sobota, 23 listopada 2013

Rozdział XXXI



Mężczyzna stanął przez swoim odbiciem. Czarna narzuta tak naprawdę nie była jego znakiem rozpoznawczym, wręcz przeciwnie. Nosił ją wtedy kiedy było to konieczne na przykład teraz.
- Wow! – Krzyknęła kobieta schodząc z góry. Obcisła czerwona sukienka do połowy kolan idealnie komponowała się z dodatkami w mrocznym kolorze. Szpilki w tym samym odcieniu dodawały jej wzrostu i kobiecości – Wyglądasz świetnie w tym garniturze… - Oznajmiła po chwili chwytając za jego materiał.
- Szkoda że tak się w nim nie czuje – Syknął udając obrażonego.
- Oj weź już przestań – Zaśmiała się odchodząc kilka kroków od niego.
- Ty wyglądasz niesamowicie – Oznajmił kokieteryjnie – Jak ja będę przy tobie wyglądał? – Spytał po chwili ze śmiechem – Jesteś na mnie zbyt ładna…
- Zbyt ładna? Nie doceniasz się – Odpowiedziała mu ze swoimi różowymi policzkami. Brązowe oczy spoglądały na jego posturę ciała, która w jej wyobrażeniach była idealna. Chwyciła oczyma obraz ubranego Chestera i po chwili rzuciła – Przystojniaku…
Ten nic nie odpowiedział tylko odwrócił się na pięcie i ze śmiechem powędrował w stronę drzwi zakładając czarne buty. Emily widząc jego pośpieszność chwyciła za czerwony krawat i spojrzała nie niego z przekąsem.
- Nie zmusisz mnie – Powiedział szybko zakładając drugiego buta.
- Ale zobaczymy jak w nim wyglądasz – Powiedziała z uśmiechem podchodząc do niego. Zarzuciła na jego głowę krwisty materiał. Trzymając dłonie blisko jego twarzy poczuła jego lekki i ciepły oddech, który nie był zbytnio równomierny.
- Tylko nie mów mi że oni są takimi sztywniakami – Powiedział do niej wywracając oczami. Zrobiła krok w tył i z uśmiechem na twarzy oznajmiła:
- Wyglądasz w tym idealnie – Widząc jego spojrzenie odpowiedziała szybko na jego wcześniejsze pytanie – Żona Ian’a ma strasznie wyolbrzymione spostrzeżenie na temat ubioru i kultury…
- Ściągnę to – Oznajmił.
- Proszę – Emily powiedziała wręcz błagalnym tonem. Sama nie wie dlaczego jej na tym tak zależało. Po prostu uważała że wygląda w nim nieziemsko przystojnie.
- Nie będę się tak dla nich ubierał – Powiedział to po chwili szykując się do ściągnięcia materiału. Lecz ona chwyciła za jego dłoń i zatrzymując delikatnie jego ruch oznajmiła:
- To ubierz się tak dla mnie – Po tych słowach odsunęła od niego rękę i skierowała ciało w stronę drzwi. Zarzuciła czarną narzutę i cienką kurtkę po czym bez słowa wyszła na zewnątrz. Chester postanowił zrobić to samo, otwierając drzwi spojrzał na lustro stojące naprzeciwko niego. Przesunął oczyma obraz stworzony w odbiciu i odsunął dłoń od klamki. Zatopił je w tej chwili w czerwonym materiale i z impetem ściągając go rzucił w dal pomieszczenia. Nawet Emily nie zmusi go do tej części garderoby.

***

- Robi wrażenie… - Powiedział Chester wcześniej gwiżdżąc na rezydencje jej rodziny. Idealnie ułożone krzewy stanowiły czerwony dywan dla przechodzących tu gości. Kamienna ścieżka prowadziła prosto do wielkich drzwi w które z zaciętością chwytały za ich zaskoczone umysły – Nieźle się twój braciszek rozbudował – Oznajmił do stojącej obok dziewczyny.
- Ty mnie nie denerwuj tym że się zabudował… - Wtrąciła biorąc jeden duży oddech.
- Coś się stało? – Spytał widząc zdenerwowanie na jej twarzy.
- Nie. Nic się nie stało – Powiedziała równie szybko i przechodząc przez otwartą wysoką furtkę w powietrzu podała mu dłoń do której brakowało mu kilka centymetrów – Wchodzimy?
Ten popatrzył na nią i zrobił dokładnie to samo. Stojąc przed wielkim otworem który pochłaniał ich ciekawość zadzwonili raz po czym zauważyli stojącego przed nimi mężczyznę. Mimowolnie się uśmiechnął widząc parę przed drzwiami i pochylił się ku dziewczynie. Uścisk nie trwał długo, po chwili ich ciała oderwały się i zaprowadziły do wielkiego pomieszczenia. Chester został powitany miłym uściskiem w dłoń co nawet spowodowało jeden malutki pozytywny argument dlaczego tu jest.
- Czujcie się jak u siebie w domu… - Powiedział Ian wprowadzając ich do dużego salonu.
- Wolę nie… - Powiedział po cichu Chester po czym usłyszał lekki śmiech Emily. Chwyciła za jego rękę po czym zaprowadziła do żółtego pomieszczenia. Salon nie był w pełni skończony. Pustka zajmowała trochę miejsca, no może nie trochę. Znaczną część. Po lewej strony od wejścia znajdował się duży stół, najprawdopodobniej przywieziony z ich starego mieszkania. Biały obrus świetnie komponował się ze śnieżnymi wielkimi firanami zaczepionymi obok okna.
- Może to nie jest mistrzostwo ale jeszcze nie skończyliśmy przeprowadzki – Oznajmił po czym na chwilę zniknął za framugami drzwi.
- No pięknie… - Zaczął cicho.
- Nawet się nie denerwuj. Dopiero jak poznasz Annabelle…
Wtedy kobieta weszła do salonu. Szczupła zielonooka brunetka ubrana w lekką zwiewną sukienkę zgrabnie przeszła obok wielkiego łuku prowadzącego do pomieszczenia i stanęła naprzeciwko nich.
- Miło cię widzieć – Powiedziała ściskając swoją szwagierkę. Fetor idealnie dobranych perfum rozniósł się po całym pomieszczeniu. Odsunęła kobietę od siebie i spojrzała na jej idealnie brązowe oczy. Po chwili jednak przeniosła się na oczy o takim samym kolorze.
- Poznaj Chestera – Po tych słowach spojrzała na dwie uściśnięte dłonie.
- Usiądźcie – Po tych słowach w drzwiach pojawiła się mała osóbka. Mała koszulka w kratę idealnie opinała jego ciało, a prowadząc za rączkę swojego ojca nie wyrażał żadnych uczuć. Odbijał niewidzialną barierą wszystko to co stanęło na jego drodze. Emily spoglądając na niego podbiegła pod jego małe nóżki i przytuliła czteroletniego chłopca. Ten objął ją malutkimi rączkami po czym usiadł na kolanach taty. Oni zrobili to samo.
- Herbaty, kawy…? – Spytała kobieta.
- Herbaty – Emily odpowiedziała szybko po czym przeszyła wzrok Benningtona który odpowiedział to samo.
- To co tam u Ciebie się zmieniło przez ostatnie lata? – Spytał siedzącą kobietę. Posłała mu uśmiech i zaczęła kłamać jak z nut:
-  Wszystko po staremu. Tak szczerze mówiąc na razie jest świetnie – Chester widząc jej kłamliwe potoki słów spojrzał na nią zaskoczony a potem uświadomił sobie że to jest celowe. Nie ma ochoty wejść z zabłoconymi butami w ich życie wprowadzając na idealnie czysty dywan masę problemów – Tak naprawdę to nic ciekawego się nie zdarzyło. – Wtedy popatrzyła na mężczyznę – No oprócz tego że poznałam Chestera.
- Nadal nie mogę uwierzyć że siedzisz tutaj w naszym mieszkaniu… - Powiedział i popatrzył na niego z uśmiechem. Wymuszony śmiech Benningtona nie był zbytnio widoczny więc Ian uznał go za autentyczną życzliwość.
- Cuda się zdarzają – Odpowiedział bez zastanowienia.
- Miło że do nas przyjechaliście – Powiedziała kobieta wchodząc ponownie do pomieszczenia – Bardzo się zmieniłaś – Odparła do kobiety życzliwie.
- Włosy mi urosły – zaśmiała się.
- Nie… - Powiedział bez zastawienia Ian – Może dlatego że dawno cię nie widzieliśmy. Nigdy nie założyłabyś sukienki.
Fakt. Sukienka to było najgorsze zło jakie musiała natarczywie znosić. Czy jest coś gorszego w chodzeniu w krótkim zwiewnym materiale? A poza tym kiedyś nie miała dla kogo się tak ubierać. Gdy wszyscy usiedli w kręgu stołu ich rozmowy zeszły na temat tego co się działo przez te lata. Annabelle postanowiła już nie pracować, musi zająć się Nathanem który teraz naprawdę potrzebuje opieki. Ian jest zatrudniony w wielkiej korporacji zajmującej się wyrobem materiałów budowlanych, lecz po pewnym czasie jego firma została przeniesiona do innego miasta.
- Możesz nam opowiedzieć coś o sobie – Zaproponował włączenie się do rozmowy milczącego Chestera. Nie wiedząc co tak naprawdę powiedzieć popatrzył się na dziewczynę która objęła go lekkim uśmiechem mówiącym „No dalej”.
- Może mniej więcej już mnie kojarzycie – Zaczął – Zresztą jak spotykam nowe osoby to wiedzą o mnie więcej niż ja sam. Imię i nazwisko moje znacie. Miejsce zamieszkania? – Popatrzył na małżeństwo – Na razie wam to nie potrzebne.
- Emily coś wspominała że mieszkacie razem – Wtrącił mu się do krótkiego monologu.
- Tak, to prawda – Wzięła głos za niego – Ale to tylko chwilowe bo postanawiam w najbliższym czasie się wyprowadzić…
- Emily… - Zaczął błagająco mężczyzna.
- Ja też uważam że powinnaś sama zarabiać na życie a nie być dla kogoś… Hmmm… - Zastanowiła się Annabelle – Lekkim balastem?
- Ona nie jest dla mnie ciężarem – Oznajmił po czym po raz kolejny jego wzrok zatrzymał się na twarzy dziewczyny. Szok który w tej chwili malował na niej wiele abstrakcyjnych wzorów wziął górę.
- Zmieńmy temat.
- Też tak sądzę – Oznajmił Bennington. Tak naprawdę nie sądził że Emily może tak szybko wyprowadzić się z jego mieszkania. Pragnął jej pomóc, a w jej warunkach jest to po prostu nie możliwe.
- Nie powiedziałam tego złośliwie – Sprostowała kobieta chwytając za kawałek upieczonego ciasta – Po prostu nie uważasz że należy już pomyśleć nad przyszłością?
- Dam sobie radę… - Oznajmiła, lecz w zdanie wtrącił jej się brat.
- Będę Ci pomagał do samego końca.
- Kosztem Nathana? – Krzyknęła do męża lecz po chwili uświadamiając sobie swój ton usiadła i zaczęła spokojniej – Nie chodzi nam o to by Ci nie pomóc. Nathan też potrzebuje opieki! I to nie jest takie łatwe. Ja jakbym mogła poszłabym do pracy lecz kto zajmie się dzieckiem, co? – Spojrzała w stronę Emily. Wstrząśnięta jej słowami kierowała swoim umysłem odpychając to wszystko w inną stronę. Czyli wychodzi na to że przez te wszystkie lata była dla nich ciężarem. Na to wynika. Mają dziecko, a pomimo tego jej pomagają.
- Proszę Cię, nie krzycz na nią – Powiedział do niej Ian.
- Ja nie krzyczę. Ja tylko uświadamiam Ci że pomimo twojej dobrze płatnej pracy, nie starcza nam całkowicie na wszystkie wydatki – W tej chwili coś krzyknęło. Rozpacz dziecka był tak przenikliwy że postawił na nogi wszystkie obecne tu osoby.
- I co zrobiłaś? – Rzucił jej mężczyzna.
- Lepiej się zastanów co ty wyprawiasz! Dziecko czy siostra? Co? Mam Cię postawić w takiej sytuacji? – Po tych mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Analizował to wszystko ryjąc w sobie wielką dziurę przez którą wnikało więcej problemów. Chwycił za rączki Nathana i klęcząc chwycił za jego kraciastą koszulę. Przytulił go mocno po czym powiedział do płaczącego dziecka.
- No i co tak płaczemy? Nie jesteś już na to za duży? – Uśmiechnął się. Widząc jego lekko uspokojoną twarz, która spoglądała gdzieś w dal zaczął – Co chcesz porobić? – Dziecko chwyciło za jego ręce i usiadło przy swoim małym stoliku. Chwyciło za jedną pomarańczową kredkę, która w tej chwili kręciła się wokół śnieżnobiałej kartki. – Będziesz rysować? – Spytał teoretycznie.
- Narysuj coś dla mnie – Uśmiechnęła się Emily, która w tej chwili stanęła za bratem. Chwyciła za jego rękę i swoją miną oznajmiła zakłopotanie w której się teraz znajduje. Wiedziała że z żoną nie wygra, tym bardziej że u jego boku znajduje się chore dziecko. Ian uspokoił ją spojrzeniem, nie chciał tego tak samo jak ona.
- Zmieńmy temat – Odrzekł siadając obok swojej żony obejmując ją lekko ramieniem. Masywna ręka mężczyzna chwyciła za jaskrawy materiał i kręciła go wokół własnej osi. Emily widząc to uświadomiła sobie że tak naprawdę oni tworzą szczęśliwą rodzinę.
- Jak się poznaliście? – Spytała kobieta już łagodniej.
- Tak naprawdę to był czysty przypadek – Zabrał głos Chester. Emily spojrzała na niego i miała już coś rzucić w jego stronę lecz się powstrzymała. Minęło kilka minut zanim Chester razem z radosną Emily wymieniali to wszystko co się zdarzyło. Nieszczęśliwy wypadek na rowerze, dziewczyna też nie stroiła zaczerwienić mężczyzny informacją o bombonierce.
- Gracie coś w najbliższym czasie? – Spytał zaciekawiony mężczyzna.
- A wybiera się pan? – Zrobił to samo Chester.
- Nigdy w życiu nic nie wiadomo.
- Mamy zamiar za miesiąc zagrać na jakimś festiwalu.
- Nie mówiłeś mi – Powiedziała do niego Emily.
- Nie miałem okazji – Rzucił szybko po czym chwycił za jej dłoń – Dowiedziałem się dzisiaj rano.
Argumenty którymi kierował się teraz Chester przemówiły do umysłu kobiety, która kiwnęła do niego głową i odwróciła się w prawą stronę. Chłopczyk o własnych siłach dreptał po wykładzinie, jeszcze nie otulonej dywanem, by wręczyć mały rysunek. Ian przechwycił obrazek po czym posłał uśmiech synowi.
- Jakie to śliczne! – Krzyknął zafascynowany ojciec – Mój syn ma talent – Zaśmiał się po czym kartka zaczęła wędrować po wszystkich osobach przy stole. Gdy zatrzymała się przy Emily zamarła. Spojrzała w nią jeszcze raz i uśmiechnęła.
- To miało być dla mnie? – Spojrzała na chłopca które kiwał lekko głową. Podszedł cichutko do jej krzesła po czym popatrzył na nie zdradzającą nic minę kobiety. – Prześliczne – Dodała zszokowana po czym powiedziała do Chestera – Powinieneś to zobaczyć.
Mężczyzna chwycił ręką kredkowy rysunek, który przedstawiał dwie postacie. Oglądnął ją jeszcze raz po czym zatopił swój wzrok w jednej z nich. Po lewej stronie stała kobieta w czerwonej sukience. Brązowe włosy idealnie opinały jej twarz. Jedna ręka była ustawiona swobodnie, lecz druga za coś trzymała. Dłoń która opinała jej rękę była trochę inna niż jej. Malował się na niej niebiesko- czerwony wzór. W górze widniały koślawe serca, namalowane na różowo a obok tego leciały bezwładne ptaki. Mężczyzna uśmiechnął się do małego chłopca i oddał mu kartkę oznajmiając:
- Nawet mój kolega by mnie tak nie namalował – Widząc uśmiech na twarzy mężczyzna chwycił za kartkę i podał ją Nathanowi Chłopczyk przytulił ją do siebie, lecz potem pojrzał jeszcze raz na nią, potem na siedzącego Benningtona i w tej chwili postanowił zrobić coś nieoczekiwanego. Kartka w tej chwili nie znajdowała się w jego dłoni, tylko powędrowała tam gdzie znajdowała się przed chwilą.
- To dla mnie? – Spytał dla pewności małego chłopczyka. Ten nic nie mówiąc potwierdził swoją główką swój czyn i odszedł nic nie mówiąc w swój ulubiony kąt.

***

- Tylko nie mów że ci się nie podobało – Powiedziała do mężczyzny kobieta. Zaświeciła światło i zdjęła z siebie narzutę. Odkryte ramiona dawały jej wielkiej kobiecości.
- Zależy czy tobie się podobało – Oznajmił po chwili widząc jej uśmiech na twarzy.
- Mam wybierać niektóre momenty naszej rozmowy? – Spytała teoretycznie.
- Jeśli chcesz… - Po tych słowach udał się do salonu i zdjął buty, które rzucił gdzieś w kąt – Jeśli chodzi o to mieszkanie to…
- Proszę Cię.. Przestań już! – Powiedziała do niego. Nie chciała by to tak zabrzmiało lecz powaga sytuacji nie zezwalała na lekkie podejście do sprawy.
- Myślisz że jesteś dla mnie udręką – Zaczął.
- Tak, tak myślę. Dlatego za kilka dni postanawiam sobie coś znaleźć – Chester czuł jak wszystko co w tej chwili znajdowało się wewnątrz podchodzi mu do gardła. Dławił się słowami, nie wiedział bowiem co uczynić w tej sytuacji.
- Nie wyprowadzaj się… - Oznajmił cicho po czym stanął naprzeciwko kobiety.
- To nie ode mnie zależy – Powiedziała wpatrując mu się w oczy pełne rozczarowania. Łzy podeszły jej do oczodołów, lecz blokada nie zezwoliła na ich ujawnienie.
- Nie jesteś dla mnie udręką. Chcę ci pomóc – Nie wiedząc co zrobić przysunął się do kobiety i uścisnął jej ciało. Ona zrobiła to samo i nagle rzuciła:
- Nie chcę Cię wykorzystywać…
- Nie wykorzystujesz – Oznajmił równie taką samą rozpiętością głosu jak ona. Tkwili w tej chwili przez chwilę po czym kobieta odsunęła się od niego i oznajmiła:
- Jestem zmęczona. Chyba pójdę się położyć.
- Przemyśl to – Rzucił jej mężczyzna i odsunął rękę. Ona spojrzała na niego i powędrowała na górę. Jej ciało zgrabnie przechodziło ze schodka na schodek wprawiając Chestera w zakłopotanie. W tej chwili stracił ją z oczu. Stanął jak wryty u nagle coś się w nim obudziło.
- Poczekaj na mnie! – Krzyknął po czym udał się w stronę jej drzwi. Zobaczył jej twarz w półmroku. Objął ją delikatnie i dał się ponieść swoim emocjom. Ich głowy zbliżały się coraz bliżej. Spoglądając na jej czarne oczy zauważył jej brak zdecydowania i nagle poczuł coś na swoich ustach. Popatrzył zdziwiony na jej twarz, która błagała o to by zaprzestał tego co ma uczynić. Palec wskazujący idealnie ulokował się na jego ustach prosząc o chwilę zastanowienia. Spojrzał na nią zaskoczony i nagle poczuł odsunięcie ręki. Popatrzyła na niego spoza swoich ciemnych włosów i rzuciła:
- Przepraszam – Po tych słowach schowała się za drzwiami sypialni.

***

„ Dasz radę spotkać się dzisiaj wieczorem ze mną? Potrzebuje pomocy, ale twojej pomocy! Będę w studio około godziny 20.00. Pasuje?
~Mike”

***

- Nie będę przedłużał naszej rozmowy – Powiedział do przyjaciela zdruzgotany Mike. – Chodzi o Jessicę. Dlatego Cię tu ściągnąłem.
- Przecież już ze sobą nie jesteście – Oznajmił po chwili wpatrując się w jego telepiące się dłonie – Nie wiem po co drążysz temat, wiedząc że ona już nie wróci.
- Wróciła – Powiedział przerywając mu oddech przeznaczony na następne zdanie – Właśnie że wróciła! – Wtedy krzyknął i z całej siły uderzył pięścią w stół. Czerwone ślady na bokach ręki rozlewały się po jego dłoniach, potem i tak rozeszły się po jego ciele. Spojrzał na nie po raz kolejny i dał głos zszokowanemu Chesterowi.
- Jak to? Jak to wróciła? – Tu przerwał i spojrzał na niego – Mike…
- Nie chcę kazań, rozumiesz? Muszę się wygadać po to Cię tu przysłałem – Głos szybko rozprzestrzenił się po najmniejszych kątach pomieszczenia zostawiając malutkie wgłębienia w jego fundamentach. – Chciała się ze mną umówić.
- Czyli nie spotkaliście się? – Spytał podejrzliwie mężczyzny.
- Nie. To znaczy… – Zrobił chwilę przerwy – Tak, przez chwilę. Wtedy wychodziłem ze sklepu i na nią spojrzałem. I wiesz co zobaczyłem? – Bennington zaciekawił się przybliżając się do niego – Te same oczy które kiedyś trzymały mnie w moich ramionach, oczy napełnione radością. Niemożliwe prawda? – Spytał zrezygnowany – Wtedy zamieniliśmy kilka słów, ona rzuciła mi się w ramiona – Mówił jakby miał w tej chwili się rozpłakać – Rozumiesz to?! Trzymałem ją na swoich rękach! – Wtedy desperacko nimi zarzucił w przód pomieszczenia. – I co czułem? Sam nie wiem jak to mam określić. Nie potrafię znaleźć na to określenia. Takie spontaniczne zachowanie, dało mi nieprzespaną noc. Przypominam sobie jej delikatny dotyk. Jej czuły dotyk, który… - Tu nie dokończył. Zostawił to zdanie do namysłu przyjacielowi i natychmiast wtrącił następne – Potem posłała mi jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów. Złapałem go póki mogłem i schowałem na dnie serca… Potem odeszła. Kazała mi się ze sobą skontaktować a ja… - Tutaj przystanął na chwilę. Nie wiedział co wrzucić w tą pustkę. Jakie słowo opisywałoby jego przemyślenia? Nie wie dokładnie o czym myśli patrząc na tą kobietę.
- Masz zamiar się z nią umówić? – Spytał Chester swojego przyjaciela.
- Sam nie wiem co mam robić… - Zamyślił się i skierował swoje ciało w stronę otwartego okna. Zimno przykryło jego odkryte ramiona, rozprostowując tym samym pojedyncze włoski na jego ciele. Z dala nie było widać nic. Natura umarła tak jak on sam. Zbliża się zima, przymrozki kołaczą do drzwi mieszkających tu ludzi by powitać ich znowu na te kilka miesięcy. – Szczerze mówiąc jestem w kropce.
- Ale kochasz ją? – Spytał powściągliwie spoglądając na niego ze swoich ciemnych oczu.
Mike zamyślił się trochę, bo pragnął tego nie wypowiadać. Chciał by w tej chwili on przeniknął do jego umysłu i wyciągnął te myśli, rozgniatając je w pół.
- Sam już nie wiem… - Oznajmił. – Niczego nie wiem! – Krzyknął zdesperowany i oparł swoje łokcie na zimnym parapecie. – Nie wiem co mam robić, nie wiem czy to ma sens. Moje rany na sercu zgoiły się w miarę zostawiając tylko krwawiące strupy, a ona przyszła i je rozgrzebała…
- Czekaj, czekaj – Zatrzymał się nagle – Nie rozumiem już twojego toku myślenia. Przez cały czas nawijałeś o niej, jak jej Ci brakuje, jak pragniesz znów z nią być, a teraz mówisz że to nie ma sensu. Wytłumacz mi to!
Nie wiedząc jaki krok uczynić odsunął się od chwiejących kwiatów na parapecie i usiadł w skupieniu na wielkiej kanapie. Jego ciało idealnie przystosowało się do jego wnętrza zostawiając tylko na nim duże wgniecenie swojego ciała. A może on ma racje? Za bardzo dramatyzuje. Nie wie czy tkwić w tym dalej, czy powinien ponieść się widokom jej błysku twarzy, czy powinien nadal trzymać ją przy sobie. Pomimo tego że ona zaznaczyła że to tylko nie zobowiązujące spotkanie, on wie że o nim nie zapomni na bardzo długo. Wyryje się idealnie w jego pamięci, która za wszelką cenę trzyma te wspaniałe chwilę spędzone z blondynką. Oparł się idealnie o przedmiot i zaczął znowu:
- Chcę być znowu z nią. Budzić się przy niej, śmiać się z jej żartów, dotykać jej nieskazitelnej twarzy. Tego pragnąłem by znowu poczuć się szczęśliwy. – Tutaj zrobił przerwę. Poczuł że Chesterowi znudziło się stanie więc położył swe ciało obok niego. Wtedy spojrzał spode łba – Jestem jak bomba zegarowa. Odliczam czas do naszego kolejnego spotkania by zmienić swój świat na coś innego. Lepszego. Lecz gdy ona się zbliża wybucham. Sam nie wiem co to jest. Nie potrafię tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. Wybuchają we mnie wszystkie emocje. Raz jestem szczęśliwy patrząc na nią, lecz gdy się ode mnie odwróci moim ciałem targa sumienie które nie daje za wygraną. Wyrywa z umysłu moje wspomnienia łamiąc je na moich oczach i podając jak śniadanie na odrębnej tacy bym mógł spojrzeć co z tego zostało. Zatapiam się w kawałkach i czuje spływającą krew. Tak to moje serce – Powiedział do Chestera – Ono tak krwawi. Ona wbiła mi nóż w plecy, a ja go wyjąłem z nadzieją że rana się zagoi. Ale potrzeba dużo czasu by ona uległa regeneracji. Czekałem bardzo długo na  jej zagojenie. Teraz zobaczyłem skutki tej naprawy gdy ona ponownie ją rozerwała… - Tu przerwał – Nie rozumiesz mnie.
- Rozumiem – Odrzekł Bennington. –Bardzo Cię rozumiem. Wiem o czym mówisz.
- Jak możesz wiedzieć? Tobie się wszystko układa! – Spojrzał na niego próbując ukryć niewidzialne łzy rozpaczy. Chester jednak nic nie mówiąc schował swoją twarz w masywnych dłoniach i nie widząc nic wyobraził sobie że stoi na pograniczu wielkiej przepaści. Uświadomił to sobie: w każdej chwili może stracić to co go odbudowało. Stał się przez nią lepszym człowiekiem. Ona obróciła jego życie o 180 stopni, tak by znowu mógł normalnie funkcjonować. Ale boi się każdej chwili w której uświadamia sobie że może ją stracić. Że może rzucić się w przepaść, a on za nią tylko do połowy drogi. Obudzi się na gruncie i będzie trzymał za kawałek ziemi uświadamiając sobie na jakim dnie leży on sam.
- Uczucia do niej nie są już tak stałe jak wcześniej… - Powiedział z załamanym głosem. Jego struny głosowe zmieniały ton w bardzo szybkim tempie. Raz były wysokie, a raz niskie lecz nie różniły się tym że przy każdym z nich towarzyszyło rozpięte drganie. Nie mógł wydobyć z siebie normalnego dźwięku, bo wiedział że co zrobi to zniszczy jego życie. Jeśli zostanie przy niej zniszczy swoje serce dogłębnie, nie zostanie już z niego nic. Zniszczy organ, który dawał mu życie.
- Czyli nie jesteś pewny co jej uczuć? – Spytał sugerując coś Mike’owi. Podnosząc swoją głowę odsunął wszystkie niepoprawne myśli z umysłu i spoglądając w jego bladą twarz troski oznajmił szybko:
- Nie… Nie jestem – Oznajmił szybko. Czuł że te słowa nie zostały wypowiedziane, nadal wierzył że zostały ulokowane w połowie krtani, gdzie nie potrafią się przedostać. Czuje że chwyta za nie i wyrzuca do kosza, nie chce ich mówić na głos. Jednak to zrobił. Otworzył się jak rany na jego psychice.
- Nie kochasz jej… - Oznajmił Chester po chwili namysłu. Wstał i stanął naprzeciwko ciała przyjaciela. Chwycił za jakiś materiał i rzucił go w głąb wracając do jego spojrzenia.
- Kocham! – Wtedy popatrzył na jego sugerującą twarz. Wiedział że teraz ściemnia, że broni się błahymi argumentami, nawet ich nie używając. – Znaczy się… Tak myślę że ją kocham.
- Czyli jej nie kochasz – Oznajmił nadal wpatrując się w tą samą zrozpaczoną twarz. Miał już odpowiedź jego uczuć. Jest w pełni pewny tego co zaraz wyjawią jego usta – Gdybyś naprawdę ją kochał nie zastanawiałbyś się na tym.
Mike przystanął na tych słowach. Złapał niewidzialny płacz w dłonie i ulokował je bezpiecznie w przerażających ciemnościach nie wypuszczając ich na światło dzienne. Jeśli to co mówi Chester jest prawdą? Może utracił do niej do uczucie, te chwile rozłąki to sprawiły. Za długo na nią czekał. Pragnął mieć ją tu i teraz. Chce jej dotyku, lecz nie chce. Chce trzymać ją w ramionach, ale nie chce. Chce zarazem patrzeć na nią, ale coś go od tego odsuwa.
- Byłeś Jessicą zauroczony – Przerwał rozsiewającą mgłę skupienia mężczyzna – To było tylko zauroczenie, zmieniające się w przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie trzymało Cię do tego momentu. Zaślepiło oczy oraz umysł. Zaparowało gałki oczne, dlatego teraz tak cierpisz. Bardzo temu uległeś. Zamiast zastanowić się dwa razy nad tym co czujesz, co chwilę przekonywałeś się na siłę że to nie może być możliwe że jej nie kochasz. A tak naprawdę jej nigdy nie kochałeś – Oznajmił cicho – Gdybyś ją kochał, byś był pewny tego co chcesz zrobić. Z jednej strony chcesz się z nią spotkać, a z drugiej to odrzucasz. To nie ty. To twój rozum i serce odpycha te myśli. To co Cię do niej ciągnie to cholernie mocne przyzwyczajenie do jej osoby…
Zamarł. Jego oczy w tej chwili nie zdradzały jakichkolwiek uczuć. Nie wiedział co ma czuć. Radość, zagubienie, rozpacz. W tej chwili to wszystko tworzyło nierozerwalną breję której nie mógł poukładać w logiczny sposób.
- Czyli co mam zrobić? – Spytał zdesperowany spoglądając znad swoich brunatnych włosów – Myślisz ze to jest takie łatwe? Zapomnieć o kimś o kim Ci naprawdę zależało? – Tu urwał robiąc przerwę na głuchą wypowiedź Chestera. – Z jednej strony coś mnie ciągnie to tego bym znowu ją ujrzał, bym znowu trzymał ją za rękę jak to było kilka tygodni temu. Patrzeć w jej oczy, bo w nich widzę tylko odbicie mojej duszy. Pragnę tego ale…
- Ale tak naprawdę tego nie chcesz – Dokończył za niego przyjaciel. Jego sytuacja odbiegała od rzeczywistości jaką przedstawiał przyjaciel. Zanim jego potok słów został przerwany przez Mike’a dodał coś jeszcze – Tak naprawdę twoje serce i rozum nie chce się z nią spotkać. Nie chce jej znać, chce ją odrzucić jak najszybciej. Lecz to cholerne przyzwyczajenie mówi Ci że jest jeszcze nadzieja, że chcesz ją zobaczyć.
- A jeśli to nieprawda? – Spytał ostrożnie. – Ty nigdy jej nie lubiłeś. Nie przepadałeś z nią. Darłeś z nią co chwilę koty, o to jaka jest. I powiedzmy szczerze: Chciałeś rozpadu tego związku. Być może teraz nie chcesz dopuścić do tego bym się z nią spotkał.
- Nie. Mi nie zależy na tym byś się z nią nie zobaczył.
- A na czym ci zależy?
- Na twoim szczęściu. – Odpowiedział szybko kierując się do zimnej kanapy. Zdało się widać malutkie okruchy chłodu, które wpadła pomiędzy cienkie nitki materiały. Siadając popatrzył na swoje dłonie po czym bez żadnego wyrazu twarzy dodał – Masz rację. Nie przepadałem za nią. A wiesz dlaczego? – Spytał się przyjaciela kierując ku niemu wzrok – Bo tak naprawdę miałeś klapki na oczach kiedy ona Cię wykorzystała. Ona odebrała Ci cały sens życia, zamykając tym samym dojście do świata zewnętrznego. Tak naprawdę zamknęła cię w swoim pojemniczku niepotrzebnych rzeczy. Pieniądze – tylko o to jej chodziło. I teraz naprawdę nie chce byś był nieszczęśliwy. Więc jeśli zdecydujesz że będziesz szczęśliwy razem z nią to tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia, prawda? I tak sam zdecydujesz o tym co czujesz.
- Twoim zdaniem co powinienem zrobić? – Spytał powściągliwie. Jego głos szybko zmieniał barwę głosu z wysokiego na dół. Drżący ton zdradzał powagę sytuacji w której teraz się znajdował razem ze samym sobą.
- A chcesz się z nią spotkać? – Spytał po raz kolejny.
- Sam nie wiem. Z jednej strony chcę, ale z jednej coś mnie zatrzymuje.
- Dlatego się z nią nie spotykaj. Zrób to wtedy gdy będziesz pewny tego co myślisz. – Oznajmił po chwili nadal będąc w tej samej pozycji co wcześniej.
- Każdemu człowiekowi powinno się dać drugą szansę – Oznajmił szybko chowając swoją twarz w swoich masywnych dłoniach. Odpierał niewidzialne łzy zdruzgotania, które pomimo braku widoczności wyrywały korytarze na jego policzkach. Wyschnięte koryto strumienia bolało coraz bardziej, domagając się ponownego powrotu.
- Ale ty dawałeś jej wiele szans – Stwierdził – I żadnej z nich nie poszanowała. Wyrzuciła je najzwyczajniej w świecie mydląc ci przy tym oczy. Ona cię wykorzystała! Zrozum to w końcu, bo naprawdę nie chce byś znowu przez nią cierpiał.
Nie wiedząc co o tym myśleć siedział przez chwilę w milczeniu. Chłodne powietrze przedostało się do pomieszczenia i zmieszało z wypowiadanymi słowami. Stojąca obok gitara chwytała wszystkie przemyślenia grając melodię, która była odzwierciedleniem ich uczuć. Perkusja w kącie odbijała zdania na swoich bębnach tworząc bezgłośny rumor w uszach Shinody. Patrząc na te instrumenty miał przed oczami wszystkie mile spędzone chwile. Razem z marzeniami przemierzał świat, nie wierząc w to co się teraz dzieje. Nagle przystanął. Spojrzał Chestera, który siedział naprzeciwko jego głosy i stwierdził cicho.
- Kiedyś byś mnie wyśmiał za te wszystkie słowa. Nie rozmawiałbyś ze mną w ten sposób o tych sprawach – Te słowa wywołały u niego podniesienie lewego policzka i wydobycie się kolejnych słów:
- Zmądrzałem? – Spytał teoretycznie po czym spojrzał na beztroską minę Mike. Tkwili w tej ciszy przez kilka dobrych chwil po czym znowu przeszedł przez chmurę ciszy z której padał deszcz zmieszanych uczuć.
- To ona cię zmieniła – Oznajmił po chwili. Widząc błysk w oczu Benningtona dał mu wolną rękę by skończył jego rozważania. Lecz się mylił. Cisza była jeszcze dłuższa niż poprzednim razem więc jego jedynym zadaniem było znów ją przerwać – Chester. Ja wiem że coś między wami jest. Tylko nie chcesz mi powiedzieć co. Czemu?
Tym razem nie usłyszał potoku słów Benningtona tylko pojedyncze stąpanie jego masywnych nóg. Krzątały się pomiędzy stolikiem, a oknem przepuszczającym zimowe powietrze.
- Mogę Cię o coś spytać? – Zaryzykował. Chester kiwnął potwierdzająco głową i zaciekawiony spojrzał na niego - Kochasz ją?
- Dlaczego takie pytanie? – Odpowiedział mu tym samym.
- Odpowiedz mi. Czy ją kochasz? Czy Ci na niej zależy…
- Tak. – Tu zrobił przerwę wpatrując się w swoje dłonie. Skierowały go do tego samego miejsca, zatopił swoje ciało w miękkim materiale po czym cicho odpowiedział – Kocham ją.
- To dlaczego tego nie okazujesz? – Zapytał ciekawy Mike. – Kiedyś byłeś inny. Gdzie ten dawny Chester? Chester nie mogący się odpędzić od lasek, Chester nie strojący od wykorzystywania, Chester dający denne porady miłosne, Chester który tak naprawdę bawił się dziewczynami. Co się z tobą stało?
Trucizna jego słów przeszyła jego krtań nie wywołując żadnego dźwięku. Zabiła wszystkie niewypowiedziane słowa, które najprawdopodobniej i tak nie ujrzałyby światła dziennego. Mike ma rację. Zmienił się. I to bardzo. Gdzie podziały się wszystkie atrybuty dawnego Benningtona? Alkohol, sex, narkotyki. Można powiedzieć że pozbył się tego wszystkiego gdy ona pojawiła się w jego życiu. Chwyciła za nie i po prostu schowała szczelnie, zamknęła to na kluczyk którego najprawdopodobniej nie dostanie. Zaczęło mu zależeć na kobiecie. Tak naprawdę pierwszy raz zaczęło mu zależeć na miłości.
- Nie wiem tak naprawdę co się między wami dzieje. Nie mówisz mi wszystkiego? Kiedyś co chwile nawijałeś o tym jak blondyna jest dobra w łóżku, czy ta niebieskooka dobrze całuje. A teraz?
- Teraz tak naprawdę zaczęło mi na kimś zależeć – Dokończył za niego cicho – Dlaczego tego nie okazuje? Boje się że ją zranię. Za każdym razem gdy próbuje jej to okazać, próbuje jej przekazać że jest ważna, mam wrażenie że tym samym zadaje jej cios w serce. Nie chcę tego. Boje się że ją przez to ranię, przez swoją natarczywość…
- Ona potrzebuje czasu – Powiedział Shinoda do przyjaciela – Daj jej czas. Musi to wszystko przemyśleć. Tak naprawdę nigdy nie byłem tak pewny tego że ona tak naprawdę Cię kocha. Widzę to. Z pewnością swoim umysłem chwyta przyszłość w której ty ogrywasz jedną z głównych ról. – Tu zrobił przerwę. Popatrzył na kamienne spojrzenie Benningtona. Nie zdradzało nic. Żadnych uczuć. Zawsze gdy patrzył na niego był pewny tego co czuje, jednak w tej chwili on nie przedostaje ich na zewnątrz. Tak jakby szybkim ruchem odpiął to wszystko.
- Nie możesz jej zostawić. Musisz okazać jej że ci na niej zależy, że jest wspaniała… - Chester podniósł swoją twarz i popatrzył na brązowe oczy przyjaciela. Niczym czarna otchłań chłonęła jego wszystkie myśli – Ale nie słowami. Pokaż jej to!
Cisza znowu otuliła ich zmysły. Chester wstał i powędrował do kąta pokoju chwytając za zmiętą kartkę papieru. Nie znalazł na niej nic ciekawego i po prostu ją wyrzucił. Tkwiący biały szorstki materiał przeturlał się kilkakrotnie po dywanie i trafił pod stopy Shinody. Nie zważając na niego kopnął w dal gdzie znowu powędrowała w dalekie krańce studia.
- I tak będziecie razem – Stwierdził cicho Mike. Zaskoczenie w oczach Chestera nabrało ciekawości – Gdy jej nie ma umierasz, gdy Emily nie widzi Ciebie w pobliżu także umiera. Umiera w niej cząstka czegoś ważnego, jak w tobie. Jesteś jej synonimem życia.
- Nie zasługuje na moją miłość. Zasługuje na coś o wiele lepszego – Stwierdził siadając na drewnianym stoliku.  Drżące dłonie usadowiły się na blacie i złudnie poruszały solidnie postawiony stolik. Popatrzył na swoje nogi które w tej chwili znacząco się ugięły.
- Nie, ona właśnie potrzebuje miłości. Twojej miłości! – Wtedy zbliżył się do przyjaciela i klęknął naprzeciwko niego wpatrując się w jego bladą twarz. – Okaż jej to. Bo oboje bez siebie wyginiecie.



To tak: Dziękuje wam wszystkim za te miłe komentarze pod niemal każdym rozdziałem. Jesteście dla mnie inspiracją do tworzenia tego bloga za co wam bardzo dziękuje.
Ale mam też kilka informacji. Jak już zauważyliście zwiększyłam długość rozdziałów. Uświadomiłam sobie ile tak naprawdę mam jeszcze wątków do zrobienia, więc musiałam coś zrobić by nie zrobiła się z tego Moda na Sukces.
Ostatni akapit, rozmowa Chestera i Mike'a to druga wersja tego co chciałam napisać. Po prostu jestem na tyle głupia by przy informacji " Czy zapisać dokument" przycisnąć "Nie". 
I ostatnia informacja. Planuje wydanie w najbliższym czasie One Shota. Mam już kawałek treści, nie zdradzę o czym ma być ale na pewno wydam go w najbliższym miesiącu. Dokładnie nie wiem kiedy, zależy od tego czy będę miała czas i czy nie będzie mi się w miarę podobał. 

5 komentarzy:

  1. No, no, rozdzialik świetny :D
    Szczerze mówiąc, rozmowa Mike'a i Cześka mnie trochę znudziła, bo nie lubię wątków miłosnych.
    Ale to nic. Nie zmienia to faktu, że rozdział ogromnie mi się podoba ;)
    Nathan jest słodki. Jak nie lubię dzieci, tak w nim się zakochałam, no! :P
    Jedno pytanko: Gdzie reszta zespołu? Gdzie wydurnianie się Bradsona i żarcie Joe'go? :(
    Weź mi ich wyczaruj! xD
    A w przerwie między zakęciami zapraszam do mnie :D
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twojego bloga <3 Zajebisty, moglabym czytac calymi dniami <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jestem jak bomba zegarowa. Odliczam czas do naszego kolejnego spotkania by zmienić swój świat na coś innego. Lepszego. Lecz gdy ona się zbliża wybucham. Sam nie wiem co to jest. Nie potrafię tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. Wybuchają we mnie wszystkie emocje. Raz jestem szczęśliwy patrząc na nią, lecz gdy się ode mnie odwróci moim ciałem targa sumienie które nie daje za wygraną. Wyrywa z umysłu moje wspomnienia łamiąc je na moich oczach i podając jak śniadanie na odrębnej tacy bym mógł spojrzeć co z tego zostało. Zatapiam się w kawałkach i czuje spływającą krew. Tak to moje serce – Powiedział do Chestera – Ono tak krwawi. Ona wbiła mi nóż w plecy, a ja go wyjąłem z nadzieją że rana się zagoi. Ale potrzeba dużo czasu by ona uległa regeneracji. Czekałem bardzo długo na jej zagojenie. Teraz zobaczyłem skutki tej naprawy gdy ona ponownie ją rozerwała…"- czy tylko ja czytam to po raz piąty? Naprawdę? No to nie wiedziałam.
    Genialne są te słowa. Cudnie łapią za serducho i ściskają do samego końca rozdziału. Mnie również cała ta rozmowa ciut zanudziła, szczerze mówiąc ten cytat jest tak naprawdę takim podkreśleniem ich dialogu, a cała reszta liczy się dla mnie już mniej. Ach i dwa razy w tej rozmowie wracałaś do wątku "Kochasz ją?", przez co czuję się skołowana, bo nie wiem czemu to zrobiłaś...
    Co by tu... Chaz jest chamski. Na tym spotkaniu na początku wyszedł na prawdziwego wieśniora, od których stronię, więc trochę mi obrzydł D: A to źle. Fajnie, że pod koniec przjął inicjatywę, no ale Emily... Niech oni się kiedyś zgrają, jak nie w tę to we w tę, nie wiadomo o co im chodzi. Jak dzieci... Super, że Jessica odchodzi! no przynajmniej ja to tak rozumiem- nie lubię jej.
    Co by tu dalej pisać... Było kilka błędów, szczególnie mnie dekoncentrowało to słówko "ciało", którego nadużywasz już od kilku rozdziałów, oraz niepoprawnie użyte niektóre rzeczowniki i czasowniki. Było tam coś z oczodołami i łzami...co było nie do przyjęcia! Kiedy można było napisać zwyczajne "rozpłakał się", albo "hamował łzy", no po co sobie życie utrudniać? (i czytelnikom) :D
    Nie będę już zanudzać tylko Cię jeszcze pozdrowię i napiszę, że życzę weny :)
    PS- Przepraszam, za tę krytykę, ale coś mnie po prostu popchnęło do tego :/ Nic nie pisałam złośliwie.
    PSS- Właśnie dodałam nowy rozdział, zapraszam do czytania i komentowania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne jest to, jak ubierasz uczucia w słowa. Jak przelewasz to żywnie z serca na kartkę, wyszukując najbardziej pasujące wyrazy. Podziwiam Cię za to.
    Owszem, jest parę błędów, które zostały wymienione wyżej, także nie będę się powtarzać.
    A czy ja wiem, że Moda na sukces jest taka zła? Najgorsze jest to, kiedy się zżyję z opowiadaniem, a ono mi się tutaj kończy, więc generalnie lubię, jak są bardzo długie. XD

    Mam cichą nadzieję, że akcja się całkowicie wyjaśni, wszyscy sobie wyznają uczucia i każdy będzie zadowolony. Bo chyba nie wytrzymam, jeśli któreś z nich będzie nieszczęśliwe. :<
    BTW, brakuje mi śmieszniejszych momentów. Wręcz kocham, kiedy jest jakaś poważna sytuacja, a tutaj na przykład ktoś się przewróci, nie wiem, cokolwiek śmiesznego. To tak jakby odrywa nas od całości i przede wszystkim nie zanudza, bo po takiej wesołej sytuacji najczęściej czytamy zacięcie dalszą część z taką ciekawością, jaka była na początku, czyli taki jakby przycisk "replay", co do ciekawości, bo tak to można się znudzić... Nie wiem, czy rozumiesz o co mi chodzi, bo ostro tutaj zagmatwałam. Sama się w sumie gubię w tym, co tutaj wypisałam. XD

    Oczywiście czekam na kolejne rozdziały i jak możesz, to informuj mnie o nowych częściach u mnie na blogu :> Aha, no i przy okazji zapraszam do siebie. ( http://i--wont--lie.blogspot.com/ ) Nie pogardzę żadną opinią :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc tak, kolacja brata Emily dosyć spokojna, jeśli pominąć krzyki żony Iana. Syn Iana po prostu przeuroczy, rysunek był słodki, aż się uśmiechnęłam gdy przeczytałam co na nim było i że rysunek otrzymał Chester :D
    Rozmowa Chestera i Mike'a po prostu pokazała nam co chłopacy czują w środku wobec dziewczyn. Rozmowa przydatna aby nam czytelnikom dać do zrozumienia uczucia ich obu. Więc co do Jessici nadal nie jestem przekonana, to zwykła tapeciara, która tylko naciąga Shinode. Co do zwlekającego Chestera, ma czas.. mi się podoba że tak długo im się to rozwija :) No nic zabieram się za następny rozdział. /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń