wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział XLVII



Lisa pewnym krokiem weszła w progi swojego kolegi. Nawet nie pukając stanęła w jego salonie i spojrzała na to co robi. W tej chwili zmagał się z jakąś gitarą. Ale nie ważne – pomyślała i uśmiechnęła się w jego stronę.
- Lisa, ja rozumiem, że jesteśmy bliższymi kolegami, ba! No nawet można by było nazwać przyjaciółmi, ale nawet Chester stara się pukać do tych cholernych drzwi – przerwał i zrezygnowany spojrzał na wysoką kobietę. W tej chwili była ubrana w obcisłą spódnicę do połowy ud i w koszulkę na ramiączka. Tak, bardzo ładnie było jej w obcisłym… Nagle wrócił na ziemię – A jakbym chodził nago? To co?
- A chodzisz tak po domu? – Spytała ze śmiechem.
- Może – odparł jej i powrócił do czyszczenia swojej gitary.
- Może odstawisz to pudło?
- Lisa, nie denerwuj mnie…
- A ty mnie posłuchaj – uśmiechnęła się i pomachała mu kartką przed oczami – A co ja tu mam?
Widząc jego zdezorientowaną minę zaśmiała się głośno i szybko sprostowała:
- Możesz zadzwonić do jej rodziców – Odparła po chwili. Mike wstał. Popatrzył na nią, a później na zapisaną kartkę. Oddała mu ją szybko i popatrzyła na jego uśmiechniętą minę.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Nie pytaj – odpowiedziała wkurzona i zaczęła – Mike, szukałbyś mi pracy gdybym nie wytłumaczyła się po co tkwiłam w tych archiwach! Ile nerwów mi to sprawiło to ja też nie powiem, nie mówiąc o czasie. Ordynator był taki wkurzony, że prawie co wyleciałam – Zaśmiała się – Mam z nim przerąbane, będzie mnie śledził na każdym kroku, nawet wtedy się pytał czy coś wyniosłam z tego archiwum, ale byłam sprytniejsza.
Mike spojrzał na nią pytająco.
- Zapisałam numery na udzie, tam nikt nie sprawdza, uwierz mi – Puściła mu oczko i zachęciła by zadzwonił.
- Nie wiem Lisa jak ci się za to odwdzięczę! – Krzyknął podekscytowany.
- Będziesz musiał się postarać – Uśmiechnęła się i nagle poczuła jak Mike składa na jej policzku mały pocałunek. Odskoczyła na bok i nie zdradzając tego, że ona odczuła go inaczej niż on przegryzła nerwowo wargę, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego uśmiechnięta i usłyszała.
- Na razie to ma ci wystarczyć – Charakterystycznie uniósł swoje brwi do góry i po chwili jednak spojrzał w kartkę. Szybko złapał za telefon i przepisał z niej numer. Ręce trzęsły się mu tak, że kilkakrotnie musiał kasować pojedyncze cyferki, jednak po jakiejś chwili już miał ich cały poprawny szereg. Spojrzał zdenerwowany na kobietę.
- No dzwoń, nie mów mi, że teraz to odłożysz – Przewróciła oczami i wręcz wsunęła mu ten telefon do ręki – Bo ja zadzwonię – Zagroziła mu.
- Dobrze, dobrze – odpowiedział i ponownie wziął go do ręki. Przejechał po dotykowym ekranie i nacisnął przycisk. Trzymając telefon przy uchu spodziewał się różnych rzeczy, tego że jej rodzice się rozłączą, będą chcieli z nim rozmawiać o ich nieudanym związku, dowiedzieć się może gdzie jest ich córka. Nawet przez myśl przeszedł mu scenariusz gdzie to Jessica odbiera ten telefon. Jednak nie.
- Nikt nie odbiera – odparł po chwili.
- Zadzwoń jeszcze raz.
Jak mu powiedziała, tak zrobił. Przycisnął jeszcze raz obrazek zielonej słuchawki i przez kolejny pół minuty wsłuchiwał się w głuche dźwięki.
- No cholera, nie odbierają! – Wkurzony swoją naiwnością cisnął telefon w rękach i spojrzał na niego po raz kolejny. Nie, to nie miało tak wyglądać!
- Mike uspokój się – widząc zdenerwowanego Shinodę wzięła od niego komórkę i sama po raz kolejny zadzwoniła. Nic. Znowu nic.
- Zadzwoń potem, Mike, przecież muszą w końcu odebrać ten telefon!
- A jak się w ogóle nie dodzwonię?
- Nawet mnie nie denerwuj – rzuciła mu – Nie po to ryzykowałam wyrzuceniem z roboty bym teraz patrzyła jak ten numer się marnuje.
- A może źle przepisałaś? – Spytał coraz bardziej zdezorientowany.
- Nie – zaprzeczyła szybko – Sprawdzałam kilka razy, wszystko się zgadzało. Do tego czasu mogli zmienić numer, zgubić telefon albo po prostu zostawić gdzieś go na blacie gdzie jego sygnał jest wręcz niesłyszalny. Mike – zwróciła się do niego – Dodzwonisz się spokojnie, spróbuj ponownie tylko za kilka godzin.
Ten spojrzał na komórkę po raz ostatni i odłożył go na swoją kanapę. Przerzucił swój wzrok na kobietę i nie mając już żadnego pomysłu rzucił:
- Chcesz ze mną umyć gitarę?
- Nigdy nie myłam gitary – Zaśmiała się.
- Też bym nie mył, ale straszny mam do niej sentyment, a ostatnio przez przypadek czymś ją uwaliłem, sam nie wiem co to jest – przerwał i dodał – Szczerze mówiąc nawet nie chcę wiedzieć co to za dziadostwo – Zwrócił się do niej – To jak?
Ta uśmiechnęła się i szybko kiwnęła pozytywnie głową.

***

Emily siedziała w samotności przed dużym telewizorem. Oglądając jakieś filmy co chwilę patrzyła na godzinę, a dochodziła już dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Zdezorientowana i wkurzona, że po raz kolejny dała się tak wykiwać Chesterowi wzięła głęboki wdech i rozłożyła się na wygodnej sofie. Wzięła łyk piwa, które znalazła w lodówce nawet nie myśląc nad tym, że Chester zostawił je specjalnie dla siebie. Nie myślała nad tym, szczerze mówiąc nawet miała to daleko gdzieś.
Wzięła do ręki po raz kolejny pilot i zaczęła wpatrywać się w nagi sufit nad jego telewizorem. Nigdy nie miała czasu tak dokładnie ocenić jego salonu, a było o czym mówić. Duże ozdobne firany na dwóch wielkich oknach, donice z przeróżnymi roślinami, połowa z nich i tak potrzebowała według niej większej opieki od tej jaką miały, wielki dywan na którym wymieniali burzę pocałunków, wtedy jak to wszystko miało się skończyć, stolik na samym środku pomieszczenia na którym w tej chwili leżała sterta przeróżnych papierów, notatek i śmieci – tak w skrócie można określić to pomieszczenie.
Gdyby tylko Chazz tu był…
Przejechała dłonią po spoconym czole i położyła się na wygodnej sofie. Zamknęła oczy i ścisnęła dłonie.
Już kolejny raz kiedy Chester olewa ją dla Marlene. Przychodzi tu, prosi o zwykłą pomoc, a on jak głupek leci do niej, wiedząc że wcześniej obiecał coś swojej dziewczynie.
Nagle poczuła jakiś oddech nad sobą. Wzdrygnęła się i myśląc, że to jednak on otworzyła oczy. Nikogo nie zobaczyła.
Spojrzała przerażona w oddal, również nikogo nie było.
Czy to wyobraźnia płata jej figle?

***

- Rozumiem Marlene czego ty chcesz, ale nie oczekujesz zbyt dużo? – Spytał po chwili gdy wyszli razem z kina.
- Ty tylko godzisz się na moje warunki – Oznajmiła bez żadnych emocji – Równie dobrze możesz się ze mną nie spotykać, nikt ci nie każe. Nie zmuszam cię pod pretekstem, że cię zabiję…
- Szantażujesz mnie od dłuższego czasu – Podkreślił – Tymi głupimi zdjęciami, które trzymasz w swoim telefonie.
- Ja wiem, że po prostu jej nie kochasz – Stanęła na środku chodnika przed wielkim kinem i rzuciła – Ona cię ogranicza, nie widzisz tego? Zmieniłeś się przez nią, nie jesteś tym samem Chazzem co kiedyś. Kiedyś byś nawet bawił się do samego rana mając na wszystko wyjebane…
- Teraz też potrafię – odpowiedział jej szybko i stanął przed nią – A co się stało z dawną przyjaciółką Chestera, co? Tą przyjaciółką, która wspierała, a nie teraz rujnuje jego związek.
- Chyba się zakochała w niewłaściwym mężczyźnie – odparła po dłuższej chwili zastanowienia z głupim rumieńcem na policzkach. Wiedząc, że nic nie ugra swoimi słowami stanęła naprzeciw niego i rzuciła – Ona cię niszczy.
- Wiem doskonale co mnie niszczy, nie musisz mi wypominać co chwilę jaka jest Emily.
- Nie muszę, ale mogę. To moja opinia.
Nie mając już ochoty na zbędne pogaduszki z kobietą odszedł od niej kilka kroków i spojrzał na jej długi cień, spowodowany przez stojącą lampę uliczną.
- Co mam zrobić by to wszystko naprawić? – Spytał po raz kolejny – Nie mam pojęcia jak mam się od tego wszystkiego oderwać, jak oderwać się od tego co ty robisz.
- Po prostu spędzaj ze mną czas – uśmiechnęła się lekko – Mam tylko ciebie, nikogo więcej.
- A Mike, Dave, Brad i reszta? Oni się nie liczą?
- Przepraszam, że to w tej chwili powiem, ale nie tak bardzo jak ty – Odparła z wielkim bólem i dodała – Nie musisz mi wyznawać miłości, nie oczekuję tego byś się rzucił mi na kolana, po prostu bądź przy mnie jak jesteś przy niej. Pamiętasz jak spędzaliśmy ze sobą czas? Jak siedzieliśmy o wschodzie słońca przy tych barierkach na moim tarasie? Jak mój ojciec darł się na cały dom z pretensjami, że przyprowadzam pracę do domu? – Zaśmiała się – Potem jak spotykaliśmy się coraz częściej, jak utknęliśmy w tym cholernym korku w drodze do studia i jak wtedy śpiewaliśmy piosenki na cały głos na ulicy? Wtedy ludzie uznawali nas za wariatów, bo nie wiedzieli kim naprawdę jesteś. Jak przesiadywaliśmy do północy nad jedną linijką tekstu, byś na następny dzień mógł odpocząć od pracy? – przerwała i widząc jego zmieszaną minę dodała – Albo to jak rzucaliśmy się lodami w studio, jak pchnęłam cię na perkusję a ty zepsułeś bęben i miałeś przewalone od zespołu? Pamiętasz to Chazz, jak sporo przeszliśmy? Pamiętam te gorsze i te wspaniałe chwile, każde nasze potknięcie od początków mojej kariery jak i twojej. Czy to się nie liczy? Czy teraz przez Emily zapomnisz o starej przyjaciółce, która wyciągnęła cię z tego dołka w którym siedziałeś sporo czasu? – Nagle zmieniła ton – Nie Chazz. Bo zmieniłeś się, wydoroślałeś. Tak jak ja. Ale nie dojrzałeś jeszcze do końca pod jednym względem – pod względem miłości. Dla ciebie to był tylko seks prawda? – Spytała ze łzami w oczach – Zwykły, głupi seks. Tylko by zaliczyć pierwszą lepszą laskę, tak Chester? – Spytała retorycznie – Nie jestem pierwszą lepszą laską, nie jestem pieprzoną dmuchaną lalą, którą można wydymać dla widzi mi się! Ja też mam uczucia, to wszystko mnie boli. A wiesz co jest najgorsze? – Spytała z cieknącą łzą po jej policzku. Chester chciał coś zrobić, targały nim mieszane uczucia, ale nie potrafił podjąć się tego kroku – Że nie potrafię nic z tym zrobić.
Spojrzeli na siebie w ciszy. Ona z czerwonymi oczami pełnymi od łez, on z wypełniającą się frustracją. To wszystko przez niego, wszystko zaczęło się psuć od momentu gdy sprowadzili tu Marlene. Czy tak naprawdę Marlene i Emily to już zakończony rozdział w jego życiu? Nie potrafi spojrzeć w oczy ukochanej wiedząc, że jego wierność została przerwana, a nie może spojrzeć w oczy Marlene bo wie, cierpi. Wie że bolą ją wszystkie jego wyznania, jego zachowanie, próba zachowania normalności.
- Nie sprawię na siłę byś mnie pokochał – odparła po chwili zakłopotana. Popatrzyła na swoje stopy i rzuciła – Ale nie zostawiaj mnie samej w tym przebrzydłym świecie, ja cię nie zostawiłam – odparła kolejny raz i odwróciła się od niego.
- Marlene.. – Zaczął łapiąc za jej prawą dłoń. Ta jednak oderwała się od niego i rzuciła:
- Zostaw mnie – Widząc jej twarz wzdrygnął się. Przecież nie wydawało mu się, że ona potrafi się tak szybko rozklejać, kierowała się swoją twardością. Zawsze twierdziła, że poradzi sobie ze wszystkim, ale to chyba nie była prawda – Idź do niej, idź jej powiedz jaka jest piękna, pocałuj ją po raz kolejny i szepnij do ucha jak ją bardzo kochasz!
- Przestań.
- Nie! – oznajmiła – Bo teraz nie potrafisz tego zrobić bez głupich wyrzutów sumienia. Tak się nie robi, za swoje błędy się płaci, a teraz mnie zostaw.
Odepchnęła jego rękę i powędrowała w stronę drugiej uliczki. Czując na sobie jego wzrok nawet się nie odwróciła. Nagle zniknęła za rogiem.
Bennington stanął jak wryty. Nie liczyło się teraz nic, żadne jego uczucia, jego obowiązki, praca, nawet Emily. Liczyła tylko chęć by sobie w jakiś sposób ulżyć. Rani wszystkie osoby po kolei, a siebie na samym końcu. Pierwszy raz od kilku miesięcy chce mu się płakać, ma ochotę rzucić się na łóżko i jak wielki dzieciak popłakać się przy panującej samotności, której tak kiedyś nienawidził. A teraz? Teraz by wiele oddał by oddalić się od tego zepsutego świata i przez chwilę zapomnieć o tym kim jest. A kim jest?
Chesterem Benningtonem, dojrzałym mężczyzną. Wokalista jednego z największych zespołów rockowych w tych czasach. Jego cechy szczególne? Pieprzenie wszystkiego na czym mu zależy.
A może tak miało być? Może Emily do niego nie pasuje i Marlene ma rację?
Odciągnął te myśli i skierował się w stronę baru, wiedząc już jak spędzi tę noc.

***

Shinoda od dłuższego czasu kręcił się po swoim pokoju szukając odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie.
- Gdzie może być Jessica?
Spytał samego siebie po raz setny i ponownie złapał za telefon wykręcając numer do jej rodziców. Od pewnego czasu to samo, nikt nie odbiera. Próbował na wszystkie sposoby, dzwonił po północy, w środku nocy, rano. Ale teraz ma ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się w jakimś lesie.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie myśląc racjonalnie wyciągnął pierwszą lepszą walizkę i wpakował do niej kilka rzeczy. Otwierając szafę musiał spotkać się z wielką kupą niezłożonych ubrań, ale to go nie zraziło. Zaczął szukać kilku bluzek, jakiś spodni no i oczywiście bielizny. Nie zajęło mu to długo, spojrzał w dal swojego domu i upewniając się, że zrobił wszystko, zamknął szybko drzwi i pobiegł do swojego samochodu. Odpalił silnik i czując w sobie wielką adrenalinę pojechał prosto do domu swojej znajomej. Włączył na głos radio i skrzywiając się muzyką zaryzykował włączając jedną z położonych tu płyt. Tak, to była płyta Chestera. Uśmiechnął się kilka razy pod nosem i spojrzał jeszcze raz na telefon.
Nagle wysiadł z samochodu. Przekroczył kamienną ścieżkę i z wielką ekscytacją zadzwonił do drzwi. Nie musiał czekać długo.
- Cześć – Zaczęła Lisa i zachęciła go do tego by wszedł w jej progi.
- Zbieraj się, jedziemy do Waszyngtonu.
Rudowłosa stanęła jak wryta. Oceniła każdy jego ruch. Zauważając jego podekscytowany wyraz twarzy i uśmiech na ustach zrobiła zdezorientowaną minę i rzuciła:
- Co?
- Powiedziałem, że jedziemy. Lisa, pakuj swoje rzeczy w jakąś walizkę i wio!
- Mike, oszalałeś! Ja mam pracę, ja nie mogę sobie odpuścić kiedy chcę i zrobić urlopu na zawołanie – stanęła i nagle ją olśniło – Po co chcesz tam jechać? To daleko!
- Jej rodzice nie odbierają od kilku dni, a ja nie mam ochoty czekać. Jedziemy do nich.
- Mike… - Zaczęła po raz kolejny zrezygnowana.
- Dobra – przerwał jej – Siedzimy w tym oboje, ale walizki mogę ci ja spakować księżniczko – Odparł i udał się do jej sypialni.
- Ty jesteś stuknięty! – Wrzasnęła i pobiegła za nim.
- Wiesz, nie na tyle by grzebać w cudzych archiwach złotko – Zaśmiał się i zauważył jak Lisa stanęła naprzeciw niego. Ze zdenerwowaną miną tupnęła charakterystycznie nogą i rzuciła:
- Sam mi kazałeś brać ten głupi numer do którego nie możesz się teraz dodzwonić, więc to nie moja wina panie Shinodo!
Machnął ręką na jej słowa i przedostał się do dużego pomieszczenia.
- Nie ruszaj niczego! – Wrzasnęła – Zadzwonię do szpitala i spytam się czy bym mogła wziąć kilka dni wolnego.
Uśmiechnął się w duchu i wyprostował. Spojrzał na jej rzucony cień i usiadł na wygodnym łóżku. Widząc jak Lisa kłóci się ze swoim szefem wzdrygnął się kilka razy, ale nic nie powiedział. Oglądnął jej sypialnie. To nie było jakieś duże pomieszczenie, lecz czarowało tak samo jak jej reszta domu. Idealnie ozdobione ściany wielkim czarnym wzorem, które Shinodzie bardzo się spodobały. To był kwiat? Drzewo? Sam nie wie.
Nagle zobaczył jej wściekłą minę.
- Jakbym się nie zakradła do tego głupiego pomieszczenia nie wrzeszczałby tak bardzo jak teraz – Zaczęła zdenerwowana i wyciągnęła walizkę. Wpakowała do niej kilka rzeczy i czując na sobie wzrok towarzysza odwróciła się w jego stronę – Potraktuję to jako wycieczkę krajoznawczą na którą ty mnie zapraszasz, a ja się dobrowolnie zgadzam, okey? – Spytała zdenerwowana.
- Jak dla mnie może być – Zaśmiał się po chwili.

***

Trzask zamykanych drzwi rozniósł się po całym domu. Właściciel rzucił gdzieś buty w kąt pomieszczenia i stanął w progu swojego salonu. Nie widząc nic niestosownego walnął na dużą kanapę i zamknął oczy wypuszczając strużkę powietrza przez prawie zaciśnięte usta. Czując na sobie wielką presję poczuł się jak… w wiezieniu? Sam nie wie czy to było więzienie, ale na to wyglądało. Nie mógł wykonywać spokojnie ruchów, świadomość każdego zranionego serca wręcz wrzynała mu się umysł, a łzy same cisnęły się do oczu.
- Dlaczego nie wróciłeś na noc? – Spytała poważnie jego współlokatorka. Stojąc w progu do kuchni nie powiedziała nic więcej tylko czekała na odpowiedź z jego strony.
- Myślałem, że jesteś w pracy – Zaskoczony jej usłyszanym głosem położył się ponownie na kanapie.
- Dostałam wolne – Odparła – Ale nie o to pytałam Chazz. Odpowiesz mi?
- Szwendałem się tu i tam, nic ciekawego – odpowiedział jej i odwrócił się w jej stronę. Widząc jej zrezygnowaną minę poczuł jak serce rozwala się na milion kawałeczków, których nie może pozbierać i których pewnie nikt inny nie pozbiera.
- Sam, po nocy? – Spytała – Marlene z tobą była?
- A co? – Spytał po chwili co chwilę zerkając na jej wyraz twarzy.
- Tylko pytam, odpowiesz mi?
- Nie, byłem sam.
Nie chcąc już dłużej naciskać na to by cokolwiek powiedział o swojej nocy poszła do kuchni i wzięła do ręki jedno jabłko. Ugryzła je i spojrzała na swoje paznokcie. Wściekła na jego obojętność i zachowanie weszła ponownie do salonu.
- Obiecywałeś mi… - wycedziła przez zęby. Stojąc przed nim przyjrzała się jego twarzy i ponownie rzuciła – Obiecałeś, że coś z tym zrobisz. Kolejne dni, a ty się zamykasz i wymykasz z domu by spotkać się z Marlene. Kolejny raz powiedziałeś mi, że spędzimy ze sobą czas, ale to i tak nie ma sensu, bo ważniejsza jest ona – odparła bez namysłu dając mu chwilę na zastanowienie – Ja już nie mam siły Chester.
Tkwiąc w kropce przyjrzał się jej i odpowiedział:
- Zmienię to.
- Do jasnej cholery przestać pierdolić, że coś zmienisz! – Krzyknęła zdenerwowana – Co mi z twoich słów? Poprawią nasze relacje?! – Zrobiła przerwę i wiedząc, że zaraz może wybuchnąć dodała – Jesteś dziecinny Chester, nic więcej, a ja już nie wiem co mam robić.
Wywrócił oczami i czując wielką irytację spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. Przeszukując wszystkie zakątki swojego umysłu spróbował coś wymyślić na poprawę ich sytuacji.
- Dzisiaj mam czas dla ciebie – odparł, nie myśląc o tym czy Marlene znowu coś może wykombinować. Stawiał na przypadek, zresztą nie sądził, żeby po ich wczorajszej kłótni coś się zmieniło – Możemy gdzieś wyjść razem, co powiesz o kinie? Wydali nowy film, jest całkiem ciekawy – „No tak idioto, przecież wczoraj oglądałeś go razem ze swoją znajomą.” zakpił w myśli.
- Wiesz Chester, ale ja dzisiaj nie mam czasu dla ciebie – uśmiechnęła się sztucznie i odwróciła na pięcie. Złapała za leżącą gazetę i położyła ją na stole – Spotykam się dzisiaj z Tiffany, wiesz, nie sądziłam że odpuścisz nagłe spotkanie ze swoją znajomą.
- Przestań być złośliwa!
- Przestań być taki obojętny! Rozumiem, to twoja koleżanka, okey – zrobiła przerwę i patrząc na jego świecące oczy dodała – Ale ileż można? Co chwilę cię gdzieś wyciąga, a ty nie powiesz „nie” chociaż wiesz, że dzień czy wieczór masz zajęty. Nic się tu nie układa w całość, po co to robisz? – Spytała po chwili – To taka jakby zemsta za coś czego nie zrobiłam? Zbywasz mnie z uśmiechem na ustach…
- Nie Emily – Przerwał jej wkurzony – Gdy od ciebie odchodzę nie cieszę się z tego.
- To po jasną cholerę idziesz do niej?
- Pomagam jej – odparł – A zresztą znasz prawdę.
- Nie sądzę bym ją znała – rzuciła bez namysłu i skrzyżowała dłonie – Ale okey, rób co chcesz. Moje walizki mogą być nawet i jutro spakowane, bo ja tego już nie wytrzymuję. Tak sobie wyobrażałeś naszą przyszłość? – Spytała po chwili siedzącego mężczyznę – Bo ja nie.
- Nie będzie tak wyglądać – oznajmił wkurzony.
- Z twoim zachowaniem na pewno.
Słysząc jej zarzut spojrzał na jej twarz i zdenerwowany jej poruszeniem położył dłonie na kanapie. Ocenił powoli każdy jej kawałek i usłyszał trzask drzwi. Tak jak się spodziewał, zostawiła go po tym jak on zostawił ją.
Walnął pięścią w stół i głośno krzyknął. Mając nadzieję, że Emily tego nie usłyszała wzdrygnął się i spojrzał na swoją rękę. Nie czując bólu po raz kolejny obalił się o kanapę i spojrzał w sufit.
W tym momencie jego telefon zawibrował. Wkurzony na cały świat rzucił go gdzieś w kąt i znowu został w bezruchu nie przejmując się natarczywym dźwiękiem.

***

- Nie odbiera – rzucił wkurzony i podał telefon swojej towarzyszce. Lisa odłożyła go obok i patrząc na rozścielającą się drogę rzuciła:
- Ty jednak masz pecha z tymi telefonami.
Wywrócił oczami i złapał mocniej za kierownicę.
- Nie lepiej było lecieć samolotem? Byłoby szybciej, a tak to smażymy się w twoim aucie – złapała dużo powietrza i dodała – Jak dobrze, że przynajmniej masz tę klimatyzację…
- Wolę mieć samochód, bo nie wiem dokładnie gdzie oni mieszkają.
- To jak ty to chcesz zrobić? – Spytała po chwili.
- Będziemy pytać ludzi, jeździć po mieście. Coś wykombinujemy.
- Waszyngton jest wielki to się nam nie uda.
- Mniej więcej wiem gdzie to jest, ale dokładnie nie pamiętam punktu. To nam ułatwi – Odwrócił się do niej i zaczął – Jak ją znajdę to będę spełniony…
- Mike do cholery patrz na drogę! – Wrzasnęła do niego jak zauważyła że na ich drodze pojawił się mały zając. Ten złapał szybko za kierownicę. Całe auto się zatrzęsło i rzuciło obecne tu osoby na lewą stronę. Zaczął się głośno śmiać, mimo tego, że kobieta czuła co innego.
- Nie dość, że wariat to jeszcze drogowy – powiedziała – Zabijemy się przez ciebie!
- Nie marudź, wiem co robię – rzucił i z wielkim uśmiechem na ustach skręcił w prawą uliczkę.

***

Wzięła do ust kolejny drink i z uśmiechem na ustach spojrzała w stronę swojej towarzyszki. Tkwiąc obok tylu ludzi uśmiechnęła się w duchu gdyż mogła tutaj odpocząć i zapomnieć o tym co się od pewnego czasu dzieje. To jest trudna decyzja, ale jeśli sytuacja przez najbliższe dni się nie poprawi po prostu się wyprowadzi, tylko dlatego by uświadomić mu to wszystko co robi. Upiła łyk alkoholu i położyła go na blacie. Nagle kogoś zobaczyła.
Wkurzona odwróciła się i bojąc się, że jednak mężczyzna ujrzał ją w tłumie przegryzła nerwowo wargę. Przeszła pod drugi kąt pomieszczenia i oparła się o ścianę tym samym tracąc orientację gdzie może być Tiffany. Nie przejmując się tym zbytnio spojrzała w drogą stronę i nagle usłyszała:
- Uciekałaś przede mną czy jednak biegłaś do ubikacji? – Spytał ze śmiechem na ustach – Sądzę jednak że to pierwsze. Nie gryzę, naprawdę.
- Człowieku, przyszedłeś tu specjalnie czy to zwykły przypadek?
- Jestem mężczyzną, który też chodzi na imprezy, a śledzić mi się ciebie nie chce dwadzieścia cztery godziny na dobę, uwierz mi – Tod puścił do niej oczko i stanął naprzeciw niej. Oceniając każdy kawałek jej ciała podniósł jedną brew do góry, a ta zaintrygowana jego wyrazem twarzy spojrzała na niego pytająco – Pięknie dziś wyglądasz, wiesz o tym?
Zaskoczona jego stwierdzeniem oparła się o ścianę i dodała:
- Flirtujesz ze mną?
- Może… - Zaczął.
- Wiesz, że jestem w związku prawda? – Spytała, a ten wywrócił oczami jakby to miało brzmieć „Do czasu”.
- Po prostu przyjmij to jako komplement, a nie jako flirt.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję.
- Mogę się ciebie coś spytać co mnie intryguję? – Spytała po chwili, a ten złapał za jej rękę. Zaskoczona jego zagraniem odsunęła ją od siebie, a ten sprostował:
- Chodź gdzieś usiądziemy, bo nie ma sensu tyle czasu tu stać.
Wzruszyła ramionami i powędrowała za nim.
- A więc? – Spytała siedząc naprzeciw niego.
- Pytaj – Rzucił bez namysłu.
- Jak ty to robisz, że tak śledzisz ludzi? – Spytała po chwili – To absurdalne, że teraz siedzę normalnie z tobą z myślą, że sporo o mnie wiesz, a ja o tobie nic. To jest twoje hobby, pasja…?
- Praca – Zaśmiał się – Pośledzić ci kogoś?
Spojrzała na niego zaskoczona:
- Praca?
- Zdziwiona? – Spytał – No co jak co, ale jakbym śledził dla przyjemności to raczej nie zwróciłbym na ciebie uwagi, nie jesteś aż tak bardzo interesująca jak ci się wydaje.
Ruszona jego uwagą zrobiła wkurzoną minę, lecz po chwili ją zmieniła:
- Jeśli nie jestem tak interesująca to może powiesz mi kto się tak mną interesuje?
Będąc w wielkiej kropce rzucił:
- Nie mogę tego powiedzieć.
- Owszem, możesz…
- Nie mogę.
- Chcę wiedzieć.
- Ale jak powiem za dużo to będę miał problemy.
- Jak na razie to ja je mam więc się uspokój – rzuciła – Co znaczą te listy?
- Które?
- Te co mi je podkładasz.
- Nie mam pojęcia.
- Jak to nie masz pojęcia? – Spytała zaskoczona.
- Tak jakoś – wzruszył ramionami – Nie jestem w to tak wplątany jak inni, ja tylko sprawdzam informacje, podrzucam liściki i jestem na zawołanie.
- Kogo?
- Wybacz zostawię to w tajemnicy.
- Mojego ojca? – Spytała po chwili kładąc łokcie na dużym stole. Spojrzała na niego ukradkiem i ponownie rzuciła – Mów!
- Nie bądź taka agresywna… - zaśmiał się – Być może, jesteś bardzo blisko. Ale nie przyszedłem tu rozmawiać o mojej pracy i o tym co się dzieje. Chcę o tym zapomnieć, pewnie ty też – Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami – Emily, odpręż się, widzę, że coś cię gryzie.
Nie odpowiedziała mu nic tylko odwróciła swój wzrok i wsłuchując się w donośną muzykę wzięła głęboki wdech po czym szybko wypuściła szybko powietrze z ust. Widząc jego wzrok na sobie spojrzała na niego pytająco.
- Zatańczysz prawda? – Spytał stając obok niej. Podał jej uprzejmie rękę i czekał na jej reakcję. Nie wiedział czego się spodziewać, ale w tej chwili ten czarujący uśmiech sprawił, że Emily wstała i myśląc że jednak źle robi wyszła z nim na sam środek sali. Poprawiła kawałek sukienki i złapała za jego ramiona. Zaklęła w duchu, że tkwi tutaj z niewłaściwą osobą, ale… Ale coś było w nim takiego innego, urzekającego? Irytujący, chamski i złośliwy, a jednak potrafiła z nim normalnie rozmawiać. To było coś niesamowitego.
Nagle mężczyzna obrócił kobietę i usłyszał jej głośny śmiech. Nie spodziewając się takiego zagrania złapała się mocniej za jego ręce słysząc jego słowa:
- Musisz przewidywać ruchy – Zaśmiał się – Wiesz przecież, że to mężczyzna prowadzi w tańcu…
Wywróciła oczami, a ten to widząc przysunął ją do siebie bliżej. Czując jego ręce na swoich biodrach spróbowała to zignorować, ale nie potrafiła. Po prostu wiedziała, że to w tej chwili może o wszystkim zapomnieć.

Po trzydziestu minutach wspólnego rozmawiania i tańczenia kobieta zamówiła jeszcze jednego drinka. Dochodziła północ, a sama nie miała ochoty odpuszczać takiej zabawy. Popatrzyła ukradkiem na siedzące obok osoby i nagle poczuła jak ktoś na nią wpada. Odwróciła się i zobaczyła ponownie kogoś kogo nie powinna tu widzieć.
- Cześć – kobieta rzuciła jej gniewne spojrzenie i nie chcąc się kłócić z Emily zmieniła ton na milszy. A może to alkohol to spowodował? – Co tam u ciebie złotko?
Brunetka popatrzyła jeszcze raz na kobietę i zauważyła jak jej przyjaciółka od tak długiego czasu uległa metamorfozie.
- Wszystko w porządku – odpowiedziała jej chcąc uniknąć większej konfrontacji.
- Słyszałam – Zaśmiała się – Masz życie jak w Madrycie – odpowiedziała – Jakbyś narzekała to nawet to by był grzech…
Nie chcąc sobie zawracać głowy głupimi uwagami Suzanne spojrzała na nią i mając ochotę wyjść usłyszała:
- Widziałam cię z jakimś innym przystojniakiem – Zaśmiała się – Spotykasz się z kimś na boku?
- Możesz ze mnie zejść? – Spytała wkurzona – Nie przyszłam tu słuchać twoich uwag.
Czując od niej spore ilości alkoholu skrzywiła się. Z tego nie może nie wyjść kłótnia.
- Chciałam tylko pogadać – Zaśmiała się – Emily no! Nie tchórz jak kilka lat temu – Zatrzymała się – Jejku, jak to dawno było…
- Możemy do tego nie wracać? – Spytała bardziej wkręcając się w tę dyskusję.
- Zawsze zastanawiało mnie to jak to jest pieprzyć chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki – rzuciła jej.
Słysząc jej zarzut ze zdenerwowaniem rzuciła:
- Sama wiesz jak było kretynko, więc dlaczego przekręcasz to całe zdarzenie?
- Bo cię pieprzył! – Zaśmiała się histerycznie – Ojej, zabolało serduszko? Mnie w ogóle nie bolało…
- Nadal nie możesz sobie przyjąć do wiadomości tego, że tak naprawdę ta cała sytuacja tak nie wyglądała? – Spytała – Ale okey, powiem to jeszcze raz – Zatrzymała się i krzyknęła – Twój chłopak był zwykłym kretynem i podrywaczem, leciał na wszystkie laski w klubie, a ty i tak widziałaś tylko we mnie rywalkę. Jakbym ci go chciała zabrać! I co? Przystawiał się do mnie, ale nic nie zaszło. Resztę znasz sama, więc nie mam pojęcia dlaczego to rozgrzebujesz.
Tak, to było kilka lat temu. Spokojna impreza na obrzeżach miasta, paczka przyjaciół, a w tym dwie najbardziej oddane przyjaciółki – Suzanne i Emily. Były jak siostry, dorastały obok siebie, wymieniały się ubraniami, spostrzeżeniami, plotkami… Obydwie mogły na siebie zawsze liczyć, ale tak nie zostało do końca. Przez dłuższy czas serce Suzanne należało do jednego z największych podrywaczy w tym mieście, nie zrażona tym faktem szybko zakochała się w chłopaku i później zaczęli mieć się ku sobie, ale tylko w złudzeniach. Emily widziała wszystko, odpychała ją od chłopaka gdyż kilka razy widziała jego głupie występki, ale i tak zawsze wychodziło, że jest po prostu zazdrosna.
Tego wieczoru układało się wszystko po ich myśli, ale do czasu gdy Emily wyszła na zewnątrz. To wtedy przybiegł za nią chłopak Suzanne. Pamięta tylko tyle, że rozmawiali przez dłuższy czas, aż w końcu się pocałowali. Nie przejmując się całym tym tłumem dali się ponieść emocjom.
- To on się na mnie rzucił – oznajmiła jej ze złością – Ale tobie i tak nic nie przegada!
„Była dla mnie za plastikowa…” – te słowa brzmią w jej głowie gdy wróci właśnie do tego zdarzenia. To były słowa na to dlaczego odsuwa się tak od swojej dziewczyny.
- Wiem jak było – Wrzasnęła przybliżając się do kobiety – A teraz co? Widzę, że radzisz sobie doskonale, masz wszystko czego chcesz, gazety o tobie piszą, chodzisz ze znaną osobą. Życie jak w raju! – Krzyknęła – Ale zdzira zawsze pozostanie zdzirą.
Ruszona jej słowami złapała za jej bluzkę:
- Odwołaj to co powiedziałaś!
- Zdzira zawsze pozostanie zdzirą! – Wrzasnęła ze śmiechem – To powinno być twoim mottem! Piękne słowa opisujące ciebie – Czując jak kobieta bardziej szarpie za jej materiał wrzasnęła – Bennington to zwykły kretyn, pewnie pieprzy cię dzień i noc, a ty się mu dajesz… - Zaśmiała się – Tylko to potrafisz robić, być dziwką. Bierze od ciebie pieniądze za spełnione zachcianki?
Kobieta nie wytrzymała. Z całej siły pchnęła Suzanne w tył, a ta spadła na wielkie krzesło. Poobijana wstała szybko i także pchnęła swoją byłą przyjaciółką. Tłum się poruszył. Spojrzał w sam środek sali i lekko się odsunął, tak jakby to ich nie dotyczyło.
Nagle Suzanne złapała mocno za włosy Emily, wydobywając z jej ust głośny krzyk bólu. Spojrzała na nią i z całej siły walnęła ręką w jej twarz, sama od niej dostając z pięści. Spadła na zimną posadzkę. Położyła dłoń na tył swojej głowy i poczuła coś lepkiego.
- Proszę stąd wyjść! – Wrzasnęła jedna, a później druga osoba. Nic do niej nie docierało. Spojrzała jeszcze raz na te twarze, żadna nie wydawała się być znajoma, żadnej nie znała…
- Słyszałyście? – krzyknął.
- Poczekajcie – Chciał uspokoić go jeden ze znanych głosów Emily. Stanął naprzeciw niego i dodał:
- My się już wynosimy, przepraszam za koleżankę, ona ma cos z głową. Rzuca się na wszystkich – zaśmiał się patrząc na leżącą Emily – Ma papiery na swoją głupotę, jest usprawiedliwiona.
Ten spojrzał na niego jak na idiotę i nic więcej nie powiedział.
Tod pomógł wstać kobiecie, a ta patrząc w jego oczy widziała rezygnację.
- Zawsze odpierdalasz takie rzeczy jak jesteś na imprezach? – spytał gdy byli już na zewnątrz.
- Zdenerwowała mnie – rzuciła.
- Czyli rozumiem, że nie można cię denerwować tak? – Spytał – Wsiadaj zawiozę cię do domu.
- Nie do mojego domu – poprawiła go sycząc z bólu.
- Tak wiem, do tego Benningtona – rzucił wkurzony i słysząc jak jęczy z bólu dodał – Gdybyś nie była taka porywcza nic by ci się nie stało… - spojrzał na nią i widząc podbite oko kobiety przyjrzał się jemu bardziej. Później spytał całkiem poważnie – Coś jeszcze cię boli? Mogę cię zawieść do szpitala czy coś…
- Nie – rzuciła ponownie łapiąc się za głowę.

***

Nie chcąc budzić swojego lokatora szybko zdjęła buty i udała się do salonu. Zaświeciła światło i nagle przez głowę przeszła jej myśl, że tak naprawdę Chestera nie ma w domu. Jak zwykle.
Usiadła na kanapie i starła z tyłu głowy nadal lekko cieknącą krew. Głowa tak bardzo dawała się we znaki, że za każdym biciem serca ona bolała jeszcze bardziej uporczywie. Syknęła po raz kolejny z bólu i podłożyła jakąś ścierkę za tył głowy ścierając z niech resztki zaschniętej krwi.
Wstała i udając się do łazienki potknęła się o leżącą butelkę. Przeklęła głośno, ale uświadamiając sobie że być może nie jest sama szybko poszła w stronę schodów.
- Gdzie byłaś? – Spytał się po chwili Bennington widząc jej sylwetkę. Ta nie mając ochoty odpowiadać na jego pytanie odwróciła do w  jego stronę. To wtedy zauważył jej wielki siniec pod okiem.
- Kochanie, co ci się stało? – Spytał przerażony podchodząc do niej. Złapał za jej ramię i dokładnie przyjrzał się wielkiej śliwce pod okiem – Kto ci to zrobił?
- Nikt – odparła po chwili chcąc przedostać się do następnego pomieszczenia.
- Jak to nikt? Przecież sama sobie tego nie zrobiłaś – Zauważył i dotknął jej ręki. Cała drżała, ale Emily tego nie czuła. Chciała po prostu z całej siły walnąć o podłogę i zapomnieć o tym co się stało – Gdzie byłaś?
- Proszę cię, nie wypytuj mnie i idź spać – odparła do niego nadal będąc na niego zła.
- Żartujesz chyba – odparł – Ktoś cię pobił?
- Chyba zdenerwował – rzuciła bez namysłu i spojrzała na jego stopy.
- Jak to zdenerwował? – Spytał – Pobiłaś się z kimś?
- Chester odejdź – oznajmiła – Mogę zostać sama?
- W takim stanie?
- W jakim stanie? Mam tylko stłuczoną głowę i podbite oko, nic więcej.
Ten złapał za jej rękę i zaprowadził do sypialni. Ona nie mając siły się jemu opierać usiadła w wygodnym fotelu i zobaczyła go nad sobą.
- Jak dobrze, że sam byłem w podobnej sytuacji kilka lat temu i wiem co robić – Uśmiechnął się sztucznie i złapał delikatnie za jej głowę. Ona syknęła z bólu i złapała się mocniej za jego ramię. Myśląc, że to coś innego odsunęła szybko swoją dłoń, a ten rzucił:
- Możesz ściskać, spokojnie – odpowiedział jej i szybko zadał pytanie – Z kim się pobiłaś?
- To aż taka sensacja? – Spytała – Nie chcę o tym rozmawiać, naprawdę…
Sensacja. Emily pobiła się z jakimś gościem. To brzmiało tak śmiesznie i absurdalnie, że sam Bennington nie mógł tego pojąć. Spojrzał na nią i odstawił na bok bandaże. Widząc jak kieruje się do drzwi szybko złapał za jej rękę.
- A ty gdzie? – Spytał – Nie puszczę cię w takim stanie do salonu.
- Nie przesadzaj – Powiedziała ze śmiechem i zachwiała się opierając się o ścianę. Ten wywrócił oczami i przysunął ją do siebie. Położył ją na wielkim łóżku i spojrzał na nią z góry.
- No wiesz, dzisiaj musisz zapomnieć o naszych sprzeczkach i choć na chwilę myśleć racjonalnie – oznajmił jej – Zostajesz tutaj i nawet nie waż się iść gdziekolwiek indziej.

***

Lisa ze śmiechem na ustach złapała jego ramię i szybko przeszła przez furtkę nie ich domu. Tkwiąc przed posiadłością rodziców Jessici zdumieli się, a Shinoda jeszcze raz spojrzał na adres.
- Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tę babkę – rzuciła i szybko podeszła pod drzwi. Ten jednak odsunął rękę, ale po chwili czując jaka duża presja nad nich ciąży zadzwonił do ich drzwi. Czy teraz zobaczy Jessicę? Układa w swoich myślach wiele scenariuszy ich spotkania.
Nagle otworzyła jej matka. Ubrana w spódnicę do połowy ud i bluzkę z dekoltem wręcz niemal przypominała jego dawną dziewczynę.
- Dzień dobry – Uśmiechnął się w jej stronę serdecznie i wyczuwając, że ona go rozpoznaje rzucił dla pewności – Pamięta mnie pani? Mike Shinoda…
- A pamiętam – przerwała mu patrząc na kobietę obok niego. Z pogardą oceniła każdy kawałek jej ciała oraz ubrania i usłyszała:
- Czy zastałem Jessicę?
- Nie – rzuciła.
- A wie pani gdzie ona może być? – Spytał.
- Proszę stąd wyjść – wycedziła przez zęby. Zaskoczony jej zachowaniem odskoczył na bok i zdezorientowany spojrzał w jej oczy – Mało panu kłopotów? Proszę stąd i wyjść i się nigdy więcej nie pokazywać!
- Nie rozumiem – odpowiedział.
- To przez pana moja córka tak cierpi! – Wrzasnęła – Tak bardzo chciała tego dziecka!
- Ta sprawa się już wyjaśniła – wtrąciła się Lisa.
- Proszę stąd wyjść…
- To nie tak było, niech pani mi tylko powie… - nie zdążył dokończyć gdyż kobieta zamknęła mu drzwi tuż przed samym nosem. Tupnął porządnie i cicho rzucił wyzwiskami w jej stronę.
- Nie denerwuj się tak – oznajmiła – Przecież widzisz, że rozumek jest u nich rodzinny.
- Ona tam jest! – Wrzasnął i odszedł od schodów. Popatrzył w pierwsze lepsze okno i wrzasnął – Jessica wyłaź z tego domu!
Nagle ponownie drzwi się otworzyły.
- Bo wezwę policję – oznajmiła bez skrupułów i ponownie zniknęła za drzwiami.
Shinoda spojrzał na dom jeszcze raz i odwrócił się w stronę Lisy. Zdezorientowana wzruszyła ramionami.
- Złapiemy ją, zobaczysz… - Oznajmiła choć tak naprawdę na końcu języka tkwiły słowa „I właśnie tego chciałeś, Mike?”. 



No i kolejny. Powiem wam, że w tamtym tygodniu wpadł mi niezły pomysł na nowego bloga więc to już jest pewne, że będę was zanudzać jeszcze kolejnym opowiadaniem jak skończę to.
Powiem wam, że może w tym tygodniu ruszę tyłek i napiszę coś szybciej, tam czy owak będzie mnie teraz więcej w domu więc postaram się tego czasu nie zmarnować :)

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział XLVI



Cisza od dłuższego czasu okalała całe to pomieszczenie. Jedynie oddech i pojedyncze pomruki pod nosem ją zakłócały, ale nie w taki sposób by osoba obok zwróciła na to uwagę. Chester popatrzył na kobietę spod swojego komputera i mając już w głowie koncepcję jak zacząć tę rozmowę zwątpił. Zapatrzony nadal w monitor ukradkiem obserwował każdy ruch swojej dziewczyny. W tej chwili wyciągała coś z szafki, chyba bluzkę. Przyjrzał się bardziej. Tak, to jedna z ulubionych bluzek Emily, tego jest pewny. Nagle zobaczył jak odwraca się w jego stronę. Odsunął swój wzrok udając, że ciągle robił coś innego.
- Wrócę później – rzuciła bez emocji i zniknęła za drzwiami. Wkurzony swoim i jej zachowaniem spojrzał na swoje dłonie, a później na jej walizkę. Kolejna samotna noc od czasu jej przyjazdu. Myślał, że to wszystko się naprawi, jakoś zmieni swój bieg, ale w tej chwili jest to niemożliwe.
Wstał z łóżka na którym spędził noc sam ze sobą i spojrzał za okno. Widząc jak kobieta nerwowo łapie za klamkę od jego furtki wzdrygnął się, nic więcej. Uśmiechnął się pod nosem, ale przestał uświadamiając sobie, że to tak naprawdę jego wina. To przez niego tkwią w takiej sytuacji, gdzie jakiekolwiek wypowiedziane słowo ma wyraz urażonej dumy jednego z nich. Gdzie każde słowo i czyn wywołuje ból, gdzie to wszystko jest takie puste.
A ta pustka już zaczyna i przerażać ich oboje.                                                                                  

***

Trzymając za rękę wielką torbę zakupami skręciła w drugą uliczkę. Uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki i zaczęła:
- Fajnie, że znalazłaś dla mnie czas.
Emily idąc ramię w ramię obok niej odwzajemniła uśmiech.
- Aż tak zajęta nie jestem, uwierz mi – Zaśmiała się cicho i bez emocji postawiła kolejny krok w stronę sklepu z ubraniami - Co chcesz jeszcze kupić?
Tiffany słysząc jej pytanie wzruszyła ramionami i weszła do kolejnego sklepu. Wiedząc, że mogą tu spędzić kolejne pół godziny przy odnajdywaniu bluzki, której i tak nie kupią podeszły pod wielkie stoiska. Zaczęły oglądać je ze wszystkich stron, lecz ani jedna się nie odezwała.
- Co ty taka cicha? – Spytała się po chwili Tiffany. Emily odwróciła wzrok i spojrzała w stronę kobiety. Ta nieśmiało się uśmiechnęła i bez przekonania rzuciła:
- Nie jestem cicha…
- Jesteś – przerwała jej przyjaciółka – I nawet nie zaprzeczaj, kiedyś byś chodziła ze mną i doradzała we wszystkim, a teraz mam wrażenie, ze jesteś tu z przymusu…
- Ej, nie przesadzaj – odparła – Dobrze mnie znasz, jakbym miała być tu z przymusu to wiesz że w ogóle bym nie przyszła, więc się mylisz. Po prostu nie mam koncepcji na zakupy, jestem trochę zmęczona i marzy mi się chłodna kąpiel. Nic więcej.
No tak. Na dworze panowała temperatura zbliżona do 35 stopni, na niebie ani jednej chmurki, a skwar jaki panował na zewnątrz potrafił wykończyć każdą żywą istotę. Czując na sobie krople potu starła je bluzką i przetarła ręką twarz.
- Dobrze, dobrze… - Zaśmiała się widząc stan swojej towarzyszki – Możemy się już wynosić, zaraz mi tu zemdlejesz.
- Nie zemdleję – Odpowiedziała jej – Kupujesz coś?
- Nic mi się nie podoba – Tiffany odwróciła się na pięcie i znacząco stanęła przed drzwiami by spokojnie poczekać na wychodzącą kobietę. Ta złapała za swoje zakupy i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Mogłybyśmy wybrać się na jakąś plażę czy coś…
Emily słysząc jej propozycję skinęła głową, ale nic nie odpowiedziała. Dopiero krzyk podniecenia obudził ją z transu.
- Patrz jakie piękne! – Krzyknęła z uśmiechem pokazując na manekiny za szybą. Na każdych zawieszone były różne suknie ślubne, od tych długich, po krótkie. Stanęła jak wryta przed szybą i spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
- Możemy wejść – Uśmiechnęła się i złapała ją za rękę. Stanęły przed jednym z nich i oceniły każdy detal na sukience.
- Za krótka… - Oznajmiła.
- Lubisz krótkie ubrania – Zauważyła Emily.
- Ale nie suknie ślubne. Uwielbiam je, ale jak to ma być ślub, to niech to wygląda jak ślub, a nie typowa impreza rodzinna – popatrzyła w drugą stronę – O! Ta jest piękna! – Obeszła ją dookoła i widząc cenę sukni rzuciła szybko – A jednak nie.
Emily zaśmiała się głośno i podeszła pod kolejną kreację. Dotknęła jej i uśmiechnęła się w duchu.
- Zobacz tę – Zachęciła przyjaciółkę, a ta szybko znalazła się obok jej ramienia.
- Za duże wcięcie w dekolcie – oznajmiła – Moim zdaniem sukienka bez ramiączek do mnie zbytnio nie pasuje.
- Pasuje – Oznajmiła szczerze i przyjrzała się jej bardziej. Atłasowa wstążka, która opasała dół sukienki, mieniące się na górze cyrkonie i krój sukienki – to wszystko intrygowało brunetkę. Jeszcze raz obeszła ją wokół i rzuciła:
- A może jednak?
- Nie ma mowy, jeśli mówimy o jakichkolwiek sukienkach ślubnych to takich z przynajmniej jednym zakrytym ramieniem i długim dołem. Innych mi nawet nie pokazuj.
Wywróciła oczami i odeszła od niej. Wpatrując się w kolejne suknie uświadomiła sobie, że za każdym razem tworzy obraz własnej ja. Jej umysł podaje jej jak na tacy wygląd tej sukienki na jej ciele dodając przy tym małe detale. Spojrzała na towarzyszkę. Widząc podekscytowaną kobietę wzdrygnęła się na myśl tego, że jednak Joe może to wszystko spieprzyć. Nie raz słyszała od chłopaków z zespołu myśl jaką trzymał w sobie Hahn, czy ona kiedyś wyjdzie na jaw?
Nagle usłyszała wołanie Tiffany. Popatrzyła w prawą stronę i zauważyła jak kobieta trzyma w rękach jedną z sukienek. Uśmiechnięta od ucha do ucha spojrzała na nią jeszcze raz i jeszcze raz…
- Kupujesz? – Spytała zdziwiona.
- Oszalałaś? Chcę ją przymierzyć.
- Kiedy macie datę ślubu? – Spytała po chwili.
- Szczerze? – Zatrzymała się – Nie wiem. Jeszcze tego nie ustaliliśmy.
Zdezorientowana kobieta podążyła za jej krokiem. Wiedząc, że to co robi jest głupotą nie odezwała się ani słowem. Pognała za nią i weszła do wielkiej przymierzalni. Widząc jak kobieta z wielkim uśmiechem wkłada delikatnie na siebie suknię oparła się o ścianę i oceniała każdy jej ruch. Odwróciła się w końcu i zachęciła Emily do zapięcia zamka. Po wszystkim odwróciła się ku niej. Emily nic nie powiedziała, podała jej tylko biały welon i uśmiechnęła się szeroko w jej stronę.
- Piękna z ciebie panna młoda – odpowiedziała szczerząc się w jej stronę.
- Naprawdę ci się podoba? – Prawie krzyknęła z zachwytu. Ogarnęła na prawy bok swoje włosy i obróciła się kilka razy w lustrze.
- Bardzo ładnie w niej wyglądasz – rzuciła ponownie Emily widząc radość ze strony przyjaciółki.
Ta uśmiechnęła się w jej stronę i rzuciła:
- Może ty przemierzysz którąś? Z tego co wiem tamta ci się podobała.
- Ja? – Zdziwiona spojrzała na jej zdecydowany wyraz twarzy i po chwili dokończyła – Z tego co wiem nie jestem z nikim zaręczona.
- Ale jakbyś była to byś myślała nad suknią, prawda?
- Tiffany, ale nie jestem – podkreśliła ze śmiechem – Naprawdę nie ma potrzeby.
- Ale przyznaj, chciałabyś ją mieć co nie?
Trafiając w samo sedno jej uczuć odwróciła się i bez emocji oparła się o ścianę. Nie okazując nic ze swojej strony rzuciła:
- Myślę że tak, ale która kobieta nie pragnie wyjść za mąż? – spotkała się z dziwnym spojrzeniem Tiffany. Zwlekała długo, by dać szansę na jej swobodną wypowiedź, ale nic nie usłyszała – Co?
Ta machnęła ręką i poprosiła Emily by odpięła z tyłu jej suknie ślubną. Swoimi dłońmi złapała za zamek mocniej za niego pociągając.
- Ej, uważaj! – zauważyła Tiffany – Ja jej jeszcze nie kupiłam, a płacić za szkody nie będę.
Ta przeprosiła skinieniem głowy i z zaciśniętymi zębami odpięła suwak uwalniając kobietę z śnieżnobiałej kreacji. Usiadła na jakimś postawionym obok krześle i czekała aż Tiffany wygrzebie się z tej przymierzalni.

***

Każde jej przejście po pokoju budzi niepokój. Z jej strony czy ze swojej? Kto pierwszy wybuchnie i zamieni w zgliszcza to wszystko co było budowane do tej pory? Każdy jej oddech przyprawiał o drgawki, a precyzyjność jej ruchów dłoni próbowała wyprowadzić go z równowagi. Patrząc w jej bladą twarz doznawał czegoś w rodzaju zapomnienia. A może chciał zapomnieć? Od samego początku zakłada niewidzialną maskę, którą stara się utrzymać jak najdłużej, ale to raczej niemożliwe. Zwykłe słowa pożegnania przyprawiają go o ciarki – może to ostatnie pożegnanie?
Przeszła obok niego po raz kolejny. Czując na sobie wyczerpanie dzisiejszym dniem usiadła przed lustrem i zaczęła czesać włosy. Przetarła dłońmi swoje oczy i poczuła jego delikatny dotyk. Wzdrygnęła się i odsunęła jego rękę wpatrując się w jego twarz jak na kretyna.
- Chcę tylko porozmawiać… - Zaczął siadając obok brunetki. Ta nawet nie odkładając grzebienia zwróciła się do niego:
- O czym?
- O tym co się dzieje.
- Powinieneś doskonale wiedzieć co się dzieje – odpowiedziała mu nadal wpatrując się w swoje odbicie.
- Nie ignoruj mnie.
- Nie ignoruję. Słucham cię cały czas, a może nie przez cały – uśmiechnęła się sztucznie i dodała – Przez czas w którym ty się do mnie odzywasz, bo nie często się taki teraz znajdzie.
- Przestań…
- Mówię co czuję, mam kłamać? – Spytała retorycznie i oparła swoje dłonie na drewnianym blacie. Czując na sobie jego tępy wzrok wzięła głęboki oddech i mając ochotę opuścić to pomieszczenie wstała z krzesła.
- Postaram się to poprawić – dodał z wielkim bólem w gardle.
- Co postarasz się poprawić?
- Nasze relacje.
- Od ponad tygodnia mnie unikasz, nie rozmawiasz ze mną. Wiesz, z początku próbowałam to jakoś ratować, chciałam rozmawiać o czymkolwiek by tylko podtrzymać to wszystko, ale to nie jest to samo. Co chwilę gdzieś wychodzisz, nie masz dla mnie czasu. Nawet wieczorem gdzie nie masz nic do roboty, a ja myślę że krzątam się po tym domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czy wyprowadzić się czy jednak zostać? A teraz po prostu przystaję na twoje warunki.
- To nie jest tak jak myślisz.
- Ja wiem jak jest, od czasu wprowadzenia się tu jestem dla ciebie kimś obcym. Postawmy obok nas taką szklaną szybę, nic się nie zmieni, naprawdę.
Czując jej sarkazm wziął głęboki oddech i oparł dłonie na miękkim materacu. Patrząc na jej każdy ruch postanowił coś z tym zrobić, ale jego umysł domagał się jednego – milczenia. Wiedział, że każde słowo w tej chwili nie rozwiąże nic między nimi.
- Co chwilę się kłócimy, nawet o najdrobniejsze duperele – zauważyła i usiadła naprzeciw niego. Widząc jak Emily ma ochotę doszczętnie wyjaśnić zaistniałą sytuację już był w połowie drogi. Zostało tylko najtrudniejsze.
- To może się nie kłóćmy? – Spytał retorycznie.
- Nie chcesz mnie tu, prawda? – Zmieniła temat patrząc na niego szklanym wzrokiem. Nagle spojrzała w jego oczy, które zdradzały coś innego, coś czego nie mogła zdefiniować. Poczuła jego dotyk. Przyciągnął jej dłoń do siebie, a ta zamiast poddać się jego ruchom przystanęła i ze zdecydowaniem na oczach dodała – Odpowiedz.
- Znasz odpowiedź… - odparł po chwili nadal nie wzruszony jej odepchnięciem.
- Dlaczego stałeś się taki nieobecny?
- Praca… - skłamał po raz kolejny i popatrzył na jej dłoń, która leżała nieopodal jego – Musisz się tylko przyzwyczaić.
- Do tego? – Spytała retorycznie – Chester, ja nie chcę byś był przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie chcę nawet czułych słówek co chwilę, nie chcę tego! Chcę byś mnie tylko nie odpychał gdy tak naprawdę chcę zwrócić się do ciebie z jakąkolwiek pomocą, nie chcę byś mnie odpychał jak nadarzy się okazja i nie chcę byś unikał mojego wzroku. Nawet kiedyś jak miałeś pracę nie przeszkadzało ci to wszystko – przerwała nagle i spytała – Chester, co się dzieje? Coś się stało?
- Nie – odparł z głową w dole. Teraz najważniejsze jest to by nie wybuchnąć. Poszperał w swoim umyśle tego jak mógłby załatwić tę całą sytuację i odparł:
- Postaram się to naprawić – oznajmił nie mając już pomysłu na inne złagodzenie sytuacji. Bez emocji spojrzała w jego pełne żalu oczy i nie wiedząc co powiedzieć zamilkła. Czując prawie każdy oddech na swoim ramieniu spojrzała na swoje dłonie – Daj mi szansę, proszę – dodał po chwili jak kobieta odepchnęła jego wzrok. Złapał ponownie za jej zimną dłoń i zaczął nią pocierać. Nie wiedząc tak naprawdę co poczynić przeklęła się w duchu, że to jednak ona jest na przegranej pozycji. Nienawidziła swojej naiwności, uleganie w niektórych sprawach było pomocne, nigdy nie wychodziły z tego tak wielkie problemy, jednak teraz miała wyrzuty sumienia.
Mężczyzna odsunął do tyłu jej wystający kosmyk włosów i patrząc w jej oczy spytał po raz kolejny:
- To jak?
- Co jak? – Spytała przerywając tę napiętnowaną emocjami sytuację. Widząc jej powoli znikającą złość uśmiechnął się w duchu. Czyli jednak jest szansa by mu uwierzyła. Kamień spadł mu z serca gdy Emily złapała za jego dłoń i dodała:
- Nie wiem czym to jest spowodowane, być może pracą, okey. Wierzę ci – Chester słysząc te słowa poczuł jak jego serce rozbija się na miliony, a nawet biliardy małych kawałeczków. Ich ostrza rozniosły się po całym ciele, tworząc niesamowite mrowienie, a sam nie mógł się skupić na czymś innym. Okłamuje ją – Nie będę tego skreślać, byłabym egoistką – kontynuowała – Jeśli coś jest ze mną nie tak możesz mi powiedzieć…
- Nie Emily, to ze mną jest nie tak, ale obiecuję, że dam radę to zmienić – Słysząc składaną jej obietnicę mimowolnie spojrzała na jego dłonie. Po chwili jedna z nich zbliżyła się ku górze dotykając jej ramienia. Czując niewielkie szczęście, że przynajmniej na ten moment Chester wydawał się być do życia dotknęła jej, ale to okazało się bezsensu. Przełożył ją za jej szyję i mocno do siebie przyciągnął. Nie chcąc zbytnio poddawać się swojej naiwności i impulsywności uśmiechnęła się i odepchnęła Benningtona. Ten nie ruszony spojrzał na jej wybaczalny uśmiech i widząc jak kieruje się do drzwi rzucił:
- Nie śpisz tutaj, ze mną? – Zaskoczony wręcz oparł się o drewniane krzesło.
- Zbyt bardzo zaprzyjaźniłam się z twoim salonem, uwierz mi – Uśmiechnęła się i nie dając za wygraną wyszła z pokoju. Z dziwną satysfakcją, że to ona jednak wygrała w tej wyimaginowanej bitwie powędrowała w stronę kanapy.

***

Stojąc naprzeciw kobiety wpatrywał się w jej każdy ruch. Rude włosy nieraz frunęły obok jego oczu, ale nic nie powiedział. Patrzył na jej każdy wykonany gest.
- Nie mam tego Mike – oparła zrezygnowana – Zawaliłam, wiem o tym. Postaram się poszukać jeszcze tej karty jej rodziców, ale nie ma zbytniej nadziei. Musimy szukać gdzie indziej.
- Co masz na myśli? – spytał zrezygnowany opierając się o kanapę.
- Na razie nic – odparła i bez żadnego poddania się w jej głosie – Ale coś zrobimy – Kolejny raz spojrzała na niego i spytała – Naprawdę chcesz jej szukać?
- Rozmawialiśmy o tym…
- Dobrze, dobrze – przerwała mu by nie doprowadzić do kolejnej dyskusji między nimi. Zapada cisza. Lisa włączyła jakiś program w telewizji i zajęła się robieniem czegoś do jedzenia. Wyjęła z lodówki potrzebne jej rzeczy i rozłożyła na wielkim stole. Nagle usłyszała jego pytanie z drugiego pomieszczenia:
- Pomóc ci?
Ta nie odpowiedziała nic znaczącego, co mogłoby pomóc mu w podjęciu właściwej decyzji. Usłyszała jego kroki i uśmiechnęła się znacząco, czyli jednak pomoc nie okaże się zbędna. Shinoda złapał za jakieś warzywo i trzymając go w rękach zrezygnowany spytał:
- Kobieto, ja nawet nie wiem co to zielsko jest, a mam to jeść.
- Niby jesteś taki mądry – przerwała – tak podobno słyszałam, a nie wiesz, że to niby fioletowe zielsko to bakłażan. Ale nie ważne – spojrzała na Shinodę – to nie jest ci do niczego potrzebne, chyba że będziesz pisać piosenkę o bakłażanach.
- Bardzo dobry pomysł – oznajmił jej nic nie ruszony jej uwagą.
- Przekonaj swoich kolegów z zespołu i zrobicie tym furorę. Hit lata, zimy, jesieni…
- Wydamy to na płycie!
- Tak i okładka będzie cała w bakłażanach! – kontynuowała jego ironiczne gadanie.
- A na okładce płyty małe bakłażanki będą skakały po dużych bakłażanach – zamyślił się i dodał – Nie, to zbyt drastyczne. Tak czy owak płyta będzie nazywała się coś w stylu „W krainie bakłażanów”.
- Kupię ją pierwsza – zaśmiała się.
- Mówisz tak tylko dlatego bym umieścił twoje nazwisko na końcu płyty – zauważył z udawanym grymasem.
- Tak panie Shinodo, tylko o tym marzę – Zaśmiała się i spojrzała na niego. Widząc jak ich robota dobiega końca złapała za deskę do krojenia i wrzuciła ją do prawie pełnego zlewu. Zaśmiała się i ponownie zaczęła:
- Napisz piosenkę o bakłażanach…
Zaśmiał się głośno i usiadł na krześle.
- Jak mi w tym pomożesz…
- Piszemy piosenkę o bakłażanach? – Spytała po raz kolejny stojąc nad nim. Mike spojrzał na nią z góry i starając się nie przejmować jej wzrokiem dodał:
- Mówisz poważnie?
- Zawsze chciałam napisać piosenkę, spełnisz moje marzenie! – Zaśmiała się po raz kolejny i wyciągnęła z szafki jakąś białą kartkę. Wzięła do ręki długopis i pociągnęła towarzysza za rękę do jej salonu. Wyłączyła telewizję i usiadła naprzeciw niego. Muzyk widząc jej wielkie zaangażowanie, a zarazem wielką chęć zrobienia coś razem uśmiechnął się w duchu, ale nic nie powiedział.
- No dajesz, nawijaj o bakłażanach.
- Lisa, ty jesteś stuknięta – Zaśmiał się, ale dostał po chwili jakąś książką. Zaskoczony oburzył się i dodał - Teraz ci nie pomogę.
- Mike, nawijaj jak w tym swoich pobocznych momentach na utworach – Oznajmiła – Dodasz swoje raperskie triki typu „Joł” czy…
- One nie są poboczne – Przerwał jej oburzony – Jesteś złośliwa, wredna, głupia…
- A ty jesteś beznadziejnym tekściarzem, jeśli nie potrafisz nic napisać o zwykłym warzywie to jesteś do kitu.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też – Puściła do niego oczko i zajęła się kreśleniem czegoś na zwykłej kartce papieru. Spojrzała znacząco na Mike’a i wybuchła śmiechem.
- Nie możemy napisać czegoś o marchewce? – Spytał zrezygnowany – Więcej bym wymyślił, niż na takiego bakłażana. Co ja w ogóle wiem o takim zielsku? Marchewki jem, a tego warzywa to ja w ustach nigdy nie miałem.
- Czyli napiszesz ze mną piosenkę? – Spytała po chwili.
- O marchewkach, tak.
- Marchewki są oklepane, śpiewają o nich w przedszkolach, na ulicy, pod targiem. O bakłażanie nic nie słyszałam.
- Coś ty się tak tego bakłażana uczepiła? – zapytał po chwili.
- Śmiać mi się chcę z ciebie i tyle – odparła wzruszając ramionami.
- A mi z ciebie.
- Od zawsze byłam śmieszna.
- Na pewno, teraz turlam się po podłodze, ha ha ha – Zironizował jej śmiech, a ta oburzona rzuciła kartką oraz długopisem i rzuciła się na mężczyznę.
- Zejdź ze mnie! – Krzyknął nadal się śmiejąc z zaistniałej sytuacji. Ona całkowicie go przygniatając złapała mocno za jego włosy. Nie robiąc z nimi nic drastycznego opuściła je delikatnie i popatrzyła z góry na jego twarz. Znajdowali się ku sobie tylko o kilka centymetrów. Nagle wszystko ucichło. Ich śmiechy, wrzaski, a ich ruchy przestały być takie dynamiczne. Skupieni na własnym wzroku, widząc swoje odbicie w tęczówkach towarzysza nie pokazywali nic. Wyłączeni zupełnie z tego wszystkiego co było spojrzeli sobie głęboko w oczy. W pewnym momencie Lisa przerzuciła swój wzrok na coś innego. Delikatnie zeszła z ciała Shinody i bez emocji poprawiła swoje rude włosy. Spojrzała na niego, był również zaskoczony jak ona. Była w jednej chwili szczęśliwa, a w drugiej dziwnie spokojna. W każdej chwili mogło coś w niej wybuchnąć, jakaś iskierka mogła rozniecić ogień, a to nie skończyło by się niczym innym tylko pożarem emocji.
Skinęła głową i podeszła pod następne pomieszczenie nie patrząc na nadal siedzącego Mike’a. W tej chwili to i on był w kropce. Zaczesał włosy do tyłu i wypuścił powietrze z ust. Wiedząc tak naprawdę, że ten krok mógł należeć do niego przeklął się w duchu za swoją natarczywość i spojrzał na jej zdenerwowane ruchy. Nie wiedząc tak naprawdę jaki ruch byłby go zadowolił podniósł się lekko, ale nie wstał całkowicie z kanapy.
- Lisa, chcesz jeszcze pisać to o bakłażanie? – Zabrał głos całkowicie zmieszany.
- Możemy pisać o tych oklepanych marchewkach – Uśmiechnęła się do niego – Ale pod warunkiem, że znajdzie się tam przynajmniej jedna wzmianka o bakłażanie.

***

Bennington siedział w zdumieniu przez dłuższą chwilę. Słysząc każdy szept dochodzący zza okna ani razu nie spojrzał na nie. Patrzył albo na swoje ręce, albo na stopy. Nic więcej. Nagle Mike usiadł obok niego i podał mu puszkę z piwem. Nadal zły na przyjaciela przysunął się bardziej i zamknął oczy. Znowu zapanowała cisza. Siedząc w zupełnie pustym studiu można się było odprężyć od całego świata, jednak to nie o to w tej chwili chodziło.
- I jest tak jak sobie wyobrażałeś? – Spytał po chwili Shinoda biorąc łyk alkoholu – Beztroskie życie z Emily, brak wyrzutów sumienia, pocałunki, przytulanki, a może coś więcej… - zironizował – Jest lepiej niż było, prawda?
- Przestań, nie mam ochoty na twoje wręcz denne żarty.
- Sam sobie takie żarty zgotowałeś – Uśmiechnął się, chociaż nie wymagała tego sytuacja – Naprawdę nadal nie wiem co ci strzeliło do głowy – przystanął i przyjrzał się jego zachowaniu. Nadal pusto wpatrywał się w wielką podłogę i nie dawał żadnych pozytywnych znaków, można było wyczytać z nich jedynie zrezygnowanie i wielką porażkę – Wiesz, że to jest prawdopodobne, że przez ciebie tyle osób będzie cierpieć, o samej Emily już nie wspomnę? Zauważ, że ona jest tu z nami głównie dla ciebie, my jesteśmy poboczni. Jeśli dowie się że ją zdradziłeś, a nie sądzę była w niewiadomej do posranej śmierci ona zostawi nas wszystkich i już pewnie nikt nie będzie miał z nią kontaktów.
- Nie dowie się – rzucił szybko.
- A Chesterek będzie udawał, że jest wszystko w porządku, będziecie wielką szczęśliwą rodzinką z dwójką dzieci, a świadkiem na ślubie będzie Marlene – parsknął śmiechem i dodał – Chazz, życie to nie bajka, a Marlene to nie tylko zwykła babka. Wyznała ci miłość! Czy kiedykolwiek zauważyłeś by nie dążyła do tego czego pragnie? Ona w tej chwili chce ciebie i tylko ciebie, nikt tego nie zatrzyma. Po prostu to spierdoliłeś i tyle, pogódź się.
- Nic nie jest stracone, po prostu muszę dopilnować kilku spraw.
- Ty siebie lepiej dopilnuj – dodał ze zdenerwowaniem.
- Wszystko będzie w porządku, ja w to wierzę – odparł bez przekonania i oparł się o miękką kanapę. Patrząc na te instrumenty w pomieszczeniu zamknął oczy i czując jak coś ściska go w gardle zacisnął usta. Czy to wszystko co Mike teraz powiedział może być prawdą?
- Czyli nadal ci zależy na Emily… - zaczął Shinoda.
- Szybki jesteś – odparł z sarkazmem i nadal tkwiąc w dziewczyn melancholijnym stanie rzucił – Ona nie może mnie zostawić.
- Może… - odparł zrezygnowany – Co jak co, ale nie sądzę by chciała chodzić z kimś kto wkłada swojego małego przyjaciela we wszystko co się rusza.
Chester słysząc jego uwagę spojrzał na niego jak na kretyna, ale nic nie odpowiedział. Teraz liczyło się tylko to by Mike stanął po jego stronie, albo nawet nie stanął. Mu chodziło tylko o wsparcie.
Nagle coś zawibrowało w jego kieszeni. Bennington wyjął z kieszeni telefon i zauważył jedną wiadomość tekstową.
- Marlene? – Spytał po cichu zaskoczony i szybko ją otworzył. Zaczął ją czytać, powoli i dosadnie, tak by zrozumieć każde słowo. Słysząc w głowie jej zdenerwowany, aczkolwiek cwany głos wzdrygnął się.
- Co? – Spytał Shinoda widząc jak Chester zbladł przez te kilka sekund.
On nic nie powiedział, podał mu telefon na którym widniała wiadomość:

„Chester, jesteś zwykłym egoistą, lecz jak obiecałam nie dam się tak wykorzystywać. Pogrywałeś ze mną, ale nadszedł czas gdzie to i ja będę pogrywać tobą. I to nie jest zemsta, nie myl pojęć kochany. Po prostu każde twoje sprzeciwienie może skończyć się tragicznie, uważaj ;)”

- Odpisz jej – rzucił zaskoczony Shinoda.
- Co? – Spytał wkurzony. Oparł się o swoje dłonie i spodziewając się najgorszego scenariusza wziął za telefon i wystukał w nim wiadomość:

„Wyjaśniliśmy to, a ty miałaś o tym zapomnieć!  Nie możesz zrozumieć, że nie będę grać z tobą w jakiekolwiek gierki? Nikt ci nie uwierzy, jeśli powiesz o tym co się stało.”

Shinoda widząc jak ręce Benningtona drżą jak szalone spojrzał na jego twarz próbując uświadomić mu, że to tylko zwykła groźba Marlene. Nic nie znacząca zagrywka słowna. Chester jednak nie był do tego przekonany. Wziął łyk piwa i rzucił butelką w wystającą gitarę basową rozlewając na niej trochę napoju. Nie przejmując się tym, że może mieć potem i z tym problemy spojrzał na telefon oczekując jakiejś odpowiedzi.
Nagle dźwięk rozprzestrzenił się po całym studio. Spojrzał zdenerwowany na Shinodę i otworzył wiadomość.
- Kurwa! – przeklął głośno cisnąc telefonem. Mike popatrzył na niego zdezorientowany i widząc zachowanie Benningtona odsunął się od niego. Ten wstał i z całą wściekłością rzucił – Ona zrobiła nam zdjęcia z tamtej pieprzonej nocy!

***

- Emily? – Spytał się po chwili jej współpracownik gdy zauważył jej lekceważące podejście do jego słów – Jesteś na mnie zła za tamto co ci powiedziałem?
- Po prostu mógłbyś czasem ugryźć się w język – oznajmiła mężczyźnie i stanęła obok kasy. Nie chcąc publicznie rozwikływać swoich potyczek słownych z obecnym tu Todem odwróciła się od niego i zaczęła swoją pracę. Uśmiechnęła się nawet kilka razy, ale to i tak nie pomogło jej zapomnieć o tym co się dzieje.
- Czasem reaguje impulsywnie – Zaśmiał się – Powinnaś się przyzwyczaić, nie jestem miłym chłopakiem.
- Zauważyłam – rzuciła nadal będąc odwrócona.
- Wyjdziesz gdzieś dzisiaj ze mną? – Spytał po chwili przyglądając się jej ruchom. Zdezorientowana odwróciła się w jego stronę i z zszokowaną miną spojrzała na jego twarz.
- Nie? – To zaprzeczenie bardziej brzmiało jako pytanie, sama nie wiedziała czy jego pytanie było kolejnym sprawdzającym ją stwierdzeniem czy jednak brzmiało poważnie..
- Dlaczego? Zwykłe koleżeńskie spotkanie ze mną – Wyszczerzył się lecz po chwili zmienił wyraz swojej twarzy i usiadł obok kobiety – Nie masz lepszych zajęć prawda?
- W tym też mnie śledzisz? – Spytała z ironią. Ta sytuacja chyba jej nie przerażała, wręcz śmieszyła i złościła. Obawiała się wiele z jego strony, ale tak naprawdę czuła, że nie potrafiłby jej chyba skrzywdzić, jeśli wcześniej tego nie zrobił. Jednakże była ta głupia obawa, że wyskoczy zza drzwi, zza płotu i zada jej kilka ciosów nożem…
- Zauważyłem, że musisz się odprężyć – zaśmiał się wybudzając Emily z głupich myśli. Ta jednak założyła ręce na oba biodra i stanęła naprzeciw niego.
- Tak, a po czym tak sądzisz?
- Od kilku dni chodzisz taka nieobecna, ręce ci drżą, robisz wszystko za szybko i wszystko, no prawie wszystko, wylatuje ci z rąk – zaśmiał się – Zauważyłem, że zawsze tak robisz jak jesteś czymś przyjęta.
- Wydaje ci się – Odparła bez emocji.
- Nie wydaje, ja po prostu to wiem. Widzę to.
Ta odwróciła się od niego i usłyszała głośne pytanie:
- To spotkasz się ze mną czy nie?
- Nie – Krzyknęła w jego stronę.
Ten żeby ją zachęcić krzyknął jeszcze bardziej:
- Chcesz poznać ojca?
Stanęła. Wywróciła oczami i podeszła pod mężczyznę popychając go lekko. Zdecydowanym wzrokiem oceniła każdą jego rysę na bladej twarzy i spojrzała w jego wręcz czarne tęczówki. Czując wielką złość miała ochotę ją rozładować. Jednak nie zrobiła nic.
- Nie możesz po prostu mnie zostawić w spokoju? – wycedziła przez zęby – Mój ojciec nie żyje, matka też nie żyje, jedynie mam brata. Czego ty jeszcze do jasnej cholery chcesz?!
- Tego byś w końcu poznała prawdę! – krzyknął tak samo jak ona i zobaczył kilka wzroków klientów. Uspokoił się i lekko zaśmiał rozładowując sytuację.
- Jaką prawdę? – Spytała bardziej zdenerwowana – Wiesz, nie chce mi się grać z tobą w żadne gierki, więc przestań.
- Twój ojciec żyje – oznajmił po chwili – Żyłaś cały czas w błędzie.
Zamarła. Próbując ocenić czy każde jego słowo zawiera choć źdźbło prawdy stanęła jak wryta i spojrzała na niego spode łba. Nie wiedząc jak zacząć swoją wypowiedź zawahała się kilka razy, lecz nie postanowiła zabrać głosu.
- Zdziwiona? – Spytał ze śmiechem.
- Kłamiesz – wycedziła przez zęby – Jesteś zwykłym kłamcą, pieprzonym kłamcą!
- Wolę być kłamcą niż takim naiwniakiem jakim jesteś ty – oznajmił bez skrupułów – I co Deuce? Boli? Jesteś w cholerę naiwna w to co ci wciskają ludzie, wierzysz im myśląc, że to wszystko co płynie z ich ust to najszczersza prawda. Uwierzyłaś we wszystko i nadal wierzysz, że wszystko jest w porządku! Nawet uwierzyłaś w to, że byliście szczęśliwą rodziną!
- Nie musiałam w to wierzyć – oznajmiła – Wystarczy, że to widziałam.
- Tak? Co widziałaś? Prawdziwego ojca? Tego prawdziwego, a nie tego co cię do jasnej cholery przygarnął? Myślisz, że jesteś nieomylna, no przepraszam, ale są ludzie, którzy wiedzą więcej o twojej rodzinie niż ty sama. Mi na twoim miejscu by było wstyd.
- Właściwie to ty kim jesteś, że masz taką czelność wypominać jakieś głupie błędy mojej rodziny? Przychodzisz tu, nie wiem skąd, nie wiem po co, prawisz mi historię mojego beznadziejnego życia, a potem oznajmiasz, że jednak mój ojciec nie zginął w wypadku i gdzieś sobie żyje…
- Nie Deuce – zaśmiał się – Nadal nic nie rozumiesz. Ten twój ojciec zginął. Tylko nie ten prawdziwy.

***

Zmęczona i wręcz wkurzona Emily przeszła przez próg domu. Rzuciła bluzę w kąt i zobaczyła jak Bennington wpatruje się w jakiś bezsensowny program telewizyjny. Wywróciła oczami i ściągnęła buty. Skierowała się w stronę salonu i stanęła w progu.
- Cześć – przywitał się bez entuzjazmu – Jak w pracy?
Ta jednak uśmiechnęła się sztucznie chcąc zaalarmować, że nie chce o tym rozmawiać i wlała soku do szklanki. Widząc jak pomarańczowy napój spływa po jej naczyniu stanęła jak wryta, nawet nie zwracając uwagi na spoglądającego ukradkiem na nią Chestera. Usiadła obok niego i wypiwszy całą zawartość oparła się o jego ramię. Nie mówią już zupełnie nic zamknęła oczy i nagle poczuła jak Chester ją obejmuje. Ucichł telewizor, ucichły wszystkie szmery. Został jedynie dźwięk tykającego zegara.
- Coś się dzieje? – Spytał widząc jej obojętność. Ta jednak bez entuzjazmu złapała za jego dłoń ponownie się w nią wtulając. Coś w nim pękło. Spojrzał na jej ciemne włosy, które opadały na jej całą twarz i poczuł dziwne uczucie w żołądku. Coś było nie tak, czyżby w tej chwili złapały go demony przeszłości? Spojrzał na skuloną kobietę i zatopił się w myślach. A być może za niedługo nie poczuje już więcej jej oddechu, nie usłyszy śmiechu oraz głosu. Już nigdy nie dotknie jej dłoni, ani ust. A być może już nigdy to wszystko już nie będzie takie same.
Nagle usłyszał jak Emily pociągnęła nosem. Wiedząc, że jest coś nie tak podniósł jej głowę i zauważył małą łzę w okolicach policzka.
- Nie, Chester… - wybroniła się i zeszła z kanapy chcąc ukryć swoje łzy. Wybuchła, to wszystko zaczęło ją przerastać. Piętno wyparte przez Toda i jej bliskiego towarzysza sprawiło, że zaczęła nie panować nad swoimi emocjami. Pragnęła tylko jednego – by zaszyć się w ciemnym lesie i na jakiś czas z niego nie wychodzić.
Bennington jednak jej nie posłuchał, złapał mocniej za jej dłoń sprowadzając ją do tej samej pozycji w jakiej była wcześniej. Zrezygnowana opadła o miękką kanapę i spojrzała w jego oczy. Widząc w nich troskę poddała się i dała mu się wtulić. Tkwili tak przez pewien czas, on trzymając ją mocno przy sobie i pocierając ręką jej pleców, a ona dotykając jego klatki piersiowej. Nie czuli nic, emocje które w tej chwili panowały w tym pomieszczeniu przez jedną chwilę dały się zagłuszyć. Nie docierały do nich żadne dźwięki, liczyła się tylko ta chwila gdzie po tak długim czasie mieli się ku sobie. On dotknął delikatnie jej policzka i otarł z niej małą łzę.
- Coś ci zrobił? – Spytał przejęty widząc jak jest zrezygnowana.
- Nie – odparła krótko – Po prostu nie daję rady, tak jak myślałam. Mogę nie wytrzymać z nim tego towarzystwa, co chwilę coś się dzieje, zarzuca jakieś swoje racje, których nie potrafię zrozumieć. A najgorsze jest to że nie potrafię ich także ignorować. Zaczynam się już bać o każdego wokół. Popadłam w jakąś paranoję, wracając do domu kilka razy sprawdzam czy za sobą nie mam jakiegoś towarzysza, albo czy wręcz niesłyszalne szepty ludzi nie są przypadkiem do mnie.
Nie odpowiedział już nic. Przyciągnął ją do siebie, ogarnął jej włosy z czoła i właśnie w to miejsce ją pocałował. Myśląc o tym jak ulżyć Emily odsunął ją od siebie i trzymając nadal jej dłoń zaczął:
- Powinniśmy dzisiaj zapomnieć o tym wszystkim – zaczął ponownie ścierając z drugiego policzka jej łzę – Też muszę zapomnieć o tym dniu, był jak dla mnie za ciężki. Spędźmy ten czas razem, tylko ty i ja – uśmiechnął się poprawiając jej tym samym trochę samopoczucia – Co ty na to?
Ta kiwnęła głową i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Masz mi mówić o wszystkim, co się będzie działo, nawet jeśli nie będzie ci to na rękę – zaczął – Boję się o ciebie…
Ponownie kiwnęła głową już z lekkim uśmiechem na ustach. Starała się zakrywać swoje czerwone oczy, jednak to nie było możliwe.
Ten wstał z kanapy i pobiegł do kuchni. Emily spojrzała na swoje dłonie i oparła się o kanapę. Nie czując zupełnie nic wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Nagle spostrzegła Benningtona niosącego coś w rękach.
- Piwo? – Spytała zaskoczona.
- Masz coś przeciwko? – Uśmiechnął się i postawił dwie puszki na stoliku.
- Nie, jestem trochę zdziwiona – oznajmiła po chwili – Ale dobrze, potrzebuję czegoś takiego.
Uśmiechnął się i usiadł obok niej. Włączył telewizję i przełączył na jakimś film. Widząc grymas na jej twarzy szybko przełączył na inny kanał, później na inny i znowu na inny. Stanął dopiero wtedy gdy dziwny wzrok zniknął z jej twarzy.
- Uznałem, że nie masz ochoty na żadne imprezy i tego typu rzeczy więc spędzimy ten czas przed telewizorem – zaśmiał się.
- Nie mam nic przeciwko.
Położyła się na kanapie, a Chester zrobił to samo. Leżąc za kobietą objął ją w pasie i złapał za jej dłoń. Ona uśmiechnęła się w duchu, ale nie wyraziła nic ze swojej strony.
Czy wyrzuty sumienia zniknęły? W tej chwili nie były tak wielkie jak zazwyczaj, ale było pewne, że znajdował się taki kawałeczek dziwnych emocji. Starał się nie zwracać na nie uwagi, uznał, że da radę z tym walczyć, nie da jej tak po prostu odejść. To byłoby egoistyczne z jego strony, ale fakt. Już jest egoistą.
- Chester? – Spytała przekręcając się w jego stronę. Spojrzała na niego z dołu, a ten zrobił pytającą minę – Przełączamy na coś innego?
- To też ci się nie podoba? – Zrezygnowany złapał za pilot od telewizora.
- Jak chcesz oglądać, to zostaw… - rzuciła bez zastanowienia.
- Nawet tego nie oglądałem.
- Nie mam ochoty na dramaty – zaczęła niewzruszona.
- Szczerze mówiąc ja też – oznajmił bez emocji i przełączył na coś innego. Położył pilota gdzieś daleko i wtulił się z leżącą kobietę. Czując jak delikatnie pociera swoimi palcami o jego dłonie uśmiechnął się w duchu, ale nie potrafił sobie z tym poradzić. Ta wiadomość nie daje mu spokoju, a co jeśli Marlene nie kłamie i tak naprawdę jest coś na rzeczy? Wie o co jej chodziło, mógł się domyślić, kiedyś, ale już bardzo dawno temu starał się o jej względy, ale z innych powodów się to nie udało. Nie wie czy wtedy coś do niego czuła, ale może się domyślić że i jej chodziło o coś więcej. Nic nie powstało. Bennington zapatrzony w swoją pracę odsunął się od niej, a później znalazł inną dziewczynę. To wtedy Marlene wyjechała z miasta.
- Chester? – Spytała ponownie patrząc na jego twarz – Przełączysz?
- Z tobą coś oglądać – Zaśmiał się i dodał – Rzuciłem tam pilot.
- Nie szkodzi… - odpowiedziała mu.
- Jak to nie szkodzi? Kto po niego pójdzie? – Spytał zawadiacko.
- Hmm… - zamyśliła się – Może ty?
- Dlaczego ja?
- Nie wiem…
- Zawsze mogę cię zsunąć z tej kanapy – odpowiedział jej i widząc jej beztroski wyraz twarzy pchnął nią lekko. Wzburzona jego zachowaniem pchnęła go w drugą stronę wgniatając go w oparcie. Zaskoczony jej zagraniem położył ręce na jej brzuchu i również popchnął ją w stronę pilota. Tkwiąc nadal w jego objęciach wywróciła oczami i z głośnym śmiechem odsunęła go od siebie. Nagle niespodziewanie poczuła jak Chester dotyka swoimi ustami jej ust. Zaskoczona jego zagraniem oparła się o materac i poczuła jak mocno na nią napiera. Tak, to chyba tego jej brakowało przez ten czas, tej bliskości. Dotknęła delikatnie za jego policzek gdy poczuła jak Chester się do niej przybliżył.
Dlaczego to robi? Wszystko co w tej chwili budował zamienia się w jego umyśle w zgliszcza, a on w tej chwili całuje się z kobietą, którą niedawno zdradził ze swoją przyjaciółką. To wszystko wydawało się chore. Nie wiedząc już tak naprawdę jak może zapomnieć o tej nieszczęsnej nocy poddaje się wszystkiemu, lecz to nie jest takie proste.
Nagle poczuł jak kobieta złapała za jego szyję odsuwając go od siebie.
- I tak nie pójdę po tego pilota – zaśmiała się i delikatnie przejechała po jego policzku.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Zdziwieni kto o takiej porze może czegoś od nich chcieć spojrzeli na siebie pytająco, nikt nic jednak nie wiedział.
Chester wstał z kanapy i podszedł pod drzwi szybko je otwierając. Jej widok zabił jego wszystkie wewnętrzne myśli.
- Cześć – Oznajmiła uśmiechnięta i weszła w progi Benningtona, ale nie tak by pokazywać się Emily.
- Co ty tu robisz? – Spytał cicho.
- Przyszłam cię odwiedzić – uśmiechnęła się i dodała – Musisz mi dzisiaj w czymś pomóc.
Widząc pytający wyraz twarzy szybko sprostowała:
- Mam nowe mieszkanie, ale brak męskiej ręki. Pomożesz mi prawda? – W tej chwili wyjęła telefon i machnęła nim przed Benningtonem.
- Cześć – Rzuciła z uśmiechem Emily. Ta odwzajemniła uśmiech i szybko schowała telefon. Mężczyzna jednak wiedział co to zagranie z jej strony miało znaczyć. 
- Coś się stało? – Spytała zdezorientowana dziewczyna.
Stojąc w kropce spojrzał na dwie kobiety. Jedna z uśmieszkiem pełnym sukcesu, druga z uśmiechem który przed chwilą zawitał na jej twarzy. Wszystkie spowodowane jego zachowaniem.
- Muszę pomóc Marlene – oznajmił po chwili wpatrując się w wzrok swojej dziewczyny.
- Musisz teraz? – Spytała.
- Ma problemy w domu – wytłumaczył jej choć nie bardzo wierzył w jej prawdomówność.
Ta zrezygnowana skinęła głową i bez emocji rzuciła:
- Jak musisz to idź – nie ukrywając swojego rozczarowania spojrzała na Marlene. Kobieta nic nie okazywała prócz dziwnej radości. Była po prostu szczęśliwa z tego, że zaczyna wygrywać.
- Powtórzymy to kiedy indziej – odpowiedział jej i pocałował Emily prosto w usta, wiedział albowiem, że widok ich jako całującej się pary będzie dla Marlene tak jakby ciosem w samo serce. Nie liczyło się nic, tylko to by pokazać jej, że nie ma nad nim aż tak wystarczającej władzy. Z głupim wyrzutem sumienia opuścił pomieszczenie zostawiając Emily sam na sam. 



I tak dziwne że w takim czasie się wyrobiłam. Tak czy owak następny rozdział już się robi tylko jeszcze nie wiem kiedy się zrobi. 
Mam taką dziwną próśbę.
Fajnie by było zobaczyć ilość ludzi, którzy to czytają. Naprawdę nie wiem ile was jest, nie mam pojęcia ani bladego ani zielonego.
Możecie się tu wpisać, nie musicie nawet nawijać o tym rozdziale itd, tylko napiszcie że tu jesteście, że to czytacie.
Moja ciekawość nie zna granic, naprawdę. 
To więc miłych wakacji życzę ;)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XLV



Światło wschodzącego słońca przedarło się przez pół zasłonięte żaluzje. W mgnieniu oka pomieszczenie zostało oświetlone kładąc swój cień na leżących obok postaciach. Szczęśliwa kobieta, która już od pewnego czasu nie spała głaskała pościel pod którą leżał Chester. Czując się w duchu niesamowicie złożyła na jego policzku jeden pocałunek i położyła się obok niego. Krótkie włosy, które dotknęły jego ramienia spowodowały pobudkę mężczyzny. Otworzył oczy i przeciągnął się na wielkiej kanapie. Spojrzał w prawą stronę, czyli tam gdzie leżała Marlene i nagle się od niej odsunął. Przetarł po raz kolejny oczy i usłyszał:
- Pobudka… - zaśmiała się i pocałowała po raz kolejny jego policzek. Nadal nie kontaktując spojrzał na nią przestraszony i rzucił:
- Co ty tu robisz?!
- Jestem z tobą… - odpowiedziała mu szybko i podciągnęła cienki koc. Otuliła się nim lekko i powiedziała – Nie pamiętasz tej nocy prawda?
- Marlene… - zaczął przestraszony – Nie gadaj, że coś się między nami stało…
- Wiedziałam, że nie będziesz pamiętał! – Rzuciła mu wywracając oczami – Tak, przespaliśmy się, coś jeszcze?
Spojrzał w pustą przestrzeń. Instrumenty waliły się po drewnianej podłodze, a gdzieś w kącie i na stoliku stały puste butelki po alkoholu. Spróbował jeszcze raz odtworzyć wydarzenia z tej nocy, lecz nic sobie nie przypominał.
- Upiłaś mnie! – odparł szybko i wstał zabierając kobiecie koc. To był błąd, bo jednak koc był jeden, a oni we dwoje leżeli całkiem nadzy.
- Nie upiłam! – powiedziała – Sam się upiłeś!
- Nie kazałem ci wskakiwać do łóżka!
- Nie kazałam ci mnie rozbierać, panie Benningtonie – rzuciła ze złością, lecz po chwili zmieniła swój ton na łagodniejszy. Oparła się o kanapę i oznajmiła – Jak nic nie pamiętasz to  mogę ci powiedzieć, że było fajnie. Nawet bardzo fajnie – uśmiechnęła się puszczając mu oczko.
Wziął głęboki oddech. Złapał się za głowę i zdenerwowany rzucił:
- Zapomnij o tym.
Zaskoczona i urażona tym stwierdzeniem spytała:
- Ty chyba żartujesz, prawda?
- Nie, udaj, że to co tu się stało, się nigdy nie stało i nie stanie!
- Nie zrobisz mi tego! – rzuciła gniewnie – Chester, nie bądź egoistą!
- Mam dziewczynę, nie wiąż ze mną żadnych nadziei po tej głupiej nocy!
Wkurzona wyrwała kawałek koca na niekorzyść Chestera. Wkurzony oddał jej tym samym, znowu zostawiając ją całą nagą.
- Ubierz się! – rzucił do niej po chwili i dodał – To się nigdy nie zdarzyło. Ja wracam do domu, a ty po prostu zapomnisz o tej nocy, zgoda?
- Do jakiego domu? – Spytała wkurzona – Do Emily? – wybuchła śmiechem. Ten spojrzał na nią coraz bardziej zażenowany i swoim i jej zachowaniem, ale nic nie powiedział. Tkwił w tym uporczywym milczeniu tylko po to by coraz bardziej zabić się od wewnątrz z myślą o tym co zrobił.
- Nie wrócisz do niej – odparła bez namysłu i spojrzała na niego – Nie po tym co się stało.
- Kocham ją – odpowiedział jej z wielkim bólem.
- Gdybyś ją kochał nie pieprzyłbyś się ze mną całą noc! – Wrzasnęła wywołując u niego wielkie wyrzuty sumienia. Czuł wielką złość, najlepszym wyjściem było w tej chwili opuścić to potworne pomieszczenie, zaszyć się w jakimś lesie lub ewentualnie skoczyć z któregoś piętra.
- Nie myślałem… - zaczął z wielkim naciskiem w gardle – Byłem pijany.
- Chester, ja tak się nie dam – powiedziała do niego i złapała za jego rękę – Kocham cię Chazzy, jak wyjechałam pragnęłam tylko tego by tu powrócić. A potem co? Masz dziewczynę, tak? Myślisz, że jak ja się czułam? Było mi miło, gdy musiałam na nią patrzeć, jak się całowaliście, obściskiwaliście, jak o niej mówiłeś? Zawsze chciałam być tą twoją jedyną, a ty co? – Wrzasnęła – Miałeś mnie w dupie. Nie chcę być tylko zwykłą znajomą.
Znieruchomiał. Spojrzał na jej drżące usta i zbierające się krople łez w oczach. Hamowała je jak tylko mogła, ale wewnątrz czuła rozczarowanie i złość. Nic nie szło na razie po jej myśli.
- I myślisz, że przez jedną noc rzucę Emily i pobiegnę do ciebie? – rzucił bez namysłu i odsunął rękę – Wiem, że jest ci ciężko to słyszeć, ale to Emily jest dla mnie w tej chwili najważniejsza, nic tego nie zmieni.
Po tych słowach złapał za swoją bluzę i wstał z miejsca. Spojrzał na półnagą kobietę i zaczął zbierać swoje rozrzucone ubrania. Marlene podniosła się z kanapy i przez zęby do niego rzuciła:
- Nie dam się tak wykorzystywać! – odpowiedziała mu – Nie pozwolę ci po raz kolejny uciec, nie zniosę tej myśli, że jesteś z inną – zamyśliła się i rzuciła z jadowitością – Będziesz należeć albo do mnie albo do nikogo…

                                                                         ***                 

Mężczyzna jednym ruchem złapał za telefon i szybko wybrał numer do byłej dziewczyny. Wiedząc, że telefon może nie odpowiedzieć i tak nie tracił nadziei. Był za bardzo zdeterminowany do walki z tą okropną ciekawością, przyłożył go do ucha i przez pewien czas wsłuchiwał się w głuche dźwięki. Nie odpowiadało nic. Zadzwonił po raz drugi. Nic.
Trzeci, czwarty, piąty… Rzucił telefonem o łóżko. Zły na siebie za swoją naiwność położył się na nim i spojrzał w nagi sufit.
A co jeśli Jessici już nie ma?
Wzdrygnął się na tą myśl i przewrócił na drugi bok. W tlącą się w nim myślą, że tak naprawdę została w nim cząstka sympatii do niej przeklął się w duchu. Zadał sobie po raz kolejny pytanie: „Czy to ma sens?”. Nie znając odpowiedzi głośno westchnął i po raz kolejny wziął telefon do ręki. Nie wiedząc co w tej chwili zrobić wpatrywał się w niego przez następnych pięć minut i ponownie nim rzucił.
Wstał z wygodnego łóżka i powędrował do kuchni. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Podszedł do drzwi i zgrabnie je otworzył.
- Cześć – rudowłosa posłała mu wielki uśmiech i spojrzała na zaskoczonego Shinodę – Tylko nie mów, że zapomniałeś, że byliśmy dzisiaj umówieni…
- Lisa… - Zaczął, ale po chwili zaprosił ją do środka i chcąc wybrnąć z tej niewygodnej sytuacji dokończył – Dasz mi minutkę?
- Zapomniałeś – powiedziała stanowczo, ale nie z wyrzutem. Popatrzyła na niego i rzuciła – Nie gniewam się, jakby co!
- Wiem, wiem… - powiedział jej i wziął do ręki leżącą obok bluzkę. Pobiegł do drugiego pomieszczenia szybko ją przebierając i głośno spytał – Mogę liczyć na twoją pomoc?
Zdziwiona podeszła pod drzwi:
- W czym? – Spytała po chwili.
- Muszę zdobyć numer telefonu do rodziców Jessici – odwrócił się ku niej i spotkał się z jej zrezygnowanym wzrokiem.
- Mike ja nie mam pojęcia jak go zdobyć – zaczęła.
- Wiem, że kiedyś do niej tu przyjechali, stała się jakaś komplikacja i jej ojciec wylądował w szpitalu. Powinniście mieć taką kartę…
- Wywalą mnie – zaczęła zaskoczona – Wiesz ile czasu będzie kosztować mnie to szukanie, o nerwach nie wspomnę? Ponadto tego jest tak dużo…
- Proszę – zaczął – Pomóż mi, tylko w tym. Ona ode mnie nie odbierze telefonu. Dzwonie od samego rana i nic, głupi sygnał, a potem sekretarka. Jedynie mogą coś wiedzieć jej rodzice.
Przegryzła nerwowo wargę i oparła się o ścianę. Patrząc na jego błagającą twarz poczuła wielką odpowiedzialność, jako jedna z nielicznych mogła zmienić bieg historii, na pozytywny czy negatywny – tego nie wiadomo. Bała ją ta myśl, że ta pomoc może przysporzyć im wiele nerwów, ale nie mogła patrzeć jak tkwi w niewiadomej.
- Obiecaj mi coś – powiedziała bez emocji. Ten spojrzał na nią pytającym wzrokiem – Jeśli wsadzą mnie za wyciąganie informacji o pacjentach za kraty będziesz mnie odwiedzał. Albo nie! – Zatrzymała się – Naskarżę na ciebie i to ty będziesz siedział!
- Czyli postarasz się mi pomóc? – Spytał z ukrywanym uśmiechem.
- Czyli się postaram, ale nie obiecuję – powiedziała mu i odwróciła się na pięcie – To szaleństwo, wiesz o tym?
- Jak szaleć to szaleć – Zaśmiał się i dołączył do swojej towarzyszki. Złapał za jej rękę, a ta zaskoczona odskoczyła na bok. Popatrzyła mu głęboko w oczy i nagle stanęła. Poczuła tylko jak Mike przybliża ją do siebie mocno tuląc. Ta uśmiechnęła się i rzuciła:
- Ale wiesz, że niczego nie obiecałam? Mogę ich nie znaleźć, albo po prostu szpitale mogą się nie zgadzać…
- Dla mnie liczy się chęć – powiedział jej i nagle się odsunął. Wziął leżące na blacie klucze i zamknął szczelnie dom.
- To gdzie idziemy? – Spytał po chwili.
- Zdaję się na twoją intuicję – Uśmiechnęła się i poszła naprzeciw z Shinodą ramię w ramię.

***

Brunetka z całej siły walnęła o wygodną kanapę. Uśmiechnęła się w duchu i spojrzała na wielkie pomieszczenie. Teraz będzie w nim mieszkać.
- Chester – Zaczęła ściągając z siebie czarną narzutę. Położyła ją na swojej walizce i spróbowała go odnaleźć wzrokiem. Nic z tego. Poddała się i krzyknęła:
- Nie wyobrażam sobie wspólnego mieszkania – Uśmiechnęła się po raz kolejny i oparła się o materac. Zamknęła oczy i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Piosenka? Sama nie wie co to było, ale obudziła się z transu dopiero wtedy gdy Bennington charakterystycznie nad nią chrząknął. Odwzajemnił jej uśmiech i usiadł obok. Złapał za jej dłoń i schował ją w swoich dwóch. Ona nie wiedząc o co mu może chodzić oparła się o jego klatkę piersiową. Poczuł łaskotki w okolicy szyi z powodu jej długich włosów i lekko się zaśmiał.
Tkwiło w nim tylko pytanie: „Czy dam radę żyć z wyrzutami sumienia?”.
Do tej pory nie odpowiedział sobie na to pytanie, starał się o tym nie myśleć, ignorować swoje myśli i wspomnienia, ale to nie było do końca wystarczające. Czuł coś w rodzaju przebitego serca, gdy patrzył na śmiejącą się kobietę jego rozum i myśli biły się ze sobą, pokonując samego Benningtona. „Powiedzieć jej?”. Życie w ukrywanej prawdzie jest złe, ale życie bez Emily jest jeszcze gorsze. Toczył potyczki z własnym sumieniem i życiem. Pragnienie, rozum, rozum, pragnienie… Okropne uczucie.
Nie wie czy odważyłby się jej to powiedzieć w tej chwili. Do Marlene nic nie czuje, ona się nie liczy, ale liczy się ta noc, która stała się dla niego przekleństwem.
- Wiesz, że cię kocham? – spytał po chwili kładąc na jej czole czuły pocałunek. Kobieta słysząc te słowa odwróciła się do niego i patrząc w jego oczy szepnęła:
- Wiem - uśmiechnęła się i złapała za jego dłoń – Ja ciebie też – Spojrzała czule na jego twarz i usiadła na nogach Benningtona. Mając do centralnie przed sobą zaczęła:
- Zaczęłam tę pracę i zgadnij kto ją otrzymał razem ze mną – wkurzona trochę tym faktem dokończyła za niego – Wiesz, kto wysłał mi ten list?
- No kojarzę – odpowiedział jej.
- Tak, to on – powiedziała widząc jego zdziwioną minę – Chester, ja nie wiem czy sobie tam poradzę. Boję się…
- Masz mnie – uśmiechnął się i złapał za jej drugą dłoń. Odwzajemniła jego uśmiech, lecz szybko sprostowała:
- Nie mam cię dwadzieścia cztery godziny na dobę, ty masz swoją pracę, ja teraz już swoją. Nie jesteś ze mną cały czas, szczerze mówiąc wiem, że mogę się zwrócić do ciebie o pomoc, ale… - przerwała i szukając odpowiedniego zakończenia trochę się zastanowiła. Po chwili rzuciła – Ale, nie ma cię ciągle, muszę sobie też jakoś sama radzić, a szczerze mówiąc świadomość, że ten facet będzie ze mną spędzał tyle czasu co ty mnie dobija.
- Dasz radę – powiedział jej po chwili i wziął głęboki oddech.
- Ze świadomością tego, że dokładnie wie co robiłam o danej godzinie… - zaczęła zrezygnowana – Może teraz się odczepi jak zamieszkam u ciebie, ale boję się że sprowadzę też na ciebie problemy. Coś mi tu nie gra, kto by nagle się zainteresował moim życiem?
- Może się zakochał – Zaśmiał się i spojrzał na jej wymowny uśmiech.
- Nie żartuj – przewróciła oczami i sprostowała – Jakby nawet pokazywał trochę prawdziwej empatii to mogłabym coś nad tym pomyśleć, ale tu chyba chodzi o coś innego. Po tej rozprawie miało być bajecznie, układałam sobie scenariusz, że jesteśmy tylko my, bez żadnych problemów. A tu przychodzi taki kretyn, z którym mi już naprawdę nie jest to śmiechu. Czasem mnie to krępuje, może nawet nie krępuje, jestem zła, wściekła.
- Idźmy z tym na policję.
- Nie! – krzyknęła krótko.
- Czego? On nie może sobie pozwalać na takie coś, no przestań, że zgodzisz się na jego warunki!
- Chester, mi się zdaję że tu może chodzić o coś więcej i policja nic nie zrobi.
- To o co chodzi?
- Gdybym ja to wiedziała – powiedziała i wzięła głęboki wdech – Starałam się podchodzić do tego z dystansem, obserwował mnie, tyle wiedziałam. Ale teraz nie jest mi momentami do śmiechu, zresztą komu by było?
Chester spojrzał na nią i zaczął pocierać delikatnie palcami o jej dłoń. Ta uśmiechnęła się i zarzuciła drugą ręką swoje włosy do tyłu.
- Będę z nim pracować – powiedziała zrezygnowana i dodała – Za niedługo chyba znowu będę szukać jakiejś nowej pracy jak sobie nie poradzę.
- Przyjmą cię teraz wszędzie – odpowiedział jej. Spojrzał w jej brązowe tęczówki i zarzucił swoje dłonie na jej plecy. Nadal nie mógł sobie wybaczyć tego, że patrząc w jej oczy wywołuje u siebie ból. Z początku jest normalnie, ale wspomnienia wracają razem z wyrzutami sumienia. Spojrzał na nią po raz kolejny i jak dziecko wtulił się w uśmiechniętą kobietę.

                                                                         ***        
- Mówiłam ci już, że uwielbiam takie miejsca? – spytała siedząc nad wielkim urwiskiem. W tej chwili patrzyła na całe Los Angeles. Rozświetlone drogi i budynki tworzyły bajkowy obraz, a cisza sprawiała powrót wspomnień. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na Shinodę, który siedział z piwem w ręku. Nagle złapała za jego puszkę, a ten zaskoczony odskoczył na bok. Lisa odebrała mu ją, upiła ogromny łyk i wręczyła ją ponownie Mike’owi. Ten zaśmiał się i spojrzał na nią jak kładzie się na trawie. Na jego twarzy zagościł duży uśmiech, gdy zobaczył jej przymknięte powieki, a sam położył się obok niej.
- Mogę zabierać cię tu częściej – zaczął Mike patrząc w gwiazdy. Była ich tylko niewielka część, większość została przysłonięte przez wielkie chmury.
- Pięknie tu – oznajmiła szepcząc i spytała – Często tu przychodzisz?
- Przychodziłem – odpowiedział jej – Teraz już nie za bardzo. Szczerze mówiąc nie miałem dzisiaj pomysłu na nasze spotkanie, więc zaproponowałem to miejsce. Potrzebuję chyba odpoczynku, mam za dużo roboty na głowie. Ponadto musze się też oderwać od tej szarej rzeczywistości. Ciągle natrafiam na jakieś artykuły o sobie, większość tych szmatławców już usunęła skargi, ale jeszcze zostają osoby, które…
- Ej! – wstała z miejsca i spojrzała z góry na zaskoczonego Shinodę – Mówiłam ci, że będzie lepiej jak ominiesz te wszystkie plotki.
- Tak się nie da, zawsze na coś natrafisz.
- Ta Jessica to podła suka, to wszystko przez nią.
Shinoda zamilczał. Słysząc jak Lisa zmienia temat westchnął i usłyszał:
- Może powiesz, że to nie jej wina.
- To jest jej wina – odpowiedział – Ale spróbuj mnie zrozumieć…
- Kochasz ją? – Spytała po chwili patrząc w jego oczy.
- Słucham? – Zaskoczony aż podniósł się z miejsca i popatrzył na odbite światło na jej rudych włosach. Stanowczość na jej twarzy twierdziła, że pytanie było poważne, a on powinien na nie odpowiedzieć – Sam nie wiem… Nie wiem czy to jest miłość, czy przyzwyczajenie jak mówił mi Chester czy może już zupełna desperacja. Zawsze coś zostanie w moim sercu mimo tego, że to już zakończony rozdział w moim życiu, ale chyba nie potrafiłbym ponownie się z nią związać. Za bardzo by mnie ten powrót bolał, a ja nie chce być naiwnym masochistą. Chcę po prostu ją odnaleźć i dowiedzieć się co się stało.
- Rozumiem – odparła krótko i ponownie popatrzyła na jego oczy. Mieniły w sobie gwiazdy na niebie, a widząc je uśmiechnęła się w duchu. Złapała się nagle za ramiona. Zimno przeszło po jej całym ciele, ale nie dała tego po sobie poznać, tak bynajmniej się jej wydawało.
- Chłodno jest… - stwierdził po chwili Shinoda.
- Trochę – nie zaprzeczyła.
W tej chwili Mike ściągnął swoją kurtkę i podał ją kobiecie. Lisa spojrzała na niego zaskoczona i usłyszała:
- Bierz, widzę, że ci zimno, a ja na razie jej nie potrzebuję.
Uśmiechnęła się i będąc już w totalnej rozsypce wzięła do ręki narzutę i ją na siebie zarzuciła.
- Dzięki – Uśmiechnęła się do niego. Mike odwzajemnił jej uśmiech i poczuł jak kobieta opiera się plecami o jego klatkę piersiową. Wziął swoje ręce i zarzucił na przód obejmując ją tym samym w pasie. W tej chwili tkwili wiele metrów nad piękną panoramą wielkiego miasta. Byli tylko oni, nikt więcej.

***

Brunetka przejrzała się w lustrze. Złapała za jakiś balsam i delikatnie go nałożyła na dopiero co umytą skórę. Spojrzała na swoje paznokcie, a później na włosy. Postanowiła je rozpuścić. Jednym ruchem ściągnęła gumkę do włosów i zaczęła rozczesywać potargane pasma. Nie mogąc się zdecydować czy zarzucić je w bok, czy jednak ma je zostawić proste męczyła się z wyborem fryzury przez długi czas. Widząc grymas na swojej twarzy postanowiła zarzucić je na prawą stronę. Popatrzyła na swój uśmiech w lustrze i otworzyła drzwi od łazienki. Szybkim ruchem powędrowała w stronę sypialni i delikatnie uchyliła drzwi. Postawiła nogę na dywanie i spojrzała na odwróconego Chestera.
Siedział przy biurku i pisał coś na jakiejś kartce. Zaintrygowana tym faktem spytała siadając na łóżku:
- Co robisz?
- Mike mnie poprosił o kilka poprawek w tych tekstach, a jakoś nie mogę się skupić… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją głowę o jedną z dłoni.
- Długo będziesz tak pracował? – Spytała się po chwili poprawiając swoją piżamę. Zaczesała po raz kolejny swoje włosy i usłyszała:
- Myślę, że tak…
Nastała głucha cisza. Emily położyła się na wygodnym łóżku i poprawiła ramiączko od piżamy. Patrząc nadal na pracującego Benningtona przegryzła wargę i znowu zaczęła:
- Dzisiaj nie było aż tak źle – spojrzała na jego nagie plecy i odwrócona w jego stronę kontynuowała – Dzisiaj się nie zjawił, nie wiem dlaczego. Przypuszczam, że mogło chodzić o to, że albo dzisiaj mu coś wypadło, albo jednak nie będziemy tak na sto procent pracować w tym samym czasie. Fakt powinnam być na to przygotowana.
Nie usłyszała nic. Mężczyzna nadal wpatrywał się w żółtawy ołówek i rozciapywał rysik po zgiętej kartce. Zaczął liczyć w skupieniu swoje błędy. To byłby idealny moment by z nią poważnie porozmawiać jednak przeznaczył cały dzień na przemyślenia. Nie powie jej i będzie się za wszelką cenę starał by ta przespana noc z Marlene nie wyszła na jaw. Będzie to trudne, ale z czasem myśli że może sobie poradzić. Marlene pewnie wyjedzie do Paryża i te wszystkie głupie problemy się skończą.
Nagle poczuł jej oddech za sobą. Podskoczył lekko, ale się nie odwrócił. Uśmiechnął się w duchu jak kobieta pochyliła się lekko spoglądając na zapisaną kartkę.
- Dla mnie jest w porządku… - zaczęła czytając pierwsze wersy. Bennington spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się jak ona również to zrobiła.
- Dla mnie niby też – zabrał głos po kilku minutach milczenia – Ale jednak nie do końca, nie wiem co jest źle. Czytam to raz, dwa i jest dobrze. Za dziesiątym razem to już do mnie nie przemawia…
- Nie jestem tekściarzem, ale szczerze mówiąc ja nie mogłabym czegoś wymyślić pod presją tego, że muszę to zrobić. Musiało by mi to nagle wpaść do głowy.
- Szczerze mówiąc też tak mam, ale Mike się uparł…
- Mike się często upiera – zaśmiała się i delikatnie oparła swoje dłonie na jego ramionach. Czując jej dotyk poczuł ciepło w sercu.
- Nie żebym cię odciągała – zaśmiała się i przybliżyła głowę do jego twarzy – Ale myślę, że pisanie tekstów dzisiaj za bardzo cię nie wciągnęło…
Wzdrygnął się. Słysząc jej uwodzicielski ton zamarł. Może nie on, jego umysł domagał się racjonalnego myślenia.
Nagle poczuł jak kobieta dotyka jego ramion. Delikatnie przejechała po jego zimnej skórze powodując u Benningtona jeszcze większe ciarki.
„I co Chester? Biorą cię wyrzuty sumienia?” – spytał samego siebie gdy kobieta dotknęła dłońmi jego klatki piersiowej. Oparła swoją głowę o prawy bark i cicho się śmiejąc pocałowała nieśmiało jego prawy policzek.
Nie widząc z jego strony żadnej reakcji odsunęła się lekko, ale nie tak bardzo jak to miała w planie.
- Chazz… - zaczęła lekko się uśmiechając – Dokończ to jutro… Albo nie – przerwała nagle – Razem to dokończymy, może nie sprawdzę się w tym dobrze, ale spróbuję.  
Spojrzał w dół. Widząc jak kobieta nadal zmysłowo dotyka jego klatki piersiowej uśmiechnął się w duchu, lecz tego nie okazał. Nic więcej nie zrobiła, czekała na jego ruch.
Nagle odwrócił się ku niej i nie potrafiąc spojrzeć nawet w jej oczy ominął jej wzrok. Przełknął głośno ślinę i pocałował delikatnie jej policzek. Po chwili jednak wziął w ręce kartkę papieru oraz ołówek i rzucił:
- Przepraszam… - uśmiechnął się do zaskoczonej kobiety i dodał – Naprawdę, muszę to na jutro skończyć.
Zdziwiona Emily usiadła na łóżku i spojrzała na wychodzącego Chestera. Bez odwracania się szybko rzucił:
- Jakby co będę na balkonie.
- Jest trochę zimno – zauważyła.
- I tak muszę się przewietrzyć – odparł i zniknął za drzwiami.
Usłyszała tylko trzask. Przeklęła w duchu za swoją natarczywość i zastanowiła się co zrobiła nie tak. Biła się z myślami, choć tak naprawdę Chester miał rację. Położyła się i spojrzała z dołu na zaciemniony sufit. Będąc na siebie zła zgasiła lampkę i otuliła się kocem wymuszając sen.

***

Emily weszła do kuchni poprawiając w biegu swoje włosy. Spojrzała na siedzącego Chestera, który rzucił jej wielki uśmiech i zaczął się przyglądać jej ruchom. Wlała do szklanki gorącej wody parząc tym samym sobie kawę i usiadła obok niego. Zaczęła rytmicznie mieszać napój łyżeczką i zadała pytanie:
- Gdzie dzisiaj spałeś? Nie było cię… - zaczęła patrząc mu w oczy – Dziwnie się czułam z myślą, że zajęłam ci całe łóżko, a ty…
- To się tak nie czuj – przerwał jej i oznajmił – Przespałem się na kanapie z własnej woli. Nie miałem już siły iść na górę do sypialni więc usnąłem tu, a byłem bardzo zmęczony, uwierz mi – uśmiechnął się.
- Mogę zadać ci pytanie? – spytała po chwili patrząc na jego twarz. Zaskoczony kiwnął głową i zaczął słuchać.
- Czy ty w ogóle jesteś zadowolony z tego, że tu jestem? – spytała po chwili – Może ja jestem przewrażliwiona, albo nie wiem, ale moim zdaniem było lepiej jak mieszkałam w siebie – spojrzała na jego oczy i spytała z bólem – Mam się wyprowadzić?
- Dramatyzujesz – oznajmił, lecz patrząc na jej wymowną minę sprostował – Po prostu źle ci się wydaje, że nie jestem zadowolony, nawet nie wiesz jak się cieszę. Ostatnimi czasy jestem bardzo zmęczony, uwierz mi praca nad tym wszystkim nie jest taka łatwa. Zresztą chyba sama wiedziałaś w co się pakujesz – dziwnie zadowolony z szybko wymyślonej wymówki o zmęczeniu oparł się o blat i rzucił – A zresztą, przepraszam cię za wczoraj.
Ta uśmiechnęła się i upiła łyk kawy. Po chwili bez zastanowienia rzuciła:
- To chyba ja powinnam przeprosić, a nie ty.
- Mogłaś się poczuć urażona – odpowiedział.
- Ale nie jestem – uśmiechnęła się szczerze i dodała – Nawet nie jestem zła.
Ten uśmiechnął się i spojrzał na jej dłonie. Delikatnie okalały gorącą szklankę co chwilę zmieniając swoje położenie. Emily widząc jego zahipnotyzowany wzrok spróbowała go jakoś odwrócić, ale na nic innego w tej chwili nie było jej stać.
Upiła ostatni łyk i wychodząc z kuchni rzuciła:
- Ja wychodzę, nie wiem kiedy wrócę, mam trochę spraw do załatwienia.
Chester spojrzał na nią pytająco, a ta odwróciła się od niego i pobiegła pod drzwi zostawiając mężczyznę samego z własnymi myślami.

***

Emily wzięła w ręce czerwony materiał i zawiesiła go na wieszaku. Popatrzyła na kolejne ubrania i powtórzyła czynność. Przetarła po chwili czoło i spojrzała w dal sklepu. Nagle poczuła jego oddech.
- Pomogę ci – zaproponował i wziął do ręki czarną sukienkę. Spojrzał na nią, na Emily i znowu na nią. Po chwili rzucił – Pasowałaby na ciebie…
- Sprawdź cenę, a potem mów – uśmiechnęła się złośliwie do niego, chociaż wie, że nie powinna.
- Mogę ci ją kupić – zaśmiał się. Ta spojrzała na niego jak na kretyna i odparła:
- Ale ja nie chcę.
- I tak nie mam dziewczyny, dzieci. Kasy mam zanadto…
- Jak kasy masz od fula, to dlaczego pracujesz w takim zwykłym sklepie? Na czym ty zarabiasz?
- Teraz na tym, ale wcześniej kręciło się pewne ciekawe interesy – puścił jej oczko, a ta wywróciła oczami – A jestem tu jak ci kiedyś mówiłem – polubiłem cię.
- Szkoda, że to nie działa w dwie strony – rzuciła po chwili odwracając się od niego. Wkurzony tą uwagą rzucił:
- Nie potrzebna mi twoja sympatia do niczego – zaśmiał się – możesz mnie nawet teraz nienawidzić, co ja mówię – zaśmiał się bardziej – Już mnie nienawidzisz!
- To nie wiem po co ci to wszystko – odparła do niego – Moje życie jest aż takie interesujące? Możesz mi do cholery wyjaśnić o co ci chodzi? Nie mam ochoty słuchać tego wszystkiego, masz mnie zostawić w spokoju! – wręcz krzyknęła, ale nie zwróciła uwagi innych. Nadal robiła to co jej polecono.
- Brzmisz groźnie – zaśmiał się, a ta wkurzona zacisnęła dłonie w pięści i wzięła głęboki wdech. By tylko się powstrzymać od przywalenia temu typowi… - Lubię jak się złościsz, wtedy wyglądasz bardziej interesująco.
- Odczep się ode mnie – rzuciła bez zastanowienia i spojrzała na jego twarz. Wyglądał niebanalnie. Jego duże oczy w prawie czarnym kolorze idealnie komponowały się z jego bladą cerą. Wyglądał niczym zjawa. Odwróciła się od niego i usłyszała:
- Ja musiałem się bardzo starać o tę pracę, a tobie zazdroszczę…
- Czego? – Spytała teoretycznie – Też się o nią starałam.
- Ta, jasne – rzucił jej i się uśmiechnął – Wiesz, czemu ją dostałaś?
Spojrzała na niego pytająco i widząc jego roześmianą twarzy rzuciła:
- Nie zrobiłam nic niestosownego, dostałam ją sprawiedliwie, nie wiem w czym robisz znowu problem.
- Po pierwsze jesteś kobietą – spojrzał na nią od góry do dołu i dodał – Ładną kobietą, bez męża, bez dzieci z fajnymi atutami – uśmiechnął się – Ponadto nasz szef słucha takiej muzyki, jaką tworzy twój chłopak. Myślisz, ze to przypadek?
- Widzę, że jego też śledzisz – rzuciła mu.
- Po prostu słyszałem jak o nich mówił – Zaśmiał się.
- Twierdzisz, ze dostałam pracę tylko dzięki temu że Chester jest sławny? – Spytała zaskoczona – Jesteś nienormalny, lecz się, naprawdę – rzuciła po chwili.
- Przyznaj gdyby nie on nie stałabyś teraz przede mną, dziękuj więc mu, że tak na ciebie wpływa. Że w ogóle wpływa tak bardzo na twoje życie.
- Nie lecę na jego sławę! – powiedziała głośno – W ogóle niech cię to nie interesuje.
- Nie twierdzę, że lecisz na kasę, chociaż i tak masz pewnie dużo dogodności – uśmiechnął się i zawiesił na stojak kolejne ubranie – Po prostu wyciągnął cię z tego durnego dołka po stracie rodziców. A właśnie – Zmienił temat – Twój ojciec chcę cię poznać.
Zamarła. Spojrzała na niego jak na kretyna i rzuciła:
- Mój ojciec nie żyje, jak już interesujesz się takimi drobnostkami o mnie, mógłbyś wiedzieć coś takiego.
- Który rodzic? – Zaśmiał się i popatrzył na jej zaskoczoną twarz. Wkurzona jego dennym stwierdzeniem oznajmiła:
- Nie rozumiem.
Zbita kompletnie z tropu oparła się o ścianę i spojrzała na Toda. Widząc jego lekceważący wyraz twarzy coraz bardziej się zdenerwowała i stanęła przed nim.
- O co ci chodzi? Gadaj!
- Przestań tak na mnie naciskać – Zaśmiał się – Jednak potrafisz się słodko złościć.
- Wyjdziemy ze sklepu to jak nic ci przywalę, naprawdę.
- Nie biję kobiet – zaśmiał się – Ale jak mnie uderzysz to zrobię wyjątek, uwierz mi.
Wściekła złapała za niepotrzebne wieszaki i odwróciła się na pięcie. Nie oglądnęła się za siebie, miała go dość. Była zła, bardzo zła, zła jak nigdy. Tod doprowadzał ją do jakiejś niezdefiniowanej furii, każde przybywanie z tą osobą kończyło się właśnie takim nastrojem.
- Przepraszam, ja miałem tylko przekazać informacje słonko – Rzucił jej mężczyzna i widząc jak spowalnia krok dodał – Uwierz mi, twoja mina była bezcenna.
Będąc już w kompletnej kropce podeszła pod ladę. Nie wiedząc co myśleć o jego słowach zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Czy to musi się dziać naprawdę? Czy ta rzeczywistość musi być taka podła?

***
Bennington siedział w najlepsze obok swojego przyjaciela. Popijali razem piwo patrząc się co chwilę na lecący program w telewizji. Mike wziął do ręki kolejną puszkę i spojrzał na pilot. Wziął go do ręki i przełączył na inny kanał.
- Czyli mieszkacie ze sobą… - stwierdził po chwili widząc położoną kosmetyczkę Emily na blacie. Bennington kiwnął głową i zahipnotyzowany popatrzył na jej bluzkę. Niby była schudną osobą, ale chyba dzisiaj naprawdę nie miała czasu położyć jej gdzie indziej – Marlene do mnie dzwoniła – oznajmił po chwili.
Chester wzdrygnął się. Spojrzał na niego zaskoczony i usłyszał:
- Wynajęła jakieś mieszkanie, niedaleko. Powiedziała, że będzie często nas odwiedzać, no i że nie planuje na razie nigdzie wyjeżdżać, chyba znalazła pracę.
Zaskoczony tą wiadomością cisnął puszką i mruknął coś pod nosem.
- Nie cieszysz się? – Spytał zaskoczony – Przecież to Marlene, tak ją lubisz.
- Nie, że się nie cieszę – odparł zrezygnowany. Mike widząc jak kłamie w żywe oczy spojrzał na niego znacząco – Dobra, nie za bardzo.
- Pokłóciliście się?
- Tak jakby.
- O co chodzi? – Spytał.
- Nie radzę sobie Mike… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją twarz o dłonie. Popatrzył na brudny dywan i dodał – To mnie przerasta.
- Chazz co się dzieje? – Zapytał zaskoczony. Wyłączył telewizor i spojrzał na jego zrezygnowany wyraz twarzy. Jak dziecko siedział na kanapie i cudem hamował swoje negatywne emocje.
- Emily… - zaczął.
- Pokłóciliście się? – Spytał i dodał – To normalnie w związkach, nie przeżywaj tego jak baba!
- Nie! – krzyknął mu i wstał z kanapy. Przeszedł dwa razy wzdłuż pokoju i popatrzył na zdezorientowanego Shinodę. Mężczyzna siedział na wygodnym siedzeniu i patrzył ukradkiem na jego czyny.
- To co? – Spytał po chwili – Co się stało?
- Nie mogę powiedzieć – rzucił bez namysłu.
- Widzę, że coś się stało. Jesteś taki osowiały.
- Musisz mi pomóc – oznajmił po chwili. Zaintrygowany jego propozycją przybliżył się bardziej, a Chester widząc jego chęci uśmiechnął się pod nosem i rzucił:
- Muszę utrzymać przy sobie Emily – Zaczął i wziął głęboki wdech – Boję się, że pewnego dnia ją stracę wszystko przez moje głupie nieprzemyślane błędy. Nie potrafię patrzeć na nią tak jak kiedyś, mam w sobie jakieś dziwne emocje. Najlepszym rozwiązaniem by było jej unikać, ale to byłoby dobre rozwiązanie tylko dla mnie.
- Coś musiało się stać – oznajmił po chwili – Czego tak się dzieje?
- Zrobiłem coś głupiego, Mike musisz mi pomóc.
- Ale jak?
- Trzymaj Marlene daleko od Emily, ja nie zawsze mogę, ale postaraj się.
- Co ty do cholery zrobiłeś? – Spytał bardziej zdezorientowany.
- Coś bardzo głupiego – powiedział i spojrzał na jego zszokowaną minę. Nie czując już kompletnie nic oklapł na kanapę i oznajmił – Zabijesz mnie, szczerze mówiąc sam mam się ochotę zabić. To jest takie dziwne, bo kiedyś bym się tym nie przejął, a teraz same myśli o tym mnie zabijają…
- Co ty zrobiłeś?! – Spytał głośno po raz ostatni.
- Przespałem się z Marlene – rzucił zdenerwowany i schował głowę w dłoniach. Zrozpaczony swoim czynem nie mógł nawet popatrzyć na przyjaciela, odciągał wszystkie rzeczywiste obrazy by doskonale schować się w swoim wyimaginowanym świecie.
- Co kurwa? – Spytał bardziej zaskoczony i podszedł pod Benningtona. Mocno szturchnął jego ramieniem. On podniósł głowę i spojrzał na minę Mike’a. Nie zdradzała nic konkretnego, ale można było wyczytać z niej wielką złość – Zdradziłeś Emily?!
- Nie wrzeszcz na mnie! – Wrzasnął i poczuł jak Mike popycha go tak, że opadł całkowicie na kanapę. Zaskoczony jego czynami odsunął się od niego i usłyszał:
- Ty jesteś popieprzony! – Krzyknął do niego – Nie, nie wierzę…
- Mike ja tylko chcę pomocy!
- Sam sobie pomagaj! – Odrzekł i spotkał się z jego dziwnym spojrzeniem. Na jego twarzy malowało się wielkie rozczarowanie, a sam nie mógł nic powiedzieć – Po co ci to było? Fajnie było?
- Ja nawet nic nie pamiętam – oznajmił zdenerwowany – Byłem pijany!
- No tak, to cię usprawiedliwia! – krzyknął – Byłeś pijany. Zapomniałem, że jak jesteś pjany to wszystko ci można – zaśmiał się i dodał – Może uspokój te swoje czyny po alkoholu? I co powiesz jej teraz? Będziesz ją okłamywać?
- Nie zachowywałeś się tak jak mówiłem ci o poprzednich …
- O tak, wtedy też sypiałeś z laskami gdy tylko nadarzyła się okazja – przerwał mu i wściekły rzucił – Myślałem, że się zmieniłeś, że dałeś radę zerwać z przeszłością. Chyba nigdy nie nauczysz się co to zobowiązanie i miłość.
Znieruchomiał. Słysząc jego zarzut spojrzał na swoje dłonie. Czy rzeczywiście wszystko przekreślił?
- Mówiłeś, że ją kochasz, że ci na niej zależy – odparł po chwili bez emocji – Gdzie to wszystko, zniknęło? Chcesz by cierpiała znowu? Ze Scottem było tak samo, zdradził ją. Ona do cholery jasnej świata poza tobą nie widzi, a ty jej robisz takie rzeczy! – Wrzasnął i oparł się o ścianę – Myślałem, że już trochę zmądrzałeś. I Chester nie, nie będę cię chwalił za taki czyn, sam przecież wiesz, że źle zrobiłeś. Mam ci prawić kazania na ten temat? Sam wiesz co zrobiłeś, jak to może się skończyć – zwrócił się do niemu i dodał – Może cię zdziwię, ale mi też zależy na Emily. Widziałem wszystko przez co przeszła, ten cały etap jej poznawania, potem narodziła się przyjaźń. Wybrała ciebie! Nikogo innego tylko ciebie. Od samego początku widziałem jak do ciebie lgnęła. Jak była w tym szpitalu, to nic innego się nie liczyło tylko to by się z tobą spotkać! Już nie pamiętasz jak leżała cała w krwi w tej pieprzonej łazience…?
- Mike przestań – wrzasnął gdy poczuł jak łzy pomału cisną się mu do oczu.
- Nie Chester! Pamiętasz panikę, to że możesz ją stracić? Co jej wtedy powiedziałeś? – Spytał – Ja nadal to pamiętam, myślisz, że nie słyszałem jak oznajmiłeś jej, że nie dasz rady bez niej żyć? Że jeśli jej się coś stanie ty na następny dzień sobie z tym nie poradzisz? Nadal tak twierdzisz?
- Kocham ją i ta głupia noc tego nie zmieni – rzucił po chwili czując wielki ból w gardle. Bał się wypowiedzieć każde słowo, nigdy wypowiadana zdania nie cisnęły w nim takiego potwornego bólu – Nie przekreśliłem mojego uczucia, a najgorsze jest to że po tym Marlene wyznała mi miłość!
Shinoda spojrzał na niego jak na kretyna i walnął się w czoło.
- Powiedziała ci że cię kocha? – Zaskoczony usiadł na kanapie i rzucił – Chazz ty jesteś kompletnym idiotą, co ty teraz zrobisz?
- Mike ja wiem, że to wszystko zepsułem… - odpowiedział mu patrząc w jego oczy. Mike wyczytał z nich smutek i żal, nic więcej. Nie wierząc w tą sytuację zamknął oczy i nagle usłyszał trzask drzwi. Ku ich oczom ukazała się Emily.
- Cześć – rzuciła im z wymuszonym uśmiechem – Nie pytajcie, moja praca to najgorsza rzecz jaka mogła się zdarzyć.
- Jest aż tak źle? – Spytał Bennington i wstał z kanapy. Mike spojrzał na nich. Czarne włosy opadały idealnie na jej ramiona, a brązowe oczy zbyt bardzo się świeciły, wyczytał z nich, że przed chwilą mogła płakać. Nie powiedział nic. Popatrzył jak Emily podeszła pod ich kanapę i usiadła obok Benningtona. On widząc ją pocałował ją lekko na powitanie i spotkał się z dziwnym wzrokiem Shinody. Wstał i spojrzał na przyjaciela jak na kretyna.
- Chester napisałeś w końcu ten tekst? – Spytała po chwili zaciekawiona kobieta. Oparła się o kanapę i usłyszała pytanie gościa:
- Jaki tekst?
Dziewczyna spojrzała na Mike i oznajmiła:
- No ten, który Chester musiał na dzisiaj poprawić…
Nadal będąc w kropce przestudiował to wszystko i rzucił:
- No wiem, tylko to nie było na dzisiaj, Chazz byliśmy umówieni na za tydzień.
Emily spojrzała na siedzącego chłopaka. Nie wiedząc co myśleć o tej sytuacji spojrzała na niego pytająco i usłyszała:
- Potem nie mógłbym mieć czasu, wolałem to zrobić wczoraj wieczorem…
Kobieta wstała z kanapy. Dziwnie zażenowana jego poczynaniem odeszła od niego zachowując powagę i spojrzała na Mike’a.
- A o co chodzi?
- O nic – rzucił zbity z tropu Bennington. Nie przewidział takiego zagrania ze strony Emily.
Shinoda widząc sytuację między nimi spojrzał znacząco na Chestera i wkurzony wyszedł z pomieszczenia. Zasygnalizował mu, że będzie dzwonił i rzucił szybkie „cześć”. W pokoju zapadła cisza.
Nikt się nie odezwał, Chester nawet nie mógł odnaleźć wzrokiem swojej dziewczyny. Wkurzony tym, że jego wczorajsza wymówka nie wypaliła walnął pięścią w stół i poczuł wielki ból w okolicy nadgarstka. To i tak mniej bolało od tego wszystkiego co się w tej chwili działo.



Boże, patologia tutaj jakich mało, spokojnie jestem tego świadoma, że wszystko się popieprzyło :)
Fakt, wychodzi druga Moda na Sukces. W ostatnim rozdziale przeczytałam komentarz o tym, że rozwijam tego bloga w nieskończoność itd, itd.
No fakt, to prawda, a ja doskonale o tym wiem.
Tak siadłam ostatnio w skupieniu i zaczęłam wyliczać ile zostało do końca. Nie chcę zostawiać tego bloga bez durnego, dennego zakończenia gdzie połowa rzeczy jest niewyjaśniona, a fakt, wolałabym się zabrać za coś innego. To jest dziwne w moim przypadku, bo zastrzegłam się że to będzie mój pierwszy blog z opowiadaniem, który doprowadzę do samego końca jak to sobie wyobrażałam. Tak czy owak, mam kilka planów do dalszego ciągu zdarzeń. Wyliczyłam gdzieś jeszcze około 15-20 rozdziałów. Na 100% nie mogę sobie tego tak wyobrazić, ale też mam pewną koncepcję jak to zrobię.
Mam w końcu pomysł na coś nowego :)
Pozostaje mi tylko podziękować za przetrwanie tylu rozdziałów, tylu błędów, tylu pogmatwanych scen itd.
O i nie mogę też zapomnieć o wyświetleniach. Liczba 20k po prawej stronie bloga jest naprawdę niesamowita :) Nigdy nie sądziłam, że dobiję aż tylu wyświetleń, serio.
Dzięki wielkie :)