Stanęła na wyznaczonej przez Toda ulicy i spojrzała na
zegarek w telefonie. Jest dokładnie ta godzina o której się umówili. Oparła się
o ścianę i czując na sobie mały dreszczyk emocji odsunęła od siebie głupie
myśli. Tkwi w zupełnie nie obleganym miejscu, oprócz ujadających psów i syczenia
kotów nie ma tu zupełnie nikogo. Gdyby to były godziny wieczorne można by było
się nieźle przestraszyć, ale teraz nikt nie mógł jej nic zrobić. Chyba.
Minęło już 10 minut ich spotkania. Przez głowę przeszła jej
myśl by do niego zadzwonić, ale przypomniała sobie, że nie ma jego numeru.
Przeklęła w duchu i grzebiąc w pamięci kazała sobie przypomnieć prawidłową
godzinę. A może to zła przecznica? Będąc w kropce zrobiła jeden krok do przodu
i usłyszała niski męski głos.
- Nie idź nigdzie – zaczął przerażającym tonem, tak że w tej
chwili Emily bała się odwrócić w jego stronę. Tkwiąc przed nim nie zrobiła
żadnego kroku.
To nie był Tod.
- Kim jesteś? – Spytała kobieta.
- Bardzo mi przykro, że mnie nie znasz – zaczął – Twoi
rodzice może i byli wzorowi, ale pod względem prawdy nie spisali się na medal.
Zawsze mnie ciekawiło czy powiedzieli ci w końcu, że nie jesteś w 100% ich
córką czy może…
- I teraz przyszedłeś grzebać w moim życiu? – przerwała mu
nagle z jadowitością w głosie – Nie marzy mi się wybawiający mnie tatuś. Tatuś?
– Zatrzymała się nie będąc pewna czy użyła prawidłowego określenia – Kim ty w
ogóle jesteś?
- Dobrze trafiłaś – rzekł po chwili rzucając niedopalonym
papierosem o kamienną ścieżkę – Chcesz się odwrócić?
- Nie – odparła – Chcę byś teraz zniknął i nigdy się tu nie
pokazywał. Nie mam powodu ci wierzyć, nie mam podstaw do tego by skreślać
mojego ojca. Nie chcę byś teraz mieszał mi w życiu, zrozumiałeś to? W końcu coś
zaczęło się układać.
Poddała się. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła
wysokiego masywnego mężczyznę. Jego rękę zdobił ogromny jednokolorowy tatuaż, a
na twarzy nie miał żadnego zarostu. Łysina na jego głowie dodawała mu kilka
lat, a sam wyglądał pod pięćdziesiątkę. Wzdrygnęła się i czując ciarki na całym
ciele odsunęła się do tyłu. Nie tak to sobie wyobrażała.
- Po co tu jesteś? – Spytała przez zaciśnięte zęby – Gdzie
niby byłeś mój tatusiu jak potrzebowałam kogoś bliskiego? Gdzie wtedy byłeś?
Teraz jak mam ułożone życie myślisz, że będę tak naiwna?
- I tak jesteś Emily – słysząc swoje imię w jego ustach
odsunęła się do tyłu – Patrz jacy jesteśmy podobni.
- Nie jesteśmy!
- Jesteśmy – Zaśmiał się – Nie widzisz tych oczu? Nie
sądzisz, że odziedziczyłaś je po matce.
Będąc w totalnej kropce stanęła jak wryta i z otwartymi
ustami próbowała zrozumieć każde jego słowo. Kim on jest?
- Nie wierzę ci, daj mi jakiś dowód.
- Twój dobrany ojciec nie mógł mieć dzieci – Odparł – Ian’a
zaadoptowali jako pierwszego, bo nie było szans na wspólne potomstwo. A
później? Później pojawiłaś się ty. Myślałaś, że jesteś ich cudem? – Zaśmiał się
– Jesteś zwykła wpadką.
Czując w sobie zbierającą się złość zacisnęła dłonie.
Widziała, że ostatnie zdanie wywołało u niej więcej emocji niż każde inne
wypowiedziane w jej stronę. Czyli jednak to by się zgadzało. Ojciec nie mógł
mieć dzieci. To w takim razie co z matką?
- Moja mama zdradziła ojca – rzekła bez emocji i oparła się
o ścianę. Po chwili zaczęła trzeźwo myśleć – Nie wierzę ci!
- Nie musisz, mam dowody – Zaśmiał się – Wiedziałem, że tak
będzie, więc byłem gotowy – Spojrzała na niego i nie wiedząc co myśleć zauważyła
na małą kopertę. Wyciągnął z niej mały list i podał kobiecie – Wybacz, że bez
zapowiedzi, ale to są próbki DNA moje i twoje.
- 97% - powiedziała bez zastanowienia i zatkała usta swoją
dłonią by nie wybuchnąć płaczem – Skąd masz moje DNA? – Spytała z krzykiem po
chwili.
- A czy to ważne? Mój kolega i ty macie się ostatnio bardzo
dobrze.
„Zdrajca!”. Pomyślała i zacisnęła zęby. Jeszcze raz przyjrzała
się testom i rzuciła kopertę na chodnik.
- To jest niemożliwe! – wrzasnęła – Kłamiesz, łżesz jak
tylko się da! Po co ci to wszystko? By spieprzyć mi życie, by wpakować się do
niego swoimi buciorami?! Nie chcę cię znać!
- Masz czarno na białym.
- To może być sfałszowane.
- Po cholerę miałbym fałszować wyniki? – krzyknął i dodał –
Okey, nie wierzysz mi. Zobacz jeszcze moje zdjęcie ze swoją matką gdy było nam
tak dobrze i wspaniale, a twój ojciec siedział w domu zarabiając na waszą
szczęśliwą rodzinkę.
Czując wielką wściekłość przejęła zdjęcie i porównała urodę
stojącego mężczyzny. Nie zmienił się tak dużo, tylko przytył, ale ta kobieta…
Tak to jej matka.
- Daj mi spokój! – Wrzasnęła oddając mu także to zdjęcie –
Odwal się ode mnie rozumiesz?!
- Jesteś w szoku, rozumiem – odparł – Jednak nie zamierzam
cię ponownie stracić.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie i odwróciła na pięcie. Poczuła
jak świat zaczął jej się powoli rozmazywać. Przetarła rozpłakane oczy i
powędrowała w drugą uliczkę. Wiedząc, że musi być silna zacisnęła dłonie i
spojrzała w zachmurzone niebo. Czyli przez całe życie żyła w błędzie, a ta cała
sprawa była jedną wielką paranoją. Nigdy nie czuła się tak wyczerpana, jakby
całe emocje z niej się wydostały, choć tak naprawdę miała ich tam jeszcze
sporo. Czuła, że w każdej chwili może wybuchnąć. W dosłownie każdej.
