszłości. Co w tej chwili czuł? Powracające wspomnienia. To było bardziej podniecające niż wszystkie ich pocałunki razem wzięte.
Nagle kobieta odsunęła się od Mike’a i uśmiechając się poprawiła jego kołnierz. Zrobiła krok do tyłu i speszona odwróciła się w drugą stronę.
- Jessica, miałaś mi odpowiedzieć! – odparł po chwili oblizując swoje wargi z resztki jej błyszczyka. Spojrzał na nią po raz kolejny – Obiecałaś mi!
- Wiem – odpowiedziała – Żegnaj.
Uśmiechnęła się przez łzy i skręciła w drugą uliczkę przedostając się do furtki własnych rodziców.
Nadal stał jak wryty. Nie powiedział nic, wypuścił tylko z ust śmiech irytacji i zaklął, że znowu dał się tak parszywie omamić. Miał wrzasnąć z bezsilności, ale zrezygnował. Miał w głowie plan by pobiec za dziewczyną, ale nic i tak by nie ugrał. Sądząc, że to nie ma najmniejszego sensu powędrował prosto do auta.
Po raz kolejny wrócił pamięcią do tego co stało się przed chwilą. Czuł zupełnie co innego, coś czego nigdy nie dała mu sama Jessica. Nie wiedząc o co może chodzić machnął ręką i wszedł do auta. Wziął głęboki oddech i usiadł na fotelu.
- Coś się stało? – Spytał Lisy gdy zauważył jej zrezygnowaną minę.
- Nie – uśmiechnęła się sztucznie – Tylko źle spałam, nic takiego. Wiesz, nie ma tu takich wygód jak w normalnym łóżku – udając zadowoloną z własnych słów spojrzała na Mike’a i spytała – Widziałam cię z Jessicą, czego się dowiedziałeś?
- Praktycznie nic – wzruszył ramionami – Ma się dobrze, bynajmniej tak myślę.
- Całowaliście się – odparła bez zastanowienia – Już między wami wszystko okej?
- To ona mnie pocałowała. Ale… - przerwał patrząc naprzeciw siebie – Ale to było coś innego. Nie wiem jak to określić, jakby skreślić to wszystko co do niej czułem, to wszystko odrodziło się na nowo. A po tym odeszła, zostawiła mnie tam na środku chodnika nie odpowiadając mi na pytanie. Zbyła mnie!
- Nie odpowiedziała ci w sprawie tej kartki? – Spytała, a on kiwnął głową.
Nagle go olśniło. Dotknął się mocniej kierownicy i czując jak traci panowanie nad sobą przymknął oczy. Zacisnął usta i wiedząc jaka jest odpowiedź chciał ją od siebie odepchnąć. To przecież nigdy nie było realne, a sam nie może w to brnąć.
- Mike, słabo ci? – Spytała przejęta – Może wyjdziemy?
- Nie – odpowiedział – Lisa, odpowiedzią jest pocałunek. Ten cholerny, pieprzony, kretyński pocałunek! – wrzasnął waląc w przednią szybę auta.

***
Jego mózg był w tej chwili jedną breją pytań i uczuć. Tkwił w jednym miejscu nie znając swojej przyszłości. Być może ona się kończy na tym etapie? Musi zapomnieć o wielu rzeczach, odsunąć od siebie blizny z przeszłości i żyć teraźniejszością. Każde wspomnienie o ich szczęśliwych chwilach było jak podstępna hiena – czaiła się omamiając ofiarę, a później rzucała się na nią pozostając bezlitosna. To właśnie działo się wewnątrz Chestera. Nie potrafił poradzić sobie z myślą, że te kilka niewinnych godzin mogło skreślić tyle miesięcy. Każda myśl o tym wywoływała u niego jeszcze większe wyrzuty sumienia i myśli destrukcyjne. A myśli nie dało się ot tak wyrzucić. Wiedział, że jest bezradny, może prosić miliony razy, ale i tak wie że nie odbuduje do końca swojego zaufania i nie zatrze tego zdarzenia. Za każdym razem gdy patrzył w sufit nie mógł wyobrazić sobie tego co teraz się z nim stanie. Będzie po prostu żył dalej? Nie, to by było zbyt banalne w tej sytuacji. Oprócz Michaela, który tkwił kilka tysięcy kilometrów stąd nie miał nikogo.
