Częściowo roztopione bryły
białego śniegu wlewały się powoli do wysokich butów. Skóra nie zatrzymywała
cieczy, wręcz przeciwnie. Zwoływała ją swoim kuszącym materiałem i pozwalała
zagościć na ich dnie.
- Cholera – przeklęła w myśli
kobieta i mimowolnie skręciła w drugą uliczkę. Brązowe włosy w tej chwili wiały
na wszystkie strony i tańczyły w rytmie porywu mocnego powietrza. Spojrzała
znad swoich oczu i w tej chwili coś nią szturchnęło.
- Emily? – Krzyknęła kobieta i
czule przytuliła przyjaciółkę – Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie wybieram się do
studia – Zakomunikowała i w tej chwili zwróciła wzrok na jej torbę – Zakupy?
- Za niedługo mam wesele mojej
kuzynki, więc przydałoby się kilka drobiazgów. Chcesz zobaczyć co kupiłam?
- Na środku ulicy? – Zaśmiała się
i nagle wyszła z propozycją – Chodź ze mną do studia. Jeśli masz czas.
- Do studia? – Spytała zdziwiona
– Nikt mnie nie zna.
- Tak, oprócz Chestera, Mike’a i
Joe’go – Wymieniając ostatnie imię charakterystycznie puściła do niej oczko.
Tiffany widząc jej błagalny ton zawahała się przez chwilę.
- Będę przeszkadzać – Tu się
zatrzymała i rzuciła okiem na swoje torby – Tak bardzo chce ci pokazać tą
sukienkę!
Emily wiedząc że kobieta nie
odpuści złapała za jej rękę, która była otulona czerwoną rękawiczką.
- Co ty robisz?
- Kochanie – Zaśmiała się – Co
jak co, ale ja też nie odpuszczę – Ciemnowłosa widząc to zrobiła zdziwioną
minę, lecz po chwili wybuchła głośnym śmiechem.
***
- Co to za dziewczyna która
wczoraj uratowała mi życie? – Spytał Bennington przyjaciela upijając mały łyk
piwa.
- Czyli pomimo tego że się
opiłeś, to pamiętasz – Zaśmiał się.
- Pamiętam wiele rzeczy, lecz
czasem wole o nich zapomnieć. Tak dla sumienia – Odpowiedział mu tym samym –
Odpowiesz mi w końcu?
- Lisa – Zakomunikował. Zrobił
krok do tyłu i delikatnie położył swoje masywne ręce na bladzie stołu
kuchennego. Przejechał kilkakrotnie po pozostawionym kurzu i trzymając w ręku
szare elementy przyglądnął się nim bardziej po chwili dodał – Kojarzysz tą
pielęgniarkę, która pomagała Emily?
- To była ona? – Zdziwił się –
Nie mam pamięci do twarzy. Przepraszam.
- Ładna co nie? – Spytał po
chwili.
- Masz rację – Kokieteryjnie
oznajmił i dodał – Ładne ma perfumy.
- Ale Emily ma pewnie ładniejsze
– Tu zrobił przerwę i spojrzał w jego oczy – Nigdy nie przypuszczałem, że się
na coś przydam i złączę dwa malutkie ptaszki robiąc z nich dwa malutkie
gołąbeczki.
- Sam jesteś malutkim ptaszkiem –
Powiedział specjalnie trącając jego ramię.
- Wcale nie! Chcesz się
przekonać? – Po tych słowach Chester odsunął się od Shinody.
– Dobrze zboczeńcu, a takie moje
odrębne pytanie. Bardzo ważne… - Tu zrobił chwilę przerwy – A Jessica? Co z nią
zrobisz?
- Nic. Ona już dla mnie nie
istnieje – Wypuścił słowa ze swoich ust wydobywając z nich resztki ironii i
obojętności.
- Tak po prostu? – Spytał
zdziwiony.
Mike wiedząc że każda wzmianka o
niej wywołuje dziwne emocje w jego środku których sam nie potrafi racjonalnie
zdefiniować usunął się trochę na bok i usiadł na krześle. Trzymając w dłoni
piwo niedopite przez Roberta, przekręcił puszkę kilkakrotnie i z wielkim bólem zaczął
swój monolog – Tak, Mike. Zakochałeś się po uszy w wysokiej blondynce, teraz z
karierą modelki. Zakochałeś się w jej twarzy, w jej oczach, w jej delikatnych
dłoniach – Tu zwrócił się do Benningtona – Ale nadal wierzę że ona jednak ma w
sobie coś dobrego. Tylko nie może tego w sobie odnaleźć.
- Nie zasługuje na drugą szansę.
- Wiem – Odpowiedział szybko –
Zranię siebie bardziej gdy jej ją podaruje. A wiesz, z natury jestem egoistą… -
Kręcąc nadal w dłoniach półpełny przedmiot odłożył go delikatnie i rozłożył
ręce na stole – Proces usuwania pamięci związanej z Jessicą został rozpoczęty.
Teraz tylko wczytuje na swoją kartę chwile z Lisą.
- Kolejna kobieta? – Spytał
zrezygnowany – Dopiero co skończyłeś z tym szczurem, a teraz bierzesz się za następną.
A jak będzie to samo?
- I mówi to osoba, która sypiała
ze wszystkimi napotkanymi kobietami w klubie. Opanuj się mój drogi przyjacielu
Dobra Rada, bo to jest moje życie i mój rozum – Lekko podniesiony głos i
ruchliwe ręce nabrały poważnego znaczenia w jego przekazie. Widząc to,
Bennington usiadł naprzeciw niego.
- Wiesz, dobrze że zaznaczyłeś „
sypiałem”, ale to nie zmienia faktu że ja nie płakałem po zniszczonych
związkach tylko ty. – Wskazał na niego i przechwycił butelkę wypijając jej
zawartość do końca – Tak ty!
- Bo te twoje zalotne romanse
nawet się miłością nie nazywały. To było tylko zaliczanie laski, a potem
chwalenie się Mike’owi jakie to one nie są w łóżku.
- Też mogłeś mi się chwalić,
jeśli Cię to tak boli.
- Bo będę latał do Ciebie z każdą
gównianą informacją czy udało mi się zaciągnąć panienkę do łóżka. Przestań! –
Krzyknął i po cichu dodał – Wiesz co? Tylko
czekam na relację z namiętnej nocy Chestera i Emily – Zasugerował mu Shinoda.
- Teraz przesadziłeś! – Krzyknął
do niego i rzucił w niego puszką.
- Nie doczekam się? – Spytał
powściągliwie i nagle zobaczył na sobie spojrzenie Dave’a.
- Przepraszam że przeszkadzam –
Przerwał mężczyznom – Ale może do jasnej cholery kłóćcie się trochę ciszej, bo
Chestera słychać nawet na dole.
- Ja skończyłem – Oznajmił i
usłyszał dzwonek do drzwi. Domyślając się kto ma przyjść przekroczył próg,
omijając Phoenixa i lekko uchwycił za klamkę. Widząc otwierające się drzwi
odsunął się lekko i założył dłonie na swoje biodra.
- Cześć – Uśmiechnęła się wchodząc do pomieszczenia. Czerwone policzki
Emily, które swoją barwę zawdzięczały niezbyt ciekawej pogodzie podniosły się w
górę zostawiając lekkie wgniecenie po dwóch stronach. Ściągnęła szybko kurtkę,
zarzuciła ją na wiszące ciemne druty i wpuściła do pomieszczenia kolejną osobę.
- Mam nadzieje że nie będzie
przeszkadzać – Złapała za jej dłoń i tym samym sunęła nią w środek
pokoju. Wysoka kobieta spojrzała na wystrój wnętrza i zachwycając się bogactwem
instrumentów jakie ono prezentuje zawiesiła swój wzrok na Benningtonie.
- Ja nie mam nic przeciwko że
wpadłaś – Uśmiechnął się i popchał ją do środka – Ej ludzie, patrzcie
kto nas odwiedził!
Kobieta nieśmiało weszła za Chesterem
i w tej chwili zobaczyła sylwetki pięciu pozostałych mężczyzn. Połowa z nich
siedziała na rozłożonej kanapie, lecz druga połowa zajęta czymś bardzo ważnym
patrzyła na nią z góry.
- Cześć, mam nadzieje że to żaden
kłopot – Uśmiechnęła się mimowolnie, bo wiedziała że wpycha się w nieswoje.
Zwykła kretynka, która uległa namowom przyjaciółki. Nic nowego. Najpierw robi,
potem myśli. Lecz sama świadomość że pozna mężczyzn, którzy nie umawiają się z
byle jakimi osobami napajały w jej wnętrzu poczucie szczególnej wyjątkowości.
Nagle jej umysł przystanął na chwilę.
- Tiffany? – Spytał zszokowany
Joe wstając z miejsca.
- Tak, to ja. Mam nadzieje, że
nie będę Ci przeszkadzać – Sztucznie się uśmiechnęła. Hahn widząc jej
nieśmiałość i lekką zadziorność przejął pałeczkę.
- Skądże! Fajnie że wpadłaś –
Uśmiechnął się – Usiądziesz?
Niepewna tego wszystkiego zrobiła
to na co namawiał ją mężczyzna. Jej granatowa spódniczka wgniotła się w
siedzenie, długie i zgrabne nogi mimowolnie się splotły.
- Słuchaj – Zaczął Koreańczyk –
To jest Dave, ten z boku to Robert, a naprzeciwko siedzi Brad. Chestera chyba
znasz po tym co widziałem i pozostał jeszcze Mike…
- Z Mike’iem zapoznaje się już
kilka razy więc co mi szkodzi następny – Zaśmiała się i podała wszystkim rękę.
- Jesteś przyjaciółką Emily?
- Nazywasz mnie tak? – Spytała
kobiety.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, bo
tak naprawdę nigdy nie potwierdziły prosto w oczy, że ich relacje zaliczają się
do czegoś innego zacichła. Pomimo wspólnych zainteresowań, wspólnej pracy nigdy
nie były w głębi świadome co tak naprawdę ich łączy. Zwykła koleżeńskość. Nic więcej.
Bynajmniej tak to sobie tłumaczyły. Nie spędzały dużo czasu, nie były też od
siebie odległe. Gdyby jedno poległo, dopiero po chwili druga uświadomiłaby
sobie co tak naprawdę utraciła. Będąc w tym kole niezrozumiałych uczuć z dnia
na dzień nie wiedziały co odpowiadać ludziom.
Emily nie emanowała zaufaniem w
stronę Tiffany. Gdy żniwo koszmarnego dnia zabrało w otchłań osoby, dzięki
którym przyszła na świat została sama. Ian dzwonił tylko co miesiąc, po
zwolnieniu z pracy radziła sobie w czterech ścianach bez dojścia promieni
świata. Zamknięta pod kopułą swoich zmartwień twierdziła że wszyscy są
przeciwko niej, że utracili wobec niej tą ludzkość. Gdy zmarła babcia –
podtrzymywacz jej rozlanych uczuć, one zamarzły. Stały się drętwe, ona sama
stała nad przepaścią rozpaczy. Spadając w coraz gorsze strony, załamywała belkę
na której stała. To wtedy jej potrzebowała. To wtedy potrzebowała przyjaciela,
potrzebowała osoby, która zrozumie jej odrętwiałe myśli. Nikogo nie było.
Zniknęli jak alkohol zmartwień.
Emily nigdy nie była na nią zła.
Nie mogła kierować swoją znajomą, bo tak naprawdę gdyby to zrobiła straciłaby
ostatnią osobę. A świadomość tego że jakaś jedna istota jeszcze ma ochotę
zamienić z tobą kilka słów jest podtrzymująca.
Widząc ciszę krążącą wokół ich
ciał, Brad odepchnął ją tworząc kolejną wspaniałą myśl.
- Emily! Jedziemy pojutrze na ten
cały koncert. Zabierasz się z nami?
Kobieta widząc ich zdziwione
wyrazy twarzy przystanęła. Rozszerzone źrenice dotarły do każdego zakątka ich
spojrzeń.
- Ty sobie chyba Brad żartujesz…
- Nie. Mówię poważnie. Mike nie
masz nic przeciwko?
Zakłopotany mężczyzna przystanął
na chwilę i oparł się o stojącą szafkę na której kwiaty rodziły nowe pąki.
- No wiesz… - Tu się na chwilę
zatrzymał i spojrzał na Chestera – Nigdy nie jeździliśmy z dziewczynami,
jeszcze wtedy gdy one nie są w naszej ekipie…
- Mike, nie głów się i tak nie
jadę – Uśmiechnęła się mimowolnie – Zresztą, aż tak się za wami nie stęsknię.
Ile tam będziecie?
- Góra 4 dni – Odpowiedział
szybko Dave siadając obok Delsona – Biorąc pod uwagę ilość dni to nie jest
dużo, ale czy Emily nie zabraknie mojego pięknego głosu…?
- I tak z wami nie pojadę…
- Nie chcesz? – Spytał Robert –
Przejechałabyś się, zobaczyłabyś jak to jest. Będziesz sławna!
- A po cholerę mi sława? –
Zaśmiała się – Będę grzać tyłek w domu…
Jednak po chwili spojrzała na
minę Chestera. Twierdzący, że nie pozwoli jej wrócić do siebie oznajmił:
- Jedziesz z nami.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Nie przekrzykuj mnie słoneczko
– W tej chwili podszedł do niej i powiedział jeszcze raz – Jedziesz.
- Nie…
- Uparte to dziecko – Zaśmiał się
Mike – Ja nie mam nic przeciwko, tylko my śpimy w jednym busie w czasie trasy.
Nie będzie ci przeszkadzać to wszystko? Że pijemy do rana, śmiejemy się, gramy
w karty i gadamy o…
- Chodzi o to – Zagłuszył Mike’a
Robert – Że to Ci się może nie spodobać, ale jesteśmy za tym żebyś pojechała.
- Nie jadę – Zaczęła – Nie
zmusicie mnie. Bierzcie Tiffany. Na pewno się ucieszy.
- Tiffany jedź! – Krzyknął Hahn.
- Ty jesteś kretynem Joe! – Krzyknęła
– Nie znam was. Będę się obracać wokół was jak jakaś… Wykluczone. My sobie
znajdziemy czas tutaj.
- Ale zrób to dla mnie – Joe
wręcz nie wyskoczył z siedzenia. Popatrzył na kobietę i z lekkością zatopił się
w jej oczach. Błękit dobiegający z jej oczu przeszył jego wszystkie zakątki
umysłu.
- Ja ty to sobie wyobrażasz? Nie
znam was a ty mnie jeszcze namawiasz. Połowę z was kojarzę tylko po imieniu,
Emily wie o was więcej. Ba! Nawet uważa was za bliskich. A ja? – Wtedy
wzruszyła ramionami i obudzona ze snu swoich wypowiedzi uświadomiła sobie pewną
rzecz – Nie wiem czemu tak nalegasz przecież… - tu się zatrzymała – Spławiłeś
mnie. Spławiłeś mnie wtedy. Tak po prostu.
- Nie! To ty mnie spławiłaś –
powiedział do niej zrezygnowany, zapominając o stojącym tłumie. Przyglądająca
się reszta osób osłupiała i nie wiedząc jak się zachować usiadła po cichu i
nadal wsłuchiwała się w ich dialog.
- Nie Joe. To ty dałeś mi znać,
że to nie ma sensu. W ogóle to było klapą! Nie ma się co oszukiwać…
- Wiem że ja zawaliłem – Wyrzuty
sumienia rzucały Hahn’em na wszystkie strony. Świadomy tego że to przez niego
sytuacja nabrała takiego obrotu nie wiedział co zrobić.
- Nie Joe, ty nie zawaliłeś, a ja
i tak się nigdzie nie wybieram i koniec. Nie nalegaj, bo tak mnie nie poderwiesz
– Oznajmiła.
- Nie chcę Cię podrywać…
- Doprawdy? – Urażona kobieta
odsunęła się w bok tworząc niewidzialną barierę pomiędzy nimi.
- Znaczy… Nie teraz! – Krzyknął
zdesperowany, a Brad w tym samym czasie wybuchł śmiechem.
- Dalej ogierze! – Zaśmiał się w
głos i spojrzał na Emily, która w tym samym czasie uginała nogi by usiąść na
podstawionym drewnianym krześle.
- I tak już swoje powiedziałeś… -
Powiedziała jeszcze raz i spojrzała na resztę.
- Ja powiedziałem? – Krzyknął – A
kto powiedział że zadzwoni i nie zadzwonił?
- Weźcie mnie trzymajcie, bo
kobieta ma sobie rączki brudzić działką mężczyzn. To samo mówiłam tobie tylko
chyba byłeś zajęty jedzeniem!
- Trafiłaś w mój czuły punkt
kobieto! – Urażony odwrócił się do niej bokiem. Walcząc z silną pokusą spojrzenia
w jej zdenerwowaną twarz trzymał mocno dłonie i z wielką precyzją patrzył na
minę swoich przyjaciół.
- Zakład, że nie umówisz się z
Tiffany? – Zasugerował Joe’mu Chester. Stanął naprzeciw niego i swoim
urzekającym uśmiechem dodał – Założę się, że nie dasz rady jej wyciągnąć na
miasto.
- Wcale, że dam! – Oznajmił po
chwili.
- Nie dasz, za cienki jesteś… -
Chester nadal był przy swojej racji.
- Jesteś mądry, ale w zakładach
zawsze wychodzisz źle – Wtedy zwrócił się do kobiety – Wychodzisz ze mną na miasto?
- I tak mnie nie poderwiesz… Więc
po co? – Spytała w pół obrażona.
- Ty też się chcesz założyć? - W tej chwili podał jej rękę – Idziemy.
- Może spytasz mnie o zdanie?
- Dobrze. Pójdziesz ze mną na
spacer? – Spytał uprzejmie. Kobieta popatrzył na niego powściągliwe i wstała z
kanapy. Zarzuciła swój wzrok na uśmiechniętą Emily i razem ze swoim towarzyszem
wyszła z pomieszczenia.
***
Zimno przenikało po ciele
kobiety. Tupiąc lekko nogą, obcierała obcas o śliskie podłoże wyścielone wodą.
Spojrzała znad swoich niebieskich oczu i zarzuciła za futrzaną czapkę kosmyk
zakręconych włosów. W tej chwili spojrzała na zegarek. Spóźnił się. Jak zwykle.
Czego mogła oczekiwać? Że to się zmieni, że będzie lepiej?
Nie! Będzie lepiej, jest lepiej.
Mike nie znaczył dla niej nic więcej niżeli osoba przy której mogła przeżyć
poprzednie rozstanie z mężczyzną.
- Jess? – Spytał stojącą tyłem
kobietę. Odwróciła się i oceniając posturę mężczyzny zrobiła dwuznaczną minę.
- Tak, znowu się spóźniłeś. Co
tym razem? – Spytała stanowczo.
- Musiałem zostać dłużej w pracy.
Wybaczysz mi skarbie? – Scott podszedł do niej i pocałował delikatnie w
policzek. Nie opierając się temu kobieta dała ponieść się emocjom i gdy
skończył, ona przytuliła się do niego.
- Zmarzłam trochę…
- Co powiesz na gorącą czekoladę?
– Ręka mężczyzny złapała za jej zziębniętą dłoń. Rzucił wzrokiem na jej ubranie
i dodał – A tak poza tym nie musiałaś ubierać krótkiej spódniczki, skoro
wiedziałaś że się może mi trochę dłużej zejść.
- Mam jakoś wyglądać? To siedź cichutko.
- Będę siedział cichutko, jak mi
opowiesz jak się posuwa sprawa.
- Ma inną.
- Co? – Scott niemal że wybuchł.
- Nie złapie się na mnie. Muszę
coś bardziej wymyślić…
- Słuchaj!- przerwał jej - Moje
być albo nie być zależy od Ciebie. Nie może złożyć na mnie zeznań.
- A co? Wyobrażasz sobie że złoży
oskarżenia na Benningtona? – Spytała niepewnym głosem.
- On jest taki naiwny, że jak mu
powiesz że czarne jest takie same jak białe to uwierzy.
- On się na to nie złapie! Zrozum
to człowieku! – Krzyknęła i odsunęła od niego dłoń. Widząc zszokowaną minę
mężczyzny, schowała rękę do kieszeni swojej jasnej kurki i stanęła – Możesz
wymyślić coś innego? Co naprawdę ma sens?
- Albo kochasz mnie, albo jego.
Jeśli Ci na mnie zależy to musisz mi pomóc. A jak tego ty nie zrobisz to… - Tu
przerwał by zaczerpnąć oddechu – To ja załatwię tą sprawę inaczej.
Kobieta nie wiedząc jakich
argumentów dalej użyć przycichła i zbliżyła się do mężczyzny. Nie wiedząc tak
naprawdę co ma tak naprawdę robić złapała za jego dłoń i z pewnym przymusem
kierowała się wzdłuż głównej ulicy.
***
- A ja nadal sądzę że możesz się
z nami zabrać – Zaczął rozmowę mężczyzna. Przekroczył drzwi kuchenne i usiadł
na krześle.
- To jest już przemyślane. Nie
zmienię swojej decyzji – Odpowiedziała Chesterowi – Więc nie nalegaj, bo i tak nie
pojadę. Nawet nie miałam tego w planach, a Brad mnie zaskoczył i to nieźle.
Przyznaj, też o tym nie pomyślałeś.
- Nie wiedziałem co inni powiedzą
– Złapał w tej chwili za miskę z zupką chińską.
- A inni nie byli zadowoleni –
Podsumowała – I nawet nie zaprzeczaj, bo pomimo tego że mnie namawiali nie byli
pewni co do tego pomysłu. Bynajmniej ja tak odczułam.
- Oni po prostu sobie tego nie
wyobrażają.
- Ty też nie – Uśmiechnęła się
mimowolnie – Tak czy owak. Na kilka dni zamieszkam gdzieś u Ian’a albo u
Tiffany. Nie martw się o mnie.
- Nie martwię.
- Widzę. To tylko 4 dni! 4 dni! –
Podkreśliła – Nie stęsknisz się tak za mną – Zaśmiała się.
- No wiesz, tego nie mógłbym być
pewny – W tej chwili upił łyk postawionego obok soku. Kobieta popatrzyła na
niego z lekkim uśmiechem i usłyszała trzask w drzwiach. Razem z Benningtonem
zwróciła się ku otworowi i zobaczyła Mike’a.
- Ile razy człowieku mam Ci
mówić, żebyś nie trzaskał drzwiami?! – Krzyknął do niego właściciel domu.
- Słuchajcie tego – Zupełnie
nieprzyjęty jego wypowiedzią wyciągnął mały papierek i zaczął czytać – „Linkin
Park zagra na tegorocznym festiwalu! Już za kilka dni będziemy mogli ujrzeć
widowisko jednego z najlepszych rockowych zespołów…”
- To dlatego wparowałeś tutaj? –
Spytał poważnie i wstał z krzesła.
- Ale to nie koniec – Zaczął
czytać dalej – „ Wcześniejsza ich płyta sprzedała się w ponad milionach
egzemplarzy, więc..” Więc nic ciekawego – Podsumował.
- Mike usiądziesz z nami?
Odgrzeje Ci coś – Zaproponowała Emily, która nie zaciekawiona notką prasową
próbowała zmusić Shinodę do racjonalnego myślenia.
- „ Bennington i jego nowa
miłość?” – Przeczytał nagle Shinoda i spotkał się ze spojrzeniami swoich
towarzyszy. Kobieta wstała i oparła się o blat. Zdziwiona takim przebiegiem
sprawy spojrzała tajemniczo na Chestera i nagle usłyszała kontynuację artykułu
– „Lider zespołu Linkin Park w towarzystwie pięknej kobiety. Jak podają źródła,
spędził z nią noc w jednym z najbardziej cenionych klubów w Kalifornii. Nie znamy
tożsamości jego towarzyszki, lecz mamy nadzieje że w następnych dniach dowiemy
się czegoś więcej na jej temat” – Tutaj na chwilę przystanął by spojrzeć
spokojnie na kobietę i doczytał artykuł – „Jak wiemy, muzyk nie stroi od
hucznych zabaw w klubie, pięknych kobiet oraz alkoholu. Czy to tylko zwykły romans czy coś więcej? Najprawdopodobniej ta
pierwsza wersja jest bliska rzeczywistości, z racji tego że związki Benningtona
nigdy nie trwały dłużej niż kilka tygodni.”
- Co do ma być do cholery? –
Krzyknął mężczyzna i łapczywie złapał za potarganą kartkę papieru. Oglądnął ją
i przeczytał po raz kolejny.
- Pokaż mi to… - W tej chwili
podeszła do niego Emily wyrywając mu artykuł – Jeszcze dali zdjęcie… -
Spojrzała dokładniej i dokończyła ostatnie zdanie, którego Mike nie przeczytał
albo z powodu braku czasu, albo z powodu niechcenia – „Ostatni związek
Benningtona z o wiele młodszą od siebie modelką – Chuck Claire – skończył się
dosyć szybko. Czy tak będzie tym razem? Czas pokaże”
- Znowu się wpierdalają w moje życie
– Podsumował mężczyzna przechwytując artykuł. Kobieta w szoku usiadła razem z
nim i wpatrując się w jeden punkt na ścianie miała ochotę rzucić czymś, by
zaspokoić swój ból. Czy tak to sobie wyobrażała? Czy przyszłość z Benningtonem
będzie tak kolorowa? Czy przejdzie obojętnie obok tego chłamu telewizji i
kolorowych czasopism dla naiwnych ludzi.
- Szczerze mówiąc nie powinnaś
się tym przejmować. Przecież nie znają twojej tożsamości – Mike widząc
zdenerwowaną minę kobiety próbował ją pocieszyć.
- To tylko kwestia czasu –
Powiedziała spokojnie.
- Wiesz co? – Chester zwrócił się
do Emily – Nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu – Zszokowana mina Shinody
spojrzała na poważnego mężczyznę.
- Powaliło Cię? – Krzyknął.
- Nie, nie powaliło mnie. Tutaj
się jej nie przyczepią, nie będą pytali o nic. Będzie bezpieczna.
- Może nie będzie tak źle… -
Powiedział.
- A co było z Chuck, co? –
Krzyknął i spotkał się ze spojrzeniem Emily. Swoimi bezradnymi oczami chwytała
jego twarzy, by zdefiniować jego czyny. Nie wiedząc tak naprawdę co czuje
wewnątrz poddała się jego słowom i bez żadnych skrupułów zapytała:
- Co było?
- Chester, ona była modelką! –
Nic nie ruszony jej pytaniem kontynuował wypowiedź - Ona była i nadal jest
rozpoznawana, ty zresztą też. Więc to jest kolosalna różnica. Zresztą nikomu
się zbytnio nie podobał wasz związek, publiczne całowanie, publiczne
obściskiwanie, ciągłe wyznawanie miłości. Oni uważali, że robiła to dla sławy,
by się po prostu wybić! Dlatego jej grozili, dlatego!
Kobieta jak gdyby nigdy nic
wstała z miejsca. Oceniła posturę mężczyzn i z wielkim bólem zrobiła krok do
przodu.
- I tak nie jadę, więc się nie
kłóćcie – Odparła i skierowała się w stronę drzwi. Zahipnotyzowana całym
przebiegiem sytuacji nie zwracała uwagi już na nic. Na żadne przeszkody na jej
nogach, na żadne przeszkody by pójść na górę i zatopić się w słodkim śnie.
Przechodząc ze schodka na schodek nie myślała tylko o tym by wyłączyć swój
umysł. Tylko o tym.
***
Shinoda z impetem rzucił się na
wygodną sofę. Złapał za leżące obok piwo i założył nogi na stojący naprzeciw
niego stół. Patrząc w głąb swojego pokoju, przemierzał oczami niezrównaną drogę
samotności. Raz nadepnął wzrokiem na stojący obok kwiatek, raz na telewizor
nadający wiadomości z kraju. Czasem nabierał łyka napoju, by ponownie wrócić do
wcześniejszych czynności.
Znowu to samo. Kółko się nie
zamyka. On jest w jego środku, krąży bez celu, a wyjście z niego jest znikome.
Nagle coś usłyszał. Będąc
przekonanym że to jednak wiatr tłucze o drzwi, by zakłócić jego rozmyślanie,
zignorował to. Zrobił by to jeszcze raz, ale dudnienie w drzwi nie ustawało ani
na chwilę. Ryzykując z wygodnego siedzenia podniósł się ku drzwiom wyjściowym i
otworzył klamkę.
- Co ty tu robisz? – Zdziwiony
mężczyzna oparł się o ramę drzwi i ocenił postać kobiety.
- Mogę wejść? – Spytała pewnie.
- Ty wiesz, że to jest już
koniec. Jesteś o tym przekonana w głębi. Przez kilka miesięcy mnie ignorowałaś,
dlaczego akurat teraz sobie przypomniałaś o moim istnieniu?
- Przyszłam Cię odwiedzić, nie
oczekuje nic wielkiego – Shinoda wręcz przekonany, że jest tutaj drugie dno, za
wszelką cenę nie mógł odgadnąć zamiarów Jessici.
- Więc przychodzisz tylko po to
żeby się ze mną spotkać?
- Jesteś sam? – Spytała
ryzykownie.
- Jak na razie tak – Odpowiedział
jej, choć w głębi duszy czuł, że na tym etapie ich rozmowy powinien skłamać.
- Wyciągniesz się na miasto? –
Zaproponowała – No chyba że będziesz sam tu siedział.
Zszokowany mężczyzna zabrał rękę
z drzwi i widząc błagającą minę zziębniętej kobiety poddał się jej argumentom.
Zakomunikował jej że za chwilę wróci, wpuszczając ją tym samym do mieszkania.
Jessica weszła natarczywie w jego progi i widząc, że wszystkie jej rzeczy
zniknęły z domu Shinody, poczuła dziwny impuls. Tak jakby wymazał to wszystko z
pamięci. Ona tez zlikwidowała, to nawet nie nazywało się miłością, lecz w tej
chwili targnęły nią nieopanowane emocje. Wzburzona nienawiść do tego
wszystkiego, czuła w środku niepohamowaną chęć zemsty za to wszystko.
- Pamiętaj, to tylko
niezobowiązujące spotkanie – Powiedział do niej i wyprowadził na zewnątrz.
Oceniając zachowanie kobiety, przepuścił ją w drzwiach i spytał:
- Jak Ci się powodzi?
- Może być – Oznajmiła – Agencja
mnie przyjęła. Za niedługo mam wielki pokaz w Nowym York’u. Powiedzieli, że
potrzebują takich modelek jak ja – Wtedy przerwała – A u Ciebie? U was?
- U mnie nic się nie zmieniło.
Nadal jestem tym Shinodą od brudnej roboty, harującym od dnia do nocy. Za
niedługo mam koncert, więc nic nowego.
- A u Chestera? – Spytała
powściągliwie.
- Nie rozumiem po co pytasz –
Zaskoczony tym pytaniem stanął na chwilę i czuł że słowa podchodzą mu go
gardła.
- Tak pytam. Kiedyś się z nim
przyjaźniłam.
Mężczyzna słysząc te słowa
ciekawości odpowiedział:
- Jeszcze żyje, więc nie przejmuj
się jego życiem.
Kobieta nie pytając nic więcej,
złapała ukradkiem za jego rękę. Nie wiedząc co zrobić, odwzajemnił uścisk,
bowiem wiedział, że to jedno spotkanie nie zmieni nic w jego życiu. To było jak
zapisana kartka papieru, którą potem spalasz po jakimś czasie. Trzymając za jej
dłoń czuł lekką nienawiść, desperacje. Desperacje bliskości z kobietą, pomimo
tego że przed kilkoma miesiącami płakał za jej odejściem. Nie obchodziło go
nic. Teraz był on i jego wyobrażona scena tej sytuacji. Karcił się w myślach,
że mógł nie pozwolić jej uciec, by nie zabrała wielkiej wstęgi jego szczęścia
ze sobą. Złapał mocniej za jej dłoń, wiedząc że nic tym zachowaniem nie
zdziała. Kobieta odwróciła się ku niemu i lekko uśmiechnęła. Tym uśmiechem,
który rozpogadzał pogodę wtedy gdy ona była załamana jak on sam. Nie decydując
się na dalszy krok swoich poczynań, skierował się w stronę wielkiej kafejki,
czyli tam gdzie Mike po raz pierwszy zabrał swoją byłą na kolację.
***
Krople deszczu spływał po szybie
tak jak niewidzialna bezradność po twarzy Emily. Podniosła rękę i złapała za
zieloną bluzkę. Stwierdzając, że nie zmieści się do wielkiego czarnego pudła
wyciągnęła kilka rzeczy by jeszcze raz, na spokojnie powkładać rozrzucone
przedmioty.
- Co ty robisz? – Spytał
zdziwiony mężczyzna.
- Pakuję się – Oznajmiła mu po
czym zaczęła wkładać porozkładane rzeczy. Teraz walczyła z kolejną pokusą, żeby
nie spojrzeć mu w twarz. Nagle coś spadło na jej walizkę. Pęczek kluczy
idealnie ułożył się wzdłuż ubrań, lecz po chwili ich harmonia zniknęła. Kobieta
złapała je i poddała się, spojrzała na niego.
- Zostajesz tutaj – Emily miała
zaprzeczyć lecz nie zdążyła – I nie obchodzi mnie to czy nie chcesz czy nie. Tu
masz klucze, w garażu samochód, a jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń na mój
telefon komórkowy. Więc…
- Doceniam twoją troskę, ale czy
to nie czas poradzić sobie samemu? – Spytała.
- Myślałem że… - Zrezygnowany
popatrzył na jej twarz – Że radzimy sobie od pewnego czasu jakoś razem. Bez
względu na to co się dzieje.
- Już się spakowałam, a za chwilę
wychodzę. Ty też za kilka godzin masz samolot więc w czym problem? – W tej
chwili wstała i złapała w dłonie walizkę – Chester, zawieziesz mnie do mojego
domu?
- Przepraszam, gdzie? – Spytał z
niedowierzaniem.
- Mojego domu. Nie zapominaj, że to miejsce jeszcze istnieje w moim życiu– Powiedziała stanowczo.
- Nie jedziesz tam. Zamknę Cię
tutaj, nie pojedziesz – Oznajmił po czym wyrwał jej walizkę.
- Nie mogę całe życie na tobie
żerować! Mam swój dom więc oddawaj! – Krzyknęła i próbując przezwyciężyć
Benningtona obaliła jego ciało na ziemię, sama przy tym upadając.
- Powiedziałem, że Ciebie tam nie
zawiozę, a ty zostajesz tutaj.
- Nie decyduj za mnie.
- Będę za Ciebie decydował, bo w
tej ruderze nie da się mieszkać!
- Dobrze – W tej chwili wstała z
podłogi i zwróciła się ku niemu – Zawieź mnie do Ian’a. Zamieszkam u niego
jakiś czas, dopóki nie znajdę sobie czegoś lepszego. Co ty na to? – Kobieta w tej
chwili przejęła swoją walizkę z jego rąk i widząc bezradność w jego twarzy
przekroczyła próg drzwi. Szybko zarzuciła na siebie kurtkę i spojrzała na
Chestera.
- Więc? Chyba do Ian’a nic nie
masz więc możesz zaryzykować. To mój brat, a wolę z kimś zamieszkać niż być
sama.
Wiedząc, że tan pomysł będzie
najlepszy wyprowadził ją przez drzwi swojego domu i przejął walizkę, kierując
się ku bramie.
***
- Żegnasz się ze mną jakbyś
wyjeżdżał na kilkanaście tygodni – Zaśmiała się wyciągając walizkę z samochodu.
Mężczyzna nie dając po sobie poznać, że w następnych dniach może się coś stać i
wtedy go nie będzie zachował pokerową twarz. Uśmiechnął się i spojrzał na
kobietę, która w tej chwili stała naprzeciwko wielkiego domu swojego brata i
jego rodziny.
- Zadzwoń jak dojedziesz –
Powiedziała do niego i go objęła.
- Obiecuje – Odpowiedział jej po
czym lekko odsunął. Swoimi brązowymi oczami spojrzał na jej policzki, włosy,
usta… Uśmiechnął się po raz kolejny po czym powiedział:
- Jesteśmy jak dzieci – Wtedy
złapał za jej kosmyk włosów – Niby to tylko kilka dni, ale…
- Poradzę sobie – Uprzedziła jego
wypowiedź – Zresztą, ogarnijmy się już, bo tak naprawdę żadnego dramatu nie ma
– Zaśmiała się wpatrując w jego oczy. Kiwając pozytywnie na jej wypowiedź
przybliżył się do niej i lekko pocałował w czoło. Widząc niezdecydowanie w
czynach Chestera, oznajmiła z lekkim śmiechem:
- No, na co czekasz? – Rozbawiona
popatrzyła na jego twarz, lecz po chwili poczuła jego usta. Przybliżył ją do
siebie, w taki sposób jakby to było ich ostatnie spotkanie. Trzymając w jednej
ręce walizkę, a w drugiej kurtkę mężczyzny oddaliła się lekko i powiedziała:
- No już, bo na Ciebie czekają –
Po tych słowach Chester wsiadł do samochodu bez słowa. Pomachał jej po raz
ostatni i zapaliwszy silnik odjechał z miejsca.
Emily stała tak jeszcze przez
kilka minut. Przed bramą Ian’a spędziła dobre pięć minut, wpatrując się w
spadające krople deszczu. Jedna za drugą goniły się, jakby każda z nich chciała
wygrać te bezpodstawne wyścigi. Jednak po jakimś czasie z tego zrezygnowała.
Zrobiła jeden krok, później następny. Tak znalazła się w następnej uliczce.
Stanęła z walizką i oszacowała, że powrót do domu zajmie jej najwyżej pół
godziny drogi.
***
Nic się nie zmieniło. Uliczki
nadal emanowały szarą i niezrozumiałą energią, a pobliskie drzewa przecinały
swoimi ostrymi gałęziami pozytywne uczucia wszystkich ludzi. A może nie
wszystkich? Może tylko jej się wydawało, że to wszystko obraca się wokół niej?
Tak czy owak przekroczyła furtkę do swojego domu. Wiedząc, że pierwszy raz od
powrotu ze szpitala spędzi tam całą noc przeszły ją dreszcze, ale uświadamiając
sobie to poczuła nawet ulgę. Że pokonała tą wyimaginowaną barierę swoich niezrozumiałych
uczuć i zdecydowała się powrócić na stare śmieci.
Otwarła lekko drzwi do domu i
zrobiła krok. Jednak ku jej oczom ukazała się koperta. Taka sama, którą dostała
pewien czas temu. Zaciekawiona schyliła się po nią i weszła do domu. Ściągnęła
płaszcz i zapaliła światło. Promienie lampy oświetliły całą ruinę jej domu, ale
nie przejmowała się tym. Pomimo tego że zimne ściany nie emanowały jakąś
czułością w jej stronę, ona pierwszy raz się nie poddała. Chciała coś zmienić.
- Czeka mnie cała masa roboty –
Powiedziała w myśli i poszła do kuchni zaparzając sobie ciepłą herbatę.
Czekając na gorącą wodę, zasięgnęła do kieszeni. Wyjęła kartkę papieru, którą
przed chwilą wyjęła z drzwi wyjściowych i zgrabnie ją otworzyła.
Zamarła.
Jakby cios w serce, który
sparaliżował jej wszystkie zakątki ciała.
Ta sama koperta.
Ten sam list.
Ten sam obrazek.
Lecz inne cyfry.
Czytając po raz kolejny
zamieszczone liczby przystanęła na chwilę i schowała twarz w dłoniach. Nie
rozpłacze się. Nie może w tej chwili się poddać.
Nic z tego.
Upadła na stół. Nie wiedząc co
robić, zamknęła kopułę nie dopuszczając do siebie żadnych zewnętrznych
czynników. W głowie było to samo. Tylko ten list. Zmarznięte uczucia
spowodowały potok lodowatych łez.
Zaczęła patrzeć przed siebie.
Przecież nic jej nie grozi. Pocieszała się w duchu jak tylko mogła, lecz
bezskutecznie. Ułożyła w głowie cyfry: 1,3,1,1.
- Co to do cholery znaczy? –
Krzyknęła w myśli. Zdezorientowana spojrzała jeszcze raz w głąb pomieszczenia
lecz po chwili uświadomiła sobie, że teraz każdy jej ruch może być obserwowany
przez Scotta. Przecież to on chce ją nastraszyć, on chce by bała się na każdym
kroku. Pomyślała w duchu, że to za kilka dni się skończy, za około tydzień
będzie rozprawa w sądzie więc wszystko się wyjaśni.
Po chwili wstała. Bezsilność jaka
w tej chwili z niej wydobywała rozprzestrzeniła się na wszystkie strony. Nie
wiedząc co ze sobą zrobić upadła na kanapę i po raz ostatni popatrzyła na
otaczającą ją przestrzeń.
To tak: Dziękuje wszystkim za komentarze i za wytykane błędy. Tak, być może uzależniłam się od pewnych słów, przekonałam się o tym w tym rozdziale, ale chyba to w miarę sprostowałam.
Więc zachęcam was do komentowania i pisania mi co jest źle :)
YAY! Coś nowego! No i błędów nie ma aż tylu! Naprawdę lepiej pod tym względem i wszyscy bohaterowie ŻYJĄ *-*!
OdpowiedzUsuńAkcja pędzi, tak milusio wszystko się toczy (no dobra, te pogróżki od Scotta to może jednak nie), a Linkini są tak rozbrajający, że -uwaga, ulubione słowo mojej przyjaciółki- "Ojacieżpierdolękurwawyjebanawchuj"
A Chaz i te zakłady z Hahnem- BOSKIE.
O i ta akcja ze zwierzającym się Shinodą i Chesterem który jak zawsze musiał sobie zrobić z wszystkiego jaja też świetna! Oby więcej takich!
Hihihi, śmieję się teraz jak głupia ^^
Ale z drugiej strony...NO CO Z TYMI GROŹBAMI??! I CZEMU JESS STARTUJE DO MIKE'A?!
O co tu chodzi!? :o
Zdechnę, umrę, spłonę, utopię się gdy się nie dowiem! Więc szybko pisz, ale to tak naprawdę szybciutko! I weny życzę!
PS- A tak się składa, że prezent dla Ciebie już mam. Napisany, czeka na 15 marca :)
Rozdział miał to coś w sobie, niestety czytałam, przerywałam, czytałam, przerywałam bo jednocześnie robiłam kilka innych rzeczy na raz, wiem to złe, ale no musiałam przeczytać a też musiałam robić te czynności.
OdpowiedzUsuńCo do błędów, widziałam gdzieś literówkę, ale oprócz tego raczej nie ujrzałam niczego innego co by wydrapywało mi oczy.
Biedny Chester 4 dni to kopa czasu jeśli jesteśmy bez osoby którą kochamy. Czemu Emily jest taka uparta, coś pewnie jej się stanie w tym domu, jakoś czuję to. I te cyfry, są intrygujące.. w głowie przebiega mi masa myśli co to może być, data śmierci jej rodziców, czy coś w ten deseń.. nie wiem ;q
A Scott i Jess wciąż knują, skunksy jedne! Coś czuję że wyjdzie tu taka ogromna intryga że pospadamy z krzeseł.
Mike i wytykanie błędów Chesterowi ja na miejscu Chestera po prostu bym wybuchła XD
Pewnie coś pominęłam, ale tak to jest jak czyta się i robi coś jednocześnie. I nie dziękuj tutaj za komentarze tylko pracuj nad następnym rozdziałem! ;D /Kuroichi