Światło wschodzącego słońca przedarło się przez pół
zasłonięte żaluzje. W mgnieniu oka pomieszczenie zostało oświetlone kładąc swój
cień na leżących obok postaciach. Szczęśliwa kobieta, która już od pewnego
czasu nie spała głaskała pościel pod którą leżał Chester. Czując się w duchu
niesamowicie złożyła na jego policzku jeden pocałunek i położyła się obok
niego. Krótkie włosy, które dotknęły jego ramienia spowodowały pobudkę
mężczyzny. Otworzył oczy i przeciągnął się na wielkiej kanapie. Spojrzał w
prawą stronę, czyli tam gdzie leżała Marlene i nagle się od niej odsunął.
Przetarł po raz kolejny oczy i usłyszał:
- Pobudka… - zaśmiała się i pocałowała po raz kolejny jego
policzek. Nadal nie kontaktując spojrzał na nią przestraszony i rzucił:
- Co ty tu robisz?!
- Jestem z tobą… - odpowiedziała mu szybko i podciągnęła
cienki koc. Otuliła się nim lekko i powiedziała – Nie pamiętasz tej nocy
prawda?
- Marlene… - zaczął przestraszony – Nie gadaj, że coś się
między nami stało…
- Wiedziałam, że nie będziesz pamiętał! – Rzuciła mu
wywracając oczami – Tak, przespaliśmy się, coś jeszcze?
Spojrzał w pustą przestrzeń. Instrumenty waliły się po
drewnianej podłodze, a gdzieś w kącie i na stoliku stały puste butelki po
alkoholu. Spróbował jeszcze raz odtworzyć wydarzenia z tej nocy, lecz nic sobie
nie przypominał.
- Upiłaś mnie! – odparł szybko i wstał zabierając kobiecie
koc. To był błąd, bo jednak koc był jeden, a oni we dwoje leżeli całkiem nadzy.
- Nie upiłam! – powiedziała – Sam się upiłeś!
- Nie kazałem ci wskakiwać do łóżka!
- Nie kazałam ci mnie rozbierać, panie Benningtonie –
rzuciła ze złością, lecz po chwili zmieniła swój ton na łagodniejszy. Oparła
się o kanapę i oznajmiła – Jak nic nie pamiętasz to mogę ci powiedzieć, że było fajnie. Nawet
bardzo fajnie – uśmiechnęła się puszczając mu oczko.
Wziął głęboki oddech. Złapał się za głowę i zdenerwowany rzucił:
- Zapomnij o tym.
Zaskoczona i urażona tym stwierdzeniem spytała:
- Ty chyba żartujesz, prawda?
- Nie, udaj, że to co tu się stało, się nigdy nie stało i
nie stanie!
- Nie zrobisz mi tego! – rzuciła gniewnie – Chester, nie
bądź egoistą!
- Mam dziewczynę, nie wiąż ze mną żadnych nadziei po tej
głupiej nocy!
Wkurzona wyrwała kawałek koca na niekorzyść Chestera.
Wkurzony oddał jej tym samym, znowu zostawiając ją całą nagą.
- Ubierz się! – rzucił do niej po chwili i dodał – To się
nigdy nie zdarzyło. Ja wracam do domu, a ty po prostu zapomnisz o tej nocy,
zgoda?
- Do jakiego domu? – Spytała wkurzona – Do Emily? – wybuchła
śmiechem. Ten spojrzał na nią coraz bardziej zażenowany i swoim i jej
zachowaniem, ale nic nie powiedział. Tkwił w tym uporczywym milczeniu tylko po
to by coraz bardziej zabić się od wewnątrz z myślą o tym co zrobił.
- Nie wrócisz do niej – odparła bez namysłu i spojrzała na
niego – Nie po tym co się stało.
- Kocham ją – odpowiedział jej z wielkim bólem.
- Gdybyś ją kochał nie pieprzyłbyś się ze mną całą noc! –
Wrzasnęła wywołując u niego wielkie wyrzuty sumienia. Czuł wielką złość,
najlepszym wyjściem było w tej chwili opuścić to potworne pomieszczenie, zaszyć
się w jakimś lesie lub ewentualnie skoczyć z któregoś piętra.
- Nie myślałem… - zaczął z wielkim naciskiem w gardle –
Byłem pijany.
- Chester, ja tak się nie dam – powiedziała do niego i
złapała za jego rękę – Kocham cię Chazzy, jak wyjechałam pragnęłam tylko tego
by tu powrócić. A potem co? Masz dziewczynę, tak? Myślisz, że jak ja się
czułam? Było mi miło, gdy musiałam na nią patrzeć, jak się całowaliście,
obściskiwaliście, jak o niej mówiłeś? Zawsze chciałam być tą twoją jedyną, a ty
co? – Wrzasnęła – Miałeś mnie w dupie. Nie chcę być tylko zwykłą znajomą.
Znieruchomiał. Spojrzał na jej drżące usta i zbierające się
krople łez w oczach. Hamowała je jak tylko mogła, ale wewnątrz czuła
rozczarowanie i złość. Nic nie szło na razie po jej myśli.
- I myślisz, że przez jedną noc rzucę Emily i pobiegnę do
ciebie? – rzucił bez namysłu i odsunął rękę – Wiem, że jest ci ciężko to
słyszeć, ale to Emily jest dla mnie w tej chwili najważniejsza, nic tego nie
zmieni.
Po tych słowach złapał za swoją bluzę i wstał z miejsca.
Spojrzał na półnagą kobietę i zaczął zbierać swoje rozrzucone ubrania. Marlene
podniosła się z kanapy i przez zęby do niego rzuciła:
- Nie dam się tak wykorzystywać! – odpowiedziała mu – Nie
pozwolę ci po raz kolejny uciec, nie zniosę tej myśli, że jesteś z inną –
zamyśliła się i rzuciła z jadowitością – Będziesz należeć albo do mnie albo do
nikogo…
***
Mężczyzna
jednym ruchem złapał za telefon i szybko wybrał numer do byłej dziewczyny.
Wiedząc, że telefon może nie odpowiedzieć i tak nie tracił nadziei. Był za
bardzo zdeterminowany do walki z tą okropną ciekawością, przyłożył go do ucha i
przez pewien czas wsłuchiwał się w głuche dźwięki. Nie odpowiadało nic.
Zadzwonił po raz drugi. Nic.
Trzeci,
czwarty, piąty… Rzucił telefonem o łóżko. Zły na siebie za swoją naiwność
położył się na nim i spojrzał w nagi sufit.
A co jeśli
Jessici już nie ma?
Wzdrygnął się
na tą myśl i przewrócił na drugi bok. W tlącą się w nim myślą, że tak naprawdę
została w nim cząstka sympatii do niej przeklął się w duchu. Zadał sobie po raz
kolejny pytanie: „Czy to ma sens?”. Nie znając odpowiedzi głośno westchnął i po
raz kolejny wziął telefon do ręki. Nie wiedząc co w tej chwili zrobić wpatrywał
się w niego przez następnych pięć minut i ponownie nim rzucił.
Wstał z wygodnego
łóżka i powędrował do kuchni. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Podszedł do drzwi
i zgrabnie je otworzył.
- Cześć –
rudowłosa posłała mu wielki uśmiech i spojrzała na zaskoczonego Shinodę – Tylko
nie mów, że zapomniałeś, że byliśmy dzisiaj umówieni…
- Lisa… -
Zaczął, ale po chwili zaprosił ją do środka i chcąc wybrnąć z tej niewygodnej
sytuacji dokończył – Dasz mi minutkę?
- Zapomniałeś –
powiedziała stanowczo, ale nie z wyrzutem. Popatrzyła na niego i rzuciła – Nie
gniewam się, jakby co!
- Wiem, wiem… -
powiedział jej i wziął do ręki leżącą obok bluzkę. Pobiegł do drugiego
pomieszczenia szybko ją przebierając i głośno spytał – Mogę liczyć na twoją
pomoc?
Zdziwiona
podeszła pod drzwi:
- W czym? –
Spytała po chwili.
- Muszę zdobyć
numer telefonu do rodziców Jessici – odwrócił się ku niej i spotkał się z jej
zrezygnowanym wzrokiem.
- Mike ja nie
mam pojęcia jak go zdobyć – zaczęła.
- Wiem, że
kiedyś do niej tu przyjechali, stała się jakaś komplikacja i jej ojciec
wylądował w szpitalu. Powinniście mieć taką kartę…
- Wywalą mnie –
zaczęła zaskoczona – Wiesz ile czasu będzie kosztować mnie to szukanie, o
nerwach nie wspomnę? Ponadto tego jest tak dużo…
- Proszę –
zaczął – Pomóż mi, tylko w tym. Ona ode mnie nie odbierze telefonu. Dzwonie od
samego rana i nic, głupi sygnał, a potem sekretarka. Jedynie mogą coś wiedzieć
jej rodzice.
Przegryzła
nerwowo wargę i oparła się o ścianę. Patrząc na jego błagającą twarz poczuła
wielką odpowiedzialność, jako jedna z nielicznych mogła zmienić bieg historii, na
pozytywny czy negatywny – tego nie wiadomo. Bała ją ta myśl, że ta pomoc może
przysporzyć im wiele nerwów, ale nie mogła patrzeć jak tkwi w niewiadomej.
- Obiecaj mi
coś – powiedziała bez emocji. Ten spojrzał na nią pytającym wzrokiem – Jeśli
wsadzą mnie za wyciąganie informacji o pacjentach za kraty będziesz mnie
odwiedzał. Albo nie! – Zatrzymała się – Naskarżę na ciebie i to ty będziesz
siedział!
- Czyli
postarasz się mi pomóc? – Spytał z ukrywanym uśmiechem.
- Czyli się
postaram, ale nie obiecuję – powiedziała mu i odwróciła się na pięcie – To
szaleństwo, wiesz o tym?
- Jak szaleć to
szaleć – Zaśmiał się i dołączył do swojej towarzyszki. Złapał za jej rękę, a ta
zaskoczona odskoczyła na bok. Popatrzyła mu głęboko w oczy i nagle stanęła. Poczuła
tylko jak Mike przybliża ją do siebie mocno tuląc. Ta uśmiechnęła się i
rzuciła:
- Ale wiesz, że
niczego nie obiecałam? Mogę ich nie znaleźć, albo po prostu szpitale mogą się
nie zgadzać…
- Dla mnie
liczy się chęć – powiedział jej i nagle się odsunął. Wziął leżące na blacie klucze
i zamknął szczelnie dom.
- To gdzie
idziemy? – Spytał po chwili.
- Zdaję się na
twoją intuicję – Uśmiechnęła się i poszła naprzeciw z Shinodą ramię w ramię.
***
Brunetka z
całej siły walnęła o wygodną kanapę. Uśmiechnęła się w duchu i spojrzała na wielkie
pomieszczenie. Teraz będzie w nim mieszkać.
- Chester –
Zaczęła ściągając z siebie czarną narzutę. Położyła ją na swojej walizce i
spróbowała go odnaleźć wzrokiem. Nic z tego. Poddała się i krzyknęła:
- Nie wyobrażam
sobie wspólnego mieszkania – Uśmiechnęła się po raz kolejny i oparła się o
materac. Zamknęła oczy i zaczęła coś mruczeć pod nosem. Piosenka? Sama nie wie
co to było, ale obudziła się z transu dopiero wtedy gdy Bennington
charakterystycznie nad nią chrząknął. Odwzajemnił jej uśmiech i usiadł obok.
Złapał za jej dłoń i schował ją w swoich dwóch. Ona nie wiedząc o co mu może
chodzić oparła się o jego klatkę piersiową. Poczuł łaskotki w okolicy szyi z
powodu jej długich włosów i lekko się zaśmiał.
Tkwiło w nim
tylko pytanie: „Czy dam radę żyć z wyrzutami sumienia?”.
Do tej pory nie
odpowiedział sobie na to pytanie, starał się o tym nie myśleć, ignorować swoje
myśli i wspomnienia, ale to nie było do końca wystarczające. Czuł coś w rodzaju
przebitego serca, gdy patrzył na śmiejącą się kobietę jego rozum i myśli biły
się ze sobą, pokonując samego Benningtona. „Powiedzieć jej?”. Życie w ukrywanej
prawdzie jest złe, ale życie bez Emily jest jeszcze gorsze. Toczył potyczki z
własnym sumieniem i życiem. Pragnienie, rozum, rozum, pragnienie… Okropne uczucie.
Nie wie czy
odważyłby się jej to powiedzieć w tej chwili. Do Marlene nic nie czuje, ona się
nie liczy, ale liczy się ta noc, która stała się dla niego przekleństwem.
- Wiesz, że cię
kocham? – spytał po chwili kładąc na jej czole czuły pocałunek. Kobieta słysząc
te słowa odwróciła się do niego i patrząc w jego oczy szepnęła:
- Wiem -
uśmiechnęła się i złapała za jego dłoń – Ja ciebie też – Spojrzała czule na
jego twarz i usiadła na nogach Benningtona. Mając do centralnie przed sobą
zaczęła:
- Zaczęłam tę
pracę i zgadnij kto ją otrzymał razem ze mną – wkurzona trochę tym faktem
dokończyła za niego – Wiesz, kto wysłał mi ten list?
- No kojarzę –
odpowiedział jej.
- Tak, to on –
powiedziała widząc jego zdziwioną minę – Chester, ja nie wiem czy sobie tam poradzę.
Boję się…
- Masz mnie –
uśmiechnął się i złapał za jej drugą dłoń. Odwzajemniła jego uśmiech, lecz
szybko sprostowała:
- Nie mam cię
dwadzieścia cztery godziny na dobę, ty masz swoją pracę, ja teraz już swoją.
Nie jesteś ze mną cały czas, szczerze mówiąc wiem, że mogę się zwrócić do
ciebie o pomoc, ale… - przerwała i szukając odpowiedniego zakończenia trochę
się zastanowiła. Po chwili rzuciła – Ale, nie ma cię ciągle, muszę sobie też
jakoś sama radzić, a szczerze mówiąc świadomość, że ten facet będzie ze mną
spędzał tyle czasu co ty mnie dobija.
- Dasz radę –
powiedział jej po chwili i wziął głęboki oddech.
- Ze
świadomością tego, że dokładnie wie co robiłam o danej godzinie… - zaczęła
zrezygnowana – Może teraz się odczepi jak zamieszkam u ciebie, ale boję się że
sprowadzę też na ciebie problemy. Coś mi tu nie gra, kto by nagle się
zainteresował moim życiem?
- Może się
zakochał – Zaśmiał się i spojrzał na jej wymowny uśmiech.
- Nie żartuj –
przewróciła oczami i sprostowała – Jakby nawet pokazywał trochę prawdziwej
empatii to mogłabym coś nad tym pomyśleć, ale tu chyba chodzi o coś innego. Po
tej rozprawie miało być bajecznie, układałam sobie scenariusz, że jesteśmy
tylko my, bez żadnych problemów. A tu przychodzi taki kretyn, z którym mi już
naprawdę nie jest to śmiechu. Czasem mnie to krępuje, może nawet nie krępuje,
jestem zła, wściekła.
- Idźmy z tym
na policję.
- Nie! –
krzyknęła krótko.
- Czego? On nie
może sobie pozwalać na takie coś, no przestań, że zgodzisz się na jego warunki!
- Chester, mi
się zdaję że tu może chodzić o coś więcej i policja nic nie zrobi.
- To o co
chodzi?
- Gdybym ja to
wiedziała – powiedziała i wzięła głęboki wdech – Starałam się podchodzić do
tego z dystansem, obserwował mnie, tyle wiedziałam. Ale teraz nie jest mi
momentami do śmiechu, zresztą komu by było?
Chester
spojrzał na nią i zaczął pocierać delikatnie palcami o jej dłoń. Ta uśmiechnęła
się i zarzuciła drugą ręką swoje włosy do tyłu.
- Będę z nim
pracować – powiedziała zrezygnowana i dodała – Za niedługo chyba znowu będę
szukać jakiejś nowej pracy jak sobie nie poradzę.
- Przyjmą cię
teraz wszędzie – odpowiedział jej. Spojrzał w jej brązowe tęczówki i zarzucił
swoje dłonie na jej plecy. Nadal nie mógł sobie wybaczyć tego, że patrząc w jej
oczy wywołuje u siebie ból. Z początku jest normalnie, ale wspomnienia wracają
razem z wyrzutami sumienia. Spojrzał na nią po raz kolejny i jak dziecko wtulił
się w uśmiechniętą kobietę.
***
-
Mówiłam ci już, że uwielbiam takie miejsca? – spytała siedząc nad wielkim
urwiskiem. W tej chwili patrzyła na całe Los Angeles. Rozświetlone drogi i
budynki tworzyły bajkowy obraz, a cisza sprawiała powrót wspomnień. Uśmiechnęła
się pod nosem i spojrzała na Shinodę, który siedział z piwem w ręku. Nagle
złapała za jego puszkę, a ten zaskoczony odskoczył na bok. Lisa odebrała mu ją,
upiła ogromny łyk i wręczyła ją ponownie Mike’owi. Ten zaśmiał się i spojrzał
na nią jak kładzie się na trawie. Na jego twarzy zagościł duży uśmiech, gdy
zobaczył jej przymknięte powieki, a sam położył się obok niej.
- Mogę
zabierać cię tu częściej – zaczął Mike patrząc w gwiazdy. Była ich tylko
niewielka część, większość została przysłonięte przez wielkie chmury.
-
Pięknie tu – oznajmiła szepcząc i spytała – Często tu przychodzisz?
-
Przychodziłem – odpowiedział jej – Teraz już nie za bardzo. Szczerze mówiąc nie
miałem dzisiaj pomysłu na nasze spotkanie, więc zaproponowałem to miejsce.
Potrzebuję chyba odpoczynku, mam za dużo roboty na głowie. Ponadto musze się
też oderwać od tej szarej rzeczywistości. Ciągle natrafiam na jakieś artykuły o
sobie, większość tych szmatławców już usunęła skargi, ale jeszcze zostają
osoby, które…
- Ej!
– wstała z miejsca i spojrzała z góry na zaskoczonego Shinodę – Mówiłam ci, że
będzie lepiej jak ominiesz te wszystkie plotki.
- Tak
się nie da, zawsze na coś natrafisz.
- Ta
Jessica to podła suka, to wszystko przez nią.
Shinoda
zamilczał. Słysząc jak Lisa zmienia temat westchnął i usłyszał:
- Może
powiesz, że to nie jej wina.
- To
jest jej wina – odpowiedział – Ale spróbuj mnie zrozumieć…
-
Kochasz ją? – Spytała po chwili patrząc w jego oczy.
-
Słucham? – Zaskoczony aż podniósł się z miejsca i popatrzył na odbite światło
na jej rudych włosach. Stanowczość na jej twarzy twierdziła, że pytanie było
poważne, a on powinien na nie odpowiedzieć – Sam nie wiem… Nie wiem czy to jest
miłość, czy przyzwyczajenie jak mówił mi Chester czy może już zupełna
desperacja. Zawsze coś zostanie w moim sercu mimo tego, że to już zakończony
rozdział w moim życiu, ale chyba nie potrafiłbym ponownie się z nią związać. Za
bardzo by mnie ten powrót bolał, a ja nie chce być naiwnym masochistą. Chcę po
prostu ją odnaleźć i dowiedzieć się co się stało.
-
Rozumiem – odparła krótko i ponownie popatrzyła na jego oczy. Mieniły w sobie
gwiazdy na niebie, a widząc je uśmiechnęła się w duchu. Złapała się nagle za
ramiona. Zimno przeszło po jej całym ciele, ale nie dała tego po sobie poznać,
tak bynajmniej się jej wydawało.
-
Chłodno jest… - stwierdził po chwili Shinoda.
-
Trochę – nie zaprzeczyła.
W tej
chwili Mike ściągnął swoją kurtkę i podał ją kobiecie. Lisa spojrzała na niego
zaskoczona i usłyszała:
-
Bierz, widzę, że ci zimno, a ja na razie jej nie potrzebuję.
Uśmiechnęła
się i będąc już w totalnej rozsypce wzięła do ręki narzutę i ją na siebie
zarzuciła.
-
Dzięki – Uśmiechnęła się do niego. Mike odwzajemnił jej uśmiech i poczuł jak
kobieta opiera się plecami o jego klatkę piersiową. Wziął swoje ręce i zarzucił
na przód obejmując ją tym samym w pasie. W tej chwili tkwili wiele metrów nad
piękną panoramą wielkiego miasta. Byli tylko oni, nikt więcej.
***
Brunetka przejrzała się w lustrze. Złapała za jakiś balsam i
delikatnie go nałożyła na dopiero co umytą skórę. Spojrzała na swoje paznokcie,
a później na włosy. Postanowiła je rozpuścić. Jednym ruchem ściągnęła gumkę do
włosów i zaczęła rozczesywać potargane pasma. Nie mogąc się zdecydować czy
zarzucić je w bok, czy jednak ma je zostawić proste męczyła się z wyborem
fryzury przez długi czas. Widząc grymas na swojej twarzy postanowiła zarzucić
je na prawą stronę. Popatrzyła na swój uśmiech w lustrze i otworzyła drzwi od
łazienki. Szybkim ruchem powędrowała w stronę sypialni i delikatnie uchyliła
drzwi. Postawiła nogę na dywanie i spojrzała na odwróconego Chestera.
Siedział przy biurku i pisał coś na jakiejś kartce.
Zaintrygowana tym faktem spytała siadając na łóżku:
- Co robisz?
- Mike mnie poprosił o kilka poprawek w tych tekstach, a
jakoś nie mogę się skupić… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją głowę o jedną z
dłoni.
- Długo będziesz tak pracował? – Spytała się po chwili poprawiając
swoją piżamę. Zaczesała po raz kolejny swoje włosy i usłyszała:
- Myślę, że tak…
Nastała głucha cisza. Emily położyła się na wygodnym łóżku i
poprawiła ramiączko od piżamy. Patrząc nadal na pracującego Benningtona
przegryzła wargę i znowu zaczęła:
- Dzisiaj nie było aż tak źle – spojrzała na jego nagie
plecy i odwrócona w jego stronę kontynuowała – Dzisiaj się nie zjawił, nie wiem
dlaczego. Przypuszczam, że mogło chodzić o to, że albo dzisiaj mu coś wypadło,
albo jednak nie będziemy tak na sto procent pracować w tym samym czasie. Fakt
powinnam być na to przygotowana.
Nie usłyszała nic. Mężczyzna nadal wpatrywał się w żółtawy
ołówek i rozciapywał rysik po zgiętej kartce. Zaczął liczyć w skupieniu swoje
błędy. To byłby idealny moment by z nią poważnie porozmawiać jednak przeznaczył
cały dzień na przemyślenia. Nie powie jej i będzie się za wszelką cenę starał
by ta przespana noc z Marlene nie wyszła na jaw. Będzie to trudne, ale z czasem
myśli że może sobie poradzić. Marlene pewnie wyjedzie do Paryża i te wszystkie
głupie problemy się skończą.
Nagle poczuł jej oddech za sobą. Podskoczył lekko, ale się
nie odwrócił. Uśmiechnął się w duchu jak kobieta pochyliła się lekko
spoglądając na zapisaną kartkę.
- Dla mnie jest w porządku… - zaczęła czytając pierwsze
wersy. Bennington spojrzał na jej twarz i uśmiechnął się jak ona również to
zrobiła.
- Dla mnie niby też – zabrał głos po kilku minutach
milczenia – Ale jednak nie do końca, nie wiem co jest źle. Czytam to raz, dwa i
jest dobrze. Za dziesiątym razem to już do mnie nie przemawia…
- Nie jestem tekściarzem, ale szczerze mówiąc ja nie
mogłabym czegoś wymyślić pod presją tego, że muszę to zrobić. Musiało by mi to
nagle wpaść do głowy.
- Szczerze mówiąc też tak mam, ale Mike się uparł…
- Mike się często upiera – zaśmiała się i delikatnie oparła
swoje dłonie na jego ramionach. Czując jej dotyk poczuł ciepło w sercu.
- Nie żebym cię odciągała – zaśmiała się i przybliżyła głowę
do jego twarzy – Ale myślę, że pisanie tekstów dzisiaj za bardzo cię nie
wciągnęło…
Wzdrygnął się. Słysząc jej uwodzicielski ton zamarł. Może
nie on, jego umysł domagał się racjonalnego myślenia.
Nagle poczuł jak kobieta dotyka jego ramion. Delikatnie
przejechała po jego zimnej skórze powodując u Benningtona jeszcze większe
ciarki.
„I co Chester? Biorą cię wyrzuty sumienia?” – spytał samego
siebie gdy kobieta dotknęła dłońmi jego klatki piersiowej. Oparła swoją głowę o
prawy bark i cicho się śmiejąc pocałowała nieśmiało jego prawy policzek.
Nie widząc z jego strony żadnej reakcji odsunęła się lekko,
ale nie tak bardzo jak to miała w planie.
- Chazz… - zaczęła lekko się uśmiechając – Dokończ to jutro…
Albo nie – przerwała nagle – Razem to dokończymy, może nie sprawdzę się w tym
dobrze, ale spróbuję.
Spojrzał w dół. Widząc jak kobieta nadal zmysłowo dotyka
jego klatki piersiowej uśmiechnął się w duchu, lecz tego nie okazał. Nic więcej
nie zrobiła, czekała na jego ruch.
Nagle odwrócił się ku niej i nie potrafiąc spojrzeć nawet w
jej oczy ominął jej wzrok. Przełknął głośno ślinę i pocałował delikatnie jej
policzek. Po chwili jednak wziął w ręce kartkę papieru oraz ołówek i rzucił:
- Przepraszam… - uśmiechnął się do zaskoczonej kobiety i
dodał – Naprawdę, muszę to na jutro skończyć.
Zdziwiona Emily usiadła na łóżku i spojrzała na wychodzącego
Chestera. Bez odwracania się szybko rzucił:
- Jakby co będę na balkonie.
- Jest trochę zimno – zauważyła.
- I tak muszę się przewietrzyć – odparł i zniknął za
drzwiami.
Usłyszała tylko trzask. Przeklęła w duchu za swoją
natarczywość i zastanowiła się co zrobiła nie tak. Biła się z myślami, choć tak
naprawdę Chester miał rację. Położyła się i spojrzała z dołu na zaciemniony
sufit. Będąc na siebie zła zgasiła lampkę i otuliła się kocem wymuszając sen.
***
Emily weszła do kuchni poprawiając w biegu swoje włosy.
Spojrzała na siedzącego Chestera, który rzucił jej wielki uśmiech i zaczął się
przyglądać jej ruchom. Wlała do szklanki gorącej wody parząc tym samym sobie
kawę i usiadła obok niego. Zaczęła rytmicznie mieszać napój łyżeczką i zadała
pytanie:
- Gdzie dzisiaj spałeś? Nie było cię… - zaczęła patrząc mu w
oczy – Dziwnie się czułam z myślą, że zajęłam ci całe łóżko, a ty…
- To się tak nie czuj – przerwał jej i oznajmił – Przespałem
się na kanapie z własnej woli. Nie miałem już siły iść na górę do sypialni więc
usnąłem tu, a byłem bardzo zmęczony, uwierz mi – uśmiechnął się.
- Mogę zadać ci pytanie? – spytała po chwili patrząc na jego
twarz. Zaskoczony kiwnął głową i zaczął słuchać.
- Czy ty w ogóle jesteś zadowolony z tego, że tu jestem? –
spytała po chwili – Może ja jestem przewrażliwiona, albo nie wiem, ale moim
zdaniem było lepiej jak mieszkałam w siebie – spojrzała na jego oczy i spytała
z bólem – Mam się wyprowadzić?
- Dramatyzujesz – oznajmił, lecz patrząc na jej wymowną minę
sprostował – Po prostu źle ci się wydaje, że nie jestem zadowolony, nawet nie
wiesz jak się cieszę. Ostatnimi czasy jestem bardzo zmęczony, uwierz mi praca
nad tym wszystkim nie jest taka łatwa. Zresztą chyba sama wiedziałaś w co się
pakujesz – dziwnie zadowolony z szybko wymyślonej wymówki o zmęczeniu oparł się
o blat i rzucił – A zresztą, przepraszam cię za wczoraj.
Ta uśmiechnęła się i upiła łyk kawy. Po chwili bez
zastanowienia rzuciła:
- To chyba ja powinnam przeprosić, a nie ty.
- Mogłaś się poczuć urażona – odpowiedział.
- Ale nie jestem – uśmiechnęła się szczerze i dodała – Nawet
nie jestem zła.
Ten uśmiechnął się i spojrzał na jej dłonie. Delikatnie
okalały gorącą szklankę co chwilę zmieniając swoje położenie. Emily widząc jego
zahipnotyzowany wzrok spróbowała go jakoś odwrócić, ale na nic innego w tej
chwili nie było jej stać.
Upiła ostatni łyk i wychodząc z kuchni rzuciła:
- Ja wychodzę, nie wiem kiedy wrócę, mam trochę spraw do
załatwienia.
Chester spojrzał na nią pytająco, a ta odwróciła się od
niego i pobiegła pod drzwi zostawiając mężczyznę samego z własnymi myślami.
***
Emily wzięła w ręce czerwony
materiał i zawiesiła go na wieszaku. Popatrzyła na kolejne ubrania i powtórzyła
czynność. Przetarła po chwili czoło i spojrzała w dal sklepu. Nagle poczuła
jego oddech.
- Pomogę ci – zaproponował i
wziął do ręki czarną sukienkę. Spojrzał na nią, na Emily i znowu na nią. Po
chwili rzucił – Pasowałaby na ciebie…
- Sprawdź cenę, a potem mów – uśmiechnęła się złośliwie do
niego, chociaż wie, że nie powinna.
- Mogę ci ją kupić – zaśmiał się. Ta spojrzała na niego jak
na kretyna i odparła:
- Ale ja nie chcę.
- I tak nie mam dziewczyny, dzieci. Kasy mam zanadto…
- Jak kasy masz od fula, to dlaczego pracujesz w takim
zwykłym sklepie? Na czym ty zarabiasz?
- Teraz na tym, ale wcześniej kręciło się pewne ciekawe
interesy – puścił jej oczko, a ta wywróciła oczami – A jestem tu jak ci kiedyś
mówiłem – polubiłem cię.
- Szkoda, że to nie działa w dwie strony – rzuciła po chwili
odwracając się od niego. Wkurzony tą uwagą rzucił:
- Nie potrzebna mi twoja sympatia do niczego – zaśmiał się –
możesz mnie nawet teraz nienawidzić, co ja mówię – zaśmiał się bardziej – Już
mnie nienawidzisz!
- To nie wiem po co ci to wszystko – odparła do niego – Moje
życie jest aż takie interesujące? Możesz mi do cholery wyjaśnić o co ci chodzi?
Nie mam ochoty słuchać tego wszystkiego, masz mnie zostawić w spokoju! – wręcz
krzyknęła, ale nie zwróciła uwagi innych. Nadal robiła to co jej polecono.
- Brzmisz groźnie – zaśmiał się, a ta wkurzona zacisnęła
dłonie w pięści i wzięła głęboki wdech. By tylko się powstrzymać od przywalenia
temu typowi… - Lubię jak się złościsz, wtedy wyglądasz bardziej interesująco.
- Odczep się ode mnie – rzuciła bez zastanowienia i
spojrzała na jego twarz. Wyglądał niebanalnie. Jego duże oczy w prawie czarnym
kolorze idealnie komponowały się z jego bladą cerą. Wyglądał niczym zjawa.
Odwróciła się od niego i usłyszała:
- Ja musiałem się bardzo starać o tę pracę, a tobie
zazdroszczę…
- Czego? – Spytała teoretycznie – Też się o nią starałam.
- Ta, jasne – rzucił jej i się uśmiechnął – Wiesz, czemu ją
dostałaś?
Spojrzała na niego pytająco i widząc jego roześmianą twarzy
rzuciła:
- Nie zrobiłam nic niestosownego, dostałam ją sprawiedliwie,
nie wiem w czym robisz znowu problem.
- Po pierwsze jesteś kobietą – spojrzał na nią od góry do
dołu i dodał – Ładną kobietą, bez męża, bez dzieci z fajnymi atutami –
uśmiechnął się – Ponadto nasz szef słucha takiej muzyki, jaką tworzy twój
chłopak. Myślisz, ze to przypadek?
- Widzę, że jego też śledzisz – rzuciła mu.
- Po prostu słyszałem jak o nich mówił – Zaśmiał się.
- Twierdzisz, ze dostałam pracę tylko dzięki temu że Chester
jest sławny? – Spytała zaskoczona – Jesteś nienormalny, lecz się, naprawdę –
rzuciła po chwili.
- Przyznaj gdyby nie on nie stałabyś teraz przede mną,
dziękuj więc mu, że tak na ciebie wpływa. Że w ogóle wpływa tak bardzo na twoje
życie.
- Nie lecę na jego sławę! – powiedziała głośno – W ogóle
niech cię to nie interesuje.
- Nie twierdzę, że lecisz na kasę, chociaż i tak masz pewnie
dużo dogodności – uśmiechnął się i zawiesił na stojak kolejne ubranie – Po
prostu wyciągnął cię z tego durnego dołka po stracie rodziców. A właśnie –
Zmienił temat – Twój ojciec chcę cię poznać.
Zamarła. Spojrzała na niego jak na kretyna i rzuciła:
- Mój ojciec nie żyje, jak już interesujesz się takimi drobnostkami
o mnie, mógłbyś wiedzieć coś takiego.
- Który rodzic? – Zaśmiał się i popatrzył na jej zaskoczoną
twarz. Wkurzona jego dennym stwierdzeniem oznajmiła:
- Nie rozumiem.
Zbita kompletnie z tropu oparła się o ścianę i spojrzała na
Toda. Widząc jego lekceważący wyraz twarzy coraz bardziej się zdenerwowała i
stanęła przed nim.
- O co ci chodzi? Gadaj!
- Przestań tak na mnie naciskać – Zaśmiał się – Jednak
potrafisz się słodko złościć.
- Wyjdziemy ze sklepu to jak nic ci przywalę, naprawdę.
- Nie biję kobiet – zaśmiał się – Ale jak mnie uderzysz to
zrobię wyjątek, uwierz mi.
Wściekła złapała za niepotrzebne wieszaki i odwróciła się na
pięcie. Nie oglądnęła się za siebie, miała go dość. Była zła, bardzo zła, zła
jak nigdy. Tod doprowadzał ją do jakiejś niezdefiniowanej furii, każde
przybywanie z tą osobą kończyło się właśnie takim nastrojem.
- Przepraszam, ja miałem tylko przekazać informacje słonko –
Rzucił jej mężczyzna i widząc jak spowalnia krok dodał – Uwierz mi, twoja mina
była bezcenna.
Będąc już w kompletnej kropce podeszła pod ladę. Nie wiedząc
co myśleć o jego słowach zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Czy
to musi się dziać naprawdę? Czy ta rzeczywistość musi być taka podła?
***
Bennington siedział w najlepsze obok swojego przyjaciela.
Popijali razem piwo patrząc się co chwilę na lecący program w telewizji. Mike
wziął do ręki kolejną puszkę i spojrzał na pilot. Wziął go do ręki i przełączył
na inny kanał.
- Czyli mieszkacie ze sobą… - stwierdził po chwili widząc
położoną kosmetyczkę Emily na blacie. Bennington kiwnął głową i zahipnotyzowany
popatrzył na jej bluzkę. Niby była schudną osobą, ale chyba dzisiaj naprawdę
nie miała czasu położyć jej gdzie indziej – Marlene do mnie dzwoniła – oznajmił
po chwili.
Chester wzdrygnął się. Spojrzał na niego zaskoczony i
usłyszał:
- Wynajęła jakieś mieszkanie, niedaleko. Powiedziała, że
będzie często nas odwiedzać, no i że nie planuje na razie nigdzie wyjeżdżać,
chyba znalazła pracę.
Zaskoczony tą wiadomością cisnął puszką i mruknął coś pod
nosem.
- Nie cieszysz się? – Spytał zaskoczony – Przecież to
Marlene, tak ją lubisz.
- Nie, że się nie cieszę – odparł zrezygnowany. Mike widząc
jak kłamie w żywe oczy spojrzał na niego znacząco – Dobra, nie za bardzo.
- Pokłóciliście się?
- Tak jakby.
- O co chodzi? – Spytał.
- Nie radzę sobie Mike… - zaczął zrezygnowany i oparł swoją
twarz o dłonie. Popatrzył na brudny dywan i dodał – To mnie przerasta.
- Chazz co się dzieje? – Zapytał zaskoczony. Wyłączył
telewizor i spojrzał na jego zrezygnowany wyraz twarzy. Jak dziecko siedział na
kanapie i cudem hamował swoje negatywne emocje.
- Emily… - zaczął.
- Pokłóciliście się? – Spytał i dodał – To normalnie w
związkach, nie przeżywaj tego jak baba!
- Nie! – krzyknął mu i wstał z kanapy. Przeszedł dwa razy
wzdłuż pokoju i popatrzył na zdezorientowanego Shinodę. Mężczyzna siedział na
wygodnym siedzeniu i patrzył ukradkiem na jego czyny.
- To co? – Spytał po chwili – Co się stało?
- Nie mogę powiedzieć – rzucił bez namysłu.
- Widzę, że coś się stało. Jesteś taki osowiały.
- Musisz mi pomóc – oznajmił po chwili. Zaintrygowany jego
propozycją przybliżył się bardziej, a Chester widząc jego chęci uśmiechnął się
pod nosem i rzucił:
- Muszę utrzymać przy sobie Emily – Zaczął i wziął głęboki
wdech – Boję się, że pewnego dnia ją stracę wszystko przez moje głupie
nieprzemyślane błędy. Nie potrafię patrzeć na nią tak jak kiedyś, mam w sobie
jakieś dziwne emocje. Najlepszym rozwiązaniem by było jej unikać, ale to byłoby
dobre rozwiązanie tylko dla mnie.
- Coś musiało się stać – oznajmił po chwili – Czego tak się
dzieje?
- Zrobiłem coś głupiego, Mike musisz mi pomóc.
- Ale jak?
- Trzymaj Marlene daleko od Emily, ja nie zawsze mogę, ale
postaraj się.
- Co ty do cholery zrobiłeś? – Spytał bardziej
zdezorientowany.
- Coś bardzo głupiego – powiedział i spojrzał na jego
zszokowaną minę. Nie czując już kompletnie nic oklapł na kanapę i oznajmił –
Zabijesz mnie, szczerze mówiąc sam mam się ochotę zabić. To jest takie dziwne,
bo kiedyś bym się tym nie przejął, a teraz same myśli o tym mnie zabijają…
- Co ty zrobiłeś?! – Spytał głośno po raz ostatni.
- Przespałem się z Marlene – rzucił zdenerwowany i schował
głowę w dłoniach. Zrozpaczony swoim czynem nie mógł nawet popatrzyć na
przyjaciela, odciągał wszystkie rzeczywiste obrazy by doskonale schować się w
swoim wyimaginowanym świecie.
- Co kurwa? – Spytał bardziej zaskoczony i podszedł pod
Benningtona. Mocno szturchnął jego ramieniem. On podniósł głowę i spojrzał na
minę Mike’a. Nie zdradzała nic konkretnego, ale można było wyczytać z niej
wielką złość – Zdradziłeś Emily?!
- Nie wrzeszcz na mnie! – Wrzasnął i poczuł jak Mike popycha
go tak, że opadł całkowicie na kanapę. Zaskoczony jego czynami odsunął się od
niego i usłyszał:
- Ty jesteś popieprzony! – Krzyknął do niego – Nie, nie
wierzę…
- Mike ja tylko chcę pomocy!
- Sam sobie pomagaj! – Odrzekł i spotkał się z jego dziwnym
spojrzeniem. Na jego twarzy malowało się wielkie rozczarowanie, a sam nie mógł
nic powiedzieć – Po co ci to było? Fajnie było?
- Ja nawet nic nie pamiętam – oznajmił zdenerwowany – Byłem
pijany!
- No tak, to cię usprawiedliwia! – krzyknął – Byłeś pijany.
Zapomniałem, że jak jesteś pjany to wszystko ci można – zaśmiał się i dodał –
Może uspokój te swoje czyny po alkoholu? I co powiesz jej teraz? Będziesz ją
okłamywać?
- Nie zachowywałeś się tak jak mówiłem ci o poprzednich …
- O tak, wtedy też sypiałeś z
laskami gdy tylko nadarzyła się okazja – przerwał mu i wściekły rzucił –
Myślałem, że się zmieniłeś, że dałeś radę zerwać z przeszłością. Chyba nigdy
nie nauczysz się co to zobowiązanie i miłość.
Znieruchomiał. Słysząc jego zarzut
spojrzał na swoje dłonie. Czy rzeczywiście wszystko przekreślił?
- Mówiłeś, że ją kochasz, że ci na niej zależy – odparł po
chwili bez emocji – Gdzie to wszystko, zniknęło? Chcesz by cierpiała znowu? Ze
Scottem było tak samo, zdradził ją. Ona do cholery jasnej świata poza tobą nie
widzi, a ty jej robisz takie rzeczy! – Wrzasnął i oparł się o ścianę –
Myślałem, że już trochę zmądrzałeś. I Chester nie, nie będę cię chwalił za taki
czyn, sam przecież wiesz, że źle zrobiłeś. Mam ci prawić kazania na ten temat?
Sam wiesz co zrobiłeś, jak to może się skończyć – zwrócił się do niemu i dodał
– Może cię zdziwię, ale mi też zależy na Emily. Widziałem wszystko przez co
przeszła, ten cały etap jej poznawania, potem narodziła się przyjaźń. Wybrała
ciebie! Nikogo innego tylko ciebie. Od samego początku widziałem jak do ciebie
lgnęła. Jak była w tym szpitalu, to nic innego się nie liczyło tylko to by się
z tobą spotkać! Już nie pamiętasz jak leżała cała w krwi w tej pieprzonej
łazience…?
- Mike przestań – wrzasnął gdy poczuł jak łzy pomału cisną
się mu do oczu.
- Nie Chester! Pamiętasz panikę, to że możesz ją stracić? Co
jej wtedy powiedziałeś? – Spytał – Ja nadal to pamiętam, myślisz, że nie
słyszałem jak oznajmiłeś jej, że nie dasz rady bez niej żyć? Że jeśli jej się
coś stanie ty na następny dzień sobie z tym nie poradzisz? Nadal tak
twierdzisz?
- Kocham ją i ta głupia noc tego nie zmieni – rzucił po
chwili czując wielki ból w gardle. Bał się wypowiedzieć każde słowo, nigdy
wypowiadana zdania nie cisnęły w nim takiego potwornego bólu – Nie
przekreśliłem mojego uczucia, a najgorsze jest to że po tym Marlene wyznała mi
miłość!
Shinoda spojrzał na niego jak na kretyna i walnął się w
czoło.
- Powiedziała ci że cię kocha? – Zaskoczony usiadł na
kanapie i rzucił – Chazz ty jesteś kompletnym idiotą, co ty teraz zrobisz?
- Mike ja wiem, że to wszystko zepsułem… - odpowiedział mu
patrząc w jego oczy. Mike wyczytał z nich smutek i żal, nic więcej. Nie wierząc
w tą sytuację zamknął oczy i nagle usłyszał trzask drzwi. Ku ich oczom ukazała
się Emily.
- Cześć – rzuciła im z wymuszonym uśmiechem – Nie pytajcie,
moja praca to najgorsza rzecz jaka mogła się zdarzyć.
- Jest aż tak źle? – Spytał Bennington i wstał z kanapy.
Mike spojrzał na nich. Czarne włosy opadały idealnie na jej ramiona, a brązowe
oczy zbyt bardzo się świeciły, wyczytał z nich, że przed chwilą mogła płakać.
Nie powiedział nic. Popatrzył jak Emily podeszła pod ich kanapę i usiadła obok
Benningtona. On widząc ją pocałował ją lekko na powitanie i spotkał się z
dziwnym wzrokiem Shinody. Wstał i spojrzał na przyjaciela jak na kretyna.
- Chester napisałeś w końcu ten tekst? – Spytała po chwili zaciekawiona
kobieta. Oparła się o kanapę i usłyszała pytanie gościa:
- Jaki tekst?
Dziewczyna spojrzała na Mike i oznajmiła:
- No ten, który Chester musiał na dzisiaj poprawić…
Nadal będąc w kropce przestudiował to wszystko i rzucił:
- No wiem, tylko to nie było na dzisiaj, Chazz byliśmy
umówieni na za tydzień.
Emily spojrzała na siedzącego chłopaka. Nie wiedząc co
myśleć o tej sytuacji spojrzała na niego pytająco i usłyszała:
- Potem nie mógłbym mieć czasu, wolałem to zrobić wczoraj
wieczorem…
Kobieta wstała z kanapy. Dziwnie zażenowana jego poczynaniem
odeszła od niego zachowując powagę i spojrzała na Mike’a.
- A o co chodzi?
- O nic – rzucił zbity z tropu Bennington. Nie przewidział
takiego zagrania ze strony Emily.
Shinoda widząc sytuację między nimi spojrzał znacząco na
Chestera i wkurzony wyszedł z pomieszczenia. Zasygnalizował mu, że będzie
dzwonił i rzucił szybkie „cześć”. W pokoju zapadła cisza.
Nikt się nie odezwał, Chester nawet nie mógł odnaleźć
wzrokiem swojej dziewczyny. Wkurzony tym, że jego wczorajsza wymówka nie
wypaliła walnął pięścią w stół i poczuł wielki ból w okolicy nadgarstka. To i tak
mniej bolało od tego wszystkiego co się w tej chwili działo.
Boże, patologia tutaj jakich mało, spokojnie jestem tego świadoma, że wszystko się popieprzyło :)
Fakt, wychodzi druga Moda na Sukces. W ostatnim rozdziale przeczytałam komentarz o tym, że rozwijam tego bloga w nieskończoność itd, itd.
No fakt, to prawda, a ja doskonale o tym wiem.
Tak siadłam ostatnio w skupieniu i zaczęłam wyliczać ile zostało do końca. Nie chcę zostawiać tego bloga bez durnego, dennego zakończenia gdzie połowa rzeczy jest niewyjaśniona, a fakt, wolałabym się zabrać za coś innego. To jest dziwne w moim przypadku, bo zastrzegłam się że to będzie mój pierwszy blog z opowiadaniem, który doprowadzę do samego końca jak to sobie wyobrażałam. Tak czy owak, mam kilka planów do dalszego ciągu zdarzeń. Wyliczyłam gdzieś jeszcze około 15-20 rozdziałów. Na 100% nie mogę sobie tego tak wyobrazić, ale też mam pewną koncepcję jak to zrobię.
Mam w końcu pomysł na coś nowego :)
Pozostaje mi tylko podziękować za przetrwanie tylu rozdziałów, tylu błędów, tylu pogmatwanych scen itd.
O i nie mogę też zapomnieć o wyświetleniach. Liczba 20k po prawej stronie bloga jest naprawdę niesamowita :) Nigdy nie sądziłam, że dobiję aż tylu wyświetleń, serio.
Dzięki wielkie :)
Chester idioto;c Piszesz świetnie, dawno nie komentowałam więc.. o to komentuję ;3 Nie zauważam błedow w Twoich opowiadaniach, masz talent, napewno wiekszy niż ja. A. I... Pierwsza! Weny <3
OdpowiedzUsuńChaz kretynie! Mike powinien dostać owację na stojąco. Ale Marlene mam ochotę powiesić, a Chestera wykastrować. No i Todd. No i szukanie Jessici. Masakra ile spraw do wyjaśnienia. Super.
OdpowiedzUsuńWeny!
Nie, nie zostawiłam tego bloga, no co Ty! Tylko po prostu... no wiesz, wakacje i nie mam ochoty na komentowanie, a Twoje rozdziały są masakrycznie długie i zmuszają mój mózg do mega wysiłku. Muszę mieć nastrój na czytanie tego bloga, mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału... Whoa, Mike. Naprawdę. Owacje na stojąco. Zresztą cała scena kłótni z Chesterem jest świetna. Wszystko psuje Emily, która tak nagle wchodzi, a przecież Michael mógłby rozwinąć to swoje kazanie, a Chazy zacząłby się głupkowato tłumaczyć, może nawet pięści poszłyby w ruch, jakaś akcja XD
No ale... ale dobrze i tak. Może i dobrze, że chłopcy się nie pobili, bo wyszłaby jeszcze większa patologia, jezu.
Wiesz, w ogóle zauważyłam, że odnosisz się pod postami do moich komentarzy XD Czasem je ignoruj, bo jestem tylko głupią, durną Bennodą, która pisze pod wpływem emocji itepe itede, także mówię.
Nie wiem, czy nadal lubię Marlene... Moje uczucia co do bohaterów tej historii zmieniają się co rozdział, nie panuję nad tym.
Masz mnóstwo do ogarnięcia... Jeśli masz pomysł, to świetnie. Z chęcią przeczytam i zobaczę, jak zakończy się ta historia. To jedna z pierwszych, jakie odkryłam, więc mam do niej sentyment. Trzymam kciuki za Twoją wenę. Liczę, że nie opuści Cię do samego końca. No bo trzeba to w końcu dociągnąć do końca... Tyle wątków do opisania... Ciekawi mnie ten zapał Shinody. Boję się, że nie znajdzie Jessiki i załamie się. No, wtedy musimy liczyć na Lisę... Chyba tylko ona może na niego jakoś wpłynąć...
Co do Todda- nadal uważam, że jest jakimś gangsterem XD
A jeśli chodzi o Chaza... dziwne, że nie zaczął ćpać. Tego się spodziewałam po ostatniej części; że się rozsypie i nie będzie się umiał podnieść, a jeszcze bardziej będzie dobijał go fakt, że nie może się nawet zwierzyć własnej dziewczynie... Ech. Zagmatwane to!
Weny Ci życzę. I fajnych wakacji. I słońca. Bo u mnie teraz burza, dlatego wyłączam kompa i uciekam.
A, no i zapraszam do siebie na 6 :))
Znowu znalazłam chwilkę wolną na Twoje rozdziały a więc zabrałam się za czytanie, już nie mogłam się doczekać aż znajdę tę chwilkę :)
OdpowiedzUsuńKurde, to Chaz się wpierniczył w bagno, od początku przeczuwałam, że ta Marlene namiesza. A Chester przeczy samemu sobie, jak można kogoś kochać i zdradzić tą osobę. Alkoholem niestety się bronić nie można bo to z lekka głupota.
Ah ten Shinoda. nie odpuści. W sumie, szczerze jestem ciekawa co się stało z Jessicą że tak nagle zniknęła. Mam dwie myśli, albo jest na jakiejś plaży z opalonym blondynem xd Albo ktoś ją zamordował XD Nie no, wiem , głupie pomysły XD A może ktoś ją uprowadził, bo dowiedział się ile ona znaczyła dla Shinody i teraz ta osoba będzie chciała okup ? ;o To jest myśl! Wracając jeszcze do tej sytuacji, to Rudowłosa powinna zostać nakryta, ale byłoby ciekawie :D
Kurde, jak tak czytam te sytuacje pomiędzy Emily a Chesterem to zaczynam rozumieć czemu chłopak ją zdradził.. XD Szczerze od kilku rozdziałów Emily zaczęła być męczącą sknerą. Nic w jej życiu nie wychodzi, stale ma problemy i nie radzi sobie z nimi. Nie chciała dać Chesterowi a chłopak pewnie miał chcicę i co mu się dziwić XD To nie znaczy, że to popieram, ale no Emily to słodka, miła dobrze wychowana osóbka, tyle, że no, nudna. Jestem tylko ciekawa reakcji Emily jak się dowie o zdradzie. Czasami mam wrażenie, że wątki Lisy i Mike'a są ciekawsze od tych z Emily i Chestera. Chociaż muszę przyznać, że wątek w pokoju Chestera oraz uwodzicielska Emily był bardzo ciekawy! ;)
Błądzik ''było lepiej jak mieszkałam w siebie '' Malutka literówka ;D
Boże ten Tod mnie z lekka obrzydza, kompletny kretyn, który stara się grac mądrego, wszystko wiedzącego mafioze, postrach dziewiczych serc. Psychopata.
Kurczę robi się bardzo ciekawie :D Ta cała zdrada namieszała, i kazania Shinody na prawdę dobre, prawdziwe.
Oj tam gadasz, moda na sukces to kompletne dno, a twoje opowiadanie jest strasznie ciekawe i wciągające :) Co do dokończenia tego bloga, jestem za, zazwyczaj bloggerki porzucają swoje blogi i całą historie, którą tworzyły, to jest smutne. Cieszę się, że masz zamiar dokończyć całą historie liczę na ciekawe zakończenie ! c:
/Kuroichi