Zwykły paradoks. Miał wokół siebie tyle osób, które były wręcz na jego zawołanie, a tak naprawdę nie miał nikogo. To było śmieszne, ale też bolesne.
Wstał z łóżka i spojrzał na godzinę. Dochodziła siódma więc szybko wstał z miejsca i rozejrzał się po pokoju. Czyżby był wczoraj tak mocno zdesperowany, że powywalał wszystkie szafki? Najwidoczniej.
Stanął przed jedną z nich i parsknął w jej stronę. „Głupi szczeniaku” – powiedział do siebie i nagle poczuł ten okropny, a zarazem budujący go zapach. Przeklął głośno, gdyż wiedział z czego on pochodzi i otworzył okna. Teraz nawet niewinny zapach rozlanych perfum wzbudzał u niego powrót wspomnień.
Wyczołgał się z sypialni i usiadł na krześle w kuchni. Trzymając w jednej ręce szklankę wody, a w drugiej telefon, który nie odpowiadał od wczoraj przewrócił oczami i nie mając ochoty na dalsze funkcjonowanie zaczął patrzeć się pusto w ścianę.
W jego głowie narodziła się myśl, która go przerażała. Gdzie podziała się Emily?
Nie miał zielonego pojęcia gdzie spędziła noc, klucze od swojego domu zostawiła w szafce nocnej, a ślad po niej zaginął. Twierdząc, że być może ma jakieś zapasowe podciągnął się na duchu, tłumacząc, że nic się jej nie stało. Dlaczego w tej chwili zachowuje się odwrotnie do tego co kiedyś mówił?
„Nie pozwolę cię skrzywdzić”. Słysząc swoje słowa w głowie poczuł dziwny ucisk w sercu. Przecież właśnie to robi. Właśnie ją rani.
Postanowił wstać i udał się do łazienki, wiedząc, że następnym jego przystankiem będzie dom kobiety.

***

Herbata bardzo parzyła ją w dłonie, ale nie zwracała na to uwagi. Złapała kubek ponownie i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt na ścianie. Odizolowana ciałem od całego świata zatopiła swoje wargi w gorącym napoju i nie zważając na jego słodki smak podkuliła nogi. Nie wiedząc jak odepchnąć od siebie te myśli o wczorajszej kłótni zamknęła oczy i z wielką ochotą uśnięcia oparła się o ścianę. Nie może teraz zasnąć!
Otwarła je i ponownie powróciła myślami do tego zdarzenia. Co pamięta?
Wrzeszczącą Marlene, zaskoczonego Chestera, jego słowa, które w tej chwili nie budowały, ale raniły, jego fałszywe oczy oraz… oraz to, że bez skrupułów go uderzyła. Dlaczego ją to aż tak dręczy?
Myśli o tym fakcie zżerały ją od środka powodując kolejny ból. Przecież uderzyła osobę, którą kocha. STOP. Kochała.
Parsknęła w myśli i nadal będąc pewna, że tego po prostu nie da się tak skreślić zacisnęła usta i spojrzała w głąb pokoju. Nie wiedząc dlaczego Tod ją zaprowadził do hotelu specjalnie wynajmując dla niej, albo dla nich, pokój. Szczerze mówiąc chyba nic ją w tej chwili nie obchodziło. Nawet jakby Tod wpadł w szał albo zaczął się do niej dobierać ona nie miałaby siły się temu przeciwstawić. Jest zbyt słaba na to by nawet wstać.
- Już okej? – Spytał siadając obok niej. Nie spodziewając się go tu odpowiedziała nie odrywając wzroku od stojącego nieopodal kwiatka:
- Tak, dziękuję.
