wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział XLIX



Stanęła na wyznaczonej przez Toda ulicy i spojrzała na zegarek w telefonie. Jest dokładnie ta godzina o której się umówili. Oparła się o ścianę i czując na sobie mały dreszczyk emocji odsunęła od siebie głupie myśli. Tkwi w zupełnie nie obleganym miejscu, oprócz ujadających psów i syczenia kotów nie ma tu zupełnie nikogo. Gdyby to były godziny wieczorne można by było się nieźle przestraszyć, ale teraz nikt nie mógł jej nic zrobić. Chyba.
Minęło już 10 minut ich spotkania. Przez głowę przeszła jej myśl by do niego zadzwonić, ale przypomniała sobie, że nie ma jego numeru. Przeklęła w duchu i grzebiąc w pamięci kazała sobie przypomnieć prawidłową godzinę. A może to zła przecznica? Będąc w kropce zrobiła jeden krok do przodu i usłyszała niski męski głos.
- Nie idź nigdzie – zaczął przerażającym tonem, tak że w tej chwili Emily bała się odwrócić w jego stronę. Tkwiąc przed nim nie zrobiła żadnego kroku.
To nie był Tod.
- Kim jesteś? – Spytała kobieta.
- Bardzo mi przykro, że mnie nie znasz – zaczął – Twoi rodzice może i byli wzorowi, ale pod względem prawdy nie spisali się na medal. Zawsze mnie ciekawiło czy powiedzieli ci w końcu, że nie jesteś w 100% ich córką czy może…
- I teraz przyszedłeś grzebać w moim życiu? – przerwała mu nagle z jadowitością w głosie – Nie marzy mi się wybawiający mnie tatuś. Tatuś? – Zatrzymała się nie będąc pewna czy użyła prawidłowego określenia – Kim ty w ogóle jesteś?
- Dobrze trafiłaś – rzekł po chwili rzucając niedopalonym papierosem o kamienną ścieżkę – Chcesz się odwrócić?
- Nie – odparła – Chcę byś teraz zniknął i nigdy się tu nie pokazywał. Nie mam powodu ci wierzyć, nie mam podstaw do tego by skreślać mojego ojca. Nie chcę byś teraz mieszał mi w życiu, zrozumiałeś to? W końcu coś zaczęło się układać.
Poddała się. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła wysokiego masywnego mężczyznę. Jego rękę zdobił ogromny jednokolorowy tatuaż, a na twarzy nie miał żadnego zarostu. Łysina na jego głowie dodawała mu kilka lat, a sam wyglądał pod pięćdziesiątkę. Wzdrygnęła się i czując ciarki na całym ciele odsunęła się do tyłu. Nie tak to sobie wyobrażała.
- Po co tu jesteś? – Spytała przez zaciśnięte zęby – Gdzie niby byłeś mój tatusiu jak potrzebowałam kogoś bliskiego? Gdzie wtedy byłeś? Teraz jak mam ułożone życie myślisz, że będę tak naiwna?
- I tak jesteś Emily – słysząc swoje imię w jego ustach odsunęła się do tyłu – Patrz jacy jesteśmy podobni.
- Nie jesteśmy!
- Jesteśmy – Zaśmiał się – Nie widzisz tych oczu? Nie sądzisz, że odziedziczyłaś je po matce.
Będąc w totalnej kropce stanęła jak wryta i z otwartymi ustami próbowała zrozumieć każde jego słowo. Kim on jest?
- Nie wierzę ci, daj mi jakiś dowód.
- Twój dobrany ojciec nie mógł mieć dzieci – Odparł – Ian’a zaadoptowali jako pierwszego, bo nie było szans na wspólne potomstwo. A później? Później pojawiłaś się ty. Myślałaś, że jesteś ich cudem? – Zaśmiał się – Jesteś zwykła wpadką.
Czując w sobie zbierającą się złość zacisnęła dłonie. Widziała, że ostatnie zdanie wywołało u niej więcej emocji niż każde inne wypowiedziane w jej stronę. Czyli jednak to by się zgadzało. Ojciec nie mógł mieć dzieci. To w takim razie co z matką?
- Moja mama zdradziła ojca – rzekła bez emocji i oparła się o ścianę. Po chwili zaczęła trzeźwo myśleć – Nie wierzę ci!
- Nie musisz, mam dowody – Zaśmiał się – Wiedziałem, że tak będzie, więc byłem gotowy – Spojrzała na niego i nie wiedząc co myśleć zauważyła na małą kopertę. Wyciągnął z niej mały list i podał kobiecie – Wybacz, że bez zapowiedzi, ale to są próbki DNA moje i twoje.
- 97% - powiedziała bez zastanowienia i zatkała usta swoją dłonią by nie wybuchnąć płaczem – Skąd masz moje DNA? – Spytała z krzykiem po chwili.
- A czy to ważne? Mój kolega i ty macie się ostatnio bardzo dobrze.
„Zdrajca!”. Pomyślała i zacisnęła zęby. Jeszcze raz przyjrzała się testom i rzuciła kopertę na chodnik.
- To jest niemożliwe! – wrzasnęła – Kłamiesz, łżesz jak tylko się da! Po co ci to wszystko? By spieprzyć mi życie, by wpakować się do niego swoimi buciorami?! Nie chcę cię znać!
- Masz czarno na białym.
- To może być sfałszowane.
- Po cholerę miałbym fałszować wyniki? – krzyknął i dodał – Okey, nie wierzysz mi. Zobacz jeszcze moje zdjęcie ze swoją matką gdy było nam tak dobrze i wspaniale, a twój ojciec siedział w domu zarabiając na waszą szczęśliwą rodzinkę.
Czując wielką wściekłość przejęła zdjęcie i porównała urodę stojącego mężczyzny. Nie zmienił się tak dużo, tylko przytył, ale ta kobieta… Tak to jej matka.
- Daj mi spokój! – Wrzasnęła oddając mu także to zdjęcie – Odwal się ode mnie rozumiesz?!
- Jesteś w szoku, rozumiem – odparł – Jednak nie zamierzam cię ponownie stracić.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie i odwróciła na pięcie. Poczuła jak świat zaczął jej się powoli rozmazywać. Przetarła rozpłakane oczy i powędrowała w drugą uliczkę. Wiedząc, że musi być silna zacisnęła dłonie i spojrzała w zachmurzone niebo. Czyli przez całe życie żyła w błędzie, a ta cała sprawa była jedną wielką paranoją. Nigdy nie czuła się tak wyczerpana, jakby całe emocje z niej się wydostały, choć tak naprawdę miała ich tam jeszcze sporo. Czuła, że w każdej chwili może wybuchnąć. W dosłownie każdej.

