- Dziwnie tutaj – Zaczęła
rudowłosa patrząc się w pomieszczenie do którego zaprowadził ją Shinoda.
- Dziwnie, ale przytulnie –
Podsumował jej wypowiedź siadając na drewnianym krześle. Otulone półmrokiem
światła w oddzielonym miejscu od reszty zagraconych stolików, dawało
odbiegający od normy obraz kafejki.
- Nie porwiesz mnie potem prawda?
– Spytała ze śmiechem – Bo wiesz, jak wydam dzisiaj całą kasę na ten posiłek to
będę całkiem spłukana. Na taksówkę mi nie starczy.
- Na razie się tym nie przejmuj –
Oznajmił z lekkim uśmiechem. Patrząc się w jej piwne oczy, które w tej chwili
dawały mroczny charakter złapał delikatnie za kartę dań i wpatrując się w
malutkie literki zadał kolejne pytanie – Coś zamawiasz?
- A coś proponujesz?
- Dają tu świetne hamburgery.
- To chyba nie dla mnie – Odparła
z lekką nieśmiałością – Co powiesz na sałatkę?
- Sałatka? Naprawdę? – Spytał z
niedowierzaniem.
- Coś w tym złego? – Wzburzona
lekko kobieta łapiąc jego twarz swoim wzrokiem i nagle usłyszała odpowiedź:
- Nie żywię się sałatkami.
- My kobiety musimy dbać o linię –
Wyszczerzyła się do niego podnosząc swoje pomalowane na czarno brwi.
- Do końca życia będziesz mi to
wypominać, tak? – Zapytał nadal wpatrując się w kartę.
- Trzeba było mnie tu nie
sprowadzać – Oznajmiła po raz kolejny i ponownie podkreśliła – Biorę sałatkę.
- To ja zostaje przy poprzednim.
- Jak wy możecie jeść jakiekolwiek
mięso? Nie wiesz co się dzieje z takimi zwierzętami? – Spytała podniośle.
- Jak ty możesz jeść rośliny?
Wiesz że moje jedzenie załatwia się na twoim?
- Jesteś niemożliwy! – Krzyknęła
oburzona.
- Kto to mówi, co? – Zaśmiał się
po raz kolejny – Ej, nie no siadaj! – Krzyknął widząc kobietę, która podnosi
się z miejsca. – Gdzie idziesz? – W tej chwili złapał za jej rękę.
- Szalik mi upadł, nigdzie się nie
wybieram. Uwielbiam twoje racje, które w moim mniemaniu brzmią bezsensownie –
Rzekła podnosząc się z podłogi.
Mike popatrzył na nią rozbawiony.
Czerwień pochodząca z jej zmarzniętych policzków idealnie rozprzestrzeniła się
po całym ciele, tak że nawet makijaż nie pozwolił na ich zakrycie. Krwiste
wypełnione usta były tak naprawdę jej atrybutem, zaraz po włosach w podobnym
kolorze. Nie jedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć urody, jednak ona nie
zwracała na nią zbytnio dużej uwagi. Chcąc nie chcąc, sprawiała u mężczyzn
osłupienie gdy przechodziła obok nich. Czujący lekki i delikatny zapach jej
perfum nie mogli odzwyczaić swoich nozdrzy przez kilka dobrych minut.
Zerknął na nią po raz kolejny po
czym wstał z siedzenia.
- Czyli to co mówiłaś tak? – Kobieta
kiwnęła pozytywnie głową i przeprowadziła mężczyznę swoim wzrokiem do lady. Nie
minęła chwila gdy znowu mogła go ujrzeć z bliska z jedzeniem w ręku. Podał jej
delikatnie dietetyczne pudełko i sam wziął się za swoje.
- Smacznego – Odparł do niej
uśmiechając się szczerze.
- Wzajemnie – Zaśmiała się po
cichu i wzięła do swoich ust mały kęs zielonego liścia. Jej oczy nie ruszone
wzrokiem mężczyzny kierowały się w stronę rozłożonego jedzenia.
- Opowiesz mi coś o sobie? –
Spytał po pewnym czasie Shinoda.
- A co chcesz wiedzieć?
- Na przykład – Tutaj zrobił
przerwę by ponownie spojrzeć na jej jedzenie – Dlaczego nie jesz mięsa?
- Nie lubię.
- Ale tak w ogóle?
- Tak. Ani żadnego kęsa –
Uświadomiła mu – Może to jest głupie co powiem, ale nie mogę jeść mięsa ze świadomością
że to kiedyś normalnie funkcjonowało. Takie dziwne, prawda? – Spytała
teoretycznie i znowu wróciła do swojego monologu – Moi rodzice nauczyli mnie
szacunku do zwierząt, miałam w domu kilka świnek morskich, dwa psy, trzy koty i
akwarium z rybkami.
- Dużo tego… - Podsumował.
- Masz rację – Uśmiechnęła się –
Ale nie żałuje. To mnie nauczyło tego że każde zwierze powinno żyć, pomimo tego
jakie ono nie jest. Weźmy na przykład taką świnkę. Urodzi się taka różowiutka,
później dorośnie a jej jedynym celem będzie usmażenie na patelni. Tak czy
inaczej, trafi na stół. Chciałbyś tak żyć ze świadomością że żyjesz po to by
Cię na końcu gdy będziesz w pełni sił.. wykorzystać? – Tu przerwała by spojrzeć
na jego zaciekawioną twarz – Zwierzęta na to nie zasługują. Ludzie są podli,
chyba nie wiesz co oni z nimi robią. Produkują na skale światową by potem zabić
i cieszyć się z zarobków. Fajna mi uciecha, z cudzej śmierci.
