Zziębnięte ręce złapały za rogi krzesła. Lekko zdenerwowana
kobieta podniosła jedną z nich i poprawiła opadający kosmyk włosów. Niesforne
pasmo po jakimś czasie znalazło się za uchem, a Chester widząc jej ruch
spojrzał na jej twarz.
- Denerwujesz się? – Spytał.
- Tak… Trochę – zatrzymała się nagle - Bo popatrz – Zwróciła
się ku niemu – Nathan to tylko małe dziecko, nie jest temu winne co się wokół
niego dzieje, co się z nim dzieje. Ma też prawo do życia, nikt nie może tego tak
po prostu przekreślić.
- Ale on żyje – Podkreślił – Emily, proszę cię, nie myśl
negatywnie.
- Nie myślę negatywnie – powiedziała zaprzeczając samej
sobie – Bynajmniej się staram. To nie jest takie proste. Ian bardzo pragnął
tego dziecka o samej Annabelle już nie wspomnę, więc jeśli coś pójdzie nie tak
to martwię się o nich. Co się z nimi stanie…
Nagle ich krótki dialog przerwał trzask drzwi. Mężczyzna
nieświadomy tego, że dźwięk rozprzestrzenił się przynajmniej po dwóch piętrach szpitala
usiadł obok kobiety i spojrzał w głąb sali. Nie odezwali się nic. Emily, która
przed chwilą chciała go pocieszyć, powiedzieć cokolwiek, by wesprzeć go na
duchu zaniemówiła. Nie potrafiła w tej chwili się odezwać, to było nade jej
siły. To by było dosyć dziwne, nie była w takiej sytuacji, nie ma dzieci, ale
wydawało jej się że wie jak czuje się jej brat. Jakby była na jego miejscu,
pewnie mogłaby sobie wyobrazić swoją panikę, bo najgorsza jest świadomość, że
osoba, którą kochasz może za jakiś czas opuścić ten świat i tak po prostu
zamieszkać w innym, według opinii innych ludzi – lepszym.
- Przecież ja poszedłem tylko do kuchni… - powiedział po
chwili Ian bez żadnych emocji. Kobieta widząc jego zrezygnowaną minę przysunęła
rękę w stronę brata i ujęła mocno jego dłoń. Czując jego masywne dłonie, które
nieraz pomagały jej w rozstrzyganiu sporów między starszymi kolegami zamknęła
oczy.
Sami kiedyś byli dziećmi. Szczęśliwymi dziećmi, gdzie jedno
oddałoby wszystko za to by drugie było bezpieczne. Nie złączyli się węzami
krwi, byli po prostu przyjaciółmi. Dobrymi oddanymi przyjaciółmi. Mogli liczyć
na siebie w każdej sytuacji, do czasu gdy po prostu Ian zajął się swoim życiem.
Gdy w jego życiu pojawiła się żona nie można powiedzieć, że Emily została
całkowicie zepchana na drugi plan, jednakże widać że nie do końca starał się ją
zrozumieć. Ona nie była zła, wręcz przeciwnie. Zamiast obwiniać brata za takie
zaniedbanie była szczęśliwa jego powodzeniem w życiu. Choć czasem po prostu
brakowało jej jego obecności, nie chodziło o to by był i dopytywał się
wszystkiego co się wokół niej dzieje, chodziło jej tylko o to by usiadł z nią
sam na sam. Wolała spędzać czas w ciszy z kimś bliskim niżeli w samotności.
- Nie mogłeś przewidzieć tego co się stało – zaczął
spokojnie Chester nadal tkwiąc w osłupieniu. Popatrzył na swoje dłonie tak
jakby próbował coś z nich odczytać, lecz niestety to było niemożliwe – Z
Nathanem wszystko będzie dobrze, uwierz mi. To tylko omdlenie, czyż nie? –
spytał próbując podtrzymać mężczyznę na duchu.
- Masz rację – popatrzył w górę po jakimś czasie – Tak, masz
rację – powtórzył po raz kolejny i wstał z krzesła. Skierował się w stronę
drzwi wyjściowych i jeszcze raz cicho dodał – Tak Chester, masz rację, jemu nic
nie będzie.
- Gdzie idziesz? – Spytała głośno brata i jak on wstała z
drewnianego krzesła.
- Muszę się przejść, chcę pobyć sam… - Zaczął znowu tym
melancholijnym tonem. Coś nie pozwalało mu na okazywanie wewnętrznych emocji,
coś tkwiło w jego sercu. Jakiś czynnik, który decydował o jego zachowaniu.
- A Annabelle? – Zapytała po raz kolejny – Zostawisz ją tu
samą?
- Jest z wami – odpowiedział jej i z błagającym spojrzeniem
dodał – Emily, proszę. Potrzebuję tego.
Ta nie odpowiedziała już nic tylko ponownie usiadła.
Poprowadziła go wzrokiem do drzwi, a po tym popatrzyła na Chestera, który już
przed chwilą zawiesił swój wzrok na jej twarzy.
- Emily, proszę naucz się myśleć pozytywnie – zaczął po raz
kolejny zrezygnowany.
- Dlaczego mi to ciągle mówisz? – Spytała zaskoczona.
- Bo pozytywne myślenie jest kluczem do sukcesu.
- Nie zawsze.
- Jak to? – Przybliżył się do niej zaciekawiony.
- Sam powinieneś o tym wiedzieć – odpowiedziała mu i złapała
za jego dłoń – Nie pamiętasz, jak opowiadałeś mi, że jak próbowałeś myśleć
pozytywnie spotykały cię niemiłe niespodzianki. Sam twierdziłeś, że czasem
lepiej jest się miło zaskoczyć niżeli potężnie rozczarować. Zapomniałeś już?
Jak twierdziłeś, że to cię coraz bardziej wyniszczało, bo myśląc pozytywnie
zabijałeś nadzieję?
- Nie, nie zapomniałem – odpowiedział – Ale tu chodzi o
życie człowieka, a w tej sytuacji ty musisz myśleć pozytywnie, bo inaczej
zwariujesz, uwierz mi – popatrzył na nią i wymusił lekki uśmiech po czym
chwycił za jej drugą rękę, którą razem z pierwszą schował w swoich masywnych
dłoniach.
***
Przyjechali tu wczesnym rankiem. Zaciekawieni stanem małego
dziecka pewnie weszli do korytarza, gdzie w tym samym miejscu co wczoraj
siedział Ian. Nie mówił nic, jego wzrok tak samo nic nie zdradzał. Emily
kucnęła przed nim i podniosła delikatnie jego głowę.
- Co się dzieje? – Spytała po chwili widząc jego minę. Twarz
nie wyrażała nic prócz strachu i paniki. Sam nie wiedział co ma zrobić, jego
starania i tak byłyby bez znaczenia. Najgorsza jest świadomość tego, że nic nie
możesz zrobić. Poddajesz się dobrowolnie, choć tu nie chodzi o rezygnację.
Kieruje tobą determinacja, jednak ona zostaje zasłonięta przez niemoc. W tej
chwili był skazany tylko na siedzenie i czekanie, nic poza tym – Gdzie
Annabelle? – Spytała po chwili widząc jak ten milczy.
- Siedzi z dzieckiem – odpowiedział jej – Myślę, że za
niedługo się wszystko wyjaśni.
- Na pewno – uspokajała go – Spójrz, Nathan odzyskał już
przytomność, jest świadomy tego co się wokół niego dzieje. Mógłbyś się martwić
gdyby jego stan się naprawdę pogorszył, on tylko zemdlał…
- Mówisz to tak jakbyś nie wiedziała o co chodzi – rzucił
jej, ale po jakimś czasie odrzucił swój gniewny ton – Nathan nie jest taki jak
„wszyscy”. On nie jest zwykłym dzieciakiem, każda zmiana w jego organizmie nie
może być bagatelizowana! To nie jest tak, że jemu się coś stanie, a to się nie
przełoży na kolejne etapy jego życia. To jest Nathan, nie każde inne dziecko,
które bawi się w piaskownicy, szybko łapie kontakty z ludźmi czy nawet może
zostać przez chwilę bez opieki – W tym momencie poczuł jak łzy zaczęły
podchodzić mu do oczu. Powstrzymał je, pewnie tylko dlatego, by nie okazywać
swojej słabości – A ja to ostatnie zbagatelizowałem…
- Skąd mogłeś wiedzieć? – Spytała po chwili lekko nim potrząsając
– Ian, nie mogłeś wiedzieć, że akurat wtedy Nathan’owi może się coś stać. Nie
przewidziałeś, że znajdziesz go zupełnie nieprzytomnego, to by się mogło nawet
zdarzyć przy tobie.
- Emily ma rację – odezwał się Chester i podszedł do
dziewczyny – To nie twoja wina.
Mężczyzna lekko podniósł kąciki swoich ust i popatrzył na
zatroskaną kobietę.
- Możemy go zobaczyć? – Spytała po chwili odrywając ich z
osłupienia.
- Tak, jasne – odpowiedział jej i czym prędzej wskazał drzwi
od jego prawej strony. Emily wstała i popatrzyła znacząco na Chestera, który
powędrował dokładnie za nią.
Delikatnie otworzyła drzwi i spojrzała na postawione łóżka.
W tym zamieszaniu swoich myśli próbowała się skupić i postanowiła odnaleźć
łóżko chłopczyka. Przeszła kilka kroków i wtedy go ujrzała. Ubrany w białą
piżamkę leżał na boku i patrzył na swoją mamę, która troskliwie się do niego
uśmiechała. Dziecko czując na sobie wzrok innych ludzi odwróciło się tak jak
Annabelle. Kobieta popatrzyła na nich i czując miłe zaskoczenie wstała z
miejsca. Wewnętrzna histeria myśli dała się we znaki, popatrzyła zdenerwowana na
nich i nie mogąc już wytrzymać wtuliła się w stojącą kobietę.
- Ej, wszystko będzie dobrze – pocieszyła ją odwzajemniając
uścisk. Ta jednak nic nie odpowiedziała na to spostrzeżenie tylko odsunęła się po
chwili od kobiety i rzuciła:
- Zostaniecie z nim na góra 10 minut? - Emily zauważyła, że
jej oczy w tym momencie stały się większe, a tęczówki wyblakły. Może to wina jej
długotrwałego płaczu? – Muszę pogadać z Ian’em.
- Doprowadź go do porządku – rzuciła jej i widząc jak
kieruje się w stronę drzwi zatrzymała ją jeszcze jednym pytaniem – Obwiniasz go
za to co się stało?
Widać, że to pytanie ją zaskoczyło. Stanęła w bezruchu.
- Nie – odpowiedziała szybko z wielkim bólem – Muszę się
przecież kiedyś z tym pogodzić – Nie zdradzając już więcej swoich emocji
złapała za klamkę i ostrożnie przekroczyła próg. Nie myślała już o niczym innym
tylko o tym by zapomnieć, cofnąć czas lub ominąć wszystkie nieszczęśliwe
zdarzenia w swoim życiu. I te które miały miejsce i te które się jeszcze nie
wydarzyły. To było jak igranie na krawędzi czasu. W każdej chwili nitka, na
której trzyma się cały ich skarb może się zerwać i zniknąć. Tak po prostu.
- Ona go obwinia, widzę to – stwierdził niemal pewny Chester
po wyjściu kobiety – A twojego brata jeszcze dobija ten fakt, nie dość, że to
zdarzenie wywarło na nim taką presję to jeszcze boi się reakcji swojej żony, że
zawiódł jako ojciec – powiedział i spojrzał na Emily.
- On się boi, ona zresztą też. Co byś zrobił gdyby twoje
dziecko było w takim stanie, gdzie po prostu nie wiesz czy następne jutro,
będzie jego jutrem?
- Zapewne to samo co oni – odpowiedział po chwili.
Kobieta nie odpowiedziała mu tylko usiadła razem z nim
naprzeciwko łóżka. Uśmiechnęła się serdecznie w stronę chłopczyka, który z
nieśmiałości odwrócił swoją główkę w drugą stronę.
- Co się tak boisz rycerzu? – Zaśmiała się i dotknęła swoją
dłonią jego ramienia – Taki mężczyzna jak ty nie może się bać.
Chłopczyk jednak nic nie odpowiedział tylko zarzucił na
siebie narzutę ponownie się przed nimi chowając. Na początku Chester nie
wiedział co zrobić, lecz po chwili pojawił się u niego pewien pomysł.
Przybliżył się lekko i sam dotknął za kawałek pościeli.
- Jak się odwrócisz to ci coś pokażę.
Chłopczyk jednak też nie zareagował. Emily spojrzała na
mężczyznę i uśmiechnęła się, będąc wdzięczna, że jednak on interesuję się
dzieckiem którego praktycznie nie zna. Ten nie odwzajemnił uśmiechu tylko spróbował
ponownie nawiązać z nim kontakt.
- Pewnie jeszcze takich nie widziałeś – Zaciekawił go
bardziej, ale nie wywierał nacisku – Też kiedyś się bałem wyjść spod kocyka,
lecz jednak byłem odważny i postanowiłem zaryzykować. Wiesz co? – Spytał
retorycznie – I nie żałuję. Poznałem wielu ludzi, ciebie też chcę bliżej poznać.
Nathan jeszcze przez chwilę tkwił w bezruchu, aż do momentu
w którym to Emily dotknęła dłonią pościeli. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na
siedzącą obok parę. Nie wydobywając z siebie jakichkolwiek emocji położył się
na boku i popatrzył w głąb sali. Nie znalazł nic ciekawego, dopóki Chester nie
podłożył mu swojej ręki. Mężczyzna uśmiechnął się widząc zaciekawienie dziecka,
ale nic nie powiedział. Pozwolił mu dokładnie ocenić wzory na swoich
nadgarstkach, tak że po jakimś czasie zaczął czuć lekkie szczypanie. Chłopiec
wywracał ręką na wszystkie strony i zaintrygowany dziwnym kolorem na skórze
uśmiechnął się po chwili. Nagle wstał z łóżka.
- A ty gdzie księciu? – Spytała kobieta łapiąc go w pasie –
Chcesz mi uciec?
Ten pokiwał głową i zajrzał pod szpitalne łóżko. Emily
spojrzała zdezorientowana na ukochanego, a ten sam nie wiedząc o co może mu
chodzić wzruszył ramionami. Nic nie układało się w całość.
- Kochanie, przestraszyłeś się? – Spytała troskliwie
doszukując się jego twarzy. Po chwili jednak chłopiec wstał trzymając w ręce jakiegoś
mazaka i ponownie usiadł na rogu łóżka.
- Nie – odpowiedział po cichu, a Emily zdziwiła się słysząc
jak po raz pierwszy od pewnego czasu odpowiedział jej na pytanie. Przyjrzała
się bardziej tym co Nathan wyprawiał z przedmiotem, a gdy już zrozumiała
przesłanie prawie wybuchła śmiechem, lecz tak naprawdę to nie był śmiech złośliwości.
To było jak podlanie roślinki, dzięki pewnym czynnikom ona może znowu wstać i
prężyć się ku słońcu. Tak było z Nathanem. Od czasu przybycia na oddział nic
nie mówił ani nie wstawał z łóżka. Była tak naprawdę dumna z siebie oraz z Chestera,
że po prostu mogli poruszyć dziecko, które tak naprawdę jeszcze przed chwilą
nie miało siły do życia.
- Chcesz pomalować mi ręce? – Zapytał rozbawiony i ściągnął
z siebie bluzę. Podłożył po jakiejś chwili dziecku dłonie i zachęcił go – Do
dzieła!
Rozbawiony szybko otworzył mazak i zaczął kreślić na rękach
mężczyzny swoje wyobrażone rysunki. Chester uśmiechnął się w duchu, przez co
też można było spotkać uśmiech na twarzy małej istoty. Patrzył w skupieniu na
to co dziecko rysowało na jego dłoniach i próbował zdefiniować abstrakcyjne
rysunki. Rozpoznał tylko że na jednym z nich tkwi wymyślny motyl, na palcach
stworzył zakola, a jego przednia kończyna nabrała różowego odcienia.
- Wróżę ci świetną karierę – Zaczął po chwili mężczyzna –
Będę do ciebie przychodził abyś zrobił mi tatuaż.
Ten kiwnął pozytywnie głową i ponownie się uśmiechnął. W tej
chwili jednak spotkał się z dziwnym spojrzeniem swojej matki. Stała nad nim i
nie dowierzała temu co się w tej chwili dzieje.
- Chryste Panie, dziecko co ty wyprawiasz? – Spytała zdziwiona,
ale na jej twarzy nie malowała się złość.
- Nathan znalazł bardzo twórcze zajęcie – odpowiedziała jej
kobieta – Zresztą, sama zobacz.
Annabelle nic nie powiedziała tylko usiadła na łóżku dziecka
i się uśmiechnęła. Tylko w tej chwili zadawała sobie pytanie co takiego ma ten
człowiek, że po raz kolejny przyciągnął tak do siebie małe dziecko.
***
Pojedyncza kropla deszczu opadła na ramię kobiety.
Zrezygnowana spojrzała w górę i zaklęła w duchu, że to teraz musi padać, a
drogi do miasta mają jeszcze sporo.
- Nie jesteśmy z cukru – podkreślił mężczyzna i złapał za
jej dłoń.
Nie odpowiedziała nic tylko odwzajemniła uścisk i skierowała
się w stronę następnej uliczki. Zasłoniła się lekko kapturem i popatrzyła na
Chestera, który miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Nawet nie komentuj – zagroziła.
- Nie mam zamiaru – odpowiedział jej. W tej chwili zauważył
jej rozwiane włosy, które wydobywały się z założonego kaptura. Nie zauważyła
jego wzroku tylko pociągnęła go bardziej, odtrącając go z lekkiego transu.
- Gdzie ci się tak spieszy? – Zaczął – Nie lubisz deszczu?
- Nie przepadam – Stwierdziła bez namysłu i postawiła stopę
na kamiennym chodniku.
- Jak tak będziesz gnała jeszcze będziemy mieli czas by się
z kimś spotkać – powiedział, a ta stanęła jak wryta gdyż nie wiedziała o kogo
może mu chodzić – Nie dzwoniłem do niej po tym jak się szybko zmyła, ona też
nie dała żadnego znaku życia– Zaśmiał się i stwierdził – Możesz być zła, ale
tak na serio nie wiem…
- Nie jestem zła – odpowiedziała szczerze przerywając mu w
połowie zdania – To kiedy ją poznam?
- I taka postawa mi się podoba – Ucieszył się i dodał – Może
dzisiaj wieczorem? Zaproszę ją do siebie, co ty na to?
Kiwnęła głową i spojrzała w bok. Nic prócz rozwianych koron
drzew, wszystko było takie same. Przesiąknięte zielenią liście właśnie w tym
momencie odżywały kołysząc się co chwilę w różne strony. Nagle coś zauważyła.
Szybko wyrwała się z jego uścisku i podeszła do drzwi jakiegoś sklepu. Przez
chwilę czasu zdezorientowany Chester patrzył na jej zachowanie. Stanęła na
pięcie i nagle wyciągnęła telefon. Nie chciał się bawić w zgadywanki więc po chwili
zapytał:
- Co ty tak patrzysz w tę szybę?
- Nie w szybę! – Krzyknęła mu nie ukrywając zadowolenia i
zachęciła go by podszedł. Przybliżył się po chwili a ta wskazała mu małą kartkę
– Sklep odzieżowy, szukają sprzedawcy…
- Chcesz tu pracować? – Spytał.
- A czemu nie? – Zrobiła to samo i w skupieniu spisała numer
telefonu. Przez chwilę patrzyła na cyferki i sprawdziła dwa razy by przypadkiem
nie pomylić kolejności lub przepisać źle – Zadzwonię do nich później –
Stwierdziła po chwili.
Emily schowała telefon do kieszeni i uśmiechnęła się pod
uchem. Może to w tym momencie nadchodzi moment gdzie wszystko ma szansę się ułożyć?
***
Tkwił tu wiele dni, nie wie dokładnie ile, ale każde
wspomnienie o dawnym świecie uświadamiało mu ich odległość. Czas między tym co
się dzieje, a tym co działo się kiedyś był ogromną przepaścią wspomnień. Każde
słowo odbijało się bezdźwięcznym echem, a sam miał wrażenie że jest w tym
miejscu nieobecny. Nie chciał niczego prócz zrozumienia, nie chciał nadal tkwić
w tym bezsensownym transie tylko przez nieodwzajemnioną miłość, która tak
naprawdę wyssała z niego całą energię do życia. Gdyby ktoś znajomy go zobaczył
uznałby go za świra, przecież mężczyźni nie płaczą. Tak twierdzą stereotypy,
pieprzone stereotypy w które człowiek po prostu wierzy!
Walnął pięścią w stół.
Po raz kolejny bez żadnych nadziei położył się na łóżku.
Zaczął odliczać dni do końca swojej męczarni, przecież wierzył że tak naprawdę
to wszystko musi się jakoś pozytywnie zakończyć. Miał nadzieję na szczęśliwe
zakończenie, ale się bał. Jeśli te zeznania zaważą na jego losie to zepsuje
życie nie tylko sobie, ale też wielu innym osobom.
A to właśnie ta myśl go zabijała od środka.
***
Chłodny wiatr z otwartego okna natychmiast złapał swoimi
zimnymi ramionami za stojące obok przedmioty. Nie przejmując się pogodą na
dworze popatrzyła na rosnące kwiaty na parapecie i przestawiła jeden tak, by
przez przypadek wiatr nie przewrócił doniczki.
- Masz coś do picia? – Spytał mężczyzna i udał się do
kuchni.
- Poszukaj w szafkach, powinno coś być – Krzyknęła mu
kobieta i poprawiła firankę. Z przyzwyczajenia spojrzała za okno i zganiła
siebie, że zapomniała wczoraj ich zasłonić. Chyba musi sobie wpisać do
wyimaginowanego dzienniczka kolejny nawyk, którego musi się nauczyć.
Starając się już o tym nie myśleć ściągnęła bluzę i położyła
ją na kanapie. Widząc stan swojej koszulki usiadła i złapała się za głowę. Nie
chciało jej się jej zmieniać, a musiała pozbyć się nasiąkniętego przez wodę
ubrania.
- Może być sok? – Spytał i położył szklanki na drewnianym
stoliku.
- Jasne – rzuciła mu szybko i udała się na górę – Jakby co
ja zaraz wracam – krzyknęła i wskoczyła na schody. Szybkim ruchem otworzyła
swoje drzwi do sypialni i otworzyła szafę z ubraniami. Zrobiła dziwną minę, ale
po jakimś czasie wypatrzyła sobie bluzkę, której nie nosiła już od wieków.
Skrzywiła się trochę, materiał zbyt bardzo będzie na niej przylegał, ale
machnęła ręką i ściągnęła szybkim ruchem poprzednią. Przyjrzała się jej jeszcze
bardziej dokładnie. Nie doszukując w niej nic nietaktownego szybko ją założyła
i spotkała się z dziwnym śmiechem.
- Ładne masz wcięcie w talii – Zaśmiał się mężczyzna
opierając o szafę. Kobieta widząc to wzdrygnęła się, ale wymusiła uśmiech.
Zamknęła szafę i odparła:
- Ale się skradasz…
- Warto być czasem cichym by poświęcić się dla takich
widoków – Uśmiechnął się i złapał kobietę w pasie. Złapała za jego ręce i
mocniej przysunęła do siebie. Po chwili jednak spytała:
- Kiedy jedziemy do ciebie?
- Hmmm…- Zamyślił się sztucznie i oparł głowę na jej
ramieniu – Za jakieś kilka minut. Zaprosiłem Marlene, resztę zespołu…
Zobaczysz, nie będzie tak drętwo.
- Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku robić sobie
imprezy jak Mike siedzi w więzieniu? – Zapytała po chwili uwalniając się z jego
uścisku i schyliła się po leżącą koszulkę.
- Nie robię imprezy, po prostu chcę się spotkać, a za kilka
dni kolejna rozprawa. Ja wierzę, że to się wszystko wyjaśni.
- A jeśli nie? – Odwróciła się w jego stronę i dodała –
Jessica to zwykła suka, dla pieniędzy zrobi wszystko. Może coś więcej zmyślić
tylko dlatego by oczernić jego imię. Sam widzisz jak media odbierają te
wiadomości.
- Mam nadzieję, że on nie jest tego świadomy co się tak
naprawdę dzieje z jego nazwiskiem – Odpowiedział szczerze – Znam go, załamałby
się. Tyle lat pracował na dobre imię a przyjdzie taka kretynka i go jednym
ruchem zniszczy.
Nie odpowiedziała już nic. Beztrosko wskoczyła na łóżko i
otwarła swoją szafkę nocną szukając ładowarki do telefonu. Przesortowała
wszystkie przegrody, lecz i tak nie mogła jej znaleźć. Wiedząc, że zostawiła ją
gdzie indziej wywróciła po raz kolejny szufladę i nagle poczuła coś za swoim
uchem.
- Chester… - Zaśmiała się po chwili – Mam tu łaskotki…
- Wiem – Uśmiechnął się i pocałował kobietę za uchem.
Zaśmiała się, lecz po chwili się od niego odsunęła gdyż już nie mogła wytrzymać
z tego powodu. Popatrzyła na jego rozbawione oczy i zaczęła:
- Tak cię to śmieszy, tak? – Powiedziała zadziornie –
Atakujesz moje najsłabsze punkty.
- Nic innego mi nie pozostało – Odpowiedział jej i
przybliżył się w jej stronę. Nagle poczuła jego oddech na swojej twarzy.
Pocałowała go lekko i spojrzała w jego oczy. Brązowe tęczówki odbijały światło słoneczne,
które docierało przez uchylone okna.
Nagle mężczyzna przybliżył się do niej przewracając
delikatnie kobietę, a ta całkowicie tracąc równowagę opadła na łóżko.
Popatrzyła z dołu na mężczyznę, który w tej chwili tkwił nad nią i nie wiedząc
już co robić postawiła na swoje uczucia. Złapała dłońmi za jego szyję, bardziej
go do siebie przybliżając. Ten opadł na nią delikatnie i złapał ustami za jej
usta. Przysunęła go do siebie mocniej i uniosła lekko głowę, która i tak po
pewnym czasie upadła na miękką pościel. Zamknęła oczy i delektując się smakiem
jego warg złapała się mocniej za łóżko.
Nagle jęknęła z bólu.
Chester nie wiedząc o co może chodzić odsunął się od niej i
zobaczył jak kobieta łapie się za rękę.
- Zrobiłem ci coś? – Spytał zdezorientowany.
- Nie – odparła szybko i otworzyła swoją dłoń – Ukłułam się
czymś. Jakąś szpilką, albo pinezką – Stwierdziła chcąc zahamować niewielkie
krwawienie z opuszka palca.
- Trzymasz pinezki w łóżku? – Zapytał po chwili zaskoczony.
Kobieta nie odpowiedziała mu tylko zaczęła szukać tego przedmiotu. Nagle natknęła
się na coś bardziej tajemniczego. Złapała za jakąś kartkę i zaczęła ją obracać
wokół swojej dłoni.
- Chester, podłożyłeś mi coś takiego? – Zapytała coraz
bardziej zdezorientowana.
- Co to jest? – Spytał zaciekawiony.
- Jakaś kartka – Wzruszyła ramionami i dokładniej ją
obejrzała. Była szczelnie zamknięta, tak jak te poprzednie, które dostawała
jeszcze przed rozprawą. Zrobiła dziwną minę i zaczęła ją otwierać.
- A ta szpilka? – Spytał podnosząc malutki przedmiot z
pościeli.
- Zaraz się dowiemy – powiedziała otwierając małą kopertę. Zdarła
rogi kartki i wyciągnęła z koperty złożoną w pół wiadomość. W tej chwili to już
naprawdę nie wiedziała co robić.
- Czytaj – zachęcił ją mężczyzna i spojrzał na nią znacząco.
Ta kiwnęła pozytywnie głową i zabrała się do odczytywania literek z tajemniczej
wiadomości.
- „Posiadasz w domu niezwykle drogocenny skarb. Niedoceniasz
go, ale jego wartość jest wysoka. Znasz go, często go widzisz. Musisz tylko
szukać bardziej, bo jeśli tego nie zrobisz może być już za późno…” – przeczytała
lekko się wzdrygając i dokończyła – „ PS. Nie zapominaj o naszej tajemniczej
umowie, twój nowy przyjaciel”.
- Jaki nowy przyjaciel? – Zapytał zdezorientowany – Masz
jakiegoś nowego przyjaciela?
- Nie! – Powiedziała i położyła obok kartkę – Ale chyba wiem
kto jest nadawcą tego listu.
Zaciekawiony usiadł obok niej i czekał na wyjaśnienia.
- Chester nie mówiłam ci tego, bo nie było okazji – Zaczęła
po jakimś czasie. Popatrzyła na swoje stopy, które kiwały się w przód i w tył.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła – Od pewnego czasu obserwuje mnie jakiś koleś.
Nie wiem kto to jest, uważam że to jakiś psychopata.
- Jak to cię obserwuje? Tak po prostu? – Spytał.
- Nie, z efektami specjalnymi… - powiedziała choć nie było
jej do śmiechu – Tak po prostu. Nie wiem skąd się wziął, nic o nim nie wiem, czego
nie mogę powiedzieć o nim. Wie o mnie prawie wszystko, a najciekawsze jest to
że ja nie wiem jak się o tym dowiedział. Sama nawet nie zwracam uwagi na takie
szczegóły kiedy idę spać, a on wie to co do minuty. Boję się, że pewnego razu
coś mu odbije i po prostu dam się złapać.
- Byłaś na policji? – Spytał po chwili.
- Nie.
- Musimy pójść – Stwierdził wstając z łóżka – To musi zostać
wyjaśnione.
- Nie! – Wrzasnęła.
- Czego ty się boisz? – Zapytał – Jeden za chwilę i tak
będzie siedział!
- Nie Chester, nie powiedziałam ci tego byś teraz szedł i
powiedział wszystko glinom! – Odpowiedziała mu zdenerwowana. Nie chciała
narażać innych osób, zasłaniając się swoimi problemami. Po chwili tak samo jak
on wstała z miękkiego materacu i usiadła na brzegu łóżka. Popatrzyła się w dal.
Nie spotkała się z żadną logiczną myślą na temat otrzymanej wiadomości.
- To może nie był Scott – powiedział rozumiejąc ich błąd –
Te cyferki jakoś nie układały się w logiczny sposób. Tak samo to. Po jaką
cholerę on by pisał o jakimś skarbie? Zresztą, jest tak samo zatrzymany jak
Mike, więc niemiałby możliwości ci go podrzucić. Zostaje jeszcze sprawa
Jessici, chociaż nie wydaje mi się że coś takiego by napisała, nawet by obronić
Scotta.