***
Otwarła drzwi do domu i wściekła rzuciła torebkę na podłogę.
Mając nadzieję, że nie spotka Chestera weszła szybko do salonu i usiadła na
kanapie.
Czy tak to sobie wszystko wyobrażała?
Nie! W ogóle tego sobie tak nie wyobrażała. Przez całe życie
była w błędzie, każdy wmawiał jej wspaniałą rodzinę gdy prawda była inna.
„Jesteś zwykłą wpadką”.
To zdanie tak wyraziście wyryło się w jej psychice, że każde
wspomnienie o tych trzech słowach wzbudzało u niej łzy w oczach. Czyli to
wszystko było nieprawdą. Nie była wyczekiwanym cudem, dzieckiem pragnących go
rodziców, tylko zwykłą niepotrzebną wpadką! Przełknęła głośno ślinę i przetarła
cieknącą łzę. Zrezygnowana spojrzała w prawo i jednak jej przeczucia się nie
spełniły. Chester był w domu.
- Już wróciłaś? – Spytał widząc jej sylwetkę na kanapie.
Ona zacisnęła usta by stłumić płacz i nagle poczuła jego
wzrok na sobie. Przestraszona i zażenowana tym faktem zakryła się dłonią, ale
na darmo. On złapał za nią i schował w swoich dwóch patrząc na roztrzęsioną
kobietę.
- Co się stało?
Pokręciła głową, że wszystko w porządku, lecz bez zbytniego
przekonania. Nagle wybuchła. Wtuliła się w siedzącego obok Benningtona, a ten
jedną ręką objął jej pleców, a drugą schował w potarganych włosach.
- Już dobrze – uspakajał Emily jak tylko mógł pocierając
swoimi dłońmi o jej ciało – Jesteś przy mnie, nikt ci nic nie zrobi.
Słysząc jego słowa lekko stłumiła swój płacz. Czy to coś
zmieni? Czy będąc tu przy nim zapomni o dzisiejszym spotkaniu?
„Jesteś zwykłą wpadką”.
Objęła go mocniej i zamknęła oczy próbując się jakoś
uspokoić. To było trudne, ale musiała się postawić. Wiedząc, że cały makijaż
mógł już dawno spłynąć z jej twarzy podniosła się lekko patrząc na siedzącego
obok Benningtona. Zgarnęła z policzka pojedyncze krople łez i odparła:
- Jestem niechcianym dzieckiem, mam żyjącego ojca, moja
matka puszczała się z jakimś dziadem wtedy gdy ojciec nie był niczego świadomy
– odparła – Nie chce mi się nawet już oddychać.
Nie wiedząc co powiedzieć zacisnął usta z zaskoczenia, ale
nie dał tego po sobie poznać. Złapał za jej głowę i oparł ją o swoją klatkę
piersiową. Nie wydobyła z siebie już żadnej łzy. Siedziała zahipnotyzowana
patrząc się tylko w jeden punkt na ścianie.
- Może to nieprawda? – zaczął po chwili – Może ten typ
kłamie?
- Spotkałam go na żywo, pokazał mi testy DNA i zdjęcie z
matką jak się całują – odparła – Ojciec był bezpłodny, a ja nadal wierzyłam, że
jestem ich cudem.
- Dla ojca byłaś – odparł.
- Ojciec do samej śmierci nie wiedział, że nie jestem jego.
Matka ciągle trzymała prawdę na boku, nie powiedziała nic. Tworzyli szczęśliwą
rodzinę.
- Twój ojciec i tak by cię kochał bez względu na to czy
jesteś do niego podobna czy nie. To on cię wychował, nie ten typ o którym
mówisz. Emily pamiętaj o tym.
- Żyłam ciągle w błędzie – odparła – Po co mi wmawiali, że
jestem wyjątkowa jak tak naprawdę matka pewnie nie wiedziała co ze mną zrobić.
- Jesteś wyjątkowa – odparł gładząc jej włosy – Pieprz to do
jasnej cholery, to że to wszystko nie prawda nie znaczy, że nie jesteś ważna.
To jakich masz rodziców nie jest ważne, ważne jaka ty jesteś – odpowiedział jej
– Ciesz się, że twoja matka w ogóle obrała taką ścieżkę, że postanowiła cię
wychować, moja miała mnie w dupie – odpowiedział jej udając nie wzruszonego.
Teraz to Emily złapała mocniej za jego dłoń i nie wiedząc
jak zacząć tę rozmowę wtuliła się w chłopaka. Może rzeczywiście Chester ma
racje? Matka zrobiła co mogła, ukrywała to, że nie jest ich dzieckiem tylko
dlatego by nie niszczyć życia rodzinie, a przede wszystkim jej. A jakby została
usunięta?
Wzdrygnęła się na tę myśl i odciągnęła wszystkie inne prócz
jednej.
„Jesteś zwykłą wpadką”.
***
- A teraz spójrz na to – Zaśmiała się i pokazała dużą
figurkę na jakimś placu. Tak jak ona uśmiechnął się i rzucił:
- Zupełnie jak ty.
- Wcale nie – Zaskoczona tym faktem skrzyżowała ręce i nie
chcąc ponownie wytykać błędów wzrokowych Shinody usiadła na drewnianej ławce.
Założyła jedną nogę na drugą i spojrzała na niego. Zdeterminowany do walki z
własnym sumieniem. Tak naprawdę go podziwiała, mało kto by szukał sprawczyni
tylu obrzydliwych rzeczy. A on? Udaje mocnego gdy tak naprawdę widzi, że to
wszystko go męczy. Fakt, że matka Jessici nic nie wie jeszcze bardziej go zabił
w środku, być może jej już nie ma? Mimo, że nie lubi tej dziewczyny pragnie by
za wszelką cenę ona żyła i spotkała się w końcu z Mike’iem. Co jak co, ale
dłużej nie zniesie tej niewiedzy.
- A ten posąg jest podobny do Joe’go – Zaśmiał się pokazując
dużą kulkę, z której wystaje tylko głowa.
- Jesteś wredny – Odparła ze śmiechem – Co jak co, ale
przypominam ci, że ty też nie jesteś okazem piękna – rzuciła do niego oczko, a
ten udając że nie ruszyły go te słowa odwrócił się w jej stronę. Tak, po raz
pierwszy coś takiego usłyszał. Otworzył usta, ale nie wiedząc co jej
odpowiedzieć zamknął je szybko, a ta widząc jego zaskoczenie głośno się
zaśmiała:
- Uraziło cię to Mike? – Zaśmiała się – Trafiłam w czuły
punkt Shinody, yeah!
