czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XLV



Światło wschodzącego słońca przedarło się przez pół zasłonięte żaluzje. W mgnieniu oka pomieszczenie zostało oświetlone kładąc swój cień na leżących obok postaciach. Szczęśliwa kobieta, która już od pewnego czasu nie spała głaskała pościel pod którą leżał Chester. Czując się w duchu niesamowicie złożyła na jego policzku jeden pocałunek i położyła się obok niego. Krótkie włosy, które dotknęły jego ramienia spowodowały pobudkę mężczyzny. Otworzył oczy i przeciągnął się na wielkiej kanapie. Spojrzał w prawą stronę, czyli tam gdzie leżała Marlene i nagle się od niej odsunął. Przetarł po raz kolejny oczy i usłyszał:
- Pobudka… - zaśmiała się i pocałowała po raz kolejny jego policzek. Nadal nie kontaktując spojrzał na nią przestraszony i rzucił:
- Co ty tu robisz?!
- Jestem z tobą… - odpowiedziała mu szybko i podciągnęła cienki koc. Otuliła się nim lekko i powiedziała – Nie pamiętasz tej nocy prawda?
- Marlene… - zaczął przestraszony – Nie gadaj, że coś się między nami stało…
- Wiedziałam, że nie będziesz pamiętał! – Rzuciła mu wywracając oczami – Tak, przespaliśmy się, coś jeszcze?
Spojrzał w pustą przestrzeń. Instrumenty waliły się po drewnianej podłodze, a gdzieś w kącie i na stoliku stały puste butelki po alkoholu. Spróbował jeszcze raz odtworzyć wydarzenia z tej nocy, lecz nic sobie nie przypominał.
- Upiłaś mnie! – odparł szybko i wstał zabierając kobiecie koc. To był błąd, bo jednak koc był jeden, a oni we dwoje leżeli całkiem nadzy.
- Nie upiłam! – powiedziała – Sam się upiłeś!
- Nie kazałem ci wskakiwać do łóżka!
- Nie kazałam ci mnie rozbierać, panie Benningtonie – rzuciła ze złością, lecz po chwili zmieniła swój ton na łagodniejszy. Oparła się o kanapę i oznajmiła – Jak nic nie pamiętasz to  mogę ci powiedzieć, że było fajnie. Nawet bardzo fajnie – uśmiechnęła się puszczając mu oczko.
Wziął głęboki oddech. Złapał się za głowę i zdenerwowany rzucił:
- Zapomnij o tym.
Zaskoczona i urażona tym stwierdzeniem spytała:
- Ty chyba żartujesz, prawda?
- Nie, udaj, że to co tu się stało, się nigdy nie stało i nie stanie!
- Nie zrobisz mi tego! – rzuciła gniewnie – Chester, nie bądź egoistą!
- Mam dziewczynę, nie wiąż ze mną żadnych nadziei po tej głupiej nocy!
Wkurzona wyrwała kawałek koca na niekorzyść Chestera. Wkurzony oddał jej tym samym, znowu zostawiając ją całą nagą.
- Ubierz się! – rzucił do niej po chwili i dodał – To się nigdy nie zdarzyło. Ja wracam do domu, a ty po prostu zapomnisz o tej nocy, zgoda?
- Do jakiego domu? – Spytała wkurzona – Do Emily? – wybuchła śmiechem. Ten spojrzał na nią coraz bardziej zażenowany i swoim i jej zachowaniem, ale nic nie powiedział. Tkwił w tym uporczywym milczeniu tylko po to by coraz bardziej zabić się od wewnątrz z myślą o tym co zrobił.
- Nie wrócisz do niej – odparła bez namysłu i spojrzała na niego – Nie po tym co się stało.
- Kocham ją – odpowiedział jej z wielkim bólem.
- Gdybyś ją kochał nie pieprzyłbyś się ze mną całą noc! – Wrzasnęła wywołując u niego wielkie wyrzuty sumienia. Czuł wielką złość, najlepszym wyjściem było w tej chwili opuścić to potworne pomieszczenie, zaszyć się w jakimś lesie lub ewentualnie skoczyć z któregoś piętra.
- Nie myślałem… - zaczął z wielkim naciskiem w gardle – Byłem pijany.
- Chester, ja tak się nie dam – powiedziała do niego i złapała za jego rękę – Kocham cię Chazzy, jak wyjechałam pragnęłam tylko tego by tu powrócić. A potem co? Masz dziewczynę, tak? Myślisz, że jak ja się czułam? Było mi miło, gdy musiałam na nią patrzeć, jak się całowaliście, obściskiwaliście, jak o niej mówiłeś? Zawsze chciałam być tą twoją jedyną, a ty co? – Wrzasnęła – Miałeś mnie w dupie. Nie chcę być tylko zwykłą znajomą.
Znieruchomiał. Spojrzał na jej drżące usta i zbierające się krople łez w oczach. Hamowała je jak tylko mogła, ale wewnątrz czuła rozczarowanie i złość. Nic nie szło na razie po jej myśli.
- I myślisz, że przez jedną noc rzucę Emily i pobiegnę do ciebie? – rzucił bez namysłu i odsunął rękę – Wiem, że jest ci ciężko to słyszeć, ale to Emily jest dla mnie w tej chwili najważniejsza, nic tego nie zmieni.
Po tych słowach złapał za swoją bluzę i wstał z miejsca. Spojrzał na półnagą kobietę i zaczął zbierać swoje rozrzucone ubrania. Marlene podniosła się z kanapy i przez zęby do niego rzuciła:
- Nie dam się tak wykorzystywać! – odpowiedziała mu – Nie pozwolę ci po raz kolejny uciec, nie zniosę tej myśli, że jesteś z inną – zamyśliła się i rzuciła z jadowitością – Będziesz należeć albo do mnie albo do nikogo…