Zapadła cisza. Zapatrzona nadal w jeden przedmiot odsuwała od siebie myśl, że tkwi tu z osobą, której nie ufała. Teraz tak naprawdę sama nie wie komu ma ufać.
Pogładziła palcem kubek i czując kompletną pustkę wyniszczającą ją od środka zacisnęła ponownie usta. Mężczyzna widząc to oparł się o ścianę.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Spytał po chwili.
- Nie – odparła krótko i nadal wróciła do swojego zajęcia.
- Nie wiem jak mam z tobą postępować – powiedział szczerze – Jesteś załamana i wiem, że potrzebujesz spokoju, ale boję się zostawić cię samą.
- Bo będziesz myślał, że coś sobie zrobię? – Spytała po chwili – Nie bój się, nie mam nawet siły teraz wstać, a co dopiero robić takie głupoty.
- Rok temu myślałaś inaczej – odpowiedział jej.
- Możesz skończyć? – Spytała ze wściekłością, chociaż wiedziała, że nie powinna była podnosić w tej chwili głosu – W ogóle nie wiem dlaczego siedzę tu teraz z tobą, a ty stałeś się dla mnie taki opiekuńczy.
- A nie cieszysz się? Zastanawia mnie tylko dlaczego nie poszłaś do domu.
- Nie mam kluczy – odpowiedziała – Zostawiłam je w domu Chestera.
- To nie dobrze – powiedział kiwając głową.
- I tak będę musiała tam wrócić i zabrać swoje rzeczy – odparła.
- Kiedy to zrobisz?
- Jak najszybciej – odparła i upiła jeden łyk herbaty – Dlaczego hotel?
- Bezpieczne miejsce.
- Nie ufasz mi?
- Ważne, że ty mi ufasz – odparł z uśmiechem.
- Wcale nie powiedziałam, że ci ufam – powiedziała patrząc na jego twarz.
- Nie musisz tego mówić. Po prostu gdybyś mi nie ufała nie poszłabyś ze mną, musisz mieć w sobie chociaż trochę tej ufności w stosunku do mojej osoby.
Nie przecząc jego słowom oparła swoją głowę o kolana i głośno westchnęła. Widząc jak mężczyzna wstaje z łóżka spojrzała na niego zdziwiona i wiedząc, że ma teraz zamiar zmianę tematu nie odezwała się ani słowem.
- Wiem, że to nie pora na takie wyznania, ale musisz wiedzieć jedno – odparł – Nie zbliżaj się do swojego ojca. Jeśli będzie chciał ci pomóc, odmów mu.
- Odwala ci? – Spytała – Przecież dla niego pracujesz, o co ci chodzi? Sam przecież mnie do niego doprowadziłeś.
- Po prostu raz mnie posłuchaj i nie mów mu, że ja ci to zasugerowałem – Powiedział z lekkim uśmiechem i zniknął za drzwiami.

***

- Muszę tam wrócić – zaczął rozmowę Mike łapiąc mocniej za kierownicę. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona i odparła:
- To bez sensu. Pojedziesz tam i co? Powiesz jej, że nic się nie stało i to wszystko odeszło w niepamięć?
- Myślę, że ona się zmieniła – odpowiedział zmniejszając prędkość pojazdu – Myślę, że ona coś zrozumiała…
- Cholera Mike! Ona usunęła twoje dziecko, wsadziła cię do paki, udawała miłość, a teraz gdy cię pocałowała będziesz do niej jechał z otwartymi ramionami. Nie ranisz nikogo innego tylko siebie, zrozum to. Ranisz siebie, bo znowu wracasz do przeszłości, której tak bardzo nienawidzisz!
- Ona mnie kocha.
- Wcześniej też tak mówiła. Wykorzystywała cię, Mike przejrzyj na oczy! Albo po prostu zadzwoń do Chestera, ja myślę, że on ci to nieźle wybije z tej głupiej łepetyny.
- Dlaczego nie chcesz żebym się z nią spotkał co? – Spytał – Jesteś zazdrosna?
- Przestań – odparła wywracając oczami, choć w głębi duszy czuła co innego – Po prostu wiem, że to nie jest dobry pomysł. Jessica jest płytką kobietą, kocha prawdziwie tylko karty kredytowe. Boże, Mike – spytała po chwili – Czy ty ją kochasz?
- Nie – odparł – Chyba. Sam się w tym zgubiłem – odpowiedział stając na uboczu drogi. Spojrzał w rozścielające się złoża zbóż i czując jak jego oddech zaczął gwałtownie przyspieszać spróbował uspokoić swoje myśli. Czy już do reszty zwariował? Być może to już zaczyna się zmieniać w głębokie urojenia, przyzwyczajenie do jej osoby dało się we znaki, a on nie potrafi sobie poradzić bez jej osoby?
Spojrzał na zdenerwowaną Lisę, która patrzyła tylko naprzeciw siebie wziął jeszcze raz głęboki wdech.
- Lisa, dzwoń by przedłużyli ci urlop, wracamy – widząc jej zaskoczoną, lecz zrezygnowaną minę spojrzał na jej błagające oczy i dodał – Nie mogę tego tak zostawić, zrozum mnie.
- Nie Mike, tego się nie da zrozumieć! – odparła – Tobie już kompletnie odwaliło. Nie rozumiem co cię ciągnie do tej pustej idiotki. Pokazała na co ją stać, a ty dalej brniesz w jej gierki, które nie mają końca.
- Ten pocałunek nie był gierką, zrozum to! Ja to czułem, ja czułem, że ona coś zrozumiała! Nie wiem jak ty, ale ja tam wracam!
- Kurwa, nie sądziłam, że jadę tam z takim palantem! – krzyknęła i otworzyła gwałtownie drzwi od strony pasażera. Wzięła w ręce swoją bluzę i schowała telefon do kieszeni.
- Nie wygłupiaj się – zaczął zażenowany jej zachowaniem.
- Jedź sobie do niej – krzyknęła, choć nie miała tego w planie – Jedź, niech omami cię znowu tylko wiesz co? Nie żal mi się później, że ta tępa kretynka cię zraniła i że się tego nie spodziewałeś, bo nawet nie poświęcę ci ani minuty na twoje żale, zrozumiałeś?
Wkurzony jej słowami spojrzał na jej włosy, które nie wyglądały jak najlepiej i rzucił:
- Masz rację, idź sobie! Nie wiem czy znajdzie się taki naiwniak, który zabierze cię do domu.
- Naiwniak mówisz? – Spytała – Już jeden mnie wziął do samochodu, nie patrząc na moje zdanie. Znalazł się taki kretyn, który przyjechał pod dom i bez żadnych zapowiedzi wpakował mnie do auta.
- Wiesz, żałuję, że to zrobiłem! – krzyknął zdenerwowany i nagle usłyszał jak drzwi od samochodu zamykają się z wielkim hukiem. Popatrzył za siebie i zobaczył odchodzącą kobietę. Widząc jej zdenerwowane ruchy nóg oraz rąk i odwrócił głowę. Poczuł dziwną ulgę, a zarazem wyrzuty sumienia.
„Droga wolna Mike!” – głos w jego głowie tak bardzo przypomniał mu w jakiej sytuacji się znajduje i to, że jest teraz wolny. Przełknął ślinę i odpalił samochód po raz kolejny upewniając się czy Lisa jest jeszcze w jego polu widzenia. Nie zobaczył nic. Czyli poszła szukać nowego środku transportu.
Nagle przeklął w myśli. Uświadamiając sobie tak naprawdę jak się zachował stanął ponownie na uboczu i z wyrzutami sumienia złapał za telefon. Nie wiedział gdzie w tej chwili znajdowała się kobieta, ani czy w ogóle się jeszcze tu znajdowała. Co jak co, ale nie trudno by jej było znaleźć pomocną osobę.
