środa, 23 października 2013

Rozdział XXVI


Światło przedostało się przez zasłonięte żaluzje w domu muzyka. Słońce chwytało swoimi ramionami ich zmęczone twarze. Pomimo trudności z dotarciem do każdego zakątka ich ciała, poświata gwiazdy idealnie radziła sobie z ich okryciem.
Podniósłszy swoje ciężkie ciało Shinoda udał się do kuchni. Przetarł oczy po raz kolejny i chwycił za coś do picia. Jego ręka trafiła w szklankę do której szybkim ruchem nalał wodę z kranu. „Lepsze to niż nic” – pomyślał. Usiadł nie dowierzając temu wszystkiemu i nagle rozległ się skrzyp drzwi. Mike spojrzał w prawą stronę i ujrzał potarganą istotę z bluzą w ręku.
- Emily? – Spytał zdziwiony.
- Nie gadaj tyle tylko nalej mi czegoś bo umrę… - Szybko odpowiedziała pół przytomna. Zrobiła krok do przodu i wzięła przykład ze swojego przyjaciela. Wyciągnęła z szafki kubek i napełniła go czymś ciekłym.
- Aż tak zabalowaliśmy? – Spytał po chwili.
- Ja nic nie pamiętam – Oznajmiła. – Może Chester…
- Tak. Chester. Brawo. – Wtedy symboliczne klasnął w ręce – Chester nie pamięta co robił w zeszły tydzień, co mówić jak jest w takim stanie.
No tak. Kolejna impreza, kolejna libacja, kolejna skleroza. Nic nowego. Pewnego czasu często przez to przechodzi.
- Co ci się stało? – Spytał podnosząc rękę dziewczyny. Ta tylko spojrzała na lekką szramę na dłoni i przejechała ją palcem. Rozejrzała się po pokoju.
- Pewnie coś rozwaliłam.
Nagle coś zakłóciło ich poranną pogawędkę.
- Ale się najebałem… - Rzucił szybko Chester wchodząc do pomieszczenia.
- Ładnie wyglądasz. Zakocham się w tobie. – Rzucił mu szybko Mike. Ten widząc jego wyraz twarzy skrzywił się i ignorując go podszedł do umywalki. Emily wtedy wybuchła śmiechem. Spojrzał na nią pytająco, lecz ta nie była w stanie nic odpowiedzieć.
- Wiesz Chester. Tatuaży na twarzy to ty nie musiałeś robić – Rzuciła ze śmiechem, zginając się wręcz w pół. Popatrzył na rozbawionych imprezowiczów i poszedł do łazienki by sprawdzić obiekt ich rozbawienia.
- Osz w dupę! – Krzyknął. Lewa część policzka była pomalowana markerem. Widniał na niej duży motyl. Obok nosa była napisana litera „M”, a czoło zdobił duży czarny napis „I Love Sex and Mike”. Zszedł oczami w dół i odsłonił szyje. Jednorożce, kwiatki oraz różne abstrakcyjne mazaje chwytały jego ciało. – Kurwa, on jest zmywalny? – Wrzasnął z pomieszczenia.
- Kto mu to pomalował? – Spytał Mike dziewczyny zginając się ze śmiechu.
- No przecież mówiłam że nic nie pamiętam z tej nocy. – Odpowiedziała mu podchodząc pod drzwi łazienki. Jej dolna część ciała przekroczyła próg i wbiła się w niebieski dywanik.
- Może spróbujesz sieroto mydłem? – Spytała zrezygnowana męczącego się mężczyznę. Jego dłonie krążyły wokół sztucznych tatuaży, z nadzieją na szybkie opuszczenie.
- Do cholery jasnej kto mnie tak urządził!? – Krzyknął do lustra. – To dziadostwo jest niezmywalne!
- Może prawdziwe? – Spytał ze śmiechem Mike. Chester spojrzał na niego, już nie taki wesoły jak wcześniej i rzucił w niego pojemnikiem na ubrania które wywaliły się na zimną podłogę. Rozsypane ubrania pokryły podłogę robiąc pokaźny stos materiału.
-  Twoje? – Spytała dziewczyna podnosząc czerwoną damską koszulkę na ramiączka. Mike nie wiedząc co odpowiedzieć chwycił szybko za przedmiot i szybkim ruchem schował za siebie.
- Śmieje się z moich rysunków, a być może Mike to baba. To by tłumaczyło miesiączki i takie różne sprawy…
- Serio? – Spytał wkurzony mężczyzna. – To nie moje jakbyście nie zauważyli. – Widać że te słowa tkwiły w nim bardzo długo. Nie chcą się przedostać. Ból trzymający w krtani marzył o opuszczeniu ciasnego miejsca. – To Jessici.
Emily popatrzyła na niego ze współczuciem, gdy odszedł w ciszy do swojego pokoju. Chester który był zajęty zmywaniem twórczych mazai, szybko odwrócił się i spojrzał na odchodzącego Shinodę.
- Będziesz przez nią rozpaczał? – Spytał zrezygnowany.
Emily wahała się przez chwilę i sama postanowiła wziąć przykład z Mike’a. Zamknięte drzwi w pokoju, trzymały w środku mężczyznę o złamanym sercu. Każde wspomnienie oraz rzecz jaką trzymał w ręce była jak ostre szkło przebijające cierpkie ciało. Ich ostrze wbijało się namiętnie co tworzyło rozległe otwarte rany oraz sprawiały niesamowity ból w danej części ciała.
Dziewczyna już miała wejść i zapukać ale powstrzymała się słysząc cichy szloch Shinody.

***

- Musisz mnie stąd wyciągnąć, rozumiesz?! – Krzyknął do dziewczyny zdenerwowany chłopak.
- Jak? Tylko powiedz mi jak? – Spytała delikatnie.
- Zawszę wiedziałem że jesteś taka głupia… - Odparł lecz po chwili dziewczyna przerwała mu wypowiedź.
- Słuchaj! – Rzuciła. – Możesz sobie sam siedzieć w tym więzieniu, nie muszę Ci pomagać. Masz tu może fajnych kolegów, znajdziesz sobie dziewczynę, wszystko co zapragniesz. Tylko odezwij się do mnie tak jeszcze raz… - Odparła.
- Przepraszam, może być? – Ta sytuacja go przerastała. - Tkwię tu od duży szmat czasu, sprawa nie idzie do przodu, gliny o mnie zapomniały. Codziennie sam w tym zadupiu. Można zgłupieć. – Odpowiedział.
- To co mam robić? Scott… Przecież ja chcę Ci pomóc kochanie… - Odpowiedziała.
- Musisz wsadził tu ponownie Benningtona. Wymyśl coś! Jesteś intrygantką. Dasz radę.
Dziewczyna namyśliła się przez chwilę po czym uśmiechnęła.
- A gdy wyjdziesz uciekniemy z tego pieprzonego miejsca, kupimy dużą willę i… - rozmarzyła się.
- I ci kupię całą kupę markowych ciuchów. To Ci na razie musi wystarczyć.
Ta zadowolona z wypowiedzi zadała jeszcze jedno pytanie.
- Jak mam do niego dotrzeć?
- Kochanie, sama się domyśl – Uśmiechnął się szeroko po czym złożył na Jessici policzku malutki pocałunek.

