niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział XXXVI



Nogi kreśliły niewidzialne znaki na łóżku. Zaspane i zmęczone bólem oczy nie wiedziały co mają uczynić. Tylko spoglądały w ciemne pomieszczenie, powodując grozę w jej wszystkich zakątkach potłuczonego umysłu. Przetarła lekko oczy i znowu zaczęła wyobrażać sobie to jak kilka godzin temu dotykała rąk Chestera, jego ciepłej kurtki i kuszących ust. Szept jej demonów zmienił się w krzyk. Rozdarły bezdźwięcznie wnętrzności, które rozproszyły się w promieniu jej złamanego i tęskniącego serca.
Położyła się na lewą stronę.
Znowu na prawą.
I na lewą.
Podniosła się z łóżka.
Z siedzącej pozycji oceniała pomieszczenie okryte mrokiem. Stare meble patrzyły na nią gniewnie, a więzienie utworzone z delikatnych prześcieradeł wdzierało się do jej podświadomości. Rozgrzebywały wszystko o czym teraz myślała.
Złapała za telefon.
- Jesteś głupią kretynką, że to robisz! – krzyknęła w myśli i chodząc po spisie kontaktów natrafiła na trzecią literę alfabetu. Po pewnej chwili wpatrywania się w telefon, odłożyła go na miejsce, a konkretnie schowała pod swoją poduszkę. Nie trwało to zbyt długo. Po paru minutach znowu trzymała go w rękach, a odblokowując ekran bez namysłu nacisnęła słuchawkę.
- To co robisz jest szaleństwem, to co robisz jest nienormalne. On musi odpocząć, ty mu w tym na pewno przeszkodzisz. To że ty nie śpisz nie oznacza że… - Pomyślała przegryzając nerwowo górną część wargi. Nagle w słuchawce odezwał się głos.
- Emily? – Spytał zaskoczony przecierając oczy.
- Chester! – Kobieta przybliżyła bardziej słuchawkę – Jak miło Cię słyszeć…
- Nie śpisz jeszcze? - Zastanowił się chwilę i rzucił – U ciebie jest około czwarta w nocy – Zauważył – Miałem do Ciebie jutro zadzwonić… Coś się stało?
- Po prostu chciałam usłyszeć twój głos – Podniosła się ze swojego siedzenia i usiadła na brzegu ogrzanego łóżka – Nie mogę zasnąć… - Zaczęła.
- Czyli mam coś zrobić? – Zaśmiał się lekko zaspany – Kołysanka?
- Nie – Powiedziała cicho – Powiedz coś, cokolwiek. Na przykład co Ci się dzisiaj wydarzyło gdy leciałeś samolotem.
- Chcesz wiedzieć o wszystkim? – Spytał, bo tak naprawdę nie był przekonany do jej pomysłu. Odczekał chwilę i po chwili uległ jej prośbie - Dobrze. Brad w połowie drogi przypomniał sobie, że zostawił odkręcony kran w domu, więc gdy sobie uświadomił ile zabuli za tą sklerozę to dostał drgawek. Na to Dave zaczął mu docinać tymi swoimi ripostami, że przez te włosy nic nie widzi i tak naprawdę jest w nich wszystko tylko nie rozum – To zrobił przerwę by lekko się zaśmiać – Joe taki mądry zrobił sobie kanapki w trasę, nie uświadamiając sobie że gotowane jajka będą śmierdzieć. Tak czy owak siedzieliśmy z chustkami w ręku i patrzyliśmy na niego jak wcina tuzin kanapek. Fajnie, co nie? – Zatrzymał się, w celu usłyszenia reakcji kobiety lecz się jej nie doczekał – Śmialiśmy się dzisiaj z Mike’a, że pachnie damskimi perfumami. Zakładaliśmy z góry, że to jakiś żart, ale on naprawdę jechał na kilometr jakimiś kobiecymi pachnidłami. Więc wysunęliśmy spostrzeżenie – Mike zmienia płeć. Obrażony był przez całą drogę, a gdy prosiłem go potem o udostępnienie telefonu, bo mój się rozładował odfuknął coś niezrozumiałego i strzelił większego focha. Moim zdaniem nasz Mike ma jakąś babkę na boku, albo na serio zmienia płeć – Zaśmiał się i nie słysząc nic ze strony kobiety skończył swój monolog – Teraz ty opowiadaj.
- Co mam opowiadać?
- Twój dzień, słońce – podniósł lekko usta i doczekał się odpowiedzi:
- Nic szczególnego się nie zdarzyło…
- Podoba Ci się u Ian’a? – Spytał powściągliwie.
- Jest okey – Czuła, że słowa zaczęły dławić ją od środka. Wypalały nie sklejone literki zostawiając cząstkę zniszczonej prawdy – Miło mnie przyjął. I nawet nie gryzę się tak z Annabelle. Była trochę niezadowolona z tego pomysłu, ale po jakimś czasie zrozumiała, że jestem w potrzebie. Więc teraz jest wszystko w porządku – Wymusiła uśmiech, który tak naprawdę zamiast jej pomóc uczynił ją bezsilną. Załamane ręce oparły się o kant łóżka.
- Żałuje, że Cię tu nie ma – Zaczął – Wiesz jak jest ślicznie? Byłabyś w niebie pomimo tego że pogoda nie dopisuje.