Uśmiechnął się nieśmiało i nagle zmienił temat:
- Udamy się dzisiaj do miasta i pójdziemy do jakiegoś klubu?
– Spytał opierając się o jakąś figurę – A potem pomyślimy co dalej.
Nagle Lisa przerwała mu kładąc palec na swoich ustach.
Wstała z ławki i spojrzała w drugą stronę. Kłócąca się para wsiadała teraz do
taksówki. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną, ale starała się być opanowana.
Machała swoją torebką odganiając od siebie swojego towarzysza i nagle wsiadła
do auta.
Lisa podeszła bliżej tej bójki i po chwili wpatrywania się w
znaną jej osobę wrzasnęła:
- To Jessica! – W tej chwili szybko pobiegła w stronę ulicy,
a Shinoda razem za nią. Stanęli na skraju drogi i wzrokiem poprowadzili
odjeżdżające auto.
- Cholera jasna! – Wrzasnął Shinoda łapiąc się za głowę i
kopiąc leżący obok kamień.
- Uspokój się – dotknęła jego ramienia i dodała – Mamy
wskazówkę. Jest w Waszyngtonie, wykluczyliśmy już resztę świata. Teraz musimy
jej szukać tutaj.
- Ona jest u matki – Wrzasnął wściekły – Ona mnie zbywała,
mówiła, że nie widziała jej od dawna. Czy do cholery wszyscy muszą mnie
okłamywać?
Starając się opanować Mike’a kazała mu usiąść na murku i
stanęła naprzeciw niego. Założyła ręce na biodra i dodała:
- To tak – Zaczęła – Jessica jest w Waszyngtonie, to jakaś
wskazówka, bardzo dobra. Przecież jeszcze chwilę temu byliśmy w kropce. Kłóciła
się z kimś, pewnie ze swoim nowym chłopakiem albo znajomym więc daleko nie
wyjedzie – nagle ją olśniło i dodała – Albo wyjedzie, bo jest taka wkurzona.
No, ale odrzucamy tę wersję. Matka Jessici może być zwykłą ściemniarą, ale może
też nic nie wiedzieć o córce. Być może ona też nie chce jej widzieć – przerwała
i rzuciła – Możliwości jest wiele, ale wydaje mi się Mike, że to bardziej
pogmatwane niż się spodziewaliśmy.
***
Spoglądał ukradkiem na jej twarz , a konkretnie na jej nie
reagujące tęczówki. Wpatrywała się tylko w jeden punkt w skupieniu, by móc
ułożyć sobie te wszystkie informacje na temat jej historii. Chcąc wybrnąć z tej
paranoi myślała nad wieloma rzeczami, ale nie przychodziło jej do głowy nic
sensownego. Była zła, wściekła na wiadomość tego, że ktoś znowu wkracza butami
w jej życie nie dając spokoju. Czasami wolałaby nie poznać prawdy by żyć tylko
w spokoju, mniej by chyba bolało.
Nagle poczuła jak ktoś obok niej siada. Nie chcąc przerzucać
swoich przeżyć na swojego towarzysza uśmiechnęła się lekko i poczuła jak
Bennington łapie delikatnie za jej dłoń. Jak gdyby nigdy nic zaczął rozmawiać:
- Mike prawie co odnalazł Jessicę, zauważyli ją jak wsiadała
z jakimś kolesiem do taksówki. Pewnie posiedzą tam dłużej, do czasu gdy
naprawdę się spotkają – przerwał by spojrzeć na jej dłonie i kontynuował – Ja
nie wiem co on chce tym osiągnąć. Spotka ją i co? Co jej powie, że specjalnie
szukał jej przez tyle czasu by tylko zobaczyć czy z nią w porządku. Mike
jeszcze ją kocha, ja to czuję – odparł – Myślę, że on jeszcze nie nauczył się
na własnych błędach i znowu myśli, że da radę jej wybaczyć.
- Moim zdaniem Mike już o niej zapomniał pod względem
miłości – wtrąciła się – Ona po prostu już na zawsze będzie dla niego kimś
ważnym bez względu na to co robiła. To jest jak takie przywiązanie, cząstka
ciebie zawsze będzie przy tym drugim człowieku bez względu na to co się dzieje.
Uczucia można wymazać, ale nie całkowicie – odparła – On jej nienawidzi za to
co mu zrobiła, ale też ma do niej trochę sympatii. To pokręcone Chester, ale
mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.
Kiwnął pozytywnie głową i spytał:
- Jesteś zmęczona?
Dochodziła godzina dwudziesta druga, ale Emily miała
wrażenie, że zegar stanął w miejscu.
- Trochę – odparła – Jestem bardziej zmęczona psychicznie.
Złapał za jej drugą dłoń i z uśmiechem popatrzył w jej oczy.
- Zapomnij o tym – powiedział cicho – Przynajmniej dzisiaj.
Przez całą połowę dnia siedziałaś i o tym myślałaś, to cię wymęczyło.
Wiedząc, ze Chester ma rację oparła się o jego ramię i
kiwnęła pozytywnie głową. Zamknęła oczy i spróbowała odzyskać siły.
- Kocham cię – powiedziała do niego nadal oparta o jego
klatkę piersiową. Bennington uśmiechnął się lekko i odpowiedział:
- Też cię kocham – dotknął jej placów i przybliżył do siebie
– Damy sobie radę, pomogę ci. Zawsze możesz do mnie przyjść, nawet z
jakąkolwiek pierdołą.
Uśmiechnęła się do niego kiwając głową i ścisnęła mocniej
jego rękę. Chcąc dzisiaj o tym wszystkim zapomnieć i zacząć następny dzień od
uśmiechu podniosła się lekko i nadal trzymając Chestera w objęciu zaczęła:
- Idę wziąć prysznic – uśmiechnęła się i włożyła ukradkiem dłoń
pod jego koszulkę – Idziesz ze mną?
Uśmiechnął się lekko i słysząc jej nietypową propozycję
odparł:
- Podoba mi się ten pomysł – Zaśmiał się i musnął delikatnie
jej wargi. Emily po chwili odsunęła się od niego i złapała za jego rękę
prowadząc go na schody. Gdy stanęli przed drzwiami Bennington złapał kobietę w
pasie składając na jej ustach pocałunek. Podniosła kąciki swoich ust i poczuła
jak Bennington unosi jej jedną prawą nogę. Oparła się o ścianę i założyła swoje
ręce na jego szyi.
- Pamiętaj – odparł po chwili odsuwając się od niej –
Zapominasz o problemach. Już ja ci w tym pomogę – uśmiechnął się i otworzył
drzwi do łazienki.
***
Stanął przed drzwiami po raz kolejny. Tym razem nie był już
tak zdenerwowany, był zdeterminowany. Zdeterminowany do tego by spotkać ją w
końcu i dowiedzieć się o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Kim jest ten mężczyzna?
To pytanie co chwile nie dawało mu spokoju. Czyżby jej nowy chłopak?
W zbierającą się w nim złością, że to może być jednak prawda nacisnął dzwonek
do drzwi. Nie, nie jest zazdrosny.
Nagle stanęła przed nim matka kobiety.
- Ja do Jessici – spojrzał na nią szczerze, a ta nie wiedząc
jak zareagować na jego zarzut uśmiechnęła się głupio i sprostowała:
- Ona tu nie mieszka, mówiłam panu.
- Nie – przerwał jej – Pani kłamała, Jessica dalej jest w
Waszyngtonie i pewnie pani się z nią kilka razy widziała.
- Nie ma jej tutaj, kto panu takich plotek naopowiadał? –
Spytała ze złością.
- Sam ją widziałem, a pani zbywa mnie jak tylko może –
spojrzał w głąb pomieszczenia – Niech mi pani da pięć minut, tylko pięć minut.
Chcę ją spotkać, błagam.
Po tych słowach kobieta z całej siły zatrzasnęła przed
mężczyzną drzwi, a ten odsunął się do tyłu. Zaskoczony jej zagraniem zadzwonił
ponownie, ale nic nie odpowiadało. Walnął w nie pięścią.
- Tylko cholerne pięć minut! – Wrzasnął po raz kolejny.
Nic. Zero odzewu. Wściekły tym faktem kopnął w drzwi i
głośno przeklął. Zrezygnowany oparł się o ścianę i wrzasnął po raz kolejny.
- Tylko chwila, moment! To nie kosztuje dużo, a dla mnie
jest bardzo ważne!
Również zero reakcji. Będąc już bliski załamania i złości
odwrócił się w stronę auta i wiedząc, że nie ugra tutaj nic ścisnął swoje
dłonie.
Wszystko zaczęło zbiegać na zupełnie inny tor.
***
Kobieta przeszła obok kolejnej uliczki i nagle poczuła
oddech za sobą. To była jak jedna wielka paranoja, ale odwróciła się. Nikogo
nie zobaczyła i wzdrygnęła się na tę myśl. Czyżby mózg płatał jej ponownie takie
figle?
Weszła w nie obleganą dróżkę i założyła okulary
przeciwsłoneczne. Spojrzała w niebo i widać zbliżającą się burzę pognała
szybciej w stronę domu Benningtona.
Nagle ktoś stanął obok niej.
- Zejdź mi z oczu – rzuciła widząc natrętnego mężczyznę – Nie
chcę cię znać oszuście!
- Jesteś zła za tą próbkę? – Spytał przejęty – Ja tylko
pomagałem…
- Wiesz, nie obchodzi mnie to – stanęła naprzeciw niego i ze
wściekłością rzuciła – Pojawiacie się tak nagle, przychodzisz pewnego dnia
zaczepiasz mnie na ulicy mówiąc o wszystkim czego nie wie praktycznie nikt.
Jak? W jaki sposób to osiągnąłeś? Ponadto po kilku dniach, tygodniach nie
odstępujesz mnie na krok jakbyś miał jakąś chorą obsesję na moim punkcie. Ale
ty nie masz obsesji, kilka razy mówiłeś że nawet cię nie interesuję – złość aż
z niej kipiała, ale kontynuowała dalej – Potem pojawia się mój rzekomy ojciec,
który informuje mnie, że jestem niepotrzebnym dzieckiem, które powstało w
czasie romansu mojej matki i tego typa. Nie Tod! – Wrzasnęła, gdy zobaczyła jak
mężczyzna chce zabrać głos – Nawet nie wiesz jak się okropnie czuję. Historia
mojej rodziny legła w gruzach, a teraz ja będę patrzyła na ich groby jak na
jedną wielką pomyłkę. Ojciec, który wychował mnie przez całe dzieciństwo tak
naprawdę nie jest moim ojcem, a matka kilkakrotnie go zdradzała – Parsknęła ze
złością – Byłam ich cudem? Cudem było to, że nie zdecydowali się mnie usunąć.
- Twoja matka nie zrobiłaby tego – przerwał jej – Wiem, ze
to wstrząsająca historia i fakt, nie wiem o czym mówisz, bo ja nawet nie znałem
swoich rodziców, ale uwierz mi, ona pewnie cieszyła się z twojego przyjścia na
świat.
Zaskoczona jego słowami spojrzała w jego oczy i nie wiedząc
czy to się naprawdę dzieje rzuciła:
- Dlaczego nazwał mnie zwykłą wpadką?
- Emily, bo nią byłaś, ale nie aż taką wpadką by coś z tobą
robić – wytłumaczył jej – Ja miałem doprowadzić cię do ojca, tyle.
- Skąd wiedziałeś o mnie tyle rzeczy? – Spytała po chwili.
- Twoja matka i ojciec, którego spotkałaś zdecydowali
wspólnie, że wrobią jej męża w ojcostwo dla dobra ciebie. Myśleli, że to będzie
łatwe, ale twoja mama zabroniła mu się z tobą spotykać, a on tak bardzo pragnął
się z tobą spotkać. Chodził pod debilne place zabaw, pod szkołę i obserwował z
ukrycia jak wyrastasz na dorosłą kobietę. To zresztą bardziej porąbane niż
myślisz – machnął ręką.
- Kim ty dla niego jesteś? – Spytała spokojnie. Spojrzała na
jego czarne tęczówki, w których tliło się niezdecydowanie i nie będąc już pewna
czy to usłyszy odpowiedź na to pytanie westchnęła.
- Nie mówmy o tym, proszę – zaczął – Zrobiłem co miałem
zrobić i tyle. Ale spokojnie, męczyć cię będę dalej.
- Nie rozumiem – odparła coraz bardziej zaskoczona jego
zachowaniem – Naprawdę nie mogę pojąć o co w tym wszystkim chodzi, Tod proszę
wytłumacz mi! Jestem w centrum jakiegoś cyrku, nie wiem co się dzieje, a ja
jestem jakąś zabawką. Pogrywacie mną, a ja nie mogę nic zrobić. Boję się tego.
Nie odpowiedział nic spojrzał w jej oczy i czując się
dziwnie zacisnął swoje dłonie.
- Twój ojciec chce się nadal z tobą spotykać.
- Po co? – Spytała zdenerwowana – Nie mało mu, że wpieprzył
się w moje życie i zaczął przekręcać je do góry nogami?
Pokręcił głową sygnalizując, że tak naprawdę nie wie co jej
odpowiedzieć i zniknął bez słowa zostawiając Emily na samym środku ulicy.
***
Mężczyzna uśmiechnął się kilkakrotnie pod nosem i przekroił
kolejne warzywo. Wiedząc, że niespodzianka w postaci wspólnej kolacji może się
spodobać jego dziewczynie wytarł ręce papierową ścierką i położył obok długi
nóż. Nie wiedząc jak zabrać się po raz kolejny za gotowanie usiadł na krześle i
złapał się za głowę.
Nagle usłyszał dźwięk do drzwi.
Przestraszony tym, że niespodzianka po prostu nie wypali
podszedł pod drzwi i nagle przypomniał sobie, że Emily nie dzwoni do jego
drzwi. Ona tu mieszka.
Otworzył je i ujrzał osobę, której nie spodziewał się
właśnie w tej chwili.
- Cześć – zaczęła po chwili patrząc się na stojącego
Benningtona – Mogę wejść?
- Marlene, czego chcesz? – Spytał.
- Rozmowy – powiedziała bez emocji i weszła w jego progi.
Stanęła naprzeciw kuchni i widząc całe to zamieszanie wywróciła oczami.
- Jest ktoś w domu? – Spytała po chwili, mając nadzieję, że
nikogo nie zastała.
- Nie, jestem sam – odpowiedział jej i szybko sprostował –
Marlene, naprawdę nie mam dzisiaj czasu na różne intrygi z twojej strony. Nie
mam zamiaru zawalać swojego związku tylko dlatego, że nadal myślisz, że polecę
w twoje ramiona – powiedział bez zastanowienia – Nie wiem co do mnie czujesz,
wiem, że to jest więcej niż przyjaźń, ale proszę, nie oczekuj ode mnie więcej.
Nie potrafię, rozumiesz? Nie będę postrzegał cię inaczej niż jako przyjaciela.
A ta noc? – Zatrzymał się patrząc prosto na zrezygnowaną kobietę – Zapomnij o
niej, naprawdę. Ona nie powinna się zdarzyć, ale niestety była. Nawet nic z
niej nie pamiętam, tylko wiem, że obudziłem się przy tobie i tyle. Alkohol
wyżarł mi mózg.
- Nie Chester, ty nie masz mózgu – powiedziała z zawiścią –
Ani serca.
- Jesteś mściwa – rzucił – Żyjesz beznadziejną zasadą, że
jeśli czegoś chcesz musisz to mieć. Życie takie nie jest i ty doskonale o tym
wiesz.
- Ty też o tym wiesz! – Odparła – Dostawałeś od życia coś
wartościowego? Jak cię wszyscy traktowali, co? Możesz sobie wyobrazić co czuję!
- Tylko Marlene jest jedna różnica – zaczął – Dla mnie się
życie zaczęło z chwilą gdy poznałem Emily, może nie jest idealna, może miała te
pierdolone problemy jak każdy z nas, ale wiesz co? – Spytał retorycznie – Ja ją
kocham. A ty? Ty po prostu chcesz zabrać mi to szczęście. Zawsze powtarzałaś,
że chcesz bym w końcu zaznał coś miłego w życiu, a teraz po prostu chcesz mi to
wszystko zrujnować.
- Ty zrujnowałeś moje, jak się z tym czujesz?
- Przykro mi, że tkwię w takiej kropce gdzie co bym zrobił
odbija się na którejś z was. Ale wybacz, że to powiem, ale to Emily jest dla
mnie ważniejsza, dlatego jej nie zostawię przez twoje widzimisie.
Czując wielką wściekłość w sobie zamknęła na chwilę oczy i
uświadamiając sobie, że jednak to wszystko idzie się rujnować powstrzymała łzy.
Usłyszała słowa odrzucenia, od własnego przyjaciela. Tkwiąc w kropce zrobiła krok
do przodu i zaczęła:
- Nienawidzę cię za to.
- To samo mógłbym powiedzieć i ja – odparł – Robisz nam
zdjęcia, a potem szantażujesz marnując mi kilka tygodni i nerwów. Marlene, nie
pokocham cię, zrozum to! Dlaczego ty nie potrafisz sobie tego uświadomić?
- Przestań! – wrzasnęła – Przestań tak mówić okey? Też mam
uczucia, a świadomość tego, że najważniejsza dla mnie osoba mnie odrzuca kompletnie
mnie dobija!
- Gdyby nie ta noc nie wyznałabyś mi miłości – odparł –
Czego nie powiedziałaś wcześniej? Seks był pretekstem do wyznania uczuć,
myślałaś że po jednej spędzonej nocy rzucę ci się w ramiona?
Wściekła na Benningtona szybko rzuciła:
- Jesteś zwykłym egoistą, pierdolonym egoistą! – krzyknęła
odsuwając się do tyłu. Machnęła kilkakrotnie rękami i ponownie wpadła w furię –
Wychodzisz ze mną, gdziekolwiek.
- Nie, zostaję tutaj – dodał choć tak naprawdę bał się
konsekwencji. Zdenerwowany oparł się o ścianę – Skasuj to zdjęcie! Nie wiem jak
mam ci to jeszcze bardziej wytłumaczyć.
- Zdjęcie zostaje ze mną! – wrzasnęła.
- Po cholerę ci ono? Znowu mnie będziesz szantażować? Po co
ci to wszystko? – Spytał zrezygnowany i wskazał na drzwi – Proszę cię, wyjdź.
- Wyganiasz mnie z domu? – Spytała ze łzami w oczach.
- I tak i nie – odpowiedział – Chcę byś spokojnie opuściła
to pomieszczenie, bo nic tym nie ugrasz.
- Jeśli mnie wygonisz pokażę jej te zdjęcia! – wrzasnęła.
- Nie denerwuj mnie! – krzyknął – Wyjdź stąd.
Czując w sobie wielką wściekłość po raz kolejny wrzasnęła:
- Nie ujdzie ci to na sucho – zaczęła – Pokażę, jej nasze
zdjęcia gdzie się kochamy!
- Powtórz to – Powiedziała gniewnie Emily wchodząc do
salonu. Spojrzała na dwójkę i nie wiedząc jak odtworzyć ich rozmowę zaczęła –
Do jasnej cholery, powtórz to!
Stała w kropce. Czy odważy się podejść i pokazać zdjęcie,
które zaważy na losie Benningtona czy może da sobie z tym spokój? Spojrzała na
niego. Jego twarz nie kryła zdenerwowania. Nerwowo zaciskał dłonie próbując dać
sygnały, że błaga o to by nie podchodziła pod zdezorientowaną kobietę. Zaśmiała
się w duchu z niego i z jego błagalnego wyrazu twarzy. Gdy zauważył jak Marlene
podchodzi do niej wzdrygnął się i wpadł w panikę.
- Pokażę jej nasze zdjęcia gdzie się kochamy – powtórzyła
wcześniejsze słowa bez jakichkolwiek skrupułów.
Emily stała jak wryta. Każde słowo było dla niej szokiem.
Uśmiechnęła się nerwowo i złapała za głowę. Nagle zobaczyła jak kobieta wyciąga
swoją komórkę.
- Wyjdź stąd! – Wrzasnął Bennington podchodząc pod kobietę.
- Zostaw mnie! – Krzyknęła – Niech twoja ukochana zna prawdę
o tobie.
- Wynoś się!
Nie zważając na jego słowa wzięła telefon, ale Chester
wytrącił go z ręki. Zdezorientowana nadal w szoku patrzyła na ich zachowanie
znajomych. Nagle kobieta przechwyciła telefon i podała szybko Emily. Z wielkim
uśmiechem na ustach patrzyła na jej wzrok i przyspieszony oddech. To nie może
być prawda. Zakryła usta ręką i ze zbierającymi się łzami w oczach położyła
telefon na bok.
- Wynoś się – wycedził przez zęby – Słyszałaś?!
- Jesteś zwykłym sukinsynem Chester – rzuciła ze złością –
Niech, wie jaki jesteś jej wierny.
- Zamknij się! – jego wściekłość dawała się we znaki. Nie
potrafi teraz uspokoić swoich rozchwianych emocji. Nie potrafi.
- Miłego wyjazdu do Hiszpanii – rzuciła i trzasnęła
drzwiami.
Zostali sami. Pomieszczenie przez moment obumarło, nikt nic
nie powiedział jedynie zegar ścienny przypominał o istnieniu tego
pomieszczenia. Nagle kobieta się poruszyła. Otarła łzę ze swojego prawego oka i
nie dając po sobie poznać swojej wściekłości ruszyła w stronę schodów.
- Poczekaj – Bennington widząc to złapał za jej ramię, lecz
na darmo. Odsunęła się od niego gwałtownie i zrobiła krok do tyłu.
- Nie dotykaj mnie – rzuciła mściwie.
- Wysłuchaj mnie, błagam – zaczął najspokojniej jak tylko
mógł – Wiem, że to co zobaczyłaś mogło cię nieźle zszokować…
- Daruj sobie – przerwała mu zaciskając zęby. Spróbowała
odszukać w salonie swoją bluzę, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie ją
zostawiła. Odwróciła się do niego i krzyknęła – Nie chcę cię znać, rozumiesz?
- Nie mów tak, proszę – powiedział przestraszony – Wytłumaczę
to jakoś, po prostu byłem wtedy pijany i nawet nic z tego nie pamiętam. Nic nie
zaszło między nami poważnego, to była głupia nic nie znacząca noc, nic więcej.
- Myślałam Chester, że cię znam – powiedziała ze łzami w
oczach – Było w porządku tak mną pogrywać? – Spytała – Miałeś niesamowitą
zabawę zbywając mnie przez te kilka tygodni. Myślisz, że teraz nie wiem po co
się z nią spotykałeś?
- Ona mnie szantażowała tym pieprzonym zdjęciem! – krzyknął
– Emily, błagam spróbuj mnie przynajmniej teraz wysłuchać.
- Teraz to się pieprz! – krzyknęła i szybko dodała –
Zapomniałam, że jednak do tego nie trzeba cię zbytnio namawiać.
- Uspokój się i mnie wysłuchaj! – złapał za jej ramiona, ale
usłyszał jej wrzask.
- Puszczaj! – Odsunęła się od niego ponownie – Nie masz
prawa mnie dotykać, nie masz prawa nawet teraz do mnie podchodzić! Zapomnij o
mnie, zapomnij o tym wszystkim co się działo, zapomnij o nas!
Stanął jak wryty. Wiedząc, że w tej chwili wszystko zaczyna
się rujnować stanął naprzeciw niej zagradzając jej drogę:
- Kocham cię, nadal cię cholernie kocham i nie zapomnę o
tobie nawet jak będziesz mi kazała to zrobić! – krzyknął sfrustrowany – Nigdy
nikogo tak nie kochałem jak ciebie, zrozum to, błagam – Spojrzał w jej oczy i
chcąc po raz kolejny zostawić ją przy sobie dodał – Te kilka miesięcy było dla
mnie najpiękniejszą chwilą w moim życiu, nigdy nie przypuszczałbym, że odwali
mi tak na punkcie jakiejś osoby.
- Gdybyś mnie kochał nie pieprzyłbyś się z tą zdzirą! –
krzyknęła z cieknącą po jej policzku łzie. Starła ją odruchowo i spojrzała w
jego oczy.
- Zrobię wszystko byś mi wybaczyła, błagam, tylko nie
odchodź! – Krzyknął zrezygnowany. Teraz to on czuł się jak dziecko, które z
powodu bezradności ma ochotę się rozpłakać.
- Zejdź mi z drogi – powiedziała chcąc przedostać się do
drzwi wyjściowych. Spojrzała na niego i dotknęła jego ręki próbując przełożyć
ją w inne miejsce.
- Marlene dla mnie nic nie znaczy, ty jesteś dla mnie tą
najważniejszą osobą na świecie, zrobiłbym dla ciebie wszystko – odparł
zrezygnowany – Wiem, że to do ciebie nie przemawia, ale ja nie potrafię nic
zrobić byś mi wybaczyła. Błagam – powiedział zrezygnowany i złapał za jej
rozpłakaną twarz. Nie odepchnęła jego dotyku, bała się jakiegokolwiek ruchu.
Jak przed rokiem.
Cały scenariusz przeleciał przed jej oczami. Jest cała we
krwi, czuje jego natarczywe ruchy, widzi pojawiające się siniaki. Płacze. Nie
może nic zrobić, wyrywa się, czuje jego dotyk. On wrzeszczy, łapie ją za dłonie
przysuwając do siebie i obalając na łóżko. Nie może się postawić, jest zdana na
jego łaskę.
Nagle poczuła jego pocałunek. Wpił się w jej usta starając
się nie wykonać jakiegoś natarczywego ruchu.
Wrzasnęła.