- Masz gadane… - Zaśmiał się nadal
jedząc zamówione jedzenie.
- A ty jesteś nieugięty – Podsumowała
– Ja nie zmienię swojego podejścia. Teraz ty – Po chwili zwróciła się do jego
brązowych oczu.
- Co ja?
- Opowiedz coś o sobie.. Jak
głowa? – Zapytała z uśmiechem.
- Ale w sensie?
- W sensie czy nie boli – Zaśmiała
się głośno – To jak?
- Nie odczuwam żadnego bólu, pani
pielęgniarko. Za bardzo się o mnie troszczysz – Dopiero wtedy Lisa zauważyła u
niego słodkie dołeczki spowodowane uśmiechem.
- A mam przestać? – Spytała
zdziwiona.
- Nie, ty możesz troszczyć się o
mnie wiecznie – Po tych słowach wstał i podał rękę kobiecie – Madam Grand, czy
zechcę pani spędzić ze mną wieczór pod osłoną gwiazd, których i tak nie widać?
- Skąd znasz moje nazwisko,
paniczu? – Spytała lekko zdziwiona.
Mike popatrzył na nią i nagle
uświadomił sobie że się lekko wygadał.
- Długa historia… Więc jak?
- Z przyjemnością się z tobą
przejdę – Wysłała mu szczery uśmiech i w tej chwili założyła na siebie płaszcz.
***
Brązowe oczy spojrzały na czarną
kreacje. Brokatowa sukienka do kolan, którą kupiła dopiero niedawno ma okazję
ujrzeć swoje światło dzienne. Rozłożona idealnie na pościelonym łóżku w drugim
pokoju uporczywie spoglądała na jej właścicielkę z nadzieją że za niedługo
znajdzie się na jej ciele. Nie myliła się. Nie mija chwila gdy kobieta zakłada
na siebie ciemny materiał i tym samym przegląda się w lustrze. Z przejęciem
analizuje każdy kawałek swojego zakrytego oraz odkrytego ciała i rozpuszcza
włosy. Upięte w niechlujnego koka mają teraz okazję zabłysnąć całkowicie w
świetle dochodzącego światła z żarówek. Ocenia swoją posturę. Spogląda po raz
kolejny. Po raz kolejny to widzi. Ma to przed oczami.
Podnosi delikatnie sukienkę do
góry by odkryć większy kawałek uda. Upewnia się czy drzwi do pomieszczenia są
szczelnie zamknięte i staje ponownie. Robi to samo tylko że bardziej precyzyjnie.
Tam kiedyś tego nie było. Kiedyś.
Uporczywie przechwytuje obraz
znikłych już kresek i nagle coś słyszy.
- Jesteś tam?
Znajomy głos spowodował drgawki na
jej całym ciele. Przestraszona sytuacją podchodzi lekko do drzwi i przekręca w
prawą stronę. Po jakimś czasie staje przed nią lokator, któremu zawdzięcza to
że codziennie nie budzi się z myślą o swoim byłym.
- Czemu się zamknęłaś? – Spytał
przejęty.
- Po prostu chciałam się przebrać
– Uśmiechnęła się i złapała za jego koszulę. Wprowadziła do pokoju i stanęła
naprzeciwko niego znacząco się w niego wpatrując – I jak?
- Może być – Poważna mina
mężczyzna diametralnie zmieniła się w lekki śmiech – Żartuje. Bardzo ładnie.
Kobieta popatrzyła na niego i
poprawiła szerokie ramiączko od sukienki.
- No wybacz, ale w prawieniu
komplementów mężczyźni nie są mistrzami.
- Tak? A ja słyszałam co innego –
Zaśmiała się i stanęła przed lustrem. Zrobiła przerwę i przechyliła głowę w
kierunku Benningtona – Dziękuje. Tak naprawdę myślałam że Ci się spodoba.
- Cokolwiek byś nie założyła
podobałabyś mi się równie pięknie – Oświadczył stając za nią.
- Tak? I niby mężczyźni są słabymi
komplemenciarzami… - Odwróciła się w stronę Chestera analizując każdy jego
ruch.
- Tak jakoś wyszło – W tej chwili
mężczyzna popatrzył jej w głęboko w oczy. Kobieta wyczuwając co ma w zamiarze
zmieniła szybko temat uśmiechając się od ucha do ucha.
- Więc kiedy wychodzimy?
- Ja jestem gotowy.
- Już? – Zdziwiona oceniła jego
posturę ciała – Szybki jesteś.
- No, w przeciwieństwie do was nie
siedzę kilka godzin w łazience…
- No nie mów że w ogóle w niej
siedziałam.
- Czyli to jeszcze przed tobą? –
Zaśmiał się – No to jak się do północy wyrobimy będzie w miarę dobrze. Dobrze
wiedzieć.
- Tak? – Kokieteryjnie spojrzała w
jego wkurzoną, aczkolwiek śmieszną minę – Chcesz się ze mną o coś założyć?
- W jakim sensie? – Spytał
zdezorientowany.
- Ja spędzę w łazience góra 10
minut. Zobaczysz!
- I mam Ci wierzyć?
- Bynajmniej powinieneś – Zaśmiała
się tak samo jak on i podeszła pod drzwi – Daj. Mi. 10. Minut. – Powiedziała do
niego tak by idealnie zrozumiał przesłanie – Zrozumiałeś?
Nie odpowiadając nic popatrzył na
zdesperowaną kobietę i położył się na łóżku spoglądając w żółtawy sufit.
***
Para wysiadła z samochodu. Zimowe
powietrze nie przeszkadzało im w spędzeniu tego wieczoru razem. Wręcz
przeciwnie. Złapał za jej małą zmarzniętą rękę i popatrzył w niebo. Nie widząc
nic poza szarymi smugami kłębiastych chmur, które były zaścielone mgłą
ciemności, uporczywie szukał jakiejkolwiek gwiazdy. Nadaremnie.
- Impreza pewnie na całego –
Zaśmiała się stojąc obok niego. Tak naprawdę mieli ochotę zadzwonić po resztę
ekipy, lecz po wielokrotnym namyśle postanowili że spędzą ten wieczór tylko we
dwoje.
- Jak nikt mnie nie rozpozna to
będzie świetnie – Rzucił i wszedł do obleganego pomieszczenia. Nie zwracając
już uwagi na jego rozbawioną minę zaciągnęła mężczyznę w głąb pomieszczenia i
razem z nim zostawiła na wieszakach swoją kurtkę. Rozstawiając na uchwytach
kawałek materiału, który tylko częściowo pomagał jej w ociepleniu swojego
ciała, złapała jego dłoń po raz kolejny. Zima pomimo tego że należała do
śnieżnych, zbliżała się ku końcowi. Bynajmniej tak sądzili. Temperatura
zdradzała zamiar klimatu na następne dni więc bardzo prosto było wywnioskować
to że jutro najprawdopodobniej pogoda się poprawi.
Popatrzyła się na twarz mężczyzny,
który mimowolnie uśmiechnął się na widok kobiety. Bennington w tej chwili
przepchał się przez znaczny tłum ludzi w klubie i usiadł na krześle przy barze.
- Dwa drinki! – Krzyknął do
kelnera, który zrozumiał jego słowa.
- Chcesz mnie upić – Powiedziała
zadziornie – Wybacz mi, ale ja tej nocy nie pije zbyt dużo. Zawsze to kończy
się sklerozą.
- Wiesz, ja przeciwnie.
- Chester... – Mężczyzna spojrzał
na Emily i wtedy zrozumiał przesłanie, które chciała mu przekazać kobieta.
- Nie opije się tak, okey? – W
połowie usatysfakcjonowana złapała za dopiero co położony drink i lekko upiła
łyk napoju.
- Sukces. Nikt się nie rzuca –
Zaśmiała się po chwili.
- Wszyscy są zajęci – Odpowiedział
jej tym samym – Nikt już nie pamięta o Chesterze, który swoją sławę wywołał
skandalami z życia wziętymi – Uśmiechnął się – Już się do tego przyzwyczaiłem.
- Zresztą nie powinieneś zwracać
na to uwagi.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
Po jakimś czasie i tak wychodzą jakieś niesprawdzone plotki. No, ale… Takie
życie – Zaśmiał się spoglądając w jej pomalowane oczy – Plotki to plotki.
Ludzie się tym żywią, nie wiedząc że jedzą coś sztucznego. A najlepsze jest to
żeby zjeść prawdziwe jedzenie musisz je dogłębnie poznać. Po tym będziesz
wiedzieć po czym stąpasz – Zastanowił się przez chwilę i upił łyk alkoholu –
Dzisiaj dzwonił Mike – Zmienił diametralnie temat. Zaciekawiona Emily
przysunęła się do niego by dokładniej usłyszeć to co on ma jej do opowiedzenia.
- Odwołał dziejesz spotkanie w
studio. Dlatego jestem tu z tobą...
- Dobrze wiedzieć – Lekko uniosła brwi
do góry – A od rana przekonujesz mnie, że planowałeś to od dawna.
- Planowałem, to ze sobą nie
koliduje – Powiedział – Ale nie o to mi chodzi. Mike nigdy nie przekładał prób.
No chyba że był chory. Ogólnie ma fioła na punkcie punktualności oraz
systematyczności. Choć i tak u niego to często zawodzi. Nasz kochany
wielofunkcyjny robot będzie musiał sporo odrobić.
- Szczerze mówiąc przerwa wam nie
zaszkodzi. Zapracujecie się – Oznajmiła po czym wstała i podała rękę
Benningtonowi – Więc jak już masz tą przerwę to może z niej skorzystasz?
- Z przyjemnością – Ujął jej dłoń
i z lekkością udał się na środek sali. Złapał za jej dłonie i po pewnej chwili
dał się unieść fali dźwięku, które wysyłały wielkie głośniki.
***
Szczupła kobieta przekroczyła próg
wielkiego pomieszczenia. Tak naprawdę nie widząc tego co przegotował dla niej
towarzysz za wszelką cenę próbowała ocenić co to może być.
- Mike, mogę ściągnąć tą opaskę? –
Spytała zrezygnowana – Za cholerę nie mam pojęcia co ci odwaliło.
- Poczekaj jeszcze chwilę –
Powiedział do niej przeprowadzając rudowłosą przez wąskie drzwi.