Odpalił ponownie samochód i zawrócił w drogę powrotną. Będąc zły na siebie, że pozwolił jej odejść dodał gazu i zobaczył po chwili zakręt w który skręciła. Tak, to był cały Shinoda, niektóre fakty docierały do niego po kilku minutach.
Nagle ją zobaczył. Przyspieszył i zatrzymał się obok jej sylwetki. Otworzył okno i odparł:
- Wsiadaj.
- Spierdalaj – odfuknęła mu i nie zwracając nadal na niego uwagi szła naprzeciw siebie.
- To nie jest mądre, do domu jest tyle kilometrów, a my tkwimy w jakimś odludziu. Błagam cię Lisa, wsiadaj, ja jadę do Los Angeles.
- To jedź sobie sam – rzuciła i nagle stanęła – Zostaw mnie w spokoju, jeśli wróciłeś tu specjalnie dla mnie to tracisz czas. Wracaj do Waszyngtonu jak tak bardzo chcesz, ja sobie jakoś poradzę.
- Nie poradzisz, wsiadaj – spojrzał na jej obojętny wyraz twarzy – Błagam cię wsiądź do tego cholernego auta!
- Mówię ci po raz kolejny, odwal się ode mnie Mike – odparła nadal idąc przed siebie.
Nagle samochód zgasł. Shinoda wyszedł z jego środka i zostawiając go na uboczu dogonił rudowłosą. Stanął naprzeciw niej zagradzając jej drogę, lecz ta nie miała ochoty nawet na niego spojrzeć.
- Powiedziałem to w nerwach, wiesz przecież że tak nie myślę – zaczął zatrzymując po raz kolejny odchodzącą kobietę – Posłuchaj, jestem zwykłym dupkiem i egoistą. Tak naprawdę nie zostawiłbym cię tutaj samej.
- Bo by cię sumienie zjadło? – Spytała z udawanym uśmieszkiem bezradności i rzuciła – Odejdź ode mnie i spieprzaj tam gdzie chcesz. Jeśli tak bardzo żałujesz, że tu jestem to po co tu stoisz?
- Powiedziałem, że jestem debilem i powiedziałem to w złości.
- To opanuj czasem swoje słowa, bo bolą jak cholera – odparła i dodała sfrustrowana – Zdobywam dla ciebie ten nieszczęsny numer telefonu, do którego nie możesz się dodzwonić, potem wywozisz mnie do Waszyngtonu powodując tym samym propozycję mojego szefa o moim zwolnieniu, znoszę wszystko. Twoje załamania i zwątpienia w których próbuję ci pomóc, twoje głupie przyzwyczajenia, twoje widzimisie, twoje głupie spotkania z Jessicą… - nagle przerwała i dodała – A teraz słyszę, że nie jestem potrzebna. Mike, przykro mi, że w ogóle przyszło ci to do głowy.
- Nie chciałem tego powiedzieć!
- Ale powiedziałeś! – wrzasnęła.
- Przepraszam – odparł łapiąc za jej ramiona – Nie zostawię cię tu samej, wiem, że powiedziałem to zbyt wrednie, ale sama wiesz jak mi na tobie zależy! – przerwał nagle i wiedząc, że powinien się ugryźć w język rzucił – Oczywiście po przyjacielsku, Lisa, jesteś moją przyjaciółką i nie wiem co bym zrobił jakby ci się coś stało przeze mnie.
Mając ochotę wybuchnąć płaczem stłumiła swoje łzy i wiedząc, że Shinoda, który nie wie jak te słowa ją zraniły przystanęła na chwilę. Popatrzyła na niego zrezygnowana.
- Wybacz mi Lisa – odparł – Nie wracam do Waszyngtonu, jadę prosto do domu i masz rację. Nie powinienem o niej myśleć, ponieważ to sobie obiecałem.
Powiedział i widząc jej brak sił przybliżył do siebie kobietę, a ta z całej siły wtuliła się w stojącego mężczyznę. Mając ochotę uderzyć cokolwiek zamknęła oczy i z myślą, że Mike nie zauważa jej uczuć zacisnęła usta. Shinoda czując jej zapach perfum uśmiechnął się i z wielkimi wyrzutami sumienia wtulił się w jej długie włosy. Zahaczył jedną ręką o jej plecy i położył swoją głowę na jej ramię. Bojąc się odrzucenia nie zrobił nic więcej. Czuł w tej chwili coś innego, jakby ciągnęło go do zrobienia tego pierwszego kroku.
Nagle odsunął od siebie kobietę. Spojrzał w jej oczy i widząc kilka spływających łez starł je z policzka swoim palcem i rzucił:
- Łzy, które wywołuję o osób, które coś więcej dla mnie znaczą bolą bardziej niż przejechanie kilka tysięcy razy batem po gołej skórze – widząc jej lekki uśmiech spowodowany jego słowami – Nie płacz…
- Nie płaczę – odparła choć dobrze wiedziała, że przeczy sama sobie – Uznajmy, że przed chwilą kroiłam cebulę, okey?
- I taką cię Lisa poznałem – zaśmiał się ponownie tuląc do siebie kobietę – Zabawns, ale skrytą wegetarianka, która wszędzie wpycha swoje ukochane warzywa i która przez to nie daje mi żyć.

***

Shinoda stanął przed wielkimi drzwiami i głośno do nich zapukał. Dlaczego zawsze pukał, jeśli dzwonek znajdował się tuż obok niego? Nie wiedząc dlaczego Chester nie odpowiada zapukał jeszcze raz i uświadomił sobie, że być może nie ma go w domu. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił na jego numer. Również nikt nie odbierał. Nagle coś skusiło go pociągnąć za klamkę.
Dziwnym trafem drzwi się otworzyły, a ten wszedł do środka. Już na samym początku spotkał go zapach spalonego jedzenia oraz widok potłuczonej szklanki. Zdziwił się i opornie wszedł do salonu. Być może jest tu nie w porę?
Nie zastał tu nikogo, jedynie zauważył porozwalane jego ubrania i jakąś damską koszulkę, pewnie Emily. Twierdząc, że być może nie jest tu mile widziany cofnął się w stronę drzwi. Gdy już obok nich stanął coś zaczęło nie dawać mu spokoju. Wszedł na górę i widząc zamknięte drzwi do jego sypialni położył rękę na ich drzwiach i krzyknął:
- Chazz, jesteś tam?
Nikt nie odpowiedział. Tylko szum wiatru, który dochodził z otwartego okna zagłuszał tę ciszę. Postanowił wejść do środka.
Wkurzony tym, że Bennington nie odpowiedział na jego wołanie stanął przed nim i spytał:
- Dlaczego od wczoraj nie odbierasz żadnego telefonu, nie reagujesz na moje pukanie i nie odpowiadasz na mój krzyk? – Spytał zrezygnowany i spojrzał na Chestera, który w tej chwili jak gdyby nigdy nic siedział na nie zaścielonym łóżku. Widząc jego zmęczone i przepełnione bólem oczy usiadł na łóżku i nie czekając na jego reakcję spytał – Coś się stało?
- Zostawiła mnie… - powiedział zahipnotyzowany i oparł głowę o ścianę – Tak po prostu mnie zostawiła.
- Dowiedziała się? – Spytał zachowując ostrożność.
- Tak – odparł krótko i schował twarz w swoich dłoniach – Straciłem ją, już na zawsze…
Zaskoczony spojrzał jeszcze raz na niego i nie mogąc sobie teraz wyobrazić jak życie potoczy się dalej przełknął głośno ślinę. Nie chcąc dennie pocieszać swojego przyjaciela tym, że to nie prawda, bo sam nie był pewny tego pocieszenia, usiadł obok niego i wiedząc, że w tej chwili nie może być nachalny zaczął:
- Byłeś u niej?
- Nie było jej – odparł całkowicie załamany.
- Mogłeś przewidywać, że tak się stanie – odparł – Zraniłeś ją, nie oczekuj teraz, że rzuci ci się w ramiona po jednych przeprosinach. Teraz to się będziesz musiał namęczyć, by ją ponownie zdobyć, Chazz. Dopiero teraz.
- Nawet nie wiem gdzie spędziła tych kilka nocy, myślę, że mogła pojechać do Ian’a albo do Tiffany. Ale Tiffany o niczym nie wie.
- Dzwoniłeś do niej?
- Dzwoniłem do Joe’go, a z tego co wiem teraz ze sobą mieszkają i nie było mowy o tym by Emily szła do nich z pomocą.
- Zostaje Ian – zwrócił się w tej chwili do niego – Masz do niego numer?
- Nie – odparł – Jestem stracony. Nigdy nie czułem się tak pusto jak teraz, nawet potrafiłem to zrozumieć jak się kłóciliśmy, ale teraz to jest jedna wielka paranoja. Nie mam już siły na to wszystko, cudem jest to, że wydostaję się z łóżka…
- Chester, wiesz, że mi przykro – odparł – Emily to osoba, którą też znam, może nie tak bardzo jak ty, ale traktuję ją jak swoją przyjaciółkę. Ale w tej chwili ona ma rację, zraniłeś ją choć przez cały czas zapewniałeś jej co innego. Uwierzyłem, że dasz radę się nią zaopiekować…
- Potrafię – przerwał mu.
- Chester jakim sposobem? Teraz nawet nie wiesz gdzie ona jest! Zachowałeś się jak zwykły dupek i tyle. Przepraszam Chazz, ale taka jest prawda. Musisz o tym wiedzieć – odparł i odwrócił się w jego stronę – Pomimo tego, że spieprzyłeś ten związek, wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki – odparł całkowicie opierając się o tył łóżka. Nie mógł powiedzieć, że nie ruszyły go słowa Mike’a, ale nie mógł też zaprzeczyć, że o tym nie wie. Wie doskonale jak się zachował, jak zrujnował to wszystko do czego dążył. Może jakby mu tak nie zależało, jak na innych nie cierpiałby tak jak teraz.
- Chester, masz nie robić jakiś głupstw, rozumiesz? – Zaczął temat Shinoda.
- Przecież wiesz, że nic nie zrobię, skończyłem z tym bardzo dawno – odparł – Szkoda, że w ogóle o tym pomyślałeś.
- Ja cię tylko ostrzegam, bo nie chcę znowu patrzeć na ciebie jak nie radzisz sobie z tym gównem. Już raz mieliśmy z tym problem i nie pozwolę na to by to się pojawiło. Zrozum też mnie i to co ja czuję – powiedział do niego, a ten nadal nic nie reagując zaczął pocierać palcami o drugą dłoń. Zahipnotyzowany pociągnął nosem i oparł się o ramię przyjaciela.
- Mike ja nie daję bez niej rady – powiedział z bólem, a Shinoda nie wiedząc jak zareagować na te słowa zacisnął usta i pozwolił mu dokończyć – Jestem zerem, kompletnym zerem. Kazała mi zapomnieć o tym wszystkim co się działo, ale ja nie potrafię! Nie skreślę tego tak szybko, w ogóle tego nie będę potrafił skreślić.
- Myślisz, że Emily przestała cię kochać? – Spytał po chwili – Jeśli tak, to jesteś kompletnym durniem. Chester, Emily nadal cię kocha tylko nie potrafi poradzić sobie z tą wiadomością. Daj jej do zrozumienia, że ci na niej zależy.
- Ona nie chce mnie znać!
- Dziwisz się jej? – Spytał po chwili wprawiając mężczyznę w osłupienie. Spojrzał na niego i wiedząc w co się wpakował dotknął swoich dłoni. Wiedząc, że nie da sobie z tym rady zmienił temat:
- Jak wycieczka?
- Okej, jedynie co źle wyszło to powrót. Lisa nie odzywała się do mnie przez połowę drogi, choć nie dziwię jej się, zachowałem się jak kompletny dupek. Zaoferowała mi pomoc, a ja ją wyzywałem w złości, że nie jest mi potrzebna.
- Jesteście razem? – Spytał po chwili.
- Kto? – Nie krył swojego zaskoczenia – Ja i Lisa? Nie. Traktuję ją jako przyjaciółkę. Chyba.
- Chyba? – Spytał po chwili – Pasujecie do siebie, myślałem, że po tym waszym wyjeździe się wszystko zmieni. Powinieneś o nią zawalczyć, ta ruda nie jest taka zła, bynajmniej nie aż tak jak Jessica.
- A pro po – zszedł na inne tory – Miałem niespotykane spotkanie z nią. Nie rozumiem kompletnie nic. Pocałowała mnie.
- Całowaliście się? – Spytał zaskoczony – Przecież to koniec.
- Ona mnie pocałowała, Boże, to jakaś paranoja – krzyknął – Ona mnie może kochać, rozumiesz? Ona może mnie kochać!
- W Jessice nie ma czegoś takiego jak miłość. Pogrywa tobą znowu, a ty się dajesz nabrać.
- To dlaczego wycofała zeznania?
- Może ją ktoś zastraszył?
- Nie mówiła o niczym takim, a jak się spytałem o powód tego listu rzuciła się na mnie – odparł po chwili i spojrzał na Benningtona – Nie rozmawiajmy o tym, zróbmy coś innego. Możemy najpierw wyciągnąć cię z tego łóżka i lekko ogarnąć.
Wstał i widząc jak jego rozmowa zaczęła sprawiać ból przyjacielowi, który w tej chwili marzy tylko o tym by zapomnieć o całym świecie podał mu rękę, lecz ten nie odwzajemnił jego gestu.
- Chazz, wiem że ci ciężko, ale wstawaj! Życie toczy się dalej, tego kwiatu jest pół światu – powiedział choć wiedział, że popełnił błąd.
- A ty w ogóle wiesz co mówisz? – Spytał zażenowany – Kwiatków jest w chuj dużo, ale te kwiatki mnie nie interesują. Mam w dupie durne kwiatki!
- Chester przestań i wstawaj, błagam cię – odparł – Założę się, że nic nie jadłeś od rana więc zrobię coś do jedzenia, a ty się umyj.
Zrobił błagalną minę i ściągnął z niego kołdrę. Popatrzył na niego i pokiwał głową.
Mężczyzna widząc jego determinację wstał, a raczej wywlókł się z łóżka i przeciągnął się lekko ziewając. Zmęczony poszedł w kierunku łazienki i mimo swojego braku chęci do życia był szczęśliwy ze zjawienia się przyjaciela.
Czuł, że mimo swojej pozycji może w tej chwili na kogoś liczyć.



Witam po tylu tygodniach. Postanowiłam dodać ten rozdział, bo wiem, że sporo czasu minęło od dodania poprzedniego.
W tym rozdziale może być błędów od fiksa, zresztą pewnie ich jest. Nie przejmuję się tym. Mam do napisania tylko 10 rozdziałów, nie wiem jak to zrobię i nie wiem czy dożyję.
Tak wiem, coś mnie głupiego złapało, mam teraz nową szkołę w której sobie nie radzę z pewną osobą, która próbuje mnie jak kretynka ośmieszyć przy całej klasie, bo uważa, że jest taka fajna. Denerwująca kretynka.
Ale spowiadać się wam nie będę. 
Czuję się tak jakbym teraz miała odlecieć, serio. Mam teraz sporo problemów, a moje uczucia to jedna wielka breja. Ech...
Jak mi się polepszy (albo nie) to dodam następny.
Na razie muszę was przeprosić za to, za brak komentarzy pod waszymi rozdziałami (czytam je wszystkie!) tylko nie zostawiam komentarzy, bo nie mam koncepcji do tego.
Szczerze mówiąc już nie chcę mi się żyć.
Więc do następnego.
Mam nadzieję.