- I tak się będziesz dobrze bawił z chłopakami. Tylko bym wam przeszkadzała – Wtedy przekrzyczała Chestera, który chciał coś dorzucić – Nie! Teraz ja mówię – Zaśmiała się lekko – Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę nie pasuje do waszej ekipy. Nie lubię dużych imprez, gal, czerwonego dywanu…
- Tam nie będzie czerwonego dywanu – Zauważył.
- I co z tego? Zresztą wiesz o co mi chodzi i tylko byś się przy mnie męczył. Nawet nie zaprzeczaj…
- Też nie przepadam za sławą, reflektorami i resztą głupot. Więc nie musisz się martwić, że ucieknę i będę się ślinić do kamery – Zaśmiał się lekko i wstał z łóżka. Podszedł do okna hotelu, czyli tam gdzie był zarezerwowany ich pobyt i patrzył w nieograniczoną ciemność. Chmury całkowicie zasłoniły dużą część nieba, a gwiazdy przestraszone mrozami schowały się za kłębiastymi przyjaciółkami. W dzień rozścielała się przed nim miła okolica. Ruch uliczny, spieszący ludzie i śnieg – Zabiorę Cię tu kiedyś.
- Słucham? – Spytała niedowierzając.
- Spodoba Ci się tu. Nigdy nie przypuszczałbym, że Europa może być taka kolorowa. Zobaczysz, jeszcze będę tu z tobą chodził. Po tych uliczkach. Bez nikogo innego. Bez zespołu, bez znajomych, bez fotoreporterów, bez tych wszystkich zmartwień. Tylko ja i ty…
- Nie rozmarzyłeś się zbytnio? – Zauważyła i w tej chwili podniosła lekko kołdrę by się całkowicie zasłonić.
- Jeśli człowiek przestaje marzyć to umiera.
Nastała cisza. W słuchawce przeleciała mgła mroźnego powietrza, która zagłuszyła chwilowo rozmówców, lecz po chwili wszystko wróciło do normy.
- Musisz się wyspać – Powiedziała bardziej przykładając słuchawkę do ucha – Czeka Cię ciężki dzień…
- Nie jestem zmęczony. Nie zasnę ponownie nawet jakbym chciał – W tej chwili lekko uchylił okno i do pokoju wleciały smugi zimnego powietrza. Złapały za palce w których trzymał telefon, lecz Bennington tego zbytnio nie zauważył.
- Zadzwoń potem – Powiedziała – Wiem, że jestem nienormalna by do Ciebie dzwonić o tej porze, gdy wszyscy śpią, ale…
- Ale? Nie ma żadnego „ale” – W tej chwili uśmiechnął się mimowolnie i dodał – Dzwoń o której chcesz. Bez względu na to co robie, jaka jest godzina, co się dzieje. Zrozumiałaś?
- Mam wyjście?
- Nie – Odparł szybko – Kończymy?
- Tak, musisz być wypoczęty.
- A ty znowu o spaniu. A kto mnie budzi w środku nocy każąc opowiadać przygody w samolocie? – Zaśmiał się i oparł o zimny parapet.
- No fakt. Jest taka jedna kretynka, która nie wie co ze sobą zrobić.
- To niech teraz ta kretynka się rozłączy, bo idzie spać.
- Nie Chester. Ty się rozłącz – powiedziała.
- Nie odłożę pierwszy słuchawki – Zaapelował.
- Jesteś jak dziecko – Zaśmiała się i wtrąciła – Dobra, ulegam.
- Dobranoc – uśmiechnął się i położył telefon na stole. Spojrzał na swoje zziębnięte dłonie i nie wiedząc co zrobić uśmiechnięty złapał za butelkę wody mineralnej upijając kilka łyków. Podszedł do okna i szczelnie je zamknął, nie wiedząc po jaką cholerę je otworzył. W pokoju było zimno jak diabli, a on był zdany na swoją własną głupotę. Jedynym racjonalnym pomysłem jaki teraz mógł zrealizować było położenie się na łóżku i próba wywołania snu. Jak pomyślał, tak zrobił. Nie minęła chwila gdy Bennington grzał materac i patrzył w głąb skromnego pokoju. Po pewnej chwili gdzie jego wyimaginowane pomysły, wspomnienia i myśli o kobiecie przeleciały bezdźwięcznie w jego głowie, poddał się i wymusił sen.

***

Siedząc na rozgrzanym krześle w małej kawiarence patrzyła na otaczających ją ludzi. Spieszyli się do pracy, zdenerwowani, szybko przemijali. Szkoda tylko, że nie zwolnili tak jak jej dzisiejsza noc. Każde chwile dłużyły się w niewyobrażalny sposób. Chyba po raz pierwszy poczuła jak bardzo uzależniła się od jego obecności. Nie poradziła sobie, nie pokonała bezsenności.
Emily przekręciła głowę w prawo i zobaczyła wysokiego mężczyznę ubranego w kurtkę z wojskowym wzorem. Kierował się prosto na nią, a w jego rękach tkwiły malutkie dłonie chłopczyka.
- Spóźniłeś się – Zaśmiała się i przytuliła brata.
- Korki, korki i jeszcze raz Annabelle. Wymyśliła sobie dzisiaj profesjonalny manicure w salonie, a oczywiście mąż musiał ją zawieść – W tej chwili odłożył na postawione obok krzesło małą kurtkę syna i zwrócił się ku niej – Nie jesteś zła, prawda?
- Skądże – Powiedziała szczerze – Zamawiasz coś?
- Możemy zaszaleć i kupimy duży obiad. Taki bardzo duży, kaloryczny! Takiego, którego nie zje moja żona!
- Niegrzeczny z ciebie mąż – Zauważyła i w tej chwili sięgnęła po kartkę dań – Nie jesz niczego tłustego w domu, prawda?
- W moim domu istnieją pewne reguły wymyślone przez Annabelle. Jeśli je złamię, to mogę zapomnieć o odzywaniu się do niej, bo wtedy jestem olbrzymim grubasem. Czasami, a nawet bardzo często mnie to wkurza, bo jestem facetem, który chce coś zjeść pożywnego, a nie tylko chudziutkie mięsko przeplatane zielonymi strączkami. Ale nie zwracam na to uwagi – Powiedział i odłożył kartę.
- Myślałam, że gdzieś wyjeżdżacie w tych dniach – Po tych słowach sięgnęła do kurtki po telefon, by spojrzeć na godzinę. Dochodziła 14.00 więc cały dzień przed nią. Tylko co z nim zrobi? Ian na pewno będzie musiał za chwile wracać do domu, a Tiffany jest czymś zajęta. Czyżby szykuje się samotny wieczór?
- Wybieraliśmy się, ale praca mnie udupiła – W tej chwili zmienił temat - Słyszałem, że twój przyjaciel ma dzisiaj koncert.
- Jutro – Poprawiła go lekko się uśmiechając – A skąd ty masz takie informacje?
- Czyta się gazety. Już nie rób ze mnie takiego analfabety – Zaśmiał się – Wszędzie można o tym usłyszeć – Podniósł Nathana i usadowił go na kolanach. Mały chłopczyk zadowolony z takiej pozycji wziął do ręki kartkę menu i zaczął obracać ją w rękach. Bawił się tak przez pewną chwilę, aż Emily zobaczyła, że zaczął ją drzeć.
- Ej, tak nie wolno! – Zganiła go cichutko i odebrała postrzępiony papier – Masz to, wiercipięto – Wtedy schyliła się, by wyciągnąć ze swojej torebki malutki breloczek z małym ptaszkiem.
- Emily, mogę się Ciebie o coś zapytać? – Zaczął mężczyzna.
- Jasne – Uśmiechnęła się i nadal wpatrując się w niesfornego chłopca usłyszała pytanie, które bardzo ją zaskoczyło.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale czasami moja żona kupuje takie szmaciane gazety, które nie są nic znaczące. Jedna z jej wad to jest to, że uwielbia plotkowanie. Ale jedna mnie zainteresowała. Chyba ze względu na ciebie i Chestera, którego poznałem kilkanaście dni temu. Ale to nie jest najważniejsze. Widząc, że jest coś napisane o jego koncercie, o koncercie jego zespołu przekartkowałem magazyn i obok była taka notka. Nie wiem czy wiesz, ale on spotyka się z jakąś dziewczyną. Nie chce Ci nic mówić, ale nie wiąż z nim żadnych nadziei, odbierzesz mu tą kobietę i naprawdę wasza przyjaźń się rozbije – Powiedział przejęty – Bardzo wytrącam, ale nie chce byś była strasznie zrozpaczona tym że zrobisz sobie nadzieję i będzie…
W tej chwili Emily wybuchła śmiechem, tak że ludzie obok niej popatrzyli się dziwnym i niezrozumiałym wzrokiem. Jedna z kobiet nawet oparła się o siedzenie i wpatrywała się na nią przez chwilę, lecz po jakimś czasie zrezygnowała.
- Powiedziałem coś nie tak? – Spytał zdezorientowany.
- Lubisz Chestera? – W tej chwili jej mina spoważniała. Ian ocenił jej spojrzenie oraz czyny i nie wiedząc co kobieta chce tym osiągnąć odpowiedział:
- Nie wydaje się być złym gościem. A czemu pytasz?
- Bo mój braciszek nie powinien czytać tych wszystkich szmacianych magazynów. Sam tak o nich powiedziałeś, a ja nie jestem jego żadną ukochaną – powiedziała nie zdając sobie, że tak naprawdę przeczy sama sobie.
- Czyli to ty na tym zdjęciu? – Spytał zaskoczony – Tak naprawdę nie widziałem tej osoby dokładnie. Było gdzieś w nocy – nagle zmienił temat - Spotykacie się? – Wtedy popatrzył na jej minę, która graniczyła z zaskoczeniem i bezsilnością – Naprawdę?
- Nie podniecaj się tak – Odparła szybko, przy czym zamknęła mu na kilka chwil usta – Chester to mój przyjaciel, nic więcej. Nie mogłabym  być jego dziewczyną, bo pomyślałby, że lecę na jego kasę. A uwierz mi, to by było wspaniałe wyjście z mojej sytuacji finansowej. Znaleźć sobie bogatego chłopaka, a twoje wszystkie problemy tak szybko miną. Dlatego, nie wiem czy będzie chciał ze mną wiązać jakąś tam przyszłość… - Wywróciła oczami. Tak naprawdę teraz uświadomiła sobie prawdziwość tych słów. Ona może nie będzie miała złych zamiarów, lecz po jakimś czasie Chester może coś sobie ubzdurać i ją opuści. Tak właśnie kończyły się jego związki. Laski trzepały z niego kasę na przyjemności, a ona nie robi inaczej. Mieszkanie u Benningtona jest już wystarczającym wykorzystaniem z jej strony, dlatego podjęła decyzje o wyprowadzce. W swoim domu może ochłonąć ze swoich własnych myśli i uświadomić sobie, że życie wcale nie jest takie kolorowe. Albo jest, a ona jest życiową daltonistką.
- Sami napisali, że zmienia dziewczyny jak rękawiczki – powiedział przybliżając do siebie Nathana.
- To już nawet nie chodzi o to – powiedziała bez przekonania i w po chwili dodała – Zmieńmy temat. Wierzę Chesterowi, ale zostawmy to wszystko na bok. Nie mam w zwyczaju spowiadać się z relacji między znajomymi. Nie lubię tego.
- Więc… Suzanne wróciła. Może o tym nie wiesz, ale przyjechała na kilka dni. Chciałabyś się z nią spotkać? – Spytał.
- Co z mojego zdania czy chcę, czy nie chcę, jak ona nie ma ochoty mnie widzieć – Odparła bezsilnie.
- A może jednak? Mi się wydaje, że jeszcze nie skreśliła Cię tak doszczętnie. Jeszcze tam gdzieś jesteś w jej wspomnieniach...
- W wspomnieniach na pewno – rzuciła ironią.
- Nie chcę byście były skłócone, bo tak naprawdę dzięki wam poznałem Annabelle. Zrozum mnie. Spotkacie się – odrzekł pewnie - Kiedy ci pasuje?
- Nie naciskaj tak na mnie – powiedziała ze złością zaciskając pięści.
- Chcesz ją zobaczyć? – Spytał po raz kolejny, myśląc że tym razem otrzyma odpowiedź.
- To nie jest takie proste. Nie rozmawiałam z nią od bardzo dłuższego czasu, można by powiedzieć, że nawet kilka lat więc nie sądzę by chciałaby mieć ze mną jeszcze coś wspólnego. Pewnie ułożyła sobie życie, po tym jak obydwie zrujnowałyśmy swoje…
- Niedawno wzięła rozwód. Jest załamana – powiedział cicho – Powinniście się spotkać, wszystko wyjaśnić. To było tak dawno.
- Czasami nawet i te najstarsze rany nie potrafią się zagoić – odrzekła cicho i upiła łyk herbaty, która przed chwilą została przyniesiona przez wysoką kelnerkę – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale ja i tak jestem zbytnio zażenowana tym co zrobiłam wiele lat temu. Nie mam odwagi stanąć przed nią i przeprosić za to wszystko. Choć ja zaczęłam tą wojnę, ona ją dokończyła, ale przegrałyśmy my same. Nie nikt inny, tylko my. Poległyśmy na swoich własnych błędach i to nienawiść, która była identyczna zdecydowała o tym co się stało. Może i mnie nie rozumiesz, ale nie potrafię. Nie teraz, nie w tej chwili. Przepraszam – Wtedy spojrzała w lewą stronę i biorąc duży oddech próbowała wypuścić z siebie wszystkie te negatywne emocje, które w tej chwili na niej ciążyły.

***
                       
- Chester, zobacz! Włożyłem Bradowi moje pałeczki w jego busz, a on nawet nie wie że wygląda jak koza – Zaśmiał się Robert.
- Jak się o tym dowie, to nie żyjesz. Jesteś tego świadomy? – Spytał wypijając łyk piwa. Wygłupiając się razem z zespołem czuł tą bliskość. W chwilach gdy zawodzili przyjaciele, rodzina i znajomi na froncie pojawiali się oni. Magiczne słowo w postaci zespół było częściowym wyzwoleniem jego problemów. Pamięta do dnia dzisiejszego jak czasami siedział po nocach w studio z nadzieją, że któryś z nich wróci niespodziewanie pod pretekstem zostawionych kluczy i pobędzie z nim w tą samotną noc. Bennington mimo tego, że traktował ich wszystkich jak drugą rodzinę, bardziej czuł ciepło przyjaźni od Mike’a. Wyciągali do siebie ręce jak dzieci, gdy któremu z nich działa się krzywda. Nie potrafili sobie nie docinać, ale też nie potrafili sobie nie pomóc. To umocniło mężczyznę. Wiedząc, że masz przy sobie osobę, która nie ma cię gdzieś daleko w dupie, tylko w sercu przetrwasz nawet te najgorsze dni. Szare dni twoich problemów. Był jaki był, nic i nikt tego nie zmieni. Shinoda zaakceptował go takim jakim jest, a to jest najważniejsze.
-O czym tak myślisz? – Dosiadł się do niego mężczyzna.
-O wszystkim i o niczym. O życiu i o śmierci. O problemach i sielance – powiedział beztrosko.
- O tobie i Emily – Dodał uśmiechnięty – Przyznaj, ciągle o niej myślisz – Wtedy zrobił przerwę i powiedział cicho – Słyszałem waszą rozmowę w nocy.
- Jak to? – Zaskoczony Bennington aż podskoczył z wielkiego murku.