                                                                         ***                 

Mężczyzna jednym ruchem złapał za telefon i szybko wybrał numer do byłej dziewczyny. Wiedząc, że telefon może nie odpowiedzieć i tak nie tracił nadziei. Był za bardzo zdeterminowany do walki z tą okropną ciekawością, przyłożył go do ucha i przez pewien czas wsłuchiwał się w głuche dźwięki. Nie odpowiadało nic. Zadzwonił po raz drugi. Nic.
Trzeci, czwarty, piąty… Rzucił telefonem o łóżko. Zły na siebie za swoją naiwność położył się na nim i spojrzał w nagi sufit.
A co jeśli Jessici już nie ma?
Wzdrygnął się na tą myśl i przewrócił na drugi bok. W tlącą się w nim myślą, że tak naprawdę została w nim cząstka sympatii do niej przeklął się w duchu. Zadał sobie po raz kolejny pytanie: „Czy to ma sens?”. Nie znając odpowiedzi głośno westchnął i po raz kolejny wziął telefon do ręki. Nie wiedząc co w tej chwili zrobić wpatrywał się w niego przez następnych pięć minut i ponownie nim rzucił.
Wstał z wygodnego łóżka i powędrował do kuchni. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Podszedł do drzwi i zgrabnie je otworzył.
- Cześć – rudowłosa posłała mu wielki uśmiech i spojrzała na zaskoczonego Shinodę – Tylko nie mów, że zapomniałeś, że byliśmy dzisiaj umówieni…
- Lisa… - Zaczął, ale po chwili zaprosił ją do środka i chcąc wybrnąć z tej niewygodnej sytuacji dokończył – Dasz mi minutkę?
- Zapomniałeś – powiedziała stanowczo, ale nie z wyrzutem. Popatrzyła na niego i rzuciła – Nie gniewam się, jakby co!
- Wiem, wiem… - powiedział jej i wziął do ręki leżącą obok bluzkę. Pobiegł do drugiego pomieszczenia szybko ją przebierając i głośno spytał – Mogę liczyć na twoją pomoc?
Zdziwiona podeszła pod drzwi:
- W czym? – Spytała po chwili.
- Muszę zdobyć numer telefonu do rodziców Jessici – odwrócił się ku niej i spotkał się z jej zrezygnowanym wzrokiem.
- Mike ja nie mam pojęcia jak go zdobyć – zaczęła.
- Wiem, że kiedyś do niej tu przyjechali, stała się jakaś komplikacja i jej ojciec wylądował w szpitalu. Powinniście mieć taką kartę…
- Wywalą mnie – zaczęła zaskoczona – Wiesz ile czasu będzie kosztować mnie to szukanie, o nerwach nie wspomnę? Ponadto tego jest tak dużo…
- Proszę – zaczął – Pomóż mi, tylko w tym. Ona ode mnie nie odbierze telefonu. Dzwonie od samego rana i nic, głupi sygnał, a potem sekretarka. Jedynie mogą coś wiedzieć jej rodzice.
Przegryzła nerwowo wargę i oparła się o ścianę. Patrząc na jego błagającą twarz poczuła wielką odpowiedzialność, jako jedna z nielicznych mogła zmienić bieg historii, na pozytywny czy negatywny – tego nie wiadomo. Bała ją ta myśl, że ta pomoc może przysporzyć im wiele nerwów, ale nie mogła patrzeć jak tkwi w niewiadomej.
- Obiecaj mi coś – powiedziała bez emocji. Ten spojrzał na nią pytającym wzrokiem – Jeśli wsadzą mnie za wyciąganie informacji o pacjentach za kraty będziesz mnie odwiedzał. Albo nie! – Zatrzymała się – Naskarżę na ciebie i to ty będziesz siedział!
- Czyli postarasz się mi pomóc? – Spytał z ukrywanym uśmiechem.
- Czyli się postaram, ale nie obiecuję – powiedziała mu i odwróciła się na pięcie – To szaleństwo, wiesz o tym?
- Jak szaleć to szaleć – Zaśmiał się i dołączył do swojej towarzyszki. Złapał za jej rękę, a ta zaskoczona odskoczyła na bok. Popatrzyła mu głęboko w oczy i nagle stanęła. Poczuła tylko jak Mike przybliża ją do siebie mocno tuląc. Ta uśmiechnęła się i rzuciła:
- Ale wiesz, że niczego nie obiecałam? Mogę ich nie znaleźć, albo po prostu szpitale mogą się nie zgadzać…
- Dla mnie liczy się chęć – powiedział jej i nagle się odsunął. Wziął leżące na blacie klucze i zamknął szczelnie dom.
- To gdzie idziemy? – Spytał po chwili.
- Zdaję się na twoją intuicję – Uśmiechnęła się i poszła naprzeciw z Shinodą ramię w ramię.

***

Brunetka z całej siły walnęła o wygodną kanapę. Uśmiechnęła się w duchu i spojrzała na wielkie pomieszczenie. Teraz będzie w nim mieszkać.
- Chester – Zaczęła ściągając z siebie czarną narzutę. Położyła ją na swojej walizce i spróbowała go odnaleźć wzrokiem. Nic z tego. Poddała się i krzyknęła:
- Nie wyobrażam sobie wspólnego mieszkania – Uśmiechnęła się po raz kolejny i oparła się o materac. Zamknęła oczy i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Piosenka? Sama nie wie co to było, ale obudziła się z transu dopiero wtedy gdy Bennington charakterystycznie nad nią chrząknął. Odwzajemnił jej uśmiech i usiadł obok. Złapał za jej dłoń i schował ją w swoich dwóch. Ona nie wiedząc o co mu może chodzić oparła się o jego klatkę piersiową. Poczuł łaskotki w okolicy szyi z powodu jej długich włosów i lekko się zaśmiał.
Tkwiło w nim tylko pytanie: „Czy dam radę żyć z wyrzutami sumienia?”.
Do tej pory nie odpowiedział sobie na to pytanie, starał się o tym nie myśleć, ignorować swoje myśli i wspomnienia, ale to nie było do końca wystarczające. Czuł coś w rodzaju przebitego serca, gdy patrzył na śmiejącą się kobietę jego rozum i myśli biły się ze sobą, pokonując samego Benningtona. „Powiedzieć jej?”. Życie w ukrywanej prawdzie jest złe, ale życie bez Emily jest jeszcze gorsze. Toczył potyczki z własnym sumieniem i życiem. Pragnienie, rozum, rozum, pragnienie… Okropne uczucie.
Nie wie czy odważyłby się jej to powiedzieć w tej chwili. Do Marlene nic nie czuje, ona się nie liczy, ale liczy się ta noc, która stała się dla niego przekleństwem.
- Wiesz, że cię kocham? – spytał po chwili kładąc na jej czole czuły pocałunek. Kobieta słysząc te słowa odwróciła się do niego i patrząc w jego oczy szepnęła:
- Wiem - uśmiechnęła się i złapała za jego dłoń – Ja ciebie też – Spojrzała czule na jego twarz i usiadła na nogach Benningtona. Mając do centralnie przed sobą zaczęła:
- Zaczęłam tę pracę i zgadnij kto ją otrzymał razem ze mną – wkurzona trochę tym faktem dokończyła za niego – Wiesz, kto wysłał mi ten list?
- No kojarzę – odpowiedział jej.
- Tak, to on – powiedziała widząc jego zdziwioną minę – Chester, ja nie wiem czy sobie tam poradzę. Boję się…
- Masz mnie – uśmiechnął się i złapał za jej drugą dłoń. Odwzajemniła jego uśmiech, lecz szybko sprostowała:
- Nie mam cię dwadzieścia cztery godziny na dobę, ty masz swoją pracę, ja teraz już swoją. Nie jesteś ze mną cały czas, szczerze mówiąc wiem, że mogę się zwrócić do ciebie o pomoc, ale… - przerwała i szukając odpowiedniego zakończenia trochę się zastanowiła. Po chwili rzuciła – Ale, nie ma cię ciągle, muszę sobie też jakoś sama radzić, a szczerze mówiąc świadomość, że ten facet będzie ze mną spędzał tyle czasu co ty mnie dobija.
- Dasz radę – powiedział jej po chwili i wziął głęboki oddech.
- Ze świadomością tego, że dokładnie wie co robiłam o danej godzinie… - zaczęła zrezygnowana – Może teraz się odczepi jak zamieszkam u ciebie, ale boję się że sprowadzę też na ciebie problemy. Coś mi tu nie gra, kto by nagle się zainteresował moim życiem?
- Może się zakochał – Zaśmiał się i spojrzał na jej wymowny uśmiech.
- Nie żartuj – przewróciła oczami i sprostowała – Jakby nawet pokazywał trochę prawdziwej empatii to mogłabym coś nad tym pomyśleć, ale tu chyba chodzi o coś innego. Po tej rozprawie miało być bajecznie, układałam sobie scenariusz, że jesteśmy tylko my, bez żadnych problemów. A tu przychodzi taki kretyn, z którym mi już naprawdę nie jest to śmiechu. Czasem mnie to krępuje, może nawet nie krępuje, jestem zła, wściekła.
- Idźmy z tym na policję.
- Nie! – krzyknęła krótko.
- Czego? On nie może sobie pozwalać na takie coś, no przestań, że zgodzisz się na jego warunki!
- Chester, mi się zdaję że tu może chodzić o coś więcej i policja nic nie zrobi.
- To o co chodzi?
- Gdybym ja to wiedziała – powiedziała i wzięła głęboki wdech – Starałam się podchodzić do tego z dystansem, obserwował mnie, tyle wiedziałam. Ale teraz nie jest mi momentami do śmiechu, zresztą komu by było?
Chester spojrzał na nią i zaczął pocierać delikatnie palcami o jej dłoń. Ta uśmiechnęła się i zarzuciła drugą ręką swoje włosy do tyłu.
- Będę z nim pracować – powiedziała zrezygnowana i dodała – Za niedługo chyba znowu będę szukać jakiejś nowej pracy jak sobie nie poradzę.
- Przyjmą cię teraz wszędzie – odpowiedział jej. Spojrzał w jej brązowe tęczówki i zarzucił swoje dłonie na jej plecy. Nadal nie mógł sobie wybaczyć tego, że patrząc w jej oczy wywołuje u siebie ból. Z początku jest normalnie, ale wspomnienia wracają razem z wyrzutami sumienia. Spojrzał na nią po raz kolejny i jak dziecko wtulił się w uśmiechniętą kobietę.

                                                                         ***        
- Mówiłam ci już, że uwielbiam takie miejsca? – spytała siedząc nad wielkim urwiskiem. W tej chwili patrzyła na całe Los Angeles. Rozświetlone drogi i budynki tworzyły bajkowy obraz, a cisza sprawiała powrót wspomnień. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na Shinodę, który siedział z piwem w ręku. Nagle złapała za jego puszkę, a ten zaskoczony odskoczył na bok. Lisa odebrała mu ją, upiła ogromny łyk i wręczyła ją ponownie Mike’owi. Ten zaśmiał się i spojrzał na nią jak kładzie się na trawie. Na jego twarzy zagościł duży uśmiech, gdy zobaczył jej przymknięte powieki, a sam położył się obok niej.
- Mogę zabierać cię tu częściej – zaczął Mike patrząc w gwiazdy. Była ich tylko niewielka część, większość została przysłonięte przez wielkie chmury.
- Pięknie tu – oznajmiła szepcząc i spytała – Często tu przychodzisz?
- Przychodziłem – odpowiedział jej – Teraz już nie za bardzo. Szczerze mówiąc nie miałem dzisiaj pomysłu na nasze spotkanie, więc zaproponowałem to miejsce. Potrzebuję chyba odpoczynku, mam za dużo roboty na głowie. Ponadto musze się też oderwać od tej szarej rzeczywistości. Ciągle natrafiam na jakieś artykuły o sobie, większość tych szmatławców już usunęła skargi, ale jeszcze zostają osoby, które…
- Ej! – wstała z miejsca i spojrzała z góry na zaskoczonego Shinodę – Mówiłam ci, że będzie lepiej jak ominiesz te wszystkie plotki.
- Tak się nie da, zawsze na coś natrafisz.
- Ta Jessica to podła suka, to wszystko przez nią.
Shinoda zamilczał. Słysząc jak Lisa zmienia temat westchnął i usłyszał:
- Może powiesz, że to nie jej wina.
- To jest jej wina – odpowiedział – Ale spróbuj mnie zrozumieć…
- Kochasz ją? – Spytała po chwili patrząc w jego oczy.
- Słucham? – Zaskoczony aż podniósł się z miejsca i popatrzył na odbite światło na jej rudych włosach. Stanowczość na jej twarzy twierdziła, że pytanie było poważne, a on powinien na nie odpowiedzieć – Sam nie wiem… Nie wiem czy to jest miłość, czy przyzwyczajenie jak mówił mi Chester czy może już zupełna desperacja. Zawsze coś zostanie w moim sercu mimo tego, że to już zakończony rozdział w moim życiu, ale chyba nie potrafiłbym ponownie się z nią związać. Za bardzo by mnie ten powrót bolał, a ja nie chce być naiwnym masochistą. Chcę po prostu ją odnaleźć i dowiedzieć się co się stało.
- Rozumiem – odparła krótko i ponownie popatrzyła na jego oczy. Mieniły w sobie gwiazdy na niebie, a widząc je uśmiechnęła się w duchu. Złapała się nagle za ramiona. Zimno przeszło po jej całym ciele, ale nie dała tego po sobie poznać, tak bynajmniej się jej wydawało.
- Chłodno jest… - stwierdził po chwili Shinoda.
- Trochę – nie zaprzeczyła.
W tej chwili Mike ściągnął swoją kurtkę i podał ją kobiecie. Lisa spojrzała na niego zaskoczona i usłyszała:
- Bierz, widzę, że ci zimno, a ja na razie jej nie potrzebuję.
Uśmiechnęła się i będąc już w totalnej rozsypce wzięła do ręki narzutę i ją na siebie zarzuciła.
- Dzięki – Uśmiechnęła się do niego. Mike odwzajemnił jej uśmiech i poczuł jak kobieta opiera się plecami o jego klatkę piersiową. Wziął swoje ręce i zarzucił na przód obejmując ją tym samym w pasie. W tej chwili tkwili wiele metrów nad piękną panoramą wielkiego miasta. Byli tylko oni, nikt więcej.

***

Brunetka przejrzała się w lustrze. Złapała za jakiś balsam i delikatnie go nałożyła na dopiero co umytą skórę. Spojrzała na swoje paznokcie, a później na włosy. Postanowiła je rozpuścić. Jednym ruchem ściągnęła gumkę do włosów i zaczęła rozczesywać potargane pasma. Nie mogąc się zdecydować czy zarzucić je w bok, czy jednak ma je zostawić proste męczyła się z wyborem fryzury przez długi czas. Widząc grymas na swojej twarzy postanowiła zarzucić je na prawą stronę. Popatrzyła na swój uśmiech w lustrze i otworzyła drzwi od łazienki. Szybkim ruchem powędrowała w stronę sypialni i delikatnie uchyliła drzwi. Postawiła nogę na dywanie i spojrzała na odwróconego Chestera.
Siedział przy biurku i pisał coś na jakiejś kartce. Zaintrygowana tym faktem spytała siadając na łóżku:
- Co robisz?
- Mike mnie poprosił o kilka poprawek w tych tekstach, a jakoś nie mogę się skupić… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją głowę o jedną z dłoni.
- Długo będziesz tak pracował? – Spytała się po chwili poprawiając swoją piżamę. Zaczesała po raz kolejny swoje włosy i usłyszała:
- Myślę, że tak…
Nastała głucha cisza. Emily położyła się na wygodnym łóżku i poprawiła ramiączko od piżamy. Patrząc nadal na pracującego Benningtona przegryzła wargę i znowu zaczęła:
- Dzisiaj nie było aż tak źle – spojrzała na jego nagie plecy i odwrócona w jego stronę kontynuowała – Dzisiaj się nie zjawił, nie wiem dlaczego. Przypuszczam, że mogło chodzić o to, że albo dzisiaj mu coś wypadło, albo jednak nie będziemy tak na sto procent pracować w tym samym czasie. Fakt powinnam być na to przygotowana.
Nie usłyszała nic. Mężczyzna nadal wpatrywał się w żółtawy ołówek i rozciapywał rysik po zgiętej kartce. Zaczął liczyć w skupieniu swoje błędy. To byłby idealny moment by z nią poważnie porozmawiać jednak przeznaczył cały dzień na przemyślenia. Nie powie jej i będzie się za wszelką cenę starał by ta przespana noc z Marlene nie wyszła na jaw. Będzie to trudne, ale z czasem myśli że może sobie poradzić. Marlene pewnie wyjedzie do Paryża i te wszystkie głupie problemy się skończą.
Nagle poczuł jej oddech za sobą. Podskoczył lekko, ale się nie odwrócił. Uśmiechnął się w duchu jak kobieta pochyliła się lekko spoglądając na zapisaną kartkę.
- Dla mnie jest w porządku… - zaczęła czytając pierwsze wersy. Bennington spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się jak ona również to zrobiła.
- Dla mnie niby też – zabrał głos po kilku minutach milczenia – Ale jednak nie do końca, nie wiem co jest źle. Czytam to raz, dwa i jest dobrze. Za dziesiątym razem to już do mnie nie przemawia…
- Nie jestem tekściarzem, ale szczerze mówiąc ja nie mogłabym czegoś wymyślić pod presją tego, że muszę to zrobić. Musiało by mi to nagle wpaść do głowy.
- Szczerze mówiąc też tak mam, ale Mike się uparł…
- Mike się często upiera – zaśmiała się i delikatnie oparła swoje dłonie na jego ramionach. Czując jej dotyk poczuł ciepło w sercu.
- Nie żebym cię odciągała – zaśmiała się i przybliżyła głowę do jego twarzy – Ale myślę, że pisanie tekstów dzisiaj za bardzo cię nie wciągnęło…
Wzdrygnął się. Słysząc jej uwodzicielski ton zamarł. Może nie on, jego umysł domagał się racjonalnego myślenia.
Nagle poczuł jak kobieta dotyka jego ramion. Delikatnie przejechała po jego zimnej skórze powodując u Benningtona jeszcze większe ciarki.
„I co Chester? Biorą cię wyrzuty sumienia?” – spytał samego siebie gdy kobieta dotknęła dłońmi jego klatki piersiowej. Oparła swoją głowę o prawy bark i cicho się śmiejąc pocałowała nieśmiało jego prawy policzek.
Nie widząc z jego strony żadnej reakcji odsunęła się lekko, ale nie tak bardzo jak to miała w planie.
- Chazz… - zaczęła lekko się uśmiechając – Dokończ to jutro… Albo nie – przerwała nagle – Razem to dokończymy, może nie sprawdzę się w tym dobrze, ale spróbuję.  
Spojrzał w dół. Widząc jak kobieta nadal zmysłowo dotyka jego klatki piersiowej uśmiechnął się w duchu, lecz tego nie okazał. Nic więcej nie zrobiła, czekała na jego ruch.
Nagle odwrócił się ku niej i nie potrafiąc spojrzeć nawet w jej oczy ominął jej wzrok. Przełknął głośno ślinę i pocałował delikatnie jej policzek. Po chwili jednak wziął w ręce kartkę papieru oraz ołówek i rzucił:
- Przepraszam… - uśmiechnął się do zaskoczonej kobiety i dodał – Naprawdę, muszę to na jutro skończyć.
Zdziwiona Emily usiadła na łóżku i spojrzała na wychodzącego Chestera. Bez odwracania się szybko rzucił:
- Jakby co będę na balkonie.
- Jest trochę zimno – zauważyła.
- I tak muszę się przewietrzyć – odparł i zniknął za drzwiami.
Usłyszała tylko trzask. Przeklęła w duchu za swoją natarczywość i zastanowiła się co zrobiła nie tak. Biła się z myślami, choć tak naprawdę Chester miał rację. Położyła się i spojrzała z dołu na zaciemniony sufit. Będąc na siebie zła zgasiła lampkę i otuliła się kocem wymuszając sen.

***

Emily weszła do kuchni poprawiając w biegu swoje włosy. Spojrzała na siedzącego Chestera, który rzucił jej wielki uśmiech i zaczął się przyglądać jej ruchom. Wlała do szklanki gorącej wody parząc tym samym sobie kawę i usiadła obok niego. Zaczęła rytmicznie mieszać napój łyżeczką i zadała pytanie:
- Gdzie dzisiaj spałeś? Nie było cię… - zaczęła patrząc mu w oczy – Dziwnie się czułam z myślą, że zajęłam ci całe łóżko, a ty…
- To się tak nie czuj – przerwał jej i oznajmił – Przespałem się na kanapie z własnej woli. Nie miałem już siły iść na górę do sypialni więc usnąłem tu, a byłem bardzo zmęczony, uwierz mi – uśmiechnął się.
- Mogę zadać ci pytanie? – spytała po chwili patrząc na jego twarz. Zaskoczony kiwnął głową i zaczął słuchać.
- Czy ty w ogóle jesteś zadowolony z tego, że tu jestem? – spytała po chwili – Może ja jestem przewrażliwiona, albo nie wiem, ale moim zdaniem było lepiej jak mieszkałam w siebie – spojrzała na jego oczy i spytała z bólem – Mam się wyprowadzić?
- Dramatyzujesz – oznajmił, lecz patrząc na jej wymowną minę sprostował – Po prostu źle ci się wydaje, że nie jestem zadowolony, nawet nie wiesz jak się cieszę. Ostatnimi czasy jestem bardzo zmęczony, uwierz mi praca nad tym wszystkim nie jest taka łatwa. Zresztą chyba sama wiedziałaś w co się pakujesz – dziwnie zadowolony z szybko wymyślonej wymówki o zmęczeniu oparł się o blat i rzucił – A zresztą, przepraszam cię za wczoraj.
Ta uśmiechnęła się i upiła łyk kawy. Po chwili bez zastanowienia rzuciła:
- To chyba ja powinnam przeprosić, a nie ty.
- Mogłaś się poczuć urażona – odpowiedział.
- Ale nie jestem – uśmiechnęła się szczerze i dodała – Nawet nie jestem zła.
Ten uśmiechnął się i spojrzał na jej dłonie. Delikatnie okalały gorącą szklankę co chwilę zmieniając swoje położenie. Emily widząc jego zahipnotyzowany wzrok spróbowała go jakoś odwrócić, ale na nic innego w tej chwili nie było jej stać.
Upiła ostatni łyk i wychodząc z kuchni rzuciła:
- Ja wychodzę, nie wiem kiedy wrócę, mam trochę spraw do załatwienia.
Chester spojrzał na nią pytająco, a ta odwróciła się od niego i pobiegła pod drzwi zostawiając mężczyznę samego z własnymi myślami.

***

Emily wzięła w ręce czerwony materiał i zawiesiła go na wieszaku. Popatrzyła na kolejne ubrania i powtórzyła czynność. Przetarła po chwili czoło i spojrzała w dal sklepu. Nagle poczuła jego oddech.
- Pomogę ci – zaproponował i wziął do ręki czarną sukienkę. Spojrzał na nią, na Emily i znowu na nią. Po chwili rzucił – Pasowałaby na ciebie…
- Sprawdź cenę, a potem mów – uśmiechnęła się złośliwie do niego, chociaż wie, że nie powinna.
- Mogę ci ją kupić – zaśmiał się. Ta spojrzała na niego jak na kretyna i odparła:
- Ale ja nie chcę.
- I tak nie mam dziewczyny, dzieci. Kasy mam zanadto…
- Jak kasy masz od fula, to dlaczego pracujesz w takim zwykłym sklepie? Na czym ty zarabiasz?
- Teraz na tym, ale wcześniej kręciło się pewne ciekawe interesy – puścił jej oczko, a ta wywróciła oczami – A jestem tu jak ci kiedyś mówiłem – polubiłem cię.
- Szkoda, że to nie działa w dwie strony – rzuciła po chwili odwracając się od niego. Wkurzony tą uwagą rzucił:
- Nie potrzebna mi twoja sympatia do niczego – zaśmiał się – możesz mnie nawet teraz nienawidzić, co ja mówię – zaśmiał się bardziej – Już mnie nienawidzisz!
- To nie wiem po co ci to wszystko – odparła do niego – Moje życie jest aż takie interesujące? Możesz mi do cholery wyjaśnić o co ci chodzi? Nie mam ochoty słuchać tego wszystkiego, masz mnie zostawić w spokoju! – wręcz krzyknęła, ale nie zwróciła uwagi innych. Nadal robiła to co jej polecono.
- Brzmisz groźnie – zaśmiał się, a ta wkurzona zacisnęła dłonie w pięści i wzięła głęboki wdech. By tylko się powstrzymać od przywalenia temu typowi… - Lubię jak się złościsz, wtedy wyglądasz bardziej interesująco.
- Odczep się ode mnie – rzuciła bez zastanowienia i spojrzała na jego twarz. Wyglądał niebanalnie. Jego duże oczy w prawie czarnym kolorze idealnie komponowały się z jego bladą cerą. Wyglądał niczym zjawa. Odwróciła się od niego i usłyszała:
- Ja musiałem się bardzo starać o tę pracę, a tobie zazdroszczę…
- Czego? – Spytała teoretycznie – Też się o nią starałam.
- Ta, jasne – rzucił jej i się uśmiechnął – Wiesz, czemu ją dostałaś?
Spojrzała na niego pytająco i widząc jego roześmianą twarzy rzuciła:
- Nie zrobiłam nic niestosownego, dostałam ją sprawiedliwie, nie wiem w czym robisz znowu problem.
- Po pierwsze jesteś kobietą – spojrzał na nią od góry do dołu i dodał – Ładną kobietą, bez męża, bez dzieci z fajnymi atutami – uśmiechnął się – Ponadto nasz szef słucha takiej muzyki, jaką tworzy twój chłopak. Myślisz, ze to przypadek?
- Widzę, że jego też śledzisz – rzuciła mu.
- Po prostu słyszałem jak o nich mówił – Zaśmiał się.
- Twierdzisz, ze dostałam pracę tylko dzięki temu że Chester jest sławny? – Spytała zaskoczona – Jesteś nienormalny, lecz się, naprawdę – rzuciła po chwili.
- Przyznaj gdyby nie on nie stałabyś teraz przede mną, dziękuj więc mu, że tak na ciebie wpływa. Że w ogóle wpływa tak bardzo na twoje życie.
- Nie lecę na jego sławę! – powiedziała głośno – W ogóle niech cię to nie interesuje.
- Nie twierdzę, że lecisz na kasę, chociaż i tak masz pewnie dużo dogodności – uśmiechnął się i zawiesił na stojak kolejne ubranie – Po prostu wyciągnął cię z tego durnego dołka po stracie rodziców. A właśnie – Zmienił temat – Twój ojciec chcę cię poznać.
Zamarła. Spojrzała na niego jak na kretyna i rzuciła:
- Mój ojciec nie żyje, jak już interesujesz się takimi drobnostkami o mnie, mógłbyś wiedzieć coś takiego.
- Który rodzic? – Zaśmiał się i popatrzył na jej zaskoczoną twarz. Wkurzona jego dennym stwierdzeniem oznajmiła:
- Nie rozumiem.
Zbita kompletnie z tropu oparła się o ścianę i spojrzała na Toda. Widząc jego lekceważący wyraz twarzy coraz bardziej się zdenerwowała i stanęła przed nim.
- O co ci chodzi? Gadaj!
- Przestań tak na mnie naciskać – Zaśmiał się – Jednak potrafisz się słodko złościć.
- Wyjdziemy ze sklepu to jak nic ci przywalę, naprawdę.
- Nie biję kobiet – zaśmiał się – Ale jak mnie uderzysz to zrobię wyjątek, uwierz mi.
Wściekła złapała za niepotrzebne wieszaki i odwróciła się na pięcie. Nie oglądnęła się za siebie, miała go dość. Była zła, bardzo zła, zła jak nigdy. Tod doprowadzał ją do jakiejś niezdefiniowanej furii, każde przybywanie z tą osobą kończyło się właśnie takim nastrojem.
- Przepraszam, ja miałem tylko przekazać informacje słonko – Rzucił jej mężczyzna i widząc jak spowalnia krok dodał – Uwierz mi, twoja mina była bezcenna.
Będąc już w kompletnej kropce podeszła pod ladę. Nie wiedząc co myśleć o jego słowach zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Czy to musi się dziać naprawdę? Czy ta rzeczywistość musi być taka podła?

***
Bennington siedział w najlepsze obok swojego przyjaciela. Popijali razem piwo patrząc się co chwilę na lecący program w telewizji. Mike wziął do ręki kolejną puszkę i spojrzał na pilot. Wziął go do ręki i przełączył na inny kanał.
- Czyli mieszkacie ze sobą… - stwierdził po chwili widząc położoną kosmetyczkę Emily na blacie. Bennington kiwnął głową i zahipnotyzowany popatrzył na jej bluzkę. Niby była schudną osobą, ale chyba dzisiaj naprawdę nie miała czasu położyć jej gdzie indziej – Marlene do mnie dzwoniła – oznajmił po chwili.
Chester wzdrygnął się. Spojrzał na niego zaskoczony i usłyszał:
- Wynajęła jakieś mieszkanie, niedaleko. Powiedziała, że będzie często nas odwiedzać, no i że nie planuje na razie nigdzie wyjeżdżać, chyba znalazła pracę.
Zaskoczony tą wiadomością cisnął puszką i mruknął coś pod nosem.
- Nie cieszysz się? – Spytał zaskoczony – Przecież to Marlene, tak ją lubisz.
- Nie, że się nie cieszę – odparł zrezygnowany. Mike widząc jak kłamie w żywe oczy spojrzał na niego znacząco – Dobra, nie za bardzo.
- Pokłóciliście się?
- Tak jakby.
- O co chodzi? – Spytał.
- Nie radzę sobie Mike… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją twarz o dłonie. Popatrzył na brudny dywan i dodał – To mnie przerasta.
- Chazz co się dzieje? – Zapytał zaskoczony. Wyłączył telewizor i spojrzał na jego zrezygnowany wyraz twarzy. Jak dziecko siedział na kanapie i cudem hamował swoje negatywne emocje.
- Emily… - zaczął.
- Pokłóciliście się? – Spytał i dodał – To normalnie w związkach, nie przeżywaj tego jak baba!
- Nie! – krzyknął mu i wstał z kanapy. Przeszedł dwa razy wzdłuż pokoju i popatrzył na zdezorientowanego Shinodę. Mężczyzna siedział na wygodnym siedzeniu i patrzył ukradkiem na jego czyny.
- To co? – Spytał po chwili – Co się stało?
- Nie mogę powiedzieć – rzucił bez namysłu.
- Widzę, że coś się stało. Jesteś taki osowiały.
- Musisz mi pomóc – oznajmił po chwili. Zaintrygowany jego propozycją przybliżył się bardziej, a Chester widząc jego chęci uśmiechnął się pod nosem i rzucił:
- Muszę utrzymać przy sobie Emily – Zaczął i wziął głęboki wdech – Boję się, że pewnego dnia ją stracę wszystko przez moje głupie nieprzemyślane błędy. Nie potrafię patrzeć na nią tak jak kiedyś, mam w sobie jakieś dziwne emocje. Najlepszym rozwiązaniem by było jej unikać, ale to byłoby dobre rozwiązanie tylko dla mnie.
- Coś musiało się stać – oznajmił po chwili – Czego tak się dzieje?
- Zrobiłem coś głupiego, Mike musisz mi pomóc.
- Ale jak?
- Trzymaj Marlene daleko od Emily, ja nie zawsze mogę, ale postaraj się.
- Co ty do cholery zrobiłeś? – Spytał bardziej zdezorientowany.
- Coś bardzo głupiego – powiedział i spojrzał na jego zszokowaną minę. Nie czując już kompletnie nic oklapł na kanapę i oznajmił – Zabijesz mnie, szczerze mówiąc sam mam się ochotę zabić. To jest takie dziwne, bo kiedyś bym się tym nie przejął, a teraz same myśli o tym mnie zabijają…
- Co ty zrobiłeś?! – Spytał głośno po raz ostatni.
- Przespałem się z Marlene – rzucił zdenerwowany i schował głowę w dłoniach. Zrozpaczony swoim czynem nie mógł nawet popatrzyć na przyjaciela, odciągał wszystkie rzeczywiste obrazy by doskonale schować się w swoim wyimaginowanym świecie.
- Co kurwa? – Spytał bardziej zaskoczony i podszedł pod Benningtona. Mocno szturchnął jego ramieniem. On podniósł głowę i spojrzał na minę Mike’a. Nie zdradzała nic konkretnego, ale można było wyczytać z niej wielką złość – Zdradziłeś Emily?!
- Nie wrzeszcz na mnie! – Wrzasnął i poczuł jak Mike popycha go tak, że opadł całkowicie na kanapę. Zaskoczony jego czynami odsunął się od niego i usłyszał:
- Ty jesteś popieprzony! – Krzyknął do niego – Nie, nie wierzę…
- Mike ja tylko chcę pomocy!
- Sam sobie pomagaj! – Odrzekł i spotkał się z jego dziwnym spojrzeniem. Na jego twarzy malowało się wielkie rozczarowanie, a sam nie mógł nic powiedzieć – Po co ci to było? Fajnie było?
- Ja nawet nic nie pamiętam – oznajmił zdenerwowany – Byłem pijany!
- No tak, to cię usprawiedliwia! – krzyknął – Byłeś pijany. Zapomniałem, że jak jesteś pjany to wszystko ci można – zaśmiał się i dodał – Może uspokój te swoje czyny po alkoholu? I co powiesz jej teraz? Będziesz ją okłamywać?
- Nie zachowywałeś się tak jak mówiłem ci o poprzednich …
- O tak, wtedy też sypiałeś z laskami gdy tylko nadarzyła się okazja – przerwał mu i wściekły rzucił – Myślałem, że się zmieniłeś, że dałeś radę zerwać z przeszłością. Chyba nigdy nie nauczysz się co to zobowiązanie i miłość.
Znieruchomiał. Słysząc jego zarzut spojrzał na swoje dłonie. Czy rzeczywiście wszystko przekreślił?
- Mówiłeś, że ją kochasz, że ci na niej zależy – odparł po chwili bez emocji – Gdzie to wszystko, zniknęło? Chcesz by cierpiała znowu? Ze Scottem było tak samo, zdradził ją. Ona do cholery jasnej świata poza tobą nie widzi, a ty jej robisz takie rzeczy! – Wrzasnął i oparł się o ścianę – Myślałem, że już trochę zmądrzałeś. I Chester nie, nie będę cię chwalił za taki czyn, sam przecież wiesz, że źle zrobiłeś. Mam ci prawić kazania na ten temat? Sam wiesz co zrobiłeś, jak to może się skończyć – zwrócił się do niemu i dodał – Może cię zdziwię, ale mi też zależy na Emily. Widziałem wszystko przez co przeszła, ten cały etap jej poznawania, potem narodziła się przyjaźń. Wybrała ciebie! Nikogo innego tylko ciebie. Od samego początku widziałem jak do ciebie lgnęła. Jak była w tym szpitalu, to nic innego się nie liczyło tylko to by się z tobą spotkać! Już nie pamiętasz jak leżała cała w krwi w tej pieprzonej łazience…?
- Mike przestań – wrzasnął gdy poczuł jak łzy pomału cisną się mu do oczu.
- Nie Chester! Pamiętasz panikę, to że możesz ją stracić? Co jej wtedy powiedziałeś? – Spytał – Ja nadal to pamiętam, myślisz, że nie słyszałem jak oznajmiłeś jej, że nie dasz rady bez niej żyć? Że jeśli jej się coś stanie ty na następny dzień sobie z tym nie poradzisz? Nadal tak twierdzisz?
- Kocham ją i ta głupia noc tego nie zmieni – rzucił po chwili czując wielki ból w gardle. Bał się wypowiedzieć każde słowo, nigdy wypowiadana zdania nie cisnęły w nim takiego potwornego bólu – Nie przekreśliłem mojego uczucia, a najgorsze jest to że po tym Marlene wyznała mi miłość!
Shinoda spojrzał na niego jak na kretyna i walnął się w czoło.
- Powiedziała ci że cię kocha? – Zaskoczony usiadł na kanapie i rzucił – Chazz ty jesteś kompletnym idiotą, co ty teraz zrobisz?
- Mike ja wiem, że to wszystko zepsułem… - odpowiedział mu patrząc w jego oczy. Mike wyczytał z nich smutek i żal, nic więcej. Nie wierząc w tą sytuację zamknął oczy i nagle usłyszał trzask drzwi. Ku ich oczom ukazała się Emily.
- Cześć – rzuciła im z wymuszonym uśmiechem – Nie pytajcie, moja praca to najgorsza rzecz jaka mogła się zdarzyć.
- Jest aż tak źle? – Spytał Bennington i wstał z kanapy. Mike spojrzał na nich. Czarne włosy opadały idealnie na jej ramiona, a brązowe oczy zbyt bardzo się świeciły, wyczytał z nich, że przed chwilą mogła płakać. Nie powiedział nic. Popatrzył jak Emily podeszła pod ich kanapę i usiadła obok Benningtona. On widząc ją pocałował ją lekko na powitanie i spotkał się z dziwnym wzrokiem Shinody. Wstał i spojrzał na przyjaciela jak na kretyna.
- Chester napisałeś w końcu ten tekst? – Spytała po chwili zaciekawiona kobieta. Oparła się o kanapę i usłyszała pytanie gościa:
- Jaki tekst?
Dziewczyna spojrzała na Mike i oznajmiła:
- No ten, który Chester musiał na dzisiaj poprawić…
Nadal będąc w kropce przestudiował to wszystko i rzucił:
- No wiem, tylko to nie było na dzisiaj, Chazz byliśmy umówieni na za tydzień.
Emily spojrzała na siedzącego chłopaka. Nie wiedząc co myśleć o tej sytuacji spojrzała na niego pytająco i usłyszała:
- Potem nie mógłbym mieć czasu, wolałem to zrobić wczoraj wieczorem…
Kobieta wstała z kanapy. Dziwnie zażenowana jego poczynaniem odeszła od niego zachowując powagę i spojrzała na Mike’a.
- A o co chodzi?
- O nic – rzucił zbity z tropu Bennington. Nie przewidział takiego zagrania ze strony Emily.
Shinoda widząc sytuację między nimi spojrzał znacząco na Chestera i wkurzony wyszedł z pomieszczenia. Zasygnalizował mu, że będzie dzwonił i rzucił szybkie „cześć”. W pokoju zapadła cisza.
Nikt się nie odezwał, Chester nawet nie mógł odnaleźć wzrokiem swojej dziewczyny. Wkurzony tym, że jego wczorajsza wymówka nie wypaliła walnął pięścią w stół i poczuł wielki ból w okolicy nadgarstka. To i tak mniej bolało od tego wszystkiego co się w tej chwili działo.