- Nie mam pojęcia o co może w tym chodzić – odparła ponownie
wpatrując się w jeden przedmiot – Ja już nic nie wiem, czego ci ludzie ode mnie
chcą i o co może w tym wszystkim chodzić.
- Trzymasz tu jakieś drogocenne rzeczy? – Zapytał.
- Tak, jedyną moją drogocenną rzeczą jest lodówka – odparła
bez namysłu – Nie licząc biżuterii mojej matki – nagle wzięło ją olśnienie i wstała
z miękkiego materaca. Szybko pobiegła do szuflady i z całej siły otwarła
szczelnie zamknięte pudełeczko. Przypuszczając zniknięcie drogocennych
przedmiotów wyrzuciła niepotrzebne rzeczy na szafkę, lecz wszystko było na
swoim miejscu. Nic nie zginęło. Odetchnęła.
- Na co mogę patrzeć codziennie, a tego nie doceniać? –
Spytała bez jakiejkolwiek siły.
Popatrzyła na swoje ręce i dopiero teraz przypomniała sobie o
niewielkiej ranie na palcu. Wsunęła go do buzi by obmyć ranę i spojrzała na
Chestera.
- A gościu po prostu przyczepił kartkę szpilkami do pościeli
byś nie mogła jej zgubić, proste i logiczne…
Spojrzała na niego kiwając głową i będąc zupełnie w kropce
zawiesiła wzrok na szybie. Pewnie to okno przeżyło już tyle spojrzeń mężczyzny,
że sama nie mogłaby ich naliczyć. Schowała głowę w dłoniach i nagle się
obudziła. Wstała z krzesła i zszokowana wrzasnęła:
- Do cholery, jak on się tu dostał?! – Spojrzała
przestraszona na łóżko i oparła dłoń o swoje czoło. Dokładnie przypomina sobie
jak dzisiaj zamykała wszystkie okna oraz drzwi wejściowe. Nie było możliwości
że on mógł się tu jakoś cudem dostać.
- Chester otwierałam dzisiaj drzwi, prawda? – Spytała szybko
już nie będąc pewna swoich przekonań.
- Tak, Emily ja nie wiem o co w tym może chodzić. Boję się o
ciebie – powiedział podchodząc do niej.
- Ja też nie wiem Chester… - odpowiedziała zrezygnowana, ale
po jakimś czasie spojrzała w górę i bez namysłu stwierdziła – Ale się dowiem.
Mężczyzna nie powiedział już nic. Tylko usiadł i ponownie
zaczął przyglądać się tajemniczej kartce, która tak naprawdę nie mówiła nic.
***
Brunetka siedziała niepewnie w nieswoim mieszkaniu. Oglądała
już tak naprawdę wszystko co znała w każdym calu, te meble, leżące obok książki
lub nawet zakurzone pudełko, które stało w kącie pomieszczenia i tak naprawdę
kryło w sobie nutkę tajemniczości. Popatrzyła w drugą stronę, tym razem nie
spotkała rzeczy tylko uśmiechniętą twarz Dave’a. Spojrzał na nią sugerującym
wzrokiem, a ta nie wiedząc co powiedzieć spojrzała na niego pytająco.
- Wybacz nie czuję się dobrze przy takich dużych imprezach –
odezwała się do niego po chwili.
- Nie, ty nie czujesz się przy nas niekomfortowo tylko
siedzisz tak, bo za niedługo przyjdzie niespełniona miłość Chestera.
- Co? – Spytała zaskoczona.
- Oj, nie opowiadał ci, jak się w niej bujał? – Zaśmiał się
Joe. Ta pokiwała przecząco głową i oparła się o fotel – Ale spokojnie, teraz
kocha tylko ciebie, więc nie masz się o co martwić – rzucił beztrosko – Takie
dwa malutkie gołąbeczki z was, że normalnie bym was uściskał – uśmiechnął w stronę kobiety rozradowany Joe.
- Ale czekaj, słyszałem, ze stara miłość nie rdzewieje –
Dorzucił Brad łapiąc za leżące obok jabłko.
- Gdzie Chester? – Spytała po chwili nie zwracając na nich
uwagi. Dave wskazał dziewczynie palcem drzwi do kuchni, a ona się tam udała.
Stanęła w progu i spojrzała na mężczyznę, który w tej chwili nalewał do naczyń wodę
mineralną. Oparła się o framugę i skrzyżowała ręce.
- Przecież wiem, że tu jesteś – odparł ze śmiechem i
odwrócił się ku niej.
- Nie jestem taka tajemnicza co ty – odpowiedziała mu i
wzięła do ręki jedną ze szklanek. Upiła łyk napoju i po chwili odstawiła już
puste naczynie na stół. Oceniła zachowanie mężczyzny i uśmiechnęła się w duchu,
nie widziała często tego widoku gdzie Chester pracuje w skupieniu właśnie w tym
pomieszczeniu.
- Pomóc ci? – Spytała widząc jak mężczyzna otwiera lodówkę.
Przyjrzała się dokładnie jego ruchom, ale nie potrafiła zdefiniować co ma na
myśli z przekąskami.
- Nie, dzięki – rzucił z uśmiechem i położył na stolik kilka
butelek piwa.
- A to nie jest spotkanie typu kulturalna impreza, tylko
spotkanie towarzyskie? – Zaśmiała się i usiadła na krześle. Położyła ręce na
stoliku i wzięła jedną z butelek do ręki.
- Pijesz? – Spytał. Ta wywróciła oczami i uśmiechając się
odparła:
- A masz?
- Kurcze, myślałem, że odmówisz, a tu klapa bo już nic nie
mam. Wiesz, byłem przekonany, że od momentu naszej libacji alkoholowej już nie ryzykujesz
z mocniejszymi trunkami – Odpowiedział jej – Myślałem, że teraz tkwi u ciebie
zasada zero alkoholu.
- To źle myślałeś – odpowiedziała mu szybko i nagle
usłyszała dzwonek do drzwi. Mężczyzna popatrzył na Emily i poszedł z kuchni by
otworzyć zaproszonej osobie. Ta widząc jak Chester opuszcza pomieszczenie
usiadła ponownie na krześle, ale po jakiś kilku chwilach wstała by sama
przywitać się z nieznajomą. Przekroczyła próg i zobaczyła jak mężczyźni witają
się z przybyłą kobietą. Stała tak przez chwilę nic nie mówiąc, aż w końcu
podszedł do niej Chester. Objął ją w ramieniem i zaczął ją przedstawiać:
- Nie poznałyście się dosyć mile, ale mam nadzieję że to się
zmieni – Zaśmiał się – To jest Emily, a to Marlene – wskazał palcem wymienione
kobiety i przyjrzał się ich minom.
Kobieta podeszła do gościa i podała jej rękę. Bez
jakiegokolwiek urazu po kilku dniach uśmiechnęła się do niej i usiadła na
kanapie.
- Chciało ci się tyle jechać z Paryża? – Zapytał pierwszy
Robert.
- Musiałam – odparła szybko – Nie był mi obojętny los
Mike’a, po tym jak się o tym dowiedziałam. Brukowce teraz już przesadzają –
powiedziała – Nie mówiąc już o stronach internetowych.
Emily przyjrzała się jej dokładnie. Krótkie włosy do ramion,
zgrabny nos i wypełnione usta, nie była do końca pewna czy to efekt operacji
plastycznej czy po prostu natura obdarzyła ją taką niespodzianką. Mimo tego
wydawała się teraz na choć przyzwoitą osobę, nawet teraz przez myśl jej
przeszło, że odebrała jej osobę na zbyt negatywnie. Ale było coś co ją
niepokoiło w jej zachowaniu, nie wie dokładnie co, nie potrafiła tego dokładnie
określić, ale coś nie dawało jej spokoju. Ale zawsze mogła przerzucić winę na
omylną intuicję.
- Marlene, napijesz się czegoś? – Spytał po chwili Chester
stając nad kobietą.
- Czegoś mocniejszego – odpowiedziała i spojrzała na wzrok
siedzącej obok niej kobiety. Nic nie mówiła tylko wpatrywała się w jeden punkt
na ścianie. Miała już coś rzucić, ale wie że ta kobieta nadal pamięta jak
obrażona wczoraj wyszła od Chestera.
Mężczyzna po jakimś czasie jednak przyszedł do pomieszczenia
i wlał do szklanek wódki.
- Mi nie dużo – odpowiedziała po chwili Emily.
- Pijesz? – Spytał zaskoczony – Myślałem, że na serio to w
kuchni to była zmyła z twojej strony.
- Nie rób ze mnie takiej świętej – Odparła i podstawiła mu
szklankę tak by Chester mógł spokojnie w nią trafić. Zdziwiony wlał do niej
zawartość i odstawił na bok.
- Nie bądź taki zdziwiony, że kobieta pije alkohol –
Zaśmiała się Marlene i zwróciła do siedzącej obok brunetki – Często cię tak
ogranicza?
- Wcale jej nie ograniczam! – wtrącił się siadając obok
perkusisty. Ta nie wiedząc co odpowiedzieć zaśmiała się i oparła o tył
siedzenia.
- Dobra, kto chce coś w postaci piwa? – Zapytał po chwili
mężczyzna.
- Macie przecież tu alkohol… - Stwierdziła zadziwiona
kobieta.
- Nie ograniczaj mnie kochanie – odpowiedział jej
zadziornie, a ta przewróciła oczami. Po chwili jednak dodał – Chcecie to sobie
weźcie, ja nie będę go targał specjalnie dla was. I tak musiałem za nie
zapłacić.
- Sknera – dorzuciła krótkowłosa i złapała za szklankę.
Przyjrzała się jej dokładnie i gdy wszyscy mężczyźni już wyszli z pomieszczenia
popatrzyła na siedzącą obok dziewczynę. Nagle milczenie przerwało pytanie
Emily.
- Wyszłam przy tobie jak cholerna zazdrośnica?
Zaskoczona tym stwierdzeniem lekko przytaknęła i dodała:
- Tak, tak wyszłaś. Ale nie martw się, pewnie też bym się
tak zachowała jakbym miała takiego chłopaka jakiego ty masz – Uśmiechnęła się
do niej, a ona z pokerową miną nadal wpatrując się w jedno i to samo miejsce odparła:
- Wyszłam na kretynkę.
- Zaprzeczyć?
- Nie – Odpowiedziała krótko.
- To dobrze. Bo moją odpowiedź znasz – Powiedziała do niej,
ale po chwili sprostowała - Spokojnie, coś tak czuję, że jeszcze możemy się ze
sobą zaprzyjaźnić.
Emily spojrzała na nią zdziwiona i już nic nie mówiąc wzięła
do ręki szklankę z alkoholem i jednym ruchem upiła łyk. Widząc wchodzących
mężczyzn uśmiechnęła się do nich, mając wielką nadzieję że pierwszy raz od
pewnego czasu może zapomnieć o całej ten sytuacji, która okalała ją ze
wszystkich stron.
Cześć i czołem.
Zważając na ostatni mój wpis, można stwierdzić że długo mnie tu nie było. Nie mogę się ostatnio ze wszystkim wyrobić, robię coś na ostatnią chwilę, albo przekładam to co mam teraz do zrobienia. Normalne.
No, na pewno nie uzyska tytułu Ambitnego Rozdziału, no ale jest. Starałam się poprawić te błędy, które zostały tu wcześniej wymienione.
Droga Bennodo, ja nie wiem czy ty znajdziesz tu coś z 'ę' i z 'e', ale jeśli mogłoby się coś takiego zdarzyć to przepraszam. Starałam się :D No kurde, czasem po prostu tego nie widzę, ale wiem że muszę sobie to wpisać w nawyk :D
Sama nie wiem co o nim myśleć, jest pośredni.
Ale ocenę już zostawiam wam :)
Myślę sobie ''taaak muszę to przeczytać pierwsza, olejmy to że jutro egzamin, muszę być choć raz pierwsza '' XD
OdpowiedzUsuńKurdę początek bardzo emocjonalny, dobrze że Emily nie płakała bo tego by brakowało.Jest progres XD Cieszę się że napisałaś to tak jak napisałaś, lepiej żeby wspierała brata niż wyła. Zaskoczyła mnie Anabelle to na prawdę zaskakujące jak bardzo krzywda/choroba drugiego człowieka może zbliżyć do siebie osoby, może był to po prostu przytulas, zwykły przytulas do Emily, ale od kiedy nie przepadają za sobą strasznie mnie zaskoczył.
Chester i Nathan to było urocze kiedy przewracał jego ręką żeby obejrzeć tatuaże :) I moment w którym mazał mu po rękach ściskał mi serce, boże to było cudowne!
DUŻO CHESTERA I EMILY TO MI SIĘ PODOBA !! :3 Takie naturalne codzienne czynności i ich rozmowy :) I w końcu Emily prawdopodobnie znalazła pracę robi krok do przodu dziewczyna :P
Kurde a było tak blisko, mogło coś się zdarzyć zaiskrzyć między nimi głupia kartka ;q I ten sarkastyczny tekst Emily '' - Jak to cię obserwuje? Tak po prostu? – Spytał.
- Nie, z efektami specjalnymi… '' Sprawił że się uśmiechnęłam XD Jestem teraz strasznie zaciekawiona co do za drogocenny przedmiot o którym Tod pisał hmm..;q
Tak szczerze brakuje mi nachlanej w trupa Emily i Chestera wtedy było tak zabawnie, musisz kiedyś coś nam jeszcze napisać podobnego :D
Coś mi ta Marlene nie pasuje, nie mogę się jak na razie do niej przekonać, może z czasem.. ;q
A więc podsumowując już tak szybko, jeśli mi się uda szybko i krótko XD To rozdział strasznie mi się spodobał, z powodu tego że było dużo Chestera i Emily, ale to już wiesz. Nie zauważyłam błędów, może dlatego że skupiałam się bardziej na treści, zawsze bardziej staram się skupić na tym co czytać niżeli patrzeć na błędy, fakt trafi się czasem taki błąd co razi aż oczy, ale tutaj takowego nie znalazłam, może ktoś inny znajdzie. Podobał mi się początek rozdziału, taki emocjonalny, łapiący za serce, zero płaczu a więc plus, coś intrygującego się stało jak ta 'kartka' no i nie można w sumie na ten rozdział za dużo marudzić gdyż się nawet postarałaś, nawet nie mając czasu. Dziękuję za rozdział miło i lekko się go czytało, życzę więcej weny i czekam na następny (pewnie znowu będę codziennie tu zaglądać xD ) /Kuroichi
"Trzymasz pinezki w łóżku?" Mistrz! Rozdział boski. Aż normalnie poczułam koleżankę zazdrość na ramieniu za ten rozdział. Annabelle mnie zaskoczyła, ale za to pomysł z tatuażami był boski. Już widzę takiego Chestera :D Todd mnie coraz bardziej intryguje i czemu odniosłam wrażenie jakby Marlene miała coś z tym wspólnego? Cholera nie lubię jej :>
OdpowiedzUsuńWeny kochana i nie zmuszaj nas do czekania tak długo na kolejny!
Znów będę się powtarzać. Jeju. ;-;
OdpowiedzUsuńBoskie, świetne, niesamowite. Masz talent do pisania itp. - słyszałaś to ode mnie już ponad 100 razy. :D
No jestem ciekawa co tam media piszą o Shinodzie i kiedy uda mu się wyjść.
Co do tajemniczego faceta. Kurdę, niech on się odczepi od bidnej Emily. ;-;
No nic. Czekam na następny i życzę dużo weny Kochana. ;*
Biednej* ;-;
UsuńNominowałam Cię do Liebster Award. ;)
OdpowiedzUsuńNowy u mnie. ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ;_;
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak bardzo musialabym teraz sie tlumaczyc, zebys mi uwierzyla po tylu przyrzeczeniach, ze bede komentowala systematycznie, ale ja naprawde nie mialam czasu ;_; teraz tez nie bardzo nim dysponuje, musze pisac z komorki, co mnie wkurza, bo czuje sie ograniczona i niezdolna do napisania czegos satysfakcjonujacego i mnie, i Ciebie. No ale sprobuje.
Udany rozdzial! Podobal mi sie! Zaciekawilas mnie tym poczatkiem, ktory pomimo paru potkniec jezykowych byl napisany cholernie dobrze i... tak realistycznie. Wszystko sobie doskonale wyobrazilam, a te lapki mojego Czesterka mnie powalily. C u d o w n y fragment.
Emily chce isc do pracy... Nareszcie ruszyla dupe! Nie bedzie zyla na lasce Chaza do konca zycia, no nie? Mimo iz wczesniej tak sie pieknie zarzekala, ze nie chce pasozytowac na Benningtonie, to jednak dlugo uzalala sie nad soba i nic nie robila ze swoim zyciem. wreszcie cos ruszylo, o Jezu, inaczej juz bym ja udusila.
Majkel nadal w wiezieniu. Biedny Majkel. Przeczuwam, ze ta Marlene moze pomoc mu wydostac sie z tego bagna. Nie lubie jej strasznie, no ale dla Majkela zawsze moze pomoc, hehe. A potem niech wypieprza do Francji, hehe.
Znowu dziwne listy... Nie wiem, co mam o tym myslec, ale to baaardzo dziwne. Todd? Marlene? Scott? Jessica? Nie mam pojecia kto je wysyla, ale podejrzewam, ze tym "skarbem" jest Chester. On dla niej nadstawial dupe i o nia walczyl, a ona wolala glupiego gwalciciela. To by sie zgadzalo.
Ale jesli tak, to co teraz? Czesterka zabija? Ale ale ale ale...! Ale oby to Nie byla prawda! O Boze, to przeciez jedyna fajna postac na tym blogu, nooooo
Nie usmiercaj go. zabierz Nathana, ale Oszczedz Czesterka mojego no ;___;'
Mam depresje. Serio Mysle, ze to Moze byc Chazy. A Tak Nie moze byc ;-;
Czeka mnie jeszcze jeden rozdzial, moze wszystko sie wyjasni... Ale nie wiem, czy dam rade go skomentowac.
Jesli nie, to na pewno zalatwie to jutro. Obiecuje! ;-;
Ach, no i u mnie na blogu BARDZO WAZNE INFORMACJE i oproc tego dwa rownie wazne posty. Zapraszam!