Odsunęła się szybko od niego zszokowana i bez żadnych
skrupułów walnęła otwartą dłonią o policzek Benningtona. Zszokowany jej
zachowaniem odsunął się w tył i spojrzał na jej wystraszony wyraz twarzy. Czy
myślała, że może posunąć się do czegoś głębszego?
Przełknęła głośno ślinę i patrząc po raz ostatni na
Benningtona z płaczem wybiegła z domu. Nie czuła już kompletnie nic. Cały świat
zamazał się jej przed oczami, a wszystko co w tej chwili usłyszała było tak
jakby fikcją. To wszystko było nierealne. Czując wielkie obrzydzenie do
Chestera, a także do samej siebie oparła się o płot i bez żadnych barier
wrzasnęła wybuchając przy tym niesamowitym płaczem. Co mogła teraz zrobić?
Zapomnieć o tym co ją dzisiaj spotkało?
To było trudne, zbyt trudne, dla osoby, która straciła
zupełnie wszystko na czym jej w tej chwili zależało. Każdy jego dotyk i
pocałunek odszedł w zapomnienia, a każde jego słowo rozpływało się po niebie
tworząc niewidzialną smugę. Wszystko przestało istnieć. Dosłownie wszystko.
Wstała z miejsca i zdesperowana powędrowała kilka uliczek
dalej, tak by zapomnieć o tym miejscu jak najszybciej. Nie tworząc już dalej
ich wspólnej przyszłości poczuła jak łza spływa po jej skórze i ponownie
przetarła oczy.
„Musisz być silna!” – wrzasnęła do samej siebie i usiadła na
pierwszej lepszej ławce w parku. Tak, w tym parku do którego często chodzili.
Położyła się na mokrych deskach, bo faktycznie, pogoda w tej chwili nie była
idealna. Zamknęła oczy i odrzucając obrzydliwe zdjęcie, które miała okazję
zobaczyć zakryła usta swoją ręką, będąc pewna, że jest przegranym zerem.
***
Leżał w bezruchu kilka godzin. Nie mógł nic zrobić. Emily
nie wróciła na noc, a tkwi w tym pokoju od samego początku zakończenia ich
kłótni. Nie kłótni! Rozstania.
Nie uświadamiając sobie tego, że przez swoje nieopanowanie
stracił najbliższą sobie osobę spojrzał w sufit.
Myśląc, że jest na tyle silny by sobie z tym poradzić
zacisnął pięści i poczuł jak krople łez spływają po jego twarzy.
„Co jest Chester?!” – wrzasnął do samego siebie i wstał z
kanapy ścierając je z policzka. Przetarł oczy i podszedł pod okno. To wtedy
poczuł jej zapach. Odwrócił się w drugą stronę, lecz nikogo nie ujrzał.
Wiedząc, że to wszystko zamienia się w jakąś durną paranoję zacisnął usta i
nagle strącił kilka buteleczek z czymś. Tym czymś okazały się być jej perfumy.
Wziął jedną do rąk, lecz szybko ją odłożył. Pech chciał, że przez jego nerwowe
ruchy jedna się stłukła. Spojrzał na swoje nogi i wiedząc czym to może się
skończyć odsunął się do tyłu by zbytnio się nie pokaleczyć. Wziął do ręki
resztki szkła i wyrzucił za okno, jak gdyby nigdy nic.
Usiadł na łóżku i mając wielką ochotę ulżyć sobie w tej
sytuacji podszedł po chwili pod wielką szafkę. Wiedząc, że znajdzie tam czego
szuka wyrzucił jej całą zawartość i nagle go olśniło.
„Co ty kurwa wyprawiasz?” Ponownie usłyszał ten wrzask w
swojej głowie, który kazał mu zaprzestać. Z początku się go nie posłuchał, lecz
po jakimś czasie odsunął się od tego świństwa i położył się ponownie na wielkim
łóżku.
Teraz nawet to łóżko przypomina mu o Emily.
Jak kilka dni temu leżeli obok siebie, wymieniali burzę
pocałunków. Jak jej każdy dotyk i muśnięcie ust sprawiało u niego eksplozję
podniecenia. Pamięta jak kilka miesięcy temu leżeli w siebie wtuleni gdy nic
się nie układało. Gdy próbowała poradzić sobie z tą świadomością, że ktoś ją
parszywie wykorzystał. Pamięta tę szczególną noc od której praktycznie to
wszystko się zaczęło. Jak cicho weszła do jego pokoju przepraszając za swoje
zachowanie, a skończyło się to na wspólnie spędzonej nocy. Pamięta nadal to
wszystko, jak patrzyła na niego z tego miejsca, jak słodko spała po ciężkim
dniu, jak upita do nieprzytomności marudziła nie chcąc zwlec się z łóżka.
To koniec.
Zupełny koniec.
Szybko uwinęłam się z tym rozdziałem i myślę, że następny też szybko napiszę. Tak czy owak, żeby nie zapeszać już nic wam nie obiecuję, ale przypuszczam dodanie następnego około niedzieli, bo we wtorek mam wyjazd i będę chciała załatwić tę sprawę :)
No to zapraszam do komentowania, bo mało coś was tu ostatnio widać ;)
Nieeeee :CCCC
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale smuutny :C
Mam nadzieję, że wszystko między nimi się naprawi XD
Weny! xd
No i wszystko się wydało. : /
OdpowiedzUsuńWeny.
Mam nadzieje że się pogodzą.Rozdział jak wszystkie świetny :)
OdpowiedzUsuńHahaha ojciec Emily jak jakiś Mafioza XD Denerwują mnie tacy ''tatusiowie'', którzy budzą się po tylu latach i nagle pragną odzyskać swoje dzieci, przecież to oczywiste, że nikt nie chciałby z takim ojcem mieć do czynienia.Na prawdę nie rozumiem na cholerę ten Tod i cała ta historia tatusia, który tak bardzo zatęsknił za córeczką ;q
OdpowiedzUsuńBiedna Emily znowu będzie miała depresję, płacz i zgrzytanie zębów, nie lubię jej takiej, zawsze ona ma najwięcej problemów eh ;q No ale akcja jakaś musi być, więc muszę się z tym pogodzić ;q No przynajmniej Chester ma trzeźwy rozum.
Mike ty pacanie ! -.-
Marlene przestań dramatyzować, zachowujesz się jak idiotka. Trochę jakby była chora psychicznie. W pewnym momencie na samym początku gdy Chester zabrał głos i powiedział co myśli pomyślałam że może Marlene go zrozumie odpuści, ale nie, psychopatki tak mają. Wiedziałam, że Emily właśnie tak zareaguję, miałam też malutką nadzieję, że mu wybaczy, ale to nie jest takie łatwe. Zastanawiam się tylko co dalej zrobi, gdzie się schroni...
Koniec rozdziału spodobał mi się najbardziej, bardzo ładnie to opisałaś, emocje ich myśli.
Ja wyjeżdżam do Polski we wtorek więc nowego pewnie nie przeczytam, ale na pewno nadrobię! Tego możesz być pewna :)
/Kuroichi
Nigdy nie potrafię zabrać się za komentowanie, a szczególnie Twoich rozdziałów. Zawsze strasznie topornie mi się je czyta. Nienawidzę tego. Można by twierdzić, że to przez treść, ale halo halo, czytam jakiś tuzin blogów, gdzie także co chwilę pojawiają się większe lub mniejsze dramaty, no ale cóż, jakoś łatwo i przyjemnie się to czyta. U Ciebie jest wręcz odwrotnie, bo nawet jeśli opisujesz jakąś dowcipną scenę, to okraszasz ten opis miliardem niepoprawnie użytych sformułowań, mieszasz w składni i ogólnie wychodzi niezbyt smaczny, ciężkostrawny klops.
OdpowiedzUsuńPostanowiłam byś szczera. Końcówkę rozdziału praktycznie pominęłam. Rzuciłam tylko okiem, ale odstraszyła mnie "burza pocałunków". Potem chciałam być uczciwa, wróciłam do czytania i muszę przyznać, że ten końcowy fragment nie jest taki zły, a te ostatnie pięć zdań są w porządku i nawet mi się podobają.
Ech. Fabuła chyba się jakoś prostuje i zaczynam wierzyć w to, że jakoś to zamkniesz w tych 11 rozdziałach. Byłoby przynajmniej fajnie, gdyby Ci się udało, bo głupio tak zostawiać bloga bez satysfakcjonującego zakończenia. No ale z drugiej strony... przecież Emily pokłóciła się z Chesterem (moje marzenie się spełnia) i to, że kiedyś do siebie wrócą jest mało prawdopodobne. I to jest dziwne, no bo przez całą historię trwającą 61 rozdziałów czytelnik myśli, że będzie szczęśliwe zakończenie, a Chaz i Emily będą razem. A tutaj jakiś dziwaczny zwrot akcji.
No, chyba że złączysz ich w ostatnim rozdziale i w cudowny sposób sobie przebaczą. Wtedy byłoby dość sielankowo. Nie przepadam za sielankami, ale za wymuszonymi dramatami też. Ech, trudne to ciągnięcie fabuły...
Jeśli chodzi o wydarzenia z tego rozdziału to jak zwykle mam ochotę wymordować wszystkich bohaterów. Emily pakuje się w takie głupie sytuacje, jej ojciec to jakiś gangster, Chesterowi odpiernicza i robi sałatki, Marlnene jest żałosna jak to ona, a Lisa i Mike balują w Waszyngtonie, na przemiennie grając w gry wideo i odwiedzając matkę Jessici. O matko. Przeciążenie, error, za dużo danych! Ale to cholernie skomplikowane, o kurczę. Muszę to w spokoju ogarnąć. Może byłoby łatwiej, gdybyś te sytuacje przedstawiła w klarowny ale ciekawy sposób, no ale jak zwykle jest ciężko i momentami zwyczajnie nudno. Szkoda, bo akcja pędzi, a ja ziewam ze zmęczenia (znowu przeklinam czcionkę z tego bloga)
W ogóle to przyjrzałam się też szablonowi i myślę, że on bardziej sugeruje fakt, że piszesz Bennodę XD No i wygląda na zrobiony w paintcie XDDDD
Dobra, sprawa ma się tak, że powinnam skomentować jeszcze dwa rozdziały na tym blogu. Ale obok mnie jęczy młodsza siostra, wciąż jestem w piżamie i niedługo skończy mi się ściągać demo simsów 4. Każda cząsteczka mojego ciała chciałaby już sobie pójść i darować sobie kończenie komentowania. No ale blogowe obowiązki... Ech, jakoś dam radę. Postaram się jeszcze dzisiaj skończyć zaległe komentarze.
PS- Zapomniałam przeprosić za spóźnienie ;___;
Coś mnie ruszyło odpisać na twój komentarz :)
UsuńHmm.. Od czego by tu zacząć? No kurde, nie będę ukrywać, że mnie w jakiś sposób tam nie ruszył, to nie ma sensu lać wody z tym, że się z tym zgadzam.
Odbiór rozdziału pod względem fabuły oczywiście zostawiam czytelnikom i to, że ich wszystkich nienawidzisz to mnie szczerze mówiąc nie interesuje, bo to twoje odczucia :D
Ale niektóre słowa mnie tu zasmuciły.
Stwierdziłaś, że jeśli opisuję jakąś scenę to wplątuję w to miliard niepoprawnych sformułowań. Po pierwsze, może nie miliard, to wyolbrzymienie z twojej strony chyba nie ma sensu, a sama nie jestem zawodową pisarką więc to logiczne, że mogę się na czymś bachnąć, że tak powiem. Ale miliard? Kurde, zaskoczyłaś mnie tym.
No i trochę też zasmuciłaś. Ale cóż...
Nie wiem co dodać, chyba to, że po twoim komentarzu przyszło mi pytanie: "Po co to czytasz jak ci się nie podoba?"
Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi xD
Ale okej, zostało jeszcze 10 rozdziałów i mam nadzieję, że dasz radę to przetrwać ;)
Hej chciałam cię zaprosić na mojego nowego bloga http://leave-out-all-the-rest1996.blogspot.com/ . Tematyka powinna Ci się spodobać gdyż umieszczane są na nim opowiadania o Linkin Park, a dokładniej mówiąc o Bennodzie. Jeśli, więc nie tolerujesz związków homoseksualnych lub po prostu nie lubisz takich opowiadań to zignoruj tą wiadomość. Jeżeli natomiast Ci się spodoba to zachęcam do obserwacji i pozostawienia komentarza bo to bardzo motywuje ;)
OdpowiedzUsuńO cholera. Tak ładnie żarło i zdechło. Wiedziałam, że się spieprzy, ale tak szybko?
OdpowiedzUsuńCzego chce od niej tatuś?
I boże niech Bennington udusi Marlene, zawinie w dywan i wyrzuci gdzieś na bagnach. Za każdym razem mam inny pomysł na uśmiercenie tej suki.
Biedna Emily... Biedny Chester, chociaż jemu to się akurat należało.
Weny kochana i pisz szybko!
A miało być tak pięknie, a tu nie...
OdpowiedzUsuńTak wiele emocji przelało się przez mój mózg, że aż mnie to boli.
Czekam na kontynuację,
Pozdrawiam,
Lilith,