***

- Przeprosisz go – Oznajmiła dziewczyna chwytając za rozbity wazon w salonie. Spojrzała wtedy na ranę. Tak, to jej sprawka. Tylko jakby jeszcze coś pamiętała…
- Ja? Za co? – Spytał zdziwiony Bennington.
- Zawsze musisz robić problemy? Ma człowiek doła, Jessica go zostawiła, i nie chce wrócić. Dla mnie to dobrze ale nie widzisz co się z nim dzieje?
Ten nie zadając więcej pytań spojrzał na dziewczynę. Jej brązowe oczy tknęły w nim poczucie małego współczucia. Smutne tęczówki nie okazywały żadnych emocji, były wyblakłe. Nagle dziewczyna spojrzała na niego pytająco widząc jego ciągłe wpatrywanie w jej twarz.
- Za bardzo się tym przejmujesz – Rzekł. – Mike to Mike…
- Mike to Mike?! Słyszysz siebie? – Krzyknęła dziewczyna. Wstając przewróciła stojący obok kwiatek z fioletowymi płatkami. Rozsypana ziemia ulokowała się naprzeciwko kolan Chestera. – Miłość Cię odrzuca, ma Cię w dupie! To nic specjalnego? Nie widzisz jak on cierpi? Za każdym razem gdy wspomina o niej ma łzy w oczach a przed chwilą słyszałam jak płakał. Chciałabym mieć takiego mężczyznę, mężczyznę kochającego mnie nad życie..
- Emily… - Próbował jej przerwać i uświadomić że to właśnie osiągnęła.
- Nie Chester! Myślę że jeśli nie potrafisz zrozumieć cierpienia przyjaciela to nie wiem czy mamy o czym rozmawiać… - Emily miała coś jeszcze dorzucić lecz nagle we framugach drzwi od salonu stanął obiekt ich rozmowy. Popatrzył na kłócących się przyjaciół i zatopił swoje oczy w rozwalonym kwiatku. Podbiegł do niego i podniósł połamane łodygi. Ręce jego przekazywały ziemię raz z jednej, a raz z drugiej ręki. Ciemna gleba utkwiła w najciaśniejszych zakamarkach rys dłoni.
- Kupiliśmy go razem z Jessicą… - Zaczął – Moja jedyna pamiątka, która dotrwała do dnia dzisiejszego… - Skończył i usiadł zrezygnowany na kanapie.
- Jesteś z siebie zadowolona?! – Rzucił mężczyzna w stronę zszokowanej kobiety.
Emily jednak stała w osłupieniu i wpatrywała się w nie kontaktujące ciało Shinody. Postanowiła do niego podbiec, powiedzieć mu coś. Lecz to nie wydobyło się z jej umysłu. Co mu teraz powie? Dla niej to przecież zwykły kwiatek, nic nie poradzi że nie pomyślała nad wykonywaniem ruchów.
- Mike, ja przepraszam, nie wiedziałam. – Ten jednak nic nie odpowiedział wzbudzając u niej poczucie winy i odrzucenia. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę i szybkim ruchem opuściła pomieszczenie zostawiając za sobą tylko niewidzialne wspomnienie.