- Ściany mają uszy. Tak naprawdę mam pokój obok ciebie i nie mogłem zasnąć. A jak już zasnąłem to po chwili się obudziłem i usłyszałem twoją rozmowę z kimś. Na początku nie wiedziałem kto to, ale po chwili sobie uświadomiłem z kim ty możesz gadać w takich porach. Na mnie kiedyś nawrzeszczałeś jak dzwoniłem w tych godzinach. Żądam równouprawnienia!
- Nadal nie rozumiem po co kretynie podsłuchiwałeś naszą rozmowę – Odrzekł i zaczął kreślić swoim wzrokiem otaczającą ich panoramę miasta.
- Jestem z natury ciekawski. Sam o tym wiesz! – Powiedział – Ale nie po to przyszedłem. Mam sprawę.
- Słucham – Powiedział zrezygnowany.
- Wiesz kogo spotkałem? – Spytał – I wiesz kto chce się z tobą spotkać?
Nie wiedząc do czego zmierza jego przyjaciel wzruszył ramionami i bez emocji usiadł ponownie na zmarzniętym murku. Nie minęła chwila gdy na horyzoncie obok Dave’a i Joe’go pojawiła się wysoka kobieta. Była tylko kilka lat młodsza od Benningtona. Uśmiechała się szczerze, jej usta robiły charakterystyczne wgniecenia po dwóch stronach twarzy. Ubrana w przemoknięte kozaki oraz szarą kurtkę popatrzyła na mężczyznę i w tej chwili poczuła na sobie jego uścisk.
- Jak to? Ty tutaj? – Spytał podekscytowany – To niemożliwe!
- Wiedziałam, że was dzisiaj spotkam! – Krzyknęła niebieskooka – Specjalnie przyjechałam, bo przypuszczałam, że będziecie się tu kręcić – wtedy odsunęła się od Chestera i dodała -  Stęskniłam się za wami.
- My też – odpowiedział jej Bennington ponownie przytulając kobietę – Jak znalazłaś się w Paryżu?
- Mieszkam tutaj, a dokładniej w Houilles. Znudziła mi się sława w Los Angeles – Zaśmiała się i odsunęła w obok. Odgarnęła charakterystycznie brązowe włosy, które sięgały teraz do połowy ramion. Chester pamięta jak jeszcze kilka lat temu bawił się jej długimi i lśniącymi włosami, denerwując przy tym kobietę, lecz ona postanowiła z tym skończyć. Zbyt dużo pracy przy ich pielęgnacji.
- Marlene, przejdziesz się z nami? – Spytał Robert otulając się bardziej swoją kurtką.
- Nie po to przyjechałam tyle kilometrów, bym sobie teraz pojechała. Nie spławicie mnie tak łatwo – Zagroziła i wzięła pod rękę Shinodę – To jak? Kierunek bar, restauracja, pizzeria…? – Zaproponowała.
- Dostosuje się pod twój wybór – Powiedział Dave i dołączył do przyjaciół.
- Dobra. Chester, gdzie chcesz iść? – On już miał coś odpowiedzieć lecz ona go uprzedziła – Tutaj niedaleko jest taka przyjemna paryska restauracja. Co wy na to?
- Dla mnie bomba – Odezwał się Koreańczyk po czym żwawym krokiem popędził w prawą stronę ulicy.

***

Podziwiając roztopione fałdy śniegu pędziła przed siebie. Tak jak przypuszczała, Ian musiał opuścić ją po dwóch godzinach by dołączyć do swojej żony. Tłumaczył się wspólną kolacją, ale Emily to zrozumiała. Ma kochającą rodzinę - żonę i dziecko. Czyli to czego ona nie może osiągnąć.
Szła bardzo wolnym krokiem omijając opatulonych ludzi. Nie zwracali na nią uwagi, była dla nich niewidzialnym stworzeniem, które w tej chwili nie miało co ze sobą zrobić. Każdy by się ucieszył z wolnej chwili, bo może zagospodarować go tylko dla siebie, ale nie ona. Zbyt wiele czasu tkwiła w samotności, by znowu do niej wracać. Teraz nawet w jej głowie pojawił się pomysł zadzwonienia do Tiffany, ale co by to zmieniło? Znowu by słyszała tylko o randkach,  miłościach oraz o plotkach, nic nowego. I jak wytłumaczyłaby, że tak naprawdę nie potrzebuje jej języka tylko obecności.
Nagle coś przemknęło obok jej ramienia. Czarny cień znanej jej postaci. Spojrzała w bok i zamarła.
- Cześć. Co tam u Ciebie? – Spytał nie przejmując się wielkim tłumem.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – powiedziała przestraszona zatrzymując się na środku kamiennej ścieżki – Odejdź ode mnie!
- Chce wiedzieć, co się dzieje u mojej byłej dziewczyny… - Zaczął opierając się o śliskie drzewo.
- Wiesz, jakoś mnie nie przekonały twoje argumenty – Zaczęła przerażona. Znowu widzi tą twarz. Gdy patrzyła w oczy Scotta nie mogła sobie wyobrazić, że przez wiele tygodni, miesięcy oddała siebie samą dla tego dupka. Znosiła wiele rzeczy z jego strony. Teraz dopiero zobaczyła jak była pomiatana, że robiła wszystko na jego zawołanie. Jego wyraz twarzy emanował czymś w rodzaju zemsty i chciwości wykorzystania. Nie wystarczyło mu to, że już raz zrujnował jej życie swoim występkiem.
- Wyładniałaś – Zauważył. Zrobił uśmiechniętą minę i dodał – Przy tym, jak mu tam… – Przez chwilę się zastanowił – …Benningtonie promieniejesz! I co, pociesza cię dzień w dzień?
- Możesz się ode mnie odsunąć? – Spytała z jadem w oczach – Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć.
- Nie bądź dla mnie taka oschła – Powiedział po czym dodał cicho – Ale przyznaj, seks był nieziemski – Po tych słowach oddalił się od jej ucha. Zastygnięta twarz kobiety wołała o pomoc, lecz nie odezwała się żadnym krzykiem. Spojrzała tylko w jego oczy. To ten wzrok jeszcze kilka miesięcy temu podtrzymywał ją w przekonaniu, że ma dla kogo żyć, lecz teraz jest zupełnie odwrotnie. Przy nim przypomina sobie całą tą sytuację. Gdzie on ją trzymał w swoich ramionach, bił, kopał i krzyczał w jej stronę wiele sprośnych epitetów by tylko zaspokoić swoje wyuzdane pragnienia.
- Powiedziałam – Masz odejść! – Powiedziała po raz kolejny nie dając po sobie poznać, że to spotkanie będzie ją kosztowało wiele cierpienia. Ma ochotę zniknąć. Czuje zażenowanie, włoski na jej ciele stanęły dęba i gdyby mogła cofnęła by czas. Chce odejść jak najdalej, rzucić się w otchłań niezrozumiałych uczuć, wylać strumienie słonej wody i po prostu oddalić się od tego miejsca. Nic więcej.
- Nie możesz doczekać się już rozprawy? – Spytał przejęty.
- Nie mogę się doczekać, jak ciebie będą stamtąd wynosić! – Krzyknęła, lecz nie na darmo. Mężczyzna złapał za jej roztrzęsione ręce i przybliżył do siebie – Puść mnie! Bo będę krzyczeć – Zagroziła mu i resztkami sił powstrzymała płacz.
- Jeszcze się zdziwisz, koteczku – Powiedział i puścił kobietę. Ta zszokowana z nadzieją, że za chwilę to się skończy odsunęła się w bok i powiedziała:
- Myślisz, że jak mnie nastraszysz to stchórzę? – Spytała ze wściekłością.
- Gdzie ja cię teraz straszę? – Spytał zdziwiony.
- A te listy? Myślisz, że ja nie wiem kto je wysyła? – Krzyknęła – Myślisz, że ja jestem taką idiotką by się nie domyślić?
Chłopak podszedł do niej bliżej i łapczywie złapał za jej płaszcz. Trzymając w ręce czerwony materiał, przysunął go bardziej do siebie, tak że zbliżali się omal głowami. Kobieta widząc to spanikowała i zaczęła się wyrywać.
- Odejdź! Puszczaj! – Krzyknęła, lecz nadaremno.
- Słuchaj, nie wiem o czym ty mówisz. Uroiłaś coś sobie kobieto! – Krzyknął mściwie do jej ucha. Emily spojrzała jeszcze raz na wściekłą twarz Scotta. Nie zwracając uwagi na okoliczności i miejsce w którym się teraz znajduje krzyknęła po raz ostatni i podniosła swoją dłoń, kierując ją ku oprawcy. Ręka wielkim łukiem przejechała po jego prawym policzku, a kobieta widząc to odsunęła się od niego i niepewnym krokiem oddalała od miejsca zdarzenia.
- Słuchaj, nie będziesz mnie biła! – Krzyknął po raz kolejny i przybliżając się do niej popchnął ją na leżącą obok zaspę. Zaskoczona kobieta na początku nie wiedziała co zrobić. Wzięła głęboki oddech i swoimi oczami kreśliła posturę i zamiary mężczyzny. Pochylał się do niej tym swoim zadziornym uśmieszkiem. Nie wiedząc co zrobić, przeczołgała się do tyłu i zasłoniła część twarzy. Tkwiła w tej pozycji pewien czas, do momentu w którym jakiś mężczyzna podszedł do jej oprawcy i odsunął od go kobiety.
- Puszczaj mnie człowieku! – Krzyknął do bruneta i podszedł kolejny raz do roztrzęsionej kobiety. Emily ponownie zasłoniła swoimi drżącymi dłońmi przerażonej twarzy i popatrzyła znad swoich ciemnych oczu, które w tej chwili domagały się wielkiego płaczu. Nie kontaktując zupełnie nic wstała i słysząc jego ostatnie słowa powędrowała prosto przed siebie.
- Ja się tak łatwo nie poddam! – Wrzasnął oddalając się od kobiety – Nie dam się kolejny raz włożyć do pudła!
Kobieta lekko odgarnęła śnieg ze swoich ubrań i spojrzała na mężczyznę, który odgonił od niej Scotta.
- Wszystko w porządku? – Spytał Emily gdy ta stała już na nogach. Rzucił na nią okiem i szczegółowo przyjrzał się jej zachowaniu.
- Nie, wszystko okey – powiedziała zahipnotyzowana. Jej oddech nie był stabilny. Serce wyrywało się poza obszar jej narządów, krzyczało tak samo wściekle jak głodne lwy. Rozerwało się na kawałki, powodując zanik jakichkolwiek racjonalnych myśli. Tempo zwolniło. Czas płynął dwa razy wolniej.
