niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział XLVI



Cisza od dłuższego czasu okalała całe to pomieszczenie. Jedynie oddech i pojedyncze pomruki pod nosem ją zakłócały, ale nie w taki sposób by osoba obok zwróciła na to uwagę. Chester popatrzył na kobietę spod swojego komputera i mając już w głowie koncepcję jak zacząć tę rozmowę zwątpił. Zapatrzony nadal w monitor ukradkiem obserwował każdy ruch swojej dziewczyny. W tej chwili wyciągała coś z szafki, chyba bluzkę. Przyjrzał się bardziej. Tak, to jedna z ulubionych bluzek Emily, tego jest pewny. Nagle zobaczył jak odwraca się w jego stronę. Odsunął swój wzrok udając, że ciągle robił coś innego.
- Wrócę później – rzuciła bez emocji i zniknęła za drzwiami. Wkurzony swoim i jej zachowaniem spojrzał na swoje dłonie, a później na jej walizkę. Kolejna samotna noc od czasu jej przyjazdu. Myślał, że to wszystko się naprawi, jakoś zmieni swój bieg, ale w tej chwili jest to niemożliwe.
Wstał z łóżka na którym spędził noc sam ze sobą i spojrzał za okno. Widząc jak kobieta nerwowo łapie za klamkę od jego furtki wzdrygnął się, nic więcej. Uśmiechnął się pod nosem, ale przestał uświadamiając sobie, że to tak naprawdę jego wina. To przez niego tkwią w takiej sytuacji, gdzie jakiekolwiek wypowiedziane słowo ma wyraz urażonej dumy jednego z nich. Gdzie każde słowo i czyn wywołuje ból, gdzie to wszystko jest takie puste.
A ta pustka już zaczyna i przerażać ich oboje.                                                                                  

***

Trzymając za rękę wielką torbę zakupami skręciła w drugą uliczkę. Uśmiechnęła się w stronę przyjaciółki i zaczęła:
- Fajnie, że znalazłaś dla mnie czas.
Emily idąc ramię w ramię obok niej odwzajemniła uśmiech.
- Aż tak zajęta nie jestem, uwierz mi – Zaśmiała się cicho i bez emocji postawiła kolejny krok w stronę sklepu z ubraniami - Co chcesz jeszcze kupić?
Tiffany słysząc jej pytanie wzruszyła ramionami i weszła do kolejnego sklepu. Wiedząc, że mogą tu spędzić kolejne pół godziny przy odnajdywaniu bluzki, której i tak nie kupią podeszły pod wielkie stoiska. Zaczęły oglądać je ze wszystkich stron, lecz ani jedna się nie odezwała.
- Co ty taka cicha? – Spytała się po chwili Tiffany. Emily odwróciła wzrok i spojrzała w stronę kobiety. Ta nieśmiało się uśmiechnęła i bez przekonania rzuciła:
- Nie jestem cicha…
- Jesteś – przerwała jej przyjaciółka – I nawet nie zaprzeczaj, kiedyś byś chodziła ze mną i doradzała we wszystkim, a teraz mam wrażenie, ze jesteś tu z przymusu…
- Ej, nie przesadzaj – odparła – Dobrze mnie znasz, jakbym miała być tu z przymusu to wiesz że w ogóle bym nie przyszła, więc się mylisz. Po prostu nie mam koncepcji na zakupy, jestem trochę zmęczona i marzy mi się chłodna kąpiel. Nic więcej.
No tak. Na dworze panowała temperatura zbliżona do 35 stopni, na niebie ani jednej chmurki, a skwar jaki panował na zewnątrz potrafił wykończyć każdą żywą istotę. Czując na sobie krople potu starła je bluzką i przetarła ręką twarz.
- Dobrze, dobrze… - Zaśmiała się widząc stan swojej towarzyszki – Możemy się już wynosić, zaraz mi tu zemdlejesz.
- Nie zemdleję – Odpowiedziała jej – Kupujesz coś?
- Nic mi się nie podoba – Tiffany odwróciła się na pięcie i znacząco stanęła przed drzwiami by spokojnie poczekać na wychodzącą kobietę. Ta złapała za swoje zakupy i założyła okulary przeciwsłoneczne.
- Mogłybyśmy wybrać się na jakąś plażę czy coś…
Emily słysząc jej propozycję skinęła głową, ale nic nie odpowiedziała. Dopiero krzyk podniecenia obudził ją z transu.
- Patrz jakie piękne! – Krzyknęła z uśmiechem pokazując na manekiny za szybą. Na każdych zawieszone były różne suknie ślubne, od tych długich, po krótkie. Stanęła jak wryta przed szybą i spojrzała błagalnie na przyjaciółkę.
- Możemy wejść – Uśmiechnęła się i złapała ją za rękę. Stanęły przed jednym z nich i oceniły każdy detal na sukience.
- Za krótka… - Oznajmiła.
- Lubisz krótkie ubrania – Zauważyła Emily.
- Ale nie suknie ślubne. Uwielbiam je, ale jak to ma być ślub, to niech to wygląda jak ślub, a nie typowa impreza rodzinna – popatrzyła w drugą stronę – O! Ta jest piękna! – Obeszła ją dookoła i widząc cenę sukni rzuciła szybko – A jednak nie.
Emily zaśmiała się głośno i podeszła pod kolejną kreację. Dotknęła jej i uśmiechnęła się w duchu.
- Zobacz tę – Zachęciła przyjaciółkę, a ta szybko znalazła się obok jej ramienia.
- Za duże wcięcie w dekolcie – oznajmiła – Moim zdaniem sukienka bez ramiączek do mnie zbytnio nie pasuje.
- Pasuje – Oznajmiła szczerze i przyjrzała się jej bardziej. Atłasowa wstążka, która opasała dół sukienki, mieniące się na górze cyrkonie i krój sukienki – to wszystko intrygowało brunetkę. Jeszcze raz obeszła ją wokół i rzuciła:
- A może jednak?
- Nie ma mowy, jeśli mówimy o jakichkolwiek sukienkach ślubnych to takich z przynajmniej jednym zakrytym ramieniem i długim dołem. Innych mi nawet nie pokazuj.
Wywróciła oczami i odeszła od niej. Wpatrując się w kolejne suknie uświadomiła sobie, że za każdym razem tworzy obraz własnej ja. Jej umysł podaje jej jak na tacy wygląd tej sukienki na jej ciele dodając przy tym małe detale. Spojrzała na towarzyszkę. Widząc podekscytowaną kobietę wzdrygnęła się na myśl tego, że jednak Joe może to wszystko spieprzyć. Nie raz słyszała od chłopaków z zespołu myśl jaką trzymał w sobie Hahn, czy ona kiedyś wyjdzie na jaw?
Nagle usłyszała wołanie Tiffany. Popatrzyła w prawą stronę i zauważyła jak kobieta trzyma w rękach jedną z sukienek. Uśmiechnięta od ucha do ucha spojrzała na nią jeszcze raz i jeszcze raz…
- Kupujesz? – Spytała zdziwiona.
- Oszalałaś? Chcę ją przymierzyć.
- Kiedy macie datę ślubu? – Spytała po chwili.
- Szczerze? – Zatrzymała się – Nie wiem. Jeszcze tego nie ustaliliśmy.
Zdezorientowana kobieta podążyła za jej krokiem. Wiedząc, że to co robi jest głupotą nie odezwała się ani słowem. Pognała za nią i weszła do wielkiej przymierzalni. Widząc jak kobieta z wielkim uśmiechem wkłada delikatnie na siebie suknię oparła się o ścianę i oceniała każdy jej ruch. Odwróciła się w końcu i zachęciła Emily do zapięcia zamka. Po wszystkim odwróciła się ku niej. Emily nic nie powiedziała, podała jej tylko biały welon i uśmiechnęła się szeroko w jej stronę.
- Piękna z ciebie panna młoda – odpowiedziała szczerząc się w jej stronę.
- Naprawdę ci się podoba? – Prawie krzyknęła z zachwytu. Ogarnęła na prawy bok swoje włosy i obróciła się kilka razy w lustrze.
- Bardzo ładnie w niej wyglądasz – rzuciła ponownie Emily widząc radość ze strony przyjaciółki.
Ta uśmiechnęła się w jej stronę i rzuciła:
- Może ty przemierzysz którąś? Z tego co wiem tamta ci się podobała.
- Ja? – Zdziwiona spojrzała na jej zdecydowany wyraz twarzy i po chwili dokończyła – Z tego co wiem nie jestem z nikim zaręczona.
- Ale jakbyś była to byś myślała nad suknią, prawda?
- Tiffany, ale nie jestem – podkreśliła ze śmiechem – Naprawdę nie ma potrzeby.
- Ale przyznaj, chciałabyś ją mieć co nie?
Trafiając w samo sedno jej uczuć odwróciła się i bez emocji oparła się o ścianę. Nie okazując nic ze swojej strony rzuciła:
- Myślę że tak, ale która kobieta nie pragnie wyjść za mąż? – spotkała się z dziwnym spojrzeniem Tiffany. Zwlekała długo, by dać szansę na jej swobodną wypowiedź, ale nic nie usłyszała – Co?
Ta machnęła ręką i poprosiła Emily by odpięła z tyłu jej suknie ślubną. Swoimi dłońmi złapała za zamek mocniej za niego pociągając.
- Ej, uważaj! – zauważyła Tiffany – Ja jej jeszcze nie kupiłam, a płacić za szkody nie będę.
Ta przeprosiła skinieniem głowy i z zaciśniętymi zębami odpięła suwak uwalniając kobietę z śnieżnobiałej kreacji. Usiadła na jakimś postawionym obok krześle i czekała aż Tiffany wygrzebie się z tej przymierzalni.