***

Siedząc pod domem Mike’a , kobieta tkwiła w rozdarciu wewnętrznym. Sumienie nie dawało jej spokoju, wywołując u niej coraz większe poczucie winy. Uciekła. Uciekła jak najzwyczajniej w świecie bo bała się reakcji przyjaciela. Stchórzyła. Chciała pomóc lecz to i tak zawsze wyszło na przekór. Nigdy nie może czegoś zrobić dobrze. Przechwytując co chwilę wpadające krople z twarzy kreśli nogą różne kształty na ziemi. Dlaczego Mike tak cierpi za miłością, która ją zraniła a Emily wręcz przeciwnie. Pomimo tego że ciągle pamięta o osobie takiej jak Scott nie wyobraża sobie powrotu do tego potwora. Za dużo wycierpiała. Zbyt dużo. Może tak jak on, powinna użalać się nad dawną miłością? Powinna dążyć do jej naprawy? A może ona nie potrafi kogoś szczerze pokochać, a wydaje się jej że jej miłość która przekazuje jest wielkich kształtów?
Z tych przemyśleń zatrzymała ją ręka kogoś bliskiego.
- Emily, przepraszam… - Zaczął. – Chciałaś dobrze, a ja nie potrafię tego zrozumieć. Jestem głupi że tak zareagowałem…
- Chester. – Zaczęła – Nie zależy Ci na przyjacielu? – Spytała po chwili.
Ten spojrzał na swoje stopy i zanurzył swoje wygasłe źrenice w małym wyblakłym źdźbłu trawy.
- To nie tak że mi nie zależy – Odpowiedział – Po prostu jemu to przejdzie i nie ma sensu się tym zamartwiać.
- To dlaczego tak się zachowuje? Jak zakochany chłopak? Ta miłość go wyniszcza. Chciałbyś być odrzucony przez osobę która Cię kocha?
Chester nie odpowiedział bo Emily znała już odpowiedź na to pytanie.
- Dlaczego Ci tak zależy? – Spytał ostrożnie.
Ta podniosła swoją głowę i spojrzała na jego twarz. Ostre rysy na jego ciele sprawiały wrażenie przemieszczania się w różne miejsca.
- Bo wy jesteście moimi jedynymi prawdziwymi przyjaciółmi – Odparła z lekkimi łzami w oczach.
Chester stanął w osłupieniu. „Prawdziwymi przyjaciółmi…”. Czy zasługiwał na to miano? Od takiej kobiety? Spoglądnął ukradkiem na jej oczy i zastanowił się nad sensem jej słów. Ona traktuje ich poważnie, najpoważniej na świecie. Nie chce by obojętnie kto z nich cierpiał. Pragnie im  pomóc. A to się chyba liczy w przyjaźni.
Chester nic nie powiedział. Usiadł obok dziewczyny na wysokim kamieniu i podał jej rękę. Ona odwzajemniając zziębniętą dłoń nadal tkwiła w jednym punkcie. Jej myślenie skupiło się na trzech listkach trzymających się na gałęzi. Nagle jeden w wyniku jednego lekkiego podmuchu wiatru odrywa się od pozostałego towarzystwa i wędruje ku porywom mas powietrza w pełną brudną kałużę. Zatapia się w niej powoli, aż w końcu zostaje mały żółty punkt.
Czy to stanie się z jej życiem? Boi się że straci kogoś bliskiego, kogoś na kim jej zależy. Oderwie się od nich, od ich życia. Nie będzie wnikać w sprawy na których kiedyś jej zależało? Pofrunie w dalekie zakamarki samotności, nie wydostając się sięgnie dna oraz przestanie z czasem istnieć?
- Nam na tobie też bardzo zależy – Odpowiedział nagle wyrywając dziewczynę z lekkiego osłupienia. – Przynajmniej mi – Odrzekł po chwili nie wiedząc czy dobrze zrobił.
- Dziękuje – Odparła i jej ciało znalazło oparcie w bluzie Benningtona. Zatapiając swoje brązowe włosy i okrywając czarną narzutę chłopaka idealnie ulokowała się w rękach mężczyzny. Trzymając dłoń, na której jej bardzo zależy zaczęła kreślić na niej kilka monotonnych kółek by nadaremnie sprawić ciepło w jego ciele. Ogniki na rękach mężczyzny złapały łapczywie jej schłodzone dłonie zatrzymując tym samym poczucie zimna.
- Ja wiedziałem że coś się święci! – Krzyknął z dala rozradowany Shinoda, który w jednej chwili oderwał w szybkim tempie dwa ciała. Emily odsuwając się od mężczyzny zahaczyła nogą o dużą gałąź, która najprawdopodobniej została naniesiona na posiadłość muzyka przez dużą wichurę. Tracąc równowagę, jej ciało szybko pofrunęło w powietrzu zagnieżdżając się tym samym w zimnym czarnym piasku. Popatrzyła spode łba na mężczyznę ze złością. To już naprawdę nie chodziło o ten wypadek. Chester wstał i ze śmiechu podał jej rękę, która kilka chwil wcześniej była ozdobą przy jej ciele.
- Okey? – Spytał Mike, z trudem powstrzymując śmiech.
- Zapytaj mojego tyłka… - Oznajmiła i nagle wtuliła się w mężczyznę. Ten zszokowany próbował zrozumieć zachowanie kobiety. Nagle tą ciszę przerwał jej cienki głos.
- Przepraszam… - Oznajmiła po chwili. – Jesteś nadal na mnie zły?
Ten uśmiechnął się i oderwał lekko jej przyłożone ciało i spojrzał na jej smutny wyraz twarzy. Nie tyle że on był smutny. Budziło się w nim współczucie i zatroskanie.
- Oczywiście że nie – Oznajmił z uśmiechem.
Emily spojrzała na Chestera pytająco. Co uczyniło Mike’a tak szczęśliwym? Może mu coś powiedział?
- Już wtulacie się pół godziny, może przestaniecie? – Spytał zrezygnowany Bennington.
- Zazdrosny? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Mike.
- Ja? Zazdrosny? Skąd – Odpowiedział mu szybko. – Po prostu możemy porobić coś innego. Na przykład… - Tu nie dokończył bo Emily dostała wiadomość. Chwyciła nagle za telefon i w skupieniu odczytała wiadomość, która wzbudziła w niej mieszane uczucia. Z początku czytając kawałek po kawałku doznała szoku po czym lekko się uśmiechnęła.
- Co się stało? – Spytał przejęty Chester.
Ta jednak nic więcej nie robiąc ze śmiechem przeczytała dostarczoną wiadomość.