- Naprawdę? – Spytał potrząsając nią – Mogę w czymś pomóc… - Zaproponował i szybko otrzymał odpowiedź.
- Nie, dziękuje – odpowiedziała – Poradzę sobie. Naprawdę dziękuje za pomoc.
Wtedy oddaliła się od mężczyzny, który jeszcze przez pewną chwilę stał i patrzył na jej zachowanie.
W tej chwili nie czuła już nic. Zimna, przemoczonych ubrać czy utłuczonego kolana., które z wielką siłą uderzyło o wystający korzeń. Wszystko było niczym. Jej ból fizyczny zniknął w mgnieniu oka, ona sama skupiła się na tym co się przed chwilą stało.
On jej nie da życia. Zniszczy ją. Wypali jej ostatnie chęci do życia.
Tak jak teraz.
Nie wytrzymała.
Wywróciła się na zaspie i leżąc w niej głową w dół rozpłakała się. Słona woda zaczęła spływać po jej policzkach, zmieniając diametralnie przy tym swoją temperaturę. Zimne strugi łez zaczęły piec ją w twarz, ale odrzuciła to.
Teraz liczyło się to że została sama.
Popatrzyła na telefon choć zamglone oczy nie pozwoliły dokończyć jej wyczynów. Spojrzała na zachmurzone niebo i uświadamiając sobie, że leży jak kretynka w śniegu podniosła się i zupełnie przemoczona popatrzyła w dal. Jej dom był niedaleko, a ona jest skazana na to by sobie poradzić.
Tak, nie postanawia się tak łatwo poddać.
Nie na tym etapie sprawy.
Podniosła się i szybkim ruchem omijała kamienie, grudki śniegu i dziwnie patrzących na nią przechodniów. Jej oczy miały przybliżony odcień do skruszonych zimnych policzków. Chyba pierwszy raz ma ochotę zostać sama. Nie spowiadać się z tego co tu się stało.



Stuknęła mi trzydziestka szóstka, a ja nadal nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Mówiąc życie mam na myśli cząstkę życia, która obejmuje mój blog. 
Straciłam na zainteresowaniu. Nie wiem czy to jest spowodowane. Znaczy wiem. Brakiem zainteresowania nowymi rozdziałami.
Usiadłam ostatnio na łóżku i patrząc w sufit zadałam sobie pytanie "Czy wam się nie chce pisać komentarzy, zapomnieliście o mnie czy pogorszyłam się w tworzeniu bloga". Nie wymyśliłam nic, bo tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia o co tu chodzi.
Ten rozdział chyba, albo być może zdecyduje o tym wszystkim. Tak naprawdę nie chcę tego kończyć, on stał się częścią mojego życia, tak jak już wspomniałam na początku i będzie mi trudno. 
Nie biorę nikogo na szantaż. Podkreślam :) 
Tylko albo złapałam jakąś depresję, albo straciłam wiarę w siebie i jakiekolwiek chęci.
Brak weny w tym rozdziale się ukazał, już chyba nie wiem co mam wymyślić. Szczerze mówiąc mam na kartce rozpisane zdarzenia, ale to się tak zmienia, że sama nie wiem czy je jeszcze wykorzystam.
Chcę się dowiedzieć czy to ma sens. Czy piszę źle, historia zbacza z rzeczywistości ( no logiczne że zbacza... ), czy nieprzyjemnie się czyta i czy robię dużo błędów ( A robię! ).
Więc pozdrawiam was ja. Ja czyli osoba, która nie wie co ze sobą zrobić. 

7 komentarzy:

  1. No i jestem pierwsza! :D
    A co do rozdziału, Emily łatwo kłamie ;o No i zamiast biadolić o tym jak ona by żerowała na Chesterze sama powinna się za siebie wziąć i znaleźć sobie pracę, to by chociaż uspokoiło ją tym że mogłaby dorzucać coś Chesterowi do czynszu czy coś. Co do Emily to wydaję się, że ma z każdą, prawie każdą, osobą problemy. Jjest wszystkim załaman, bezsilna wszystko ją męczy, trochę jest to męczące że tak się stale użala zamiast ruszyć tyłkiem i głową żeby coś z tym zrobić. Ehh. Chester chce dla niej jak najlepiej, a ona oznacza go jako ''przyjaciela'' co strasznie mnie irytuje, ponieważ sama czasami potrafi wepchnąć mu język do gardła. Wydaję mi się tak troszeczkę, że ona wykorzystuje jego uczucia a nie jego dobroczynność i pieniądze, bo przecież Chester nie mówił jej że ma mu płacić za cokolwiek. Nniech ona w końcu skończy się nad sobą użalać i weźmie się za siebie eh ._.
    Scott ah ten palant, wiedziałam że jak Chestera nie będzie obok to on wpadnie na Emily, po prostu to czułam. Musiał ją nastraszyć, znowu będzie się męczyć z tym wszystkim ehh.. jestem ciekawa co będzie w następnym rozdziale. I wychodzi na to że Scott nie wysyłał tych listów, i to jest najciekawsze...
    Kobieto! Co Ty gadasz! Komentarze to nie wszystko, fakt dodają otuchy i radości i ochoty na pisanie większej ilości rozdziałów, ale one to nie wszystko. Zobacz ile masz wejść, ile ludzi czyta, ale może nie pozostawia znaku życia! Nic nie kończ, odnalazłam ten blog przypadkiem, i jest on w moich ulubionych, czytam tylko go, a co prawda trudno mnie czymś zadowolić, jeśli chodzi o pisanie, podoba mi się twój styl pisania, twoje pomysły, tak się żżyłam z tymi bohaterami i blogiem że jak go zostawisz to ja Cię znajdę, ale wtedy uciekaj jak najszybciej xd Jeśli masz jakiś taki okres że zastanawiasz się nad całym sensem tego bloga to po prostu zrób sobie przerwę, odpocznij, poczekaj aż nowe pomysły dojdą Ci do umysłu i sama pewnego dnia usiądziesz i coś napiszesz. A ludźmi się nie martw, na pewno mają szkołę, muszą poprawiać oceny, mają ferie, nie spędzają tyle czasu na kompie, głowa do góry, pomyśl że ja zawsze będę tu komentować, może anonimowo bo nie mam konta, ale będę ;) Ja jedynie zastanawiam się nad jednym, jak Scott został zamknięty za gwałt a później nagle został wypuszczony? Chodzi o to że było za mało dowodów na niego? Czy po rozprawie znowu go zamkną. Nic w sumie nie odbiega od rzeczywistości, jest dobrze, nie potrzebnie myślisz o samych minusach. Tak jak mówiłam, odpocznij sobie trochę.. niech ten stres związany z nowymi rozdziałami i pomysłami odejdzie na trochę, a gdy poczujesz siłę zacznij coś pisać. Mam nadzieje że trochę pomogło. Pozdrawiam Cię ciepło i weny oraz pozytywnych myśli życzę! ;) /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! Tego bloga na pewno nie można tak zostawić! Zresztą żadnego bloga nie można zostawiać, bo zawsze jest tam jakaś grupka ludzi, którym podobają się te teksty. (Tak jak mnie Twój :))
    W sumie też czuję to co Ty. Zaniedbałam pisanie i teraz odchodzę w zapomnienie. I bardzo nie chcę się poddawać, bo uwielbiam opowiadania! Zżyłam się z wieloma historiami ( a w tym także ze swoją) no i odchodzić teraz od blogów to coś niemożliwego.
    Dlatego muszę się trzymać i Ty też. Wszyscy muszą :)
    Co do rozdziału: nie znalazłam chyba większych błędów, oprócz paru niepoprawnie użytych czasowników (raczej nie można niczego "kreślić wzrokiem" :P)
    Tak więc pod tym względem jest ok :)
    A treść...Cóż, ta nocna pogawędka była przecudowna! Jeju, to było takie urocze i romantyczne (a jeśli mi się podobają romantyki, to one naprawdę muszą być dobre!)
    Tak samo ta koza! Mateńko, umieram na śmiech! Ech, nie kończ tego bloga! Choćby tylko dla mnie :3
    Weny, czasu, wiary w siebie!
    PS- 25 rozdział u mnie jest w produkcji, nie wiem kiedy dodam-może dziś-ale i tak przewiduję rozruch na moim blogu, bo 31 stycznia urodziny Shadowgirl! Mam dla niej shota, więc coś się pojawi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytam twojego bloga, i bardzo mi się podoba. Wszystko się mieści w granicach realizmu, jest napisane barwnym językiem, postacie są charakterystyczne, takie jakie być powinny. Innymi słowy, nic dodać, nic ująć. Miałabym tylko jedną prośbę - staraj się nie wprowadzać zbyt dużo wątków na raz, bo człowiek się gubi. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwaga, uwaga! U mnie nareszcie jakiś ruch: urodzinowy shot dla Shadowgirl (urodziny ma co prawda jutro, ale tylko dzisiaj mam dostęp do internetu) i 25 rozdział! Zapraszam serdecznie do komentowania:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju. Kocham Twojego bloga. No jest po prostu niesamowity. Piszesz bardzo ładnie i barwnie. Mówisz, że robisz błędy. Gdy czytam rozdział to nawet na to nie zwracam uwagi, gdyż pochłania mnie czytanie Twoich '' wypocin ''. Dużo weny Ci życzę. Może i czasami troszkę treść nie jest realistyczna ( w nielicznych wątkach ), ale właśnie dobrze. Czasem lepiej dodać coś mniej realnego. Od tego ma się wyobraźnie, czyż nie?
    Podsumowując:
    Pisz dalej, bo bardzo dobrze Ci to wychodzi. Jestem zachwycona Twoimi rozdziałami, stylem pisania. Dla mnie jest idealnie.
    Nawet jeśli coś jest nierealnego, trudno. To Twoje opowiadanie i możesz napisać to co chcesz.
    Pozdrawiam i jeszcze raz duuuuuuużo weny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. piszesz swietnie! Jak wracam do domu biore telefon klade sie i czytam Twojego bloga. Nawet nie zauwazam jak sie sciemnia. Czytajac te opowiadania czuje sie jak w innym swiecie, szarpiesz moimi emocjami. zycze weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój blog jest świetny. Piszesz bardzo interesująco. Z każdym nowym rozdziałem coraz bardziej mi się podoba. Nie przestawaj pisać, jesteś świetna!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń