Oparła głowę o kolana, które opasała swoimi rękoma.
Spojrzała w wschodzące słońce i przemoknięte ubrania.
Czy mogła być aż taką idiotką by spędzić noc na ławce w
parku?
Najwidoczniej.
Przetarła oczy i nie mogąc już więcej uronić żadnej łzy
zawiesiła wzrok na stojącym nieopodal drzewie. Spojrzała na swój telefon, który
zdążyła zabrać i zauważyła dwadzieścia jeden nieodebranych połączeń od samego
Benningtona. Zirytowana jego zachowaniem włożyła telefon do mokrych spodni i
zobaczyła, że ktoś obok niej siada. Wzdrygnęła się, ale nie miała siły uciekać.
W końcu wszystko było jej jedno.
- Powiedziałbym, że jesteś totalną debilką siedząc tutaj,
ale tego nie uczynię – zaczął mężczyzna – Przykro mi.
- Wiesz o tym? – Spytała zaskoczona – Skąd?
- Wolałabyś nie wiedzieć – Odpowiedział jej – Mówiłem ci, że
jesteś naiwna i dajesz się tak łatwo omamić. On po prostu nie był ciebie wart i
tyle – spojrzał na nią i dotknął jej zmoczonych włosów - Musisz się ogarnąć, bo
się przeziębisz – Tod złapał za jej rękę i dodał – Chodź, pomogę ci.
- Słucham? – Spytała przez łzy – Zostaw mnie tu samą,
naprawdę nie mam na nic siły.
- Nie możesz zostać tu cały dzień, dochodzi piąta! –
powiedział – Byłabyś niepoważna. Rozumiem cię, że nie masz ochoty teraz nawet
oddychać, ale musisz normalnie funkcjonować. Życie toczy się dalej, nie
skończyło się na jednej chwili.
Nie wiedząc jak zareagować na jego propozycję wstała z ławki
i ogarnęła włosy do tyłu. Wiedząc, że w tej chwili wygląda okropnie schowała
głowę pod czarną bluzę i spytała:
- Po co mi pomagasz?
- Och Deuce, nie mogę pozwolić by coś ci się stało przez
takiego durnia – odpowiedział lekko się uśmiechając.
***
Shinoda spojrzał w stronę swojej towarzyszki. Oparta o
siedzenie w samochodzie długo spała, czekanie w aucie dało się we znaki. Popatrzył
na jej przymknięte powieki i lekko się uśmiechnął. Zawiesił wzrok na jej
lśniących włosach oraz wydętych ustach i rozmarzony patrzył tylko w jej stronę.
Dlaczego ludzie wyglądają tak niewinnie kiedy śpią?
Zadał sobie kilka razy to pytanie i poprawił delikatnie jej
opadający kosmyk włosów, który zawieruszył się gdzieś między uchem a nosem.
Widząc przekręcenie się Lisy w drugą stronę wzdrygnął się i udając tak
naprawdę, że nic nie zaszło spojrzał w dal. Postukał palcami, raz drugi,
trzeci. Gdy doszedł do jakiejś pięćdziesiątki zaśmiał się pod nosem i oparł
wygodnie o siedzenie próbując wymusić sen.
Sen? W tej chwili to niedorzeczne. Tkwi schowany przed domem
jej rodziców i nadal ma nadzieję, że coś ugra. Gdyby miał oceniać swoje
zachowanie na pewno nie byłoby ono zbyt mądre, przecież każdy o tym wiedział.
Dlaczego nie mógł dać sobie z tym spokoju?
Sumienie. Nie spał noce snując się o po korytarzach we
własnym umyśle co rusz wymyślając coraz inne zakończenia tej nudnej przechadzki.
Nie znalazł na razie nic, ponieważ nie potrafi odplątać tej długiej nici. Nie
potrafił.
Spojrzał jeszcze raz na kobietę i poprawił otulającą ją
bluzę. Myśląc, że i tak jego poszukiwania dobiegły końca sprostował się i
spojrzał na swoje dłonie.
Przecież on nie przegrywał. Nie dał na sobie pogrywać,
zdarzały się wzloty i upadki, ale teraz on najzwyczajniej w świecie zaczął
przegrywać. Wszystko do czego dążył przez ten rok zostało skreślone, zostały
tylko wspomnienia rozbudzające negatywne myśli. A może nie wszystkie te myśli
są negatywne?
Zastanowił się przez chwilę i stwierdził, że pomimo tego,
jak to wszystko się potoczyło nie zapomni o wielu zdarzeniach. Pierwszy
pocałunek z Jessicą, pierwsza wspólna noc, pierwszy wyjazd, pierwszy raz gdy
patrzyli w gwiazdy… A świadomość tego, że tylko on o tym pamięta wyniszczyła go
od środka. Próbując nie przywołać myśli jaki to on nie jest naiwny oparł się o
kierownicę i spojrzał za okno. Zbliżała się godzina siódma, ale na dworze
pogoda już dopisywała. Chcąc odciągnąć od siebie świadomość tego, że ich czas
pomału się kończy zaczął liczyć dni. Te szczęśliwe.
Nagle lekko odskoczył w bok. Upewniając się, że nie zbudził
swojej towarzyszki wydał cichy okrzyk radości i wyszedł z auta. Tak, to te
blond kręcone włosy, to te długie nogi, to te dłonie, które kiedyś trzymały go
w swoich objęciach.
Czując w sobie wielką determinację oraz zdenerwowanie
poprawił nerwowo zmiętą koszulę i pobiegł w stronę dziewczyny. Nie wierząc w
swoje szczęście uśmiechnął się kilka raz pod nosem i wbiegł na chodnik. Dzieliły
ich tylko trzy metry, już nie tysiące kilometrów. Spojrzał na nią przez pryzmat
promieni słonecznych, a ta widząc go odskoczyła w tył. Nie wiedząc co
powiedzieć zakryła dłońmi usta i zaczęła:
- Czego chcesz?
Nie wiedząc jak zareagować na jej wredny ton przybliżył się
w jej stronę i zaczął:
- Nie zbywaj mnie błagam. Przyjechałem stąd kilka tysięcy
kilometrów dla ciebie. Dla nikogo innego tylko dla ciebie. Jessica – zwrócił
się do niej – Tak bardzo pragnąłem cię zobaczyć, usłyszeć. Nawet nie wiesz jak
się cieszę!
Zaskoczona jego słowami spojrzała pusto w przestrzeń. Czując
jak jej oddech przyspiesza, a serce zaczyna bić jak oszalałe rzuciła:
- Nie potrzebnie tu przyjeżdżałeś! – krzyknęła – Mike,
przepraszam, ale…
- To dla mnie ważne – przerwał jej – Zniknęłaś tak nagle,
nie pojawiłaś się na ostatniej rozprawie, nie wiedziałem co mam o tym myśleć.
Czy ci się coś stało, czy ty jesteś jeszcze na tym świecie.
- Ty jesteś popierdolony – powiedziała ze śmiechem
poprawiając dół swojej spódnicy – Wyrabiam ci takie rzeczy, a ty przyjeżdżasz
tu i się o mnie martwisz. Rozumiem, ale to brzmi wręcz komicznie. Mike, do
cholery, przyznaj się po co naprawdę przyjechałeś!
Stanął jak wryty. Nie wiedząc jak zareagować podrapał się po
tyle głowy i głupio się uśmiechnął:
- Moje sumienie nie dawało mi spokoju. Chcę tylko wiedzieć
czy z tobą wszystko w porządku.
- W jak najlepszym.
- Dlaczego tak nagle wyjechałaś?
- Nie twoja sprawa Mike.
- Moja – odpowiedział - To był twój list? Proszę odpowiedz mi.
- Nie powinno cię to obchodzić – rzuciła oddalając się od
niego. Ten złapał za jej ramię i stając naprzeciw niej odparł:
- Odpowiedz mi.
- Tak – poprawiła swoje blond włosy i spojrzała w jego oczy.
- Dlaczego go napisałaś? – Spytał – Zeznajesz na mnie w taki
sposób by oczyścić się ze wszystkich zarzutów, a tu nagle sąd dostaje ten list.
I w nim przyznałaś się, Jessica, ktoś cię zastraszył?
- Skąd taki pomysł? – Spytała z uśmiechem.
- To do ciebie nie podobne!
- Że piszę w taki sposób? – odparła – Nie, ja Mike napisałam
to sama, z własnej woli bez żadnego przymusu, więc nie pytaj się o nic więcej
tylko ciesz się wolnością.
- Ukrywasz się – zaśmiał się – Sfałszowałaś zeznania, a
teraz policja po prostu cię szuka, przestraszyłaś się sprawiedliwości!
- W dupie mam sprawiedliwość. Nie mogą mnie zamknąć.
- Owszem, mogą. A ty doskonale o tym wiesz.
- Zaskarż na mnie – odparła wkurzona.
- Nie przyjechałem po to by cię wkopać, Jessica przestań –
wywrócił oczami.
- Tylko po co?
- Martwiłem się kretynko! – krzyknął – Nie rozumiesz tego?
Zostałaś w mojej pamięci mimo tego, że zmarnowałaś mi tyle tygodni, zniszczyłaś
moje imię i zrujnowałaś wszystko na co pracowałem przez te lata. Ale nie chcę
by ci się coś stało, nie zniósłbym tego, że coś ci się dzieje!
Przegryzła nerwowo wargę i spojrzała w jego ciemne oczy. Jak
nie potrafiła dostrzec w nich coś więcej?
- Mike – zaczęła – Chcę cię przeprosić za to wszystko. Wiem,
że jestem taka jaka jestem, ale… - przerwała – Wybacz mi.
- Takich rzeczy się nie wybacza.
- Cholera Mike to po co przyjechałeś? – Spytała zirytowana –
Przyjeżdżasz tysiące kilometrów dla mnie? Coś tu nie gra! Nie chcesz przyjąć
przeprosin, ale się o mnie martwisz. Czy ty w ogóle wiesz czego chcesz?!
Słysząc jej zdenerwowany ton odsunął się od niej. Coś było w
niej nie tak. Czyżby tak szybko potrafiła się zmienić, czy on po prostu tego
wcześniej nie zauważył?
- Powiedz mi dlaczego napisałaś ten list.
- To nie jest ci do niczego potrzebne – odparła.
- Jedna odpowiedź w sprawie tego listu i znikam z twojego
życia – słysząc te słowa wzdrygnęła się, ale nie dała po sobie tego poznać.
Stanęła naprzeciw niego i usłyszała kolejną propozycję – Zostawię cię w
spokoju, jak już wiem, że wszystko w porządku, ale gdy usłyszę tę durną
odpowiedź. Błagam!
Spojrzał na kobietę błagającym tonem i nagle poczuł jak
dotyka swoimi rękami jego twarzy. Przysunęła go do siebie i wpiła w jego wargi.
Wiedząc, że w tej chwili źle robi i może być w każdym momencie odrzucona
pocałowała go najpierw delikatnie, a później widząc jak Shinoda nie przerywa
pocałunku zbliżyła się do niego bardziej.
Mężczyzna stał jak wryty. Nie zrobił nic, nie uciekł, nie
przerwał jej tylko dalej grał w jej gierki. Jak idiota nie znający swojej
przeszłości. Co w tej chwili czuł? Powracające wspomnienia. To było bardziej
podniecające niż wszystkie ich pocałunki razem wzięte.
Nagle kobieta odsunęła się od Mike’a i uśmiechając się
poprawiła jego kołnierz. Zrobiła krok do tyłu i speszona odwróciła się w drugą
stronę.
- Jessica, miałaś mi odpowiedzieć! – odparł po chwili
oblizując swoje wargi z resztki jej błyszczyka. Spojrzał na nią po raz kolejny
– Obiecałaś mi!
- Wiem – odpowiedziała – Żegnaj.
Uśmiechnęła się przez łzy i skręciła w drugą uliczkę
przedostając się do furtki własnych rodziców.
Nadal stał jak wryty. Nie powiedział nic, wypuścił tylko z
ust śmiech irytacji i zaklął, że znowu dał się tak parszywie omamić. Miał
wrzasnąć z bezsilności, ale zrezygnował. Miał w głowie plan by pobiec za
dziewczyną, ale nic i tak by nie ugrał. Sądząc, że to nie ma najmniejszego
sensu powędrował prosto do auta.
Po raz kolejny wrócił pamięcią do tego co stało się przed
chwilą. Czuł zupełnie co innego, coś czego nigdy nie dała mu sama Jessica. Nie
wiedząc o co może chodzić machnął ręką i wszedł do auta. Wziął głęboki oddech i
usiadł na fotelu.
- Coś się stało? – Spytał Lisy gdy zauważył jej zrezygnowaną
minę.
- Nie – uśmiechnęła się sztucznie – Tylko źle spałam, nic
takiego. Wiesz, nie ma tu takich wygód jak w normalnym łóżku – udając
zadowoloną z własnych słów spojrzała na Mike’a i spytała – Widziałam cię z
Jessicą, czego się dowiedziałeś?
- Praktycznie nic – wzruszył ramionami – Ma się dobrze,
bynajmniej tak myślę.
- Całowaliście się – odparła bez zastanowienia – Już między
wami wszystko okej?
- To ona mnie pocałowała. Ale… - przerwał patrząc naprzeciw
siebie – Ale to było coś innego. Nie wiem jak to określić, jakby skreślić to
wszystko co do niej czułem, to wszystko odrodziło się na nowo. A po tym
odeszła, zostawiła mnie tam na środku chodnika nie odpowiadając mi na pytanie.
Zbyła mnie!
- Nie odpowiedziała ci w sprawie tej kartki? – Spytała, a on
kiwnął głową.
Nagle go olśniło. Dotknął się mocniej kierownicy i czując
jak traci panowanie nad sobą przymknął oczy. Zacisnął usta i wiedząc jaka jest
odpowiedź chciał ją od siebie odepchnąć. To przecież nigdy nie było realne, a
sam nie może w to brnąć.
- Mike, słabo ci? – Spytała przejęta – Może wyjdziemy?
- Nie – odpowiedział – Lisa, odpowiedzią jest pocałunek. Ten
cholerny, pieprzony, kretyński pocałunek! – wrzasnął waląc w przednią szybę
auta.
***
Jego mózg był w tej chwili jedną breją pytań i uczuć. Tkwił
w jednym miejscu nie znając swojej przyszłości. Być może ona się kończy na tym
etapie? Musi zapomnieć o wielu rzeczach, odsunąć od siebie blizny z przeszłości
i żyć teraźniejszością. Każde wspomnienie o ich szczęśliwych chwilach było jak
podstępna hiena – czaiła się omamiając ofiarę, a później rzucała się na nią
pozostając bezlitosna. To właśnie działo się wewnątrz Chestera. Nie potrafił
poradzić sobie z myślą, że te kilka niewinnych godzin mogło skreślić tyle
miesięcy. Każda myśl o tym wywoływała u niego jeszcze większe wyrzuty sumienia
i myśli destrukcyjne. A myśli nie dało się ot tak wyrzucić. Wiedział, że jest
bezradny, może prosić miliony razy, ale i tak wie że nie odbuduje do końca
swojego zaufania i nie zatrze tego zdarzenia. Za każdym razem gdy patrzył w
sufit nie mógł wyobrazić sobie tego co teraz się z nim stanie. Będzie po prostu
żył dalej? Nie, to by było zbyt banalne w tej sytuacji. Oprócz Michaela, który
tkwił kilka tysięcy kilometrów stąd nie miał nikogo.
Zwykły paradoks. Miał wokół siebie tyle osób, które były
wręcz na jego zawołanie, a tak naprawdę nie miał nikogo. To było śmieszne, ale
też bolesne.
Wstał z łóżka i spojrzał na godzinę. Dochodziła siódma więc
szybko wstał z miejsca i rozejrzał się po pokoju. Czyżby był wczoraj tak mocno
zdesperowany, że powywalał wszystkie szafki? Najwidoczniej.
Stanął przed jedną z nich i parsknął w jej stronę. „Głupi
szczeniaku” – powiedział do siebie i nagle poczuł ten okropny, a zarazem
budujący go zapach. Przeklął głośno, gdyż wiedział z czego on pochodzi i
otworzył okna. Teraz nawet niewinny zapach rozlanych perfum wzbudzał u niego
powrót wspomnień.
Wyczołgał się z sypialni i usiadł na krześle w kuchni.
Trzymając w jednej ręce szklankę wody, a w drugiej telefon, który nie
odpowiadał od wczoraj przewrócił oczami i nie mając ochoty na dalsze
funkcjonowanie zaczął patrzeć się pusto w ścianę.
W jego głowie narodziła się myśl, która go przerażała. Gdzie
podziała się Emily?
Nie miał zielonego pojęcia gdzie spędziła noc, klucze od
swojego domu zostawiła w szafce nocnej, a ślad po niej zaginął. Twierdząc, że
być może ma jakieś zapasowe podciągnął się na duchu, tłumacząc, że nic się jej
nie stało. Dlaczego w tej chwili zachowuje się odwrotnie do tego co kiedyś
mówił?
„Nie pozwolę cię skrzywdzić”. Słysząc swoje słowa w głowie
poczuł dziwny ucisk w sercu. Przecież właśnie to robi. Właśnie ją rani.
Postanowił wstać i udał się do łazienki, wiedząc, że
następnym jego przystankiem będzie dom kobiety.
***
Herbata bardzo parzyła ją w dłonie, ale nie zwracała na to
uwagi. Złapała kubek ponownie i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt na ścianie.
Odizolowana ciałem od całego świata zatopiła swoje wargi w gorącym napoju i nie
zważając na jego słodki smak podkuliła nogi. Nie wiedząc jak odepchnąć od
siebie te myśli o wczorajszej kłótni zamknęła oczy i z wielką ochotą uśnięcia
oparła się o ścianę. Nie może teraz zasnąć!
Otwarła je i ponownie powróciła myślami do tego zdarzenia.
Co pamięta?
Wrzeszczącą Marlene, zaskoczonego Chestera, jego słowa,
które w tej chwili nie budowały, ale raniły, jego fałszywe oczy oraz… oraz to,
że bez skrupułów go uderzyła. Dlaczego ją to aż tak dręczy?
Myśli o tym fakcie zżerały ją od środka powodując kolejny
ból. Przecież uderzyła osobę, którą kocha. STOP. Kochała.
Parsknęła w myśli i nadal będąc pewna, że tego po prostu nie
da się tak skreślić zacisnęła usta i spojrzała w głąb pokoju. Nie wiedząc
dlaczego Tod ją zaprowadził do hotelu specjalnie wynajmując dla niej, albo dla
nich, pokój. Szczerze mówiąc chyba nic ją w tej chwili nie obchodziło. Nawet
jakby Tod wpadł w szał albo zaczął się do niej dobierać ona nie miałaby siły się
temu przeciwstawić. Jest zbyt słaba na to by nawet wstać.
- Już okej? – Spytał siadając obok niej. Nie spodziewając
się go tu odpowiedziała nie odrywając wzroku od stojącego nieopodal kwiatka:
- Tak, dziękuję.
Zapadła cisza. Zapatrzona nadal w jeden przedmiot odsuwała
od siebie myśl, że tkwi tu z osobą, której nie ufała. Teraz tak naprawdę sama
nie wie komu ma ufać.
Pogładziła palcem kubek i czując kompletną pustkę
wyniszczającą ją od środka zacisnęła ponownie usta. Mężczyzna widząc to oparł
się o ścianę.
- Chcesz o tym porozmawiać? – Spytał po chwili.
- Nie – odparła krótko i nadal wróciła do swojego zajęcia.
- Nie wiem jak mam z tobą postępować – powiedział szczerze –
Jesteś załamana i wiem, że potrzebujesz spokoju, ale boję się zostawić cię
samą.
- Bo będziesz myślał, że coś sobie zrobię? – Spytała po
chwili – Nie bój się, nie mam nawet siły teraz wstać, a co dopiero robić takie
głupoty.
- Rok temu myślałaś inaczej – odpowiedział jej.
- Możesz skończyć? – Spytała ze wściekłością, chociaż
wiedziała, że nie powinna była podnosić w tej chwili głosu – W ogóle nie wiem
dlaczego siedzę tu teraz z tobą, a ty stałeś się dla mnie taki opiekuńczy.
- A nie cieszysz się? Zastanawia mnie tylko dlaczego nie
poszłaś do domu.
- Nie mam kluczy – odpowiedziała – Zostawiłam je w domu
Chestera.
- To nie dobrze – powiedział kiwając głową.
- I tak będę musiała tam wrócić i zabrać swoje rzeczy –
odparła.
- Kiedy to zrobisz?
- Jak najszybciej – odparła i upiła jeden łyk herbaty –
Dlaczego hotel?
- Bezpieczne miejsce.
- Nie ufasz mi?
- Ważne, że ty mi ufasz – odparł z uśmiechem.
- Wcale nie powiedziałam, że ci ufam – powiedziała patrząc
na jego twarz.
- Nie musisz tego mówić. Po prostu gdybyś mi nie ufała nie
poszłabyś ze mną, musisz mieć w sobie chociaż trochę tej ufności w stosunku do
mojej osoby.
Nie przecząc jego słowom oparła swoją głowę o kolana i
głośno westchnęła. Widząc jak mężczyzna wstaje z łóżka spojrzała na niego
zdziwiona i wiedząc, że ma teraz zamiar zmianę tematu nie odezwała się ani
słowem.
- Wiem, że to nie pora na takie wyznania, ale musisz
wiedzieć jedno – odparł – Nie zbliżaj się do swojego ojca. Jeśli będzie chciał
ci pomóc, odmów mu.
- Odwala ci? – Spytała – Przecież dla niego pracujesz, o co
ci chodzi? Sam przecież mnie do niego doprowadziłeś.
- Po prostu raz mnie posłuchaj i nie mów mu, że ja ci to
zasugerowałem – Powiedział z lekkim uśmiechem i zniknął za drzwiami.
***
- Muszę tam wrócić – zaczął rozmowę Mike łapiąc mocniej za
kierownicę. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona i odparła:
- To bez sensu. Pojedziesz tam i co? Powiesz jej, że nic się
nie stało i to wszystko odeszło w niepamięć?
- Myślę, że ona się zmieniła – odpowiedział zmniejszając
prędkość pojazdu – Myślę, że ona coś zrozumiała…
- Cholera Mike! Ona usunęła twoje dziecko, wsadziła cię do
paki, udawała miłość, a teraz gdy cię pocałowała będziesz do niej jechał z
otwartymi ramionami. Nie ranisz nikogo innego tylko siebie, zrozum to. Ranisz
siebie, bo znowu wracasz do przeszłości, której tak bardzo nienawidzisz!
- Ona mnie kocha.
- Wcześniej też tak mówiła. Wykorzystywała cię, Mike
przejrzyj na oczy! Albo po prostu zadzwoń do Chestera, ja myślę, że on ci to
nieźle wybije z tej głupiej łepetyny.
- Dlaczego nie chcesz żebym się z nią spotkał co? – Spytał –
Jesteś zazdrosna?
- Przestań – odparła wywracając oczami, choć w głębi duszy
czuła co innego – Po prostu wiem, że to nie jest dobry pomysł. Jessica jest
płytką kobietą, kocha prawdziwie tylko karty kredytowe. Boże, Mike – spytała po
chwili – Czy ty ją kochasz?
- Nie – odparł – Chyba. Sam się w tym zgubiłem –
odpowiedział stając na uboczu drogi. Spojrzał w rozścielające się złoża zbóż i
czując jak jego oddech zaczął gwałtownie przyspieszać spróbował uspokoić swoje
myśli. Czy już do reszty zwariował? Być może to już zaczyna się zmieniać w
głębokie urojenia, przyzwyczajenie do jej osoby dało się we znaki, a on nie
potrafi sobie poradzić bez jej osoby?
Spojrzał na zdenerwowaną Lisę, która patrzyła tylko
naprzeciw siebie wziął jeszcze raz głęboki wdech.
- Lisa, dzwoń by przedłużyli ci urlop, wracamy – widząc jej
zaskoczoną, lecz zrezygnowaną minę spojrzał na jej błagające oczy i dodał – Nie
mogę tego tak zostawić, zrozum mnie.
- Nie Mike, tego się nie da
zrozumieć! – odparła – Tobie już kompletnie odwaliło. Nie rozumiem co cię
ciągnie do tej pustej idiotki. Pokazała na co ją stać, a ty dalej brniesz w jej
gierki, które nie mają końca.
- Ten pocałunek nie był gierką,
zrozum to! Ja to czułem, ja czułem, że ona coś zrozumiała! Nie wiem jak ty, ale
ja tam wracam!
- Kurwa, nie sądziłam, że jadę tam
z takim palantem! – krzyknęła i otworzyła gwałtownie drzwi od strony pasażera.
Wzięła w ręce swoją bluzę i schowała telefon do kieszeni.
- Nie wygłupiaj się – zaczął
zażenowany jej zachowaniem.
- Jedź sobie do niej – krzyknęła,
choć nie miała tego w planie – Jedź, niech omami cię znowu tylko wiesz co? Nie
żal mi się później, że ta tępa kretynka cię zraniła i że się tego nie
spodziewałeś, bo nawet nie poświęcę ci ani minuty na twoje żale, zrozumiałeś?
Wkurzony jej słowami spojrzał na
jej włosy, które nie wyglądały jak najlepiej i rzucił:
- Masz rację, idź sobie! Nie wiem
czy znajdzie się taki naiwniak, który zabierze cię do domu.
- Naiwniak mówisz? – Spytała – Już
jeden mnie wziął do samochodu, nie patrząc na moje zdanie. Znalazł się taki
kretyn, który przyjechał pod dom i bez żadnych zapowiedzi wpakował mnie do
auta.
- Wiesz, żałuję, że to zrobiłem! –
krzyknął zdenerwowany i nagle usłyszał jak drzwi od samochodu zamykają się z
wielkim hukiem. Popatrzył za siebie i zobaczył odchodzącą kobietę. Widząc jej
zdenerwowane ruchy nóg oraz rąk i odwrócił głowę. Poczuł dziwną ulgę, a zarazem
wyrzuty sumienia.
„Droga wolna Mike!” – głos w jego
głowie tak bardzo przypomniał mu w jakiej sytuacji się znajduje i to, że jest
teraz wolny. Przełknął ślinę i odpalił samochód po raz kolejny upewniając się
czy Lisa jest jeszcze w jego polu widzenia. Nie zobaczył nic. Czyli poszła
szukać nowego środku transportu.
Nagle przeklął w myśli.
Uświadamiając sobie tak naprawdę jak się zachował stanął ponownie na uboczu i z
wyrzutami sumienia złapał za telefon. Nie wiedział gdzie w tej chwili
znajdowała się kobieta, ani czy w ogóle się jeszcze tu znajdowała. Co jak co,
ale nie trudno by jej było znaleźć pomocną osobę.
Odpalił ponownie samochód i
zawrócił w drogę powrotną. Będąc zły na siebie, że pozwolił jej odejść dodał
gazu i zobaczył po chwili zakręt w który skręciła. Tak, to był cały Shinoda,
niektóre fakty docierały do niego po kilku minutach.
Nagle ją zobaczył. Przyspieszył i
zatrzymał się obok jej sylwetki. Otworzył okno i odparł:
- Wsiadaj.
- Spierdalaj – odfuknęła mu i nie
zwracając nadal na niego uwagi szła naprzeciw siebie.
- To nie jest mądre, do domu jest
tyle kilometrów, a my tkwimy w jakimś odludziu. Błagam cię Lisa, wsiadaj, ja
jadę do Los Angeles.
- To jedź sobie sam – rzuciła i
nagle stanęła – Zostaw mnie w spokoju, jeśli wróciłeś tu specjalnie dla mnie to
tracisz czas. Wracaj do Waszyngtonu jak tak bardzo chcesz, ja sobie jakoś
poradzę.
- Nie poradzisz, wsiadaj –
spojrzał na jej obojętny wyraz twarzy – Błagam cię wsiądź do tego cholernego auta!
- Mówię ci po raz kolejny, odwal
się ode mnie Mike – odparła nadal idąc przed siebie.
Nagle samochód zgasł. Shinoda
wyszedł z jego środka i zostawiając go na uboczu dogonił rudowłosą. Stanął
naprzeciw niej zagradzając jej drogę, lecz ta nie miała ochoty nawet na niego
spojrzeć.
- Powiedziałem to w nerwach, wiesz
przecież że tak nie myślę – zaczął zatrzymując po raz kolejny odchodzącą
kobietę – Posłuchaj, jestem zwykłym dupkiem i egoistą. Tak naprawdę nie
zostawiłbym cię tutaj samej.
- Bo by cię sumienie zjadło? –
Spytała z udawanym uśmieszkiem bezradności i rzuciła – Odejdź ode mnie i
spieprzaj tam gdzie chcesz. Jeśli tak bardzo żałujesz, że tu jestem to po co tu
stoisz?
- Powiedziałem, że jestem debilem
i powiedziałem to w złości.
- To opanuj czasem swoje słowa, bo
bolą jak cholera – odparła i dodała sfrustrowana – Zdobywam dla ciebie ten
nieszczęsny numer telefonu, do którego nie możesz się dodzwonić, potem wywozisz
mnie do Waszyngtonu powodując tym samym propozycję mojego szefa o moim zwolnieniu,
znoszę wszystko. Twoje załamania i zwątpienia w których próbuję ci pomóc, twoje
głupie przyzwyczajenia, twoje widzimisie, twoje głupie spotkania z Jessicą… -
nagle przerwała i dodała – A teraz słyszę, że nie jestem potrzebna. Mike,
przykro mi, że w ogóle przyszło ci to do głowy.
- Nie chciałem tego powiedzieć!
- Ale powiedziałeś! – wrzasnęła.
- Przepraszam – odparł łapiąc za
jej ramiona – Nie zostawię cię tu samej, wiem, że powiedziałem to zbyt wrednie,
ale sama wiesz jak mi na tobie zależy! – przerwał nagle i wiedząc, że powinien
się ugryźć w język rzucił – Oczywiście po przyjacielsku, Lisa, jesteś moją
przyjaciółką i nie wiem co bym zrobił jakby ci się coś stało przeze mnie.
Mając ochotę wybuchnąć płaczem
stłumiła swoje łzy i wiedząc, że Shinoda, który nie wie jak te słowa ją zraniły
przystanęła na chwilę. Popatrzyła na niego zrezygnowana.
- Wybacz mi Lisa – odparł – Nie
wracam do Waszyngtonu, jadę prosto do domu i masz rację. Nie powinienem o niej
myśleć, ponieważ to sobie obiecałem.
Powiedział i widząc jej brak sił
przybliżył do siebie kobietę, a ta z całej siły wtuliła się w stojącego
mężczyznę. Mając ochotę uderzyć cokolwiek zamknęła oczy i z myślą, że Mike nie
zauważa jej uczuć zacisnęła usta. Shinoda czując jej zapach perfum uśmiechnął
się i z wielkimi wyrzutami sumienia wtulił się w jej długie włosy. Zahaczył
jedną ręką o jej plecy i położył swoją głowę na jej ramię. Bojąc się odrzucenia
nie zrobił nic więcej. Czuł w tej chwili coś innego, jakby ciągnęło go do
zrobienia tego pierwszego kroku.
Nagle odsunął od siebie kobietę.
Spojrzał w jej oczy i widząc kilka spływających łez starł je z policzka swoim
palcem i rzucił:
- Łzy, które wywołuję o osób,
które coś więcej dla mnie znaczą bolą bardziej niż przejechanie kilka tysięcy
razy batem po gołej skórze – widząc jej lekki uśmiech spowodowany jego słowami
– Nie płacz…
- Nie płaczę – odparła choć dobrze
wiedziała, że przeczy sama sobie – Uznajmy, że przed chwilą kroiłam cebulę,
okey?
- I taką cię Lisa poznałem –
zaśmiał się ponownie tuląc do siebie kobietę – Zabawns, ale skrytą wegetarianka,
która wszędzie wpycha swoje ukochane warzywa i która przez to nie daje mi żyć.
***
Shinoda stanął przed wielkimi
drzwiami i głośno do nich zapukał. Dlaczego zawsze pukał, jeśli dzwonek
znajdował się tuż obok niego? Nie wiedząc dlaczego Chester nie odpowiada
zapukał jeszcze raz i uświadomił sobie, że być może nie ma go w domu. Wyjął
telefon z kieszeni i zadzwonił na jego numer. Również nikt nie odbierał. Nagle
coś skusiło go pociągnąć za klamkę.
Dziwnym trafem drzwi się
otworzyły, a ten wszedł do środka. Już na samym początku spotkał go zapach
spalonego jedzenia oraz widok potłuczonej szklanki. Zdziwił się i opornie
wszedł do salonu. Być może jest tu nie w porę?
Nie zastał tu nikogo, jedynie
zauważył porozwalane jego ubrania i jakąś damską koszulkę, pewnie Emily.
Twierdząc, że być może nie jest tu mile widziany cofnął się w stronę drzwi. Gdy
już obok nich stanął coś zaczęło nie dawać mu spokoju. Wszedł na górę i widząc
zamknięte drzwi do jego sypialni położył rękę na ich drzwiach i krzyknął:
- Chazz, jesteś tam?
Nikt nie odpowiedział. Tylko szum
wiatru, który dochodził z otwartego okna zagłuszał tę ciszę. Postanowił wejść
do środka.
Wkurzony tym, że Bennington nie
odpowiedział na jego wołanie stanął przed nim i spytał:
- Dlaczego od wczoraj nie
odbierasz żadnego telefonu, nie reagujesz na moje pukanie i nie odpowiadasz na
mój krzyk? – Spytał zrezygnowany i spojrzał na Chestera, który w tej chwili jak
gdyby nigdy nic siedział na nie zaścielonym łóżku. Widząc jego zmęczone i
przepełnione bólem oczy usiadł na łóżku i nie czekając na jego reakcję spytał –
Coś się stało?
- Zostawiła mnie… - powiedział
zahipnotyzowany i oparł głowę o ścianę – Tak po prostu mnie zostawiła.
- Dowiedziała się? – Spytał
zachowując ostrożność.
- Tak – odparł krótko i schował
twarz w swoich dłoniach – Straciłem ją, już na zawsze…
Zaskoczony spojrzał jeszcze raz na
niego i nie mogąc sobie teraz wyobrazić jak życie potoczy się dalej przełknął
głośno ślinę. Nie chcąc dennie pocieszać swojego przyjaciela tym, że to nie
prawda, bo sam nie był pewny tego pocieszenia, usiadł obok niego i wiedząc, że
w tej chwili nie może być nachalny zaczął:
- Byłeś u niej?
- Nie było jej – odparł całkowicie
załamany.
- Mogłeś przewidywać, że tak się
stanie – odparł – Zraniłeś ją, nie oczekuj teraz, że rzuci ci się w ramiona po
jednych przeprosinach. Teraz to się będziesz musiał namęczyć, by ją ponownie
zdobyć, Chazz. Dopiero teraz.
- Nawet nie wiem gdzie spędziła tych
kilka nocy, myślę, że mogła pojechać do Ian’a albo do Tiffany. Ale Tiffany o
niczym nie wie.
- Dzwoniłeś do niej?
- Dzwoniłem do Joe’go, a z tego co
wiem teraz ze sobą mieszkają i nie było mowy o tym by Emily szła do nich z
pomocą.
- Zostaje Ian – zwrócił się w tej
chwili do niego – Masz do niego numer?
- Nie – odparł – Jestem stracony.
Nigdy nie czułem się tak pusto jak teraz, nawet potrafiłem to zrozumieć jak się
kłóciliśmy, ale teraz to jest jedna wielka paranoja. Nie mam już siły na to
wszystko, cudem jest to, że wydostaję się z łóżka…
- Chester, wiesz, że mi przykro –
odparł – Emily to osoba, którą też znam, może nie tak bardzo jak ty, ale
traktuję ją jak swoją przyjaciółkę. Ale w tej chwili ona ma rację, zraniłeś ją
choć przez cały czas zapewniałeś jej co innego. Uwierzyłem, że dasz radę się
nią zaopiekować…
- Potrafię – przerwał mu.
- Chester jakim sposobem? Teraz
nawet nie wiesz gdzie ona jest! Zachowałeś się jak zwykły dupek i tyle.
Przepraszam Chazz, ale taka jest prawda. Musisz o tym wiedzieć – odparł i
odwrócił się w jego stronę – Pomimo tego, że spieprzyłeś ten związek, wiesz że
zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki – odparł całkowicie
opierając się o tył łóżka. Nie mógł powiedzieć, że nie ruszyły go słowa Mike’a,
ale nie mógł też zaprzeczyć, że o tym nie wie. Wie doskonale jak się zachował,
jak zrujnował to wszystko do czego dążył. Może jakby mu tak nie zależało, jak
na innych nie cierpiałby tak jak teraz.
- Chester, masz nie robić jakiś głupstw,
rozumiesz? – Zaczął temat Shinoda.
- Przecież wiesz, że nic nie
zrobię, skończyłem z tym bardzo dawno – odparł – Szkoda, że w ogóle o tym
pomyślałeś.
- Ja cię tylko ostrzegam, bo nie
chcę znowu patrzeć na ciebie jak nie radzisz sobie z tym gównem. Już raz
mieliśmy z tym problem i nie pozwolę na to by to się pojawiło. Zrozum też mnie i
to co ja czuję – powiedział do niego, a ten nadal nic nie reagując zaczął
pocierać palcami o drugą dłoń. Zahipnotyzowany pociągnął nosem i oparł się o
ramię przyjaciela.
- Mike ja nie daję bez niej rady –
powiedział z bólem, a Shinoda nie wiedząc jak zareagować na te słowa zacisnął
usta i pozwolił mu dokończyć – Jestem zerem, kompletnym zerem. Kazała mi
zapomnieć o tym wszystkim co się działo, ale ja nie potrafię! Nie skreślę tego
tak szybko, w ogóle tego nie będę potrafił skreślić.
- Myślisz, że Emily przestała cię
kochać? – Spytał po chwili – Jeśli tak, to jesteś kompletnym durniem. Chester,
Emily nadal cię kocha tylko nie potrafi poradzić sobie z tą wiadomością. Daj
jej do zrozumienia, że ci na niej zależy.
- Ona nie chce mnie znać!
- Dziwisz się jej? – Spytał po
chwili wprawiając mężczyznę w osłupienie. Spojrzał na niego i wiedząc w co się
wpakował dotknął swoich dłoni. Wiedząc, że nie da sobie z tym rady zmienił
temat:
- Jak wycieczka?
- Okej, jedynie co źle wyszło to
powrót. Lisa nie odzywała się do mnie przez połowę drogi, choć nie dziwię jej
się, zachowałem się jak kompletny dupek. Zaoferowała mi pomoc, a ja ją wyzywałem
w złości, że nie jest mi potrzebna.
- Jesteście razem? – Spytał po
chwili.
- Kto? – Nie krył swojego
zaskoczenia – Ja i Lisa? Nie. Traktuję ją jako przyjaciółkę. Chyba.
- Chyba? – Spytał po chwili –
Pasujecie do siebie, myślałem, że po tym waszym wyjeździe się wszystko zmieni.
Powinieneś o nią zawalczyć, ta ruda nie jest taka zła, bynajmniej nie aż tak
jak Jessica.
- A pro po – zszedł na inne tory –
Miałem niespotykane spotkanie z nią. Nie rozumiem kompletnie nic. Pocałowała
mnie.
- Całowaliście się? – Spytał
zaskoczony – Przecież to koniec.
- Ona mnie pocałowała, Boże, to
jakaś paranoja – krzyknął – Ona mnie może kochać, rozumiesz? Ona może mnie
kochać!
- W Jessice nie ma czegoś takiego
jak miłość. Pogrywa tobą znowu, a ty się dajesz nabrać.
- To dlaczego wycofała zeznania?
- Może ją ktoś zastraszył?
- Nie mówiła o niczym takim, a jak
się spytałem o powód tego listu rzuciła się na mnie – odparł po chwili i spojrzał
na Benningtona – Nie rozmawiajmy o tym, zróbmy coś innego. Możemy najpierw
wyciągnąć cię z tego łóżka i lekko ogarnąć.
Wstał i widząc jak jego rozmowa
zaczęła sprawiać ból przyjacielowi, który w tej chwili marzy tylko o tym by
zapomnieć o całym świecie podał mu rękę, lecz ten nie odwzajemnił jego gestu.
- Chazz, wiem że ci ciężko, ale
wstawaj! Życie toczy się dalej, tego kwiatu jest pół światu – powiedział choć
wiedział, że popełnił błąd.
- A ty w ogóle wiesz co mówisz? –
Spytał zażenowany – Kwiatków jest w chuj dużo, ale te kwiatki mnie nie
interesują. Mam w dupie durne kwiatki!
- Chester przestań i wstawaj,
błagam cię – odparł – Założę się, że nic nie jadłeś od rana więc zrobię coś do
jedzenia, a ty się umyj.
Zrobił błagalną minę i ściągnął z
niego kołdrę. Popatrzył na niego i pokiwał głową.
Mężczyzna widząc jego determinację
wstał, a raczej wywlókł się z łóżka i przeciągnął się lekko ziewając. Zmęczony
poszedł w kierunku łazienki i mimo swojego braku chęci do życia był szczęśliwy
ze zjawienia się przyjaciela.
Czuł, że mimo swojej pozycji może
w tej chwili na kogoś liczyć.
Witam po tylu tygodniach. Postanowiłam dodać ten rozdział, bo wiem, że sporo czasu minęło od dodania poprzedniego.
W tym rozdziale może być błędów od fiksa, zresztą pewnie ich jest. Nie przejmuję się tym. Mam do napisania tylko 10 rozdziałów, nie wiem jak to zrobię i nie wiem czy dożyję.
Tak wiem, coś mnie głupiego złapało, mam teraz nową szkołę w której sobie nie radzę z pewną osobą, która próbuje mnie jak kretynka ośmieszyć przy całej klasie, bo uważa, że jest taka fajna. Denerwująca kretynka.
Ale spowiadać się wam nie będę.
Czuję się tak jakbym teraz miała odlecieć, serio. Mam teraz sporo problemów, a moje uczucia to jedna wielka breja. Ech...
Jak mi się polepszy (albo nie) to dodam następny.
Na razie muszę was przeprosić za to, za brak komentarzy pod waszymi rozdziałami (czytam je wszystkie!) tylko nie zostawiam komentarzy, bo nie mam koncepcji do tego.
Szczerze mówiąc już nie chcę mi się żyć.
Więc do następnego.
Mam nadzieję.
Rozdział fajny, zawiera tak dużo skrajnych emocji, że aż głowa mała. Dobry na samotne wieczory.
OdpowiedzUsuńCo do nowej szkoły i pewnej osoby, niech cię ona nie boli. Ja też w poprzedniej klasie miałam taką lalunię, która uważała, że jest taka bardzo fajna, aż pewnego dni upadł na samo dno i do dziś się nie pozbierała. Każda osoba, która ma się za lepszą od innych bardzo szybko kończy swoją karierę.
Nie zanudzam już mądrościami życiowymi, bo dziś się już ich nagadałam bardzo dużo:)
Życzę poprawy samopoczucia, weny i wszystkiego, czego tam ci do szczęścia potrzeba,
pozdrawiam,
Lilith.
Im bardziej podoba mi się blog, tym trudniej mi zabrać się do komentowania. Czytam to szmat czasu i jakoś nigdy nie wiedziałam, jak zacząć ten komentarz, dlatego zacznę takim właśnie wytłumaczeniem. Wena na komentarz zawsze przychodzi wtedy, gdy jest mi niepotrzebna, mam zadane jedenaście krzyżówek genetycznych z biologii, dlatego naszła mnie wena na komentarz. xD
OdpowiedzUsuńPisany w notatce, bo nie mam dostępu do laptopa, a blogger na iOS tak mnie kocha, że nie daje mi prawie nic napisać w komentarzu. Ale przejdę do rzeczy.
Niesamowicie Cię podziwiam za to, że tak wytrwale prowadzisz bloga, i że ma on aż tyle rozdziałów. Mamy już pięćdziesiąt, a tu jeszcze nie doszło do zwykłej sceny, w której Chester i Emily są szczęśliwi, kochają się, nic im nie przeszkadza, nie mają żadnych problemów. I chyba nie dojdzie, choć mam nadzieję... Głupia Marlene.
Blog jest wyjątkowy, ostatnio czytam takie, w których akcja zapieprza jak szalona, także czytanie Twojego to... Miód na moje oczy? Nie, to brzmi źle...
Może Cię to zdenerwuje, ale ja to porównuję do takiej Linkinowej mody na sukces. :D Jak Cię to obraziło czy coś, to przepraszam, udajmy, że tego nie napisałam.
Moja ulubiona część komentarza, czyli atmosfera opowiadania. Jest niesamowita. Zawsze wiesz, czym zainteresować, zawsze jest chociażby jeden wątek, który trzyma w napięciu i o którym chce się czytać i czytać.
Potrafisz doskonale łączyć fakty, nigdy nie pisałam ff, dlatego nie wiem, czy bym tak potrafiła. Ale zakładam że nie, bo w moim opowiadaniu muszę sobie najpierw "na brudno" wszystko zapisać w zeszyciku, a dopiero później wrzucam na bloga. :D
Ej no Ulix. Zeszłaś z tematu.
Wracając do Ciebie, jest w Twoim opowiadaniu rownież coś, co mi się nie podoba. Jak się z tym nie zgadzasz, to nie bierz tego do serca.
Atmosfera jest genialna, lecz czasem w luźnej scenie przydałoby się trochę... "Odpoczynku". Każda scena jest magiczna, ale scena (piszę byle jakie przykłady, jakie mi przychodzą do głowy) jedzenia chleba czy wyrzucania śmieci nie musi być magiczna. Kiedyś napisałaś coś w stylu "jej zwiewne słowa powędrowały przez całe pomieszczenie" i coś tam coś tam. xD Powiem Ci, że trochę mnie to... Uderzyło. xD
Jak się wkurzyłaś, to przepraszam, nie chciałam. Po prostu wyraziłam swoje zdanie i zrobiłam to dlatego, że dobrzy pisarze zazwyczaj dużo wynoszą z uwag i jak się do nich dostosują, to czują, że są lepsi. Ja przynajmniej tak mam. Jesteś drugą z osób, o których zawsze marzyłam żeby przeczytały mojego bloga, także masz: tymczasemwinnymswiecie.blogspot.com i zrób z tym co chcesz. :D Opowiadanie fantasy, ale są tam Linkini, co prawda nie sławni, tylko jako normalni ludzie, bo jak wspomniałam, nie piszę fanfiction.
Rozumiem, że, jak napisałaś, masz problemy, więc nie przymuszam Cię do czytania. Nie przejmuj się. Na pocieszenie powiem Ci, że jestem najniższa w klasie i jak gramy w siatkówkę i piłka leci pod siatką, to wszyscy się śmieją, że dostanę w głowę. xD Pośmiej się ze mnie, dobrze Ci to zrobi. :D
Życzę Ci weny oraz tego, aby żadni nieodpowiedni ludzie nie psuli Ci humoru. :)
Mam ochotę potrząsnąć Mikiem i to tak mocno, żeby mu się trochę mózg poobijał o czaszkę to może by wtedy zrozumiał jaki skarb w postaci Lisy ma obok siebie, a nie kretyn się ugania za tą pieprzoną Jessicą. Uh, ale mnie wkurzają :P
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Chaza, ale z drugiej strony zasłużył sobie na cierpienie. Trzeba było nie pić panie Bennington i nie pakować się między nogi Merlene. Ot co.
Weny kochana!
Jeju.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz dodaję komentarz, ale wiesz... szkoła itp.
Jak ja kocham czytać Twoje opowiadania, to Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy. Piszesz tak świetnie, że nawet nie zwracam uwagi na błędy - no coś niesamowitego. <3
Uwielbiam Ciebie i Twojego bloga. <3
Co do dziewczyny z klasy - lej na to ciepłym moczem i pokaż, że Ci nie zależy. Po jakimś czasie znudzi jej się to. :) Nie przejmuj się. <3
Do następnego. ;*
Powróciłam i nadrabiam, a jest dużo z tego co widzę do nadrabiania, już jestem ciekawa jak historia się potoczyła :D Muszę powoli poprzypominać sobie imiona wszystkich wymyślonych postaci :D
OdpowiedzUsuńBoże, ależ Mike jest naiwny, dalej lata za tą wariatką. Z nim na prawdę jest źle, a mi szkoda Lisy która w jakiś sposób na pewno skrywa jakieś małe uczucia do niego. grrr...
Ciężko widzę tą sytuacje między Emily a Chesterem, cholera... same złe rzeczy się dzieją, ale przecież nie zawsze musi być sielanka i miłość w opowiadaniach. Za to lubię tego bloga, za prawdziwość, bo tutaj sprawy rozwiązuje się jak w prawdziwym życiu, a co niektóre blogi godzą wszystkich ze sobą po kilku rozdziałach.
Powróciłam po dłuuuugim czasie, żeby poczytać twoje rozdziały, twój blog tkwi u mnie w zakładkach na głównej stronie. Musiałam powrócić, powoli będę nadrabiać, gdyż wciąż mam mało czasu, szkoła to na prawdę zło. Cieszę się, że przeczytałam ten rozdział i tym przeczytam resztę. Miło się czytało, chociaż nie kryje że chłopacy z opowiadania strasznie mnie zirytowali. /Kuroichi