„Może nie w porę, ale muszę się wygadać. Idę dzisiaj na randkę i musisz mi pomóc. O czym mam gadać z twoim kolegą? Nie chcę spalić pierwszej kolacji. Co lubi Joe?"

Wszyscy doznali szoku gdy adresatką okazała się przyjaciółka Emily - Tiffany. Tą chwilę ciszy przerwała propozycja Chestera.
- Napisz jej żeby rozmawiali o żarciu.

8 komentarzy:

  1. Świetnie <3
    Wybacz że tak długo nic nie komentowałam , ale nie miałam czasu na poczytanie tych wszystkich bóstw ... ALE W KOŃCU ZNALAZŁAM I NIE MOGĘ OPANOWAĆ BANANA NA MORDZIE <333
    Końcówka najlepsza hahah xDDD
    Czekam ;33

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste po prostu :D
    Ostatnie zdanie Czesia-bezcenne :P
    Pisz, pisz, a w wolnym czasie wpadaj do mnie :)
    Dodałam właśnie nowy rozdział :D
    Weny kochana ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. haha XD fajny rozdział. Jest tylko jedno - w zdaniu Chestera "bynajmniej mi" powinno być zamiast "bynajmniej" słowo "przynajmniej". Różnica pomiędzy nimi jest i to duza :> bynajmniej to coś jak podkreślenie zaprzeczenia, a tu chyba nie o to chodziło. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xD No cóż.
      Polska nie być trudna :D
      Dzięki za zwrócenie uwagi, poprawię to. Chyba za bardzo spieszyłam się z jego wydaniem by nie sprawdzić dokładnie ich sensu ;)

      Usuń
  4. Żebym ja tak lektury chętnie czytała jak Twoje opowiadania to by było zajebiście :D
    no po raz kolejny CI napiszę świetny ,świetny ! :)
    pozdrawiam i czekam na kolejny :>
    http://story-of-soldiers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, to jest cudowne.
    Ekstra piszesz, mogę się od ciebie uczyć :)
    Czytałam dopiero ten rozdział, ale i tak bardzo mi się podoba.
    " Napisz jej by rozmawiali o żarciu"
    Boże, wy jesteście bez serca dla biednego Joe'go. :C ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah :D
      Tak, zginę kiedyś za to w piekle.
      Zbyt bardzo go kocham. Kocham go męczyć. W ogóle jego się nie da nie lubić. ;3
      I bardzo, ale to bardzo dziękuje za miły komentarz :)

      Usuń
  6. Czemu ja nie komentowałam tego rozdziału ;C? No czemu?
    Chyba go przeoczyłam! Jakże, jakże mogłam?! :/ No dobra, ja tu Ci słodzić nie mam zamiaru, bo ty i tak wszystko wiesz, a jak tak poczytam to mam ochotę rzygać tęczą, bo to jest tak świetne, tak genialne, tak przecudowne, że aż och i ach, a jakbym Ci tak pod każdym postem pisała, to by Ci się w dupie poprzewracało.
    Weny <3!

    I mały spam: nowy u mnie :3

    OdpowiedzUsuń