Boże, patologia tutaj jakich mało, spokojnie jestem tego świadoma, że wszystko się popieprzyło :)
Fakt, wychodzi druga Moda na Sukces. W ostatnim rozdziale przeczytałam komentarz o tym, że rozwijam tego bloga w nieskończoność itd, itd.
No fakt, to prawda, a ja doskonale o tym wiem.
Tak siadłam ostatnio w skupieniu i zaczęłam wyliczać ile zostało do końca. Nie chcę zostawiać tego bloga bez durnego, dennego zakończenia gdzie połowa rzeczy jest niewyjaśniona, a fakt, wolałabym się zabrać za coś innego. To jest dziwne w moim przypadku, bo zastrzegłam się że to będzie mój pierwszy blog z opowiadaniem, który doprowadzę do samego końca jak to sobie wyobrażałam. Tak czy owak, mam kilka planów do dalszego ciągu zdarzeń. Wyliczyłam gdzieś jeszcze około 15-20 rozdziałów. Na 100% nie mogę sobie tego tak wyobrazić, ale też mam pewną koncepcję jak to zrobię.
Mam w końcu pomysł na coś nowego :)
Pozostaje mi tylko podziękować za przetrwanie tylu rozdziałów, tylu błędów, tylu pogmatwanych scen itd.
O i nie mogę też zapomnieć o wyświetleniach. Liczba 20k po prawej stronie bloga jest naprawdę niesamowita :) Nigdy nie sądziłam, że dobiję aż tylu wyświetleń, serio.
Dzięki wielkie :)
 

4 komentarze:

  1. Chester idioto;c Piszesz świetnie, dawno nie komentowałam więc.. o to komentuję ;3 Nie zauważam błedow w Twoich opowiadaniach, masz talent, napewno wiekszy niż ja. A. I... Pierwsza! Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Chaz kretynie! Mike powinien dostać owację na stojąco. Ale Marlene mam ochotę powiesić, a Chestera wykastrować. No i Todd. No i szukanie Jessici. Masakra ile spraw do wyjaśnienia. Super.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie zostawiłam tego bloga, no co Ty! Tylko po prostu... no wiesz, wakacje i nie mam ochoty na komentowanie, a Twoje rozdziały są masakrycznie długie i zmuszają mój mózg do mega wysiłku. Muszę mieć nastrój na czytanie tego bloga, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
    Co do tego rozdziału... Whoa, Mike. Naprawdę. Owacje na stojąco. Zresztą cała scena kłótni z Chesterem jest świetna. Wszystko psuje Emily, która tak nagle wchodzi, a przecież Michael mógłby rozwinąć to swoje kazanie, a Chazy zacząłby się głupkowato tłumaczyć, może nawet pięści poszłyby w ruch, jakaś akcja XD
    No ale... ale dobrze i tak. Może i dobrze, że chłopcy się nie pobili, bo wyszłaby jeszcze większa patologia, jezu.
    Wiesz, w ogóle zauważyłam, że odnosisz się pod postami do moich komentarzy XD Czasem je ignoruj, bo jestem tylko głupią, durną Bennodą, która pisze pod wpływem emocji itepe itede, także mówię.
    Nie wiem, czy nadal lubię Marlene... Moje uczucia co do bohaterów tej historii zmieniają się co rozdział, nie panuję nad tym.
    Masz mnóstwo do ogarnięcia... Jeśli masz pomysł, to świetnie. Z chęcią przeczytam i zobaczę, jak zakończy się ta historia. To jedna z pierwszych, jakie odkryłam, więc mam do niej sentyment. Trzymam kciuki za Twoją wenę. Liczę, że nie opuści Cię do samego końca. No bo trzeba to w końcu dociągnąć do końca... Tyle wątków do opisania... Ciekawi mnie ten zapał Shinody. Boję się, że nie znajdzie Jessiki i załamie się. No, wtedy musimy liczyć na Lisę... Chyba tylko ona może na niego jakoś wpłynąć...
    Co do Todda- nadal uważam, że jest jakimś gangsterem XD
    A jeśli chodzi o Chaza... dziwne, że nie zaczął ćpać. Tego się spodziewałam po ostatniej części; że się rozsypie i nie będzie się umiał podnieść, a jeszcze bardziej będzie dobijał go fakt, że nie może się nawet zwierzyć własnej dziewczynie... Ech. Zagmatwane to!
    Weny Ci życzę. I fajnych wakacji. I słońca. Bo u mnie teraz burza, dlatego wyłączam kompa i uciekam.
    A, no i zapraszam do siebie na 6 :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu znalazłam chwilkę wolną na Twoje rozdziały a więc zabrałam się za czytanie, już nie mogłam się doczekać aż znajdę tę chwilkę :)
    Kurde, to Chaz się wpierniczył w bagno, od początku przeczuwałam, że ta Marlene namiesza. A Chester przeczy samemu sobie, jak można kogoś kochać i zdradzić tą osobę. Alkoholem niestety się bronić nie można bo to z lekka głupota.
    Ah ten Shinoda. nie odpuści. W sumie, szczerze jestem ciekawa co się stało z Jessicą że tak nagle zniknęła. Mam dwie myśli, albo jest na jakiejś plaży z opalonym blondynem xd Albo ktoś ją zamordował XD Nie no, wiem , głupie pomysły XD A może ktoś ją uprowadził, bo dowiedział się ile ona znaczyła dla Shinody i teraz ta osoba będzie chciała okup ? ;o To jest myśl! Wracając jeszcze do tej sytuacji, to Rudowłosa powinna zostać nakryta, ale byłoby ciekawie :D
    Kurde, jak tak czytam te sytuacje pomiędzy Emily a Chesterem to zaczynam rozumieć czemu chłopak ją zdradził.. XD Szczerze od kilku rozdziałów Emily zaczęła być męczącą sknerą. Nic w jej życiu nie wychodzi, stale ma problemy i nie radzi sobie z nimi. Nie chciała dać Chesterowi a chłopak pewnie miał chcicę i co mu się dziwić XD To nie znaczy, że to popieram, ale no Emily to słodka, miła dobrze wychowana osóbka, tyle, że no, nudna. Jestem tylko ciekawa reakcji Emily jak się dowie o zdradzie. Czasami mam wrażenie, że wątki Lisy i Mike'a są ciekawsze od tych z Emily i Chestera. Chociaż muszę przyznać, że wątek w pokoju Chestera oraz uwodzicielska Emily był bardzo ciekawy! ;)
    Błądzik ''było lepiej jak mieszkałam w siebie '' Malutka literówka ;D
    Boże ten Tod mnie z lekka obrzydza, kompletny kretyn, który stara się grac mądrego, wszystko wiedzącego mafioze, postrach dziewiczych serc. Psychopata.
    Kurczę robi się bardzo ciekawie :D Ta cała zdrada namieszała, i kazania Shinody na prawdę dobre, prawdziwe.
    Oj tam gadasz, moda na sukces to kompletne dno, a twoje opowiadanie jest strasznie ciekawe i wciągające :) Co do dokończenia tego bloga, jestem za, zazwyczaj bloggerki porzucają swoje blogi i całą historie, którą tworzyły, to jest smutne. Cieszę się, że masz zamiar dokończyć całą historie liczę na ciekawe zakończenie ! c:
    /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń