wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział XLVII



Lisa pewnym krokiem weszła w progi swojego kolegi. Nawet nie pukając stanęła w jego salonie i spojrzała na to co robi. W tej chwili zmagał się z jakąś gitarą. Ale nie ważne – pomyślała i uśmiechnęła się w jego stronę.
- Lisa, ja rozumiem, że jesteśmy bliższymi kolegami, ba! No nawet można by było nazwać przyjaciółmi, ale nawet Chester stara się pukać do tych cholernych drzwi – przerwał i zrezygnowany spojrzał na wysoką kobietę. W tej chwili była ubrana w obcisłą spódnicę do połowy ud i w koszulkę na ramiączka. Tak, bardzo ładnie było jej w obcisłym… Nagle wrócił na ziemię – A jakbym chodził nago? To co?
- A chodzisz tak po domu? – Spytała ze śmiechem.
- Może – odparł jej i powrócił do czyszczenia swojej gitary.
- Może odstawisz to pudło?
- Lisa, nie denerwuj mnie…
- A ty mnie posłuchaj – uśmiechnęła się i pomachała mu kartką przed oczami – A co ja tu mam?
Widząc jego zdezorientowaną minę zaśmiała się głośno i szybko sprostowała:
- Możesz zadzwonić do jej rodziców – Odparła po chwili. Mike wstał. Popatrzył na nią, a później na zapisaną kartkę. Oddała mu ją szybko i popatrzyła na jego uśmiechniętą minę.
- Jak ty to zrobiłaś?
- Nie pytaj – odpowiedziała wkurzona i zaczęła – Mike, szukałbyś mi pracy gdybym nie wytłumaczyła się po co tkwiłam w tych archiwach! Ile nerwów mi to sprawiło to ja też nie powiem, nie mówiąc o czasie. Ordynator był taki wkurzony, że prawie co wyleciałam – Zaśmiała się – Mam z nim przerąbane, będzie mnie śledził na każdym kroku, nawet wtedy się pytał czy coś wyniosłam z tego archiwum, ale byłam sprytniejsza.
Mike spojrzał na nią pytająco.
- Zapisałam numery na udzie, tam nikt nie sprawdza, uwierz mi – Puściła mu oczko i zachęciła by zadzwonił.
- Nie wiem Lisa jak ci się za to odwdzięczę! – Krzyknął podekscytowany.
- Będziesz musiał się postarać – Uśmiechnęła się i nagle poczuła jak Mike składa na jej policzku mały pocałunek. Odskoczyła na bok i nie zdradzając tego, że ona odczuła go inaczej niż on przegryzła nerwowo wargę, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzała na niego uśmiechnięta i usłyszała.
- Na razie to ma ci wystarczyć – Charakterystycznie uniósł swoje brwi do góry i po chwili jednak spojrzał w kartkę. Szybko złapał za telefon i przepisał z niej numer. Ręce trzęsły się mu tak, że kilkakrotnie musiał kasować pojedyncze cyferki, jednak po jakiejś chwili już miał ich cały poprawny szereg. Spojrzał zdenerwowany na kobietę.
- No dzwoń, nie mów mi, że teraz to odłożysz – Przewróciła oczami i wręcz wsunęła mu ten telefon do ręki – Bo ja zadzwonię – Zagroziła mu.
- Dobrze, dobrze – odpowiedział i ponownie wziął go do ręki. Przejechał po dotykowym ekranie i nacisnął przycisk. Trzymając telefon przy uchu spodziewał się różnych rzeczy, tego że jej rodzice się rozłączą, będą chcieli z nim rozmawiać o ich nieudanym związku, dowiedzieć się może gdzie jest ich córka. Nawet przez myśl przeszedł mu scenariusz gdzie to Jessica odbiera ten telefon. Jednak nie.
- Nikt nie odbiera – odparł po chwili.
- Zadzwoń jeszcze raz.
Jak mu powiedziała, tak zrobił. Przycisnął jeszcze raz obrazek zielonej słuchawki i przez kolejny pół minuty wsłuchiwał się w głuche dźwięki.
- No cholera, nie odbierają! – Wkurzony swoją naiwnością cisnął telefon w rękach i spojrzał na niego po raz kolejny. Nie, to nie miało tak wyglądać!
- Mike uspokój się – widząc zdenerwowanego Shinodę wzięła od niego komórkę i sama po raz kolejny zadzwoniła. Nic. Znowu nic.
- Zadzwoń potem, Mike, przecież muszą w końcu odebrać ten telefon!
- A jak się w ogóle nie dodzwonię?
- Nawet mnie nie denerwuj – rzuciła mu – Nie po to ryzykowałam wyrzuceniem z roboty bym teraz patrzyła jak ten numer się marnuje.
- A może źle przepisałaś? – Spytał coraz bardziej zdezorientowany.
- Nie – zaprzeczyła szybko – Sprawdzałam kilka razy, wszystko się zgadzało. Do tego czasu mogli zmienić numer, zgubić telefon albo po prostu zostawić gdzieś go na blacie gdzie jego sygnał jest wręcz niesłyszalny. Mike – zwróciła się do niego – Dodzwonisz się spokojnie, spróbuj ponownie tylko za kilka godzin.
Ten spojrzał na komórkę po raz ostatni i odłożył go na swoją kanapę. Przerzucił swój wzrok na kobietę i nie mając już żadnego pomysłu rzucił:
- Chcesz ze mną umyć gitarę?
- Nigdy nie myłam gitary – Zaśmiała się.
- Też bym nie mył, ale straszny mam do niej sentyment, a ostatnio przez przypadek czymś ją uwaliłem, sam nie wiem co to jest – przerwał i dodał – Szczerze mówiąc nawet nie chcę wiedzieć co to za dziadostwo – Zwrócił się do niej – To jak?
Ta uśmiechnęła się i szybko kiwnęła pozytywnie głową.

***

Emily siedziała w samotności przed dużym telewizorem. Oglądając jakieś filmy co chwilę patrzyła na godzinę, a dochodziła już dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Zdezorientowana i wkurzona, że po raz kolejny dała się tak wykiwać Chesterowi wzięła głęboki wdech i rozłożyła się na wygodnej sofie. Wzięła łyk piwa, które znalazła w lodówce nawet nie myśląc nad tym, że Chester zostawił je specjalnie dla siebie. Nie myślała nad tym, szczerze mówiąc nawet miała to daleko gdzieś.
Wzięła do ręki po raz kolejny pilot i zaczęła wpatrywać się w nagi sufit nad jego telewizorem. Nigdy nie miała czasu tak dokładnie ocenić jego salonu, a było o czym mówić. Duże ozdobne firany na dwóch wielkich oknach, donice z przeróżnymi roślinami, połowa z nich i tak potrzebowała według niej większej opieki od tej jaką miały, wielki dywan na którym wymieniali burzę pocałunków, wtedy jak to wszystko miało się skończyć, stolik na samym środku pomieszczenia na którym w tej chwili leżała sterta przeróżnych papierów, notatek i śmieci – tak w skrócie można określić to pomieszczenie.
Gdyby tylko Chazz tu był…
Przejechała dłonią po spoconym czole i położyła się na wygodnej sofie. Zamknęła oczy i ścisnęła dłonie.
Już kolejny raz kiedy Chester olewa ją dla Marlene. Przychodzi tu, prosi o zwykłą pomoc, a on jak głupek leci do niej, wiedząc że wcześniej obiecał coś swojej dziewczynie.
Nagle poczuła jakiś oddech nad sobą. Wzdrygnęła się i myśląc, że to jednak on otworzyła oczy. Nikogo nie zobaczyła.
Spojrzała przerażona w oddal, również nikogo nie było.
Czy to wyobraźnia płata jej figle?

***

- Rozumiem Marlene czego ty chcesz, ale nie oczekujesz zbyt dużo? – Spytał po chwili gdy wyszli razem z kina.
- Ty tylko godzisz się na moje warunki – Oznajmiła bez żadnych emocji – Równie dobrze możesz się ze mną nie spotykać, nikt ci nie każe. Nie zmuszam cię pod pretekstem, że cię zabiję…
- Szantażujesz mnie od dłuższego czasu – Podkreślił – Tymi głupimi zdjęciami, które trzymasz w swoim telefonie.
- Ja wiem, że po prostu jej nie kochasz – Stanęła na środku chodnika przed wielkim kinem i rzuciła – Ona cię ogranicza, nie widzisz tego? Zmieniłeś się przez nią, nie jesteś tym samem Chazzem co kiedyś. Kiedyś byś nawet bawił się do samego rana mając na wszystko wyjebane…
- Teraz też potrafię – odpowiedział jej szybko i stanął przed nią – A co się stało z dawną przyjaciółką Chestera, co? Tą przyjaciółką, która wspierała, a nie teraz rujnuje jego związek.
- Chyba się zakochała w niewłaściwym mężczyźnie – odparła po dłuższej chwili zastanowienia z głupim rumieńcem na policzkach. Wiedząc, że nic nie ugra swoimi słowami stanęła naprzeciw niego i rzuciła – Ona cię niszczy.
- Wiem doskonale co mnie niszczy, nie musisz mi wypominać co chwilę jaka jest Emily.
- Nie muszę, ale mogę. To moja opinia.
Nie mając już ochoty na zbędne pogaduszki z kobietą odszedł od niej kilka kroków i spojrzał na jej długi cień, spowodowany przez stojącą lampę uliczną.
- Co mam zrobić by to wszystko naprawić? – Spytał po raz kolejny – Nie mam pojęcia jak mam się od tego wszystkiego oderwać, jak oderwać się od tego co ty robisz.
- Po prostu spędzaj ze mną czas – uśmiechnęła się lekko – Mam tylko ciebie, nikogo więcej.
- A Mike, Dave, Brad i reszta? Oni się nie liczą?
- Przepraszam, że to w tej chwili powiem, ale nie tak bardzo jak ty – Odparła z wielkim bólem i dodała – Nie musisz mi wyznawać miłości, nie oczekuję tego byś się rzucił mi na kolana, po prostu bądź przy mnie jak jesteś przy niej. Pamiętasz jak spędzaliśmy ze sobą czas? Jak siedzieliśmy o wschodzie słońca przy tych barierkach na moim tarasie? Jak mój ojciec darł się na cały dom z pretensjami, że przyprowadzam pracę do domu? – Zaśmiała się – Potem jak spotykaliśmy się coraz częściej, jak utknęliśmy w tym cholernym korku w drodze do studia i jak wtedy śpiewaliśmy piosenki na cały głos na ulicy? Wtedy ludzie uznawali nas za wariatów, bo nie wiedzieli kim naprawdę jesteś. Jak przesiadywaliśmy do północy nad jedną linijką tekstu, byś na następny dzień mógł odpocząć od pracy? – przerwała i widząc jego zmieszaną minę dodała – Albo to jak rzucaliśmy się lodami w studio, jak pchnęłam cię na perkusję a ty zepsułeś bęben i miałeś przewalone od zespołu? Pamiętasz to Chazz, jak sporo przeszliśmy? Pamiętam te gorsze i te wspaniałe chwile, każde nasze potknięcie od początków mojej kariery jak i twojej. Czy to się nie liczy? Czy teraz przez Emily zapomnisz o starej przyjaciółce, która wyciągnęła cię z tego dołka w którym siedziałeś sporo czasu? – Nagle zmieniła ton – Nie Chazz. Bo zmieniłeś się, wydoroślałeś. Tak jak ja. Ale nie dojrzałeś jeszcze do końca pod jednym względem – pod względem miłości. Dla ciebie to był tylko seks prawda? – Spytała ze łzami w oczach – Zwykły, głupi seks. Tylko by zaliczyć pierwszą lepszą laskę, tak Chester? – Spytała retorycznie – Nie jestem pierwszą lepszą laską, nie jestem pieprzoną dmuchaną lalą, którą można wydymać dla widzi mi się! Ja też mam uczucia, to wszystko mnie boli. A wiesz co jest najgorsze? – Spytała z cieknącą łzą po jej policzku. Chester chciał coś zrobić, targały nim mieszane uczucia, ale nie potrafił podjąć się tego kroku – Że nie potrafię nic z tym zrobić.
Spojrzeli na siebie w ciszy. Ona z czerwonymi oczami pełnymi od łez, on z wypełniającą się frustracją. To wszystko przez niego, wszystko zaczęło się psuć od momentu gdy sprowadzili tu Marlene. Czy tak naprawdę Marlene i Emily to już zakończony rozdział w jego życiu? Nie potrafi spojrzeć w oczy ukochanej wiedząc, że jego wierność została przerwana, a nie może spojrzeć w oczy Marlene bo wie, cierpi. Wie że bolą ją wszystkie jego wyznania, jego zachowanie, próba zachowania normalności.
- Nie sprawię na siłę byś mnie pokochał – odparła po chwili zakłopotana. Popatrzyła na swoje stopy i rzuciła – Ale nie zostawiaj mnie samej w tym przebrzydłym świecie, ja cię nie zostawiłam – odparła kolejny raz i odwróciła się od niego.
- Marlene.. – Zaczął łapiąc za jej prawą dłoń. Ta jednak oderwała się od niego i rzuciła:
- Zostaw mnie – Widząc jej twarz wzdrygnął się. Przecież nie wydawało mu się, że ona potrafi się tak szybko rozklejać, kierowała się swoją twardością. Zawsze twierdziła, że poradzi sobie ze wszystkim, ale to chyba nie była prawda – Idź do niej, idź jej powiedz jaka jest piękna, pocałuj ją po raz kolejny i szepnij do ucha jak ją bardzo kochasz!
- Przestań.
- Nie! – oznajmiła – Bo teraz nie potrafisz tego zrobić bez głupich wyrzutów sumienia. Tak się nie robi, za swoje błędy się płaci, a teraz mnie zostaw.
Odepchnęła jego rękę i powędrowała w stronę drugiej uliczki. Czując na sobie jego wzrok nawet się nie odwróciła. Nagle zniknęła za rogiem.
Bennington stanął jak wryty. Nie liczyło się teraz nic, żadne jego uczucia, jego obowiązki, praca, nawet Emily. Liczyła tylko chęć by sobie w jakiś sposób ulżyć. Rani wszystkie osoby po kolei, a siebie na samym końcu. Pierwszy raz od kilku miesięcy chce mu się płakać, ma ochotę rzucić się na łóżko i jak wielki dzieciak popłakać się przy panującej samotności, której tak kiedyś nienawidził. A teraz? Teraz by wiele oddał by oddalić się od tego zepsutego świata i przez chwilę zapomnieć o tym kim jest. A kim jest?
Chesterem Benningtonem, dojrzałym mężczyzną. Wokalista jednego z największych zespołów rockowych w tych czasach. Jego cechy szczególne? Pieprzenie wszystkiego na czym mu zależy.
A może tak miało być? Może Emily do niego nie pasuje i Marlene ma rację?
Odciągnął te myśli i skierował się w stronę baru, wiedząc już jak spędzi tę noc.

***

Shinoda od dłuższego czasu kręcił się po swoim pokoju szukając odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie.
- Gdzie może być Jessica?
Spytał samego siebie po raz setny i ponownie złapał za telefon wykręcając numer do jej rodziców. Od pewnego czasu to samo, nikt nie odbiera. Próbował na wszystkie sposoby, dzwonił po północy, w środku nocy, rano. Ale teraz ma ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się w jakimś lesie.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Nie myśląc racjonalnie wyciągnął pierwszą lepszą walizkę i wpakował do niej kilka rzeczy. Otwierając szafę musiał spotkać się z wielką kupą niezłożonych ubrań, ale to go nie zraziło. Zaczął szukać kilku bluzek, jakiś spodni no i oczywiście bielizny. Nie zajęło mu to długo, spojrzał w dal swojego domu i upewniając się, że zrobił wszystko, zamknął szybko drzwi i pobiegł do swojego samochodu. Odpalił silnik i czując w sobie wielką adrenalinę pojechał prosto do domu swojej znajomej. Włączył na głos radio i skrzywiając się muzyką zaryzykował włączając jedną z położonych tu płyt. Tak, to była płyta Chestera. Uśmiechnął się kilka razy pod nosem i spojrzał jeszcze raz na telefon.
Nagle wysiadł z samochodu. Przekroczył kamienną ścieżkę i z wielką ekscytacją zadzwonił do drzwi. Nie musiał czekać długo.
- Cześć – Zaczęła Lisa i zachęciła go do tego by wszedł w jej progi.
- Zbieraj się, jedziemy do Waszyngtonu.
Rudowłosa stanęła jak wryta. Oceniła każdy jego ruch. Zauważając jego podekscytowany wyraz twarzy i uśmiech na ustach zrobiła zdezorientowaną minę i rzuciła:
- Co?
- Powiedziałem, że jedziemy. Lisa, pakuj swoje rzeczy w jakąś walizkę i wio!
- Mike, oszalałeś! Ja mam pracę, ja nie mogę sobie odpuścić kiedy chcę i zrobić urlopu na zawołanie – stanęła i nagle ją olśniło – Po co chcesz tam jechać? To daleko!
- Jej rodzice nie odbierają od kilku dni, a ja nie mam ochoty czekać. Jedziemy do nich.
- Mike… - Zaczęła po raz kolejny zrezygnowana.
- Dobra – przerwał jej – Siedzimy w tym oboje, ale walizki mogę ci ja spakować księżniczko – Odparł i udał się do jej sypialni.
- Ty jesteś stuknięty! – Wrzasnęła i pobiegła za nim.
- Wiesz, nie na tyle by grzebać w cudzych archiwach złotko – Zaśmiał się i zauważył jak Lisa stanęła naprzeciw niego. Ze zdenerwowaną miną tupnęła charakterystycznie nogą i rzuciła:
- Sam mi kazałeś brać ten głupi numer do którego nie możesz się teraz dodzwonić, więc to nie moja wina panie Shinodo!
Machnął ręką na jej słowa i przedostał się do dużego pomieszczenia.
- Nie ruszaj niczego! – Wrzasnęła – Zadzwonię do szpitala i spytam się czy bym mogła wziąć kilka dni wolnego.
Uśmiechnął się w duchu i wyprostował. Spojrzał na jej rzucony cień i usiadł na wygodnym łóżku. Widząc jak Lisa kłóci się ze swoim szefem wzdrygnął się kilka razy, ale nic nie powiedział. Oglądnął jej sypialnie. To nie było jakieś duże pomieszczenie, lecz czarowało tak samo jak jej reszta domu. Idealnie ozdobione ściany wielkim czarnym wzorem, które Shinodzie bardzo się spodobały. To był kwiat? Drzewo? Sam nie wie.
Nagle zobaczył jej wściekłą minę.
- Jakbym się nie zakradła do tego głupiego pomieszczenia nie wrzeszczałby tak bardzo jak teraz – Zaczęła zdenerwowana i wyciągnęła walizkę. Wpakowała do niej kilka rzeczy i czując na sobie wzrok towarzysza odwróciła się w jego stronę – Potraktuję to jako wycieczkę krajoznawczą na którą ty mnie zapraszasz, a ja się dobrowolnie zgadzam, okey? – Spytała zdenerwowana.
- Jak dla mnie może być – Zaśmiał się po chwili.

***

Trzask zamykanych drzwi rozniósł się po całym domu. Właściciel rzucił gdzieś buty w kąt pomieszczenia i stanął w progu swojego salonu. Nie widząc nic niestosownego walnął na dużą kanapę i zamknął oczy wypuszczając strużkę powietrza przez prawie zaciśnięte usta. Czując na sobie wielką presję poczuł się jak… w wiezieniu? Sam nie wie czy to było więzienie, ale na to wyglądało. Nie mógł wykonywać spokojnie ruchów, świadomość każdego zranionego serca wręcz wrzynała mu się umysł, a łzy same cisnęły się do oczu.
- Dlaczego nie wróciłeś na noc? – Spytała poważnie jego współlokatorka. Stojąc w progu do kuchni nie powiedziała nic więcej tylko czekała na odpowiedź z jego strony.
- Myślałem, że jesteś w pracy – Zaskoczony jej usłyszanym głosem położył się ponownie na kanapie.
- Dostałam wolne – Odparła – Ale nie o to pytałam Chazz. Odpowiesz mi?
- Szwendałem się tu i tam, nic ciekawego – odpowiedział jej i odwrócił się w jej stronę. Widząc jej zrezygnowaną minę poczuł jak serce rozwala się na milion kawałeczków, których nie może pozbierać i których pewnie nikt inny nie pozbiera.
- Sam, po nocy? – Spytała – Marlene z tobą była?
- A co? – Spytał po chwili co chwilę zerkając na jej wyraz twarzy.
- Tylko pytam, odpowiesz mi?
- Nie, byłem sam.
Nie chcąc już dłużej naciskać na to by cokolwiek powiedział o swojej nocy poszła do kuchni i wzięła do ręki jedno jabłko. Ugryzła je i spojrzała na swoje paznokcie. Wściekła na jego obojętność i zachowanie weszła ponownie do salonu.
- Obiecywałeś mi… - wycedziła przez zęby. Stojąc przed nim przyjrzała się jego twarzy i ponownie rzuciła – Obiecałeś, że coś z tym zrobisz. Kolejne dni, a ty się zamykasz i wymykasz z domu by spotkać się z Marlene. Kolejny raz powiedziałeś mi, że spędzimy ze sobą czas, ale to i tak nie ma sensu, bo ważniejsza jest ona – odparła bez namysłu dając mu chwilę na zastanowienie – Ja już nie mam siły Chester.
Tkwiąc w kropce przyjrzał się jej i odpowiedział:
- Zmienię to.
- Do jasnej cholery przestać pierdolić, że coś zmienisz! – Krzyknęła zdenerwowana – Co mi z twoich słów? Poprawią nasze relacje?! – Zrobiła przerwę i wiedząc, że zaraz może wybuchnąć dodała – Jesteś dziecinny Chester, nic więcej, a ja już nie wiem co mam robić.
Wywrócił oczami i czując wielką irytację spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. Przeszukując wszystkie zakątki swojego umysłu spróbował coś wymyślić na poprawę ich sytuacji.
- Dzisiaj mam czas dla ciebie – odparł, nie myśląc o tym czy Marlene znowu coś może wykombinować. Stawiał na przypadek, zresztą nie sądził, żeby po ich wczorajszej kłótni coś się zmieniło – Możemy gdzieś wyjść razem, co powiesz o kinie? Wydali nowy film, jest całkiem ciekawy – „No tak idioto, przecież wczoraj oglądałeś go razem ze swoją znajomą.” zakpił w myśli.
- Wiesz Chester, ale ja dzisiaj nie mam czasu dla ciebie – uśmiechnęła się sztucznie i odwróciła na pięcie. Złapała za leżącą gazetę i położyła ją na stole – Spotykam się dzisiaj z Tiffany, wiesz, nie sądziłam że odpuścisz nagłe spotkanie ze swoją znajomą.
- Przestań być złośliwa!
- Przestań być taki obojętny! Rozumiem, to twoja koleżanka, okey – zrobiła przerwę i patrząc na jego świecące oczy dodała – Ale ileż można? Co chwilę cię gdzieś wyciąga, a ty nie powiesz „nie” chociaż wiesz, że dzień czy wieczór masz zajęty. Nic się tu nie układa w całość, po co to robisz? – Spytała po chwili – To taka jakby zemsta za coś czego nie zrobiłam? Zbywasz mnie z uśmiechem na ustach…
- Nie Emily – Przerwał jej wkurzony – Gdy od ciebie odchodzę nie cieszę się z tego.
- To po jasną cholerę idziesz do niej?
- Pomagam jej – odparł – A zresztą znasz prawdę.
- Nie sądzę bym ją znała – rzuciła bez namysłu i skrzyżowała dłonie – Ale okey, rób co chcesz. Moje walizki mogą być nawet i jutro spakowane, bo ja tego już nie wytrzymuję. Tak sobie wyobrażałeś naszą przyszłość? – Spytała po chwili siedzącego mężczyznę – Bo ja nie.
- Nie będzie tak wyglądać – oznajmił wkurzony.
- Z twoim zachowaniem na pewno.
Słysząc jej zarzut spojrzał na jej twarz i zdenerwowany jej poruszeniem położył dłonie na kanapie. Ocenił powoli każdy jej kawałek i usłyszał trzask drzwi. Tak jak się spodziewał, zostawiła go po tym jak on zostawił ją.
Walnął pięścią w stół i głośno krzyknął. Mając nadzieję, że Emily tego nie usłyszała wzdrygnął się i spojrzał na swoją rękę. Nie czując bólu po raz kolejny obalił się o kanapę i spojrzał w sufit.
W tym momencie jego telefon zawibrował. Wkurzony na cały świat rzucił go gdzieś w kąt i znowu został w bezruchu nie przejmując się natarczywym dźwiękiem.

***

- Nie odbiera – rzucił wkurzony i podał telefon swojej towarzyszce. Lisa odłożyła go obok i patrząc na rozścielającą się drogę rzuciła:
- Ty jednak masz pecha z tymi telefonami.
Wywrócił oczami i złapał mocniej za kierownicę.
- Nie lepiej było lecieć samolotem? Byłoby szybciej, a tak to smażymy się w twoim aucie – złapała dużo powietrza i dodała – Jak dobrze, że przynajmniej masz tę klimatyzację…
- Wolę mieć samochód, bo nie wiem dokładnie gdzie oni mieszkają.
- To jak ty to chcesz zrobić? – Spytała po chwili.
- Będziemy pytać ludzi, jeździć po mieście. Coś wykombinujemy.
- Waszyngton jest wielki to się nam nie uda.
- Mniej więcej wiem gdzie to jest, ale dokładnie nie pamiętam punktu. To nam ułatwi – Odwrócił się do niej i zaczął – Jak ją znajdę to będę spełniony…
- Mike do cholery patrz na drogę! – Wrzasnęła do niego jak zauważyła że na ich drodze pojawił się mały zając. Ten złapał szybko za kierownicę. Całe auto się zatrzęsło i rzuciło obecne tu osoby na lewą stronę. Zaczął się głośno śmiać, mimo tego, że kobieta czuła co innego.
- Nie dość, że wariat to jeszcze drogowy – powiedziała – Zabijemy się przez ciebie!
- Nie marudź, wiem co robię – rzucił i z wielkim uśmiechem na ustach skręcił w prawą uliczkę.

***

Wzięła do ust kolejny drink i z uśmiechem na ustach spojrzała w stronę swojej towarzyszki. Tkwiąc obok tylu ludzi uśmiechnęła się w duchu gdyż mogła tutaj odpocząć i zapomnieć o tym co się od pewnego czasu dzieje. To jest trudna decyzja, ale jeśli sytuacja przez najbliższe dni się nie poprawi po prostu się wyprowadzi, tylko dlatego by uświadomić mu to wszystko co robi. Upiła łyk alkoholu i położyła go na blacie. Nagle kogoś zobaczyła.
Wkurzona odwróciła się i bojąc się, że jednak mężczyzna ujrzał ją w tłumie przegryzła nerwowo wargę. Przeszła pod drugi kąt pomieszczenia i oparła się o ścianę tym samym tracąc orientację gdzie może być Tiffany. Nie przejmując się tym zbytnio spojrzała w drogą stronę i nagle usłyszała:
- Uciekałaś przede mną czy jednak biegłaś do ubikacji? – Spytał ze śmiechem na ustach – Sądzę jednak że to pierwsze. Nie gryzę, naprawdę.
- Człowieku, przyszedłeś tu specjalnie czy to zwykły przypadek?
- Jestem mężczyzną, który też chodzi na imprezy, a śledzić mi się ciebie nie chce dwadzieścia cztery godziny na dobę, uwierz mi – Tod puścił do niej oczko i stanął naprzeciw niej. Oceniając każdy kawałek jej ciała podniósł jedną brew do góry, a ta zaintrygowana jego wyrazem twarzy spojrzała na niego pytająco – Pięknie dziś wyglądasz, wiesz o tym?
Zaskoczona jego stwierdzeniem oparła się o ścianę i dodała:
- Flirtujesz ze mną?
- Może… - Zaczął.
- Wiesz, że jestem w związku prawda? – Spytała, a ten wywrócił oczami jakby to miało brzmieć „Do czasu”.
- Po prostu przyjmij to jako komplement, a nie jako flirt.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję.
- Mogę się ciebie coś spytać co mnie intryguję? – Spytała po chwili, a ten złapał za jej rękę. Zaskoczona jego zagraniem odsunęła ją od siebie, a ten sprostował:
- Chodź gdzieś usiądziemy, bo nie ma sensu tyle czasu tu stać.
Wzruszyła ramionami i powędrowała za nim.
- A więc? – Spytała siedząc naprzeciw niego.
- Pytaj – Rzucił bez namysłu.
- Jak ty to robisz, że tak śledzisz ludzi? – Spytała po chwili – To absurdalne, że teraz siedzę normalnie z tobą z myślą, że sporo o mnie wiesz, a ja o tobie nic. To jest twoje hobby, pasja…?
- Praca – Zaśmiał się – Pośledzić ci kogoś?
Spojrzała na niego zaskoczona:
- Praca?
- Zdziwiona? – Spytał – No co jak co, ale jakbym śledził dla przyjemności to raczej nie zwróciłbym na ciebie uwagi, nie jesteś aż tak bardzo interesująca jak ci się wydaje.
Ruszona jego uwagą zrobiła wkurzoną minę, lecz po chwili ją zmieniła:
- Jeśli nie jestem tak interesująca to może powiesz mi kto się tak mną interesuje?
Będąc w wielkiej kropce rzucił:
- Nie mogę tego powiedzieć.
- Owszem, możesz…
- Nie mogę.
- Chcę wiedzieć.
- Ale jak powiem za dużo to będę miał problemy.
- Jak na razie to ja je mam więc się uspokój – rzuciła – Co znaczą te listy?
- Które?
- Te co mi je podkładasz.
- Nie mam pojęcia.
- Jak to nie masz pojęcia? – Spytała zaskoczona.
- Tak jakoś – wzruszył ramionami – Nie jestem w to tak wplątany jak inni, ja tylko sprawdzam informacje, podrzucam liściki i jestem na zawołanie.
- Kogo?
- Wybacz zostawię to w tajemnicy.
- Mojego ojca? – Spytała po chwili kładąc łokcie na dużym stole. Spojrzała na niego ukradkiem i ponownie rzuciła – Mów!
- Nie bądź taka agresywna… - zaśmiał się – Być może, jesteś bardzo blisko. Ale nie przyszedłem tu rozmawiać o mojej pracy i o tym co się dzieje. Chcę o tym zapomnieć, pewnie ty też – Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami – Emily, odpręż się, widzę, że coś cię gryzie.
Nie odpowiedziała mu nic tylko odwróciła swój wzrok i wsłuchując się w donośną muzykę wzięła głęboki wdech po czym szybko wypuściła szybko powietrze z ust. Widząc jego wzrok na sobie spojrzała na niego pytająco.
- Zatańczysz prawda? – Spytał stając obok niej. Podał jej uprzejmie rękę i czekał na jej reakcję. Nie wiedział czego się spodziewać, ale w tej chwili ten czarujący uśmiech sprawił, że Emily wstała i myśląc że jednak źle robi wyszła z nim na sam środek sali. Poprawiła kawałek sukienki i złapała za jego ramiona. Zaklęła w duchu, że tkwi tutaj z niewłaściwą osobą, ale… Ale coś było w nim takiego innego, urzekającego? Irytujący, chamski i złośliwy, a jednak potrafiła z nim normalnie rozmawiać. To było coś niesamowitego.
Nagle mężczyzna obrócił kobietę i usłyszał jej głośny śmiech. Nie spodziewając się takiego zagrania złapała się mocniej za jego ręce słysząc jego słowa:
- Musisz przewidywać ruchy – Zaśmiał się – Wiesz przecież, że to mężczyzna prowadzi w tańcu…
Wywróciła oczami, a ten to widząc przysunął ją do siebie bliżej. Czując jego ręce na swoich biodrach spróbowała to zignorować, ale nie potrafiła. Po prostu wiedziała, że to w tej chwili może o wszystkim zapomnieć.

Po trzydziestu minutach wspólnego rozmawiania i tańczenia kobieta zamówiła jeszcze jednego drinka. Dochodziła północ, a sama nie miała ochoty odpuszczać takiej zabawy. Popatrzyła ukradkiem na siedzące obok osoby i nagle poczuła jak ktoś na nią wpada. Odwróciła się i zobaczyła ponownie kogoś kogo nie powinna tu widzieć.
- Cześć – kobieta rzuciła jej gniewne spojrzenie i nie chcąc się kłócić z Emily zmieniła ton na milszy. A może to alkohol to spowodował? – Co tam u ciebie złotko?
Brunetka popatrzyła jeszcze raz na kobietę i zauważyła jak jej przyjaciółka od tak długiego czasu uległa metamorfozie.
- Wszystko w porządku – odpowiedziała jej chcąc uniknąć większej konfrontacji.
- Słyszałam – Zaśmiała się – Masz życie jak w Madrycie – odpowiedziała – Jakbyś narzekała to nawet to by był grzech…
Nie chcąc sobie zawracać głowy głupimi uwagami Suzanne spojrzała na nią i mając ochotę wyjść usłyszała:
- Widziałam cię z jakimś innym przystojniakiem – Zaśmiała się – Spotykasz się z kimś na boku?
- Możesz ze mnie zejść? – Spytała wkurzona – Nie przyszłam tu słuchać twoich uwag.
Czując od niej spore ilości alkoholu skrzywiła się. Z tego nie może nie wyjść kłótnia.
- Chciałam tylko pogadać – Zaśmiała się – Emily no! Nie tchórz jak kilka lat temu – Zatrzymała się – Jejku, jak to dawno było…
- Możemy do tego nie wracać? – Spytała bardziej wkręcając się w tę dyskusję.
- Zawsze zastanawiało mnie to jak to jest pieprzyć chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki – rzuciła jej.
Słysząc jej zarzut ze zdenerwowaniem rzuciła:
- Sama wiesz jak było kretynko, więc dlaczego przekręcasz to całe zdarzenie?
- Bo cię pieprzył! – Zaśmiała się histerycznie – Ojej, zabolało serduszko? Mnie w ogóle nie bolało…
- Nadal nie możesz sobie przyjąć do wiadomości tego, że tak naprawdę ta cała sytuacja tak nie wyglądała? – Spytała – Ale okey, powiem to jeszcze raz – Zatrzymała się i krzyknęła – Twój chłopak był zwykłym kretynem i podrywaczem, leciał na wszystkie laski w klubie, a ty i tak widziałaś tylko we mnie rywalkę. Jakbym ci go chciała zabrać! I co? Przystawiał się do mnie, ale nic nie zaszło. Resztę znasz sama, więc nie mam pojęcia dlaczego to rozgrzebujesz.
Tak, to było kilka lat temu. Spokojna impreza na obrzeżach miasta, paczka przyjaciół, a w tym dwie najbardziej oddane przyjaciółki – Suzanne i Emily. Były jak siostry, dorastały obok siebie, wymieniały się ubraniami, spostrzeżeniami, plotkami… Obydwie mogły na siebie zawsze liczyć, ale tak nie zostało do końca. Przez dłuższy czas serce Suzanne należało do jednego z największych podrywaczy w tym mieście, nie zrażona tym faktem szybko zakochała się w chłopaku i później zaczęli mieć się ku sobie, ale tylko w złudzeniach. Emily widziała wszystko, odpychała ją od chłopaka gdyż kilka razy widziała jego głupie występki, ale i tak zawsze wychodziło, że jest po prostu zazdrosna.
Tego wieczoru układało się wszystko po ich myśli, ale do czasu gdy Emily wyszła na zewnątrz. To wtedy przybiegł za nią chłopak Suzanne. Pamięta tylko tyle, że rozmawiali przez dłuższy czas, aż w końcu się pocałowali. Nie przejmując się całym tym tłumem dali się ponieść emocjom.
- To on się na mnie rzucił – oznajmiła jej ze złością – Ale tobie i tak nic nie przegada!
„Była dla mnie za plastikowa…” – te słowa brzmią w jej głowie gdy wróci właśnie do tego zdarzenia. To były słowa na to dlaczego odsuwa się tak od swojej dziewczyny.
- Wiem jak było – Wrzasnęła przybliżając się do kobiety – A teraz co? Widzę, że radzisz sobie doskonale, masz wszystko czego chcesz, gazety o tobie piszą, chodzisz ze znaną osobą. Życie jak w raju! – Krzyknęła – Ale zdzira zawsze pozostanie zdzirą.
Ruszona jej słowami złapała za jej bluzkę:
- Odwołaj to co powiedziałaś!
- Zdzira zawsze pozostanie zdzirą! – Wrzasnęła ze śmiechem – To powinno być twoim mottem! Piękne słowa opisujące ciebie – Czując jak kobieta bardziej szarpie za jej materiał wrzasnęła – Bennington to zwykły kretyn, pewnie pieprzy cię dzień i noc, a ty się mu dajesz… - Zaśmiała się – Tylko to potrafisz robić, być dziwką. Bierze od ciebie pieniądze za spełnione zachcianki?
Kobieta nie wytrzymała. Z całej siły pchnęła Suzanne w tył, a ta spadła na wielkie krzesło. Poobijana wstała szybko i także pchnęła swoją byłą przyjaciółką. Tłum się poruszył. Spojrzał w sam środek sali i lekko się odsunął, tak jakby to ich nie dotyczyło.
Nagle Suzanne złapała mocno za włosy Emily, wydobywając z jej ust głośny krzyk bólu. Spojrzała na nią i z całej siły walnęła ręką w jej twarz, sama od niej dostając z pięści. Spadła na zimną posadzkę. Położyła dłoń na tył swojej głowy i poczuła coś lepkiego.
- Proszę stąd wyjść! – Wrzasnęła jedna, a później druga osoba. Nic do niej nie docierało. Spojrzała jeszcze raz na te twarze, żadna nie wydawała się być znajoma, żadnej nie znała…
- Słyszałyście? – krzyknął.
- Poczekajcie – Chciał uspokoić go jeden ze znanych głosów Emily. Stanął naprzeciw niego i dodał:
- My się już wynosimy, przepraszam za koleżankę, ona ma cos z głową. Rzuca się na wszystkich – zaśmiał się patrząc na leżącą Emily – Ma papiery na swoją głupotę, jest usprawiedliwiona.
Ten spojrzał na niego jak na idiotę i nic więcej nie powiedział.
Tod pomógł wstać kobiecie, a ta patrząc w jego oczy widziała rezygnację.
- Zawsze odpierdalasz takie rzeczy jak jesteś na imprezach? – spytał gdy byli już na zewnątrz.
- Zdenerwowała mnie – rzuciła.
- Czyli rozumiem, że nie można cię denerwować tak? – Spytał – Wsiadaj zawiozę cię do domu.
- Nie do mojego domu – poprawiła go sycząc z bólu.
- Tak wiem, do tego Benningtona – rzucił wkurzony i słysząc jak jęczy z bólu dodał – Gdybyś nie była taka porywcza nic by ci się nie stało… - spojrzał na nią i widząc podbite oko kobiety przyjrzał się jemu bardziej. Później spytał całkiem poważnie – Coś jeszcze cię boli? Mogę cię zawieść do szpitala czy coś…
- Nie – rzuciła ponownie łapiąc się za głowę.

***

Nie chcąc budzić swojego lokatora szybko zdjęła buty i udała się do salonu. Zaświeciła światło i nagle przez głowę przeszła jej myśl, że tak naprawdę Chestera nie ma w domu. Jak zwykle.
Usiadła na kanapie i starła z tyłu głowy nadal lekko cieknącą krew. Głowa tak bardzo dawała się we znaki, że za każdym biciem serca ona bolała jeszcze bardziej uporczywie. Syknęła po raz kolejny z bólu i podłożyła jakąś ścierkę za tył głowy ścierając z niech resztki zaschniętej krwi.
Wstała i udając się do łazienki potknęła się o leżącą butelkę. Przeklęła głośno, ale uświadamiając sobie że być może nie jest sama szybko poszła w stronę schodów.
- Gdzie byłaś? – Spytał się po chwili Bennington widząc jej sylwetkę. Ta nie mając ochoty odpowiadać na jego pytanie odwróciła do w  jego stronę. To wtedy zauważył jej wielki siniec pod okiem.
- Kochanie, co ci się stało? – Spytał przerażony podchodząc do niej. Złapał za jej ramię i dokładnie przyjrzał się wielkiej śliwce pod okiem – Kto ci to zrobił?
- Nikt – odparła po chwili chcąc przedostać się do następnego pomieszczenia.
- Jak to nikt? Przecież sama sobie tego nie zrobiłaś – Zauważył i dotknął jej ręki. Cała drżała, ale Emily tego nie czuła. Chciała po prostu z całej siły walnąć o podłogę i zapomnieć o tym co się stało – Gdzie byłaś?
- Proszę cię, nie wypytuj mnie i idź spać – odparła do niego nadal będąc na niego zła.
- Żartujesz chyba – odparł – Ktoś cię pobił?
- Chyba zdenerwował – rzuciła bez namysłu i spojrzała na jego stopy.
- Jak to zdenerwował? – Spytał – Pobiłaś się z kimś?
- Chester odejdź – oznajmiła – Mogę zostać sama?
- W takim stanie?
- W jakim stanie? Mam tylko stłuczoną głowę i podbite oko, nic więcej.
Ten złapał za jej rękę i zaprowadził do sypialni. Ona nie mając siły się jemu opierać usiadła w wygodnym fotelu i zobaczyła go nad sobą.
- Jak dobrze, że sam byłem w podobnej sytuacji kilka lat temu i wiem co robić – Uśmiechnął się sztucznie i złapał delikatnie za jej głowę. Ona syknęła z bólu i złapała się mocniej za jego ramię. Myśląc, że to coś innego odsunęła szybko swoją dłoń, a ten rzucił:
- Możesz ściskać, spokojnie – odpowiedział jej i szybko zadał pytanie – Z kim się pobiłaś?
- To aż taka sensacja? – Spytała – Nie chcę o tym rozmawiać, naprawdę…
Sensacja. Emily pobiła się z jakimś gościem. To brzmiało tak śmiesznie i absurdalnie, że sam Bennington nie mógł tego pojąć. Spojrzał na nią i odstawił na bok bandaże. Widząc jak kieruje się do drzwi szybko złapał za jej rękę.
- A ty gdzie? – Spytał – Nie puszczę cię w takim stanie do salonu.
- Nie przesadzaj – Powiedziała ze śmiechem i zachwiała się opierając się o ścianę. Ten wywrócił oczami i przysunął ją do siebie. Położył ją na wielkim łóżku i spojrzał na nią z góry.
- No wiesz, dzisiaj musisz zapomnieć o naszych sprzeczkach i choć na chwilę myśleć racjonalnie – oznajmił jej – Zostajesz tutaj i nawet nie waż się iść gdziekolwiek indziej.

***

Lisa ze śmiechem na ustach złapała jego ramię i szybko przeszła przez furtkę nie ich domu. Tkwiąc przed posiadłością rodziców Jessici zdumieli się, a Shinoda jeszcze raz spojrzał na adres.
- Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tę babkę – rzuciła i szybko podeszła pod drzwi. Ten jednak odsunął rękę, ale po chwili czując jaka duża presja nad nich ciąży zadzwonił do ich drzwi. Czy teraz zobaczy Jessicę? Układa w swoich myślach wiele scenariuszy ich spotkania.
Nagle otworzyła jej matka. Ubrana w spódnicę do połowy ud i bluzkę z dekoltem wręcz niemal przypominała jego dawną dziewczynę.
- Dzień dobry – Uśmiechnął się w jej stronę serdecznie i wyczuwając, że ona go rozpoznaje rzucił dla pewności – Pamięta mnie pani? Mike Shinoda…
- A pamiętam – przerwała mu patrząc na kobietę obok niego. Z pogardą oceniła każdy kawałek jej ciała oraz ubrania i usłyszała:
- Czy zastałem Jessicę?
- Nie – rzuciła.
- A wie pani gdzie ona może być? – Spytał.
- Proszę stąd wyjść – wycedziła przez zęby. Zaskoczony jej zachowaniem odskoczył na bok i zdezorientowany spojrzał w jej oczy – Mało panu kłopotów? Proszę stąd i wyjść i się nigdy więcej nie pokazywać!
- Nie rozumiem – odpowiedział.
- To przez pana moja córka tak cierpi! – Wrzasnęła – Tak bardzo chciała tego dziecka!
- Ta sprawa się już wyjaśniła – wtrąciła się Lisa.
- Proszę stąd wyjść…
- To nie tak było, niech pani mi tylko powie… - nie zdążył dokończyć gdyż kobieta zamknęła mu drzwi tuż przed samym nosem. Tupnął porządnie i cicho rzucił wyzwiskami w jej stronę.
- Nie denerwuj się tak – oznajmiła – Przecież widzisz, że rozumek jest u nich rodzinny.
- Ona tam jest! – Wrzasnął i odszedł od schodów. Popatrzył w pierwsze lepsze okno i wrzasnął – Jessica wyłaź z tego domu!
Nagle ponownie drzwi się otworzyły.
- Bo wezwę policję – oznajmiła bez skrupułów i ponownie zniknęła za drzwiami.
Shinoda spojrzał na dom jeszcze raz i odwrócił się w stronę Lisy. Zdezorientowana wzruszyła ramionami.
- Złapiemy ją, zobaczysz… - Oznajmiła choć tak naprawdę na końcu języka tkwiły słowa „I właśnie tego chciałeś, Mike?”. 



No i kolejny. Powiem wam, że w tamtym tygodniu wpadł mi niezły pomysł na nowego bloga więc to już jest pewne, że będę was zanudzać jeszcze kolejnym opowiadaniem jak skończę to.
Powiem wam, że może w tym tygodniu ruszę tyłek i napiszę coś szybciej, tam czy owak będzie mnie teraz więcej w domu więc postaram się tego czasu nie zmarnować :)

9 komentarzy:

  1. Świetne, świetne, świetne, świetne, wspomniałam, że świetne?
    Suzanne (czy jak to sie pisze, nie wiem, pózno jest xd) jest głupia -.- Emily mogła ją zabić od razu, pięknie by było.
    Tod mi sie nie podoba. Niee, niee, niee xd Marlene idiotko, zostaw Chazza w spokoju, oki? xd
    weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Dzisiaj wyjątkowo przeczytałam rozdział zaraz po otrzymaniu spamu. Jutro wyjeżdżam, więc nie chcę sobie robić zaległości, także komentuję wszystko. Ten oto komentarz jest moim drugim. A dlaczego? A dlatego, że pierwszy mi usunęło, gdy pisałam go w notatniku na komórce. Pieprzyć notatniki. Nie ufajcie im! Są okropne.
    No dobra. Czas się ogarnąć i przystąpić do treści właściwej:
    Co żeś ty narobiła, dziewczyno? Czyżby to opowiadanie jeszcze bardziej się komplikowało? No o mój boże. Nie wierzę. Dochodzi jakaś bójka, poszukiwanie Jess, rozwija się sprawa z Todem i wychodzi na to, że jest o wiele bardziej skomplikowana, niż przypuszczałam. Szczerze? Jestem sceptycznie nastawiona. Nie przepadam za ciągnącymi się wieczność, nudnymi i pokomplikowanymi opowiadaniami, których rozdziały są strasznie długie i toporne. A twoje się do takich zalicza. Po przeczytaniu mogę to śmiało stwierdzić. Bo niby już, już mówisz, że sprawy powoli zaczną się zamykać, że planujesz zakończenie i rozpoczęcie nowej, świeżej historii, a tu bum! Jakieś dziwaczne koligacje, niedopowiedzenia i wciąż niewyjaśnione zagadki. Kręcę nosem. Nie podoba mi się to, o nie. Wolałabym coś… prostszego i krótszego. Co prawda sama walę opisami, epitetami i miliardami przenośni, ale no nie wiem… u ciebie to „skomplikowane” pisanie wydaje mi się inne. Oczywiście każdy ma swój styl itp., itd., no ale hej! Trzeba znać umiar i uważać, by zbytnio czytelnika nie zgubić. No i zauważam, że niektóre wyrazy są błędnie użyte, dialogi są za często zbyt potoczne. Rozumiem, że Mike i Chaz, czy Mike i Lisa, kiedy są w przyjacielskich relacjach mogą sobie gadać jak chcą i walić niedopowiedzeniami, a czasem nawet robić błędy językowe (!), ale kiedy któreś z nich jest w dołku i opowiada tej drugiej osobie o swoim samopoczuciu, rozpędzając się w porównaniach, refleksjach i nieodłącznej melancholii, to kontrast między „bym chciał”, a „moja dusza umiera” jest za duży i tekst robi się brzydki, niezgrabny i w ogóle źle się czyta.
    No. A teraz trochę o treści. Najgorszą rzeczą, która mnie paskudnie wkurzyła w tym poście jest Marlene. A to głupia szmaciara. Może i dziewczyna Chestera jest kluchowata i głupia, ale no niech się ona nie zasłania tym, że nigdy nie zawiodła Chaza, który był t y l ko jej kumplem! Przecież to dziecinne! Uważa, że gdy tak nagle pojawi się w życiu dorosłego faceta i zrobi w nim bałagan, popłacze i zaszantażuje go, to co, to on do niej przylezie na kolankach? Boże, co za idiotyzm. Aż zgrzytam zębami. Nie mogę uwierzyć w to, że kilka rozdziałów temu kochałam Marlene. Teraz mam ją za tępą, niedojrzałą zdzirę. Głupolka.
    Emily też jest krową. Rozumiem, że może mieć focha na Chestera (kolejny głupek!), ale no bez przesady. I jeszcze poszła do tego pieprzonego klubu i pozwoliła sobie rozkwasić nos. UGH.
    Wiesz co? Zdaję sobie sprawę, że na tym blogu prawie wszystko mnie wkurza. Od paskudnie małych liter, które zmuszają mnie do czytania na komórce, przez szablon, postacie, aż po zawiłą fabułę. Patologiczne to wszystko. Z niecierpliwością czekam, aż się wyklaruje i wszystko będzie jasne. W sumie to Chaz mógłby zerwać z Deuce, Marlene wyjechać, Emily umrzeć, Tod spieprzyć jak najdalej, Lisa wrócić do szpitala, a Chester i Mike zostaliby sobie sami, tak jak było na początku. Bo wtedy to było super! Żadnych głupich lasek, bijatyk, aborcji i procesów. Cud miód. Ech. No ale cóż. Jestem fanką bennody i czasem muszę się pogodzić z tym, że w wielu opowiadaniach NIGDY tej bennody nie będzie… Ach, smutne to życie.
    No nic. Spadam. Czekam na wyjaśnienie fabuły. Czekam na zakończenie.
    Ach, no i jeszcze dodam, że wyjeżdżam i do pewnego czasu będę nieosiągalna, więc nie złość się, gdy czegoś tam nie skomentuję. Teraz już papa i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, trochę mnie irytuje jak piszesz 'swojemu koledze, swojej koleżance' Ok, rozumiem, że może brakować Ci synonimów, ale cóż to trochę drażni.
    Mike się tak napalił na znalezienie Jessici. Odpuść chłopie, zajmij się Lisą i miej w dupie tą idiotkę.
    Chester ogarnij dupę, nie wiem utop Marlene gdzieś w zlewie, kałuży czy coś. Niech się skupi na Emily, zanim Todd zacznie się na poważnie tam kręcić. No a akcja w klubie. Trochę mnie zdziwiło, że Emily się wdała w bójkę.
    No, ale weny. Nie wiem jak to zrobiłam, że wczesniej nie zostawiłam komentarza, ale już to nadrobiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział jak dla mnie ; ) Uwielbiam Twoje długie rozdziały, czytam je po pare razy ;D Oby Chazowi i Emily sie ulozylo .__.
    A Mike to juz serio cos odwala ; ]
    Czekam z niecierpliwością na nowy *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Mike jakiś taki nerwowy i wyżywa się na Lisie, przynajmniej mam takie wrażenie. Chłopak na razie nie widzi jej skrywanych uczuć i na dodatek wciąż ta Jessica. Jestem ciekawa co on zrobi na końcu. W tym rozdziale, Mike szczerze mnie irytował ;l
    Kurde daj mi tu tą Marlene zabiję ją ździrę ! -.- Kiedy mówiła ten swój cały monolog do Chestera to jakoś nawet odrobiny skruchy do niej nie poczułam. Najchętniej dźgnęłabym ją widelcem w oko ;q Szkoda mi Emily w tej sytuacji, siedzi sama w domu czeka na niego i nawet nie wie co się dzieje za jej plecami, chociaż przyznam, że też nie jestem jakąś jej wielką fanką. Chester jest po prostu w kropce, nic nie może zrobić przez to, że jest manipulowany, ale lepsze byłoby podać Marlene na policję o manipulację i wyznać Emily prawdę niż ciągnąć to w nieskończoność i Emily później będzie myślała że chodził do niej na sex. Pokręcona sytuacja.
    Cała ta kłótnia Chestera i Emily sporo wniosła, cieszę się że taka nastała i mam nadzieję, że Emily na razie sobie odpuści z Chesterem, on chyba potrzebuje czasu. Docisnęła mu dosyć, taką Emily lubię :D
    Podczas gdy Mike prawie spowodował wypadek pomyślałam że Lisie zaraz wrócą wspomnienia jak zginęła jej rodzina, ale jednak nie.
    Pokręciło się coś, co ten Tod odwala, o co w tym chodzi, najpierw psychol, później normalny człowiek O.o Na dodatek ta cała sytuacja w klubie, za dużo tego wszystkiego, chociaż przyznam że miło się czytało jak leją się po mordach XD Szkoda że tak szybko się skończyło, myślałam że dojdzie do czegoś drastycznego. Poza tym miła odmiana opiekuńczości ze strony Chestera, miło się to czytało.
    Hhahaha jaka matka taka córka, szkoda że Jessica nadal tkwi w kłamstwie i je rozpowszechnia. ''Przecież widzisz, że rozumek jest u nich rodzinny.'' Najlepszy tekst z całego rozdziału, bynajmniej mi się bardzo spodobał :D
    Rozdział jaj najbardziej na plus, działa się sielanka jak nic :D Ja jak zwykle ostatnio spóźniona z komentarzem, ale myślę że mi wybaczysz bo jak zwykle się rozpisuję :D Teraz jestem ciekawa gdzie zostaną na noc Mike i Lisa, może będą jakieś iskierki w hotelu? :D C: I czy Chester w końcu powie Emily :3 Czekam z niecierpliwością :*
    Co do nowego bloga to jestem jak najbardziej na tak, taki talent nie może się zmarnować a Twoja wyobraźnia nie może być zamknięta w pustym pudełku po butach. Musisz ją nam dawać w formie rozdziałów :) Jestem pewna, że kolejny blog będzie równie dobry, ba , a może nawet i lepszy od tego! Już jestem ciekawa jaka będzie tematyka bloga i jaka będzie cała historia :) Będę czekać z niecierpliwością na nowości <3 Weny Ci życzę :)/Kuroichi

    OdpowiedzUsuń
  6. O. Ten rozdział też jest o niebo lepszy od tego najnowszego. I bardzo prosiłabym, gdyby następne były właśnie takie, bo przyznam, że ten post czytało mi się wyjątkowo bardzo lekko, a Twój blog kojarzę z mrużeniem oczu (ta cholerna mała czcionka!) i dłuuuugimi na kilometry, chwilami niezbyt zgrabnymi i apetycznymi opisami*, więc to bardzo dobrze, że w tym przypadku było zupełnie inaczej.
    Wydarzenia... Jakoś dziwnie mi o nich pisać, bo przecież czytałam następne dwa rozdziały i wiem, jak się przedstawione tutaj sprawy rozwiną. No, może tylko znów opieprzę Emily, bo pakowanie się w bójki jest fatalnym pomysłem. I Mike nie powinien się tak angażować w poszukiwania Jess, bo przez co najmniej 2 rozdziały będzie się zawodził.
    No dobra. Co jeszcze miałam napisać... A, no o tych opisach i w ogóle Twojej skłonności do oplatania każdej czynności jakimś dziwacznym porównaniem... Chwilami, jest to fajne. No bo taki masz styl, a każdy pisarz powinien go mieć. Ale są momenty, gdy czytając mam mindfucka, bo nie wiem, o co Ci chodziło i co właśnie przeczytałam. Mniej zawiłości i będzie dobrze.
    Dobra, muszę lecieć, ten komentarz jest wyjątkowo krótki jak na mnie i aż mi wstyd, no ale jeszcze 3 inne blogi do skomentowania, sama rozumiesz. No więc papa, weny, itp. Do następnego! (oby był bardziej w stylu tych dwóch, które komentowałam dzisiaj, niż w stylu tego najnowszego, bo jego mogę śmiało określić najgorszym na całym tym blogu ._.)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapomniałam wyjaśnić kropki, więc teraz to zrobię XD

    *- hipokrytka ze mnie, bo zmieniłam czcionkę na mniejszą (nie tak małą jak Twoja), ale jednak mniejszą i też rozpisuję się kilometrami, och.

    OdpowiedzUsuń