Lisa pewnym krokiem weszła w progi swojego kolegi. Nawet nie
pukając stanęła w jego salonie i spojrzała na to co robi. W tej chwili zmagał
się z jakąś gitarą. Ale nie ważne – pomyślała i uśmiechnęła się w jego stronę.
- Lisa, ja rozumiem, że jesteśmy bliższymi kolegami, ba! No
nawet można by było nazwać przyjaciółmi, ale nawet Chester stara się pukać do
tych cholernych drzwi – przerwał i zrezygnowany spojrzał na wysoką kobietę. W
tej chwili była ubrana w obcisłą spódnicę do połowy ud i w koszulkę na ramiączka.
Tak, bardzo ładnie było jej w obcisłym… Nagle wrócił na ziemię – A jakbym
chodził nago? To co?
- A chodzisz tak po domu? – Spytała ze śmiechem.
- Może – odparł jej i powrócił do czyszczenia swojej gitary.
- Może odstawisz to pudło?
- Lisa, nie denerwuj mnie…
- A ty mnie posłuchaj – uśmiechnęła się i pomachała mu
kartką przed oczami – A co ja tu mam?
Widząc jego zdezorientowaną minę zaśmiała się głośno i
szybko sprostowała:
- Możesz zadzwonić do jej rodziców – Odparła po chwili. Mike
wstał. Popatrzył na nią, a później na zapisaną kartkę. Oddała mu ją szybko i
popatrzyła na jego uśmiechniętą minę.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Nie pytaj – odpowiedziała wkurzona i zaczęła – Mike,
szukałbyś mi pracy gdybym nie wytłumaczyła się po co tkwiłam w tych archiwach! Ile
nerwów mi to sprawiło to ja też nie powiem, nie mówiąc o czasie. Ordynator był
taki wkurzony, że prawie co wyleciałam – Zaśmiała się – Mam z nim przerąbane,
będzie mnie śledził na każdym kroku, nawet wtedy się pytał czy coś wyniosłam z
tego archiwum, ale byłam sprytniejsza.
Mike spojrzał na nią pytająco.
- Zapisałam numery na udzie, tam nikt nie sprawdza, uwierz
mi – Puściła mu oczko i zachęciła by zadzwonił.
- Nie wiem Lisa jak ci się za to odwdzięczę! – Krzyknął
podekscytowany.
- Będziesz musiał się postarać – Uśmiechnęła się i nagle
poczuła jak Mike składa na jej policzku mały pocałunek. Odskoczyła na bok i nie
zdradzając tego, że ona odczuła go inaczej niż on przegryzła nerwowo wargę, ale
nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego uśmiechnięta i usłyszała.
- Na razie to ma ci wystarczyć – Charakterystycznie uniósł
swoje brwi do góry i po chwili jednak spojrzał w kartkę. Szybko złapał za
telefon i przepisał z niej numer. Ręce trzęsły się mu tak, że kilkakrotnie
musiał kasować pojedyncze cyferki, jednak po jakiejś chwili już miał ich cały
poprawny szereg. Spojrzał zdenerwowany na kobietę.
- No dzwoń, nie mów mi, że teraz to odłożysz – Przewróciła
oczami i wręcz wsunęła mu ten telefon do ręki – Bo ja zadzwonię – Zagroziła mu.
- Dobrze, dobrze – odpowiedział i ponownie wziął go do ręki.
Przejechał po dotykowym ekranie i nacisnął przycisk. Trzymając telefon przy
uchu spodziewał się różnych rzeczy, tego że jej rodzice się rozłączą, będą
chcieli z nim rozmawiać o ich nieudanym związku, dowiedzieć się może gdzie jest
ich córka. Nawet przez myśl przeszedł mu scenariusz gdzie to Jessica odbiera
ten telefon. Jednak nie.
- Nikt nie odbiera – odparł po chwili.
- Zadzwoń jeszcze raz.
Jak mu powiedziała, tak zrobił. Przycisnął jeszcze raz
obrazek zielonej słuchawki i przez kolejny pół minuty wsłuchiwał się w głuche
dźwięki.
- No cholera, nie odbierają! – Wkurzony swoją naiwnością
cisnął telefon w rękach i spojrzał na niego po raz kolejny. Nie, to nie miało
tak wyglądać!
- Mike uspokój się – widząc zdenerwowanego Shinodę wzięła od
niego komórkę i sama po raz kolejny zadzwoniła. Nic. Znowu nic.
- Zadzwoń potem, Mike, przecież muszą w końcu odebrać ten
telefon!
- A jak się w ogóle nie dodzwonię?
- Nawet mnie nie denerwuj – rzuciła mu – Nie po to
ryzykowałam wyrzuceniem z roboty bym teraz patrzyła jak ten numer się marnuje.
- A może źle przepisałaś? – Spytał coraz bardziej
zdezorientowany.
- Nie – zaprzeczyła szybko – Sprawdzałam kilka razy,
wszystko się zgadzało. Do tego czasu mogli zmienić numer, zgubić telefon albo
po prostu zostawić gdzieś go na blacie gdzie jego sygnał jest wręcz niesłyszalny.
Mike – zwróciła się do niego – Dodzwonisz się spokojnie, spróbuj ponownie tylko
za kilka godzin.
Ten spojrzał na komórkę po raz ostatni i odłożył go na swoją
kanapę. Przerzucił swój wzrok na kobietę i nie mając już żadnego pomysłu
rzucił:
- Chcesz ze mną umyć gitarę?
- Nigdy nie myłam gitary – Zaśmiała się.
- Też bym nie mył, ale straszny mam do niej sentyment, a
ostatnio przez przypadek czymś ją uwaliłem, sam nie wiem co to jest – przerwał
i dodał – Szczerze mówiąc nawet nie chcę wiedzieć co to za dziadostwo – Zwrócił
się do niej – To jak?
Ta uśmiechnęła się i szybko kiwnęła pozytywnie głową.
***
Emily siedziała w samotności przed dużym telewizorem.
Oglądając jakieś filmy co chwilę patrzyła na godzinę, a dochodziła już
dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Zdezorientowana i wkurzona, że po raz
kolejny dała się tak wykiwać Chesterowi wzięła głęboki wdech i rozłożyła się na
wygodnej sofie. Wzięła łyk piwa, które znalazła w lodówce nawet nie myśląc nad
tym, że Chester zostawił je specjalnie dla siebie. Nie myślała nad tym,
szczerze mówiąc nawet miała to daleko gdzieś.
Wzięła do ręki po raz kolejny pilot i zaczęła wpatrywać się
w nagi sufit nad jego telewizorem. Nigdy nie miała czasu tak dokładnie ocenić
jego salonu, a było o czym mówić. Duże ozdobne firany na dwóch wielkich oknach,
donice z przeróżnymi roślinami, połowa z nich i tak potrzebowała według niej
większej opieki od tej jaką miały, wielki dywan na którym wymieniali burzę
pocałunków, wtedy jak to wszystko miało się skończyć, stolik na samym środku
pomieszczenia na którym w tej chwili leżała sterta przeróżnych papierów,
notatek i śmieci – tak w skrócie można określić to pomieszczenie.
Gdyby tylko Chazz tu był…
Przejechała dłonią po spoconym czole i położyła się na
wygodnej sofie. Zamknęła oczy i ścisnęła dłonie.
Już kolejny raz kiedy Chester olewa ją dla Marlene.
Przychodzi tu, prosi o zwykłą pomoc, a on jak głupek leci do niej, wiedząc że
wcześniej obiecał coś swojej dziewczynie.
Nagle poczuła jakiś oddech nad sobą. Wzdrygnęła się i
myśląc, że to jednak on otworzyła oczy. Nikogo nie zobaczyła.
Spojrzała przerażona w oddal, również nikogo nie było.
Czy to wyobraźnia płata jej figle?
***
- Rozumiem Marlene czego ty chcesz, ale nie oczekujesz zbyt
dużo? – Spytał po chwili gdy wyszli razem z kina.
- Ty tylko godzisz się na moje warunki – Oznajmiła bez
żadnych emocji – Równie dobrze możesz się ze mną nie spotykać, nikt ci nie
każe. Nie zmuszam cię pod pretekstem, że cię zabiję…
- Szantażujesz mnie od dłuższego czasu – Podkreślił – Tymi głupimi
zdjęciami, które trzymasz w swoim telefonie.
- Ja wiem, że po prostu jej nie kochasz – Stanęła na środku
chodnika przed wielkim kinem i rzuciła – Ona cię ogranicza, nie widzisz tego?
Zmieniłeś się przez nią, nie jesteś tym samem Chazzem co kiedyś. Kiedyś byś
nawet bawił się do samego rana mając na wszystko wyjebane…
- Teraz też potrafię – odpowiedział jej szybko i stanął
przed nią – A co się stało z dawną przyjaciółką Chestera, co? Tą przyjaciółką,
która wspierała, a nie teraz rujnuje jego związek.
- Chyba się zakochała w niewłaściwym mężczyźnie – odparła po
dłuższej chwili zastanowienia z głupim rumieńcem na policzkach. Wiedząc, że nic
nie ugra swoimi słowami stanęła naprzeciw niego i rzuciła – Ona cię niszczy.
- Wiem doskonale co mnie niszczy, nie musisz mi wypominać co
chwilę jaka jest Emily.
- Nie muszę, ale mogę. To moja opinia.
Nie mając już ochoty na zbędne pogaduszki z kobietą odszedł
od niej kilka kroków i spojrzał na jej długi cień, spowodowany przez stojącą
lampę uliczną.
- Co mam zrobić by to wszystko naprawić? – Spytał po raz
kolejny – Nie mam pojęcia jak mam się od tego wszystkiego oderwać, jak oderwać
się od tego co ty robisz.
- Po prostu spędzaj ze mną czas – uśmiechnęła się lekko –
Mam tylko ciebie, nikogo więcej.
- A Mike, Dave, Brad i reszta? Oni się nie liczą?
- Przepraszam, że to w tej chwili powiem, ale nie tak bardzo
jak ty – Odparła z wielkim bólem i dodała – Nie musisz mi wyznawać miłości, nie
oczekuję tego byś się rzucił mi na kolana, po prostu bądź przy mnie jak jesteś
przy niej. Pamiętasz jak spędzaliśmy ze sobą czas? Jak siedzieliśmy o wschodzie
słońca przy tych barierkach na moim tarasie? Jak mój ojciec darł się na cały
dom z pretensjami, że przyprowadzam pracę do domu? – Zaśmiała się – Potem jak
spotykaliśmy się coraz częściej, jak utknęliśmy w tym cholernym korku w drodze
do studia i jak wtedy śpiewaliśmy piosenki na cały głos na ulicy? Wtedy ludzie
uznawali nas za wariatów, bo nie wiedzieli kim naprawdę jesteś. Jak
przesiadywaliśmy do północy nad jedną linijką tekstu, byś na następny dzień
mógł odpocząć od pracy? – przerwała i widząc jego zmieszaną minę dodała – Albo
to jak rzucaliśmy się lodami w studio, jak pchnęłam cię na perkusję a ty
zepsułeś bęben i miałeś przewalone od zespołu? Pamiętasz to Chazz, jak sporo
przeszliśmy? Pamiętam te gorsze i te wspaniałe chwile, każde nasze potknięcie
od początków mojej kariery jak i twojej. Czy to się nie liczy? Czy teraz przez
Emily zapomnisz o starej przyjaciółce, która wyciągnęła cię z tego dołka w
którym siedziałeś sporo czasu? – Nagle zmieniła ton – Nie Chazz. Bo zmieniłeś
się, wydoroślałeś. Tak jak ja. Ale nie dojrzałeś jeszcze do końca pod jednym
względem – pod względem miłości. Dla ciebie to był tylko seks prawda? – Spytała
ze łzami w oczach – Zwykły, głupi seks. Tylko by zaliczyć pierwszą lepszą
laskę, tak Chester? – Spytała retorycznie – Nie jestem pierwszą lepszą laską,
nie jestem pieprzoną dmuchaną lalą, którą można wydymać dla widzi mi się! Ja
też mam uczucia, to wszystko mnie boli. A wiesz co jest najgorsze? – Spytała z
cieknącą łzą po jej policzku. Chester chciał coś zrobić, targały nim mieszane
uczucia, ale nie potrafił podjąć się tego kroku – Że nie potrafię nic z tym
zrobić.
Spojrzeli na siebie w ciszy. Ona z czerwonymi oczami pełnymi
od łez, on z wypełniającą się frustracją. To wszystko przez niego, wszystko
zaczęło się psuć od momentu gdy sprowadzili tu Marlene. Czy tak naprawdę
Marlene i Emily to już zakończony rozdział w jego życiu? Nie potrafi spojrzeć w
oczy ukochanej wiedząc, że jego wierność została przerwana, a nie może spojrzeć
w oczy Marlene bo wie, cierpi. Wie że bolą ją wszystkie jego wyznania, jego
zachowanie, próba zachowania normalności.
- Nie sprawię na siłę byś mnie pokochał – odparła po chwili
zakłopotana. Popatrzyła na swoje stopy i rzuciła – Ale nie zostawiaj mnie samej
w tym przebrzydłym świecie, ja cię nie zostawiłam – odparła kolejny raz i
odwróciła się od niego.
- Marlene.. – Zaczął łapiąc za jej prawą dłoń. Ta jednak
oderwała się od niego i rzuciła:
- Zostaw mnie – Widząc jej twarz wzdrygnął się. Przecież nie
wydawało mu się, że ona potrafi się tak szybko rozklejać, kierowała się swoją
twardością. Zawsze twierdziła, że poradzi sobie ze wszystkim, ale to chyba nie
była prawda – Idź do niej, idź jej powiedz jaka jest piękna, pocałuj ją po raz
kolejny i szepnij do ucha jak ją bardzo kochasz!
- Przestań.
- Nie! – oznajmiła – Bo teraz nie potrafisz tego zrobić bez
głupich wyrzutów sumienia. Tak się nie robi, za swoje błędy się płaci, a teraz
mnie zostaw.
Odepchnęła jego rękę i powędrowała w stronę drugiej uliczki.
Czując na sobie jego wzrok nawet się nie odwróciła. Nagle zniknęła za rogiem.
Bennington stanął jak wryty. Nie liczyło się teraz nic,
żadne jego uczucia, jego obowiązki, praca, nawet Emily. Liczyła tylko chęć by
sobie w jakiś sposób ulżyć. Rani wszystkie osoby po kolei, a siebie na samym
końcu. Pierwszy raz od kilku miesięcy chce mu się płakać, ma ochotę rzucić się
na łóżko i jak wielki dzieciak popłakać się przy panującej samotności, której
tak kiedyś nienawidził. A teraz? Teraz by wiele oddał by oddalić się od tego
zepsutego świata i przez chwilę zapomnieć o tym kim jest. A kim jest?
