piątek, 29 listopada 2013

Rozdział XXXII

- Uwielbiam to twoje specyficzne poczucie humoru – Rzucił wkurzony Koreańczyk do siedzącego kolegi. Jego oczy nabierały powoli łez, a usta pełniejszego kształtu.
- Obraziłeś się? To zwykłe ciastka! – Rzucił ze śmiechem Dave stojąc we framudze drzwi.
- To były moje ostatnie zapasy!
- Kupisz sobie nowe… - Rzucił szybko Robert.
- Nie! Mike mi je kupi bo nie potrafi idealnie ulokować tyłka na siedzeniu tylko ma moim żarciu! – Krzyknął do rozbawionego Shinody
– Powinieneś wykorzystać ten swój dramatyzm sytuacji i po prostu przelać to na papier.
- Uwaga, uwaga – Zaczął Chester charakterystycznie chrząkając– „ Zginęły mi me ciastka, na na na, była ich tylko garstka, na na na, Ciastka wielkie jak mój tyłek, na na na…”
- Spieprzasz w podskokach po następne, ciulu! – Rzucił Joe podnosząc się z siedzenia.
- Słuchaj. Masz zjedz je sobie, wyliż z podłogi – Wtedy Shinoda klęknął i zaczął zbierać okruszki rozrzucone pod kanapą. Malutkie drobinki przeplatające się z długotrwałym kurzem, nie dawały zbyt ciekawej kompozycji, wręcz przeciwnie. Nagle coś zadzwoniło do drzwi. Brad podszedł szybko z nadzieją że to zamówiona wcześniej pizza jednak w progu nie zauważyli pracownika pizzerii, tylko znaną im brunetkę.
- Cześć – Odrzekła nieśmiało i poczuła na sobie jego obecność. Najpierw jedna, później druga a na końcu cała była oblegana przez tłum rozwścieczonych mężczyzn.
- Wystarczy! – Krzyknęła ze śmiechem, uginając swoje nogi. Krótki lot spowodowany lekkim przeciążeniem osób trzecich sprowadził ją na zimną podłogę.
- Też się chce przyłączyć! – Krzyknął Joe, który z całej siły uderzył w leżące osoby.
- Zabijesz ją jak się rzucisz – Powiedział do niego Chester. Spojrzał na rozbawioną kobietę, która podnosiła się z podłogi. Wysłał do niej jeden ze swoich uśmiechów i usłyszał jej głos.
- Brad, ściąłeś włosy?
- Pięknie wyglądam co nie? – Spytał rozszerzając policzki aż pod uszy.
- Tak inaczej – Odrzekła. Widząc chłopaków dopiero teraz czuje że żyje. Długa rozłąka z członkami zespołu uświadomiła jej że tak naprawdę zaczęła za nimi tęsknić.
- Urosłaś… - Powiedział Robert zgarniając z twarzy swoje czarne włosy. Usiadł na kanapie i spojrzał na różowe policzki dziewczyny. Piekąca skóra spowodowana mrozem dawała jej uroku i idealnie komponowała się z jej czerwonymi jak rubin ustami.
- Wcale nie… - Odrzekła i zaczęła kreślić wzrokiem całe pomieszczenie w którym się znajdowała. Dawno nie widziała tych wszystkich instrumentów, tak bardzo brakowało jej dźwięków gitar, dudnień perkusji. Nawet jęków Dave’a, które przeważnie pojawiały się na każdych próbach.
- Napijesz się czegoś? – Spytał po chwili Mike.
- Nie dzięki – Odparła i spojrzała na Joe’go który nagle stanął przed nią.
- Chcesz się poczęstować moimi ciasteczkami? - Dziewczyna popatrzyła na jego wściekłe brązowe ślepia i otrzymała odpowiedź – Och, byłbym zapomniał że Mike usiadł na nich swoją grubą, tłustą dupą!
- Kto tu ma tłustą dupę to nie powiem – Odpowiedział mu szybko pół-Japończyk.
- Ja mam ładny tyłek.
- Pulchny… - Dokończył Chester – Można się na nim odbijać jak na trampolinie.
- To jedynie zaleta – Odrzekł zadowolony.
- Bynajmniej jakaś dziewczyna będzie miała zajęcie jak będziesz znowu żarł w łóżku.
Spojrzał na nich obrażony i przerzucił wzrok na Emily. Rozbawiona słowami Mike’a wstała i podeszła do rozrzuconych tekstów. Rzuciła na nich swoim wzrokiem. Patrzące z góry oczy dziewczyny rozbawiły resztę otoczenia. Jedynie nie Brada. No i Joe’go który nadal przeżywał całą wcześniejszą sytuację.
- Bardzo ładne – Odrzekła kładąc to co nie jej.
- Chestera – Odrzekł uśmiechając się od ucha do ucha Dave.
- W naszym studio rodzą się same talenty – Uświadomił jej perkusista.
- Tak, tak – Podbiegł Delson pod biały szorstki materiał i ujął go w rękę – Musiałby tylko popracować nad detalami.
- No umieścił jakąś kropkę pod owcą więc… - Odpowiedziała nie wiedząc co ona naprawdę oznacza.
- To kupa… - Zaśmiał się Mike i podszedł po długopis.
- Ale jaka metafora – Odrzekł Joe – Robisz pod siebie – Ich oczy spoglądały na siebie idealnie. Prosta droga prowadząca do ich źrenic spowodowała rzucenie się Delsona w stronę Joe’go. Koreańczyk uparł z całą siłą na podłogę, czując na sobie wkurzonego przyjaciela.
- Mam ich odciągnąć? – Spytała ostrożnie patrząc w stronę dwóch mężczyzn.
- Nie – Odrzekł szybko Chester podchodząc do niej – Zaraz ta banda kretynów da sobie spokój.
- Opowiadaj wszystko co się zmieniło – Zaproponował Robert ze swoimi pałkami w ręku. Dwa idealnie wystrugane kije biły rytmicznie o blat stołu wydobywając z siebie lekkie dźwięki.
- Jakoś się w połowie posklejałam – Odparła szybko i usiadła zamurowana na stojącej obok sofie – A co z mojego życia? Nie wiele się zmieniło. Wszystko zostało na swoim miejscu… - Nie chcąc więcej opowiadać zwróciła temat w zupełnie inną stronę – Joe! Jak tam z Tiffany?
Obudzony mężczyzna spojrzał na nią i szybko oznajmił:
- Nie spotykamy się… - Nagle jego rozum poruszył się wyciągając wszystkie wspomnienia z tych kilka tygodni – Nie mówiłem Ci, skąd wiesz…
- Mam z nią kontakty – Uśmiechnęła się lecz po chwili zmieniła ton – Dlaczego z tego nic nie wyszło?
- Bo jestem zwykłym kretynem? – Zasugerował sobie mężczyzna. – Zresztą, kto by pokochał taką grubą świnię jak ja?
- Ej! – Emily próbowała doprowadzić go do porządku – Na pewno Ci tak nie zasugerowała. Znam ją.
- Nie powiedziała. Masz rację – Oznajmił wpatrując się w głąb pomieszczenia – Ale co ty możesz wiedzieć? Prawie wszyscy faceci Cię pragną!
- Słucham? – Odparła zdziwiona podnosząc się lekko z kanapy – Przestań się tak użalać, bo nie chcę następnego faceta ustawiać do pionu. Niby jesteście silniejszą płcią, a jak chodzi o sprawy miłosne to same ciepłe kluchy.
- Musimy gadać o tych wszystkich miłościach? – Spytał Mike – Rzygać mi się już chce na te tematy. Zejdźcie na coś innego bo naprawdę już mi się to nudzi.
- Nie musisz słuchać – Odrzekł Joe, który w tej chwili spoglądnął na jego twarz.
- Masz rację – Odrzekł Delson i zobaczył nagły uśmiech Joe’go – Nie ty cymbale tylko Mike. Won do swojej zabaweczki i zacznijmy coś grać bo czas ucieka.
W tej chwili wszyscy chwycili za swoje instrumenty. Jedynie Mike założył na siebie gitarę i stanął przy klawiszach.
- Nie możesz się zdecydować? – Spytała rozbawiona dziewczyna.
- Jestem wszechstronnie uzdolniony, księżniczko – Powiedział do siedzącej kobiety, która z rozbawieniem patrzyła w jego skupione oczy.

***

- Będzie dzisiaj kolacja? – Spytał Chester podchodząc do siedzącej Emily. Oparł swoją głowę o jej ramię i nagle poczuł jak jej głowa odwraca się w jego stronę.
- Nie wydaje Ci się że mnie wykorzystujesz? – Spytała rozbawiona trzymając w ręku gazetę.
- Nie. Chciałem Ci tylko oznajmić ze zapraszam Cię dzisiaj na miasto. Kolacja w jakiejś restauracji dobrze nam zrobi – Oznajmił.
- Posiłek w restauracji będzie kilkakrotnie droższy od tego tutaj – Uświadomiła go – Zresztą nie mam zbyt wiele pieniędzy.
- Powiedziałem że ja stawiam. Zresztą i tak nie musisz się przejmować moimi pieniędzmi.
- Nie chcę Cię wykorzystywać – Oznajmiła.
- Nie wykorzystujesz – Spojrzał wtedy na stronę w gazecie i się uśmiechnął. „Jak modnie ubrać się w tą zimę”. Kto by pomyślał że ona czyta takie brednie – Ulegniesz w końcu i dasz się na to namówić nie zgrywając żadnej bohaterki?
- Nie udaje bohaterki.
- Widzę. – Oznajmił po chwili. Wkurzona kobieta wstała z kanapy i odłożyła gazetę na blacie.
- Będę gotowa za dziesięć minut – Rzuciła i pobiegła w stronę schodów.

***

- To moja ulubiona knajpka – Oznajmił ściągając jej ciepły płaszcz.
- Ładnie tu… - Oznajmiła rozglądając się po pomieszczeniu. Wielka przestrzeń o kolorze lekkiego beżu idealnie komponowała się z białymi akcentami. Rozrzucone kwiaty przykrywały znaczną część ścian i parapetów. Okna ozdobione abstrakcyjnymi wzorami, chwytały ją za dłonie swoimi zaokrąglonymi końcami zatrzymując ją przy sobie. Nie minęła chwila gdy znalazła się już na miejscu. Siadając na przyozdobionym stole przeszyła wzrokiem obsługę oraz Chestera.
- Lubisz tutaj siedzieć? – Spytała otwierając kartę menu.
- Czasem. Jeszcze jest taki jeden lokal obok, też miłe miejsce. Powiem Ci coś ale nie wygadaj nikomu – Wtedy zbliżył się do niej i oznajmił cicho – Tak naprawdę chodzę tutaj bo przychodzi tutaj więcej sztywniaków słuchających opery, znających się na kulturze. Największymi problemami tych ludzi jest złe trzymanie widelców przy obiedzie. Więc w ich oczach jestem zupełnie kimś innym. Kimś pokręconym, nieznanym. Rozumiesz?
- Czyli nie reagują entuzjastycznie jak Cię widzą? – Spytała po chwili.
- Entuzjastycznie? – Spytał rozbawiony i nagle powiedział zmienionym głosem – „O mój Boże, popatrz synku jak ten pan ma tatuaże na rękach. Nigdy Ci na takie coś nie pozwolę” albo „Te bachory nie mają już co zrobić ze swoim ciałem”.
Wtedy się zaśmiała i spotkała z jego zabawnym spojrzeniem.
- Wybrałaś? – W tym momencie podała mu swoją kartę pokazując palcem wybrane danie.
- To?
- Tak.
W tej chwili do stolika podeszła wysoka kelnerka. Elegantka popatrzyła na mężczyznę oraz siedzącą naprzeciwko niego kobietę i przyjęła zamówienie. Kreśląc w swoim notesie pokazywane przez Chestera dania, wywołała u Emily lekki uśmiech.
- Przyznaj się. – Odparła do niego Emily – Ty też nie potrafiłeś tego wymówić.
- To nie moja wina że nazywają tak te wszystkie potrawy – usprawiedliwił się.
Nie czekali długo. Można powiedzieć że kelnerka powróciła w mgnieniu oka do stolika z wielką czerwoną tacą. Porozstawiała dania na stole i życząc im przyjemnego posiłku opuściła to miejsce nadal kontynuując swoją pracę.
- Myślisz że dobre? – Spytał mężczyzna.
- Jak skosztujesz to się przekonasz – Odparła i po chwili wzięła kęs swojego dania. – Dawno tak nie jadłam.
- Tak dobrze czy tak źle?
- Na razie mi smakuje – Odparła.
- Sam kiedyś coś upichcę – Słowa Chestera spowodowały u Emily lekkie zamarcie. Mężczyzna widząc jej zdziwienie szybko sprostował – Może oprócz wody na herbatę potrafię coś więcej ugotować.
- Gotowałeś coś kiedyś? – Spytała zaciekawiona.
- Tak – Oznajmił – Mleko, które wykipiało.
- Mówisz na poważnie czy się ze mnie zbijasz?
- Może kiedyś się przekonasz. – Spojrzał na zdezorientowaną kobietę i lekko się zaśmiał – Dobrze, przyznaj że nawet tego nie chcesz próbować.
- Nie, po prostu nie wyobrażam sobie Chestera w fartuszku.
- Szczerze mówiąc ja też – Oznajmił i wziął kolejny kęs potrawy. Idealnie spieczone mięso mocno wbiło się w żelazny widelec, nie chcąc go w ogóle opuszczać. Spoglądał na nie przez chwilę i nagle kobieta przerwała jego świadomy sen.
- Co sądzisz o moim bracie?
- A co mam sądzić? – Spytał – Równy z niego gość…
- Nie widziałam żadnego entuzjazmu u Ciebie z powodu tego spotkania. Nie polubiłeś go.
- Czemu nie polubiłem? Muszę się po prostu przestawić.
- Na to że wiele osób nie jest takich jak w twoich wyobrażeniach? – Spytała powściągliwie – Zresztą ze mną było to samo. Nienawidziłeś mnie.
Chester by nie zaprzeczać samemu sobie zostawił temat wcześniejszego zachowania się do kobiety i odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie.
- To nie jest tak że go nie lubię. No dobra – Odrzekł – Nie byłem zadowolony z tego spotkania. W ogóle nie lubię spotkań rodzinnych i tego typu wypadów. Nie potrafię się w nich odnaleźć. Ciągłe uśmiechanie się ze wszystkiego co Ci powiedzą, uśmiechanie się do tego co się powiedziało i tak dalej.
- Ian nie jest taki jak myślisz. Daj mu szansę – Rzekła cicho. Chester widząc jej opadłe oczy uświadomił sobie jak bardzo chce by się polubili.
- Annabelle też nie jest niczego sobie – Oznajmił – Ostra.
- Słucham? – Spytała po chwili wpatrując się mu ze zdziwieniem i lekką złością.
- Żartowałem – Zaśmiał się – Ale ostra jest pod względem języka.
- Przyzwyczaisz się do niej. Zresztą ona zawsze sprawia wrażenie takiej ciętej kobiety ale dla Nathana zrobiłaby wszystko. Czasem zazdroszczę jej tej całej siły, którą wkłada w jego wychowanie – Wtedy spojrzała na Chestera – Tobie też zazdroszczę.
- Czego niby? – Zdziwił się upijając jeden łyk zamówionego napoju.
- Że masz takie podejście do dzieci – Oznajmiła – Może nie wiesz, ale Nathan to naprawdę nieśmiałe dziecko. Ile czasu mi zajęło przekonanie go do siebie. Gdy go spotykałam uciekał, nie chciał ze mną gadać. Po prostu bał się tego wszystkiego co robie i co mówię. A ty? Ty po prostu się zjawiasz ni stąd ni zowąd i zyskujesz w nim zaufanie. To jest niesamowite!
- To tylko jeden rysunek – Oznajmił.
- Jeden rysunek? Tu nawet nie chodzi o rysunek. O jego stosunek do Ciebie. – Wtedy kiwnęła ręką – Zresztą nie zrozumiesz tego.
W tym momencie było słychać tylko ciche szepty siedzących obok ludzi. Milcząca twarz dwóch osób siedzących naprzewko siebie przybrała poważniejszego tonu.
- Masz wspaniałe podejście do dzieci. Przekonujesz do siebie takie małe istoty niczym magnez. – Tutaj przerwała. Nie odezwała się już nic więcej tylko spojrzała na Chestera, który był zajęty płaceniem za dzisiejszą kolację.
***

Nie zamykające się oczy kreśliły niewidzialne znaki na suficie. Podchwytliwie układały na ścianie kolejne literki imienia, o którym tak naprawdę nie mogła zapomnieć. Ciemność przenikała po całym jej pokoju, a sumienie które przesuwało się chciwie po jej łóżku nie dawało jej spokoju. Przewróciła się na drugi bok, lecz bez zmian. Nadal tkwiła w tym samym stanie co wcześniej. Zdenerwowanie które towarzyszyło jej nie pozwalało na opuszczenie sypialni. Nie może teraz wstać, nie może…
Nie słuchając swojego głosu podniosła się z materacu i otworzyła zgrabnie drzwi. Otulony brakiem światła korytarz nie dawał jej bezpiecznego przejścia przez to długie pomieszczenie. Kładąc nogi jedna za drugą nie zauważyła że jedna z nich ma ochotę zawrócić. Jej strach chce powrócić do pokoju, lecz jej sumienie pchnie ją do przodu.
Nie będąc pewna tego co za chwilę zrobi stanęła przed drzwiami. Wzięła oddech i gdy miała już je otworzyć, odepchnęła rękę. To nie ma sensu. Uzna ją za jakąś wariatkę. Lecz tak daleko już zaszła. Nie może zwrócić, tak jak nie może przywrócić tego co się stało kilka dni temu.
Delikatnie chwyciła za klamkę i otworzyła ostrożnie drzwi. Postawiła nogę na dywanie który sprawiał na jej nogach delikatny dotyk i przymknęła je bezszelestnie. Tak jak myślała. Chester śpi. Nie będzie go budzić. Zawróciła i nagle usłyszała jego głos.
- Nie śpię.
- Och… - Powiedziała cichutko. Tak naprawdę bardziej ucieszyłaby się z tego jakby naprawdę jej nie słyszał – Nie chciałam Cię budzić.
- I tak nie spałem.
- Mam sprawę – Oznajmiła po chwili siadając bokiem na jego łóżku. Chester podniósł się i popatrzył w pół mroku na kobietę. Spoglądała zahipnotyzowana w głąb pomieszczenia. Sprawiająca wrażenie nieobecnej po chwili zaczęła temat.
- Muszę Cię za coś przeprosić.
Zdziwiony nie odpowiedział nic. Wsłuchiwał się tylko w jej ciężki i nierównomierny oddech. Tak naprawdę w tej chwili nie wiedziała co ma myśleć. Odrzucała te wszystkie uczucia, bo sama nie mogła się w nich połapać.
- Zachowałam się jak zwykła kretynka. – Zaczęła – Czasami ze mną jest okey, a czasami mam wrażenie że jestem zwykłym bachorem, rozwydrzoną nastolatką i zimną suką.
- Nie mów tak o sobie – Oznajmił cicho chwytając przypadkowo za jej dłoń.
- Nie boję się prawdy. – Wtedy zwróciła się do niego – Nie mogę wyobrazić sobie tego jak się naprawdę wtedy czułeś. Jestem idiotką. Sama nie wiem czego chcę. Niezdecydowana dziewczynka, która wykorzystuje innych – Parsknęła. – Chciałabym Cię przeprosić za to co się stało kilka dni temu, wieczorem.
Chester pamiętając tą całą sytuację popatrzył na nią zdziwionym. Nie rozumie dlaczego ona zadręcza się tym niedokończonym pocałunkiem.
- To nie twoja wina. – Oznajmił nieśmiało.
- Nie moja? Ty też masz uczucia! – Prawie krzyknęła. Łzy cisnęły jej się do oczu. Rozpuszczone włosy idealnie przykryły znaczną część jej twarzy uniemożliwiając Chesterowi na jej spojrzenie.
- Nie możesz się osądzać za to. – Zaczął – To ja tak naprawdę powinienem Cię przeprosić. Że unoszę się tak, czasem nie kontroluje tego co robię. Co robie wbrew twojej woli…
- Wbrew mojej woli? – Spytała unosząc swój ton. Podniosła się i odwróciła w stronę mężczyzny – Tak naprawdę tego chciałam! Tylko nie wiem dlaczego tak postąpiłam. Sama nie potrafię zdefiniować tego co wyprawiam. Raz odwzajemniam to wszystko, raz sama to wszystko wszczynam, a jak kolejny raz do czegoś dochodzi to mój umysł to odrzuca. Boję się. Boję się o naszą przyjaźń! Nie chcę by ona się zniszczyła – Oznajmiła cicho – Bardzo mi na tobie zależy i nie chcę by to wszystko umarło. Ponadto nadal mam ten uraz sprzed kilku miesięcy. Codzienne koszmary, nieprzespane noce. Powinni umówić mnie z psychiatrą, nieprawdaż? – Popatrzyła na jego zdziwione źrenice. Spoglądały na nią chwytając te wszystkie słowa które zostały rzucone w tej chwili. Mężczyzna nie wiedząc co powiedzieć chwycił za jej dłoń i zaczął delikatnie ją poruszać. Kobieta spoglądając na niego nie sądziła że to w końcu wypowie, że się odważy lecz uczucie postawiło na swoim. Zarzuciła drugą nogę na łóżko i przybliżyła się do Chestera. Popatrzyła mu głęboko w oczy i po cichu oznajmiła:
- Jeśli chcesz możesz kontynuować to do czego zmierzałeś wtedy wieczorem.
Zszokowany mężczyzna spojrzał na jej zdenerwowany wyraz twarzy. Chwycił ją delikatnie, tak jak to miało miejsce kilka dni temu i przybliżył jej twarz. Jego usta złapały za jej wargi. Poruszając nimi wolno chwytał ramionami jej koszuli nocnej. Zwiewny materiał trzymany w rękach mężczyzny marszczył się i po chwili znalazł się wyżej niż to było planowane. Nagle Emily podniosła się i spojrzała w jego oczy. Namiętność, która w tej chwili zaczęła ujawniać się z ich ciał dała się we znaki. Krótka chwila przerwy po chwili zaowocowała ponownym zbliżeniem się pary, której pocałunki nie były już tak nieśmiałe jak wcześniej. Tkwili w tej pozycji dużo czasu do momentu gdy mężczyzna chwycił ją mocniej. Kobieta tracąc równowagę delikatnie opadła na jego nagą klatkę piersiową. Odgarnęła włosy na bok i złapała dłońmi za jego twarz. Przybliżyła ją bardziej do siebie, delikatnie poruszając dłońmi. Szybkie lecz delikatne pocałunki sprawiły burzę uczuć, których nie potrafiła zdefiniować. Widząc zaangażowanie mężczyzny sama postanowiła nie być gorsza. Minęło kilka chwil gdy Emily odsunęła się od niego i cicho odparła.
- Chester, obiecaj mi coś.
- Tak? – Odrzekł wpatrując się w jej brązowe oczy. Świecące tęczówki w świetle księżyca odbijały jego obraz.
- Obiecaj mi że ta przyjaźń się nie zniszczy. Że to wszystko nie pójdzie na marne. Proszę. Bo ja już tak dłużej nie mogę. Nie mogę blokować tego wszystkiego co do Ciebie czuje.
- Obiecuje – Odrzekł cicho.
- Mam jeszcze jedno pytanie – Uprzedziła przybliżającego się Chestera. Mężczyzna zaciekawił się i położył swoje ramiona na jej plecach. – Wiem że jestem strasznie wymagająca. Ale nie miałbyś nic przeciwko jakbym spędziła tą noc z tobą w jednym pokoju?
Zdziwiona mina mężczyzny spowodowała lekkie otworzenie się jego ust.
- I tak już dzisiaj nie zasnę. Codziennie gdy zostaje sama w ciemnym pomieszczeniu wydaje mi się że on tu jest, że jest przy mnie, że mnie widzi, że…
- Csii.. – Zakrył swoimi dłońmi jej usta – Oczywiście że możesz – Wtedy on zadał jej pytanie – Mam spać na podłodze?
- Tak szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko spania w jednym łóżku.
- Nie masz nic przeciwko? – Spytał zdziwiony – Jak to?
- To moje zaufanie przyprowadziło mnie tak daleko – Oznajmiła po czym przeturlała się na drugą stronę łóżka. Przerwa pomiędzy nimi idealnie oddzielała ich sylwetki. Kobieta przykryła się jego grubym kocem i spojrzała w górę. Jeszcze kilka chwil temu była w swoim pokoju. No, powiedzmy że swoim. A teraz? Leży obok mężczyzny, z którym przedtem wymieniała burzę pocałunków.
- Na pewno nie masz nic przeciwko? – Spytała wpatrując się w nagą ścianę.
- Nie mam – Oznajmił leżąc tak samo jak ona. Nie wiedząc co zrobić przeszukiwał w tej chwili umysł. Musi odnaleźć drogę do korytarza nazwanego „Uczucia”. Mętlik w głowie nie dawał mu spokoju. Coś go ciągnie. Coś go ciągnie by teraz przybliżyć się do niej, objąć ją ramieniem. By spojrzeć w jej oczy i zalać falą namiętności.
- Nie chcę niczego pochopnie – Powiedziała do mężczyzny po czym szybkim ruchem wskoczyła na jego połowę łóżka. Oparła swoją głowę o jego ciepłe ramię. On przyciągnął ją do siebie i trzymając ją przy sobie oznajmił po cichu:
- Rozumiem – Po tych słowach złożył na jej czole mały czuły pocałunek.

***

- Jak ci się spało? – Spytał mężczyzna wchodzącą kobietę. Usiadła na krześle i jak zwykle nieprzytomna chwyciła za leżący obok kubek z kawą.
- Idealnie – Uśmiechnęła się po czym spojrzała na czynność Chestera. – Co ty robisz?
- Śniadanie?
- Nigdy nie sądziłam że umiesz robić jajecznicę – Oznajmiła zdziwiona.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Gdzie masz fartuszek? – Spytała ze śmiechem.
Chester nie ruszony jej uwagą nadal stał przy kuchence. Emily spojrzała na niego i ruszyła w stronę schodów. Omijała schodek za schodkiem aż w końcu znalazła się przed drzwiami pokoju. Otworzyła je i podeszła do swoich rozłożonych obok ubrań. Wzięła w ręce jedną czarną bluzkę z napisem oraz ciemne rurki i powędrowała do łazienki. Z impetem włożyła na siebie ubrania i przemyła twarz. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, a zatrzymując się na ustach nie mogła wyobrazić sobie tego że dzisiaj w nocy była tak blisko jego twarzy. Że czuła na sobie każdy jego ciepły i przenikający oddech, że każdy dotyk sprawiał u niej ciarki na całym ciele. Nigdy nie sądziła że kiedykolwiek będzie coś takiego czuła. Uśmiechnęła się w duchu i wzięła za malowanie rzęs. Przejechała kilkakrotnie włóknami po swoich cienkich włosach i odstawiła tusz obok umywalki. Gotowa do śniadania wyszła z łazienki i schodząc po schodach się zatrzymała.
- Emily?! – Krzyknął mężczyzna widząc kobietę.
- Mike?
- Chester! – Krzyknął w tej chwili do niego – Jak to jest możliwe że.. – Głos nie przedostawał się przez jego krtań.
- Oj weź już nie dramatyzuj człowieku – Wywrócił oczami mężczyzna.
- Ja wiedziałem że coś jest nie tak bo nigdy nie robiłeś sobie śniadania! – Oznajmił po czym usiadł na krześle spoglądając na twarz kobiety.
- Mieszkacie ze sobą? – Spytał zdziwiony.
- Jak na razie tak – Oznajmiła rozbawiona kobieta spoglądając na jego twarz.
- Czemu mi nie powiedzieliście? – Zadał kolejne pytanie. Jego oczy przechodziły raz z twarzy Chestera, raz na twarz Emily.
- A po co? – Rzucił mężczyzna. W tej chwili Mike podniósł kilkakrotnie brwi spoglądając na mężczyznę. Ten nie zwracając uwagi na mimiczne zaczepki przyjaciela zignorował jego osobę.
- Więc po co przyszedłeś? – Zabrał w końcu głos wkładając do ust kęs śniadania. Nagle to wszystko znalazło się na podłodze – Cholera, nie jedz tego! – Krzyknął i wyrzucił jej widelec na stół.
- Boże Chester co Ci się dzieje? – Krzyknęła zdezorientowana.
- Dajcie mi wody… - Powiedział łapiąc się za gardło. Wtedy Emily wybuchła gromkim śmiechem i złapała się stołu – Powiadasz że jesteś dobrym kucharzem tak? – Spytała rozbawiona.
- Chester nigdy niczego nie gotował – Do rozradowanej Emily dołączył Mike. Spoglądając na duszącego się wręcz Benningtona omal nie opadli ze śmiechu na podłogę – Bynajmniej się starał – Wtedy zrobił do niego tą sugerującą minę.
- Weź się ode mnie odwal – Powiedział i usiadł zmęczony na krześle.
- Wiesz co? To może ja coś jednak zrobię – Rzuciła nadal z uśmiechem na ustach i zniknęła w kuchni.
Chester spojrzał na przyjaciela. Uśmiech wręcz malował się na jego twarzy nie dając mu chwili wytchnienia.
- Nigdy nie sądziłem że z Ciebie taki kucharz – Zaczął Mike – Ciekawie się zapowiada – Odrzekł.
- Coś jeszcze? – Spytał wkurzony przebiegiem tej sytuacji.
- Tak. Jest coś między wami? – Spytał zaciekawiony mężczyzna.
- To twoje ulubione pytanie od pewnego czasu – Rzucił.
- Mieszkacie ze sobą.
- I co?
- I to że zawsze coś z tego wynika. Nie mów mi jak jest bo wiem – Rzucił rozbawiony.
- Bardzo doceniam twoje zaangażowanie w nasze relacje, ale jesteś zbyt za ciekawy – Oznajmił z uśmiechem.
- Dobra, nie ważne. Mam dla Ciebie ekstra ważną wiadomość.
- Ciekawe co było tak ważnego by przyjeżdżać tu tak rano…
- Spójrz – Wtedy Mike podstawił mu pod nos swój telefon. Minęła chwila gdy Chester przeczytał całą wiadomość zawartą na małym ekranie.
- Wow! – Oznajmił – Zapisz to swoje dokonanie w dzienniczku swoich malutkich sukcesów.
- Ja tu mówię na poważnie a ty mi z ironią wyskakujesz. Widzisz – Wtedy wskazał na telefon – Walczę z pokusą.
- Jessica to nie pokusa tylko zaraza, którą trzeba zlikwidować – Oznajmił – Szczerze mówiąc jestem zadowolony z tego że nie chcesz się z nią spotkać.
- Niech się pieprzy. Nie chcę jej widzieć. Codziennie rysuje jej imię na kartce i wrzucam do ognia.
- Idealny pomysł – Zarzucił mu Chester – Wezmę to pod uwagę.
- W ten sposób powoli pozbywam się jej z mojego życia.
W tej chwili do salonu weszła kobieta trzymająca tacę. Swoimi szczupłymi nogami kreśliła idealnie kroki w stronę wielkiego stołu.
- Tylko kanapki… - Odparła zrezygnowana ściągając tacę ze swoich dłoni.
- Lepsze to niż to nieudane coś – Rzucił do Chestera Mike.
- Zejdź ze mnie w końcu – Oznajmił wkurzony.
Nastała cisza. Wszyscy spoglądali na swoje twarze na których nic nie można było wyczytać.
- O byłbym zapomniał! – Krzyknął Mike. Wstał i wyciągnął z kieszeni wystającą dużą kopertę. Chwycił ją w dłonie i delikatnie podał Chesterowi.
- Co to jest? – Spytał zaciekawiony otwierając kopertę.
- Wystawała trochę ze skrzynki to ją wyciągnąłem – Powiedział do niego – Też dzisiaj taką dostałem.
Zdziwiony Bennington złapał za rogi koperty i otwarł ją szybkim ruchem. Rozłożył zawarty w nim dokument i od góry do dołu przeczytał zawarte w nim słowa.
- Coś się stało? – Spytała kobieta widząc zmianę w jego twarzy. Ten jednak nic nie powiedział tylko podał kopertę, a ta złapała ją w dłonie. Zamarła. To co na niej wyczytała wywołało u niej pojawienie się kilku łez. Zszokowana rzuciła nim i odeszła od stołu.
- Nie chcę go widzieć! To miał być zamknięty rozdział! Nie mogą mi tego zrobić! – Wtedy zrzuciła swoją ręką stojącą szklankę która z wielką siłą roztrzaskała się o zimną podłogę. Spojrzała na nią i uginając swoje kolana klęknęła na podłodze – To jest niesprawiedliwe! Wszystko zaczęło mi się układać! Zapomniałam już o nim! Dlaczego oni z tym powracają?! – Spytała krzycząc i nagle poczuła czyjeś ramię na sobie. Nie mówiąc nic objął rozpłakaną kobietę, która w szybkim tempie wtuliła się w mężczyznę.
- Myślałam że ta sprawa się już wyjaśniła…
- Zastanawia mnie tylko kto chce tą sprawę wyjaśniać w sądzie – Pomyślał. Nic mu się nie układało w logiczny sposób. Zupełnie nic. – Czy Scott wrzucił na siebie, czy po prostu szuka uniewinnienia?
- Możliwe może być jeszcze to że albo z policji uznali tą sprawę godną rozprawy sądowej. Tak czy owak musisz teraz uważać bo nie sądzę by Scott dał za wygraną.
Nastała nagła cisza. Trzymając w ramionach uspokojoną już kobietę spojrzał na jej zaczerwienione oczy.
- Przepraszam za tą szklankę. Zaraz ją sprzątnę…
- Coś ty! – Odpowiedział – I tak miałem ochotę już ją stłuc.
Po tych słowach Emily wymusiła u siebie uśmiech i przybliżyła się do Chestera. Oparła swoje ciało nie zważając na obecność Shinody.


Następny rozdział. Wzięłam po uwagę wasze opinię i słowa krytyki do serca. Czy z pozytywnym skutkiem, nie wiem. To nie ja oceniam. Szczerze mówiąc dały mi niezłego kopa w dupę żeby dopracować w nim wiele rzeczy. Pojawiło się wiele rzeczy o których była mowa w komentarzach i zredukowałam długości wątków. No cóż. Teraz mogę liczyć tylko na waszą opinię tego czegoś :)



sobota, 23 listopada 2013

Rozdział XXXI



Mężczyzna stanął przez swoim odbiciem. Czarna narzuta tak naprawdę nie była jego znakiem rozpoznawczym, wręcz przeciwnie. Nosił ją wtedy kiedy było to konieczne na przykład teraz.
- Wow! – Krzyknęła kobieta schodząc z góry. Obcisła czerwona sukienka do połowy kolan idealnie komponowała się z dodatkami w mrocznym kolorze. Szpilki w tym samym odcieniu dodawały jej wzrostu i kobiecości – Wyglądasz świetnie w tym garniturze… - Oznajmiła po chwili chwytając za jego materiał.
- Szkoda że tak się w nim nie czuje – Syknął udając obrażonego.
- Oj weź już przestań – Zaśmiała się odchodząc kilka kroków od niego.
- Ty wyglądasz niesamowicie – Oznajmił kokieteryjnie – Jak ja będę przy tobie wyglądał? – Spytał po chwili ze śmiechem – Jesteś na mnie zbyt ładna…
- Zbyt ładna? Nie doceniasz się – Odpowiedziała mu ze swoimi różowymi policzkami. Brązowe oczy spoglądały na jego posturę ciała, która w jej wyobrażeniach była idealna. Chwyciła oczyma obraz ubranego Chestera i po chwili rzuciła – Przystojniaku…
Ten nic nie odpowiedział tylko odwrócił się na pięcie i ze śmiechem powędrował w stronę drzwi zakładając czarne buty. Emily widząc jego pośpieszność chwyciła za czerwony krawat i spojrzała nie niego z przekąsem.
- Nie zmusisz mnie – Powiedział szybko zakładając drugiego buta.
- Ale zobaczymy jak w nim wyglądasz – Powiedziała z uśmiechem podchodząc do niego. Zarzuciła na jego głowę krwisty materiał. Trzymając dłonie blisko jego twarzy poczuła jego lekki i ciepły oddech, który nie był zbytnio równomierny.
- Tylko nie mów mi że oni są takimi sztywniakami – Powiedział do niej wywracając oczami. Zrobiła krok w tył i z uśmiechem na twarzy oznajmiła:
- Wyglądasz w tym idealnie – Widząc jego spojrzenie odpowiedziała szybko na jego wcześniejsze pytanie – Żona Ian’a ma strasznie wyolbrzymione spostrzeżenie na temat ubioru i kultury…
- Ściągnę to – Oznajmił.
- Proszę – Emily powiedziała wręcz błagalnym tonem. Sama nie wie dlaczego jej na tym tak zależało. Po prostu uważała że wygląda w nim nieziemsko przystojnie.
- Nie będę się tak dla nich ubierał – Powiedział to po chwili szykując się do ściągnięcia materiału. Lecz ona chwyciła za jego dłoń i zatrzymując delikatnie jego ruch oznajmiła:
- To ubierz się tak dla mnie – Po tych słowach odsunęła od niego rękę i skierowała ciało w stronę drzwi. Zarzuciła czarną narzutę i cienką kurtkę po czym bez słowa wyszła na zewnątrz. Chester postanowił zrobić to samo, otwierając drzwi spojrzał na lustro stojące naprzeciwko niego. Przesunął oczyma obraz stworzony w odbiciu i odsunął dłoń od klamki. Zatopił je w tej chwili w czerwonym materiale i z impetem ściągając go rzucił w dal pomieszczenia. Nawet Emily nie zmusi go do tej części garderoby.

***

- Robi wrażenie… - Powiedział Chester wcześniej gwiżdżąc na rezydencje jej rodziny. Idealnie ułożone krzewy stanowiły czerwony dywan dla przechodzących tu gości. Kamienna ścieżka prowadziła prosto do wielkich drzwi w które z zaciętością chwytały za ich zaskoczone umysły – Nieźle się twój braciszek rozbudował – Oznajmił do stojącej obok dziewczyny.
- Ty mnie nie denerwuj tym że się zabudował… - Wtrąciła biorąc jeden duży oddech.
- Coś się stało? – Spytał widząc zdenerwowanie na jej twarzy.
- Nie. Nic się nie stało – Powiedziała równie szybko i przechodząc przez otwartą wysoką furtkę w powietrzu podała mu dłoń do której brakowało mu kilka centymetrów – Wchodzimy?
Ten popatrzył na nią i zrobił dokładnie to samo. Stojąc przed wielkim otworem który pochłaniał ich ciekawość zadzwonili raz po czym zauważyli stojącego przed nimi mężczyznę. Mimowolnie się uśmiechnął widząc parę przed drzwiami i pochylił się ku dziewczynie. Uścisk nie trwał długo, po chwili ich ciała oderwały się i zaprowadziły do wielkiego pomieszczenia. Chester został powitany miłym uściskiem w dłoń co nawet spowodowało jeden malutki pozytywny argument dlaczego tu jest.
- Czujcie się jak u siebie w domu… - Powiedział Ian wprowadzając ich do dużego salonu.
- Wolę nie… - Powiedział po cichu Chester po czym usłyszał lekki śmiech Emily. Chwyciła za jego rękę po czym zaprowadziła do żółtego pomieszczenia. Salon nie był w pełni skończony. Pustka zajmowała trochę miejsca, no może nie trochę. Znaczną część. Po lewej strony od wejścia znajdował się duży stół, najprawdopodobniej przywieziony z ich starego mieszkania. Biały obrus świetnie komponował się ze śnieżnymi wielkimi firanami zaczepionymi obok okna.
- Może to nie jest mistrzostwo ale jeszcze nie skończyliśmy przeprowadzki – Oznajmił po czym na chwilę zniknął za framugami drzwi.
- No pięknie… - Zaczął cicho.
- Nawet się nie denerwuj. Dopiero jak poznasz Annabelle…
Wtedy kobieta weszła do salonu. Szczupła zielonooka brunetka ubrana w lekką zwiewną sukienkę zgrabnie przeszła obok wielkiego łuku prowadzącego do pomieszczenia i stanęła naprzeciwko nich.
- Miło cię widzieć – Powiedziała ściskając swoją szwagierkę. Fetor idealnie dobranych perfum rozniósł się po całym pomieszczeniu. Odsunęła kobietę od siebie i spojrzała na jej idealnie brązowe oczy. Po chwili jednak przeniosła się na oczy o takim samym kolorze.
- Poznaj Chestera – Po tych słowach spojrzała na dwie uściśnięte dłonie.
- Usiądźcie – Po tych słowach w drzwiach pojawiła się mała osóbka. Mała koszulka w kratę idealnie opinała jego ciało, a prowadząc za rączkę swojego ojca nie wyrażał żadnych uczuć. Odbijał niewidzialną barierą wszystko to co stanęło na jego drodze. Emily spoglądając na niego podbiegła pod jego małe nóżki i przytuliła czteroletniego chłopca. Ten objął ją malutkimi rączkami po czym usiadł na kolanach taty. Oni zrobili to samo.
- Herbaty, kawy…? – Spytała kobieta.
- Herbaty – Emily odpowiedziała szybko po czym przeszyła wzrok Benningtona który odpowiedział to samo.
- To co tam u Ciebie się zmieniło przez ostatnie lata? – Spytał siedzącą kobietę. Posłała mu uśmiech i zaczęła kłamać jak z nut:
-  Wszystko po staremu. Tak szczerze mówiąc na razie jest świetnie – Chester widząc jej kłamliwe potoki słów spojrzał na nią zaskoczony a potem uświadomił sobie że to jest celowe. Nie ma ochoty wejść z zabłoconymi butami w ich życie wprowadzając na idealnie czysty dywan masę problemów – Tak naprawdę to nic ciekawego się nie zdarzyło. – Wtedy popatrzyła na mężczyznę – No oprócz tego że poznałam Chestera.
- Nadal nie mogę uwierzyć że siedzisz tutaj w naszym mieszkaniu… - Powiedział i popatrzył na niego z uśmiechem. Wymuszony śmiech Benningtona nie był zbytnio widoczny więc Ian uznał go za autentyczną życzliwość.
- Cuda się zdarzają – Odpowiedział bez zastanowienia.
- Miło że do nas przyjechaliście – Powiedziała kobieta wchodząc ponownie do pomieszczenia – Bardzo się zmieniłaś – Odparła do kobiety życzliwie.
- Włosy mi urosły – zaśmiała się.
- Nie… - Powiedział bez zastawienia Ian – Może dlatego że dawno cię nie widzieliśmy. Nigdy nie założyłabyś sukienki.
Fakt. Sukienka to było najgorsze zło jakie musiała natarczywie znosić. Czy jest coś gorszego w chodzeniu w krótkim zwiewnym materiale? A poza tym kiedyś nie miała dla kogo się tak ubierać. Gdy wszyscy usiedli w kręgu stołu ich rozmowy zeszły na temat tego co się działo przez te lata. Annabelle postanowiła już nie pracować, musi zająć się Nathanem który teraz naprawdę potrzebuje opieki. Ian jest zatrudniony w wielkiej korporacji zajmującej się wyrobem materiałów budowlanych, lecz po pewnym czasie jego firma została przeniesiona do innego miasta.
- Możesz nam opowiedzieć coś o sobie – Zaproponował włączenie się do rozmowy milczącego Chestera. Nie wiedząc co tak naprawdę powiedzieć popatrzył się na dziewczynę która objęła go lekkim uśmiechem mówiącym „No dalej”.
- Może mniej więcej już mnie kojarzycie – Zaczął – Zresztą jak spotykam nowe osoby to wiedzą o mnie więcej niż ja sam. Imię i nazwisko moje znacie. Miejsce zamieszkania? – Popatrzył na małżeństwo – Na razie wam to nie potrzebne.
- Emily coś wspominała że mieszkacie razem – Wtrącił mu się do krótkiego monologu.
- Tak, to prawda – Wzięła głos za niego – Ale to tylko chwilowe bo postanawiam w najbliższym czasie się wyprowadzić…
- Emily… - Zaczął błagająco mężczyzna.
- Ja też uważam że powinnaś sama zarabiać na życie a nie być dla kogoś… Hmmm… - Zastanowiła się Annabelle – Lekkim balastem?
- Ona nie jest dla mnie ciężarem – Oznajmił po czym po raz kolejny jego wzrok zatrzymał się na twarzy dziewczyny. Szok który w tej chwili malował na niej wiele abstrakcyjnych wzorów wziął górę.
- Zmieńmy temat.
- Też tak sądzę – Oznajmił Bennington. Tak naprawdę nie sądził że Emily może tak szybko wyprowadzić się z jego mieszkania. Pragnął jej pomóc, a w jej warunkach jest to po prostu nie możliwe.
- Nie powiedziałam tego złośliwie – Sprostowała kobieta chwytając za kawałek upieczonego ciasta – Po prostu nie uważasz że należy już pomyśleć nad przyszłością?
- Dam sobie radę… - Oznajmiła, lecz w zdanie wtrącił jej się brat.
- Będę Ci pomagał do samego końca.
- Kosztem Nathana? – Krzyknęła do męża lecz po chwili uświadamiając sobie swój ton usiadła i zaczęła spokojniej – Nie chodzi nam o to by Ci nie pomóc. Nathan też potrzebuje opieki! I to nie jest takie łatwe. Ja jakbym mogła poszłabym do pracy lecz kto zajmie się dzieckiem, co? – Spojrzała w stronę Emily. Wstrząśnięta jej słowami kierowała swoim umysłem odpychając to wszystko w inną stronę. Czyli wychodzi na to że przez te wszystkie lata była dla nich ciężarem. Na to wynika. Mają dziecko, a pomimo tego jej pomagają.
- Proszę Cię, nie krzycz na nią – Powiedział do niej Ian.
- Ja nie krzyczę. Ja tylko uświadamiam Ci że pomimo twojej dobrze płatnej pracy, nie starcza nam całkowicie na wszystkie wydatki – W tej chwili coś krzyknęło. Rozpacz dziecka był tak przenikliwy że postawił na nogi wszystkie obecne tu osoby.
- I co zrobiłaś? – Rzucił jej mężczyzna.
- Lepiej się zastanów co ty wyprawiasz! Dziecko czy siostra? Co? Mam Cię postawić w takiej sytuacji? – Po tych mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Analizował to wszystko ryjąc w sobie wielką dziurę przez którą wnikało więcej problemów. Chwycił za rączki Nathana i klęcząc chwycił za jego kraciastą koszulę. Przytulił go mocno po czym powiedział do płaczącego dziecka.
- No i co tak płaczemy? Nie jesteś już na to za duży? – Uśmiechnął się. Widząc jego lekko uspokojoną twarz, która spoglądała gdzieś w dal zaczął – Co chcesz porobić? – Dziecko chwyciło za jego ręce i usiadło przy swoim małym stoliku. Chwyciło za jedną pomarańczową kredkę, która w tej chwili kręciła się wokół śnieżnobiałej kartki. – Będziesz rysować? – Spytał teoretycznie.
- Narysuj coś dla mnie – Uśmiechnęła się Emily, która w tej chwili stanęła za bratem. Chwyciła za jego rękę i swoją miną oznajmiła zakłopotanie w której się teraz znajduje. Wiedziała że z żoną nie wygra, tym bardziej że u jego boku znajduje się chore dziecko. Ian uspokoił ją spojrzeniem, nie chciał tego tak samo jak ona.
- Zmieńmy temat – Odrzekł siadając obok swojej żony obejmując ją lekko ramieniem. Masywna ręka mężczyzna chwyciła za jaskrawy materiał i kręciła go wokół własnej osi. Emily widząc to uświadomiła sobie że tak naprawdę oni tworzą szczęśliwą rodzinę.
- Jak się poznaliście? – Spytała kobieta już łagodniej.
- Tak naprawdę to był czysty przypadek – Zabrał głos Chester. Emily spojrzała na niego i miała już coś rzucić w jego stronę lecz się powstrzymała. Minęło kilka minut zanim Chester razem z radosną Emily wymieniali to wszystko co się zdarzyło. Nieszczęśliwy wypadek na rowerze, dziewczyna też nie stroiła zaczerwienić mężczyzny informacją o bombonierce.
- Gracie coś w najbliższym czasie? – Spytał zaciekawiony mężczyzna.
- A wybiera się pan? – Zrobił to samo Chester.
- Nigdy w życiu nic nie wiadomo.
- Mamy zamiar za miesiąc zagrać na jakimś festiwalu.
- Nie mówiłeś mi – Powiedziała do niego Emily.
- Nie miałem okazji – Rzucił szybko po czym chwycił za jej dłoń – Dowiedziałem się dzisiaj rano.
Argumenty którymi kierował się teraz Chester przemówiły do umysłu kobiety, która kiwnęła do niego głową i odwróciła się w prawą stronę. Chłopczyk o własnych siłach dreptał po wykładzinie, jeszcze nie otulonej dywanem, by wręczyć mały rysunek. Ian przechwycił obrazek po czym posłał uśmiech synowi.
- Jakie to śliczne! – Krzyknął zafascynowany ojciec – Mój syn ma talent – Zaśmiał się po czym kartka zaczęła wędrować po wszystkich osobach przy stole. Gdy zatrzymała się przy Emily zamarła. Spojrzała w nią jeszcze raz i uśmiechnęła.
- To miało być dla mnie? – Spojrzała na chłopca które kiwał lekko głową. Podszedł cichutko do jej krzesła po czym popatrzył na nie zdradzającą nic minę kobiety. – Prześliczne – Dodała zszokowana po czym powiedziała do Chestera – Powinieneś to zobaczyć.
Mężczyzna chwycił ręką kredkowy rysunek, który przedstawiał dwie postacie. Oglądnął ją jeszcze raz po czym zatopił swój wzrok w jednej z nich. Po lewej stronie stała kobieta w czerwonej sukience. Brązowe włosy idealnie opinały jej twarz. Jedna ręka była ustawiona swobodnie, lecz druga za coś trzymała. Dłoń która opinała jej rękę była trochę inna niż jej. Malował się na niej niebiesko- czerwony wzór. W górze widniały koślawe serca, namalowane na różowo a obok tego leciały bezwładne ptaki. Mężczyzna uśmiechnął się do małego chłopca i oddał mu kartkę oznajmiając:
- Nawet mój kolega by mnie tak nie namalował – Widząc uśmiech na twarzy mężczyzna chwycił za kartkę i podał ją Nathanowi Chłopczyk przytulił ją do siebie, lecz potem pojrzał jeszcze raz na nią, potem na siedzącego Benningtona i w tej chwili postanowił zrobić coś nieoczekiwanego. Kartka w tej chwili nie znajdowała się w jego dłoni, tylko powędrowała tam gdzie znajdowała się przed chwilą.
- To dla mnie? – Spytał dla pewności małego chłopczyka. Ten nic nie mówiąc potwierdził swoją główką swój czyn i odszedł nic nie mówiąc w swój ulubiony kąt.

***

- Tylko nie mów że ci się nie podobało – Powiedziała do mężczyzny kobieta. Zaświeciła światło i zdjęła z siebie narzutę. Odkryte ramiona dawały jej wielkiej kobiecości.
- Zależy czy tobie się podobało – Oznajmił po chwili widząc jej uśmiech na twarzy.
- Mam wybierać niektóre momenty naszej rozmowy? – Spytała teoretycznie.
- Jeśli chcesz… - Po tych słowach udał się do salonu i zdjął buty, które rzucił gdzieś w kąt – Jeśli chodzi o to mieszkanie to…
- Proszę Cię.. Przestań już! – Powiedziała do niego. Nie chciała by to tak zabrzmiało lecz powaga sytuacji nie zezwalała na lekkie podejście do sprawy.
- Myślisz że jesteś dla mnie udręką – Zaczął.
- Tak, tak myślę. Dlatego za kilka dni postanawiam sobie coś znaleźć – Chester czuł jak wszystko co w tej chwili znajdowało się wewnątrz podchodzi mu do gardła. Dławił się słowami, nie wiedział bowiem co uczynić w tej sytuacji.
- Nie wyprowadzaj się… - Oznajmił cicho po czym stanął naprzeciwko kobiety.
- To nie ode mnie zależy – Powiedziała wpatrując mu się w oczy pełne rozczarowania. Łzy podeszły jej do oczodołów, lecz blokada nie zezwoliła na ich ujawnienie.
- Nie jesteś dla mnie udręką. Chcę ci pomóc – Nie wiedząc co zrobić przysunął się do kobiety i uścisnął jej ciało. Ona zrobiła to samo i nagle rzuciła:
- Nie chcę Cię wykorzystywać…
- Nie wykorzystujesz – Oznajmił równie taką samą rozpiętością głosu jak ona. Tkwili w tej chwili przez chwilę po czym kobieta odsunęła się od niego i oznajmiła:
- Jestem zmęczona. Chyba pójdę się położyć.
- Przemyśl to – Rzucił jej mężczyzna i odsunął rękę. Ona spojrzała na niego i powędrowała na górę. Jej ciało zgrabnie przechodziło ze schodka na schodek wprawiając Chestera w zakłopotanie. W tej chwili stracił ją z oczu. Stanął jak wryty u nagle coś się w nim obudziło.
- Poczekaj na mnie! – Krzyknął po czym udał się w stronę jej drzwi. Zobaczył jej twarz w półmroku. Objął ją delikatnie i dał się ponieść swoim emocjom. Ich głowy zbliżały się coraz bliżej. Spoglądając na jej czarne oczy zauważył jej brak zdecydowania i nagle poczuł coś na swoich ustach. Popatrzył zdziwiony na jej twarz, która błagała o to by zaprzestał tego co ma uczynić. Palec wskazujący idealnie ulokował się na jego ustach prosząc o chwilę zastanowienia. Spojrzał na nią zaskoczony i nagle poczuł odsunięcie ręki. Popatrzyła na niego spoza swoich ciemnych włosów i rzuciła:
- Przepraszam – Po tych słowach schowała się za drzwiami sypialni.

***

„ Dasz radę spotkać się dzisiaj wieczorem ze mną? Potrzebuje pomocy, ale twojej pomocy! Będę w studio około godziny 20.00. Pasuje?
~Mike”

***

- Nie będę przedłużał naszej rozmowy – Powiedział do przyjaciela zdruzgotany Mike. – Chodzi o Jessicę. Dlatego Cię tu ściągnąłem.
- Przecież już ze sobą nie jesteście – Oznajmił po chwili wpatrując się w jego telepiące się dłonie – Nie wiem po co drążysz temat, wiedząc że ona już nie wróci.
- Wróciła – Powiedział przerywając mu oddech przeznaczony na następne zdanie – Właśnie że wróciła! – Wtedy krzyknął i z całej siły uderzył pięścią w stół. Czerwone ślady na bokach ręki rozlewały się po jego dłoniach, potem i tak rozeszły się po jego ciele. Spojrzał na nie po raz kolejny i dał głos zszokowanemu Chesterowi.
- Jak to? Jak to wróciła? – Tu przerwał i spojrzał na niego – Mike…
- Nie chcę kazań, rozumiesz? Muszę się wygadać po to Cię tu przysłałem – Głos szybko rozprzestrzenił się po najmniejszych kątach pomieszczenia zostawiając malutkie wgłębienia w jego fundamentach. – Chciała się ze mną umówić.
- Czyli nie spotkaliście się? – Spytał podejrzliwie mężczyzny.
- Nie. To znaczy… – Zrobił chwilę przerwy – Tak, przez chwilę. Wtedy wychodziłem ze sklepu i na nią spojrzałem. I wiesz co zobaczyłem? – Bennington zaciekawił się przybliżając się do niego – Te same oczy które kiedyś trzymały mnie w moich ramionach, oczy napełnione radością. Niemożliwe prawda? – Spytał zrezygnowany – Wtedy zamieniliśmy kilka słów, ona rzuciła mi się w ramiona – Mówił jakby miał w tej chwili się rozpłakać – Rozumiesz to?! Trzymałem ją na swoich rękach! – Wtedy desperacko nimi zarzucił w przód pomieszczenia. – I co czułem? Sam nie wiem jak to mam określić. Nie potrafię znaleźć na to określenia. Takie spontaniczne zachowanie, dało mi nieprzespaną noc. Przypominam sobie jej delikatny dotyk. Jej czuły dotyk, który… - Tu nie dokończył. Zostawił to zdanie do namysłu przyjacielowi i natychmiast wtrącił następne – Potem posłała mi jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów. Złapałem go póki mogłem i schowałem na dnie serca… Potem odeszła. Kazała mi się ze sobą skontaktować a ja… - Tutaj przystanął na chwilę. Nie wiedział co wrzucić w tą pustkę. Jakie słowo opisywałoby jego przemyślenia? Nie wie dokładnie o czym myśli patrząc na tą kobietę.
- Masz zamiar się z nią umówić? – Spytał Chester swojego przyjaciela.
- Sam nie wiem co mam robić… - Zamyślił się i skierował swoje ciało w stronę otwartego okna. Zimno przykryło jego odkryte ramiona, rozprostowując tym samym pojedyncze włoski na jego ciele. Z dala nie było widać nic. Natura umarła tak jak on sam. Zbliża się zima, przymrozki kołaczą do drzwi mieszkających tu ludzi by powitać ich znowu na te kilka miesięcy. – Szczerze mówiąc jestem w kropce.
- Ale kochasz ją? – Spytał powściągliwie spoglądając na niego ze swoich ciemnych oczu.
Mike zamyślił się trochę, bo pragnął tego nie wypowiadać. Chciał by w tej chwili on przeniknął do jego umysłu i wyciągnął te myśli, rozgniatając je w pół.
- Sam już nie wiem… - Oznajmił. – Niczego nie wiem! – Krzyknął zdesperowany i oparł swoje łokcie na zimnym parapecie. – Nie wiem co mam robić, nie wiem czy to ma sens. Moje rany na sercu zgoiły się w miarę zostawiając tylko krwawiące strupy, a ona przyszła i je rozgrzebała…
- Czekaj, czekaj – Zatrzymał się nagle – Nie rozumiem już twojego toku myślenia. Przez cały czas nawijałeś o niej, jak jej Ci brakuje, jak pragniesz znów z nią być, a teraz mówisz że to nie ma sensu. Wytłumacz mi to!
Nie wiedząc jaki krok uczynić odsunął się od chwiejących kwiatów na parapecie i usiadł w skupieniu na wielkiej kanapie. Jego ciało idealnie przystosowało się do jego wnętrza zostawiając tylko na nim duże wgniecenie swojego ciała. A może on ma racje? Za bardzo dramatyzuje. Nie wie czy tkwić w tym dalej, czy powinien ponieść się widokom jej błysku twarzy, czy powinien nadal trzymać ją przy sobie. Pomimo tego że ona zaznaczyła że to tylko nie zobowiązujące spotkanie, on wie że o nim nie zapomni na bardzo długo. Wyryje się idealnie w jego pamięci, która za wszelką cenę trzyma te wspaniałe chwilę spędzone z blondynką. Oparł się idealnie o przedmiot i zaczął znowu:
- Chcę być znowu z nią. Budzić się przy niej, śmiać się z jej żartów, dotykać jej nieskazitelnej twarzy. Tego pragnąłem by znowu poczuć się szczęśliwy. – Tutaj zrobił przerwę. Poczuł że Chesterowi znudziło się stanie więc położył swe ciało obok niego. Wtedy spojrzał spode łba – Jestem jak bomba zegarowa. Odliczam czas do naszego kolejnego spotkania by zmienić swój świat na coś innego. Lepszego. Lecz gdy ona się zbliża wybucham. Sam nie wiem co to jest. Nie potrafię tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. Wybuchają we mnie wszystkie emocje. Raz jestem szczęśliwy patrząc na nią, lecz gdy się ode mnie odwróci moim ciałem targa sumienie które nie daje za wygraną. Wyrywa z umysłu moje wspomnienia łamiąc je na moich oczach i podając jak śniadanie na odrębnej tacy bym mógł spojrzeć co z tego zostało. Zatapiam się w kawałkach i czuje spływającą krew. Tak to moje serce – Powiedział do Chestera – Ono tak krwawi. Ona wbiła mi nóż w plecy, a ja go wyjąłem z nadzieją że rana się zagoi. Ale potrzeba dużo czasu by ona uległa regeneracji. Czekałem bardzo długo na  jej zagojenie. Teraz zobaczyłem skutki tej naprawy gdy ona ponownie ją rozerwała… - Tu przerwał – Nie rozumiesz mnie.
- Rozumiem – Odrzekł Bennington. –Bardzo Cię rozumiem. Wiem o czym mówisz.
- Jak możesz wiedzieć? Tobie się wszystko układa! – Spojrzał na niego próbując ukryć niewidzialne łzy rozpaczy. Chester jednak nic nie mówiąc schował swoją twarz w masywnych dłoniach i nie widząc nic wyobraził sobie że stoi na pograniczu wielkiej przepaści. Uświadomił to sobie: w każdej chwili może stracić to co go odbudowało. Stał się przez nią lepszym człowiekiem. Ona obróciła jego życie o 180 stopni, tak by znowu mógł normalnie funkcjonować. Ale boi się każdej chwili w której uświadamia sobie że może ją stracić. Że może rzucić się w przepaść, a on za nią tylko do połowy drogi. Obudzi się na gruncie i będzie trzymał za kawałek ziemi uświadamiając sobie na jakim dnie leży on sam.
- Uczucia do niej nie są już tak stałe jak wcześniej… - Powiedział z załamanym głosem. Jego struny głosowe zmieniały ton w bardzo szybkim tempie. Raz były wysokie, a raz niskie lecz nie różniły się tym że przy każdym z nich towarzyszyło rozpięte drganie. Nie mógł wydobyć z siebie normalnego dźwięku, bo wiedział że co zrobi to zniszczy jego życie. Jeśli zostanie przy niej zniszczy swoje serce dogłębnie, nie zostanie już z niego nic. Zniszczy organ, który dawał mu życie.
- Czyli nie jesteś pewny co jej uczuć? – Spytał sugerując coś Mike’owi. Podnosząc swoją głowę odsunął wszystkie niepoprawne myśli z umysłu i spoglądając w jego bladą twarz troski oznajmił szybko:
- Nie… Nie jestem – Oznajmił szybko. Czuł że te słowa nie zostały wypowiedziane, nadal wierzył że zostały ulokowane w połowie krtani, gdzie nie potrafią się przedostać. Czuje że chwyta za nie i wyrzuca do kosza, nie chce ich mówić na głos. Jednak to zrobił. Otworzył się jak rany na jego psychice.
- Nie kochasz jej… - Oznajmił Chester po chwili namysłu. Wstał i stanął naprzeciwko ciała przyjaciela. Chwycił za jakiś materiał i rzucił go w głąb wracając do jego spojrzenia.
- Kocham! – Wtedy popatrzył na jego sugerującą twarz. Wiedział że teraz ściemnia, że broni się błahymi argumentami, nawet ich nie używając. – Znaczy się… Tak myślę że ją kocham.
- Czyli jej nie kochasz – Oznajmił nadal wpatrując się w tą samą zrozpaczoną twarz. Miał już odpowiedź jego uczuć. Jest w pełni pewny tego co zaraz wyjawią jego usta – Gdybyś naprawdę ją kochał nie zastanawiałbyś się na tym.
Mike przystanął na tych słowach. Złapał niewidzialny płacz w dłonie i ulokował je bezpiecznie w przerażających ciemnościach nie wypuszczając ich na światło dzienne. Jeśli to co mówi Chester jest prawdą? Może utracił do niej do uczucie, te chwile rozłąki to sprawiły. Za długo na nią czekał. Pragnął mieć ją tu i teraz. Chce jej dotyku, lecz nie chce. Chce trzymać ją w ramionach, ale nie chce. Chce zarazem patrzeć na nią, ale coś go od tego odsuwa.
- Byłeś Jessicą zauroczony – Przerwał rozsiewającą mgłę skupienia mężczyzna – To było tylko zauroczenie, zmieniające się w przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie trzymało Cię do tego momentu. Zaślepiło oczy oraz umysł. Zaparowało gałki oczne, dlatego teraz tak cierpisz. Bardzo temu uległeś. Zamiast zastanowić się dwa razy nad tym co czujesz, co chwilę przekonywałeś się na siłę że to nie może być możliwe że jej nie kochasz. A tak naprawdę jej nigdy nie kochałeś – Oznajmił cicho – Gdybyś ją kochał, byś był pewny tego co chcesz zrobić. Z jednej strony chcesz się z nią spotkać, a z drugiej to odrzucasz. To nie ty. To twój rozum i serce odpycha te myśli. To co Cię do niej ciągnie to cholernie mocne przyzwyczajenie do jej osoby…
Zamarł. Jego oczy w tej chwili nie zdradzały jakichkolwiek uczuć. Nie wiedział co ma czuć. Radość, zagubienie, rozpacz. W tej chwili to wszystko tworzyło nierozerwalną breję której nie mógł poukładać w logiczny sposób.
- Czyli co mam zrobić? – Spytał zdesperowany spoglądając znad swoich brunatnych włosów – Myślisz ze to jest takie łatwe? Zapomnieć o kimś o kim Ci naprawdę zależało? – Tu urwał robiąc przerwę na głuchą wypowiedź Chestera. – Z jednej strony coś mnie ciągnie to tego bym znowu ją ujrzał, bym znowu trzymał ją za rękę jak to było kilka tygodni temu. Patrzeć w jej oczy, bo w nich widzę tylko odbicie mojej duszy. Pragnę tego ale…
- Ale tak naprawdę tego nie chcesz – Dokończył za niego przyjaciel. Jego sytuacja odbiegała od rzeczywistości jaką przedstawiał przyjaciel. Zanim jego potok słów został przerwany przez Mike’a dodał coś jeszcze – Tak naprawdę twoje serce i rozum nie chce się z nią spotkać. Nie chce jej znać, chce ją odrzucić jak najszybciej. Lecz to cholerne przyzwyczajenie mówi Ci że jest jeszcze nadzieja, że chcesz ją zobaczyć.
- A jeśli to nieprawda? – Spytał ostrożnie. – Ty nigdy jej nie lubiłeś. Nie przepadałeś z nią. Darłeś z nią co chwilę koty, o to jaka jest. I powiedzmy szczerze: Chciałeś rozpadu tego związku. Być może teraz nie chcesz dopuścić do tego bym się z nią spotkał.
- Nie. Mi nie zależy na tym byś się z nią nie zobaczył.
- A na czym ci zależy?
- Na twoim szczęściu. – Odpowiedział szybko kierując się do zimnej kanapy. Zdało się widać malutkie okruchy chłodu, które wpadła pomiędzy cienkie nitki materiały. Siadając popatrzył na swoje dłonie po czym bez żadnego wyrazu twarzy dodał – Masz rację. Nie przepadałem za nią. A wiesz dlaczego? – Spytał się przyjaciela kierując ku niemu wzrok – Bo tak naprawdę miałeś klapki na oczach kiedy ona Cię wykorzystała. Ona odebrała Ci cały sens życia, zamykając tym samym dojście do świata zewnętrznego. Tak naprawdę zamknęła cię w swoim pojemniczku niepotrzebnych rzeczy. Pieniądze – tylko o to jej chodziło. I teraz naprawdę nie chce byś był nieszczęśliwy. Więc jeśli zdecydujesz że będziesz szczęśliwy razem z nią to tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia, prawda? I tak sam zdecydujesz o tym co czujesz.
- Twoim zdaniem co powinienem zrobić? – Spytał powściągliwie. Jego głos szybko zmieniał barwę głosu z wysokiego na dół. Drżący ton zdradzał powagę sytuacji w której teraz się znajdował razem ze samym sobą.
- A chcesz się z nią spotkać? – Spytał po raz kolejny.
- Sam nie wiem. Z jednej strony chcę, ale z jednej coś mnie zatrzymuje.
- Dlatego się z nią nie spotykaj. Zrób to wtedy gdy będziesz pewny tego co myślisz. – Oznajmił po chwili nadal będąc w tej samej pozycji co wcześniej.
- Każdemu człowiekowi powinno się dać drugą szansę – Oznajmił szybko chowając swoją twarz w swoich masywnych dłoniach. Odpierał niewidzialne łzy zdruzgotania, które pomimo braku widoczności wyrywały korytarze na jego policzkach. Wyschnięte koryto strumienia bolało coraz bardziej, domagając się ponownego powrotu.
- Ale ty dawałeś jej wiele szans – Stwierdził – I żadnej z nich nie poszanowała. Wyrzuciła je najzwyczajniej w świecie mydląc ci przy tym oczy. Ona cię wykorzystała! Zrozum to w końcu, bo naprawdę nie chce byś znowu przez nią cierpiał.
Nie wiedząc co o tym myśleć siedział przez chwilę w milczeniu. Chłodne powietrze przedostało się do pomieszczenia i zmieszało z wypowiadanymi słowami. Stojąca obok gitara chwytała wszystkie przemyślenia grając melodię, która była odzwierciedleniem ich uczuć. Perkusja w kącie odbijała zdania na swoich bębnach tworząc bezgłośny rumor w uszach Shinody. Patrząc na te instrumenty miał przed oczami wszystkie mile spędzone chwile. Razem z marzeniami przemierzał świat, nie wierząc w to co się teraz dzieje. Nagle przystanął. Spojrzał Chestera, który siedział naprzeciwko jego głosy i stwierdził cicho.
- Kiedyś byś mnie wyśmiał za te wszystkie słowa. Nie rozmawiałbyś ze mną w ten sposób o tych sprawach – Te słowa wywołały u niego podniesienie lewego policzka i wydobycie się kolejnych słów:
- Zmądrzałem? – Spytał teoretycznie po czym spojrzał na beztroską minę Mike. Tkwili w tej ciszy przez kilka dobrych chwil po czym znowu przeszedł przez chmurę ciszy z której padał deszcz zmieszanych uczuć.
- To ona cię zmieniła – Oznajmił po chwili. Widząc błysk w oczu Benningtona dał mu wolną rękę by skończył jego rozważania. Lecz się mylił. Cisza była jeszcze dłuższa niż poprzednim razem więc jego jedynym zadaniem było znów ją przerwać – Chester. Ja wiem że coś między wami jest. Tylko nie chcesz mi powiedzieć co. Czemu?
Tym razem nie usłyszał potoku słów Benningtona tylko pojedyncze stąpanie jego masywnych nóg. Krzątały się pomiędzy stolikiem, a oknem przepuszczającym zimowe powietrze.
- Mogę Cię o coś spytać? – Zaryzykował. Chester kiwnął potwierdzająco głową i zaciekawiony spojrzał na niego - Kochasz ją?
- Dlaczego takie pytanie? – Odpowiedział mu tym samym.
- Odpowiedz mi. Czy ją kochasz? Czy Ci na niej zależy…
- Tak. – Tu zrobił przerwę wpatrując się w swoje dłonie. Skierowały go do tego samego miejsca, zatopił swoje ciało w miękkim materiale po czym cicho odpowiedział – Kocham ją.
- To dlaczego tego nie okazujesz? – Zapytał ciekawy Mike. – Kiedyś byłeś inny. Gdzie ten dawny Chester? Chester nie mogący się odpędzić od lasek, Chester nie strojący od wykorzystywania, Chester dający denne porady miłosne, Chester który tak naprawdę bawił się dziewczynami. Co się z tobą stało?
Trucizna jego słów przeszyła jego krtań nie wywołując żadnego dźwięku. Zabiła wszystkie niewypowiedziane słowa, które najprawdopodobniej i tak nie ujrzałyby światła dziennego. Mike ma rację. Zmienił się. I to bardzo. Gdzie podziały się wszystkie atrybuty dawnego Benningtona? Alkohol, sex, narkotyki. Można powiedzieć że pozbył się tego wszystkiego gdy ona pojawiła się w jego życiu. Chwyciła za nie i po prostu schowała szczelnie, zamknęła to na kluczyk którego najprawdopodobniej nie dostanie. Zaczęło mu zależeć na kobiecie. Tak naprawdę pierwszy raz zaczęło mu zależeć na miłości.
- Nie wiem tak naprawdę co się między wami dzieje. Nie mówisz mi wszystkiego? Kiedyś co chwile nawijałeś o tym jak blondyna jest dobra w łóżku, czy ta niebieskooka dobrze całuje. A teraz?
- Teraz tak naprawdę zaczęło mi na kimś zależeć – Dokończył za niego cicho – Dlaczego tego nie okazuje? Boje się że ją zranię. Za każdym razem gdy próbuje jej to okazać, próbuje jej przekazać że jest ważna, mam wrażenie że tym samym zadaje jej cios w serce. Nie chcę tego. Boje się że ją przez to ranię, przez swoją natarczywość…
- Ona potrzebuje czasu – Powiedział Shinoda do przyjaciela – Daj jej czas. Musi to wszystko przemyśleć. Tak naprawdę nigdy nie byłem tak pewny tego że ona tak naprawdę Cię kocha. Widzę to. Z pewnością swoim umysłem chwyta przyszłość w której ty ogrywasz jedną z głównych ról. – Tu zrobił przerwę. Popatrzył na kamienne spojrzenie Benningtona. Nie zdradzało nic. Żadnych uczuć. Zawsze gdy patrzył na niego był pewny tego co czuje, jednak w tej chwili on nie przedostaje ich na zewnątrz. Tak jakby szybkim ruchem odpiął to wszystko.
- Nie możesz jej zostawić. Musisz okazać jej że ci na niej zależy, że jest wspaniała… - Chester podniósł swoją twarz i popatrzył na brązowe oczy przyjaciela. Niczym czarna otchłań chłonęła jego wszystkie myśli – Ale nie słowami. Pokaż jej to!
Cisza znowu otuliła ich zmysły. Chester wstał i powędrował do kąta pokoju chwytając za zmiętą kartkę papieru. Nie znalazł na niej nic ciekawego i po prostu ją wyrzucił. Tkwiący biały szorstki materiał przeturlał się kilkakrotnie po dywanie i trafił pod stopy Shinody. Nie zważając na niego kopnął w dal gdzie znowu powędrowała w dalekie krańce studia.
- I tak będziecie razem – Stwierdził cicho Mike. Zaskoczenie w oczach Chestera nabrało ciekawości – Gdy jej nie ma umierasz, gdy Emily nie widzi Ciebie w pobliżu także umiera. Umiera w niej cząstka czegoś ważnego, jak w tobie. Jesteś jej synonimem życia.
- Nie zasługuje na moją miłość. Zasługuje na coś o wiele lepszego – Stwierdził siadając na drewnianym stoliku.  Drżące dłonie usadowiły się na blacie i złudnie poruszały solidnie postawiony stolik. Popatrzył na swoje nogi które w tej chwili znacząco się ugięły.
- Nie, ona właśnie potrzebuje miłości. Twojej miłości! – Wtedy zbliżył się do przyjaciela i klęknął naprzeciwko niego wpatrując się w jego bladą twarz. – Okaż jej to. Bo oboje bez siebie wyginiecie.



To tak: Dziękuje wam wszystkim za te miłe komentarze pod niemal każdym rozdziałem. Jesteście dla mnie inspiracją do tworzenia tego bloga za co wam bardzo dziękuje.
Ale mam też kilka informacji. Jak już zauważyliście zwiększyłam długość rozdziałów. Uświadomiłam sobie ile tak naprawdę mam jeszcze wątków do zrobienia, więc musiałam coś zrobić by nie zrobiła się z tego Moda na Sukces.
Ostatni akapit, rozmowa Chestera i Mike'a to druga wersja tego co chciałam napisać. Po prostu jestem na tyle głupia by przy informacji " Czy zapisać dokument" przycisnąć "Nie". 
I ostatnia informacja. Planuje wydanie w najbliższym czasie One Shota. Mam już kawałek treści, nie zdradzę o czym ma być ale na pewno wydam go w najbliższym miesiącu. Dokładnie nie wiem kiedy, zależy od tego czy będę miała czas i czy nie będzie mi się w miarę podobał. 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział XXX



Mężczyzna po chwili zdjął z siebie uśmiechniętą kobietę. Dotknął jej ręki i mocno ścisnął. Tak dawno nie widział tej rozpromienionej twarzy, tych kakaowych oczu. Tak dawno nie dotykał jej ciemnych włosów, które zawsze tworzyły rozmaite pętle na głowie gdy się je dotykało. Te dłonie, delikatnie dłonie, które trzymały go teraz za bluzę dawały tyle szczęścia mężczyźnie.
- Kiedy przyjechaliście? – Spytała rozradowana kobieta. Spojrzała na twarz bruneta, która wysyłała do niej serdeczny uśmiech.
- Wczoraj. – Odpowiedział je równie szybko – Co u Ciebie? Pochwal się bo od pewnego czasu nie miałem z tobą kontaktu… - Powiedział mężczyzna. W tej chwili odsunął się od szczupłej dziewczyny i spojrzał na stojącą w progu nieznajomą osobę. Chester zrobił to samo tyle że z zazdrością. Popatrzył pytająco na Emily i w tej chwili otrzymał odpowiedź.
- Chester, to jest Ian. – Uśmiechnęła się i wtedy mężczyźni podali sobie dłoń. W tym samym czasie Emily wzięła na ręce małego chłopczyka.
- Jak ty urosłeś mały mężczyzno – Wtedy potarła jego nosek o swój – Za niedługo będziesz taki jak tatuś – Wtedy spojrzała na Chestera.
- Ian to mój brat – Tą odpowiedź chciał usłyszeć. Nie można też ukrywać że miał nadzieje że Emily nie związała się z kimś, a potem rozkochała jego. Nie przypomina sobie by Emily coś o nim wspominała. Dlaczego zatajała przed nim tą informację? Przecież myślał że wie o niej wszystko, dosłownie wszystko, a nagle dowiaduje się że ktoś jeszcze jej został.
- Przepraszam, że pytam ale czy ja już pana gdzieś nie widziałem? – Spytał się Ian wpatrując się w twarz muzyka. Chester jednak jak gdyby nigdy nic odpowiedział:
- Zdaje się panu… - Wtedy jego wypowiedź przerwała kobieta.
- Dobra Chester, mój brat nie jest taki – Zaśmiała się odstawiając małego Nathana – owoc miłości swojego brata. – Chester to członek zespołu rockowego…
- Linkin Park? – Spytał po chwili namysłu spartując się nadal w jego posturę ciała.
- Kojarzy pan. - Uśmiechnął się. – Zresztą kto nie kojarzy…
- Pan, pan. Bądźcie na Ty – Kobieta znowu wtrąciła się w ich rozmowę.
- Jak to się stało że siedzisz w jednym pomieszczeniu ze znanym muzykiem? – Spytał z zaciekawieniem kobietę. – Ty i Chester Bennington!? – Krzyknął.
- Chester to mój przyjaciel.
Jego mina była nie do opisania. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Znał Emily doskonale. Od deski do deski, wiedział o jej wszystkich tajemnicach, tak bynajmniej myśli. Bardzo często ze sobą rozmawiali, jak wzorowe rodzeństwo. Gdy ona miała jakiś problem, a było ich sporo, zawsze z troską przychodził Ian. Wie jaka ona jest dlatego był zszokowany że koleguje się z taka osobą jaką jest członek znanego zespołu. Prawdę mówiąc Emily nigdy nie ciągnęło w stronę show-biznesu. Mała szara myszka, ukryta pod zasłaniającą miotłą. Czasami wyglądała na świat swoimi brązowymi oczyma lecz nie trwało to długo. Historia jej życia uczyniła ją taką.
- Jak się poznaliście? – Spytał z uśmiechem czarnowłosy mężczyzna.
- Długo by opowiadać – Oznajmiła kobieta wychodząc na zewnątrz.
- Nie zaprosisz mnie do środka? – Spytał udając obrażonego – Taki szmat drogi pokonałem dla Ciebie a ty…
- Wolę byś tam nie wchodził – Jej uśmiech był wręcz wymuszony – Zresztą już tu nie mieszkam.
Jego mina była nie do opisania gdy wytłumaczyła bratu że ten dom nie jest już jej przyjazny dlatego zamieszkała z Benningtonem. Ian już nic nie powiedział w tej kwestii tylko trzymając rękę syna przeszedł przez furtkę i oznajmił:
- Przeprowadziliśmy się tu z Annabelle.
- Jak to przeprowadziliście? – Spytała zaskoczona.
- Przenieśli mi miejsce pracy. Teraz mieszkam kilkanaście kilometrów od twojego domu. Szkoda, a przyzwyczaiłem się do naszego domu… - Po chwili jednak dodał – No, ale to ma swoje plusy. Będę mógł Cię częściej odwiedzać – Uśmiechnął się w stronę kobiety.
Chester od samego początku siedział cicho. Przyglądał się tylko rodzeństwu. Jednym z spostrzeżeń jakie wyciągnął było to ze w ogóle nie byli do siebie podobni. Inne oczy, inne postury ciała. Emily wyglądała na delikatną osóbkę, jak dla niego – z idealną figurą, a jej brat? Wie że pomiędzy mężczyzną i kobietą istnieją pewne różnice, nawet duże różnice ale oni w ogóle nie przypominali rodzeństwo. Jednak świetnie się ze sobą dogadywali.
- Powinniśmy się bliżej poznać – Nagle mężczyzna podszedł do Benningtona – Chcę poznać mężczyznę z którym przyjaźni się moja niedobra siostra.
- Ej! – W tej chwili noga znalazła się na kolanie mężczyzny. Chłopak jęknął z bólu i zaczął się śmiać.
- Jasne – Bennington odpowiedział natychmiast i sięgnął po rękę dziewczyny. Ta jednak nie zauważyła tego i była zajęta swoim bratem.
- To co proponujesz? – Spytała po chwili.
- Może jakaś kolacja? Zapraszam dzisiaj do siebie. Annabelle na pewno się ucieszy gdy Cię zobaczy.
No cóż. Ian chciał być miły dlatego dodał to ostatnie zdanie które nie było bardzo wiarygodne z prawdą.
- Dzisiaj o 20.00? – Spytała brunetka przeczesując swoje włosy.
- Pasuje. – Wtedy zwrócił się do Chestera – Mam nadzieje że się zjawisz.
Ten nie odpowiedział nic tylko spojrzał na Emily odbierającą karteczkę z jego aktualnym miejscem zamieszkania. Schowała ją do kieszeni po czym przyklękła i ucałowała małego Nathana. Blady chłopczyk poddał się jej trosce i chwycił za rękę ojca. Minęło jeszcze kilka minut od ich pożegnania które było przeplatane uśmiechami, uściskami i ciepłymi słowami. Po tym wszystkim kobieta odwróciła się i chwytając z radością dłoń mężczyzny udała się do jego samochodu.

***

Dom był posprzątany jak nigdy. Widać że Emily z samego rana postarała się jak tylko mogła by Chester poczuł się w swoim domu przyjaźnie. Jednak on nie czekając nawet na ściągnięcie kurtki spytał ją szybko o to co tkwiło w nim bardzo długo.
- Czemu nie powiedziałaś mi że masz brata?
Wcale nie zaskoczona tym pytaniem, była przecież na nie przygotowana od samego początku, oznajmiła po chwili.
- Nie było okazji.
- Twierdziłaś że zostałaś sama po śmierci rodziców – Emily wtedy usiadła na kanapie, a Chester zrobił to samo. Spojrzał na jej ciemne oczy i próbując zdefiniować to co ma teraz na myśli po chwili dodał:
- Nie chodzi mi o to by wtrącać się w nie swoje sprawy lecz chyba powinienem wiedzieć.
- Chcesz wiedzieć wszystko? – Spytała wcale tym nie ruszona – Dobrze. Opowiem Ci o wszystkim lecz zanudzę Cię swoją lekturą o moim doskonałym życiu - rzuciła z sarkazmem.
Bennington nie wiedząc co odpowiedzieć na jej tkliwe słowa zanurzył się głębiej w brązowej kanapie.
- Zresztą i tak byś się dowiedział. Tylko po co miałam Ci truć twoje życie moim? – Spytała przeciągając odpowiedź.
- Bo chcę o tobie wiedzieć wszystko – Oznajmił wpatrując się w jej oczy.
- Wszystko? Nie za dużo wymagasz? – Zapytała zszokowanego mężczyznę – Tak, Ian to mój brat. Ma syna Nathana i piękną żonę Annabelle. Poznali się dzięki mnie. – Tu zrobiła przerwę lecz po chwili oznajmiła – Kiedyś przyjaźniłam się z siostrą Annebelle i tak oto mój brat poznał swoją teraźniejszą żonę z którą tworzą wspaniałą rodzinę. – Powiedziała.
- Byłą przyjaciółką? Czemu nie przyjaźnicie się teraz? – Zapytał bardziej zaciekawiony – Opowiesz mi o tym?
Ta jednak po chwili namysłu oznajmiła krótko:
- Nie. Nie chcę o tym rozmawiać.
Ten jednak odpuścił wcześniejsze pytanie i chciał zadać kolejne które go ciekawiło, lecz ona go ubiegła.
- Ian to mój brat, ale nie prawdziwy. – Oznajmiła.
- Chodzi o to że to twój przyjaciel a traktujesz go jak brata? – Spytał. Zabłąkany w jej wypowiedział już nie wiedział o czym ma myśleć. Jej odpowiedzi nie były dla niego zbyt zrozumiałe.
- Nie – Uśmiechnęła się lekko w jego stronę – Ian to mój brat. Przecież mamy to samo nazwisko. - Wtedy odwróciła się do mężczyzny i podała mu dłoń, którą on szybko chwycił. Tkwił w niej pewien czas, przyglądając się jej liniom papilarnym, po czym kobieta zabrała głos.
- Chcesz wiedzieć jak to z nami było? – Spytała zaciekawionego Benningtona. Widząc jego skinięcie głową zaczęła swoją wypowiedź.
- Kiedyś bardzo dawno moja mama poznała mężczyznę o imieniu James. James od razu oczarował piękną i młodą Clare. Kobieta po pewnym czasie poddała się jego uczuciom, którymi ją darzył i pobrali się. Tworzyli wspaniałe wzorowe małżeństwo. Pomimo tego że w ich życiu nie brakowało zabawy pragnęli czegoś więcej. – Chester zaciekawił się bardziej widząc skupioną twarz kobiety – Bardzo chcieli mieć dziecko. Rok czy dwa lata po ślubie zaczęli się o niego starać. Bezskutecznie. Minęło wiele miesięcy rozpaczy po tym jak mama wychodziła z łazienki rozpłakana z negatywnym testem ciążowym. Nie wierzyli w swoje szczęście. Coś było nie tak. Jednak nie poddawali się. Bardzo pragnęli codziennie słyszeć tupot małych stópek w ich mieszkaniu, pragnęli wstawać codziennie o czwartej nad ranem by utulać swój skarb. Każdy inny uznałby to za absurdalny ludzki wymysł, lecz oni tak nie myśleli. Po wielu próbach postanowili pójść w inną stronę, bo byli przekonani że któreś z nich nie może mieć dzieci . Dlatego też po kilku latach odwiedzili Dom Dziecka, który znajdował się kilkanaście kilometrów dalej. Pierwsze spotkanie było trudne. Widok tych dzieci wzbudził w nich wzruszenie. Oni tak starają się o swoją pociechę, a ludzie bez serca oddają nie potrzebny dla nich ciężar. Wiedziała że niektóre z nich nie mają rodziców, zginęli podczas nieszczęśliwych wypadków. Lecz pewien chłopiec zwrócił ich uwagę. Malutki brunet z lśniącymi oczkami spoglądał na nich z góry. Po pewnym czasie dowiedzieli się że jego matka zmarła w czasie porodu, cudem ratując dziecko. Ale został jeszcze jego ojciec. Lecz on wyparł się syna. Nie miał ochoty spędzać z nim czasu. – Tu przerwała – Z tego co mi wiadomo po kilku latach związał się z kobietą i tworzył z nią rodzinę, ale nie wytrzymał i się powiesił. Powodów było wiele: Stres, problemy i prawdopodobnie to że żona zdradzała go na każdym kroku. Ale nie wnikam w historię tego bydlaka… - Zaczęła kontynuowała swoją historię. Chester patrzył na nią ciągle analizując każde słowo w swoim umyśle. – Chłopczyk bardzo przywiązał się do odwiedzających go ludzi. Spędzał z nimi bardzo dużo czasu. Nawet zaczął się przy nich uśmiechać. Rodzicom pękło serce z radości gdy ośrodek zezwolił na dokonanie adopcji. Po kilku tygodniach chłopczyk – mały Ian był w domu ze swoimi rodzicami. Tworzyli wspaniałą rodzinę. Codziennie przeznaczali bardzo dużo czasu na zabawę, nawet mój tata gdy wracał z pracy nie odpoczywał tylko chwytał za klocki i budował z synem dużą wieżę aż do nieba – Wtedy Emily się zaśmiała i pokazała ręką jak duża ona była – To było wspaniałe. Moja mama kiedyś mi to opowiedziała gdy dowiedziałam się że Ian nie jest moim prawdziwym bratem.
- A ty? – spytał po chwili – Przecież twoi rodzice nie mogli mieć dzieci…
- Jesteś niecierpliwy – Zaśmiała się – Minęło kilka dni, tygodni i miesięcy gdy Ian osiągnął lat pięć. Wtedy stało się coś niesamowitego. Tata mi opowiadał że mama wyszła rozpłakana z łazienki. Potrząsał nią kilka razy aż w końcu zobaczył że test ciążowy wyszedł pozytywnie. Stał się cud. Moja mama po kilku latach zaszła w ciążę. I to było niesamowite dla nich przeżycie, mama tak bardzo pragnęła czuć małą istotkę w swoim ciele, chciała dać po prostu życie. Radość ojca była nieobliczalna. Opiekował się nią codziennie, wyręczał w domowych sprawach. Razem z Ian’em troszczyli się o nią. Z opowiadań rodziców dowiedziałam się że gdy moja mama miała już pokaźny brzuszek to mój brat często odsuwał bluzkę mojej mamie by zapukać do brzucha i powiedzieć mi „Wychodź szybko, siostrzyczko”. Niesamowite prawda? Ian bardzo zaangażował się gdy dowiedział się że będzie miał rodzeństwo. Niby taki malutki chłopczyk a potrafił zrozumieć wiele rzeczy, których dorośli nie potrafią pojąć. Gdy się urodziłam, ja, Ian i moi rodzice tworzyli niezmiernie szczęśliwą rodzinę. Zawsze byłam z bratem zżyta. Począwszy od moich narodzin do dnia dzisiejszego. Prawda, czasami się kłóciliśmy ale on mnie nie nigdy nie uderzył. No może poduszką jak poniszczyłam mu płyty, bo nie chciał się ze mną bawić. – Wtedy się zaśmiała. Jej kąciki ust podniosły się bardzo wysoko – Nie byłam lubiana w przeciwieństwie do mojego brata. On zawsze otoczony był dziewczynami, a ja? Odwrotność jego osobowości. Nie potrafiłam się odnaleźć w tym świecie, jednak on próbował mi w jakiś sposób pomagać. Pamiętam że jak chodziłam do szkoły to chłopaki ze starszych klas ściągnęli ze mnie plecak i powywalali wszystkie rzeczy do kosza. Nie lubili mnie. W ogóle szkołę nie wspominam mile. Byłam kujonem. Kujonów nikt nie lubi. No może w ewentualności jak masz wspaniały charakter, lecz ja go nie posiadałam. Tak czy owak, mój brat stanął w mojej obronie i tak dał popalić tym kretynom że w ostateczności znalazł się na dywaniku u dyrektora.
- Nie sądziłem że miałaś tak niesamowitego brata – Oznajmił po chwili. Tak, mylił się. Sądził że to osoba która zostawiła kobietę w potrzebie. Przecież Emily oznajmiła że nie miała nikogo.
- Ian jest wspaniały. – Oznajmiła – Najukochańszy brat pod słońcem. Ale później zaczęły się imprezy, często wracał do domu pijany i musiałam go kryć. Jak to siostra. Ale potem się z nim kłóciłam bo wolałam żeby spędzał ze mną czas, lecz ten obiecywał wiele i nie spełniał tego. Pamiętam że dotarło to do niego gdy wrócił do domu naćpany, a ja – już nastolatka musiałam go oporządzić i przeprowadzić do pokoju bo nie chciałam żeby rodzice dowiedzieli się z jakim stanie jest ich syn. Klęczałam przy jego łóżku rozpłakana przez całą noc. Nie chciałam by mój brat brał narkotyki, pił alkohol i nie wiadomo co jeszcze. Przypuszczam też że pewnie przespał się z jakimiś łatwymi pannami, bo mój brat był strasznie rozchwytywany w towarzystwie. Po tym incydencie się opamiętał i spędzał ze mną więcej czasu. Chodziliśmy na spacery, tarzaliśmy się w śniegu gdy nadeszła pora zimy. Bardzo pragnęłam też psa, moi rodzice nigdy się na to nie zgodzili. Ian postanowił zrobić mi taki prezent na urodziny i bez nadzoru rodziców znalazł jakiegoś małego pieska na ulicy. Umył go i w dniu urodzin mi go wręczył. Gdybyś widział minę moich rodziców to byś nie wytrzymał ze śmiechu. Bezpański piesek bez rodowodu, nie rasowy, zwykły kundelek biegał pomiędzy szafkami salonu przewracając ksiązki i tłukąc szklanki. Rodzice wtedy nakrzyczeli na Ian’a i kazali mu go oddać lecz rozpłakałam się w niebogłosy krzycząc ze to wspaniały prezent że nie oddam mojego pieska i tak oto został. Nie miałam serca go oddawać pomimo tego że nie był idealnym szczeniakiem. Nie odbijał urody, ale był strasznie kochany. Mój brat się załamywał jak malowałam mu paznokcie i zakładałam kokardki ale byłam tylko małym bachorem – Zaśmiała się po raz kolejny.
- Powiedziałaś że zostałaś sama po śmierci rodziców… - Zaczął Chester poważnie.
- Bo zostałam. – Odpowiedziała zmieniając swój ton na poważniejszy – Mój brat po kilku latach związał się z Annabelle. Byli ze sobą bardzo długo, aż w końcu wzięli ze sobą ślub. Pamiętam do dnia dzisiejszego jak tańczyliśmy ze sobą, śmialiśmy na jego weselu. Było wspaniale. Lecz po jakimś czasie Ian wyprowadził się do żony. Ja zostałam w domu sama, zaczęliśmy się oddalać. Był taki dzień że płakałam bo mi go strasznie brakowało, a nie potrafiłam powiedzieć mu prosto w oczy że jest mi potrzebny. Pewnego dnia doszła do mnie wstrząsająca wiadomość. Rodzice mieli wypadek. Nie udało się ich uratować. Wtedy z bratem zbliżyliśmy się do siebie, widział jak przeżywam rozłąkę z rodzicami, że już ich nigdy nie zobaczę, nie usłyszę ich śmiechu, nigdy nie poradzę się ich w jakiejkolwiek sprawie. Już to przeminęło – Wtedy z jej oczu popłynęło kilka łez lecz je odparła. – W tym czasie gdy zdarzył się wypadek Annabelle była w ciąży z moim bratem. Nie dość że Ian stracił swoich przybranych rodziców, osoby które napoiły go siłą do życia musiał zmagać się z tym że on sam za niedługo zostanie ojcem. Nie spodziewałam się wiadomości która przekazał mi po pewnym czasie. Dotyczyła ona tego że przeprowadzają się na drugi kraniec kraju. Ian znalazł tam płatną pracę, a przecież musiał wykarmić rodzinę. Annabelle była też w takim stanie co bardzo dobrze wpłynęło na jej zdrowie. Zamieszkali w małym domku, który później zamienił się w dużą willę. Firma Ian’a rozwinęła się w bardzo szybkim tempie dlatego też jego zarobki stały się opłacalne. A ja? Ja tkwiłam w bólu i rozpaczy, nie mając obok siebie nikogo bliskiego, gdy mój brat w tym czasie spędzał święta z rodziną. Żona owinęła go sobie wokół palca. Uważała że Ian należy tylko do niej, ze ma się jej słuchać i spędzać z nią najwięcej czasu. Zresztą, sama ją rozumiem. To jej mąż. Mój brat pomimo dużej odległości bardzo mi pomagał. Pisał listy, dzwonił co pewien czas i przesyłał mi pieniądze na życie. Przecież wtedy straciłam pracę a musiałam z czegoś żyć. Co miesiąc na moje konto wpływało kilka groszy, które wystarczało na jakieś ubrania i jedzenie. Nic więcej. Zresztą i tak byłam mu bardzo wdzięczna za to co zrobił.
Ian nie miał też łatwo. Po urodzeniu się Nathana musiał zmagać się z czymś nowym. – Tu zrobiła przerwę – Nathan jest chory na białaczkę. Ale nie poddali się. Nie odrzucili go, sam wiedział że nie może go zostawić na pastwę losu. Bóg zesłał im pociechę, którą muszą się opiekować. Bez względu na to że Nathan zmaga się z chorobą to kochane dziecko. Potrzebuje pilniejszej opieki i zaangażowania w jego życie.
Tutaj się zatrzymała. Nie wie co więcej powiedzieć w tej sprawie. Serce ją ściskało gdy sobie o tym pomyślała. Nagle zobaczyła coś nowego. Coś dziwnego. Przyglądnęła się bardziej mężczyźnie. Pierwszy raz widziała u niego spływające łzy.
- Chester… - Wtedy wtuliła się w niego ogarniając z jego policzków pojedyncze łzy.
- Nie zwracaj na mnie uwagi. Taki twardziel jak ja nie może płakać. – Stwierdził po chwili.
- Czasami i twardziel musi się przełamać i przelać swoje smutki innej osobie.
- Masz wspaniałą rodzinę. Gdy słuchałem tego wszystkiego… - Tu zrobił przerwę – Ja nigdy nie zaznałem takiej miłości. – Wtedy wtulił się bardziej w dziewczynę. Ona zrobiła to samo i nie wiedząc co powiedzieć nie wydobyła ze swoich ust już nic więcej. On też cierpiał lecz w inny sposób. Nie miał kochającej rodziny, a ona wręcz przeciwnie. Miała, lecz ją straciła.


__________________________


To tak :) Minęła już trzydziestka w moim blogu. Bardzo się z tego powodu cieszę, że wytrzymaliście ze mną aż tyle. Że tych wejść jest coraz więcej, że wzrasta liczba komentatorów. Bardzo jestem wam wdzięczna. Jednak zasługę tego że to wciąż piszę powinniście przypisać sobie samym i mojej przyjaciółce. To wy oraz ona nakłaniacie mnie do ponownego pisanie tych opowiadań. Bardzo wam dziękuje ;*
Mam też prośbę. Będzie mi miło gdy zostawisz tu jakikolwiek znak że tu byłeś. Napiszcie tutaj co wam się nie podoba, co w ewentualności jest okey i czego więcej byście chcieli.
I jeszcze raz: Dziękuje :)