***

Otwarła drzwi do domu i wściekła rzuciła torebkę na podłogę. Mając nadzieję, że nie spotka Chestera weszła szybko do salonu i usiadła na kanapie.
Czy tak to sobie wszystko wyobrażała?
Nie! W ogóle tego sobie tak nie wyobrażała. Przez całe życie była w błędzie, każdy wmawiał jej wspaniałą rodzinę gdy prawda była inna.
„Jesteś zwykłą wpadką”.
To zdanie tak wyraziście wyryło się w jej psychice, że każde wspomnienie o tych trzech słowach wzbudzało u niej łzy w oczach. Czyli to wszystko było nieprawdą. Nie była wyczekiwanym cudem, dzieckiem pragnących go rodziców, tylko zwykłą niepotrzebną wpadką! Przełknęła głośno ślinę i przetarła cieknącą łzę. Zrezygnowana spojrzała w prawo i jednak jej przeczucia się nie spełniły. Chester był w domu.
- Już wróciłaś? – Spytał widząc jej sylwetkę na kanapie.
Ona zacisnęła usta by stłumić płacz i nagle poczuła jego wzrok na sobie. Przestraszona i zażenowana tym faktem zakryła się dłonią, ale na darmo. On złapał za nią i schował w swoich dwóch patrząc na roztrzęsioną kobietę.
- Co się stało?
Pokręciła głową, że wszystko w porządku, lecz bez zbytniego przekonania. Nagle wybuchła. Wtuliła się w siedzącego obok Benningtona, a ten jedną ręką objął jej pleców, a drugą schował w potarganych włosach.
- Już dobrze – uspakajał Emily jak tylko mógł pocierając swoimi dłońmi o jej ciało – Jesteś przy mnie, nikt ci nic nie zrobi.
Słysząc jego słowa lekko stłumiła swój płacz. Czy to coś zmieni? Czy będąc tu przy nim zapomni o dzisiejszym spotkaniu?
„Jesteś zwykłą wpadką”.
Objęła go mocniej i zamknęła oczy próbując się jakoś uspokoić. To było trudne, ale musiała się postawić. Wiedząc, że cały makijaż mógł już dawno spłynąć z jej twarzy podniosła się lekko patrząc na siedzącego obok Benningtona. Zgarnęła z policzka pojedyncze krople łez i odparła:
- Jestem niechcianym dzieckiem, mam żyjącego ojca, moja matka puszczała się z jakimś dziadem wtedy gdy ojciec nie był niczego świadomy – odparła – Nie chce mi się nawet już oddychać.
Nie wiedząc co powiedzieć zacisnął usta z zaskoczenia, ale nie dał tego po sobie poznać. Złapał za jej głowę i oparł ją o swoją klatkę piersiową. Nie wydobyła z siebie już żadnej łzy. Siedziała zahipnotyzowana patrząc się tylko w jeden punkt na ścianie.
- Może to nieprawda? – zaczął po chwili – Może ten typ kłamie?
- Spotkałam go na żywo, pokazał mi testy DNA i zdjęcie z matką jak się całują – odparła – Ojciec był bezpłodny, a ja nadal wierzyłam, że jestem ich cudem.
- Dla ojca byłaś – odparł.
- Ojciec do samej śmierci nie wiedział, że nie jestem jego. Matka ciągle trzymała prawdę na boku, nie powiedziała nic. Tworzyli szczęśliwą rodzinę.
- Twój ojciec i tak by cię kochał bez względu na to czy jesteś do niego podobna czy nie. To on cię wychował, nie ten typ o którym mówisz. Emily pamiętaj o tym.
- Żyłam ciągle w błędzie – odparła – Po co mi wmawiali, że jestem wyjątkowa jak tak naprawdę matka pewnie nie wiedziała co ze mną zrobić.
- Jesteś wyjątkowa – odparł gładząc jej włosy – Pieprz to do jasnej cholery, to że to wszystko nie prawda nie znaczy, że nie jesteś ważna. To jakich masz rodziców nie jest ważne, ważne jaka ty jesteś – odpowiedział jej – Ciesz się, że twoja matka w ogóle obrała taką ścieżkę, że postanowiła cię wychować, moja miała mnie w dupie – odpowiedział jej udając nie wzruszonego.
Teraz to Emily złapała mocniej za jego dłoń i nie wiedząc jak zacząć tę rozmowę wtuliła się w chłopaka. Może rzeczywiście Chester ma racje? Matka zrobiła co mogła, ukrywała to, że nie jest ich dzieckiem tylko dlatego by nie niszczyć życia rodzinie, a przede wszystkim jej. A jakby została usunięta?
Wzdrygnęła się na tę myśl i odciągnęła wszystkie inne prócz jednej.
„Jesteś zwykłą wpadką”.

***

- A teraz spójrz na to – Zaśmiała się i pokazała dużą figurkę na jakimś placu. Tak jak ona uśmiechnął się i rzucił:
- Zupełnie jak ty.
- Wcale nie – Zaskoczona tym faktem skrzyżowała ręce i nie chcąc ponownie wytykać błędów wzrokowych Shinody usiadła na drewnianej ławce. Założyła jedną nogę na drugą i spojrzała na niego. Zdeterminowany do walki z własnym sumieniem. Tak naprawdę go podziwiała, mało kto by szukał sprawczyni tylu obrzydliwych rzeczy. A on? Udaje mocnego gdy tak naprawdę widzi, że to wszystko go męczy. Fakt, że matka Jessici nic nie wie jeszcze bardziej go zabił w środku, być może jej już nie ma? Mimo, że nie lubi tej dziewczyny pragnie by za wszelką cenę ona żyła i spotkała się w końcu z Mike’iem. Co jak co, ale dłużej nie zniesie tej niewiedzy.
- A ten posąg jest podobny do Joe’go – Zaśmiał się pokazując dużą kulkę, z której wystaje tylko głowa.
- Jesteś wredny – Odparła ze śmiechem – Co jak co, ale przypominam ci, że ty też nie jesteś okazem piękna – rzuciła do niego oczko, a ten udając że nie ruszyły go te słowa odwrócił się w jej stronę. Tak, po raz pierwszy coś takiego usłyszał. Otworzył usta, ale nie wiedząc co jej odpowiedzieć zamknął je szybko, a ta widząc jego zaskoczenie głośno się zaśmiała:
- Uraziło cię to Mike? – Zaśmiała się – Trafiłam w czuły punkt Shinody, yeah!
Uśmiechnął się nieśmiało i nagle zmienił temat:
- Udamy się dzisiaj do miasta i pójdziemy do jakiegoś klubu? – Spytał opierając się o jakąś figurę – A potem pomyślimy co dalej.
Nagle Lisa przerwała mu kładąc palec na swoich ustach. Wstała z ławki i spojrzała w drugą stronę. Kłócąca się para wsiadała teraz do taksówki. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną, ale starała się być opanowana. Machała swoją torebką odganiając od siebie swojego towarzysza i nagle wsiadła do auta.
Lisa podeszła bliżej tej bójki i po chwili wpatrywania się w znaną jej osobę wrzasnęła:
- To Jessica! – W tej chwili szybko pobiegła w stronę ulicy, a Shinoda razem za nią. Stanęli na skraju drogi i wzrokiem poprowadzili odjeżdżające auto.
- Cholera jasna! – Wrzasnął Shinoda łapiąc się za głowę i kopiąc leżący obok kamień.
- Uspokój się – dotknęła jego ramienia i dodała – Mamy wskazówkę. Jest w Waszyngtonie, wykluczyliśmy już resztę świata. Teraz musimy jej szukać tutaj.
- Ona jest u matki – Wrzasnął wściekły – Ona mnie zbywała, mówiła, że nie widziała jej od dawna. Czy do cholery wszyscy muszą mnie okłamywać?
Starając się opanować Mike’a kazała mu usiąść na murku i stanęła naprzeciw niego. Założyła ręce na biodra i dodała:
- To tak – Zaczęła – Jessica jest w Waszyngtonie, to jakaś wskazówka, bardzo dobra. Przecież jeszcze chwilę temu byliśmy w kropce. Kłóciła się z kimś, pewnie ze swoim nowym chłopakiem albo znajomym więc daleko nie wyjedzie – nagle ją olśniło i dodała – Albo wyjedzie, bo jest taka wkurzona. No, ale odrzucamy tę wersję. Matka Jessici może być zwykłą ściemniarą, ale może też nic nie wiedzieć o córce. Być może ona też nie chce jej widzieć – przerwała i rzuciła – Możliwości jest wiele, ale wydaje mi się Mike, że to bardziej pogmatwane niż się spodziewaliśmy.

***

Spoglądał ukradkiem na jej twarz , a konkretnie na jej nie reagujące tęczówki. Wpatrywała się tylko w jeden punkt w skupieniu, by móc ułożyć sobie te wszystkie informacje na temat jej historii. Chcąc wybrnąć z tej paranoi myślała nad wieloma rzeczami, ale nie przychodziło jej do głowy nic sensownego. Była zła, wściekła na wiadomość tego, że ktoś znowu wkracza butami w jej życie nie dając spokoju. Czasami wolałaby nie poznać prawdy by żyć tylko w spokoju, mniej by chyba bolało.
Nagle poczuła jak ktoś obok niej siada. Nie chcąc przerzucać swoich przeżyć na swojego towarzysza uśmiechnęła się lekko i poczuła jak Bennington łapie delikatnie za jej dłoń. Jak gdyby nigdy nic zaczął rozmawiać:
- Mike prawie co odnalazł Jessicę, zauważyli ją jak wsiadała z jakimś kolesiem do taksówki. Pewnie posiedzą tam dłużej, do czasu gdy naprawdę się spotkają – przerwał by spojrzeć na jej dłonie i kontynuował – Ja nie wiem co on chce tym osiągnąć. Spotka ją i co? Co jej powie, że specjalnie szukał jej przez tyle czasu by tylko zobaczyć czy z nią w porządku. Mike jeszcze ją kocha, ja to czuję – odparł – Myślę, że on jeszcze nie nauczył się na własnych błędach i znowu myśli, że da radę jej wybaczyć.
- Moim zdaniem Mike już o niej zapomniał pod względem miłości – wtrąciła się – Ona po prostu już na zawsze będzie dla niego kimś ważnym bez względu na to co robiła. To jest jak takie przywiązanie, cząstka ciebie zawsze będzie przy tym drugim człowieku bez względu na to co się dzieje. Uczucia można wymazać, ale nie całkowicie – odparła – On jej nienawidzi za to co mu zrobiła, ale też ma do niej trochę sympatii. To pokręcone Chester, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.
Kiwnął pozytywnie głową i spytał:
- Jesteś zmęczona?
Dochodziła godzina dwudziesta druga, ale Emily miała wrażenie, że zegar stanął w miejscu.
- Trochę – odparła – Jestem bardziej zmęczona psychicznie.
Złapał za jej drugą dłoń i z uśmiechem popatrzył w jej oczy.
- Zapomnij o tym – powiedział cicho – Przynajmniej dzisiaj. Przez całą połowę dnia siedziałaś i o tym myślałaś, to cię wymęczyło.
Wiedząc, ze Chester ma rację oparła się o jego ramię i kiwnęła pozytywnie głową. Zamknęła oczy i spróbowała odzyskać siły.
- Kocham cię – powiedziała do niego nadal oparta o jego klatkę piersiową. Bennington uśmiechnął się lekko i odpowiedział:
- Też cię kocham – dotknął jej placów i przybliżył do siebie – Damy sobie radę, pomogę ci. Zawsze możesz do mnie przyjść, nawet z jakąkolwiek pierdołą.
Uśmiechnęła się do niego kiwając głową i ścisnęła mocniej jego rękę. Chcąc dzisiaj o tym wszystkim zapomnieć i zacząć następny dzień od uśmiechu podniosła się lekko i nadal trzymając Chestera w objęciu zaczęła:
- Idę wziąć prysznic – uśmiechnęła się i włożyła ukradkiem dłoń pod jego koszulkę – Idziesz ze mną?
Uśmiechnął się lekko i słysząc jej nietypową propozycję odparł:
- Podoba mi się ten pomysł – Zaśmiał się i musnął delikatnie jej wargi. Emily po chwili odsunęła się od niego i złapała za jego rękę prowadząc go na schody. Gdy stanęli przed drzwiami Bennington złapał kobietę w pasie składając na jej ustach pocałunek. Podniosła kąciki swoich ust i poczuła jak Bennington unosi jej jedną prawą nogę. Oparła się o ścianę i założyła swoje ręce na jego szyi.
- Pamiętaj – odparł po chwili odsuwając się od niej – Zapominasz o problemach. Już ja ci w tym pomogę – uśmiechnął się i otworzył drzwi do łazienki.  

***

Stanął przed drzwiami po raz kolejny. Tym razem nie był już tak zdenerwowany, był zdeterminowany. Zdeterminowany do tego by spotkać ją w końcu i dowiedzieć się o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Kim jest ten mężczyzna?
To pytanie co chwile nie dawało mu spokoju. Czyżby jej nowy chłopak? W zbierającą się w nim złością, że to może być jednak prawda nacisnął dzwonek do drzwi. Nie, nie jest zazdrosny.
Nagle stanęła przed nim matka kobiety.
- Ja do Jessici – spojrzał na nią szczerze, a ta nie wiedząc jak zareagować na jego zarzut uśmiechnęła się głupio i sprostowała:
- Ona tu nie mieszka, mówiłam panu.
- Nie – przerwał jej – Pani kłamała, Jessica dalej jest w Waszyngtonie i pewnie pani się z nią kilka razy widziała.
- Nie ma jej tutaj, kto panu takich plotek naopowiadał? – Spytała ze złością.
- Sam ją widziałem, a pani zbywa mnie jak tylko może – spojrzał w głąb pomieszczenia – Niech mi pani da pięć minut, tylko pięć minut. Chcę ją spotkać, błagam.
Po tych słowach kobieta z całej siły zatrzasnęła przed mężczyzną drzwi, a ten odsunął się do tyłu. Zaskoczony jej zagraniem zadzwonił ponownie, ale nic nie odpowiadało. Walnął w nie pięścią.
- Tylko cholerne pięć minut! – Wrzasnął po raz kolejny.
Nic. Zero odzewu. Wściekły tym faktem kopnął w drzwi i głośno przeklął. Zrezygnowany oparł się o ścianę i wrzasnął po raz kolejny.
- Tylko chwila, moment! To nie kosztuje dużo, a dla mnie jest bardzo ważne!
Również zero reakcji. Będąc już bliski załamania i złości odwrócił się w stronę auta i wiedząc, że nie ugra tutaj nic ścisnął swoje dłonie.
Wszystko zaczęło zbiegać na zupełnie inny tor.

***

Kobieta przeszła obok kolejnej uliczki i nagle poczuła oddech za sobą. To była jak jedna wielka paranoja, ale odwróciła się. Nikogo nie zobaczyła i wzdrygnęła się na tę myśl. Czyżby mózg płatał jej ponownie takie figle?
Weszła w nie obleganą dróżkę i założyła okulary przeciwsłoneczne. Spojrzała w niebo i widać zbliżającą się burzę pognała szybciej w stronę domu Benningtona.
Nagle ktoś stanął obok niej.
- Zejdź mi z oczu – rzuciła widząc natrętnego mężczyznę – Nie chcę cię znać oszuście!
- Jesteś zła za tą próbkę? – Spytał przejęty – Ja tylko pomagałem…
- Wiesz, nie obchodzi mnie to – stanęła naprzeciw niego i ze wściekłością rzuciła – Pojawiacie się tak nagle, przychodzisz pewnego dnia zaczepiasz mnie na ulicy mówiąc o wszystkim czego nie wie praktycznie nikt. Jak? W jaki sposób to osiągnąłeś? Ponadto po kilku dniach, tygodniach nie odstępujesz mnie na krok jakbyś miał jakąś chorą obsesję na moim punkcie. Ale ty nie masz obsesji, kilka razy mówiłeś że nawet cię nie interesuję – złość aż z niej kipiała, ale kontynuowała dalej – Potem pojawia się mój rzekomy ojciec, który informuje mnie, że jestem niepotrzebnym dzieckiem, które powstało w czasie romansu mojej matki i tego typa. Nie Tod! – Wrzasnęła, gdy zobaczyła jak mężczyzna chce zabrać głos – Nawet nie wiesz jak się okropnie czuję. Historia mojej rodziny legła w gruzach, a teraz ja będę patrzyła na ich groby jak na jedną wielką pomyłkę. Ojciec, który wychował mnie przez całe dzieciństwo tak naprawdę nie jest moim ojcem, a matka kilkakrotnie go zdradzała – Parsknęła ze złością – Byłam ich cudem? Cudem było to, że nie zdecydowali się mnie usunąć.
- Twoja matka nie zrobiłaby tego – przerwał jej – Wiem, ze to wstrząsająca historia i fakt, nie wiem o czym mówisz, bo ja nawet nie znałem swoich rodziców, ale uwierz mi, ona pewnie cieszyła się z twojego przyjścia na świat.
Zaskoczona jego słowami spojrzała w jego oczy i nie wiedząc czy to się naprawdę dzieje rzuciła:
- Dlaczego nazwał mnie zwykłą wpadką?
- Emily, bo nią byłaś, ale nie aż taką wpadką by coś z tobą robić – wytłumaczył jej – Ja miałem doprowadzić cię do ojca, tyle.
- Skąd wiedziałeś o mnie tyle rzeczy? – Spytała po chwili.
- Twoja matka i ojciec, którego spotkałaś zdecydowali wspólnie, że wrobią jej męża w ojcostwo dla dobra ciebie. Myśleli, że to będzie łatwe, ale twoja mama zabroniła mu się z tobą spotykać, a on tak bardzo pragnął się z tobą spotkać. Chodził pod debilne place zabaw, pod szkołę i obserwował z ukrycia jak wyrastasz na dorosłą kobietę. To zresztą bardziej porąbane niż myślisz – machnął ręką.
- Kim ty dla niego jesteś? – Spytała spokojnie. Spojrzała na jego czarne tęczówki, w których tliło się niezdecydowanie i nie będąc już pewna czy to usłyszy odpowiedź na to pytanie westchnęła.
- Nie mówmy o tym, proszę – zaczął – Zrobiłem co miałem zrobić i tyle. Ale spokojnie, męczyć cię będę dalej.
- Nie rozumiem – odparła coraz bardziej zaskoczona jego zachowaniem – Naprawdę nie mogę pojąć o co w tym wszystkim chodzi, Tod proszę wytłumacz mi! Jestem w centrum jakiegoś cyrku, nie wiem co się dzieje, a ja jestem jakąś zabawką. Pogrywacie mną, a ja nie mogę nic zrobić. Boję się tego.
Nie odpowiedział nic spojrzał w jej oczy i czując się dziwnie zacisnął swoje dłonie.
- Twój ojciec chce się nadal z tobą spotykać.
- Po co? – Spytała zdenerwowana – Nie mało mu, że wpieprzył się w moje życie i zaczął przekręcać je do góry nogami?
Pokręcił głową sygnalizując, że tak naprawdę nie wie co jej odpowiedzieć i zniknął bez słowa zostawiając Emily na samym środku ulicy.

***

Mężczyzna uśmiechnął się kilkakrotnie pod nosem i przekroił kolejne warzywo. Wiedząc, że niespodzianka w postaci wspólnej kolacji może się spodobać jego dziewczynie wytarł ręce papierową ścierką i położył obok długi nóż. Nie wiedząc jak zabrać się po raz kolejny za gotowanie usiadł na krześle i złapał się za głowę.
Nagle usłyszał dźwięk do drzwi.
Przestraszony tym, że niespodzianka po prostu nie wypali podszedł pod drzwi i nagle przypomniał sobie, że Emily nie dzwoni do jego drzwi. Ona tu mieszka.
Otworzył je i ujrzał osobę, której nie spodziewał się właśnie w tej chwili.
- Cześć – zaczęła po chwili patrząc się na stojącego Benningtona – Mogę wejść?
- Marlene, czego chcesz? – Spytał.
- Rozmowy – powiedziała bez emocji i weszła w jego progi. Stanęła naprzeciw kuchni i widząc całe to zamieszanie wywróciła oczami.
- Jest ktoś w domu? – Spytała po chwili, mając nadzieję, że nikogo nie zastała.
- Nie, jestem sam – odpowiedział jej i szybko sprostował – Marlene, naprawdę nie mam dzisiaj czasu na różne intrygi z twojej strony. Nie mam zamiaru zawalać swojego związku tylko dlatego, że nadal myślisz, że polecę w twoje ramiona – powiedział bez zastanowienia – Nie wiem co do mnie czujesz, wiem, że to jest więcej niż przyjaźń, ale proszę, nie oczekuj ode mnie więcej. Nie potrafię, rozumiesz? Nie będę postrzegał cię inaczej niż jako przyjaciela. A ta noc? – Zatrzymał się patrząc prosto na zrezygnowaną kobietę – Zapomnij o niej, naprawdę. Ona nie powinna się zdarzyć, ale niestety była. Nawet nic z niej nie pamiętam, tylko wiem, że obudziłem się przy tobie i tyle. Alkohol wyżarł mi mózg.
- Nie Chester, ty nie masz mózgu – powiedziała z zawiścią – Ani serca.
- Jesteś mściwa – rzucił – Żyjesz beznadziejną zasadą, że jeśli czegoś chcesz musisz to mieć. Życie takie nie jest i ty doskonale o tym wiesz.
- Ty też o tym wiesz! – Odparła – Dostawałeś od życia coś wartościowego? Jak cię wszyscy traktowali, co? Możesz sobie wyobrazić co czuję!
- Tylko Marlene jest jedna różnica – zaczął – Dla mnie się życie zaczęło z chwilą gdy poznałem Emily, może nie jest idealna, może miała te pierdolone problemy jak każdy z nas, ale wiesz co? – Spytał retorycznie – Ja ją kocham. A ty? Ty po prostu chcesz zabrać mi to szczęście. Zawsze powtarzałaś, że chcesz bym w końcu zaznał coś miłego w życiu, a teraz po prostu chcesz mi to wszystko zrujnować.
- Ty zrujnowałeś moje, jak się z tym czujesz?
- Przykro mi, że tkwię w takiej kropce gdzie co bym zrobił odbija się na którejś z was. Ale wybacz, że to powiem, ale to Emily jest dla mnie ważniejsza, dlatego jej nie zostawię przez twoje widzimisie.
Czując wielką wściekłość w sobie zamknęła na chwilę oczy i uświadamiając sobie, że jednak to wszystko idzie się rujnować powstrzymała łzy. Usłyszała słowa odrzucenia, od własnego przyjaciela. Tkwiąc w kropce zrobiła krok do przodu i zaczęła:
- Nienawidzę cię za to.
- To samo mógłbym powiedzieć i ja – odparł – Robisz nam zdjęcia, a potem szantażujesz marnując mi kilka tygodni i nerwów. Marlene, nie pokocham cię, zrozum to! Dlaczego ty nie potrafisz sobie tego uświadomić?
- Przestań! – wrzasnęła – Przestań tak mówić okey? Też mam uczucia, a świadomość tego, że najważniejsza dla mnie osoba mnie odrzuca kompletnie mnie dobija!
- Gdyby nie ta noc nie wyznałabyś mi miłości – odparł – Czego nie powiedziałaś wcześniej? Seks był pretekstem do wyznania uczuć, myślałaś że po jednej spędzonej nocy rzucę ci się w ramiona?
Wściekła na Benningtona szybko rzuciła:
- Jesteś zwykłym egoistą, pierdolonym egoistą! – krzyknęła odsuwając się do tyłu. Machnęła kilkakrotnie rękami i ponownie wpadła w furię – Wychodzisz ze mną, gdziekolwiek.
- Nie, zostaję tutaj – dodał choć tak naprawdę bał się konsekwencji. Zdenerwowany oparł się o ścianę – Skasuj to zdjęcie! Nie wiem jak mam ci to jeszcze bardziej wytłumaczyć.
- Zdjęcie zostaje ze mną! – wrzasnęła.
- Po cholerę ci ono? Znowu mnie będziesz szantażować? Po co ci to wszystko? – Spytał zrezygnowany i wskazał na drzwi – Proszę cię, wyjdź.
- Wyganiasz mnie z domu? – Spytała ze łzami w oczach.
- I tak i nie – odpowiedział – Chcę byś spokojnie opuściła to pomieszczenie, bo nic tym nie ugrasz.
- Jeśli mnie wygonisz pokażę jej te zdjęcia! – wrzasnęła.
- Nie denerwuj mnie! – krzyknął – Wyjdź stąd.
Czując w sobie wielką wściekłość po raz kolejny wrzasnęła:
- Nie ujdzie ci to na sucho – zaczęła – Pokażę, jej nasze zdjęcia gdzie się kochamy!
- Powtórz to – Powiedziała gniewnie Emily wchodząc do salonu. Spojrzała na dwójkę i nie wiedząc jak odtworzyć ich rozmowę zaczęła – Do jasnej cholery, powtórz to!
Stała w kropce. Czy odważy się podejść i pokazać zdjęcie, które zaważy na losie Benningtona czy może da sobie z tym spokój? Spojrzała na niego. Jego twarz nie kryła zdenerwowania. Nerwowo zaciskał dłonie próbując dać sygnały, że błaga o to by nie podchodziła pod zdezorientowaną kobietę. Zaśmiała się w duchu z niego i z jego błagalnego wyrazu twarzy. Gdy zauważył jak Marlene podchodzi do niej wzdrygnął się i wpadł w panikę.
- Pokażę jej nasze zdjęcia gdzie się kochamy – powtórzyła wcześniejsze słowa bez jakichkolwiek skrupułów.
Emily stała jak wryta. Każde słowo było dla niej szokiem. Uśmiechnęła się nerwowo i złapała za głowę. Nagle zobaczyła jak kobieta wyciąga swoją komórkę.
- Wyjdź stąd! – Wrzasnął Bennington podchodząc pod kobietę.
- Zostaw mnie! – Krzyknęła – Niech twoja ukochana zna prawdę o tobie.
- Wynoś się!
Nie zważając na jego słowa wzięła telefon, ale Chester wytrącił go z ręki. Zdezorientowana nadal w szoku patrzyła na ich zachowanie znajomych. Nagle kobieta przechwyciła telefon i podała szybko Emily. Z wielkim uśmiechem na ustach patrzyła na jej wzrok i przyspieszony oddech. To nie może być prawda. Zakryła usta ręką i ze zbierającymi się łzami w oczach położyła telefon na bok.
- Wynoś się – wycedził przez zęby – Słyszałaś?!
- Jesteś zwykłym sukinsynem Chester – rzuciła ze złością – Niech, wie jaki jesteś jej wierny.
- Zamknij się! – jego wściekłość dawała się we znaki. Nie potrafi teraz uspokoić swoich rozchwianych emocji. Nie potrafi.
- Miłego wyjazdu do Hiszpanii – rzuciła i trzasnęła drzwiami.
Zostali sami. Pomieszczenie przez moment obumarło, nikt nic nie powiedział jedynie zegar ścienny przypominał o istnieniu tego pomieszczenia. Nagle kobieta się poruszyła. Otarła łzę ze swojego prawego oka i nie dając po sobie poznać swojej wściekłości ruszyła w stronę schodów.
- Poczekaj – Bennington widząc to złapał za jej ramię, lecz na darmo. Odsunęła się od niego gwałtownie i zrobiła krok do tyłu.
- Nie dotykaj mnie – rzuciła mściwie.
- Wysłuchaj mnie, błagam – zaczął najspokojniej jak tylko mógł – Wiem, że to co zobaczyłaś mogło cię nieźle zszokować…
- Daruj sobie – przerwała mu zaciskając zęby. Spróbowała odszukać w salonie swoją bluzę, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie ją zostawiła. Odwróciła się do niego i krzyknęła – Nie chcę cię znać, rozumiesz?
- Nie mów tak, proszę – powiedział przestraszony – Wytłumaczę to jakoś, po prostu byłem wtedy pijany i nawet nic z tego nie pamiętam. Nic nie zaszło między nami poważnego, to była głupia nic nie znacząca noc, nic więcej.
- Myślałam Chester, że cię znam – powiedziała ze łzami w oczach – Było w porządku tak mną pogrywać? – Spytała – Miałeś niesamowitą zabawę zbywając mnie przez te kilka tygodni. Myślisz, że teraz nie wiem po co się z nią spotykałeś?
- Ona mnie szantażowała tym pieprzonym zdjęciem! – krzyknął – Emily, błagam spróbuj mnie przynajmniej teraz wysłuchać.
- Teraz to się pieprz! – krzyknęła i szybko dodała – Zapomniałam, że jednak do tego nie trzeba cię zbytnio namawiać.
- Uspokój się i mnie wysłuchaj! – złapał za jej ramiona, ale usłyszał jej wrzask.
- Puszczaj! – Odsunęła się od niego ponownie – Nie masz prawa mnie dotykać, nie masz prawa nawet teraz do mnie podchodzić! Zapomnij o mnie, zapomnij o tym wszystkim co się działo, zapomnij o nas!
Stanął jak wryty. Wiedząc, że w tej chwili wszystko zaczyna się rujnować stanął naprzeciw niej zagradzając jej drogę:
- Kocham cię, nadal cię cholernie kocham i nie zapomnę o tobie nawet jak będziesz mi kazała to zrobić! – krzyknął sfrustrowany – Nigdy nikogo tak nie kochałem jak ciebie, zrozum to, błagam – Spojrzał w jej oczy i chcąc po raz kolejny zostawić ją przy sobie dodał – Te kilka miesięcy było dla mnie najpiękniejszą chwilą w moim życiu, nigdy nie przypuszczałbym, że odwali mi tak na punkcie jakiejś osoby.
- Gdybyś mnie kochał nie pieprzyłbyś się z tą zdzirą! – krzyknęła z cieknącą po jej policzku łzie. Starła ją odruchowo i spojrzała w jego oczy.
- Zrobię wszystko byś mi wybaczyła, błagam, tylko nie odchodź! – Krzyknął zrezygnowany. Teraz to on czuł się jak dziecko, które z powodu bezradności ma ochotę się rozpłakać.
- Zejdź mi z drogi – powiedziała chcąc przedostać się do drzwi wyjściowych. Spojrzała na niego i dotknęła jego ręki próbując przełożyć ją w inne miejsce.
- Marlene dla mnie nic nie znaczy, ty jesteś dla mnie tą najważniejszą osobą na świecie, zrobiłbym dla ciebie wszystko – odparł zrezygnowany – Wiem, że to do ciebie nie przemawia, ale ja nie potrafię nic zrobić byś mi wybaczyła. Błagam – powiedział zrezygnowany i złapał za jej rozpłakaną twarz. Nie odepchnęła jego dotyku, bała się jakiegokolwiek ruchu.
Jak przed rokiem.
Cały scenariusz przeleciał przed jej oczami. Jest cała we krwi, czuje jego natarczywe ruchy, widzi pojawiające się siniaki. Płacze. Nie może nic zrobić, wyrywa się, czuje jego dotyk. On wrzeszczy, łapie ją za dłonie przysuwając do siebie i obalając na łóżko. Nie może się postawić, jest zdana na jego łaskę.
Nagle poczuła jego pocałunek. Wpił się w jej usta starając się nie wykonać jakiegoś natarczywego ruchu. 
Wrzasnęła.
Odsunęła się szybko od niego zszokowana i bez żadnych skrupułów walnęła otwartą dłonią o policzek Benningtona. Zszokowany jej zachowaniem odsunął się w tył i spojrzał na jej wystraszony wyraz twarzy. Czy myślała, że może posunąć się do czegoś głębszego?
Przełknęła głośno ślinę i patrząc po raz ostatni na Benningtona z płaczem wybiegła z domu. Nie czuła już kompletnie nic. Cały świat zamazał się jej przed oczami, a wszystko co w tej chwili usłyszała było tak jakby fikcją. To wszystko było nierealne. Czując wielkie obrzydzenie do Chestera, a także do samej siebie oparła się o płot i bez żadnych barier wrzasnęła wybuchając przy tym niesamowitym płaczem. Co mogła teraz zrobić? Zapomnieć o tym co ją dzisiaj spotkało?
To było trudne, zbyt trudne, dla osoby, która straciła zupełnie wszystko na czym jej w tej chwili zależało. Każdy jego dotyk i pocałunek odszedł w zapomnienia, a każde jego słowo rozpływało się po niebie tworząc niewidzialną smugę. Wszystko przestało istnieć. Dosłownie wszystko.
Wstała z miejsca i zdesperowana powędrowała kilka uliczek dalej, tak by zapomnieć o tym miejscu jak najszybciej. Nie tworząc już dalej ich wspólnej przyszłości poczuła jak łza spływa po jej skórze i ponownie przetarła oczy.
„Musisz być silna!” – wrzasnęła do samej siebie i usiadła na pierwszej lepszej ławce w parku. Tak, w tym parku do którego często chodzili. Położyła się na mokrych deskach, bo faktycznie, pogoda w tej chwili nie była idealna. Zamknęła oczy i odrzucając obrzydliwe zdjęcie, które miała okazję zobaczyć zakryła usta swoją ręką, będąc pewna, że jest przegranym zerem.

***

Leżał w bezruchu kilka godzin. Nie mógł nic zrobić. Emily nie wróciła na noc, a tkwi w tym pokoju od samego początku zakończenia ich kłótni. Nie kłótni! Rozstania.
Nie uświadamiając sobie tego, że przez swoje nieopanowanie stracił najbliższą sobie osobę spojrzał w sufit.
Myśląc, że jest na tyle silny by sobie z tym poradzić zacisnął pięści i poczuł jak krople łez spływają po jego twarzy.
„Co jest Chester?!” – wrzasnął do samego siebie i wstał z kanapy ścierając je z policzka. Przetarł oczy i podszedł pod okno. To wtedy poczuł jej zapach. Odwrócił się w drugą stronę, lecz nikogo nie ujrzał. Wiedząc, że to wszystko zamienia się w jakąś durną paranoję zacisnął usta i nagle strącił kilka buteleczek z czymś. Tym czymś okazały się być jej perfumy. Wziął jedną do rąk, lecz szybko ją odłożył. Pech chciał, że przez jego nerwowe ruchy jedna się stłukła. Spojrzał na swoje nogi i wiedząc czym to może się skończyć odsunął się do tyłu by zbytnio się nie pokaleczyć. Wziął do ręki resztki szkła i wyrzucił za okno, jak gdyby nigdy nic.
Usiadł na łóżku i mając wielką ochotę ulżyć sobie w tej sytuacji podszedł po chwili pod wielką szafkę. Wiedząc, że znajdzie tam czego szuka wyrzucił jej całą zawartość i nagle go olśniło.
„Co ty kurwa wyprawiasz?” Ponownie usłyszał ten wrzask w swojej głowie, który kazał mu zaprzestać. Z początku się go nie posłuchał, lecz po jakimś czasie odsunął się od tego świństwa i położył się ponownie na wielkim łóżku.
Teraz nawet to łóżko przypomina mu o Emily.
Jak kilka dni temu leżeli obok siebie, wymieniali burzę pocałunków. Jak jej każdy dotyk i muśnięcie ust sprawiało u niego eksplozję podniecenia. Pamięta jak kilka miesięcy temu leżeli w siebie wtuleni gdy nic się nie układało. Gdy próbowała poradzić sobie z tą świadomością, że ktoś ją parszywie wykorzystał. Pamięta tę szczególną noc od której praktycznie to wszystko się zaczęło. Jak cicho weszła do jego pokoju przepraszając za swoje zachowanie, a skończyło się to na wspólnie spędzonej nocy. Pamięta nadal to wszystko, jak patrzyła na niego z tego miejsca, jak słodko spała po ciężkim dniu, jak upita do nieprzytomności marudziła nie chcąc zwlec się z łóżka.
To koniec.
Zupełny koniec.


Szybko uwinęłam się z tym rozdziałem i myślę, że następny też szybko napiszę. Tak czy owak, żeby nie zapeszać już nic wam nie obiecuję, ale przypuszczam dodanie następnego około niedzieli, bo we wtorek mam wyjazd i będę chciała załatwić tę sprawę :)
No to zapraszam do komentowania, bo mało coś was tu ostatnio widać ;)

9 komentarzy:

  1. Nieeeee :CCCC
    Rozdział świetny, ale smuutny :C
    Mam nadzieję, że wszystko między nimi się naprawi XD
    Weny! xd

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wszystko się wydało. : /
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje że się pogodzą.Rozdział jak wszystkie świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha ojciec Emily jak jakiś Mafioza XD Denerwują mnie tacy ''tatusiowie'', którzy budzą się po tylu latach i nagle pragną odzyskać swoje dzieci, przecież to oczywiste, że nikt nie chciałby z takim ojcem mieć do czynienia.Na prawdę nie rozumiem na cholerę ten Tod i cała ta historia tatusia, który tak bardzo zatęsknił za córeczką ;q
    Biedna Emily znowu będzie miała depresję, płacz i zgrzytanie zębów, nie lubię jej takiej, zawsze ona ma najwięcej problemów eh ;q No ale akcja jakaś musi być, więc muszę się z tym pogodzić ;q No przynajmniej Chester ma trzeźwy rozum.
    Mike ty pacanie ! -.-
    Marlene przestań dramatyzować, zachowujesz się jak idiotka. Trochę jakby była chora psychicznie. W pewnym momencie na samym początku gdy Chester zabrał głos i powiedział co myśli pomyślałam że może Marlene go zrozumie odpuści, ale nie, psychopatki tak mają. Wiedziałam, że Emily właśnie tak zareaguję, miałam też malutką nadzieję, że mu wybaczy, ale to nie jest takie łatwe. Zastanawiam się tylko co dalej zrobi, gdzie się schroni...
    Koniec rozdziału spodobał mi się najbardziej, bardzo ładnie to opisałaś, emocje ich myśli.
    Ja wyjeżdżam do Polski we wtorek więc nowego pewnie nie przeczytam, ale na pewno nadrobię! Tego możesz być pewna :)
    /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie potrafię zabrać się za komentowanie, a szczególnie Twoich rozdziałów. Zawsze strasznie topornie mi się je czyta. Nienawidzę tego. Można by twierdzić, że to przez treść, ale halo halo, czytam jakiś tuzin blogów, gdzie także co chwilę pojawiają się większe lub mniejsze dramaty, no ale cóż, jakoś łatwo i przyjemnie się to czyta. U Ciebie jest wręcz odwrotnie, bo nawet jeśli opisujesz jakąś dowcipną scenę, to okraszasz ten opis miliardem niepoprawnie użytych sformułowań, mieszasz w składni i ogólnie wychodzi niezbyt smaczny, ciężkostrawny klops.
    Postanowiłam byś szczera. Końcówkę rozdziału praktycznie pominęłam. Rzuciłam tylko okiem, ale odstraszyła mnie "burza pocałunków". Potem chciałam być uczciwa, wróciłam do czytania i muszę przyznać, że ten końcowy fragment nie jest taki zły, a te ostatnie pięć zdań są w porządku i nawet mi się podobają.
    Ech. Fabuła chyba się jakoś prostuje i zaczynam wierzyć w to, że jakoś to zamkniesz w tych 11 rozdziałach. Byłoby przynajmniej fajnie, gdyby Ci się udało, bo głupio tak zostawiać bloga bez satysfakcjonującego zakończenia. No ale z drugiej strony... przecież Emily pokłóciła się z Chesterem (moje marzenie się spełnia) i to, że kiedyś do siebie wrócą jest mało prawdopodobne. I to jest dziwne, no bo przez całą historię trwającą 61 rozdziałów czytelnik myśli, że będzie szczęśliwe zakończenie, a Chaz i Emily będą razem. A tutaj jakiś dziwaczny zwrot akcji.
    No, chyba że złączysz ich w ostatnim rozdziale i w cudowny sposób sobie przebaczą. Wtedy byłoby dość sielankowo. Nie przepadam za sielankami, ale za wymuszonymi dramatami też. Ech, trudne to ciągnięcie fabuły...
    Jeśli chodzi o wydarzenia z tego rozdziału to jak zwykle mam ochotę wymordować wszystkich bohaterów. Emily pakuje się w takie głupie sytuacje, jej ojciec to jakiś gangster, Chesterowi odpiernicza i robi sałatki, Marlnene jest żałosna jak to ona, a Lisa i Mike balują w Waszyngtonie, na przemiennie grając w gry wideo i odwiedzając matkę Jessici. O matko. Przeciążenie, error, za dużo danych! Ale to cholernie skomplikowane, o kurczę. Muszę to w spokoju ogarnąć. Może byłoby łatwiej, gdybyś te sytuacje przedstawiła w klarowny ale ciekawy sposób, no ale jak zwykle jest ciężko i momentami zwyczajnie nudno. Szkoda, bo akcja pędzi, a ja ziewam ze zmęczenia (znowu przeklinam czcionkę z tego bloga)
    W ogóle to przyjrzałam się też szablonowi i myślę, że on bardziej sugeruje fakt, że piszesz Bennodę XD No i wygląda na zrobiony w paintcie XDDDD
    Dobra, sprawa ma się tak, że powinnam skomentować jeszcze dwa rozdziały na tym blogu. Ale obok mnie jęczy młodsza siostra, wciąż jestem w piżamie i niedługo skończy mi się ściągać demo simsów 4. Każda cząsteczka mojego ciała chciałaby już sobie pójść i darować sobie kończenie komentowania. No ale blogowe obowiązki... Ech, jakoś dam radę. Postaram się jeszcze dzisiaj skończyć zaległe komentarze.
    PS- Zapomniałam przeprosić za spóźnienie ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mnie ruszyło odpisać na twój komentarz :)
      Hmm.. Od czego by tu zacząć? No kurde, nie będę ukrywać, że mnie w jakiś sposób tam nie ruszył, to nie ma sensu lać wody z tym, że się z tym zgadzam.
      Odbiór rozdziału pod względem fabuły oczywiście zostawiam czytelnikom i to, że ich wszystkich nienawidzisz to mnie szczerze mówiąc nie interesuje, bo to twoje odczucia :D
      Ale niektóre słowa mnie tu zasmuciły.
      Stwierdziłaś, że jeśli opisuję jakąś scenę to wplątuję w to miliard niepoprawnych sformułowań. Po pierwsze, może nie miliard, to wyolbrzymienie z twojej strony chyba nie ma sensu, a sama nie jestem zawodową pisarką więc to logiczne, że mogę się na czymś bachnąć, że tak powiem. Ale miliard? Kurde, zaskoczyłaś mnie tym.
      No i trochę też zasmuciłaś. Ale cóż...
      Nie wiem co dodać, chyba to, że po twoim komentarzu przyszło mi pytanie: "Po co to czytasz jak ci się nie podoba?"
      Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi xD
      Ale okej, zostało jeszcze 10 rozdziałów i mam nadzieję, że dasz radę to przetrwać ;)

      Usuń
  6. Hej chciałam cię zaprosić na mojego nowego bloga http://leave-out-all-the-rest1996.blogspot.com/ . Tematyka powinna Ci się spodobać gdyż umieszczane są na nim opowiadania o Linkin Park, a dokładniej mówiąc o Bennodzie. Jeśli, więc nie tolerujesz związków homoseksualnych lub po prostu nie lubisz takich opowiadań to zignoruj tą wiadomość. Jeżeli natomiast Ci się spodoba to zachęcam do obserwacji i pozostawienia komentarza bo to bardzo motywuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O cholera. Tak ładnie żarło i zdechło. Wiedziałam, że się spieprzy, ale tak szybko?
    Czego chce od niej tatuś?
    I boże niech Bennington udusi Marlene, zawinie w dywan i wyrzuci gdzieś na bagnach. Za każdym razem mam inny pomysł na uśmiercenie tej suki.
    Biedna Emily... Biedny Chester, chociaż jemu to się akurat należało.
    Weny kochana i pisz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  8. A miało być tak pięknie, a tu nie...
    Tak wiele emocji przelało się przez mój mózg, że aż mnie to boli.
    Czekam na kontynuację,
    Pozdrawiam,
    Lilith,

    OdpowiedzUsuń