niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział XXXV



Częściowo roztopione bryły białego śniegu wlewały się powoli do wysokich butów. Skóra nie zatrzymywała cieczy, wręcz przeciwnie. Zwoływała ją swoim kuszącym materiałem i pozwalała zagościć na ich dnie.
- Cholera – przeklęła w myśli kobieta i mimowolnie skręciła w drugą uliczkę. Brązowe włosy w tej chwili wiały na wszystkie strony i tańczyły w rytmie porywu mocnego powietrza. Spojrzała znad swoich oczu i w tej chwili coś nią szturchnęło.
- Emily? – Krzyknęła kobieta i czule przytuliła przyjaciółkę – Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie wybieram się do studia – Zakomunikowała i w tej chwili zwróciła wzrok na jej torbę – Zakupy?
- Za niedługo mam wesele mojej kuzynki, więc przydałoby się kilka drobiazgów. Chcesz zobaczyć co kupiłam?
- Na środku ulicy? – Zaśmiała się i nagle wyszła z propozycją – Chodź ze mną do studia. Jeśli masz czas.
- Do studia? – Spytała zdziwiona – Nikt mnie nie zna.
- Tak, oprócz Chestera, Mike’a i Joe’go – Wymieniając ostatnie imię charakterystycznie puściła do niej oczko. Tiffany widząc jej błagalny ton zawahała się przez chwilę.
- Będę przeszkadzać – Tu się zatrzymała i rzuciła okiem na swoje torby – Tak bardzo chce ci pokazać tą sukienkę!
Emily wiedząc że kobieta nie odpuści złapała za jej rękę, która była otulona czerwoną rękawiczką.
- Co ty robisz?
- Kochanie – Zaśmiała się – Co jak co, ale ja też nie odpuszczę – Ciemnowłosa widząc to zrobiła zdziwioną minę, lecz po chwili wybuchła głośnym śmiechem.