***

Każde jej przejście po pokoju budzi niepokój. Z jej strony czy ze swojej? Kto pierwszy wybuchnie i zamieni w zgliszcza to wszystko co było budowane do tej pory? Każdy jej oddech przyprawiał o drgawki, a precyzyjność jej ruchów dłoni próbowała wyprowadzić go z równowagi. Patrząc w jej bladą twarz doznawał czegoś w rodzaju zapomnienia. A może chciał zapomnieć? Od samego początku zakłada niewidzialną maskę, którą stara się utrzymać jak najdłużej, ale to raczej niemożliwe. Zwykłe słowa pożegnania przyprawiają go o ciarki – może to ostatnie pożegnanie?
Przeszła obok niego po raz kolejny. Czując na sobie wyczerpanie dzisiejszym dniem usiadła przed lustrem i zaczęła czesać włosy. Przetarła dłońmi swoje oczy i poczuła jego delikatny dotyk. Wzdrygnęła się i odsunęła jego rękę wpatrując się w jego twarz jak na kretyna.
- Chcę tylko porozmawiać… - Zaczął siadając obok brunetki. Ta nawet nie odkładając grzebienia zwróciła się do niego:
- O czym?
- O tym co się dzieje.
- Powinieneś doskonale wiedzieć co się dzieje – odpowiedziała mu nadal wpatrując się w swoje odbicie.
- Nie ignoruj mnie.
- Nie ignoruję. Słucham cię cały czas, a może nie przez cały – uśmiechnęła się sztucznie i dodała – Przez czas w którym ty się do mnie odzywasz, bo nie często się taki teraz znajdzie.
- Przestań…
- Mówię co czuję, mam kłamać? – Spytała retorycznie i oparła swoje dłonie na drewnianym blacie. Czując na sobie jego tępy wzrok wzięła głęboki oddech i mając ochotę opuścić to pomieszczenie wstała z krzesła.
- Postaram się to poprawić – dodał z wielkim bólem w gardle.
- Co postarasz się poprawić?
- Nasze relacje.
- Od ponad tygodnia mnie unikasz, nie rozmawiasz ze mną. Wiesz, z początku próbowałam to jakoś ratować, chciałam rozmawiać o czymkolwiek by tylko podtrzymać to wszystko, ale to nie jest to samo. Co chwilę gdzieś wychodzisz, nie masz dla mnie czasu. Nawet wieczorem gdzie nie masz nic do roboty, a ja myślę że krzątam się po tym domu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czy wyprowadzić się czy jednak zostać? A teraz po prostu przystaję na twoje warunki.
- To nie jest tak jak myślisz.
- Ja wiem jak jest, od czasu wprowadzenia się tu jestem dla ciebie kimś obcym. Postawmy obok nas taką szklaną szybę, nic się nie zmieni, naprawdę.
Czując jej sarkazm wziął głęboki oddech i oparł dłonie na miękkim materacu. Patrząc na jej każdy ruch postanowił coś z tym zrobić, ale jego umysł domagał się jednego – milczenia. Wiedział, że każde słowo w tej chwili nie rozwiąże nic między nimi.
- Co chwilę się kłócimy, nawet o najdrobniejsze duperele – zauważyła i usiadła naprzeciw niego. Widząc jak Emily ma ochotę doszczętnie wyjaśnić zaistniałą sytuację już był w połowie drogi. Zostało tylko najtrudniejsze.
- To może się nie kłóćmy? – Spytał retorycznie.
- Nie chcesz mnie tu, prawda? – Zmieniła temat patrząc na niego szklanym wzrokiem. Nagle spojrzała w jego oczy, które zdradzały coś innego, coś czego nie mogła zdefiniować. Poczuła jego dotyk. Przyciągnął jej dłoń do siebie, a ta zamiast poddać się jego ruchom przystanęła i ze zdecydowaniem na oczach dodała – Odpowiedz.
- Znasz odpowiedź… - odparł po chwili nadal nie wzruszony jej odepchnięciem.
- Dlaczego stałeś się taki nieobecny?
- Praca… - skłamał po raz kolejny i popatrzył na jej dłoń, która leżała nieopodal jego – Musisz się tylko przyzwyczaić.
- Do tego? – Spytała retorycznie – Chester, ja nie chcę byś był przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie chcę nawet czułych słówek co chwilę, nie chcę tego! Chcę byś mnie tylko nie odpychał gdy tak naprawdę chcę zwrócić się do ciebie z jakąkolwiek pomocą, nie chcę byś mnie odpychał jak nadarzy się okazja i nie chcę byś unikał mojego wzroku. Nawet kiedyś jak miałeś pracę nie przeszkadzało ci to wszystko – przerwała nagle i spytała – Chester, co się dzieje? Coś się stało?
- Nie – odparł z głową w dole. Teraz najważniejsze jest to by nie wybuchnąć. Poszperał w swoim umyśle tego jak mógłby załatwić tę całą sytuację i odparł:
- Postaram się to naprawić – oznajmił nie mając już pomysłu na inne złagodzenie sytuacji. Bez emocji spojrzała w jego pełne żalu oczy i nie wiedząc co powiedzieć zamilkła. Czując prawie każdy oddech na swoim ramieniu spojrzała na swoje dłonie – Daj mi szansę, proszę – dodał po chwili jak kobieta odepchnęła jego wzrok. Złapał ponownie za jej zimną dłoń i zaczął nią pocierać. Nie wiedząc tak naprawdę co poczynić przeklęła się w duchu, że to jednak ona jest na przegranej pozycji. Nienawidziła swojej naiwności, uleganie w niektórych sprawach było pomocne, nigdy nie wychodziły z tego tak wielkie problemy, jednak teraz miała wyrzuty sumienia.
Mężczyzna odsunął do tyłu jej wystający kosmyk włosów i patrząc w jej oczy spytał po raz kolejny:
- To jak?
- Co jak? – Spytała przerywając tę napiętnowaną emocjami sytuację. Widząc jej powoli znikającą złość uśmiechnął się w duchu. Czyli jednak jest szansa by mu uwierzyła. Kamień spadł mu z serca gdy Emily złapała za jego dłoń i dodała:
- Nie wiem czym to jest spowodowane, być może pracą, okey. Wierzę ci – Chester słysząc te słowa poczuł jak jego serce rozbija się na miliony, a nawet biliardy małych kawałeczków. Ich ostrza rozniosły się po całym ciele, tworząc niesamowite mrowienie, a sam nie mógł się skupić na czymś innym. Okłamuje ją – Nie będę tego skreślać, byłabym egoistką – kontynuowała – Jeśli coś jest ze mną nie tak możesz mi powiedzieć…
- Nie Emily, to ze mną jest nie tak, ale obiecuję, że dam radę to zmienić – Słysząc składaną jej obietnicę mimowolnie spojrzała na jego dłonie. Po chwili jedna z nich zbliżyła się ku górze dotykając jej ramienia. Czując niewielkie szczęście, że przynajmniej na ten moment Chester wydawał się być do życia dotknęła jej, ale to okazało się bezsensu. Przełożył ją za jej szyję i mocno do siebie przyciągnął. Nie chcąc zbytnio poddawać się swojej naiwności i impulsywności uśmiechnęła się i odepchnęła Benningtona. Ten nie ruszony spojrzał na jej wybaczalny uśmiech i widząc jak kieruje się do drzwi rzucił:
- Nie śpisz tutaj, ze mną? – Zaskoczony wręcz oparł się o drewniane krzesło.
- Zbyt bardzo zaprzyjaźniłam się z twoim salonem, uwierz mi – Uśmiechnęła się i nie dając za wygraną wyszła z pokoju. Z dziwną satysfakcją, że to ona jednak wygrała w tej wyimaginowanej bitwie powędrowała w stronę kanapy.

***

Stojąc naprzeciw kobiety wpatrywał się w jej każdy ruch. Rude włosy nieraz frunęły obok jego oczu, ale nic nie powiedział. Patrzył na jej każdy wykonany gest.
- Nie mam tego Mike – oparła zrezygnowana – Zawaliłam, wiem o tym. Postaram się poszukać jeszcze tej karty jej rodziców, ale nie ma zbytniej nadziei. Musimy szukać gdzie indziej.
- Co masz na myśli? – spytał zrezygnowany opierając się o kanapę.
- Na razie nic – odparła i bez żadnego poddania się w jej głosie – Ale coś zrobimy – Kolejny raz spojrzała na niego i spytała – Naprawdę chcesz jej szukać?
- Rozmawialiśmy o tym…
- Dobrze, dobrze – przerwała mu by nie doprowadzić do kolejnej dyskusji między nimi. Zapada cisza. Lisa włączyła jakiś program w telewizji i zajęła się robieniem czegoś do jedzenia. Wyjęła z lodówki potrzebne jej rzeczy i rozłożyła na wielkim stole. Nagle usłyszała jego pytanie z drugiego pomieszczenia:
- Pomóc ci?
Ta nie odpowiedziała nic znaczącego, co mogłoby pomóc mu w podjęciu właściwej decyzji. Usłyszała jego kroki i uśmiechnęła się znacząco, czyli jednak pomoc nie okaże się zbędna. Shinoda złapał za jakieś warzywo i trzymając go w rękach zrezygnowany spytał:
- Kobieto, ja nawet nie wiem co to zielsko jest, a mam to jeść.
- Niby jesteś taki mądry – przerwała – tak podobno słyszałam, a nie wiesz, że to niby fioletowe zielsko to bakłażan. Ale nie ważne – spojrzała na Shinodę – to nie jest ci do niczego potrzebne, chyba że będziesz pisać piosenkę o bakłażanach.
- Bardzo dobry pomysł – oznajmił jej nic nie ruszony jej uwagą.
- Przekonaj swoich kolegów z zespołu i zrobicie tym furorę. Hit lata, zimy, jesieni…
- Wydamy to na płycie!
- Tak i okładka będzie cała w bakłażanach! – kontynuowała jego ironiczne gadanie.
- A na okładce płyty małe bakłażanki będą skakały po dużych bakłażanach – zamyślił się i dodał – Nie, to zbyt drastyczne. Tak czy owak płyta będzie nazywała się coś w stylu „W krainie bakłażanów”.
- Kupię ją pierwsza – zaśmiała się.
- Mówisz tak tylko dlatego bym umieścił twoje nazwisko na końcu płyty – zauważył z udawanym grymasem.
- Tak panie Shinodo, tylko o tym marzę – Zaśmiała się i spojrzała na niego. Widząc jak ich robota dobiega końca złapała za deskę do krojenia i wrzuciła ją do prawie pełnego zlewu. Zaśmiała się i ponownie zaczęła:
- Napisz piosenkę o bakłażanach…
Zaśmiał się głośno i usiadł na krześle.
- Jak mi w tym pomożesz…
- Piszemy piosenkę o bakłażanach? – Spytała po raz kolejny stojąc nad nim. Mike spojrzał na nią z góry i starając się nie przejmować jej wzrokiem dodał:
- Mówisz poważnie?
- Zawsze chciałam napisać piosenkę, spełnisz moje marzenie! – Zaśmiała się po raz kolejny i wyciągnęła z szafki jakąś białą kartkę. Wzięła do ręki długopis i pociągnęła towarzysza za rękę do jej salonu. Wyłączyła telewizję i usiadła naprzeciw niego. Muzyk widząc jej wielkie zaangażowanie, a zarazem wielką chęć zrobienia coś razem uśmiechnął się w duchu, ale nic nie powiedział.
- No dajesz, nawijaj o bakłażanach.
- Lisa, ty jesteś stuknięta – Zaśmiał się, ale dostał po chwili jakąś książką. Zaskoczony oburzył się i dodał - Teraz ci nie pomogę.
- Mike, nawijaj jak w tym swoich pobocznych momentach na utworach – Oznajmiła – Dodasz swoje raperskie triki typu „Joł” czy…
- One nie są poboczne – Przerwał jej oburzony – Jesteś złośliwa, wredna, głupia…
- A ty jesteś beznadziejnym tekściarzem, jeśli nie potrafisz nic napisać o zwykłym warzywie to jesteś do kitu.
- Nienawidzę cię.
- Ja ciebie też – Puściła do niego oczko i zajęła się kreśleniem czegoś na zwykłej kartce papieru. Spojrzała znacząco na Mike’a i wybuchła śmiechem.
- Nie możemy napisać czegoś o marchewce? – Spytał zrezygnowany – Więcej bym wymyślił, niż na takiego bakłażana. Co ja w ogóle wiem o takim zielsku? Marchewki jem, a tego warzywa to ja w ustach nigdy nie miałem.
- Czyli napiszesz ze mną piosenkę? – Spytała po chwili.
- O marchewkach, tak.
- Marchewki są oklepane, śpiewają o nich w przedszkolach, na ulicy, pod targiem. O bakłażanie nic nie słyszałam.
- Coś ty się tak tego bakłażana uczepiła? – zapytał po chwili.
- Śmiać mi się chcę z ciebie i tyle – odparła wzruszając ramionami.
- A mi z ciebie.
- Od zawsze byłam śmieszna.
- Na pewno, teraz turlam się po podłodze, ha ha ha – Zironizował jej śmiech, a ta oburzona rzuciła kartką oraz długopisem i rzuciła się na mężczyznę.
- Zejdź ze mnie! – Krzyknął nadal się śmiejąc z zaistniałej sytuacji. Ona całkowicie go przygniatając złapała mocno za jego włosy. Nie robiąc z nimi nic drastycznego opuściła je delikatnie i popatrzyła z góry na jego twarz. Znajdowali się ku sobie tylko o kilka centymetrów. Nagle wszystko ucichło. Ich śmiechy, wrzaski, a ich ruchy przestały być takie dynamiczne. Skupieni na własnym wzroku, widząc swoje odbicie w tęczówkach towarzysza nie pokazywali nic. Wyłączeni zupełnie z tego wszystkiego co było spojrzeli sobie głęboko w oczy. W pewnym momencie Lisa przerzuciła swój wzrok na coś innego. Delikatnie zeszła z ciała Shinody i bez emocji poprawiła swoje rude włosy. Spojrzała na niego, był również zaskoczony jak ona. Była w jednej chwili szczęśliwa, a w drugiej dziwnie spokojna. W każdej chwili mogło coś w niej wybuchnąć, jakaś iskierka mogła rozniecić ogień, a to nie skończyło by się niczym innym tylko pożarem emocji.
Skinęła głową i podeszła pod następne pomieszczenie nie patrząc na nadal siedzącego Mike’a. W tej chwili to i on był w kropce. Zaczesał włosy do tyłu i wypuścił powietrze z ust. Wiedząc tak naprawdę, że ten krok mógł należeć do niego przeklął się w duchu za swoją natarczywość i spojrzał na jej zdenerwowane ruchy. Nie wiedząc tak naprawdę jaki ruch byłby go zadowolił podniósł się lekko, ale nie wstał całkowicie z kanapy.
- Lisa, chcesz jeszcze pisać to o bakłażanie? – Zabrał głos całkowicie zmieszany.
- Możemy pisać o tych oklepanych marchewkach – Uśmiechnęła się do niego – Ale pod warunkiem, że znajdzie się tam przynajmniej jedna wzmianka o bakłażanie.

***

Bennington siedział w zdumieniu przez dłuższą chwilę. Słysząc każdy szept dochodzący zza okna ani razu nie spojrzał na nie. Patrzył albo na swoje ręce, albo na stopy. Nic więcej. Nagle Mike usiadł obok niego i podał mu puszkę z piwem. Nadal zły na przyjaciela przysunął się bardziej i zamknął oczy. Znowu zapanowała cisza. Siedząc w zupełnie pustym studiu można się było odprężyć od całego świata, jednak to nie o to w tej chwili chodziło.
- I jest tak jak sobie wyobrażałeś? – Spytał po chwili Shinoda biorąc łyk alkoholu – Beztroskie życie z Emily, brak wyrzutów sumienia, pocałunki, przytulanki, a może coś więcej… - zironizował – Jest lepiej niż było, prawda?
- Przestań, nie mam ochoty na twoje wręcz denne żarty.
- Sam sobie takie żarty zgotowałeś – Uśmiechnął się, chociaż nie wymagała tego sytuacja – Naprawdę nadal nie wiem co ci strzeliło do głowy – przystanął i przyjrzał się jego zachowaniu. Nadal pusto wpatrywał się w wielką podłogę i nie dawał żadnych pozytywnych znaków, można było wyczytać z nich jedynie zrezygnowanie i wielką porażkę – Wiesz, że to jest prawdopodobne, że przez ciebie tyle osób będzie cierpieć, o samej Emily już nie wspomnę? Zauważ, że ona jest tu z nami głównie dla ciebie, my jesteśmy poboczni. Jeśli dowie się że ją zdradziłeś, a nie sądzę była w niewiadomej do posranej śmierci ona zostawi nas wszystkich i już pewnie nikt nie będzie miał z nią kontaktów.
- Nie dowie się – rzucił szybko.
- A Chesterek będzie udawał, że jest wszystko w porządku, będziecie wielką szczęśliwą rodzinką z dwójką dzieci, a świadkiem na ślubie będzie Marlene – parsknął śmiechem i dodał – Chazz, życie to nie bajka, a Marlene to nie tylko zwykła babka. Wyznała ci miłość! Czy kiedykolwiek zauważyłeś by nie dążyła do tego czego pragnie? Ona w tej chwili chce ciebie i tylko ciebie, nikt tego nie zatrzyma. Po prostu to spierdoliłeś i tyle, pogódź się.
- Nic nie jest stracone, po prostu muszę dopilnować kilku spraw.
- Ty siebie lepiej dopilnuj – dodał ze zdenerwowaniem.
- Wszystko będzie w porządku, ja w to wierzę – odparł bez przekonania i oparł się o miękką kanapę. Patrząc na te instrumenty w pomieszczeniu zamknął oczy i czując jak coś ściska go w gardle zacisnął usta. Czy to wszystko co Mike teraz powiedział może być prawdą?
- Czyli nadal ci zależy na Emily… - zaczął Shinoda.
- Szybki jesteś – odparł z sarkazmem i nadal tkwiąc w dziewczyn melancholijnym stanie rzucił – Ona nie może mnie zostawić.
- Może… - odparł zrezygnowany – Co jak co, ale nie sądzę by chciała chodzić z kimś kto wkłada swojego małego przyjaciela we wszystko co się rusza.
Chester słysząc jego uwagę spojrzał na niego jak na kretyna, ale nic nie odpowiedział. Teraz liczyło się tylko to by Mike stanął po jego stronie, albo nawet nie stanął. Mu chodziło tylko o wsparcie.
Nagle coś zawibrowało w jego kieszeni. Bennington wyjął z kieszeni telefon i zauważył jedną wiadomość tekstową.
- Marlene? – Spytał po cichu zaskoczony i szybko ją otworzył. Zaczął ją czytać, powoli i dosadnie, tak by zrozumieć każde słowo. Słysząc w głowie jej zdenerwowany, aczkolwiek cwany głos wzdrygnął się.
- Co? – Spytał Shinoda widząc jak Chester zbladł przez te kilka sekund.
On nic nie powiedział, podał mu telefon na którym widniała wiadomość:

„Chester, jesteś zwykłym egoistą, lecz jak obiecałam nie dam się tak wykorzystywać. Pogrywałeś ze mną, ale nadszedł czas gdzie to i ja będę pogrywać tobą. I to nie jest zemsta, nie myl pojęć kochany. Po prostu każde twoje sprzeciwienie może skończyć się tragicznie, uważaj ;)”

- Odpisz jej – rzucił zaskoczony Shinoda.
- Co? – Spytał wkurzony. Oparł się o swoje dłonie i spodziewając się najgorszego scenariusza wziął za telefon i wystukał w nim wiadomość:

„Wyjaśniliśmy to, a ty miałaś o tym zapomnieć!  Nie możesz zrozumieć, że nie będę grać z tobą w jakiekolwiek gierki? Nikt ci nie uwierzy, jeśli powiesz o tym co się stało.”

Shinoda widząc jak ręce Benningtona drżą jak szalone spojrzał na jego twarz próbując uświadomić mu, że to tylko zwykła groźba Marlene. Nic nie znacząca zagrywka słowna. Chester jednak nie był do tego przekonany. Wziął łyk piwa i rzucił butelką w wystającą gitarę basową rozlewając na niej trochę napoju. Nie przejmując się tym, że może mieć potem i z tym problemy spojrzał na telefon oczekując jakiejś odpowiedzi.
Nagle dźwięk rozprzestrzenił się po całym studio. Spojrzał zdenerwowany na Shinodę i otworzył wiadomość.
- Kurwa! – przeklął głośno cisnąc telefonem. Mike popatrzył na niego zdezorientowany i widząc zachowanie Benningtona odsunął się od niego. Ten wstał i z całą wściekłością rzucił – Ona zrobiła nam zdjęcia z tamtej pieprzonej nocy!

***

- Emily? – Spytał się po chwili jej współpracownik gdy zauważył jej lekceważące podejście do jego słów – Jesteś na mnie zła za tamto co ci powiedziałem?
- Po prostu mógłbyś czasem ugryźć się w język – oznajmiła mężczyźnie i stanęła obok kasy. Nie chcąc publicznie rozwikływać swoich potyczek słownych z obecnym tu Todem odwróciła się od niego i zaczęła swoją pracę. Uśmiechnęła się nawet kilka razy, ale to i tak nie pomogło jej zapomnieć o tym co się dzieje.
- Czasem reaguje impulsywnie – Zaśmiał się – Powinnaś się przyzwyczaić, nie jestem miłym chłopakiem.
- Zauważyłam – rzuciła nadal będąc odwrócona.
- Wyjdziesz gdzieś dzisiaj ze mną? – Spytał po chwili przyglądając się jej ruchom. Zdezorientowana odwróciła się w jego stronę i z zszokowaną miną spojrzała na jego twarz.
- Nie? – To zaprzeczenie bardziej brzmiało jako pytanie, sama nie wiedziała czy jego pytanie było kolejnym sprawdzającym ją stwierdzeniem czy jednak brzmiało poważnie..
- Dlaczego? Zwykłe koleżeńskie spotkanie ze mną – Wyszczerzył się lecz po chwili zmienił wyraz swojej twarzy i usiadł obok kobiety – Nie masz lepszych zajęć prawda?
- W tym też mnie śledzisz? – Spytała z ironią. Ta sytuacja chyba jej nie przerażała, wręcz śmieszyła i złościła. Obawiała się wiele z jego strony, ale tak naprawdę czuła, że nie potrafiłby jej chyba skrzywdzić, jeśli wcześniej tego nie zrobił. Jednakże była ta głupia obawa, że wyskoczy zza drzwi, zza płotu i zada jej kilka ciosów nożem…
- Zauważyłem, że musisz się odprężyć – zaśmiał się wybudzając Emily z głupich myśli. Ta jednak założyła ręce na oba biodra i stanęła naprzeciw niego.
- Tak, a po czym tak sądzisz?
- Od kilku dni chodzisz taka nieobecna, ręce ci drżą, robisz wszystko za szybko i wszystko, no prawie wszystko, wylatuje ci z rąk – zaśmiał się – Zauważyłem, że zawsze tak robisz jak jesteś czymś przyjęta.
- Wydaje ci się – Odparła bez emocji.
- Nie wydaje, ja po prostu to wiem. Widzę to.
Ta odwróciła się od niego i usłyszała głośne pytanie:
- To spotkasz się ze mną czy nie?
- Nie – Krzyknęła w jego stronę.
Ten żeby ją zachęcić krzyknął jeszcze bardziej:
- Chcesz poznać ojca?
Stanęła. Wywróciła oczami i podeszła pod mężczyznę popychając go lekko. Zdecydowanym wzrokiem oceniła każdą jego rysę na bladej twarzy i spojrzała w jego wręcz czarne tęczówki. Czując wielką złość miała ochotę ją rozładować. Jednak nie zrobiła nic.
- Nie możesz po prostu mnie zostawić w spokoju? – wycedziła przez zęby – Mój ojciec nie żyje, matka też nie żyje, jedynie mam brata. Czego ty jeszcze do jasnej cholery chcesz?!
- Tego byś w końcu poznała prawdę! – krzyknął tak samo jak ona i zobaczył kilka wzroków klientów. Uspokoił się i lekko zaśmiał rozładowując sytuację.
- Jaką prawdę? – Spytała bardziej zdenerwowana – Wiesz, nie chce mi się grać z tobą w żadne gierki, więc przestań.
- Twój ojciec żyje – oznajmił po chwili – Żyłaś cały czas w błędzie.
Zamarła. Próbując ocenić czy każde jego słowo zawiera choć źdźbło prawdy stanęła jak wryta i spojrzała na niego spode łba. Nie wiedząc jak zacząć swoją wypowiedź zawahała się kilka razy, lecz nie postanowiła zabrać głosu.
- Zdziwiona? – Spytał ze śmiechem.
- Kłamiesz – wycedziła przez zęby – Jesteś zwykłym kłamcą, pieprzonym kłamcą!
- Wolę być kłamcą niż takim naiwniakiem jakim jesteś ty – oznajmił bez skrupułów – I co Deuce? Boli? Jesteś w cholerę naiwna w to co ci wciskają ludzie, wierzysz im myśląc, że to wszystko co płynie z ich ust to najszczersza prawda. Uwierzyłaś we wszystko i nadal wierzysz, że wszystko jest w porządku! Nawet uwierzyłaś w to, że byliście szczęśliwą rodziną!
- Nie musiałam w to wierzyć – oznajmiła – Wystarczy, że to widziałam.
- Tak? Co widziałaś? Prawdziwego ojca? Tego prawdziwego, a nie tego co cię do jasnej cholery przygarnął? Myślisz, że jesteś nieomylna, no przepraszam, ale są ludzie, którzy wiedzą więcej o twojej rodzinie niż ty sama. Mi na twoim miejscu by było wstyd.
- Właściwie to ty kim jesteś, że masz taką czelność wypominać jakieś głupie błędy mojej rodziny? Przychodzisz tu, nie wiem skąd, nie wiem po co, prawisz mi historię mojego beznadziejnego życia, a potem oznajmiasz, że jednak mój ojciec nie zginął w wypadku i gdzieś sobie żyje…
- Nie Deuce – zaśmiał się – Nadal nic nie rozumiesz. Ten twój ojciec zginął. Tylko nie ten prawdziwy.

***

Zmęczona i wręcz wkurzona Emily przeszła przez próg domu. Rzuciła bluzę w kąt i zobaczyła jak Bennington wpatruje się w jakiś bezsensowny program telewizyjny. Wywróciła oczami i ściągnęła buty. Skierowała się w stronę salonu i stanęła w progu.
- Cześć – przywitał się bez entuzjazmu – Jak w pracy?
Ta jednak uśmiechnęła się sztucznie chcąc zaalarmować, że nie chce o tym rozmawiać i wlała soku do szklanki. Widząc jak pomarańczowy napój spływa po jej naczyniu stanęła jak wryta, nawet nie zwracając uwagi na spoglądającego ukradkiem na nią Chestera. Usiadła obok niego i wypiwszy całą zawartość oparła się o jego ramię. Nie mówią już zupełnie nic zamknęła oczy i nagle poczuła jak Chester ją obejmuje. Ucichł telewizor, ucichły wszystkie szmery. Został jedynie dźwięk tykającego zegara.
- Coś się dzieje? – Spytał widząc jej obojętność. Ta jednak bez entuzjazmu złapała za jego dłoń ponownie się w nią wtulając. Coś w nim pękło. Spojrzał na jej ciemne włosy, które opadały na jej całą twarz i poczuł dziwne uczucie w żołądku. Coś było nie tak, czyżby w tej chwili złapały go demony przeszłości? Spojrzał na skuloną kobietę i zatopił się w myślach. A być może za niedługo nie poczuje już więcej jej oddechu, nie usłyszy śmiechu oraz głosu. Już nigdy nie dotknie jej dłoni, ani ust. A być może już nigdy to wszystko już nie będzie takie same.
Nagle usłyszał jak Emily pociągnęła nosem. Wiedząc, że jest coś nie tak podniósł jej głowę i zauważył małą łzę w okolicach policzka.
- Nie, Chester… - wybroniła się i zeszła z kanapy chcąc ukryć swoje łzy. Wybuchła, to wszystko zaczęło ją przerastać. Piętno wyparte przez Toda i jej bliskiego towarzysza sprawiło, że zaczęła nie panować nad swoimi emocjami. Pragnęła tylko jednego – by zaszyć się w ciemnym lesie i na jakiś czas z niego nie wychodzić.
Bennington jednak jej nie posłuchał, złapał mocniej za jej dłoń sprowadzając ją do tej samej pozycji w jakiej była wcześniej. Zrezygnowana opadła o miękką kanapę i spojrzała w jego oczy. Widząc w nich troskę poddała się i dała mu się wtulić. Tkwili tak przez pewien czas, on trzymając ją mocno przy sobie i pocierając ręką jej pleców, a ona dotykając jego klatki piersiowej. Nie czuli nic, emocje które w tej chwili panowały w tym pomieszczeniu przez jedną chwilę dały się zagłuszyć. Nie docierały do nich żadne dźwięki, liczyła się tylko ta chwila gdzie po tak długim czasie mieli się ku sobie. On dotknął delikatnie jej policzka i otarł z niej małą łzę.
- Coś ci zrobił? – Spytał przejęty widząc jak jest zrezygnowana.
- Nie – odparła krótko – Po prostu nie daję rady, tak jak myślałam. Mogę nie wytrzymać z nim tego towarzystwa, co chwilę coś się dzieje, zarzuca jakieś swoje racje, których nie potrafię zrozumieć. A najgorsze jest to że nie potrafię ich także ignorować. Zaczynam się już bać o każdego wokół. Popadłam w jakąś paranoję, wracając do domu kilka razy sprawdzam czy za sobą nie mam jakiegoś towarzysza, albo czy wręcz niesłyszalne szepty ludzi nie są przypadkiem do mnie.
Nie odpowiedział już nic. Przyciągnął ją do siebie, ogarnął jej włosy z czoła i właśnie w to miejsce ją pocałował. Myśląc o tym jak ulżyć Emily odsunął ją od siebie i trzymając nadal jej dłoń zaczął:
- Powinniśmy dzisiaj zapomnieć o tym wszystkim – zaczął ponownie ścierając z drugiego policzka jej łzę – Też muszę zapomnieć o tym dniu, był jak dla mnie za ciężki. Spędźmy ten czas razem, tylko ty i ja – uśmiechnął się poprawiając jej tym samym trochę samopoczucia – Co ty na to?
Ta kiwnęła głową i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Masz mi mówić o wszystkim, co się będzie działo, nawet jeśli nie będzie ci to na rękę – zaczął – Boję się o ciebie…
Ponownie kiwnęła głową już z lekkim uśmiechem na ustach. Starała się zakrywać swoje czerwone oczy, jednak to nie było możliwe.
Ten wstał z kanapy i pobiegł do kuchni. Emily spojrzała na swoje dłonie i oparła się o kanapę. Nie czując zupełnie nic wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Nagle spostrzegła Benningtona niosącego coś w rękach.
- Piwo? – Spytała zaskoczona.
- Masz coś przeciwko? – Uśmiechnął się i postawił dwie puszki na stoliku.
- Nie, jestem trochę zdziwiona – oznajmiła po chwili – Ale dobrze, potrzebuję czegoś takiego.
Uśmiechnął się i usiadł obok niej. Włączył telewizję i przełączył na jakimś film. Widząc grymas na jej twarzy szybko przełączył na inny kanał, później na inny i znowu na inny. Stanął dopiero wtedy gdy dziwny wzrok zniknął z jej twarzy.
- Uznałem, że nie masz ochoty na żadne imprezy i tego typu rzeczy więc spędzimy ten czas przed telewizorem – zaśmiał się.
- Nie mam nic przeciwko.
Położyła się na kanapie, a Chester zrobił to samo. Leżąc za kobietą objął ją w pasie i złapał za jej dłoń. Ona uśmiechnęła się w duchu, ale nie wyraziła nic ze swojej strony.
Czy wyrzuty sumienia zniknęły? W tej chwili nie były tak wielkie jak zazwyczaj, ale było pewne, że znajdował się taki kawałeczek dziwnych emocji. Starał się nie zwracać na nie uwagi, uznał, że da radę z tym walczyć, nie da jej tak po prostu odejść. To byłoby egoistyczne z jego strony, ale fakt. Już jest egoistą.
- Chester? – Spytała przekręcając się w jego stronę. Spojrzała na niego z dołu, a ten zrobił pytającą minę – Przełączamy na coś innego?
- To też ci się nie podoba? – Zrezygnowany złapał za pilot od telewizora.
- Jak chcesz oglądać, to zostaw… - rzuciła bez zastanowienia.
- Nawet tego nie oglądałem.
- Nie mam ochoty na dramaty – zaczęła niewzruszona.
- Szczerze mówiąc ja też – oznajmił bez emocji i przełączył na coś innego. Położył pilota gdzieś daleko i wtulił się z leżącą kobietę. Czując jak delikatnie pociera swoimi palcami o jego dłonie uśmiechnął się w duchu, ale nie potrafił sobie z tym poradzić. Ta wiadomość nie daje mu spokoju, a co jeśli Marlene nie kłamie i tak naprawdę jest coś na rzeczy? Wie o co jej chodziło, mógł się domyślić, kiedyś, ale już bardzo dawno temu starał się o jej względy, ale z innych powodów się to nie udało. Nie wie czy wtedy coś do niego czuła, ale może się domyślić że i jej chodziło o coś więcej. Nic nie powstało. Bennington zapatrzony w swoją pracę odsunął się od niej, a później znalazł inną dziewczynę. To wtedy Marlene wyjechała z miasta.
- Chester? – Spytała ponownie patrząc na jego twarz – Przełączysz?
- Z tobą coś oglądać – Zaśmiał się i dodał – Rzuciłem tam pilot.
- Nie szkodzi… - odpowiedziała mu.
- Jak to nie szkodzi? Kto po niego pójdzie? – Spytał zawadiacko.
- Hmm… - zamyśliła się – Może ty?
- Dlaczego ja?
- Nie wiem…
- Zawsze mogę cię zsunąć z tej kanapy – odpowiedział jej i widząc jej beztroski wyraz twarzy pchnął nią lekko. Wzburzona jego zachowaniem pchnęła go w drugą stronę wgniatając go w oparcie. Zaskoczony jej zagraniem położył ręce na jej brzuchu i również popchnął ją w stronę pilota. Tkwiąc nadal w jego objęciach wywróciła oczami i z głośnym śmiechem odsunęła go od siebie. Nagle niespodziewanie poczuła jak Chester dotyka swoimi ustami jej ust. Zaskoczona jego zagraniem oparła się o materac i poczuła jak mocno na nią napiera. Tak, to chyba tego jej brakowało przez ten czas, tej bliskości. Dotknęła delikatnie za jego policzek gdy poczuła jak Chester się do niej przybliżył.
Dlaczego to robi? Wszystko co w tej chwili budował zamienia się w jego umyśle w zgliszcza, a on w tej chwili całuje się z kobietą, którą niedawno zdradził ze swoją przyjaciółką. To wszystko wydawało się chore. Nie wiedząc już tak naprawdę jak może zapomnieć o tej nieszczęsnej nocy poddaje się wszystkiemu, lecz to nie jest takie proste.
Nagle poczuł jak kobieta złapała za jego szyję odsuwając go od siebie.
- I tak nie pójdę po tego pilota – zaśmiała się i delikatnie przejechała po jego policzku.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Zdziwieni kto o takiej porze może czegoś od nich chcieć spojrzeli na siebie pytająco, nikt nic jednak nie wiedział.
Chester wstał z kanapy i podszedł pod drzwi szybko je otwierając. Jej widok zabił jego wszystkie wewnętrzne myśli.
- Cześć – Oznajmiła uśmiechnięta i weszła w progi Benningtona, ale nie tak by pokazywać się Emily.
- Co ty tu robisz? – Spytał cicho.
- Przyszłam cię odwiedzić – uśmiechnęła się i dodała – Musisz mi dzisiaj w czymś pomóc.
Widząc pytający wyraz twarzy szybko sprostowała:
- Mam nowe mieszkanie, ale brak męskiej ręki. Pomożesz mi prawda? – W tej chwili wyjęła telefon i machnęła nim przed Benningtonem.
- Cześć – Rzuciła z uśmiechem Emily. Ta odwzajemniła uśmiech i szybko schowała telefon. Mężczyzna jednak wiedział co to zagranie z jej strony miało znaczyć. 
- Coś się stało? – Spytała zdezorientowana dziewczyna.
Stojąc w kropce spojrzał na dwie kobiety. Jedna z uśmieszkiem pełnym sukcesu, druga z uśmiechem który przed chwilą zawitał na jej twarzy. Wszystkie spowodowane jego zachowaniem.
- Muszę pomóc Marlene – oznajmił po chwili wpatrując się w wzrok swojej dziewczyny.
- Musisz teraz? – Spytała.
- Ma problemy w domu – wytłumaczył jej choć nie bardzo wierzył w jej prawdomówność.
Ta zrezygnowana skinęła głową i bez emocji rzuciła:
- Jak musisz to idź – nie ukrywając swojego rozczarowania spojrzała na Marlene. Kobieta nic nie okazywała prócz dziwnej radości. Była po prostu szczęśliwa z tego, że zaczyna wygrywać.
- Powtórzymy to kiedy indziej – odpowiedział jej i pocałował Emily prosto w usta, wiedział albowiem, że widok ich jako całującej się pary będzie dla Marlene tak jakby ciosem w samo serce. Nie liczyło się nic, tylko to by pokazać jej, że nie ma nad nim aż tak wystarczającej władzy. Z głupim wyrzutem sumienia opuścił pomieszczenie zostawiając Emily sam na sam. 



I tak dziwne że w takim czasie się wyrobiłam. Tak czy owak następny rozdział już się robi tylko jeszcze nie wiem kiedy się zrobi. 
Mam taką dziwną próśbę.
Fajnie by było zobaczyć ilość ludzi, którzy to czytają. Naprawdę nie wiem ile was jest, nie mam pojęcia ani bladego ani zielonego.
Możecie się tu wpisać, nie musicie nawet nawijać o tym rozdziale itd, tylko napiszcie że tu jesteście, że to czytacie.
Moja ciekawość nie zna granic, naprawdę. 
To więc miłych wakacji życzę ;)

11 komentarzy:

  1. Łuuu pierwszy komentarz, czuję się zaszczycona! Zaczęłam czytać jakoś niedawno, ale już pierwszego dnia przeczytałam 25 rozdziałów :D Kocham, kocham i kocham. Tylko jedna rzecz mnie dołuje: to, że Emily jest taka właśnie naiwna i bezbronna. Nie znaczy to, że jej nie lubię, tylko po prostu nie umiem do końca pojąć takich osób, bo sama jestem ich dokładnym przeciwieństwem.

    OdpowiedzUsuń
  2. - A na okładce płyty małe bakłażanki będą skakały po dużych bakłażanach – zamyślił się i dodał – Nie, to zbyt drastyczne. Tak czy owak płyta będzie nazywała się coś w stylu „W krainie bakłażanów”.
    ahahahhahahahha kocham Cię! Mam dzisiaj imieniny i zrobiłaś mi mega prezent :D Od razu skojarzyła mi się płyta Mmm... Cookies i piosenka o meduzie :D Cała ta scena pisania piosenki jest przezajebista! Bakłażany, marchewki XD
    Chester kretynie! Na miejscu Emily bym długo nie dała rady w takiej sytuacji. Ah no i Tiffany i Joe. Ciekawe jak Mr. Hahn z tego wybrnie.
    Ciekawe o co chodzi z prawdziwym ojcem Emily i kto nim jest.
    I weź zrób coś dla mnie, spuść tą durną Marlene w kiblu, co? :P
    Weny kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 Świetny rozdział <3 Masz wielki talent ; D. Tylko ta głupia Marlene -.-
    Niech będzie happy plis

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział, tak jak całe opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wkręciłam się, a tu koniec rozdziału. Oczywiście jak zawsze czekam na kolejny i życzę udanych wakacji ^.-

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabieram się w tym o to momencie za czytanie tego o to rozdziału, muszę zaległości odznaczyć :D
    Ah cała sytuacja pomiędzy Emily a Chesterem jest strasznie napięta. Czekam aż ta nitka w końcu pęknie, co zrobi Chester jak zareaguje Emily. I ta cała manipulantka Marlene, dziewczyna umie pogrywać, gra mi lekko na nerwach, na siłe podała się Chesterowi na tacy, był taki głupi że z niej skorzystał ;l
    Co do ponownej sprzeczki między Chesterem a Mikiem była mocna, tak samo jak poprzednia. Mike zyskał w moich oczach nie tylko tym w jaki sposób ukazał Chesterowi co myśli o tej całej jego sprawie, ale też tym jak odnosi się do Lisy. Akcja w domu Lisy na prawdę przyjemna, czytałam ją i cieszyłam oczy każdym momentem. A piosenka o bakłażanie po prostu powaliła mnie na kolana, cały wątek o nich dwóch był super!
    Wątek z zakupami wydawał się również ciekawy, ale nie tak bardzo jak cała reszta, wydaję mi się że to był tylko dodatek by zapełnić trochę strony.
    Ta milcząca sytuacja pomiędzy Chesterem a Emily powoli mnie męczyła. Momentami już chciałam żeby Chester jej wszystko powiedział. Ale cóż chyba ten wątek przez kilka rozdziałów będzie się ciągnął. Cieszyłam się z bliskości tych dwojga, ale też mieszały mną uczucia obrzydzenia. Eh ciężki orzech do zgryzienia.
    Tod cały czas jest dla mnie psychopatą, te jego zagrywki i sposób rozmowy, udusiłabym go na miejscu, na prawdę.
    Czytam ! Ja zawsze czytam, nawet jeśli nie dodaje komentarzu w dniu kiedy dodałaś rozdział, to dodaję go później ponieważ nadrabiam zaległości, wróć do poprzednich rozdziałów i sprawdź co tam nabazgrałam :D Czytam i czytać będę do samego końca, wciągnęłam się w to opowiadanie. A na temat rozdziałów zawsze będę się wypowiadać :) Po prostu jestem gadatliwa a swoją opinię muszę wyrażać xd A więc kończąc już ten monolog chcę Ci życzyć weny, więcej rozdziałów oraz również cudownych wakacji. ;* / ZAWSZE CZYTAJĄCA CZYTELNICZKA Kuroichi XD

    OdpowiedzUsuń
  7. To z bakłażanami rozwaliło system. Śmiałam się jak opetana XDDD
    Chesterku, co ty zrobileś.
    Głupia Marlene
    Głupia
    Głupia
    Głupia
    Weź ją
    ten
    No spal
    Proosze XD
    WENY <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Z czytaniem Twojego bloga jest u mnie tak, że zakładkę z nowym rozdziałem mam utworzoną na komórce i zaglądam do niej, gdy akurat nadarza się okazja. A że Twoje teksty są strasznie długie i skomplikowane, to kilka dni mi to czytanie zajmuje, jeśli nie więcej.
    Tym razem chyba wyrobiłam się dość szybko. Jestem i komentuję.
    Rozdział chyba jakoś szczególnie się nie wyróżnia i chyba nic nowego nie wnosi do fabuły. No i ani to sielanka, ani wielka drama... Uch. Ciekawe. Czekam, aż Chester wybuchnie i przyzna się przed Emily. Bo NAPRAWDĘ nie zniosłabym sytuacji, w której to Marlene powiedziałaby Deuce prawdę. W tym rozdziale zrobiłaś z niej typową zdzirę! I cały czas przedstawiasz jej zachowanie z perspektywy rozżalonego Chestera, albo narratora, który pomimo tego, że zazwyczaj jest bezstronny, tutaj wyraźnie jest przeciwko Marlene. Będę szczera i przyznam, że tego nie lubię bo... bo w pewnym sensie odbiera się czytelnikowi możliwość do własnej oceny danej postaci. Uważam, że pisanie czegokolwiek jest... dialogiem między treścią, podaną przez autora, a odbiorcą. Za to kiedy w ten dialog wcina się autor, to sama osobiście jestem zgorszona. Wolę sama sobie wszystko przemyśleć, a nie spotykać się z gotowymi opiniami twórcy tekstu.
    Marlene początkowo miała tutaj szansę być bohaterką odbieraną pozytywnie, ale Ty posługując się Chesterem wyraziłaś o niej własne zdanie. Oczywiście nie chodzi mi o to, że bohaterowie nie mogą wypowiadać się o sobie nawzajem! Bo mogą, nawet powinni!
    Miałam na myśli to, że granica jest cienka i wprowadzając nowe postacie trzeba być ostrożnym. Porusza się wtedy pomiędzy: a) bohaterem, którego zachowanie i usposobienie jest różnie odbierane przez inne postaci pojawiające się w tekście, ale neutralnie przez narratora
    b)kimś, kogo z góry ocenia narrator
    No, ale koniec tego bełkotu. Chyba załapałaś, a przynajmniej taką mam nadzieję.
    Co do języka, którym piszesz... zawiły. Niektóre zdania złożone można z powodzeniem przekształcić na inne, bardziej zróżnicowane, ale jednak proste. Proste, choć także ciekawe i poetyckie.
    Czasami wydaje mi się, że zbyt często niepotrzebnie "lejesz wodę", zamiast coś przedstawić w prosty i nieskomplikowany sposób.
    Ech. Najwyraźniej tak już masz, hehe.
    Ciekawi mnie to, co w końcu zrobisz z Toddem. Psychopata. Nadal uważam, że z mafii.
    I Lisa z Michaelem też utknęli w miejscu. Czekam, co wyniknie z "wspólnego pisania" (du ju noł łot aj min)
    Informuj o nowym! Weny i czasu życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. [ff o Oliverze Sykesie]

    Zostawiłeś mnie samą z moją rozpaczą i tęsknotą. Wyjechałeś, zapomniałeś. Poznałeś inną i nagle przestałam być wazna. To mnie zabijało. Każdego dnia byłeś powodem mojej małej śmierci, mojego wewnętrznego upadku i wpadania w cholerny nałóg. Od dwóch rzeczy byłam uzależniona - od naszego ulubionego wina i od ciebie, tyle, że nie mogłam cię smakować codziennie. Więc myślisz, że co? Że jak wrócisz, to wpadnę ci w ramiona? Masz rację, bo moja miłość do ciebie jest nieskończona."

    Zapraszam na bloga ramiona-samotnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały twojego opowiadania
    i naprawdę jest boskie! Osobiście uwielbiam LP i cieszę się, że powstają opowiadania z nimi w roli głównej. Też byłam na koncercie i szkoda, że wcześniej nie znalazłam twojego bloga, ponieważ może byśmy się tam spotkały.:D
    Życzę dużo weny i oczywiście zaczynam obserwować twój blog.:)

    OdpowiedzUsuń