Chesterem Benningtonem, dojrzałym mężczyzną. Wokalista
jednego z największych zespołów rockowych w tych czasach. Jego cechy
szczególne? Pieprzenie wszystkiego na czym mu zależy.
A może tak miało być? Może Emily do niego nie pasuje i
Marlene ma rację?
Odciągnął te myśli i skierował się w stronę baru, wiedząc
już jak spędzi tę noc.
***
Shinoda od dłuższego czasu kręcił się po swoim pokoju
szukając odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie.
- Gdzie może być Jessica?
Spytał samego siebie po raz setny i ponownie złapał za
telefon wykręcając numer do jej rodziców. Od pewnego czasu to samo, nikt nie
odbiera. Próbował na wszystkie sposoby, dzwonił po północy, w środku nocy,
rano. Ale teraz ma ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się w jakimś lesie.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie myśląc
racjonalnie wyciągnął pierwszą lepszą walizkę i wpakował do niej kilka rzeczy.
Otwierając szafę musiał spotkać się z wielką kupą niezłożonych ubrań, ale to go
nie zraziło. Zaczął szukać kilku bluzek, jakiś spodni no i oczywiście bielizny.
Nie zajęło mu to długo, spojrzał w dal swojego domu i upewniając się, że zrobił
wszystko, zamknął szybko drzwi i pobiegł do swojego samochodu. Odpalił silnik i
czując w sobie wielką adrenalinę pojechał prosto do domu swojej znajomej.
Włączył na głos radio i skrzywiając się muzyką zaryzykował włączając jedną z
położonych tu płyt. Tak, to była płyta Chestera. Uśmiechnął się kilka razy pod
nosem i spojrzał jeszcze raz na telefon.
Nagle wysiadł z samochodu. Przekroczył kamienną ścieżkę i z
wielką ekscytacją zadzwonił do drzwi. Nie musiał czekać długo.
- Cześć – Zaczęła Lisa i zachęciła go do tego by wszedł w
jej progi.
- Zbieraj się, jedziemy do Waszyngtonu.
Rudowłosa stanęła jak wryta. Oceniła każdy jego ruch.
Zauważając jego podekscytowany wyraz twarzy i uśmiech na ustach zrobiła
zdezorientowaną minę i rzuciła:
- Co?
- Powiedziałem, że jedziemy. Lisa, pakuj swoje rzeczy w
jakąś walizkę i wio!
- Mike, oszalałeś! Ja mam pracę, ja nie mogę sobie odpuścić
kiedy chcę i zrobić urlopu na zawołanie – stanęła i nagle ją olśniło – Po co
chcesz tam jechać? To daleko!
- Jej rodzice nie odbierają od kilku dni, a ja nie mam
ochoty czekać. Jedziemy do nich.
- Mike… - Zaczęła po raz kolejny zrezygnowana.
- Dobra – przerwał jej – Siedzimy w tym oboje, ale walizki
mogę ci ja spakować księżniczko – Odparł i udał się do jej sypialni.
- Ty jesteś stuknięty! – Wrzasnęła i pobiegła za nim.
- Wiesz, nie na tyle by grzebać w cudzych archiwach złotko –
Zaśmiał się i zauważył jak Lisa stanęła naprzeciw niego. Ze zdenerwowaną miną
tupnęła charakterystycznie nogą i rzuciła:
- Sam mi kazałeś brać ten głupi numer do którego nie możesz
się teraz dodzwonić, więc to nie moja wina panie Shinodo!
Machnął ręką na jej słowa i przedostał się do dużego
pomieszczenia.
- Nie ruszaj niczego! – Wrzasnęła – Zadzwonię do szpitala i
spytam się czy bym mogła wziąć kilka dni wolnego.
Uśmiechnął się w duchu i wyprostował. Spojrzał na jej
rzucony cień i usiadł na wygodnym łóżku. Widząc jak Lisa kłóci się ze swoim
szefem wzdrygnął się kilka razy, ale nic nie powiedział. Oglądnął jej
sypialnie. To nie było jakieś duże pomieszczenie, lecz czarowało tak samo jak
jej reszta domu. Idealnie ozdobione ściany wielkim czarnym wzorem, które
Shinodzie bardzo się spodobały. To był kwiat? Drzewo? Sam nie wie.
Nagle zobaczył jej wściekłą minę.
- Jakbym się nie zakradła do tego głupiego pomieszczenia nie
wrzeszczałby tak bardzo jak teraz – Zaczęła zdenerwowana i wyciągnęła walizkę.
Wpakowała do niej kilka rzeczy i czując na sobie wzrok towarzysza odwróciła się
w jego stronę – Potraktuję to jako wycieczkę krajoznawczą na którą ty mnie
zapraszasz, a ja się dobrowolnie zgadzam, okey? – Spytała zdenerwowana.
- Jak dla mnie może być – Zaśmiał się po chwili.
***
Trzask zamykanych drzwi rozniósł się po całym domu.
Właściciel rzucił gdzieś buty w kąt pomieszczenia i stanął w progu swojego
salonu. Nie widząc nic niestosownego walnął na dużą kanapę i zamknął oczy
wypuszczając strużkę powietrza przez prawie zaciśnięte usta. Czując na sobie
wielką presję poczuł się jak… w wiezieniu? Sam nie wie czy to było więzienie,
ale na to wyglądało. Nie mógł wykonywać spokojnie ruchów, świadomość każdego
zranionego serca wręcz wrzynała mu się umysł, a łzy same cisnęły się do oczu.
- Dlaczego nie wróciłeś na noc? – Spytała poważnie jego
współlokatorka. Stojąc w progu do kuchni nie powiedziała nic więcej tylko
czekała na odpowiedź z jego strony.
- Myślałem, że jesteś w pracy – Zaskoczony jej usłyszanym
głosem położył się ponownie na kanapie.
- Dostałam wolne – Odparła – Ale nie o to pytałam Chazz.
Odpowiesz mi?
- Szwendałem się tu i tam, nic ciekawego – odpowiedział jej
i odwrócił się w jej stronę. Widząc jej zrezygnowaną minę poczuł jak serce rozwala
się na milion kawałeczków, których nie może pozbierać i których pewnie nikt inny
nie pozbiera.
- Sam, po nocy? – Spytała – Marlene z tobą była?
- A co? – Spytał po chwili co chwilę zerkając na jej wyraz
twarzy.
- Tylko pytam, odpowiesz mi?
- Nie, byłem sam.
Nie chcąc już dłużej naciskać na to by cokolwiek powiedział
o swojej nocy poszła do kuchni i wzięła do ręki jedno jabłko. Ugryzła je i
spojrzała na swoje paznokcie. Wściekła na jego obojętność i zachowanie weszła
ponownie do salonu.
- Obiecywałeś mi… - wycedziła przez zęby. Stojąc przed nim
przyjrzała się jego twarzy i ponownie rzuciła – Obiecałeś, że coś z tym
zrobisz. Kolejne dni, a ty się zamykasz i wymykasz z domu by spotkać się z
Marlene. Kolejny raz powiedziałeś mi, że spędzimy ze sobą czas, ale to i tak
nie ma sensu, bo ważniejsza jest ona – odparła bez namysłu dając mu chwilę na
zastanowienie – Ja już nie mam siły Chester.
Tkwiąc w kropce przyjrzał się jej i odpowiedział:
- Zmienię to.
- Do jasnej cholery przestać pierdolić, że coś zmienisz! – Krzyknęła
zdenerwowana – Co mi z twoich słów? Poprawią nasze relacje?! – Zrobiła przerwę
i wiedząc, że zaraz może wybuchnąć dodała – Jesteś dziecinny Chester, nic
więcej, a ja już nie wiem co mam robić.
Wywrócił oczami i czując wielką irytację spojrzał jeszcze
raz na dziewczynę. Przeszukując wszystkie zakątki swojego umysłu spróbował coś
wymyślić na poprawę ich sytuacji.
- Dzisiaj mam czas dla ciebie – odparł, nie myśląc o tym czy
Marlene znowu coś może wykombinować. Stawiał na przypadek, zresztą nie sądził,
żeby po ich wczorajszej kłótni coś się zmieniło – Możemy gdzieś wyjść razem, co
powiesz o kinie? Wydali nowy film, jest całkiem ciekawy – „No tak idioto, przecież
wczoraj oglądałeś go razem ze swoją znajomą.” zakpił w myśli.
- Wiesz Chester, ale ja dzisiaj nie mam czasu dla ciebie –
uśmiechnęła się sztucznie i odwróciła na pięcie. Złapała za leżącą gazetę i
położyła ją na stole – Spotykam się dzisiaj z Tiffany, wiesz, nie sądziłam że
odpuścisz nagłe spotkanie ze swoją znajomą.
- Przestań być złośliwa!
- Przestań być taki obojętny! Rozumiem, to twoja koleżanka,
okey – zrobiła przerwę i patrząc na jego świecące oczy dodała – Ale ileż można?
Co chwilę cię gdzieś wyciąga, a ty nie powiesz „nie” chociaż wiesz, że dzień
czy wieczór masz zajęty. Nic się tu nie układa w całość, po co to robisz? –
Spytała po chwili – To taka jakby zemsta za coś czego nie zrobiłam? Zbywasz
mnie z uśmiechem na ustach…
- Nie Emily – Przerwał jej wkurzony – Gdy od ciebie odchodzę
nie cieszę się z tego.
- To po jasną cholerę idziesz do niej?
- Pomagam jej – odparł – A zresztą znasz prawdę.
- Nie sądzę bym ją znała – rzuciła bez namysłu i skrzyżowała
dłonie – Ale okey, rób co chcesz. Moje walizki mogą być nawet i jutro
spakowane, bo ja tego już nie wytrzymuję. Tak sobie wyobrażałeś naszą przyszłość?
– Spytała po chwili siedzącego mężczyznę – Bo ja nie.
- Nie będzie tak wyglądać – oznajmił wkurzony.
- Z twoim zachowaniem na pewno.
Słysząc jej zarzut spojrzał na jej twarz i zdenerwowany jej
poruszeniem położył dłonie na kanapie. Ocenił powoli każdy jej kawałek i
usłyszał trzask drzwi. Tak jak się spodziewał, zostawiła go po tym jak on
zostawił ją.
Walnął pięścią w stół i głośno krzyknął. Mając nadzieję, że
Emily tego nie usłyszała wzdrygnął się i spojrzał na swoją rękę. Nie czując
bólu po raz kolejny obalił się o kanapę i spojrzał w sufit.
W tym momencie jego telefon zawibrował. Wkurzony na cały
świat rzucił go gdzieś w kąt i znowu został w bezruchu nie przejmując się
natarczywym dźwiękiem.
***
- Nie odbiera – rzucił wkurzony i podał telefon swojej
towarzyszce. Lisa odłożyła go obok i patrząc na rozścielającą się drogę
rzuciła:
- Ty jednak masz pecha z tymi telefonami.
Wywrócił oczami i złapał mocniej za kierownicę.
- Nie lepiej było lecieć samolotem? Byłoby szybciej, a tak
to smażymy się w twoim aucie – złapała dużo powietrza i dodała – Jak dobrze, że
przynajmniej masz tę klimatyzację…
- Wolę mieć samochód, bo nie wiem dokładnie gdzie oni
mieszkają.
- To jak ty to chcesz zrobić? – Spytała po chwili.
- Będziemy pytać ludzi, jeździć po mieście. Coś
wykombinujemy.
- Waszyngton jest wielki to się nam nie uda.
- Mniej więcej wiem gdzie to jest, ale dokładnie nie
pamiętam punktu. To nam ułatwi – Odwrócił się do niej i zaczął – Jak ją znajdę
to będę spełniony…
- Mike do cholery patrz na drogę! – Wrzasnęła do niego jak
zauważyła że na ich drodze pojawił się mały zając. Ten złapał szybko za
kierownicę. Całe auto się zatrzęsło i rzuciło obecne tu osoby na lewą stronę. Zaczął
się głośno śmiać, mimo tego, że kobieta czuła co innego.
- Nie dość, że wariat to jeszcze drogowy – powiedziała –
Zabijemy się przez ciebie!
- Nie marudź, wiem co robię – rzucił i z wielkim uśmiechem
na ustach skręcił w prawą uliczkę.
***
Wzięła do ust kolejny drink i z uśmiechem na ustach
spojrzała w stronę swojej towarzyszki. Tkwiąc obok tylu ludzi uśmiechnęła się w
duchu gdyż mogła tutaj odpocząć i zapomnieć o tym co się od pewnego czasu
dzieje. To jest trudna decyzja, ale jeśli sytuacja przez najbliższe dni się nie
poprawi po prostu się wyprowadzi, tylko dlatego by uświadomić mu to wszystko co
robi. Upiła łyk alkoholu i położyła go na blacie. Nagle kogoś zobaczyła.
Wkurzona odwróciła się i bojąc się, że jednak mężczyzna
ujrzał ją w tłumie przegryzła nerwowo wargę. Przeszła pod drugi kąt
pomieszczenia i oparła się o ścianę tym samym tracąc orientację gdzie może być
Tiffany. Nie przejmując się tym zbytnio spojrzała w drogą stronę i nagle
usłyszała:
- Uciekałaś przede mną czy jednak biegłaś do ubikacji? –
Spytał ze śmiechem na ustach – Sądzę jednak że to pierwsze. Nie gryzę,
naprawdę.
- Człowieku, przyszedłeś tu specjalnie czy to zwykły
przypadek?
- Jestem mężczyzną, który też chodzi na imprezy, a śledzić
mi się ciebie nie chce dwadzieścia cztery godziny na dobę, uwierz mi – Tod puścił
do niej oczko i stanął naprzeciw niej. Oceniając każdy kawałek jej ciała
podniósł jedną brew do góry, a ta zaintrygowana jego wyrazem twarzy spojrzała
na niego pytająco – Pięknie dziś wyglądasz, wiesz o tym?
Zaskoczona jego stwierdzeniem oparła się o ścianę i dodała:
- Flirtujesz ze mną?
- Może… - Zaczął.
- Wiesz, że jestem w związku prawda? – Spytała, a ten
wywrócił oczami jakby to miało brzmieć „Do czasu”.
- Po prostu przyjmij to jako komplement, a nie jako flirt.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję.
- Mogę się ciebie coś spytać co mnie intryguję? – Spytała po
chwili, a ten złapał za jej rękę. Zaskoczona jego zagraniem odsunęła ją od
siebie, a ten sprostował:
- Chodź gdzieś usiądziemy, bo nie ma sensu tyle czasu tu
stać.
Wzruszyła ramionami i powędrowała za nim.
- A więc? – Spytała siedząc naprzeciw niego.
- Pytaj – Rzucił bez namysłu.
- Jak ty to robisz, że tak śledzisz ludzi? – Spytała po
chwili – To absurdalne, że teraz siedzę normalnie z tobą z myślą, że sporo o
mnie wiesz, a ja o tobie nic. To jest twoje hobby, pasja…?
- Praca – Zaśmiał się – Pośledzić ci kogoś?
Spojrzała na niego zaskoczona:
- Praca?
- Zdziwiona? – Spytał – No co jak co, ale jakbym śledził dla
przyjemności to raczej nie zwróciłbym na ciebie uwagi, nie jesteś aż tak bardzo
interesująca jak ci się wydaje.
Ruszona jego uwagą zrobiła wkurzoną minę, lecz po chwili ją
zmieniła:
- Jeśli nie jestem tak interesująca to może powiesz mi kto
się tak mną interesuje?
Będąc w wielkiej kropce rzucił:
- Nie mogę tego powiedzieć.
- Owszem, możesz…
- Nie mogę.
- Chcę wiedzieć.
- Ale jak powiem za dużo to będę miał problemy.
- Jak na razie to ja je mam więc się uspokój – rzuciła – Co
znaczą te listy?
- Które?
- Te co mi je podkładasz.
- Nie mam pojęcia.
- Jak to nie masz pojęcia? – Spytała zaskoczona.
- Tak jakoś – wzruszył ramionami – Nie jestem w to tak
wplątany jak inni, ja tylko sprawdzam informacje, podrzucam liściki i jestem na
zawołanie.
- Kogo?
- Wybacz zostawię to w tajemnicy.
- Mojego ojca? – Spytała po chwili kładąc łokcie na dużym
stole. Spojrzała na niego ukradkiem i ponownie rzuciła – Mów!
- Nie bądź taka agresywna… - zaśmiał się – Być może, jesteś
bardzo blisko. Ale nie przyszedłem tu rozmawiać o mojej pracy i o tym co się
dzieje. Chcę o tym zapomnieć, pewnie ty też – Uśmiechnął się szeroko i spojrzał
na nią swoimi ciemnymi oczami – Emily, odpręż się, widzę, że coś cię gryzie.
Nie odpowiedziała mu nic tylko odwróciła swój wzrok i
wsłuchując się w donośną muzykę wzięła głęboki wdech po czym szybko wypuściła
szybko powietrze z ust. Widząc jego wzrok na sobie spojrzała na niego pytająco.
- Zatańczysz prawda? – Spytał stając obok niej. Podał jej
uprzejmie rękę i czekał na jej reakcję. Nie wiedział czego się spodziewać, ale
w tej chwili ten czarujący uśmiech sprawił, że Emily wstała i myśląc że jednak
źle robi wyszła z nim na sam środek sali. Poprawiła kawałek sukienki i złapała
za jego ramiona. Zaklęła w duchu, że tkwi tutaj z niewłaściwą osobą, ale… Ale
coś było w nim takiego innego, urzekającego? Irytujący, chamski i złośliwy, a
jednak potrafiła z nim normalnie rozmawiać. To było coś niesamowitego.
Nagle mężczyzna obrócił kobietę i usłyszał jej głośny
śmiech. Nie spodziewając się takiego zagrania złapała się mocniej za jego ręce
słysząc jego słowa:
- Musisz przewidywać ruchy – Zaśmiał się – Wiesz przecież,
że to mężczyzna prowadzi w tańcu…
Wywróciła oczami, a ten to widząc przysunął ją do siebie
bliżej. Czując jego ręce na swoich biodrach spróbowała to zignorować, ale nie
potrafiła. Po prostu wiedziała, że to w tej chwili może o wszystkim zapomnieć.
Po trzydziestu minutach wspólnego rozmawiania i tańczenia
kobieta zamówiła jeszcze jednego drinka. Dochodziła północ, a sama nie miała
ochoty odpuszczać takiej zabawy. Popatrzyła ukradkiem na siedzące obok osoby i
nagle poczuła jak ktoś na nią wpada. Odwróciła się i zobaczyła ponownie kogoś
kogo nie powinna tu widzieć.
- Cześć – kobieta rzuciła jej gniewne spojrzenie i nie chcąc
się kłócić z Emily zmieniła ton na milszy. A może to alkohol to spowodował? –
Co tam u ciebie złotko?
Brunetka popatrzyła jeszcze raz na kobietę i zauważyła jak
jej przyjaciółka od tak długiego czasu uległa metamorfozie.
- Wszystko w porządku – odpowiedziała jej chcąc uniknąć
większej konfrontacji.
- Słyszałam – Zaśmiała się – Masz życie jak w Madrycie –
odpowiedziała – Jakbyś narzekała to nawet to by był grzech…
Nie chcąc sobie zawracać głowy głupimi uwagami Suzanne
spojrzała na nią i mając ochotę wyjść usłyszała:
- Widziałam cię z jakimś innym przystojniakiem – Zaśmiała
się – Spotykasz się z kimś na boku?
- Możesz ze mnie zejść? – Spytała wkurzona – Nie przyszłam
tu słuchać twoich uwag.
Czując od niej spore ilości alkoholu skrzywiła się. Z tego
nie może nie wyjść kłótnia.
- Chciałam tylko pogadać – Zaśmiała się – Emily no! Nie
tchórz jak kilka lat temu – Zatrzymała się – Jejku, jak to dawno było…
- Możemy do tego nie wracać? – Spytała bardziej wkręcając
się w tę dyskusję.
- Zawsze zastanawiało mnie to jak to jest pieprzyć chłopaka
swojej najlepszej przyjaciółki – rzuciła jej.
Słysząc jej zarzut ze zdenerwowaniem rzuciła:
- Sama wiesz jak było kretynko, więc dlaczego przekręcasz to
całe zdarzenie?
- Bo cię pieprzył! – Zaśmiała się histerycznie – Ojej,
zabolało serduszko? Mnie w ogóle nie bolało…
- Nadal nie możesz sobie przyjąć do wiadomości tego, że tak
naprawdę ta cała sytuacja tak nie wyglądała? – Spytała – Ale okey, powiem to
jeszcze raz – Zatrzymała się i krzyknęła – Twój chłopak był zwykłym kretynem i
podrywaczem, leciał na wszystkie laski w klubie, a ty i tak widziałaś tylko we
mnie rywalkę. Jakbym ci go chciała zabrać! I co? Przystawiał się do mnie, ale
nic nie zaszło. Resztę znasz sama, więc nie mam pojęcia dlaczego to
rozgrzebujesz.
Tak, to było kilka lat temu. Spokojna impreza na obrzeżach
miasta, paczka przyjaciół, a w tym dwie najbardziej oddane przyjaciółki –
Suzanne i Emily. Były jak siostry, dorastały obok siebie, wymieniały się
ubraniami, spostrzeżeniami, plotkami… Obydwie mogły na siebie zawsze liczyć,
ale tak nie zostało do końca. Przez dłuższy czas serce Suzanne należało do
jednego z największych podrywaczy w tym mieście, nie zrażona tym faktem szybko
zakochała się w chłopaku i później zaczęli mieć się ku sobie, ale tylko w
złudzeniach. Emily widziała wszystko, odpychała ją od chłopaka gdyż kilka razy
widziała jego głupie występki, ale i tak zawsze wychodziło, że jest po prostu
zazdrosna.
Tego wieczoru układało się wszystko po ich myśli, ale do
czasu gdy Emily wyszła na zewnątrz. To wtedy przybiegł za nią chłopak Suzanne.
Pamięta tylko tyle, że rozmawiali przez dłuższy czas, aż w końcu się
pocałowali. Nie przejmując się całym tym tłumem dali się ponieść emocjom.
- To on się na mnie rzucił – oznajmiła jej ze złością – Ale
tobie i tak nic nie przegada!
„Była dla mnie za plastikowa…” – te słowa brzmią w jej
głowie gdy wróci właśnie do tego zdarzenia. To były słowa na to dlaczego odsuwa
się tak od swojej dziewczyny.
- Wiem jak było – Wrzasnęła przybliżając się do kobiety – A
teraz co? Widzę, że radzisz sobie doskonale, masz wszystko czego chcesz, gazety
o tobie piszą, chodzisz ze znaną osobą. Życie jak w raju! – Krzyknęła – Ale
zdzira zawsze pozostanie zdzirą.
Ruszona jej słowami złapała za jej bluzkę:
- Odwołaj to co powiedziałaś!
- Zdzira zawsze pozostanie zdzirą! – Wrzasnęła ze śmiechem –
To powinno być twoim mottem! Piękne słowa opisujące ciebie – Czując jak kobieta
bardziej szarpie za jej materiał wrzasnęła – Bennington to zwykły kretyn,
pewnie pieprzy cię dzień i noc, a ty się mu dajesz… - Zaśmiała się – Tylko to
potrafisz robić, być dziwką. Bierze od ciebie pieniądze za spełnione
zachcianki?
Kobieta nie wytrzymała. Z całej siły pchnęła Suzanne w tył,
a ta spadła na wielkie krzesło. Poobijana wstała szybko i także pchnęła swoją
byłą przyjaciółką. Tłum się poruszył. Spojrzał w sam środek sali i lekko się
odsunął, tak jakby to ich nie dotyczyło.
Nagle Suzanne złapała mocno za włosy Emily, wydobywając z
jej ust głośny krzyk bólu. Spojrzała na nią i z całej siły walnęła ręką w jej
twarz, sama od niej dostając z pięści. Spadła na zimną posadzkę. Położyła dłoń
na tył swojej głowy i poczuła coś lepkiego.
- Proszę stąd wyjść! – Wrzasnęła jedna, a później druga
osoba. Nic do niej nie docierało. Spojrzała jeszcze raz na te twarze, żadna nie
wydawała się być znajoma, żadnej nie znała…
- Słyszałyście? – krzyknął.
- Poczekajcie – Chciał uspokoić go jeden ze znanych głosów
Emily. Stanął naprzeciw niego i dodał:
- My się już wynosimy, przepraszam za koleżankę, ona ma cos
z głową. Rzuca się na wszystkich – zaśmiał się patrząc na leżącą Emily – Ma
papiery na swoją głupotę, jest usprawiedliwiona.
Ten spojrzał na niego jak na idiotę i nic więcej nie
powiedział.
Tod pomógł wstać kobiecie, a ta patrząc w jego oczy widziała
rezygnację.
- Zawsze odpierdalasz takie rzeczy jak jesteś na imprezach?
– spytał gdy byli już na zewnątrz.
- Zdenerwowała mnie – rzuciła.
- Czyli rozumiem, że nie można cię denerwować tak? – Spytał
– Wsiadaj zawiozę cię do domu.
- Nie do mojego domu – poprawiła go sycząc z bólu.
- Tak wiem, do tego Benningtona – rzucił wkurzony i słysząc
jak jęczy z bólu dodał – Gdybyś nie była taka porywcza nic by ci się nie stało…
- spojrzał na nią i widząc podbite oko kobiety przyjrzał się jemu bardziej.
Później spytał całkiem poważnie – Coś jeszcze cię boli? Mogę cię zawieść do
szpitala czy coś…
- Nie – rzuciła ponownie łapiąc się za głowę.
***
Nie chcąc budzić swojego lokatora szybko zdjęła buty i udała
się do salonu. Zaświeciła światło i nagle przez głowę przeszła jej myśl, że tak
naprawdę Chestera nie ma w domu. Jak zwykle.
Usiadła na kanapie i starła z tyłu głowy nadal lekko
cieknącą krew. Głowa tak bardzo dawała się we znaki, że za każdym biciem serca
ona bolała jeszcze bardziej uporczywie. Syknęła po raz kolejny z bólu i
podłożyła jakąś ścierkę za tył głowy ścierając z niech resztki zaschniętej
krwi.
Wstała i udając się do łazienki potknęła się o leżącą
butelkę. Przeklęła głośno, ale uświadamiając sobie że być może nie jest sama
szybko poszła w stronę schodów.
- Gdzie byłaś? – Spytał się po chwili Bennington widząc jej
sylwetkę. Ta nie mając ochoty odpowiadać na jego pytanie odwróciła do w jego stronę. To wtedy zauważył jej wielki
siniec pod okiem.
- Kochanie, co ci się stało? – Spytał przerażony podchodząc
do niej. Złapał za jej ramię i dokładnie przyjrzał się wielkiej śliwce pod
okiem – Kto ci to zrobił?
- Nikt – odparła po chwili chcąc przedostać się do
następnego pomieszczenia.
- Jak to nikt? Przecież sama sobie tego nie zrobiłaś – Zauważył
i dotknął jej ręki. Cała drżała, ale Emily tego nie czuła. Chciała po prostu z
całej siły walnąć o podłogę i zapomnieć o tym co się stało – Gdzie byłaś?
- Proszę cię, nie wypytuj mnie i idź spać – odparła do niego
nadal będąc na niego zła.
- Żartujesz chyba – odparł – Ktoś cię pobił?
- Chyba zdenerwował – rzuciła bez namysłu i spojrzała na
jego stopy.
- Jak to zdenerwował? – Spytał – Pobiłaś się z kimś?
- Chester odejdź – oznajmiła – Mogę zostać sama?
- W takim stanie?
- W jakim stanie? Mam tylko stłuczoną głowę i podbite oko,
nic więcej.
Ten złapał za jej rękę i zaprowadził do sypialni. Ona nie
mając siły się jemu opierać usiadła w wygodnym fotelu i zobaczyła go nad sobą.
- Jak dobrze, że sam byłem w podobnej sytuacji kilka lat
temu i wiem co robić – Uśmiechnął się sztucznie i złapał delikatnie za jej
głowę. Ona syknęła z bólu i złapała się mocniej za jego ramię. Myśląc, że to
coś innego odsunęła szybko swoją dłoń, a ten rzucił:
- Możesz ściskać, spokojnie – odpowiedział jej i szybko
zadał pytanie – Z kim się pobiłaś?
- To aż taka sensacja? – Spytała – Nie chcę o tym rozmawiać,
naprawdę…
Sensacja. Emily pobiła się z jakimś gościem. To brzmiało tak
śmiesznie i absurdalnie, że sam Bennington nie mógł tego pojąć. Spojrzał na nią
i odstawił na bok bandaże. Widząc jak kieruje się do drzwi szybko złapał za jej
rękę.
- A ty gdzie? – Spytał – Nie puszczę cię w takim stanie do
salonu.
- Nie przesadzaj – Powiedziała ze śmiechem i zachwiała się
opierając się o ścianę. Ten wywrócił oczami i przysunął ją do siebie. Położył
ją na wielkim łóżku i spojrzał na nią z góry.
- No wiesz, dzisiaj musisz zapomnieć o naszych sprzeczkach i
choć na chwilę myśleć racjonalnie – oznajmił jej – Zostajesz tutaj i nawet nie
waż się iść gdziekolwiek indziej.
***
Lisa ze śmiechem na ustach złapała jego ramię i szybko
przeszła przez furtkę nie ich domu. Tkwiąc przed posiadłością rodziców Jessici
zdumieli się, a Shinoda jeszcze raz spojrzał na adres.
- Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tę babkę – rzuciła i
szybko podeszła pod drzwi. Ten jednak odsunął rękę, ale po chwili czując jaka
duża presja nad nich ciąży zadzwonił do ich drzwi. Czy teraz zobaczy Jessicę?
Układa w swoich myślach wiele scenariuszy ich spotkania.
Nagle otworzyła jej matka. Ubrana w spódnicę do połowy ud i
bluzkę z dekoltem wręcz niemal przypominała jego dawną dziewczynę.
- Dzień dobry – Uśmiechnął się w jej stronę serdecznie i
wyczuwając, że ona go rozpoznaje rzucił dla pewności – Pamięta mnie pani? Mike
Shinoda…
- A pamiętam – przerwała mu patrząc na kobietę obok niego. Z
pogardą oceniła każdy kawałek jej ciała oraz ubrania i usłyszała:
- Czy zastałem Jessicę?
- Nie – rzuciła.
- A wie pani gdzie ona może być? – Spytał.
- Proszę stąd wyjść – wycedziła przez zęby. Zaskoczony jej
zachowaniem odskoczył na bok i zdezorientowany spojrzał w jej oczy – Mało panu
kłopotów? Proszę stąd i wyjść i się nigdy więcej nie pokazywać!
- Nie rozumiem – odpowiedział.
- To przez pana moja córka tak cierpi! – Wrzasnęła – Tak
bardzo chciała tego dziecka!
- Ta sprawa się już wyjaśniła – wtrąciła się Lisa.
- Proszę stąd wyjść…
- To nie tak było, niech pani mi tylko powie… - nie zdążył dokończyć
gdyż kobieta zamknęła mu drzwi tuż przed samym nosem. Tupnął porządnie i cicho
rzucił wyzwiskami w jej stronę.
- Nie denerwuj się tak – oznajmiła – Przecież widzisz, że rozumek
jest u nich rodzinny.
- Ona tam jest! – Wrzasnął i odszedł od schodów. Popatrzył w
pierwsze lepsze okno i wrzasnął – Jessica wyłaź z tego domu!
Nagle ponownie drzwi się otworzyły.
- Bo wezwę policję – oznajmiła bez skrupułów i ponownie
zniknęła za drzwiami.
Shinoda spojrzał na dom jeszcze raz i odwrócił się w stronę
Lisy. Zdezorientowana wzruszyła ramionami.
- Złapiemy ją, zobaczysz… - Oznajmiła choć tak naprawdę na
końcu języka tkwiły słowa „I właśnie tego chciałeś, Mike?”.
No i kolejny. Powiem wam, że w tamtym tygodniu wpadł mi niezły pomysł na nowego bloga więc to już jest pewne, że będę was zanudzać jeszcze kolejnym opowiadaniem jak skończę to.
Powiem wam, że może w tym tygodniu ruszę tyłek i napiszę coś szybciej, tam czy owak będzie mnie teraz więcej w domu więc postaram się tego czasu nie zmarnować :)
Świetne, świetne, świetne, świetne, wspomniałam, że świetne?
OdpowiedzUsuńSuzanne (czy jak to sie pisze, nie wiem, pózno jest xd) jest głupia -.- Emily mogła ją zabić od razu, pięknie by było.
Tod mi sie nie podoba. Niee, niee, niee xd Marlene idiotko, zostaw Chazza w spokoju, oki? xd
weny!
Hej. Dzisiaj wyjątkowo przeczytałam rozdział zaraz po otrzymaniu spamu. Jutro wyjeżdżam, więc nie chcę sobie robić zaległości, także komentuję wszystko. Ten oto komentarz jest moim drugim. A dlaczego? A dlatego, że pierwszy mi usunęło, gdy pisałam go w notatniku na komórce. Pieprzyć notatniki. Nie ufajcie im! Są okropne.
OdpowiedzUsuńNo dobra. Czas się ogarnąć i przystąpić do treści właściwej:
Co żeś ty narobiła, dziewczyno? Czyżby to opowiadanie jeszcze bardziej się komplikowało? No o mój boże. Nie wierzę. Dochodzi jakaś bójka, poszukiwanie Jess, rozwija się sprawa z Todem i wychodzi na to, że jest o wiele bardziej skomplikowana, niż przypuszczałam. Szczerze? Jestem sceptycznie nastawiona. Nie przepadam za ciągnącymi się wieczność, nudnymi i pokomplikowanymi opowiadaniami, których rozdziały są strasznie długie i toporne. A twoje się do takich zalicza. Po przeczytaniu mogę to śmiało stwierdzić. Bo niby już, już mówisz, że sprawy powoli zaczną się zamykać, że planujesz zakończenie i rozpoczęcie nowej, świeżej historii, a tu bum! Jakieś dziwaczne koligacje, niedopowiedzenia i wciąż niewyjaśnione zagadki. Kręcę nosem. Nie podoba mi się to, o nie. Wolałabym coś… prostszego i krótszego. Co prawda sama walę opisami, epitetami i miliardami przenośni, ale no nie wiem… u ciebie to „skomplikowane” pisanie wydaje mi się inne. Oczywiście każdy ma swój styl itp., itd., no ale hej! Trzeba znać umiar i uważać, by zbytnio czytelnika nie zgubić. No i zauważam, że niektóre wyrazy są błędnie użyte, dialogi są za często zbyt potoczne. Rozumiem, że Mike i Chaz, czy Mike i Lisa, kiedy są w przyjacielskich relacjach mogą sobie gadać jak chcą i walić niedopowiedzeniami, a czasem nawet robić błędy językowe (!), ale kiedy któreś z nich jest w dołku i opowiada tej drugiej osobie o swoim samopoczuciu, rozpędzając się w porównaniach, refleksjach i nieodłącznej melancholii, to kontrast między „bym chciał”, a „moja dusza umiera” jest za duży i tekst robi się brzydki, niezgrabny i w ogóle źle się czyta.
No. A teraz trochę o treści. Najgorszą rzeczą, która mnie paskudnie wkurzyła w tym poście jest Marlene. A to głupia szmaciara. Może i dziewczyna Chestera jest kluchowata i głupia, ale no niech się ona nie zasłania tym, że nigdy nie zawiodła Chaza, który był t y l ko jej kumplem! Przecież to dziecinne! Uważa, że gdy tak nagle pojawi się w życiu dorosłego faceta i zrobi w nim bałagan, popłacze i zaszantażuje go, to co, to on do niej przylezie na kolankach? Boże, co za idiotyzm. Aż zgrzytam zębami. Nie mogę uwierzyć w to, że kilka rozdziałów temu kochałam Marlene. Teraz mam ją za tępą, niedojrzałą zdzirę. Głupolka.
Emily też jest krową. Rozumiem, że może mieć focha na Chestera (kolejny głupek!), ale no bez przesady. I jeszcze poszła do tego pieprzonego klubu i pozwoliła sobie rozkwasić nos. UGH.
Wiesz co? Zdaję sobie sprawę, że na tym blogu prawie wszystko mnie wkurza. Od paskudnie małych liter, które zmuszają mnie do czytania na komórce, przez szablon, postacie, aż po zawiłą fabułę. Patologiczne to wszystko. Z niecierpliwością czekam, aż się wyklaruje i wszystko będzie jasne. W sumie to Chaz mógłby zerwać z Deuce, Marlene wyjechać, Emily umrzeć, Tod spieprzyć jak najdalej, Lisa wrócić do szpitala, a Chester i Mike zostaliby sobie sami, tak jak było na początku. Bo wtedy to było super! Żadnych głupich lasek, bijatyk, aborcji i procesów. Cud miód. Ech. No ale cóż. Jestem fanką bennody i czasem muszę się pogodzić z tym, że w wielu opowiadaniach NIGDY tej bennody nie będzie… Ach, smutne to życie.
No nic. Spadam. Czekam na wyjaśnienie fabuły. Czekam na zakończenie.
Ach, no i jeszcze dodam, że wyjeżdżam i do pewnego czasu będę nieosiągalna, więc nie złość się, gdy czegoś tam nie skomentuję. Teraz już papa i weny życzę.
Och, i nowy u mnie. Zapraszam!
UsuńCiekawe jak zawsze. :)
OdpowiedzUsuńKurcze, trochę mnie irytuje jak piszesz 'swojemu koledze, swojej koleżance' Ok, rozumiem, że może brakować Ci synonimów, ale cóż to trochę drażni.
OdpowiedzUsuńMike się tak napalił na znalezienie Jessici. Odpuść chłopie, zajmij się Lisą i miej w dupie tą idiotkę.
Chester ogarnij dupę, nie wiem utop Marlene gdzieś w zlewie, kałuży czy coś. Niech się skupi na Emily, zanim Todd zacznie się na poważnie tam kręcić. No a akcja w klubie. Trochę mnie zdziwiło, że Emily się wdała w bójkę.
No, ale weny. Nie wiem jak to zrobiłam, że wczesniej nie zostawiłam komentarza, ale już to nadrobiłam ;)
Bardzo fajny rozdział jak dla mnie ; ) Uwielbiam Twoje długie rozdziały, czytam je po pare razy ;D Oby Chazowi i Emily sie ulozylo .__.
OdpowiedzUsuńA Mike to juz serio cos odwala ; ]
Czekam z niecierpliwością na nowy *-*
Mike jakiś taki nerwowy i wyżywa się na Lisie, przynajmniej mam takie wrażenie. Chłopak na razie nie widzi jej skrywanych uczuć i na dodatek wciąż ta Jessica. Jestem ciekawa co on zrobi na końcu. W tym rozdziale, Mike szczerze mnie irytował ;l
OdpowiedzUsuńKurde daj mi tu tą Marlene zabiję ją ździrę ! -.- Kiedy mówiła ten swój cały monolog do Chestera to jakoś nawet odrobiny skruchy do niej nie poczułam. Najchętniej dźgnęłabym ją widelcem w oko ;q Szkoda mi Emily w tej sytuacji, siedzi sama w domu czeka na niego i nawet nie wie co się dzieje za jej plecami, chociaż przyznam, że też nie jestem jakąś jej wielką fanką. Chester jest po prostu w kropce, nic nie może zrobić przez to, że jest manipulowany, ale lepsze byłoby podać Marlene na policję o manipulację i wyznać Emily prawdę niż ciągnąć to w nieskończoność i Emily później będzie myślała że chodził do niej na sex. Pokręcona sytuacja.
Cała ta kłótnia Chestera i Emily sporo wniosła, cieszę się że taka nastała i mam nadzieję, że Emily na razie sobie odpuści z Chesterem, on chyba potrzebuje czasu. Docisnęła mu dosyć, taką Emily lubię :D
Podczas gdy Mike prawie spowodował wypadek pomyślałam że Lisie zaraz wrócą wspomnienia jak zginęła jej rodzina, ale jednak nie.
Pokręciło się coś, co ten Tod odwala, o co w tym chodzi, najpierw psychol, później normalny człowiek O.o Na dodatek ta cała sytuacja w klubie, za dużo tego wszystkiego, chociaż przyznam że miło się czytało jak leją się po mordach XD Szkoda że tak szybko się skończyło, myślałam że dojdzie do czegoś drastycznego. Poza tym miła odmiana opiekuńczości ze strony Chestera, miło się to czytało.
Hhahaha jaka matka taka córka, szkoda że Jessica nadal tkwi w kłamstwie i je rozpowszechnia. ''Przecież widzisz, że rozumek jest u nich rodzinny.'' Najlepszy tekst z całego rozdziału, bynajmniej mi się bardzo spodobał :D
Rozdział jaj najbardziej na plus, działa się sielanka jak nic :D Ja jak zwykle ostatnio spóźniona z komentarzem, ale myślę że mi wybaczysz bo jak zwykle się rozpisuję :D Teraz jestem ciekawa gdzie zostaną na noc Mike i Lisa, może będą jakieś iskierki w hotelu? :D C: I czy Chester w końcu powie Emily :3 Czekam z niecierpliwością :*
Co do nowego bloga to jestem jak najbardziej na tak, taki talent nie może się zmarnować a Twoja wyobraźnia nie może być zamknięta w pustym pudełku po butach. Musisz ją nam dawać w formie rozdziałów :) Jestem pewna, że kolejny blog będzie równie dobry, ba , a może nawet i lepszy od tego! Już jestem ciekawa jaka będzie tematyka bloga i jaka będzie cała historia :) Będę czekać z niecierpliwością na nowości <3 Weny Ci życzę :)/Kuroichi
O. Ten rozdział też jest o niebo lepszy od tego najnowszego. I bardzo prosiłabym, gdyby następne były właśnie takie, bo przyznam, że ten post czytało mi się wyjątkowo bardzo lekko, a Twój blog kojarzę z mrużeniem oczu (ta cholerna mała czcionka!) i dłuuuugimi na kilometry, chwilami niezbyt zgrabnymi i apetycznymi opisami*, więc to bardzo dobrze, że w tym przypadku było zupełnie inaczej.
OdpowiedzUsuńWydarzenia... Jakoś dziwnie mi o nich pisać, bo przecież czytałam następne dwa rozdziały i wiem, jak się przedstawione tutaj sprawy rozwiną. No, może tylko znów opieprzę Emily, bo pakowanie się w bójki jest fatalnym pomysłem. I Mike nie powinien się tak angażować w poszukiwania Jess, bo przez co najmniej 2 rozdziały będzie się zawodził.
No dobra. Co jeszcze miałam napisać... A, no o tych opisach i w ogóle Twojej skłonności do oplatania każdej czynności jakimś dziwacznym porównaniem... Chwilami, jest to fajne. No bo taki masz styl, a każdy pisarz powinien go mieć. Ale są momenty, gdy czytając mam mindfucka, bo nie wiem, o co Ci chodziło i co właśnie przeczytałam. Mniej zawiłości i będzie dobrze.
Dobra, muszę lecieć, ten komentarz jest wyjątkowo krótki jak na mnie i aż mi wstyd, no ale jeszcze 3 inne blogi do skomentowania, sama rozumiesz. No więc papa, weny, itp. Do następnego! (oby był bardziej w stylu tych dwóch, które komentowałam dzisiaj, niż w stylu tego najnowszego, bo jego mogę śmiało określić najgorszym na całym tym blogu ._.)
Zapomniałam wyjaśnić kropki, więc teraz to zrobię XD
OdpowiedzUsuń*- hipokrytka ze mnie, bo zmieniłam czcionkę na mniejszą (nie tak małą jak Twoja), ale jednak mniejszą i też rozpisuję się kilometrami, och.