***

- Co to za dziewczyna która wczoraj uratowała mi życie? – Spytał Bennington przyjaciela upijając mały łyk piwa.
- Czyli pomimo tego że się opiłeś, to pamiętasz – Zaśmiał się.
- Pamiętam wiele rzeczy, lecz czasem wole o nich zapomnieć. Tak dla sumienia – Odpowiedział mu tym samym – Odpowiesz mi w końcu?
- Lisa – Zakomunikował. Zrobił krok do tyłu i delikatnie położył swoje masywne ręce na bladzie stołu kuchennego. Przejechał kilkakrotnie po pozostawionym kurzu i trzymając w ręku szare elementy przyglądnął się nim bardziej po chwili dodał – Kojarzysz tą pielęgniarkę, która pomagała Emily?
- To była ona? – Zdziwił się – Nie mam pamięci do twarzy. Przepraszam.
- Ładna co nie? – Spytał po chwili.
- Masz rację – Kokieteryjnie oznajmił i dodał – Ładne ma perfumy.
- Ale Emily ma pewnie ładniejsze – Tu zrobił przerwę i spojrzał w jego oczy – Nigdy nie przypuszczałem, że się na coś przydam i złączę dwa malutkie ptaszki robiąc z nich dwa malutkie gołąbeczki.
- Sam jesteś malutkim ptaszkiem – Powiedział specjalnie trącając jego ramię.
- Wcale nie! Chcesz się przekonać? – Po tych słowach Chester odsunął się od Shinody.
– Dobrze zboczeńcu, a takie moje odrębne pytanie. Bardzo ważne… - Tu zrobił chwilę przerwy – A Jessica? Co z nią zrobisz?
- Nic. Ona już dla mnie nie istnieje – Wypuścił słowa ze swoich ust wydobywając z nich resztki ironii i obojętności.
- Tak po prostu? – Spytał zdziwiony.
Mike wiedząc że każda wzmianka o niej wywołuje dziwne emocje w jego środku których sam nie potrafi racjonalnie zdefiniować usunął się trochę na bok i usiadł na krześle. Trzymając w dłoni piwo niedopite przez Roberta, przekręcił puszkę kilkakrotnie i z wielkim bólem zaczął swój monolog – Tak, Mike. Zakochałeś się po uszy w wysokiej blondynce, teraz z karierą modelki. Zakochałeś się w jej twarzy, w jej oczach, w jej delikatnych dłoniach – Tu zwrócił się do Benningtona – Ale nadal wierzę że ona jednak ma w sobie coś dobrego. Tylko nie może tego w sobie odnaleźć.
- Nie zasługuje na drugą szansę.
- Wiem – Odpowiedział szybko – Zranię siebie bardziej gdy jej ją podaruje. A wiesz, z natury jestem egoistą… - Kręcąc nadal w dłoniach półpełny przedmiot odłożył go delikatnie i rozłożył ręce na stole – Proces usuwania pamięci związanej z Jessicą został rozpoczęty. Teraz tylko wczytuje na swoją kartę chwile z Lisą.
- Kolejna kobieta? – Spytał zrezygnowany – Dopiero co skończyłeś z tym szczurem, a teraz bierzesz się za następną. A jak będzie to samo?
- I mówi to osoba, która sypiała ze wszystkimi napotkanymi kobietami w klubie. Opanuj się mój drogi przyjacielu Dobra Rada, bo to jest moje życie i mój rozum – Lekko podniesiony głos i ruchliwe ręce nabrały poważnego znaczenia w jego przekazie. Widząc to, Bennington usiadł naprzeciw niego.
- Wiesz, dobrze że zaznaczyłeś „ sypiałem”, ale to nie zmienia faktu że ja nie płakałem po zniszczonych związkach tylko ty. – Wskazał na niego i przechwycił butelkę wypijając jej zawartość do końca – Tak ty!
- Bo te twoje zalotne romanse nawet się miłością nie nazywały. To było tylko zaliczanie laski, a potem chwalenie się Mike’owi jakie to one nie są w łóżku.
- Też mogłeś mi się chwalić, jeśli Cię to tak boli.
- Bo będę latał do Ciebie z każdą gównianą informacją czy udało mi się zaciągnąć panienkę do łóżka. Przestań! – Krzyknął i po cichu dodał – Wiesz co?  Tylko czekam na relację z namiętnej nocy Chestera i Emily – Zasugerował mu Shinoda.
- Teraz przesadziłeś! – Krzyknął do niego i rzucił w niego puszką.
- Nie doczekam się? – Spytał powściągliwie i nagle zobaczył na sobie spojrzenie Dave’a.
- Przepraszam że przeszkadzam – Przerwał mężczyznom – Ale może do jasnej cholery kłóćcie się trochę ciszej, bo Chestera słychać nawet na dole.
- Ja skończyłem – Oznajmił i usłyszał dzwonek do drzwi. Domyślając się kto ma przyjść przekroczył próg, omijając Phoenixa i lekko uchwycił za klamkę. Widząc otwierające się drzwi odsunął się lekko i założył dłonie na swoje biodra.
- Cześć – Uśmiechnęła się  wchodząc do pomieszczenia. Czerwone policzki Emily, które swoją barwę zawdzięczały niezbyt ciekawej pogodzie podniosły się w górę zostawiając lekkie wgniecenie po dwóch stronach. Ściągnęła szybko kurtkę, zarzuciła ją na wiszące ciemne druty i wpuściła do pomieszczenia kolejną osobę.
- Mam nadzieje że nie będzie przeszkadzać – Złapała za jej dłoń i tym samym sunęła nią w środek pokoju. Wysoka kobieta spojrzała na wystrój wnętrza i zachwycając się bogactwem instrumentów jakie ono prezentuje zawiesiła swój wzrok na Benningtonie.
- Ja nie mam nic przeciwko że wpadłaś – Uśmiechnął się i popchał ją do środka – Ej ludzie, patrzcie kto nas odwiedził!
Kobieta nieśmiało weszła za Chesterem i w tej chwili zobaczyła sylwetki pięciu pozostałych mężczyzn. Połowa z nich siedziała na rozłożonej kanapie, lecz druga połowa zajęta czymś bardzo ważnym patrzyła na nią z góry.
- Cześć, mam nadzieje że to żaden kłopot – Uśmiechnęła się mimowolnie, bo wiedziała że wpycha się w nieswoje. Zwykła kretynka, która uległa namowom przyjaciółki. Nic nowego. Najpierw robi, potem myśli. Lecz sama świadomość że pozna mężczyzn, którzy nie umawiają się z byle jakimi osobami napajały w jej wnętrzu poczucie szczególnej wyjątkowości. Nagle jej umysł przystanął na chwilę.
- Tiffany? – Spytał zszokowany Joe wstając z miejsca.
- Tak, to ja. Mam nadzieje, że nie będę Ci przeszkadzać – Sztucznie się uśmiechnęła. Hahn widząc jej nieśmiałość i lekką zadziorność przejął pałeczkę.
- Skądże! Fajnie że wpadłaś – Uśmiechnął się – Usiądziesz?
Niepewna tego wszystkiego zrobiła to na co namawiał ją mężczyzna. Jej granatowa spódniczka wgniotła się w siedzenie, długie i zgrabne nogi mimowolnie się splotły.
- Słuchaj – Zaczął Koreańczyk – To jest Dave, ten z boku to Robert, a naprzeciwko siedzi Brad. Chestera chyba znasz po tym co widziałem i pozostał jeszcze Mike…
- Z Mike’iem zapoznaje się już kilka razy więc co mi szkodzi następny – Zaśmiała się i podała wszystkim rękę.
- Jesteś przyjaciółką Emily?
- Nazywasz mnie tak? – Spytała kobiety.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, bo tak naprawdę nigdy nie potwierdziły prosto w oczy, że ich relacje zaliczają się do czegoś innego zacichła. Pomimo wspólnych zainteresowań, wspólnej pracy nigdy nie były w głębi świadome co tak naprawdę ich łączy. Zwykła koleżeńskość. Nic więcej. Bynajmniej tak to sobie tłumaczyły. Nie spędzały dużo czasu, nie były też od siebie odległe. Gdyby jedno poległo, dopiero po chwili druga uświadomiłaby sobie co tak naprawdę utraciła. Będąc w tym kole niezrozumiałych uczuć z dnia na dzień nie wiedziały co odpowiadać ludziom.
Emily nie emanowała zaufaniem w stronę Tiffany. Gdy żniwo koszmarnego dnia zabrało w otchłań osoby, dzięki którym przyszła na świat została sama. Ian dzwonił tylko co miesiąc, po zwolnieniu z pracy radziła sobie w czterech ścianach bez dojścia promieni świata. Zamknięta pod kopułą swoich zmartwień twierdziła że wszyscy są przeciwko niej, że utracili wobec niej tą ludzkość. Gdy zmarła babcia – podtrzymywacz jej rozlanych uczuć, one zamarzły. Stały się drętwe, ona sama stała nad przepaścią rozpaczy. Spadając w coraz gorsze strony, załamywała belkę na której stała. To wtedy jej potrzebowała. To wtedy potrzebowała przyjaciela, potrzebowała osoby, która zrozumie jej odrętwiałe myśli. Nikogo nie było. Zniknęli jak alkohol zmartwień.
Emily nigdy nie była na nią zła. Nie mogła kierować swoją znajomą, bo tak naprawdę gdyby to zrobiła straciłaby ostatnią osobę. A świadomość tego że jakaś jedna istota jeszcze ma ochotę zamienić z tobą kilka słów jest podtrzymująca.
Widząc ciszę krążącą wokół ich ciał, Brad odepchnął ją tworząc kolejną wspaniałą myśl.
- Emily! Jedziemy pojutrze na ten cały koncert. Zabierasz się z nami?
Kobieta widząc ich zdziwione wyrazy twarzy przystanęła. Rozszerzone źrenice dotarły do każdego zakątka ich spojrzeń.
- Ty sobie chyba Brad żartujesz…
- Nie. Mówię poważnie. Mike nie masz nic przeciwko?
Zakłopotany mężczyzna przystanął na chwilę i oparł się o stojącą szafkę na której kwiaty rodziły nowe pąki.
- No wiesz… - Tu się na chwilę zatrzymał i spojrzał na Chestera – Nigdy nie jeździliśmy z dziewczynami, jeszcze wtedy gdy one nie są w naszej ekipie…
- Mike, nie głów się i tak nie jadę – Uśmiechnęła się mimowolnie – Zresztą, aż tak się za wami nie stęsknię. Ile tam będziecie?
- Góra 4 dni – Odpowiedział szybko Dave siadając obok Delsona – Biorąc pod uwagę ilość dni to nie jest dużo, ale czy Emily nie zabraknie mojego pięknego głosu…?
- I tak z wami nie pojadę…
- Nie chcesz? – Spytał Robert – Przejechałabyś się, zobaczyłabyś jak to jest. Będziesz sławna!
- A po cholerę mi sława? – Zaśmiała się – Będę grzać tyłek w domu…
Jednak po chwili spojrzała na minę Chestera. Twierdzący, że nie pozwoli jej wrócić do siebie oznajmił:
- Jedziesz z nami.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Nie przekrzykuj mnie słoneczko – W tej chwili podszedł do niej i powiedział jeszcze raz – Jedziesz.
- Nie…
- Uparte to dziecko – Zaśmiał się Mike – Ja nie mam nic przeciwko, tylko my śpimy w jednym busie w czasie trasy. Nie będzie ci przeszkadzać to wszystko? Że pijemy do rana, śmiejemy się, gramy w karty i gadamy o…
- Chodzi o to – Zagłuszył Mike’a Robert – Że to Ci się może nie spodobać, ale jesteśmy za tym żebyś pojechała.
- Nie jadę – Zaczęła – Nie zmusicie mnie. Bierzcie Tiffany. Na pewno się ucieszy.
- Tiffany jedź! – Krzyknął Hahn.
- Ty jesteś kretynem Joe! – Krzyknęła – Nie znam was. Będę się obracać wokół was jak jakaś… Wykluczone. My sobie znajdziemy czas tutaj.
- Ale zrób to dla mnie – Joe wręcz nie wyskoczył z siedzenia. Popatrzył na kobietę i z lekkością zatopił się w jej oczach. Błękit dobiegający z jej oczu przeszył jego wszystkie zakątki umysłu.
- Ja ty to sobie wyobrażasz? Nie znam was a ty mnie jeszcze namawiasz. Połowę z was kojarzę tylko po imieniu, Emily wie o was więcej. Ba! Nawet uważa was za bliskich. A ja? – Wtedy wzruszyła ramionami i obudzona ze snu swoich wypowiedzi uświadomiła sobie pewną rzecz – Nie wiem czemu tak nalegasz przecież… - tu się zatrzymała – Spławiłeś mnie. Spławiłeś mnie wtedy. Tak po prostu.
- Nie! To ty mnie spławiłaś – powiedział do niej zrezygnowany, zapominając o stojącym tłumie. Przyglądająca się reszta osób osłupiała i nie wiedząc jak się zachować usiadła po cichu i nadal wsłuchiwała się w ich dialog.
- Nie Joe. To ty dałeś mi znać, że to nie ma sensu. W ogóle to było klapą! Nie ma się co oszukiwać…
- Wiem że ja zawaliłem – Wyrzuty sumienia rzucały Hahn’em na wszystkie strony. Świadomy tego że to przez niego sytuacja nabrała takiego obrotu nie wiedział co zrobić.
- Nie Joe, ty nie zawaliłeś, a ja i tak się nigdzie nie wybieram i koniec. Nie nalegaj, bo tak mnie nie poderwiesz – Oznajmiła.
- Nie chcę Cię podrywać…
- Doprawdy? – Urażona kobieta odsunęła się w bok tworząc niewidzialną barierę pomiędzy nimi.
- Znaczy… Nie teraz! – Krzyknął zdesperowany, a Brad w tym samym czasie wybuchł śmiechem.
- Dalej ogierze! – Zaśmiał się w głos i spojrzał na Emily, która w tym samym czasie uginała nogi by usiąść na podstawionym drewnianym krześle.
- I tak już swoje powiedziałeś… - Powiedziała jeszcze raz i spojrzała na resztę.
- Ja powiedziałem? – Krzyknął – A kto powiedział że zadzwoni i nie zadzwonił?
- Weźcie mnie trzymajcie, bo kobieta ma sobie rączki brudzić działką mężczyzn. To samo mówiłam tobie tylko chyba byłeś zajęty jedzeniem!
- Trafiłaś w mój czuły punkt kobieto! – Urażony odwrócił się do niej bokiem. Walcząc z silną pokusą spojrzenia w jej zdenerwowaną twarz trzymał mocno dłonie i z wielką precyzją patrzył na minę swoich przyjaciół.
- Zakład, że nie umówisz się z Tiffany? – Zasugerował Joe’mu Chester. Stanął naprzeciw niego i swoim urzekającym uśmiechem dodał – Założę się, że nie dasz rady jej wyciągnąć na miasto.
- Wcale, że dam! – Oznajmił po chwili.
- Nie dasz, za cienki jesteś… - Chester nadal był przy swojej racji.
- Jesteś mądry, ale w zakładach zawsze wychodzisz źle – Wtedy zwrócił się do kobiety – Wychodzisz ze mną na miasto?
- I tak mnie nie poderwiesz… Więc po co? – Spytała w pół obrażona.
- Ty też się chcesz założyć?  - W tej chwili podał jej rękę – Idziemy.
- Może spytasz mnie o zdanie?
- Dobrze. Pójdziesz ze mną na spacer? – Spytał uprzejmie. Kobieta popatrzył na niego powściągliwe i wstała z kanapy. Zarzuciła swój wzrok na uśmiechniętą Emily i razem ze swoim towarzyszem wyszła z pomieszczenia.

***

Zimno przenikało po ciele kobiety. Tupiąc lekko nogą, obcierała obcas o śliskie podłoże wyścielone wodą. Spojrzała znad swoich niebieskich oczu i zarzuciła za futrzaną czapkę kosmyk zakręconych włosów. W tej chwili spojrzała na zegarek. Spóźnił się. Jak zwykle. Czego mogła oczekiwać? Że to się zmieni, że będzie lepiej?
Nie! Będzie lepiej, jest lepiej. Mike nie znaczył dla niej nic więcej niżeli osoba przy której mogła przeżyć poprzednie rozstanie z mężczyzną.
- Jess? – Spytał stojącą tyłem kobietę. Odwróciła się i oceniając posturę mężczyzny zrobiła dwuznaczną minę.
- Tak, znowu się spóźniłeś. Co tym razem? – Spytała stanowczo.
- Musiałem zostać dłużej w pracy. Wybaczysz mi skarbie? – Scott podszedł do niej i pocałował delikatnie w policzek. Nie opierając się temu kobieta dała ponieść się emocjom i gdy skończył, ona przytuliła się do niego.
- Zmarzłam trochę…
- Co powiesz na gorącą czekoladę? – Ręka mężczyzny złapała za jej zziębniętą dłoń. Rzucił wzrokiem na jej ubranie i dodał – A tak poza tym nie musiałaś ubierać krótkiej spódniczki, skoro wiedziałaś że się może mi trochę dłużej zejść.
- Mam jakoś wyglądać? To siedź cichutko.
- Będę siedział cichutko, jak mi opowiesz jak się posuwa sprawa.
- Ma inną.
- Co? – Scott niemal że wybuchł.
- Nie złapie się na mnie. Muszę coś bardziej wymyślić…
- Słuchaj!- przerwał jej - Moje być albo nie być zależy od Ciebie. Nie może złożyć na mnie zeznań.
- A co? Wyobrażasz sobie że złoży oskarżenia na Benningtona? – Spytała niepewnym głosem.
- On jest taki naiwny, że jak mu powiesz że czarne jest takie same jak białe to uwierzy.
- On się na to nie złapie! Zrozum to człowieku! – Krzyknęła i odsunęła od niego dłoń. Widząc zszokowaną minę mężczyzny, schowała rękę do kieszeni swojej jasnej kurki i stanęła – Możesz wymyślić coś innego? Co naprawdę ma sens?
- Albo kochasz mnie, albo jego. Jeśli Ci na mnie zależy to musisz mi pomóc. A jak tego ty nie zrobisz to… - Tu przerwał by zaczerpnąć oddechu – To ja załatwię tą sprawę inaczej.
Kobieta nie wiedząc jakich argumentów dalej użyć przycichła i zbliżyła się do mężczyzny. Nie wiedząc tak naprawdę co ma tak naprawdę robić złapała za jego dłoń i z pewnym przymusem kierowała się wzdłuż głównej ulicy.

***

- A ja nadal sądzę że możesz się z nami zabrać – Zaczął rozmowę mężczyzna. Przekroczył drzwi kuchenne i usiadł na krześle.
- To jest już przemyślane. Nie zmienię swojej decyzji – Odpowiedziała Chesterowi – Więc nie nalegaj, bo i tak nie pojadę. Nawet nie miałam tego w planach, a Brad mnie zaskoczył i to nieźle. Przyznaj, też o tym nie pomyślałeś.
- Nie wiedziałem co inni powiedzą – Złapał w tej chwili za miskę z zupką chińską.
- A inni nie byli zadowoleni – Podsumowała – I nawet nie zaprzeczaj, bo pomimo tego że mnie namawiali nie byli pewni co do tego pomysłu. Bynajmniej ja tak odczułam.
- Oni po prostu sobie tego nie wyobrażają.
- Ty też nie – Uśmiechnęła się mimowolnie – Tak czy owak. Na kilka dni zamieszkam gdzieś u Ian’a albo u Tiffany. Nie martw się o mnie.
- Nie martwię.
- Widzę. To tylko 4 dni! 4 dni! – Podkreśliła – Nie stęsknisz się tak za mną – Zaśmiała się.
- No wiesz, tego nie mógłbym być pewny – W tej chwili upił łyk postawionego obok soku. Kobieta popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem i usłyszała trzask w drzwiach. Razem z Benningtonem zwróciła się ku otworowi i zobaczyła Mike’a.
- Ile razy człowieku mam Ci mówić, żebyś nie trzaskał drzwiami?! – Krzyknął do niego właściciel domu.
- Słuchajcie tego – Zupełnie nieprzyjęty jego wypowiedzią wyciągnął mały papierek i zaczął czytać – „Linkin Park zagra na tegorocznym festiwalu! Już za kilka dni będziemy mogli ujrzeć widowisko jednego z najlepszych rockowych zespołów…”
- To dlatego wparowałeś tutaj? – Spytał poważnie i wstał z krzesła.
- Ale to nie koniec – Zaczął czytać dalej – „ Wcześniejsza ich płyta sprzedała się w ponad milionach egzemplarzy, więc..” Więc nic ciekawego – Podsumował.
- Mike usiądziesz z nami? Odgrzeje Ci coś – Zaproponowała Emily, która nie zaciekawiona notką prasową próbowała zmusić Shinodę do racjonalnego myślenia.
- „ Bennington i jego nowa miłość?” – Przeczytał nagle Shinoda i spotkał się ze spojrzeniami swoich towarzyszy. Kobieta wstała i oparła się o blat. Zdziwiona takim przebiegiem sprawy spojrzała tajemniczo na Chestera i nagle usłyszała kontynuację artykułu – „Lider zespołu Linkin Park w towarzystwie pięknej kobiety. Jak podają źródła, spędził z nią noc w jednym z najbardziej cenionych klubów w Kalifornii. Nie znamy tożsamości jego towarzyszki, lecz mamy nadzieje że w następnych dniach dowiemy się czegoś więcej na jej temat” – Tutaj na chwilę przystanął by spojrzeć spokojnie na kobietę i doczytał artykuł – „Jak wiemy, muzyk nie stroi od hucznych zabaw w klubie, pięknych kobiet oraz alkoholu. Czy to tylko zwykły  romans czy coś więcej? Najprawdopodobniej ta pierwsza wersja jest bliska rzeczywistości, z racji tego że związki Benningtona nigdy nie trwały dłużej niż kilka tygodni.”
- Co do ma być do cholery? – Krzyknął mężczyzna i łapczywie złapał za potarganą kartkę papieru. Oglądnął ją i przeczytał po raz kolejny.
- Pokaż mi to… - W tej chwili podeszła do niego Emily wyrywając mu artykuł – Jeszcze dali zdjęcie… - Spojrzała dokładniej i dokończyła ostatnie zdanie, którego Mike nie przeczytał albo z powodu braku czasu, albo z powodu niechcenia – „Ostatni związek Benningtona z o wiele młodszą od siebie modelką – Chuck Claire – skończył się dosyć szybko. Czy tak będzie tym razem? Czas pokaże”
- Znowu się wpierdalają w moje życie – Podsumował mężczyzna przechwytując artykuł. Kobieta w szoku usiadła razem z nim i wpatrując się w jeden punkt na ścianie miała ochotę rzucić czymś, by zaspokoić swój ból. Czy tak to sobie wyobrażała? Czy przyszłość z Benningtonem będzie tak kolorowa? Czy przejdzie obojętnie obok tego chłamu telewizji i kolorowych czasopism dla naiwnych ludzi.
- Szczerze mówiąc nie powinnaś się tym przejmować. Przecież nie znają twojej tożsamości – Mike widząc zdenerwowaną minę kobiety próbował ją pocieszyć.
- To tylko kwestia czasu – Powiedziała spokojnie.
- Wiesz co? – Chester zwrócił się do Emily – Nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu – Zszokowana mina Shinody spojrzała na poważnego mężczyznę.
- Powaliło Cię? – Krzyknął.
- Nie, nie powaliło mnie. Tutaj się jej nie przyczepią, nie będą pytali o nic. Będzie bezpieczna.
- Może nie będzie tak źle… - Powiedział.
- A co było z Chuck, co? – Krzyknął i spotkał się ze spojrzeniem Emily. Swoimi bezradnymi oczami chwytała jego twarzy, by zdefiniować jego czyny. Nie wiedząc tak naprawdę co czuje wewnątrz poddała się jego słowom i bez żadnych skrupułów zapytała:
- Co było?
- Chester, ona była modelką! – Nic nie ruszony jej pytaniem kontynuował wypowiedź - Ona była i nadal jest rozpoznawana, ty zresztą też. Więc to jest kolosalna różnica. Zresztą nikomu się zbytnio nie podobał wasz związek, publiczne całowanie, publiczne obściskiwanie, ciągłe wyznawanie miłości. Oni uważali, że robiła to dla sławy, by się po prostu wybić! Dlatego jej grozili, dlatego!
Kobieta jak gdyby nigdy nic wstała z miejsca. Oceniła posturę mężczyzn i z wielkim bólem zrobiła krok do przodu.
- I tak nie jadę, więc się nie kłóćcie – Odparła i skierowała się w stronę drzwi. Zahipnotyzowana całym przebiegiem sytuacji nie zwracała uwagi już na nic. Na żadne przeszkody na jej nogach, na żadne przeszkody by pójść na górę i zatopić się w słodkim śnie. Przechodząc ze schodka na schodek nie myślała tylko o tym by wyłączyć swój umysł. Tylko o tym.

***

Shinoda z impetem rzucił się na wygodną sofę. Złapał za leżące obok piwo i założył nogi na stojący naprzeciw niego stół. Patrząc w głąb swojego pokoju, przemierzał oczami niezrównaną drogę samotności. Raz nadepnął wzrokiem na stojący obok kwiatek, raz na telewizor nadający wiadomości z kraju. Czasem nabierał łyka napoju, by ponownie wrócić do wcześniejszych czynności.
Znowu to samo. Kółko się nie zamyka. On jest w jego środku, krąży bez celu, a wyjście z niego jest znikome.
Nagle coś usłyszał. Będąc przekonanym że to jednak wiatr tłucze o drzwi, by zakłócić jego rozmyślanie, zignorował to. Zrobił by to jeszcze raz, ale dudnienie w drzwi nie ustawało ani na chwilę. Ryzykując z wygodnego siedzenia podniósł się ku drzwiom wyjściowym i otworzył klamkę.
- Co ty tu robisz? – Zdziwiony mężczyzna oparł się o ramę drzwi i ocenił postać kobiety.
- Mogę wejść? – Spytała pewnie.
- Ty wiesz, że to jest już koniec. Jesteś o tym przekonana w głębi. Przez kilka miesięcy mnie ignorowałaś, dlaczego akurat teraz sobie przypomniałaś o moim istnieniu?
- Przyszłam Cię odwiedzić, nie oczekuje nic wielkiego – Shinoda wręcz przekonany, że jest tutaj drugie dno, za wszelką cenę nie mógł odgadnąć zamiarów Jessici.
- Więc przychodzisz tylko po to żeby się ze mną spotkać?
- Jesteś sam? – Spytała ryzykownie.
- Jak na razie tak – Odpowiedział jej, choć w głębi duszy czuł, że na tym etapie ich rozmowy powinien skłamać.
- Wyciągniesz się na miasto? – Zaproponowała – No chyba że będziesz sam tu siedział.
Zszokowany mężczyzna zabrał rękę z drzwi i widząc błagającą minę zziębniętej kobiety poddał się jej argumentom. Zakomunikował jej że za chwilę wróci, wpuszczając ją tym samym do mieszkania. Jessica weszła natarczywie w jego progi i widząc, że wszystkie jej rzeczy zniknęły z domu Shinody, poczuła dziwny impuls. Tak jakby wymazał to wszystko z pamięci. Ona tez zlikwidowała, to nawet nie nazywało się miłością, lecz w tej chwili targnęły nią nieopanowane emocje. Wzburzona nienawiść do tego wszystkiego, czuła w środku niepohamowaną chęć zemsty za to wszystko.
- Pamiętaj, to tylko niezobowiązujące spotkanie – Powiedział do niej i wyprowadził na zewnątrz. Oceniając zachowanie kobiety, przepuścił ją w drzwiach i spytał:
- Jak Ci się powodzi?
- Może być – Oznajmiła – Agencja mnie przyjęła. Za niedługo mam wielki pokaz w Nowym York’u. Powiedzieli, że potrzebują takich modelek jak ja – Wtedy przerwała – A u Ciebie? U was?
- U mnie nic się nie zmieniło. Nadal jestem tym Shinodą od brudnej roboty, harującym od dnia do nocy. Za niedługo mam koncert, więc nic nowego.
- A u Chestera? – Spytała powściągliwie.
- Nie rozumiem po co pytasz – Zaskoczony tym pytaniem stanął na chwilę i czuł że słowa podchodzą mu go gardła.
- Tak pytam. Kiedyś się z nim przyjaźniłam.
Mężczyzna słysząc te słowa ciekawości odpowiedział:
- Jeszcze żyje, więc nie przejmuj się jego życiem.
Kobieta nie pytając nic więcej, złapała ukradkiem za jego rękę. Nie wiedząc co zrobić, odwzajemnił uścisk, bowiem wiedział, że to jedno spotkanie nie zmieni nic w jego życiu. To było jak zapisana kartka papieru, którą potem spalasz po jakimś czasie. Trzymając za jej dłoń czuł lekką nienawiść, desperacje. Desperacje bliskości z kobietą, pomimo tego że przed kilkoma miesiącami płakał za jej odejściem. Nie obchodziło go nic. Teraz był on i jego wyobrażona scena tej sytuacji. Karcił się w myślach, że mógł nie pozwolić jej uciec, by nie zabrała wielkiej wstęgi jego szczęścia ze sobą. Złapał mocniej za jej dłoń, wiedząc że nic tym zachowaniem nie zdziała. Kobieta odwróciła się ku niemu i lekko uśmiechnęła. Tym uśmiechem, który rozpogadzał pogodę wtedy gdy ona była załamana jak on sam. Nie decydując się na dalszy krok swoich poczynań, skierował się w stronę wielkiej kafejki, czyli tam gdzie Mike po raz pierwszy zabrał swoją byłą na kolację.