- Poczekaj? Wywaliłam się na
zaspie, nie trafiłam w drzwi chociaż mam nadzieje ze to były drzwi bo nic przez
to dziadostwo nie widzę, wlazłam w coś lepkiego a ty mi mówisz chwilę? –
Wzburzyła się.
Wtedy Shinoda stanął z tyłu
kobiety i ściągnął z niej czarną narzutę, którą nosi od połowy drogi. Kobieta
otworzyła oczy i widząc przypływający obraz z jej otoczenia zamarła.
- To o tą niespodziankę Ci
chodziło? – Zaśmiała się przejeżdżając delikatnie ręką po zakurzonym blacie. –
To zwykłe pomieszczenie – Uświadomiła mu nie widząc niczego szczególnego.
Ten nie mówiąc jej nic pociągnął
ją do środka i wtedy ujrzała tak naprawdę to co miał na myśli.
- Ile instrumentów… - Rozmarzyła
się. Podbiegła do gitary i chwyciła za koniec lecz po chwili ją odstawiła.
- Podobno grasz – Zaśmiał się.
- Ty! – Krzyknęła – Skąd wiesz?
- Potrafię czytać między wierszami
twoich wypowiedzi – Lisa spojrzała na niego i ponownie klęknęła przed
rozłożonymi przedmiotami. Z uczuciem patrzyła na przypływający impuls w jej
umyśle, który za wszelką cenę kazał jej wziąć za jeden z nich i spowodować ich
harmoniczny ruch.
- To jest niesamowite – Zaśmiała się
i podeszła do Shinody – To tutaj pracujecie?
- Fajne pomieszczenie co nie? –
Spytał się jej poważniej – Tak naprawdę to większość roboty należy do mnie.
- Zauważyłam że lubisz się
przechwalać – Oznajmiła z przekąsem.
- Jestem strasznym chwalipiętą,
fakt – W tej chwili podniósł swoje usta i wypuścił lekki śmiech – Razem z
Bradem i Dave’m malowaliśmy ten pokój. Wiem że ich nie znasz, ale chyba musisz
kojarzyć – Lisa zrobiła minę sygnalizującą że się myli a ten sprostował – Taki
rudy i z szopą na głowie…
- Nadal nie wiem o kogo chodzi,
nie mam daru zapamiętywania twarzy.
- Pomijając to meble są częściowo
nasze. Widzisz? Nawet mamy cudne kwiatuszki – Powiedział z lekką ironią. Nie
była ona spowodowana by wkurzyć kobietę tylko delikatnie wyśmiać się z jej wyczynów.
- Uśmiechnęłabym się, ale wyczuwam
w twojej wypowiedzi sarkazm więc tylko rzucę głupie „Odwal się” i sama się
oddalę – Oznajmiła. Nie zwracając uwagi na śmiejącego się mężczyznę podeszła do
jednego z nich i złapała delikatnie jego listki w dłonie. Przyjrzała się
szczegółowo danej roślinie i uśmiechnęła a duchu.
- Będziesz jeść? – Zaśmiał się
ponownie.
- Nienawidzę Cię ty kretynie! –
Krzyknęła i stanęła naprzeciwko niego. Po chwili wpatrując się w jego
rozbawione oczy nie mogła wytrzymać i zrobiła to samo co on. Pomimo tego że
sytuacja obrażała jej osobę pokładała się ze śmiechu i kierując swoją twarz w
głąb pomieszczenia usłyszała nagle jego słowa.
- Napijesz się czegoś?
- Żebyś znowu nie uważał mnie za
niepoprawnego roślinożercę, odmówię.
- Nie uważam Cię za niepoprawnego
roślinożercę…
- Wcale – Powiedziała zmieniając
swój głos na dziecinny – „ Jak można jeść takie coś, jak można coś takiego
zrobić?” – Z przekąsem recytowała słowa swojego towarzysza – Odsuń się ode mnie
człowieku i daj w skupieniu popatrzyć na te cuda…
Mike wpatrywał się w jej
poczynania przez długą chwilę lecz po chwili pod wpływem impulsu zaproponował:
- Może coś zagrasz?
- A mogłabym? – Odpowiedziała niemal
pewnie.
- Sam chce usłyszeć to na co Cię
stać – Zaśmiał się.
- Pewnie potrafię więcej niż ty,
mięsożerco.
- Nie zapominaj, że nie jesteś
doświadczonym muzykiem! – Zaśmiał się i usiadł obok niej.
- Już? – Spojrzała na niego –
Skończyłeś swoje przechwałki? Bo wiesz, ja może grałam w jakiejś kapeli… -
Oznajmiła z dumą.
- Byłaś w kapeli?
- Nie – Odpowiedziała i oboje wybuchli
gromkim śmiechem – Ale zawszę o tym marzyłam. Stałam zawsze przed lalkami i
udawałam że gram na zabawkowej gitarze a potem kazałam im bić brawo. Widzisz? –
Wtedy zwróciła się do niego – Granie na gitarze mam we krwi! – Po tych słowach
ujęła przedmiot w dłonie i z czułością chwyciła za jego struny. Przycisnęła
pojedyncze nitki i ruchem drugiej ręki po nich przejechała. Dźwięk rozprzestrzenił
się po całym pomieszczeniu obijając się o przedmioty stojące obok. Cienka smuga
hałasu błysnęła w oczach Shinody, który tak naprawdę nie wierzył w umiejętności
nowo poznanej osoby.
- No nieźle, ale do perfekcji ci
brakuje – Podniósł lewą wargę i wziął za przedmiot.
- Tak, będziesz mnie pouczał? –
Zaśmiała się – Nieznaczący nic muzyczku…
- Nieznaczący? Uraziłaś mnie tym.
- Miało boleć, mięsojadzie! –
Powiedziała.
- Nie odzywam się do Ciebie…
- To dobrze, bo teraz ty grasz –
Uśmiechnęła się i podała Mike’owi przedmiot. Spoglądając w jej na czerwono
pomalowane paznokcie już nic nie powiedział tylko ułożył przedmiot wzdłuż
siebie i wpatrując się w niewielkie pudło zaczął grać te utwory, które
najbardziej mu wychodziły.
***
Kobieta pociągnęła za sobą ciało
Benningtona. Usadowiła go pod ścianą i uśmiechając się od ucha do ucha tak samo
jak on ujęła jego dłoń. Ciemność tuliła jej czarną sukienkę, tak samo jak jego
dłonie. Przybliżył bardziej i musnął lekko jej wargi. Zapomniawszy o całym
świecie poddała się lekkiemu pocałunkowi. Szczerze mówiąc, pomimo tego że w jej
krwi przelewał się żwawo wysoko procentowy napój wiedziała co robi. Alkohol nie
otumanił jej umysłu, ale nie była tego samego pewna u swojego towarzysza.
Tkwili w nie obleganym
pomieszczeniu na obrzeżach klubu. Lekkie światło jedynie lekko bujało się w jej
rozpuszczonych włosach i tańczyło z jej słodkimi perfumami od których
Bennington stracił głowę.
- Pójdźmy gdzieś – Zaproponowała
cicho.
- Nie chce Ci się już tańczyć w
towarzystwie tych ludzi? – Zapytał ze śmiechem.
- Wiesz, bardziej ucieszyłabym się
ze spaceru. Więc jak? Zwijamy się?
- Dla mnie to kusząca propozycja –
Odparł Chester i po chwili przystanął słysząc jej słowa.
- Nie mamy kurtek tumanie – W tej
chwili wybuchła śmiechem. On zrobił to samo, lecz po chwili zmienił kierunek
swoich kroków.
- Fakt, Pójdę po nie.
- To ja poczekam.
- Nie idziesz ze mną? – Spytał
zaskoczony.
Ta pokręciła przecząco głową.
Oparła się o ciemną ścianę i wsłuchiwała w dudnienie, które było nade słyszalne
z pomieszczenia obok. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się w duchu. Mężczyzny nie
było, została sama. Nie zastanawiając się zbytnio nad tym czy to dobry pomysł,
z przejęciem wsłuchiwała się w dobiegającą muzykę. Czy to jest początek czegoś
nowego?
- Przepraszam, mogę prosić panią
do tańca? – Z transu wyrwał kobietę tajemniczy nieznajomy. Otworzyła szybko
oczy i w nikłym mroku zauważyła lekko pijanego chłopaka w mniej więcej swoim
wieku. Uśmiechał się serdecznie w jej stronę prosząc o niezwłoczną odpowiedź.
- Tak naprawdę zaraz mnie tu nie
będzie – Odpowiedziała mu równie szybko.
- Szkoda – Powiedział – Co taka
piękna kobieta robi w takim miejscu? Sama – Spytał.
- Nie jestem sama – Zaśmiała się.
- A z kim?
- To chyba nie jest stosowne
pytanie – Stwierdziła.
- Nie, jak najbardziej. Bo jeśli z
koleżanką to chętnie się z tobą przejdę.
- Nie trafił pan – Odpowiedziała.
- Nie jestem dobry w zgadywanki –
Oznajmił i oparł się jedną ręką o ścianę – A może jednak zostawisz tego kolesia
i się gdzieś ze mną przejdziesz…
- Przykro mi ale nie.
- Jesteś nieugięta.
- Nie jesteśmy jeszcze na „Ty” –
Stwierdziła po chwili.
- A może zaczniemy?
- Wolałabym nie – Zakomunikowała i
spojrzała w głąb by wydostać się z jego toku rozmów – I tak to nie będzie panu
do niczego potrzebne.
- Panu? – Zaśmiał się – Jakiemu
panu? George – Wtedy podał jej rękę lecz nie uzyskał odpowiedzi z jej strony.
- Często jesteś panie George taki…
- Lekko się zastanowiła i rzuciła – Uparty?
- Często.. Bardzo często –
Odpowiedział jej – Poznam twoje imię piękna tajemnicza nieznajomo?
- Nie – Zdenerwowana Emily
popatrzyła się w jego twarz i nagle coś poczuła. Dziwny dreszcz przeszedł po
jej ciele. Z osłupieniem spojrzała w jego dziwną uwodzicielką minę i lekko
spojrzała w dół. Przestraszone oczy kobiety ujrzały niespotykaną posturę
chłopaka.
- Niech pan weźmie te dłonie –
ręce mężczyzny delikatnie ujęły jej lewe udo i z uporczywością wolno kierowały
się w górę. Delikatnie ujęły jej czarną sukienkę i z zawziętością skierował pod
nią swoje masywne dłonie. Przebłysk tragicznego obraz przeszył jej umysł.
Zszokowana tym że być może to tylko zwidy zamknęła szybko oczy lecz bez skutku.
- Przejdź się ze mną… - Powiedział
cicho.
- Niech pan mnie zostawi! –
Krzyknęła do pijanego próbując wydostać się z jego objęć. Złapała swoją dłonią
jego i z nieudanym skutkiem podniosła do góry. Nie uwolnione ciało krzyknęło po
raz kolejny lecz bez skutku. Po jakimś czasie przegranej walki z natarczywym
mężczyzną poczuła ulgę. Oderwane ciało powędrowało w zupełnie inną stronę. Nie
wiedząc co zrobić na taki nie inny obraz, odetchnęła z ulgą lecz to nie dało
jej ukojenia.
- Chester! – Krzyknęła w stronę
chłopaka widząc jak ten powala natarczywego oprawce. Zakryła usta swoją dłonią
i nie wzbudzić u siebie płaczu z przerażeniem patrzyła na to jak Chester
postępuje ze sprawcą. Chciała ich odepchnąć, choć tak naprawdę wiedziała że
dostał zasłużenie. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Popatrzyła w lewą stronę
korytarzu i zauważyła nowe osoby, które najwidoczniej zauważyły bójkę dwóch
dorosłych mężczyzn. Bennington nie zważając na przybycie nowych gapiów
przyłożył jego ciało pod ścianą lecz po chwili sam dostał czymś twardym.
Masywna ręka przecięła jego twarz szerokim łukiem sprawiając wielki ból w
okolicy nosa.
- Jeśli macie się policzyć zróbcie
to na zewnątrz!- Krzyknął ochroniarz odganiając zszokowanego Benningtona – Nie
pozwalam sobie na taki obraz w moim klubie, zrozumieliście? – Krzyknął wkurzony
biorąc oprawcę na drugą stronę. – No co? Wypad z klubu! – Wrzasnął rozganiając
mężczyzn – Bo jak nie zadzwonię po policję!
- To cię nauczy sukinsynu! – Rzucił
Bennington do odchodzącego mężczyzny i po chwili wstał, lecz to nie trwało
długo. Położył swoją rękę na twarzy i zobaczył naprzeciwko stojącą Emily.
Zszokowana całym zachowaniem objęła Chestera, lecz po chwili się odsunęła.
- Nic Ci się nie stało? – Spytała
zdenerwowana spoglądając w półmroku na jego wyraz twarzy.
- Nic Ci nie zrobił? – Nie
zważając na jej pytanie przejęty je stanem spróbował spojrzeć na kobietę. Nie
myśląc o sobie w tej chwili złapał jedną dłonią jej policzka i delikatnie po
nim przejechał.
- Nie, ale na razie się tym nie
przejmuj - Uśmiechnęła się choć w głębi duszy myślała co innego. Wszystko się
wymieszało, uczucia które tym razem nie wypłynęły z jej wnętrza tliły się w
niej znacząco. Nie może teraz wybuchnąć płaczem, spanikować, zaszyć się w
kącie. To nie jest czas.
- Macie pięć minut – Oznajmił do
nich właściciel klubu i oddalił się w stronę głównego pomieszczenia.
- Chester, ty krwawisz! –
Krzyknęła obudzona i z przejęciem wzięła jego rękę. Widząc strugi cieknącego
płynu odsunęła się i uporczywie zaczęła szukać jakiegoś materiału, lecz bez
skutku. Żadnej ścierki, papieru by podtrzymać krwotok z nosa.
- Nie potrzebuje…
- Potrzebujesz! – Przejęta zdjęła
swoją ciemną narzutę, która przed chwilą zdobiła jej ramiona i zarzuciła ją
Benningtonowi – Trzymaj.
- Zakrwawię Ci ją – Mężczyzna
klęcząc nadal szukał czegoś innego lecz bezskutecznie. Jedynie widział mrok
który stąpał po zakrwawionej podłodze.
- I co z tego? Wystarczy przez
pewien czas – Wstała i podała mu rękę – Idziemy – Oznajmiła pewna swoich
czynów.
- Gdzie? – Spytał zaskoczony
przytrzymując jej narzutę pod krwawiącym nosem.
- Do szpitala.
- Nie jadę do żadnego szpitala! –
Krzyknął.
- Nie bądź dzieckiem, dobrze? –
Oznajmiła po jakiejś chwili i nadal uparta w swoich przekonaniach ujęła jego
dłoń i przeprowadziła na świeże powietrze. Zimny powiew wiatru utulił ich
zdenerwowane ciała. Spojrzeli na siebie w świetle lamp dochodzących z ulicy i
nagle usłyszała odpowiedź.
- Nie jadę tam.
- Dobrze – Puściła ją nagle i
stanęła naprzeciw niego – To gdzie chcesz jechać?
- Tu obok jest studio, Brad
zawsze jest tym ostrożnym. Mamy jakąś apteczkę.
- Coś Ci się jeszcze stało? –
Spytała po raz kolejny z przejęciem. Trzymając ciemny materiał, który z każdą
sekundą stawał się cięższy i ciemniejszy drugą ręką złapał za jej zmarzniętą
dłoń i powiedział cicho.
- Chyba nic – Powiedział ujmując
jedną rękę jej plecy. Przyciągnął do siebie i powiedział cicho – Mogłem Cię
wtedy ze sobą wziąć. Nic Ci więcej nie zrobił? – Spytał po raz kolejny.
- Nie Chester, nic więcej –
Powiedziała do niego i dodała – Jedźmy do tego studia.
***
Kobieta przeszła przez próg
przemycając przez otwór Benningtona. Mężczyzna z przesiąkającym materiałem
oparł się o ścianę lecz Emily wyprzedziła go i zapaliła światło.
- Gdzie to jest? – Spytała
podniesionym i zdenerwowanym głosem penetrując wszystkie szafki w pobliżu.
- Nie pamiętam. – Oznajmił
przechodząc do tego samego pokoju co ona.
- Siadaj i się nie ruszaj! –
Powiedziała do niego i pchnęła jego ciało w kierunku dużej kanapy. Ciało
Benningtona runęło na miękki materiał i oparło się o jego brzegi.
- Trzymaj, nie wiem co to jest
ale podtrzymaj tym – W tej chwili podała mu kolejny szmatę. Złapał szybko za
nią i podłożył w krwawiące miejsce. Krwotok nie ustawał. Przez całe pięć minut
było to samo, wycieńczony patrzył tylko na kobietę która z przejęciem szukała
czegoś co by mu pomogło.
- To chyba koszula Dave’a.
- Trudno, nie obrazi się –
Oznajmiła i nie odstępując jego o najmniejszy krok podeszła po szafki.
- Co tu się dzieje? – Spytał
zdziwiony mężczyzna. Zaskoczona odskoczyła w bok i spojrzała w jego stronę.
Zdezorientowany spoglądał na nią jakby szukał wyjaśnień jej zdenerwowania.
- Co ty tu robisz? – Spytała
szybko.
- Co wy tutaj robicie, co? –
Zrobił to samo - Gdzie Chester? – W tej chwili wskazała na kanapę. Shinoda
podszedł do niego nawet nie wyjaśniając tego czemu się tu znajduje i z
przejęciem krzyknął:
- Co ty znowu nawyprawiałeś?
- Mike gdzie macie apteczkę? –
Spytała mężczyzny.
- W tej szafce – Krzyknął. W tym
czasie kobieta szybko przedostała się do wskazanego przez przyjaciela mebla i
wyjęła z niej małe pudełko. Ubrana w czarną kreacje na ramiączkach podeszła do
niego i wyciągnęła z niego jakieś bandaże.
- Co on znowu zrobił? – Spytał po
raz kolejny wyczuwając u niego alkohol.
- Mike, błagam potem Ci to
wyjaśnię – Odparła z drżącym głosem – No i co ty mój bohaterze? – Spytała
próbując się uśmiechnąć. Odkryła jego rękę i nagle usłyszała kobiecy głos nad
sobą.
- Poczekaj ja to zrobię – W tej
chwili jej delikatna ręka odsunęła dłoń Emily, a ta z wielkim zaskoczeniem
spojrzała na rudowłosą.
- Przecież ja panią znam! –
Krzyknęła – Albo mi się wydaje…- Tu zrobiła przerwę - Zgłupiałam przez to – Oznajmiła zrezygnowana.
- Nie. Ja też panią znam, pani
Deuce – Uśmiechnęła się lekko i powiedziała do stojącej obok osoby.
- Przynieś jakiś ręcznik
nasiąknięty wodą. Zimną!
- Boli Cię coś jeszcze? – Spytała
się poszkodowanego.
- No chyba nie… - Oznajmił
otumaniony.
- Kontaktujesz? – Potrząsnęła
jego ramieniem.
- Tak, ale weźcie coś zróbcie z
tym nosem – Zrezygnowany popatrzył na Mike’a niosącego jakąś szmatkę.
- Połóż się i trzymaj to w
okolicy nosa, zrozumiałeś? – Spytała kładąc delikatnie jego ciało. Podtrzymała
swoją dłonią jego głowy i idealnie usadowiła na ozdobnej poduszce.
- Co się w ogóle stało? – Spytał
po raz kolejny oczekując tym razem odpowiedzi ze strony Emily.
- Chester się pobił z jednym
gościem w klubie.
- Tak po prostu?
- Mogę o tym nie rozmawiać? –
Spytała z błagającym tonem w głosie. Nie zważając na jego podobny wyraz twarzy
przysunęła się do Benningtona i spojrzała na niego z góry.
- Już lepiej? – Spytała z
przejęciem poprawiając czule ręcznik z jego oczu.
- Mógłbym przyłożyć mu jeszcze
raz – Zaśmiał się mimo tego że nie tego wymagała sytuacja. Spojrzał na jej
brązowe oczy które emanowały czymś w rodzaju zdenerwowania i troski. Nie mógł
sobie wyobrazić że po raz drugi mógł dopuścić do tych koszmarów nocnych, paniki
i wylewu łez z jej strony. Bił się z myślą że pomimo tego że jej pomógł, mógł w
ogóle do tego nie doprowadzić. Wziął do góry dłoń i nie zważając na stojącego
obok Mike’a i jej towarzyszki, odgarnął delikatnie jej kosmyk potarganych przez
wiatr włosów.
- Dziękuje – Z lekkim uśmiechem
popatrzyła na jego wystraszone jeszcze oczy i zapominając o całym tłumie za
sobą czule złożyła pocałunek na jego czole. Lekkie muśnięcie jej ust sprawiło
osłupienie ze strony Mike’a. Odsunął się lekko i zasygnalizował u Lisy
zrobienie tego samego. Wpatrując się w jego zmęczoną aczkolwiek uśmiechniętą
twarz, dziękował sobie w duchu że nie zawalczył o Emily już na samym początku
tylko zostawił to szczęście swojemu przyjacielowi.
Tak, jeszcze żyje.
Długo mnie nie było, fakt opuściłam się w wielu blogach ale postanawiam to nadrobić.
Sami rozumiecie: Sylwestrer, Nowy Rok, potem nauka, głupie poprawianie ocen i tak oto nie miałam czasu na czytanie waszych wpisów.
Więc nie bądźcie na mnie wściekli ( Choć powinniście być... )
Wczoraj postanowiłam napisać następny rozdział, minęło około miesiąca gdy pojawił się poprzedni.
OneShot nie został odebrany przez was tak źle więc dziękuje. Za te wszystkie komentarze, fajnie że ktoś docenił kilka dni mojej pracy :D Dziękuje < 3
Czekalam długo na ten rozdzial i nie rozczarowalas mnie *o* czekam na nastepny <3 weny :)
OdpowiedzUsuńJeju, jak ja się ucieszyłam! Tak dawno nic nie czytałam! Również niestety należę do tych, co nie mają czasu (co widać) na pisanie, ale podobnie jak ty jestem także w grupie "epicko powracających ninja" :D
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo pozytywny...Wesoły, lekki, bez przesady i niczego takiego...no złego. Chociaż błędy były, ale o tym niżej.
BIEDNA LISA. Również znam ten ból, gdy mają cię za -uwaga cytuję- "dziwaczkę co za każdą krową płacze oddzielnie, a świata kapustą i tak nie zbawi"(Ach, babciu! Nie ma to jak komplementy przy wigilijnym sole!)
Chaz na końcu...Nie wiem, rozbroił mnie XD Coś mnie w nim zauroczyło, tyle powiem, bo nie wiem co ze mną. Naprawdę nie wiem za cholerę. Śmieję się, bo mu nos rozkwasili pod klubem?! No serio? -,-
Jezu, ale ze mnie idiotka.
Co do błędów: pamiętaj, że czasowniki w czasie teraźniejszym liczby pojedynczej w pierwszej osobie, piszemy z końcówką Ę.
Tak, biedna literka, o której wiele osób nie pamięta i zastępuje ją E.
Zdarzyło Ci się to parę razy, więc bądź przyjaznym humanistą i nie zaniedbuj Ę. (I tak w Polsce bezrobocie, nie ma pracy dla młodych, to kto Ci tu literkę Ę zatrudni?! A ceny w górę idą!)
No i powtarzam się, ale nadużywasz słowa "ciało". Nie obraź się, ale to brzmi wręcz przerażająco, dla szaleńców któzy niezwykle kreatywnie reagują na to słowo. Dla mnie, "ciało" to po prostu "trup", więc pisząc "ciało Benningtona runęło na miękki materiał", wywołujesz u mnie spazmy i konwulsje. Weź tego Chestera tak nie uśmiercaj :< I innych bohaterów zresztą też. Można byłoby to napisać choćby "Bennington runął na miękki materiał." I już brzmi to lepiej i wszystkie postacie są żywe c:
To tak na marginesie, napisane przez moje polonistyczne alter-ego :P
Czekam na następny niecierpliwie :) Życzę weny, czasu i zdolności. A nie, i tak masz :___;
A więc tak, w końcu ruda spotkała się z Mikiem XD Nie mogłam jak się przedrzeźniali o to że on je mięso a ona jest wegetarianką XD Widać po Lisie, że szybko się denerwuje :D Ciekawa jestem co z tego wyniknie i wciąż ciekawi mnie co wymyśli Scott z Jessica.
OdpowiedzUsuńCo do wypadu Chestera i Emily, w końcu gdzieś wyszli sami :) Miałam taką maleńką nadzieje, że nachleją się i będzie zabawnie, ale nie, w sumie to twoja opcja też przypadła mi do gustu. Zwłaszcza że wymyśliłaś akcję, natrętnego faceta w klubie, i bohatera Chestera. Uwielbiam gdy Chester się z kimś bije a później jest taki zabawny ''Mógłbym przyłożyć mu jeszcze raz'' XD Miłe i zabawne słowa, sama chciałabym usłyszeć takie gdyby mi się coś przytrafiło XD W pewnym momencie gdy Emily pocałowała Chestera w czoło myślałam że pocałuję go w usta i wtedy by się wszystko wydało przed Mikiem :d
Jestem ciekawa co tam wymyślisz w następnym rozdziale :) Jak coś jestem tutaj dosyć nową czytelniczką, chyba zaczęłam czytać Twojego bloga od końca Listopada, gdzieś tam dałam swoją długą wypowiedź, pod którymś z rozdziałów, i od tamtego czasu zaczęłam komentować wszystko.
Co do błędów znalazłam błąd w '''a duchu'' a miałaś chyba na myśli ''w duchu''. Gdzieś też znalazłam dwa błędy, ale nie raziły moich oczu.
Piszaj szybko i weny ! /Kuroichi
Jeju, świetny rozdzial :D czytało się lekko, nie widziałam błędów, trzymałas w napięciu :D
OdpowiedzUsuńHaha, rozwalila mnie rozmowa w tej restauracji o mięsie i roślinkach xDD
No co mogę powiedzieć, piszesz niesamowicie i nie zostało mi nic innego niż czekanie na nowy fragment. <3
dużo weny! i wpadnij do mnie, jeśli masz ochotę :)
Wreszcie dodałam nowy rozdział. Serdecznie zapraszam, jeśli masz czas :)
OdpowiedzUsuń