poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział LI



Mężczyzna przeczołgał się do drugiego pomieszczenia pozostawiając za tobą stertę naczyń po ubogim śniadaniu. Żegnając bałagan w swojej kuchni spojrzał na włączony telewizor i zirytowany lecącym programem szybko go wyłączył. Jeszcze tego brakowało, by słuchał o kolejnych katastrofach na świecie.
Spojrzał na dłonie i delikatnie przetarł jedną z nich. Ściągnął szybko koszulę i w zamiarze wzięcia prysznica udał się w stronę schodów. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdezorientowany nagłą wizytą pewnego gościa podszedł do drzwi niepewnie i leniwie je otworzył. Będąc prawie pewnym, że to jest Mike, fuknął coś pod nosem, ale po chwili już wiedział, że się mylił.
- Cześć – zaczęła kobieta patrząc w jego oczy – Ja tylko na chwilę. Możemy porozmawiać?
- Czego chcesz? – Zdenerwowany jej obecnością nie krył swojego niezadowolenia. Widząc Marlene ponownie miał ochotę wynieść ją za drzwi i wykopać na zbity ryj. Jednak nie potrafił tego zrobić po tylu latach znajomości.
- Rozmowy. Chester, chcę coś wyjaśnić, proszę, daj mi szansę.
Spojrzał na nią po raz kolejny i po chwili zachęcił ruchem ręki by weszła. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na półnagiego mężczyznę.
- Ja nie w porę? – Spytała po chwili.
- Teraz nie wiem czy znajdziesz taką porę gdzie będę chciał z tobą rozmawiać.
Urażona jego słowami, a tym bardziej obojętnością zacisnęła usta i głośno westchnęła. Usiadła na postawionym krześle i zaczęła:
- Zostawiła cię prawda?
- A jak myślisz? – Spytał retorycznie ignorując jej spojrzenie – Jesteś taka cwana, powinnaś wiedzieć co się ze mną dzieje. Manipulowałaś tym wszystkim przez prawie kilka tygodni. Jesteś zadowolona z tego? Dostałaś tego co chciałaś, czujesz się wspaniale? Bo uwierz mi, że ja czuję się niesamowicie! – krzyknął – Dziękuję ci Marlene, że tak o mnie dbasz!
- Nie ironizuj tylko rozmawiaj jak normalny człowiek.
- Nie pouczaj mnie co mam robić, dobrze? Spierdoliłaś mi życie i jeszcze masz czelność przychodzić tu i prosić o rozmowę. Wszystko z tobą w porządku? Przyszłaś mi powiedzieć to czego nie wiem? Bo na razie nawalasz o rzeczach, których jestem świadomy.
- Przestać, nie chciałam by tak to wyszło.
Wybuchł histerycznym śmiechem, a ta przestraszona odsunęła się lekko w bok.
- Co ty nie powiesz! – Zaśmiał się po raz kolejny, choć tak naprawdę kierowała nim złość – Myślisz, że ja uwierzę w te bajki? O nie! Ty chyba chcesz bym ci się rzucił w ramiona po tym jak rozwaliłaś mój związek.
- Nie oczekuję tego.
- To czego chcesz?
- Nie skreślaj mnie.
Ponownie się zaśmiał i przez zęby rzucił:
- Wynoś się.
- Chester, proszę. Nie chcę byś mnie zostawił, mi po prostu na tobie zależy!
- Tam są drzwi. Jesteś taka inteligentna, więc bez problemu powinnaś je znaleźć – rzucił i zrobił przerwę – Nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć, skreśliłaś całe nasze relacje, które budowaliśmy przez tyle lat. Nie masz wyrzutów?
- Chester…
- Ja pójdę się myć, a ciebie ma tu nie być. Bo jak nie, to inaczej sobie pogadamy.
Przeszedł obok niej obojętnie i wszedł ponownie na schody pozostawiając ją samą. Nie przejmując się jej złością i zrezygnowaniem otworzył drzwi do łazienki, a kobieta widząc to ścisnęła pięści i stłumiła płacz. Czy wszystko popsuła?
Głowiąc się jak może przekonać Benningtona do swoich racji usiadła ponownie i nie mając zamiaru wychodzić z jego domu założyła nogę na nogę.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Cichy dźwięk doszedł do jej uszu, zanim jeszcze zdąrzyła o czymś konkretnym pomyśleć. Nie wiedząc kogo może się spodziewać podeszła pod drzwi i szybko je otwarła.
- O proszę! – uśmiechnęła się, wiedząc że tym samym zada jej kolejny cios w serce. Zaskoczona jej obecnością u byłego chłopaka ukryła swoją wściekłość i zaczęła:
- Przyszłam tylko po moje rzeczy, pozwolisz? – Spytała pokazując jej pomieszczenie.
- Jasne, ja jeszcze tu nie mieszkam – podniosła kąciki ust irytując ponownie Emily. Wywróciła oczami i odepchnęła jej słowa, które z pewnością miały ją wyprowadzić z równowagi.
- Gdzie Chester? – Spytała będąc w połowie szczęśliwa z jego nieobecności. Jednak musiała zadać pytanie, bo zastanawiało ją co kobieta robi w jego mieszkaniu.
- Bierze kąpiel – odpowiedziała siadając ponownie na kanapie – Powinien zaraz wyjść, nie miał czasu umyć się wczoraj, biedak.
W zbierającą się w niej złością spojrzała na nią i rzuciła:
- A ty co tu robisz?
- Nie powinno cię to obchodzić, już nie jesteś jego dziewczyną…
- Ale jego byłą dziewczyną – dodała mściwie – Odpowiedz mi.
- Jesteśmy razem, ale to chyba nie jest dziwne, prawda? Chester wybrał mnie i tyle, powinnaś się z tym pogodzić. Emily, naprawdę mi przykro, ale…
- Daruj sobie – rzuciła i udała się w stronę jego sypialni. Czując, że w każdym momencie może wybuchnąć płaczem zakryła usta i wiedząc, że w tej chwili nie może pokazać swojej słabości oparła się o ścianę. Chestera nie było, czyli miała trochę czasu na pozbieranie myśli i rzeczy tkwiących w pokoju. Weszła do środka i spojrzała na jego wnętrze. Pierwsze co rzuciło się w jej oczy to wielki bałagan. Rzucone ubrania, szafki, zdjęcia, dosłownie wszystko. Zaskoczona zaczęła dokładnie przyglądać się porozrzucanym przedmiotom.. Spojrzała ponownie na wywaloną szafkę i nie wiedząc co ma o tym sądzić podeszła pod nią i dokładnie oglądnęła jego zawartość. Widząc tylko rozmaite papiery pochodzące z Linkin Park, teksty piosenek oraz niezapłacone rachunki machnęła ręką i spojrzała w górę. Nic ciekawego. Podeszła pod szafkę nocną i szybko ją otwarła chcąc wydostać z niej klucze do mieszkania. Nagle natknęła się na pewne tabletki. Przyglądnęła się im dokładnie i wyczytując, że to środki nasenne zdziwiła się i to bardzo. Stanęła obok szafki i otworzyła opakowanie, które było wręcz puste. Co one tu robiły? Chester nigdy nie miał problemów ze snem, bynajmniej nigdy się na to nie skarżył oraz przeważnie widziała jak pierwszy z ich dwójki zasypiał. Zdezorientowana wrzuciła je do szafki i pomyślała o Marlene. Zna Chestera, ale nie zna dziewczyny. Do głowy przyszła jej tylko jedna myśl – tak, to pewnie tabletki kobiety. Wzięła do rąk klucze i włożyła je do kieszeni przy spodniach. Odwróciła się w stronę stojącej walizki i wyjęła z szafy swoje ubrania. Szybko wpakowała je do środka i nagle usłyszała jak drzwi się uchylają. Nie odwróciła się, lecz mimo tego poczuła jego wzrok na sobie. Przeniknął po niej tak bardzo mocno, że na jej rękach w niektórych miejscach pojawiły się dreszcze.
- Emily… - zaczął zaskoczonym, lecz dziwnie szczęśliwym głosem – Gdzie ty się podziewałaś przez tych kilka dni? Nie wiesz jak się o ciebie martwiłem? Nie rób mi nigdy czegoś takiego, błagam!
- Spokojnie, za chwilę się stąd wynoszę – odparła będąc na niego wściekła.
- Nie rób mi tego – zaczął – Nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwy widząc cię tutaj. Emily, proszę porozmawiaj ze mną. Nie chcę byś ponownie stąd odeszła, nie zniosę tego.
- Możesz przynajmniej mi nie ściemniać? – Spytała przerzucając wzrok na mężczyznę. Wzdrygnęła się gdy zauważyła jego obolałą i zmęczoną twarz. A może to było tylko złudzenie?
- Nie rozumiem.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć bym spieprzała z twojego życia, bo już mnie nie kochasz? Tak trudno, jest ci to powiedzieć? Chester, nie lubię kłamstwa, wal spokojnie, że już mnie nie potrzebujesz.
- Co ty wygadujesz?! – Spytał po chwili i podszedł pod kobietę. Ta zirytowana odwróciła lekko głowę i głośno parsknęła wyrzucając z siebie całe zrezygnowanie.
- Jesteś żałosny, naprawdę – ścisnęła dłoń i wzięła do ręki walizkę. Wiedząc, że pełno jej rzeczy znajduje się jeszcze w łazience i salonie udała się do jednego z tych pomieszczeń. Wrzuciła swoje kosmetyki do torby i usłyszała:
- Nie potrafię bez ciebie żyć – zaczął łagodnym tonem tak, że Emily stanęła w osłupieniu – Ja już kompletnie zwariowałem. Budzę się codziennie i nie mogę się doczekać tego jak położysz się na moim ramieniu, dotkniesz swoją ręką mojej dłoni, powiesz, że mnie kochasz, a potem uśmiechniesz się patrząc na mnie przez zaspane oczy. Czekam na to od kilku dni, a wiesz co jest najgorsze? Że budzę się kompletnie sam. A gorsze od tego wszystkiego jest to, że to właśnie przez moją głupotę cię straciłem. Gdy patrzę w tej chwili na ciebie czuję się w środku jak głupek, moje serce szaleje jak za pierwszym razem gdy uświadomiłem sobie, że nie jesteś dla mnie tylko zwykłą znajomą, a po ciele przechodzi dreszcz, który uświadamia mi, że te dni w których byłem naprawdę szczęśliwy już nie wrócą. Kocham cię, spieprzyłem to nawet nie będąc tego świadomy, ale naprawdę cię kocham mimo tego co się zdarzyło. Nie potrafiłbym zapomnieć o tobie, o twoim głosie, dotyku, uśmiechu… Jedyne co mogę w tej chwili zrobić to przeprosić i prosić o drugą szansę. Zrobię dosłownie wszystko by ją zdobyć, dosłownie. Nie chcę być znowu odeszła, bo nie wytrzymam kolejnego dnia bez ciebie.
Spojrzała na niego wkurzona i nie wiedząc co zrobić zacisnęła usta. Nie będąc w stanie i na siłach odpowiedzieć mu na to wyznanie ominęła jego wzrok i udała się do salonu. Dlaczego w tej chwili udawał, że jeszcze jest w jego życiu jako ktoś ważny? W głowie tkwiło tysiące myśli, lecz każda z nich nie potrafiła zdefiniować co w tej chwili ma zrobić. Odsunąć się w cień?
Chester widząc jej zdenerwowanie wzdrygnął się i chcąc przypomnieć sobie co złego powiedział oparł się o ścianę, lecz ciągle śledził jej każdy ruch. Nawet ten najmniejszy.
- Kocham cię, pamiętaj o tym. Teraz jesteś na mnie wściekła, rozumiem to. Ale wiedz, że mimo tego zawsze możesz zwrócić się do mnie o pomoc. Te drzwi są zawsze dla ciebie otwarte.
Widząc jak wychodzi z jego domu wstał lekko i rzucił:
- Daj mi tę drugą szansę, proszę.
- Ty chyba sobie żartujesz – zaśmiała się mściwie – Chcesz drugą szansę? I myślisz, że o wszystkim zapomnę tak? Że wszystko będzie jak dawniej, że będziemy wielce szczęśliwi i nie wiadomo co dalej. Spieprzyłeś to. Było wspaniale, ale najwidoczniej wybrałeś kogoś innego, kogoś przy kim jesteś bardziej sobą.
- Przy tobie jestem sobą, zrozum to!
- Nie powinnam tego mówić i w tej chwili być mściwa, ale nasłuchałam się tego dostatecznie – stanęła naprzeciw niego i rzuciła – Pan Bennington znowu zmienia dziewczynę, znowu z kimś innym, znowu z kimś spał, znowu! Chester, nie wiem dlaczego uwierzyłam, że będę tą jedyną. A przez chwilę tak myślałam!
- Bo nią jesteś.
- Przestań pieprzyć! – wrzasnęła zirytowana – Potraktowałeś mnie jakbym była nikim! Zaufałam ci, a ty mnie oszukałeś, nadal mnie oszukujesz. Nie wiem po co to robisz, nie chcesz mnie zranić? Już to zrobiłeś. Zresztą więcej mnie już nie zobaczysz – spojrzała na jego oczy pełne żalu – Życzę ci miłego i szczęśliwego życia, mam nadzieję, że sobie je jakoś ułożysz. Na razie jesteś na dobrej drodze – odpowiedziała mając na myśli jego związek z Marlene.
- Prędzej się zabiję niż ułożę sobie życie, Emily, błagam! – wręcz krzyknął z bezsilności – Nie odchodź, nadal cię kocham…
Złapała za walizkę i ukrywając swoją łzę trzasnęła drzwiami. Nie chcąc już więcej słuchać jego kłamstw na temat tego, że nadal mu zależy szybko wybiegła z jego podwórka, ale nadal słyszała jego błaganie. Zacisnęła usta by się nie rozpłakać, ale to nie było proste. Była w tej chwili pewna, że po raz ostatni żegna ten dom.
A ta myśl dobijała ją z każdej strony.

***

Otwarła drzwi od swojego domu i powitała dawno nie wietrzone pomieszczenie. Dlaczego kiedyś przez głowę przeszła jej myśl o sprzedaży mieszkania?
Ucieszyła się w duchu, że znowu może witać te same ściany, które jeszcze kilka miesięcy temu przytłaczały ją swoją natarczywością i położyła obok walizkę. Będąc pewna, że pewnie o czymś zapomniała machnęła ręką. I tak i tak nie ma zamiaru tam wracać.
Przetarła ręką po blacie i widząc stertę kurzu zrobiła naburmuszoną minę i chcąc bardziej oświetlić to pomieszczenie odsłoniła wszystkie zasłony. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno, a ona otworzyła drzwi do pustej lodówki. Zdecydowała się, że na zakupy wybierze się dopiero potem.
Usiadła na krześle i spojrzała na godzinę w telefonie. Dochodziło południe, a ona ma dzisiaj zjawić się w swojej pracy. Jeszcze tego jej brakowało.
Wywróciła oczami i schowała telefon. Przeciągnęła się głośno ziewając i postanowiła iść wziąć prysznic. Przez te kilka dni była na łasce Toda. Było to dziwne i absurdalne, ale nie mogła nic na to poradzić. Przez tych kilkadziesiąt godzin trochę przekonała się do jego osoby, dowiedziała się też kilku ciekawych rzeczy. Mimo tego, że nie siedział z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę potrafił pocieszyć zdołowaną kobietę mówiąc szczerą prawdę.
To dopiero była sztuka.
Mimo tego, że czasem była zirytowana jego zachowaniem nie zaprzecza, że nie był pomocny. Pozwolił jej wrócić dopiero teraz, gdy zauważył, że zaczyna normalnie funkcjonować.
Miłość wzmacnia, ale też często niszczy.
Sama przecież tego doświadcza.
Jeszcze raz przywołała jego słowa, które zaczęły ją coraz bardziej dobijać niż budować. Dlaczego ściemnia, że ją nadal kocha jeżeli ma przy sobie Marlene? Przecież to było wiadome, że Chester nie będzie chciał ja teraz jeszcze bardziej zranić, ale mógłby, według niej, powiedzieć raz a dobrze tę prawdę niżeli kłamać w żywe oczy.
Zrezygnowana oparła głowę o blat i dłonią zaczęła kreślić zakola.
To było już pewne.
Tego nie da się już odbudować.

***

Opadł zrezygnowany na kanapę i spojrzał na sufit. Nie liczyło się w tej chwili nic, tylko to by sobie jakoś ulżyć. Zakrył dłońmi swoje usta i chcąc nie wrzasnąć na swoją bezsilność zacisnął wargi. Nagle poczuł swoje łzy. Tak nagle zaczęły spływać po zmęczonych policzkach, ale on się w tej chwili niczym nie przejmował. Nikt go nie widział, nikt nie powie mu jakim jest kretynem oraz nikt nie wytknie mu że jest słaby. Przecież sam wie, że nie daje sobie rady.
Dlaczego dopiero teraz klnie na siebie w myśli za to co zrobił? Mógł podejść i zatrzymać ją tu jakoś siłą do momentu w którym mu wybaczy. Ale to byłoby bez sensu.
Był pewny, że ona mu nigdy nie wybaczy.
Czuł się źle. Bardzo źle. Wszystko co trzymał w wewnątrz było tak bolesne, że zginał się z bólu, a jego nie można było się pozbyć tak łatwo.
Walnął pięścią o podłogę i starł słone łzy.
„Cholerny kretynie!” – krzyknął do siebie i położył się na podłodze zwijając się z bólu. Czy w tej chwili mógł poradzić na to co się stanie? Miał ochotę wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, ale nie wiedział w jaki sposób. Miał się po prostu pobić?
Uważając to za absurd wstał i nagle jego myśli skierowały się w stronę otwartej szafki. Powlókł się w stronę swojej sypialni i mocno uklęknął przed meblem. Widząc porozwalane papiery podniósł je bardziej i wyrzucił na koniec pokoju.
Nagle miał to czego potrzebował tak kilka dni temu.
Wziął woreczek do ręki i bez skrupułów wysypał zawartość na pustą szafkę. Wiedząc, że teraz zachowuje się jak gówniarz odsunął te myśli.
Po chwili spojrzał na pomieszczenie i usiadł na podłodze. Odszukał szybko swój telefon i czując w duchu dziwną euforię spojrzał na godzinę. Była dwunasta trzydzieści? Nie, a może trzynasta dwadzieścia?
Nie będąc tego pewnym przetarł oczy i nagle pomyślał o niej. Widział ją w tej chwili przed sobą, uśmiechnięta patrzyła w jego oczy. Usiadła na łóżku i ujęła jego rozdygotaną dłoń. Czując się w środku szczęśliwy, że jednak zaczęło się wszystko układać wstał z miejsca i usiadł koło niej.
Poczuł wielkie zmęczenie. Przetarł po raz kolejny oczy i stracił ją z pola widzenia. Obejrzał się zdezorientowany i nagle zauważył ją jak ściąga z siebie koszulkę. Usiadła delikatnie na jego kolanach tak, że praktycznie jej nie poczuł i poprawiła ciemne włosy. Uśmiechnął się do niej i nagle opadł na łóżko. Miał w głowie tysiące myśli, a jedną z nich było to by ponownie przeprosić kobietę. Przymknął lekko powieki i nagle poczuł się niedobrze. Wszystko w tym pomieszczeniu zaczęło wirować, a sam czuł się osaczony. Przeklął w myśli, że w tej chwili zaczyna się czuć senny pomrugał oczami i rzucił mimo swojego stanu:
- Jak dobrze, że jesteś.
Nie odpowiedziało mu nic. Nie musiało. Ważne, że była tu przy nim i nie miała jak na razie zamiaru odchodzić.
Coś nagle ruszyło jego umysłem.
Gdzie oni się znajdują?
Przerażony wstał lekko i spojrzał na pomieszczenie. Znał je bardzo dobrze. Zaśmiał się głośno sam nie wie z czego i walnął ponownie o łóżko. Spojrzał na swoje dłonie, które co chwilę zmieniały kształty i nagle poczuł mrowienie w okolicach swoich namalowanych ogni. One zaczęły parzyć. Wrzasnął, lecz nie chcąc pokazać swojego bólu przy Emily zacisnął usta i zamknął oczy.
I potem nie poczuł już nic.

***

Kobieta spojrzała na reklamówki z żywnością i nie wiedząc pewna czy wytrzymają taki ciężar przyspieszyła kroku. Co mogła w tej chwili zrobić? Jedynie modlić się by w połowie drogi połowa rzeczy nie wywaliła się na drogę.
Skręciła w stronę swojego domu i nagle poczuła jak ktoś ją obserwuje.
Stanęła szybko i obejrzała się do tyłu. Nie widziała oraz nie słyszała nikogo. Jednak coś czuła. Czy to był tylko wyimaginowany dotyk?
Przekręciła głową i położyła reklamówki przed płotem.
Niemal co krzyknęła widząc otworzone drzwi do swojego domu. Przerażona tym faktem odsunęła się do tyłu i mając w planie uciec zrobiła jeden krok, lecz o coś zahaczyła. Spojrzała w dół i zobaczyła czyjś but. Ktoś z tyłu złapał za jej dłoń, a ta przerażona krzyknęła. Nagle poczuła jego natarczywe dłonie na swoich ustach. Nie mogąc wydostać z siebie żadnego dźwięku zaczęła wywijać nogami, ale bez zbytniego sensu. Oprawca szybko wziął jej dłonie do tyłu uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch i szepnął:
- Nie możesz tu wrzeszczeć kochanie – wyobraziła sobie jego parszywy uśmiech i nagle poczuła jak mężczyzna wnosi ją do jej mieszkania. Przerażona jego zachowaniem wierzgała swoimi nogami na wszystkie strony lecz poczuła jak mężczyzna kopnął w nie całą swoją siłą. Jęknęła cicho z bólu i w zbierających się w oczach łzach weszła do domu nadal czując za sobą nieznajomego. Popatrzyła na stojącego mężczyznę, a ten wiedząc jej obecność uśmiechnął się lekko i zachęcił ruchem ręki by usiadła.
- Co ty tu robisz? – Spytała zdenerwowana ignorując jego gest.
- Odwiedziłem cię złotko – uśmiechnął się w taki sposób, ze mogła zobaczyć cały szereg jego zębów – Powinniśmy się lepiej poznać.
- Ale ja nie chcę cię znać – odparła – Dlaczego sobie nagle o mnie przypomniałeś, co? Nagle zaczęłam coś znaczyć w twoim życiu? Gdzie byłeś jak potrzebowałam kogoś bliskiego?
- Emily, wiem, że zrobiłem wielki błąd, ale chcę go naprawić. Jesteś moją jedyną córką…
- Gdybyś mnie traktował jak córkę, nie pozwoliłbyś by ten typek obok ciebie mnie skrzywdził!
- Jak cię skrzywdził? – Spytał zaskoczony – Tylko nie chciał byś wrzeszczała i nie robiła żadnych sensacji, nic więcej.
- Uderzył mnie! – odparła mściwie spoglądając na niego. Wtedy i ona zauważyła jak jej ojciec ukradkiem spogląda na mężczyznę. Nagle wrócili do rozmowy:
- Zajmę się tym później – uśmiechnął się – Wiem, że jest ci ciężko, a ja chcę ci pomóc.
- Nie chcę twojej pomocy – odparła przypominając sobie wcześniejsze słowa Toda.
- Ale będziesz musiała ja przyjąć – zaśmiał się – Chcę pokazać jak bardzo mi na tobie zależy.
- Jeśli tak bardzo chcesz bym uwierzyła, że chcesz mojego dobra to mnie zostaw w spokoju. Wtedy będę szczęśliwa.
- Chcę ci zaproponować wyjazd – odparł całkiem poważnie – Gdzieś daleko. Byś wyjechała ze mną z tego miasta, a wtedy będzie ci się żyło lepiej.
Zaskoczona jego propozycją oparła się o ścianę i zdezorientowana spojrzała w jego oczy. Czy w tej chwili wykryła jakiś podstęp?
- Nigdzie nie jadę.
- Nie pytam się o zdanie.
- Pytasz, a ja ci odpowiadam, że nie mam zamiaru wyjechać z tobą. Ja cię nawet nie znam!
- Ale poznasz, jestem twoim ojcem!
- Nie nazywaj się tak, nie jesteś tego warty – odparła bez skrupułów – Najlepiej będzie jak stąd wyjdziesz razem ze swoimi koleżkami.
- Kochanie nie wiesz z kim zadzierasz…
Wzdrygnęła się na te słowa i zacisnęła pięści. Nie chcąc pokazać swojego zdziwienia i przerażenia rzuciła szybko:
- Nie mam zamiaru nigdzie z tobą wyjeżdżać, wybij to sobie z głowy. Nie wiem dlaczego tu przyszedłeś i co chciałeś tym ugrać, ale ci się to nie uda. Nie zastraszysz mnie tymi swoimi listami. Co one znaczyły? Możesz mi w końcu wyjaśnić ideę tych całych cyferek?
- Nadal się nie domyśliłaś? – zaśmiał się – Twierdziłem, że jesteś inteligentna!
- Nie pogrywaj ze mną! – wrzasnęła – Mów!
- Nie podnoś na mnie głosu.
- Słuchaj – podeszła do niego wskazując na niego palcem – Nie wiem za kogo się uważasz, ale nie pozwalaj sobie dobrze? Nie wyjdzie ci to na dobrze, jeśli w tej chwili pójdę i zaskarżę na ciebie na policję.
- Nie zrobisz tego, bo mam broń przeciwko tobie.
- Jeśli chcesz możesz mnie w tej chwili zastrzelić – zaśmiała się i odeszła w bok rozkładając ramiona – Tego chcesz? Proszę bardzo, strzelaj. Mi jest wszystko jedno.
- Jesteś moją jedyną córką, nie zrobiłbym tego. Ale Bennington już nie jest moją rodziną.
- Spróbuj go ruszyć! – wrzasnęła będąc zdziwiona swoim mściwym tonem – Te twoje gierki jego nie dotyczą, tylko mnie. A poza tym już nie jesteśmy razem więc mnie tym nie zranisz.
- Nadal go kochasz, więc to nie ma znaczenia – zaśmiał się – Zresztą mam jeszcze Ian’a albo jego rodzinkę. Malutki Nathan?
- Zostaw ich w spokoju i mnie zabij! Czy to takie trudne?!
- Jesteś stuknięta! – wrzasnął – Nie rozumiesz całej sytuacji. Jesteś moja i należysz do mnie. Do nikogo innego. I pojedziesz, ze mną czy ci się to podoba czy nie!
Stanęła w osłupieniu. Przetarła twarz i spojrzała na jego łobuzerski uśmiech. Nie wierząc w prawdziwość tych słów zaśmiała się w duchu, ale gdy zauważyła jego zdecydowanie na twarzy wzdrygnęła się.
Czy jej koszmar zaczyna się od nowa?

***

Odłożyła na bok płyn do mycia naczyń i spojrzała na godzinę. Dochodziła noc więc stwierdziła, że nie będzie przejmowała się tym całym sprzątaniem. Będąc kompletnie wyczerpana włączyła telewizję i nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
Ponownie spojrzała na godzinę i zdziwiona całą sytuacją podeszła do drzwi zarzucając swoje rude włosy do tyłu. Otworzyła je szybko i zobaczyła przed sobą swojego przyjaciela.
- Cześć – zaczął uśmiechając się do niej – Wiem, że nie w porę, ale chciałbym w tej chwili z tobą porozmawiać. Mogę?
- Coś się stało? – Spytała nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Nie, po prostu potrzebuję rozmowy.
Wzruszyła lekko ramionami i wpuściła mężczyznę do środka. Szybko ściszyła program w telewizji i usiadła naprzeciw niego. Analizując każdy jego ruch podniosła jego głowę swoimi palcami i spytała:
- Co się dzieje? – Widząc jego zrezygnowaną minę spróbowała ją jakoś naprawić, lecz to było bez znaczenia. Teraz wszystko wydawało się bez znaczenia.
- Chodzi o Jessicę – odparł i zobaczył jej grymas niezadowolenia – Wiem, że drażni cię ten temat, ale ja chciałbym po raz kolejny go poruszyć – przerwał na moment by spojrzeć w jej oczy i widząc w nich zrezygnowanie zaczął – Od kilku dni myślę o tym co tam się stało i chciałbym to wyjaśnić raz, a dobrze. Całe zamieszanie wokół jej poszukiwań było jakąś paranoją, sama o tym wiesz ile razy się denerwowałem, jak byliśmy zirytowani i tak dalej. A wtedy jak ją spotkałem? Coś dziwnego poczułem, jakby kamień spadł mi z serca, ale tylko dlatego, że nikt jej nic nie zrobił.
- Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną? Nie rozmawiałeś o takich rzeczach w moim towarzystwie… - zaczęła – Nie wiem co mam przez to rozumieć.
- Chcę byś wysłuchała mnie do końca. Wtedy mnie pocałowała, wiesz o tym. Widziałaś to, bo sama zaczęłaś o tym rozmowę i tak naprawdę wtedy poczułem coś innego. Jakbym pierwszy raz od kilku miesięcy doznał czegoś szczerego od jej osoby. Nie była taka natarczywa, nie dominowała, nie chciała pokazać, że jest najlepsza. Była sobą. Tak mi się wydaje.
- Jessica może coś do ciebie czuć – odparła – Jeśli mówisz, że ten pocałunek postawił cię na nogi powinieneś coś z tym zrobić.
- Ale ja nie wiem o czym mam myśleć – zaśmiał się – Pocałowała mnie. Już samo jej zachowanie jest absurdalne. Dlaczego najpierw nadała na mnie glinom, że ją zgwałciłem, a później rzuca się na mnie przy pierwszej okazji?
- Sama nie wierzę w to co mówię, ale albo tobą znowu manipuluje albo coś zrozumiała. Coś z tych dwóch rzeczy – spojrzała na niego – Mike odpowiesz mi na coś szczerze?
Kiwnął jej pozytywnie głową i nagle usłyszał:
- Kochasz nadal Jessicę? Nie, to nie jest wtrącanie się w twoje sprawy, tylko musisz sobie poukładać swoje uczucia do niej.
- Kochałabyś osobę, która zraniła cię do takiego stopnia, że nie miałabyś już ochoty żyć i myślałabyś o samobójstwie?
Spojrzała na niego przerażona, ale szybko odpowiedziała:
- Oczywiście, że nie.
- No właśnie. Ja o niej nigdy nie zapomnę, jednak nie chcę pchać się ponownie w tę toksyczną miłość. Nie chcę jej. Kiedyś byłem inny, kiedyś byłem tak zapatrzony w jej osobę w taki sposób, że nie potrafiłem racjonalnie myśleć, a teraz? Teraz po prostu żałuję, że nawet nie poznałem swojego dziecka.
- Przykro mi – odparła po chwili – Jesteśmy w podobnych sytuacjach, no może prawie. Jeśli ja dałam radę, to ty dasz na pewno. Zobacz przez ile przeszedłeś! A teraz? Siedzisz tutaj, rozmawiasz ze mną i próbujesz naprawić całą przeszłość. Ja bym nie potrafiła do niej wrócić. Przez cały czas jedynie od niej uciekałam, a ty? Brniesz w to dalej nie zważając na swoje uczucia. Jesteś Mike cholernym masochistą, ale cię podziwiam.
Uśmiechnął się lekko i spojrzał w dół. Wiedząc jak zareaguje na jego propozycję zaczął cicho:
- Muszę wrócić do Waszyngtonu – spojrzał na nią i widząc jej zaskoczoną minął dokończył – Pomóż mi po raz kolejny. Jesteś moją jedyną nadzieją. Przez cały czas mnie wspierałaś mimo tego, że nie było ci to na rękę. I w tej chwili to ja cię podziwiam, bo ja mam już dość siebie samego. A ty dałaś radę.
- Wiesz, że zawszę będę cię wspierać pomimo tego, że czasem zachowujesz się jak idiota – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Po co to robisz?
- Co? – Spytała zaskoczona.
- Po co mi pomagasz? Przecież nie oferuję ci nic takiego ważnego. Użerasz się ze mną jak z kretynem, czasem masz mnie dość, potraktowałem cię beznadziejnie w czasie powrotu do domu, a ty po prostu jesteś tutaj i nadal ze mną rozmawiasz – uśmiechnął się – Dziękuję ci, że pojawiłaś się w moim życiu.
Uśmiechnęła się nieśmiało i ujęła jego dłoni:
- Sobie dziękuj, że jednak wylądowałeś w tym szpitalu – przerwała i po chwili dodała – Wiesz jak miło jest słyszeć takie słowa?
- Wiesz jak jest miło jak ktoś ci bezinteresownie pomaga? – Odpowiedział jej tym samym a ta się lekko zaśmiała. Spojrzała na niego i nadal czując jak Shinoda trzyma w rękach jej dłoń poczuła szybsze bicie serca. Tak, to w tym momencie zaczęło wariować jak oszalałe wywracając wszystko wewnątrz.
- Pojedziesz ze mną? – Spytał po raz kolejny.
- Po co? Dlaczego znowu chcesz do niej wracać? – Spytała po chwili odsuwając swoją dłoń – Nie wystarczy ci ta informacja?
- To nie jest koniec tego wszystkiego! Ja muszę po raz kolejny odnaleźć Jessicę.
Lisa wstała i popatrzyła na niego z góry. Nie kryjąc swojego zdenerwowania odsunęła się od niego i zaczęła:
- Po co to robisz? Chcesz się znowu ranić?!
- Chcę raz na zawsze to wszystko zakończyć!
- Jesteś do niej przyzwyczajony – odparła – Nie możesz bez niej żyć.
- Mogę!
- To po co tam jedziesz? Znowu rzuci się w ramiona i powie, że tak naprawdę cię kocha pomimo tego, że jest zwykłą zdzirą.
- Przeszkadza ci to? – Spytał po chwili.
- Tak – odparła szczerze czując jak wszystkie jej uczucia w środku zaczynają się mieszać.
Stanął w osłupieniu i nie wiedząc jak zareagować na jej krótką aczkolwiek treściwą wypowiedź rzucił:
- Wiesz, że nie zależy mi na Jessice? – spojrzał na speszoną kobietę i podszedł pod nią.
- Po co mi to mówisz? – Próbowała go jakoś od siebie odepchnąć tak, by sprostować to wszystko co wcześniej powiedziała. To się nie udało. Przeniosła wzrok na jego oczy, ale nie trwało to długo.
- Po prostu chcę byś o tym wiedziała – uśmiechnął się i podniósł jej podbródek. Zaśmiał się lekko i odnalazł jej ciemne tęczówki. Przyjrzał się im dokładnie, tak samo jak ona udając, że nic się nie stało. Ale naprawdę tak nie było.
- Wiesz Mike? – zaczęła zmieszana, ukrywając, że tak naprawdę jego ruchy mają dla niej wielkie znaczenie – Zaparzyłam wodę na herbatę więc jeśli będziesz chciał to mogę ci zaparzyć, wiesz…
- Po co zmieniasz temat? – spytał zdezorientowany.
- Bo jest dla mnie wygodniejszy – odparła z lekkim uśmiechem – Chcesz tę herbatę?
- Nie – zaśmiał się, a kobieta patrząc na Mike’a oparła się o ścianę. Teraz najważniejsze było, by nie dać po sobie poznać tego co czuje. To by był cios prosto w serce.
- Pojedziesz ze mną prawda? – Spytał po chwili.
- Nie – odparła – Miałeś z tym skończyć.
- Ograniczasz mnie – odparł stanowczo.
- Być może – popatrzyła na niego i dodała – Ale jeśli chcesz jechać to jedź sam, ja ci nie zabraniam.
- Nie chcę jechać sam – uśmiechnął się lekko i przybliżył się do kobiety. Oparł swoje dłonie na ścianie zamykając kobietę w swoich objęciach. Co w tej chwili robił? Sam nie wie, nie przejmował się tym wszystkim. Kierowała nim zwykła chwila. Nagle oparł swoje czoło o jej.
- Traktujesz mnie po przyjacielsku Mike – zauważyła po chwili czując dziwne ukłucie w sercu – Sam powiedziałeś, że jestem tylko zwykłą przyjaciółką, nic więcej…
Uśmiechnął się lekko i bez skrupułów dotknął swoimi ustami jej warg. Najpierw powoli by oswoić ją z tą sytuacją, a później trochę na nią naciskając. Lisa zamknęła oczy i oparła swoje dłonie na jego klatce piersiowej przytrzymując tym równowagę. Oparła się bardziej o ścianę i nagle oderwała się od jego ust. Mike nie wiedząc o co chodzi wzdrygnął się i dotknął delikatnie jej policzka.
- Mike – zaczęła – O co ci chodzi? Kilka dni temu miałeś mnie gdzieś, bo najważniejsza była Jessica, a teraz?
- Ona dla mnie nic nie znaczy – odparł.
- Cały czas pokazywałeś, że ci na niej zależy. Dlaczego tak nagle chcesz robić coś przeciwko sobie? – Spytała zdezorientowana.
- Nie robię nic sobie naprzeciw – uśmiechnął się i złapał za jej kosmyk rudych włosów. Zdezorientowana jego czynami odsunęła się lekko nadal patrząc na jego usta. Oparła swoją głowę ścianę i wiedząc, że Mike zabarykadował jej wyjście wywróciła oczami i głośno westchnęła.
Nie czekała długo na kolejny ruch. Zbliżył się do niej po raz kolejny dotykając jej policzka. Położył swoją głowę na jej ramieniu i delikatnie zaczął całować jej odcinek szyjny zbliżając się ku górze. Lisa czując lekkie łaskotki w okolicy podbródka zaśmiała się, ale nie odsunęła głowy. Nadal pozwalała mężczyźnie na wykonanie swoich zaplanowanych ruchów. Nagle oderwał swoje usta przekładając je na jej wargi. Znowu wtopił je w mile zaskoczoną kobietę tym razem bardziej na nią napierając. Czuł silną ochotę pozbycia się tych wszystkich emocji, tak samo jak ona.
Złapał po chwili za jej prawą nogę i przybliżył ją do siebie, a rudowłosa opasała rękami jego szyję. Przez zamknięte oczy nie widziała nic dlatego nie wiedziała za co łapie spragnionego mężczyznę. Po chwili Shinoda podniósł ją lekko, a ta odsunęła głowę do tyłu zachęcając go do kontynuowania swoich wcześniejszych wywodów. Uśmiechnęła się i głośno westchnęła gdy poczuła jak Mike odsuwa jej kawałek bluzki.
- Kurcze, jaka ty jesteś zajebiście seksowna…
Zaśmiała się głośno i szybko rzuciła:
- Ty wyglądasz seksownie jak ściągniesz koszulkę…
Rozumiejąc jej aluzję odsunął się od niej i szybko złapał za końce swojej koszuli rzucając ją w kąt pomieszczenia. Ponownie złapał za jej bluzkę i delikatnie ją podniósł. Nie chciał wykonywać nachalnych ruchów więc zdecydował się położyć dłoń tylko na jej brzuchu. Lisa czując jego dotyk odsunęła się od niego ponownie i zdyszana złapała za jego policzek.
- Mam przestać? – Spytał po chwili widząc jej niezdecydowanie.
- Nie Mike – uśmiechnęła się lekko kładąc swoją głowę na jego ramieniu – Dotykaj mnie dalej…
Po tych słowach zdecydował się zdjąć jej koszulkę. Nie czekała na niego długo. Odpięła jedno ramiączko od stanika, sygnalizując Mike’owi, że przystaje na jego warunki. Uśmiechnął się i dokończył za nią ten ruch zostawiając kobietę półnagą. Nie przejmowała się tym, w tej chwili liczyło się tylko to, że mają się tak ku sobie. Nic więcej.
Nagle poczuła mocniejsze szarpnięcie za jej zamek od spodni. Wzdrygnęła się, ale pozwoliła Shinodzie przejąć pałeczkę. Mając w tej chwili wolne usta zrobiła stanowczą minę i zaczęła:
- Mike, ale jestem tylko przyjaciółką…               
- Przestań się zadręczać tym debilnym sformułowaniem – zganił ją i ponownie przybliżył się w jej stronę mocniej łapiąc za jej rozdygotane dłonie. Czując jak jego oddech przyspiesza, a serce wariuje dotknął jej pośladków przybliżając ją bardziej do siebie.
W tej chwili nie panowali nad swoimi ciałami. Pracując coraz szybciej pokazywali swoją determinację. Lisa nie mając okazji tak naprawdę pokazać w tej chwili na co ją stać oparła się o jego nagie ciało i pozwoliła my, by dokończył swoje poczynania.
Nagle poczuła jego kolejny ruch. Krzyknęła głośno będąc zaskoczona i z uśmiechem na ustach wtopiła swoje paznokcie w jego plecy dając mu znak, że tak naprawdę jego dotyk sprawił jej wiele rozkoszy. Oparła głowę na jego ramieniu zaciskając zęby by ponownie nie wrzasnąć i po chwili szepnęła:
- Mike, przejdźmy się na coś wygodniejszego…
Uśmiechnięty popatrzył na kobietę, a ta nieśmiało spojrzała w jego oczy. Czy była zawstydzona?
Odsunęła swoje wszystkie nadciągające myśli i ponownie poddała się kolejnemu dotykowi Shinody.

 

Jestem. Żyję. Jakoś funkcjonuję. Jakoś.
W tej chwili piszę to z wielkim bólem głowy, tabletki nie dają mi żadnej ulgi, a czuję się wręcz okropnie. Nie będę nawalać, że całe życie zaczęło mi się za przeproszeniem pierdolić, bo to nie o to chodzi.
Na następny rozdział też daję sobie jakieś 7 dni, myślę, że się wyrobię bo mam już połowę.
Tak, rozdziały są tak długie, bo muszę po prostu pomału to jakoś zgrabnie wyjaśniać. Mam już pomysł na następnego bloga, który nie będzie tak rozlazły jak ten, długi jak ten itd. 
W ogóle to jest mój pierwszy blog więc następny będzie o wiele bardziej przemyślany xD
Co mogę dodać?
Zachęcić was do czytania i komentowania.
Boże ludzie, jak wy wytrzymaliście ze mną pięćdziesiąt rozdziałów? Matko... 
Przecież to taka "Linkinowa Moda na Sukces" (A Modę na Sukces lubią i oglądają tylko emerytowane babki...).
Tak czy owak dzięki za każde wyświetlenie i do zobaczenia :)

5 komentarzy:

  1. Więc nazwij mnie emerytowaną babką, bo lubię tą historię.
    Ogółem to wszyscy mnie wkurzają, ale spoko :D
    Marlene jest u mnie numerem jeden na liście do zlikwidowania.
    Chester powinien dostać w łeb za to, że się naćpał. Ok, zostawiła go bla, bla bla, ale do cholery sam jest sobie winien. JEstem ciekawa czy planujesz happy-end. Nie zrób krzywdy Chazowi. Zrób krzywdę Marlene.
    I mam nadzieję, że ojciec Emily nic jej nie zrobi, nie porwie itd. Zaczyna mnie przerażać ten facet.
    Ale jest plus! W końcu Lisa i Mike! I to jaka gorąca scenka. Gdyby on tylko skończył w końcu nawijać o Jessice. Cholera Spike masz w ramionach nagą kobietę, której na tobie zależy. Na cholerę znow chcesz się pchać do waszyngtonu. Przysięgam, jak po wszystkim on zacznie znów tą gadkę to go sama wykastruję.
    Aż się boję ile się jeszcze wydarzy w ciągu tych kilku rozdziałów, ale czekam na nie :D
    Weny kochana i zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam iść spać, ale patrzę ,,O nowy rozdział''.
    W ogóle za ten rozdział należą Ci się pochwały.
    Jeju jak ja to wszystko przeżywam.
    No JEZUSIE.
    Chociaż najlepsza była moja reakcja na końcowy fragment. Ja się już tu, że tak powiem napalam, a tu KONIEC. No nie. ;-;
    Ale naprawdę rozdział świetny, wszystko pięknie opisane. Wkradło się parę literówek, ale to zrozumiałe.
    No nic.
    Życzę Ci zdrówka i weny.
    Do następnego Kochana. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, co za emocje!
    Wreszcie kolejny rozdział i jak zawsze znakomity.
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Linkinowa Moda na Sukces"? Podoba mi się tę określenie!
    Ponadto rozdział jak zawsze świetny. Nie przeszkadza mi długość, nawet to z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Są za krótkie....
    Nieważne. Niech MODA NA SUKCES się rozrasta byle nie za dużo. Szkoda mi trochę Chester'a tak bardzo cierpi T.T. Czekam na ciąg dalszy.
    Weny i zdrowia (tym bardziej tego drugiego, ponieważ nadchodzi jesień i wszyscy po kolei chorują).

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, ile to lat w sumie minęło? :O
    W 2014 roku czytałam tego bloga, i tak mi urwało się to czytanie od braku czasu a nadmiaru pracy i szkoły :( Pogubiłam się w tym wszystkim, zgubiłam twojego bloga z zakładek :( I ubolewałam, szukałam go.. i znalazłam dzisiaj! I tak się cieszę, i wystarczyło przeczytać jeden rozdział aby przypomnieć sobie imiona i całą fabułę opowiadania :) Zbliżenie Mike'a i Lisy było takie sensualne, wręcz namacalne *u* Kłótnia Chestera i Emily miała w sobie to coś, ten zapalnik tą iskrę nadziei..
    A ta cała sprawa grubsza z ojcem Emily, dryblasami i Todem.. jest to pogmatwane, mam nadzieje że z biegiem się wyjaśni. / KUROICHI

    OdpowiedzUsuń