***

Krople deszczu spływał po szybie tak jak niewidzialna bezradność po twarzy Emily. Podniosła rękę i złapała za zieloną bluzkę. Stwierdzając, że nie zmieści się do wielkiego czarnego pudła wyciągnęła kilka rzeczy by jeszcze raz, na spokojnie powkładać rozrzucone przedmioty.
- Co ty robisz? – Spytał zdziwiony mężczyzna.
- Pakuję się – Oznajmiła mu po czym zaczęła wkładać porozkładane rzeczy. Teraz walczyła z kolejną pokusą, żeby nie spojrzeć mu w twarz. Nagle coś spadło na jej walizkę. Pęczek kluczy idealnie ułożył się wzdłuż ubrań, lecz po chwili ich harmonia zniknęła. Kobieta złapała je i poddała się, spojrzała na niego.
- Zostajesz tutaj – Emily miała zaprzeczyć lecz nie zdążyła – I nie obchodzi mnie to czy nie chcesz czy nie. Tu masz klucze, w garażu samochód, a jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń na mój telefon komórkowy. Więc…
- Doceniam twoją troskę, ale czy to nie czas poradzić sobie samemu? – Spytała.
- Myślałem że… - Zrezygnowany popatrzył na jej twarz – Że radzimy sobie od pewnego czasu jakoś razem. Bez względu na to co się dzieje.
- Już się spakowałam, a za chwilę wychodzę. Ty też za kilka godzin masz samolot więc w czym problem? – W tej chwili wstała i złapała w dłonie walizkę – Chester, zawieziesz mnie do mojego domu?
- Przepraszam, gdzie? – Spytał z niedowierzaniem.
- Mojego domu. Nie zapominaj, że to miejsce jeszcze istnieje w moim życiu– Powiedziała stanowczo.
- Nie jedziesz tam. Zamknę Cię tutaj, nie pojedziesz – Oznajmił po czym wyrwał jej walizkę.
- Nie mogę całe życie na tobie żerować! Mam swój dom więc oddawaj! – Krzyknęła i próbując przezwyciężyć Benningtona obaliła jego ciało na ziemię, sama przy tym upadając.
- Powiedziałem, że Ciebie tam nie zawiozę, a ty zostajesz tutaj.
- Nie decyduj za mnie.
- Będę za Ciebie decydował, bo w tej ruderze nie da się mieszkać!
- Dobrze – W tej chwili wstała z podłogi i zwróciła się ku niemu – Zawieź mnie do Ian’a. Zamieszkam u niego jakiś czas, dopóki nie znajdę sobie czegoś lepszego. Co ty na to? – Kobieta w tej chwili przejęła swoją walizkę z jego rąk i widząc bezradność w jego twarzy przekroczyła próg drzwi. Szybko zarzuciła na siebie kurtkę i spojrzała na Chestera.
- Więc? Chyba do Ian’a nic nie masz więc możesz zaryzykować. To mój brat, a wolę z kimś zamieszkać niż być sama.
Wiedząc, że tan pomysł będzie najlepszy wyprowadził ją przez drzwi swojego domu i przejął walizkę, kierując się ku bramie.

***

- Żegnasz się ze mną jakbyś wyjeżdżał na kilkanaście tygodni – Zaśmiała się wyciągając walizkę z samochodu. Mężczyzna nie dając po sobie poznać, że w następnych dniach może się coś stać i wtedy go nie będzie zachował pokerową twarz. Uśmiechnął się i spojrzał na kobietę, która w tej chwili stała naprzeciwko wielkiego domu swojego brata i jego rodziny.
- Zadzwoń jak dojedziesz – Powiedziała do niego i go objęła.
- Obiecuje – Odpowiedział jej po czym lekko odsunął. Swoimi brązowymi oczami spojrzał na jej policzki, włosy, usta… Uśmiechnął się po raz kolejny po czym powiedział:
- Jesteśmy jak dzieci – Wtedy złapał za jej kosmyk włosów – Niby to tylko kilka dni, ale…
- Poradzę sobie – Uprzedziła jego wypowiedź – Zresztą, ogarnijmy się już, bo tak naprawdę żadnego dramatu nie ma – Zaśmiała się wpatrując w jego oczy. Kiwając pozytywnie na jej wypowiedź przybliżył się do niej i lekko pocałował w czoło. Widząc niezdecydowanie w czynach Chestera, oznajmiła z lekkim śmiechem:
- No, na co czekasz? – Rozbawiona popatrzyła na jego twarz, lecz po chwili poczuła jego usta. Przybliżył ją do siebie, w taki sposób jakby to było ich ostatnie spotkanie. Trzymając w jednej ręce walizkę, a w drugiej kurtkę mężczyzny oddaliła się lekko i powiedziała:
- No już, bo na Ciebie czekają – Po tych słowach Chester wsiadł do samochodu bez słowa. Pomachał jej po raz ostatni i zapaliwszy silnik odjechał z miejsca.
Emily stała tak jeszcze przez kilka minut. Przed bramą Ian’a spędziła dobre pięć minut, wpatrując się w spadające krople deszczu. Jedna za drugą goniły się, jakby każda z nich chciała wygrać te bezpodstawne wyścigi. Jednak po jakimś czasie z tego zrezygnowała. Zrobiła jeden krok, później następny. Tak znalazła się w następnej uliczce. Stanęła z walizką i oszacowała, że powrót do domu zajmie jej najwyżej pół godziny drogi.

***

Nic się nie zmieniło. Uliczki nadal emanowały szarą i niezrozumiałą energią, a pobliskie drzewa przecinały swoimi ostrymi gałęziami pozytywne uczucia wszystkich ludzi. A może nie wszystkich? Może tylko jej się wydawało, że to wszystko obraca się wokół niej? Tak czy owak przekroczyła furtkę do swojego domu. Wiedząc, że pierwszy raz od powrotu ze szpitala spędzi tam całą noc przeszły ją dreszcze, ale uświadamiając sobie to poczuła nawet ulgę. Że pokonała tą wyimaginowaną barierę swoich niezrozumiałych uczuć i zdecydowała się powrócić na stare śmieci.
Otwarła lekko drzwi do domu i zrobiła krok. Jednak ku jej oczom ukazała się koperta. Taka sama, którą dostała pewien czas temu. Zaciekawiona schyliła się po nią i weszła do domu. Ściągnęła płaszcz i zapaliła światło. Promienie lampy oświetliły całą ruinę jej domu, ale nie przejmowała się tym. Pomimo tego że zimne ściany nie emanowały jakąś czułością w jej stronę, ona pierwszy raz się nie poddała. Chciała coś zmienić.
- Czeka mnie cała masa roboty – Powiedziała w myśli i poszła do kuchni zaparzając sobie ciepłą herbatę. Czekając na gorącą wodę, zasięgnęła do kieszeni. Wyjęła kartkę papieru, którą przed chwilą wyjęła z drzwi wyjściowych i zgrabnie ją otworzyła.
Zamarła.
Jakby cios w serce, który sparaliżował jej wszystkie zakątki ciała.
Ta sama koperta.
Ten sam list.
Ten sam obrazek.
Lecz inne cyfry.
Czytając po raz kolejny zamieszczone liczby przystanęła na chwilę i schowała twarz w dłoniach. Nie rozpłacze się. Nie może w tej chwili się poddać.
Nic z tego.
Upadła na stół. Nie wiedząc co robić, zamknęła kopułę nie dopuszczając do siebie żadnych zewnętrznych czynników. W głowie było to samo. Tylko ten list. Zmarznięte uczucia spowodowały potok lodowatych łez.
Zaczęła patrzeć przed siebie. Przecież nic jej nie grozi. Pocieszała się w duchu jak tylko mogła, lecz bezskutecznie. Ułożyła w głowie cyfry: 1,3,1,1.
- Co to do cholery znaczy? – Krzyknęła w myśli. Zdezorientowana spojrzała jeszcze raz w głąb pomieszczenia lecz po chwili uświadomiła sobie, że teraz każdy jej ruch może być obserwowany przez Scotta. Przecież to on chce ją nastraszyć, on chce by bała się na każdym kroku. Pomyślała w duchu, że to za kilka dni się skończy, za około tydzień będzie rozprawa w sądzie więc wszystko się wyjaśni.
Po chwili wstała. Bezsilność jaka w tej chwili z niej wydobywała rozprzestrzeniła się na wszystkie strony. Nie wiedząc co ze sobą zrobić upadła na kanapę i po raz ostatni popatrzyła na otaczającą ją przestrzeń.


To tak: Dziękuje wszystkim za komentarze i za wytykane błędy. Tak, być może uzależniłam się od pewnych słów, przekonałam się o tym w tym rozdziale, ale chyba to w miarę sprostowałam. 
Więc zachęcam was do komentowania i pisania mi co jest źle :)

2 komentarze:

  1. YAY! Coś nowego! No i błędów nie ma aż tylu! Naprawdę lepiej pod tym względem i wszyscy bohaterowie ŻYJĄ *-*!
    Akcja pędzi, tak milusio wszystko się toczy (no dobra, te pogróżki od Scotta to może jednak nie), a Linkini są tak rozbrajający, że -uwaga, ulubione słowo mojej przyjaciółki- "Ojacieżpierdolękurwawyjebanawchuj"
    A Chaz i te zakłady z Hahnem- BOSKIE.
    O i ta akcja ze zwierzającym się Shinodą i Chesterem który jak zawsze musiał sobie zrobić z wszystkiego jaja też świetna! Oby więcej takich!
    Hihihi, śmieję się teraz jak głupia ^^
    Ale z drugiej strony...NO CO Z TYMI GROŹBAMI??! I CZEMU JESS STARTUJE DO MIKE'A?!
    O co tu chodzi!? :o
    Zdechnę, umrę, spłonę, utopię się gdy się nie dowiem! Więc szybko pisz, ale to tak naprawdę szybciutko! I weny życzę!

    PS- A tak się składa, że prezent dla Ciebie już mam. Napisany, czeka na 15 marca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział miał to coś w sobie, niestety czytałam, przerywałam, czytałam, przerywałam bo jednocześnie robiłam kilka innych rzeczy na raz, wiem to złe, ale no musiałam przeczytać a też musiałam robić te czynności.
    Co do błędów, widziałam gdzieś literówkę, ale oprócz tego raczej nie ujrzałam niczego innego co by wydrapywało mi oczy.
    Biedny Chester 4 dni to kopa czasu jeśli jesteśmy bez osoby którą kochamy. Czemu Emily jest taka uparta, coś pewnie jej się stanie w tym domu, jakoś czuję to. I te cyfry, są intrygujące.. w głowie przebiega mi masa myśli co to może być, data śmierci jej rodziców, czy coś w ten deseń.. nie wiem ;q
    A Scott i Jess wciąż knują, skunksy jedne! Coś czuję że wyjdzie tu taka ogromna intryga że pospadamy z krzeseł.
    Mike i wytykanie błędów Chesterowi ja na miejscu Chestera po prostu bym wybuchła XD
    Pewnie coś pominęłam, ale tak to jest jak czyta się i robi coś jednocześnie. I nie dziękuj tutaj za komentarze tylko pracuj nad następnym rozdziałem! ;D /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń