- Co powiesz na temat mojej nowej
pracy? – Spytała kobieta opierając się o tył kanapy. Siedząc ramię w ramię z
Benningtonem podała mu świstek papieru na którym widniało zdanie „ Czy
odchudzanie jest zawsze drogą do sukcesu?”. Czytając to lekko się zaśmiał i po
chwili oddał kartkę swojej towarzyszce.
- Wiesz, moim zdaniem dobre, ale
co ty tam napiszesz?
Kobieta podniosła się i usiadła
na swoich kolanach.
- No wiesz. Na razie nie mogę Ci
zdradzić, a jeśli to pójdzie do obiegu w mojej redakcji to chętnie przyśle ci
artykuł – zakomunikowała i złapała za leżący obok pilot od telewizora.
Przełączyła kilka kanałów i nagle spotkała się z dziwnym spojrzeniem Chestera.
- Co? – Spytała zdziwiona
odstawiając obok czarny przedmiot z guzikami.
- Nic. Tylko bardzo się zmieniłaś.
- W sensie?
- Wyładniałaś – Powiedział lekko
uśmiechnięty. Kobieta widząc jego minę szybko odparła:
- Tak? – Oburzona zmieniła swoją
pozycję – Czyli nie byłam ładna. Ty kłamco! – Rzuciła w tej chwili w niego
poduszką. Bennington przechwycił przedmiot i lekko walnął kobietę w twarz tak,
że lekko odchyliła się do tyłu. Robiąc unik, zeszła z kanapy, która stała w
kącie pokoju hotelowego i zaczęła po raz kolejny naparzać w mężczyznę
kolorowymi pokrowcami.
- Tej to powiedzieć komplement –
Zaśmiał się i odrzucił poduszkę – Wy kobiety.
- To zabrzmiało jednoznacznie,
nie moja wina – Odgarnęła lekko włosy do tyłu i przysiadła się obok niego.
Zdyszana, lecz uśmiechnięta kobieta popatrzyła na jego ciemne oczy i po chwili
usłyszała śmiech z jego ust. Chester spoglądał na jej każdy kawałek twarzy, ale
prócz bliskiej przyjaźni nie czuł nic innego. Marlene była dla niego tylko
znajomą, nigdy nie wyobrażał sobie by było inaczej. Poznali się tak naprawdę
przez zwykły przypadek. Początkująca reporterka szukająca ciekawego artykułu o
artystach muzycznych. Ekipa cudem zgodziła się udzielić jej kilku
nieskomplikowanych pytań, lecz potem narodziło się coś innego. Po kilku
tygodniach znowu na siebie natrafili. Nikt nie przypuszczał, że po raz kolejny
ich droga może się zetknąć lecz przypadki chodzą po ludziach. Minęło sporo
czasu gdy ich spotkania były coraz częstsze. Pierwsze były w sprawach
zawodowych jednak później przerodziły się one w te prywatne.
Nagle ktoś trzasnął drzwiami. Huk
rozprzestrzenił się po pomieszczeniu w którym tak naprawdę byli tylko oni,
telewizor i bordowa kanapa. W kącie walały się jakieś pojedyncze kwiaty, a po
drugiej stronie można było zobaczyć malutki pusty stoliczek, który
najwidoczniej stał w tym miejscu, bo nikt nie mógł wepchać go do innego pomieszczenia.
- Za kilka godzin koncert,
przypominam tylko – Ostrzegł Shinoda.
- Cholera jasna, człowieku po
pierwsze – puka się, a po drugie nie trzaska drzwiami. Nie nauczę cię deklu –
Zrezygnowany oparł nogi o blat – Już za późno na twoją edukację…
- Nie jęcz tak, nie powiedziałem
tego byś odstawił tę informację na bok tylko coś z nią zrobił. Dwadzieścia
minut i masz być na dole hotelu.
Wtedy do środka weszła reszta
chłopaków. Drzwi trzasnęły ponownie a Marlene omal nie wybuchła ze śmiechu
widząc wkurzoną minę siedzącego obok chłopaka.
- Przeszkadzamy? – Spytał Brad
podnosząc charakterystycznie brwi do góry.
- Oczywiście, że tak – Ironia
wręcz nie wyszła z wkurzonego mężczyzny.
- To jak przeszkadzamy, to ty
masz problem – Usiadł na malutkim stoliku, który pod wpływem ciężkości Delsona
złamał się w pół. Runął jak długi i nawet nie pomogło podtrzymywanie się rękoma
o ścianę. Widząc zwijających się w pół ze śmiechu przyjaciół popatrzył na nich
swoim niewinnym wzrokiem i wstając z podłogi oznajmił:
- Ta noga była już złamana, nie
moja wina – Podniósł kawałek drewna i odłożył na bok retuszując wcześniejsze
zdarzenie.
- Jakby co to nie ja, takie już
było – Powiedział ponownie zdenerwowany, ale tak by każdy zrozumiał.
- Ja wiedziałem, że te włosy to
nie jest najlepszy pomysł – Dogryzł poszkodowanemu Dave.
- A wiesz co? – Zaczął wkurzony –
Weź ty się lepiej zamknij złamasie.
- No, nie powiem kto tu jest
złamasem – powiedział po chwili siadając koło kobiety - Kurczę, muszę się tobą nacieszyć, bo jutro
wyjeżdżamy. Będziesz tęsknić?
- No oczywiście, że tak –
Uśmiechnęła się lekko i oparła o ramię Phoenixa – Nawet nie wiesz jak bardzo mi
was brakowało jak wyjechałam z Los Angeles.
- I pokonałaś wielką barierę
namów Chestera, który nie chciał cię puścić za wszelką cenę – Zauważył Robert –
Czyli naprawdę tego chciałaś.
- Jestem tutaj, dobrze mi się
żyje. Ważne, że robię to co lubię, a to jest niesamowite – W tej chwili wstała
i podała rękę Benningtonowi – No to jak? Uściskacie styraną Marlene przed
koncertem?
Nie mówiąc już nic wszyscy
ponownie rzucili się na roześmianą kobietę. Tkwili w tym uścisku pewien czas,
lecz kobieta po chwili przerwała to odsuwając się lekko od reszty.
- To jak? Jak za dawnych czasów?
– Po tych słowach poprowadziła resztę przez otworzone na oścież drzwi.
***
- Czyli jak? Wymagany język niemiecki? – Spytała zdziwiona
kobieta opierając się o fotel. Popatrzyła na swoje dłonie i słysząc odpowiedź
dodała:
- Sam język ojczysty plus kawałek hiszpańskiego nie może nic
zdziałać? – Spytała zrezygnowana. Słysząc w słuchawce zdecydowane „Nie” oklapła
zdenerwowana i zmęczona i poszukując jakiegokolwiek ratunku przeszukiwała
umysł, by zaproponować coś jeszcze lecz nic z tego. Nadal tkwiła z niczym.
Odłożyła po chwili słuchawkę. Popatrzyła na leżącą obok gazetę
i rzuciła nią w kąt swojego salonu. Włączony telewizor nadawał w tej chwili
argentyński serial, którego szczerze mówiąc nie znosiła. Przełączyła na inny
kanał i twierdząc, że to nie ma sensu nałożyła na siebie poduszkę. Próbując
pokonać swoją złość i bezsilność po chwili wstała i zrobiła sobie herbatę.
- Czego ty się spodziewałaś? Że tak szybko znajdziesz
robotę? – Wykrzyczała w duchu i popatrzyła na gołe okna. Rozebrane drzewa przed
jej domem kołysały się raz w lewo, a raz w prawo wprawiając Emily w osłupienie.
Zauważając, że tkwi w tej pozycji kilka dobrych minut wstała i nie mając co ze
sobą zrobić postanowiła wyjść na dwór.
Pokonując szybko postawione kamienie wokół jej ścieżki do
domu spoglądała co chwilę w górę, by popatrzeć na latające ptaki. Szare
stworzenia tworzyły najrozmaitsze kółka, leciały najpierw ku górze, później
zniżały się na dół. Tak jak ona.
Jak wytłumaczy to, że już nic nigdy nie będzie takie samo.
Nawet jakby chciała wrócić do normalności, nie potrafi, bo wie że tę normalność
odebrał jej ten kto tego zapragnął. Niepohamowane pragnienie zniszczenia komuś
życia, tak prosto zepchnąć cegiełkę na której wszystko się układało, pięło do
góry.
Nie zważając na zimno, które opinało jej palce gnała nadal
przed siebie. Przeklinała siebie w duchu, że zapomniała z domu wziąć
rękawiczek. Tak czy owak teraz tkwiła na środku ulicy na której było widać tłum
przychodzących obok niej ludzi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadła na murku
i popatrzyła na bawiące się obok dzieci. Śmiejąc się co chwilę brały w ręce
bryły lepkiego i mokrego śniegu i rzucały w swoją ofiarę. Wiele trafiało w
drzewa, w leżący stopiony śnieg oraz w odgarniętą pustką drogę. Część jednak
docierała tam gdzie dotrzeć powinna. Dzieci strzepywały ze swoich czapek lód i
znowu wracały do zabawy. Kobieta patrzyła tak przez chwilę i uśmiechając się w
duchu pomyślała nad tym że być może za niedługo i ona będzie patrzeć na swoje
dzieci.
- Z kim ty chcesz mieć dzieci? – Spytała siebie zirytowana.
Przerzuciła tylko oczami i automatycznie przywołała w myślach imię Chestera. Na
początku to było imię, potem jego postura, wspomnienia, dotyk… Wszystko po
chwili składało się w jedną całość, dzięki niej mogła doskonale wyobrazić sobie
jego osobę.
Nie potrafiła idealnie zdefiniować uczuć do mężczyzny. Było
to dosyć dziwne, nadal się lekko blokowała, a z jednej strony pragnęła jego
obecności przy sobie. Nawet bez jakiejkolwiek świadomości wyobrażała sobie
wspólne chwile spędzone z nim, a potem snuła się po pokoju z myślą o kolejnym
spotkaniu.
Za kilka godzin powita go na lotnisku. Z tego co wie koncert
poszedł bardzo dobrze, oprócz poszkodowanego Dave’a który przez przypadek
obdarł sobie lewą część uda o wielkie pudło położone na scenie.
W tej chwili uśmiechnęła się w duchu, bo przypomniała sobie
o tym jak Chester pewnego razu na jakiejś imprezie wszedł w jakiegoś mężczyznę
i przez przypadek wykręcił nogę.
Tak! Znowu te wspomnienia! Głupi mózg.
Czy potrafi myśleć jeszcze o kimś innym?
Wstała i kierując się ku domowi popatrzyła w lewą stronę.
Niby nic nie widziała prócz zaśmieconych uliczek, ale coś było nie tak.
Spojrzała za siebie. Tkwiła w małej kamienicy, tam gdzie ludzie nie przechodzą
tak często. Stanęła.
Kogoś czuje.
Ktoś za nią jest.
Ktoś lekko dotknął niewidzialnym oddechem jej policzka.
Siarczyste powietrze przedarło się przez czerwoną skórę i spiekło ją bardziej.
Zrobiła krok w przód i próbując odciągnąć od siebie te
bezsensowne myśli zaczęła opuszczać wąską uliczkę.
Czy na tyle zwariowała by znowu siebie wyobrażać jako
ofiarę?
***
Założyła szybko czarne obcisłe rurki i stanęła przed
lustrem. Patrząc na swoją figurę uśmiechnęła się mimowolnie, zapominając o tym
co miało tu miejsce kilka miesięcy temu. Odsunęła te myśli choć bolały ją od
środka. Próbowała zawalczyć.
Nie przejmując się niczym zatrzasnęła drzwi, które wstawiła
ponownie dwa dni temu. Na nic nie pomogła próba założenia starych, musiała
zamówić nowe.
Zeszła na dół i mając jeszcze kilkanaście minut do wyjazdu
na lotnisko włączyła na chwilę telewizję. Sama nie wie po co to zrobiła, kwestia
przyzwyczajenia? Wielkie czarne pudło zmieniało szybko kanały pod wpływem
pilota. Przeszła dalej. Jakiś serial, telenowela, wiadomości, telenowela,
samolot, serial, talk-show…
Samolot?
Zaciekawiona tym faktem usiadła na kanapie i cofnęła się
kilka kanałów. Na początku nic nie mogła zrozumieć.
„Złe warunki dla dzisiejszych linii lotniczych – loty mogą
opóźnić się nawet o kilka godzin”
- To sobie poczekam – pomyślała i wzięła do ust leżącą obok
kostkę czekolady, którą kupiła wracając do domu. Wstała z fotelu i wiedząc, że
może spędzić na lotnisku wiele godzin nie zawahała założyć na siebie kurtki.
Być może to nie dotyczy ich samolotu, a ma ochotę zrobić Chesterowi i reszcie
niespodziankę.
Zamknęła drzwi i szybko wsiadła do zamówionej wcześniej
taksówki.
***
W tej chwili stała na wielkiej hali obok nieznanych jej
osób. Plątały się niezauważalnie między wielkimi kolumnami, które znajdowały
się w środku lotniska. Spojrzała w tej chwili na godzinę. Uświadamiając sobie,
że dojazd tutaj zajął jej równe 20 minut usiadła na postawionej obok ławce. Nie
wiedząc co ze sobą zrobić położyła na niej torebkę i wyciągnęła telefon.
Zaczęła się nim bawić. Chodziła po spisie kontaktów, a gdy to się jej znudziło
odłożyła go na miejsce i popatrzyła przed siebie. Nagle usłyszała głos pewnej
kobiety.
- Mogę usiąść? – Emily rozejrzała się po całym pomieszczeniu
i zauważając że jest tutaj wiele wolnych ławek uśmiechnęła się, bowiem
wiedziała, że kobieta nie bez powodu chce się przysiąść.
- Oczywiście – powiedziała szczerze i ustąpiła miejsce
brunetce. Tkwiły przez chwilę w milczeniu. Emily dokładnie oceniła siedzącą
obok osobę. Kobieta była trochę niższa od niej, jej zielone oczy miały barwę
letniego liścia. Świeciły czymś w rodzaju szczęścia, nie mogły się czegoś
doczekać.
- Słyszałam, że loty mogą się dzisiaj opóźnić – Zaczęła bez
skrępowania. Odwróciła się w kierunku twojej towarzyszki i dokończyła – Czekam
już trzy lata na przyjazd mojego męża, a oni jeszcze testują moją zniszczoną
cierpliwość – Zaśmiała się i popatrzyła za okno. Faktycznie. Długie smugi
zimnego deszczu spływały po wielkiej szybie, a na pasie startowym stały dwa
samoloty, które najprawdopodobniej odwołały swój lot z powodu wiejącego wiatru.
– A pani na kogo czeka? – Spytała kierując wzrok ku kobiecie.
Emily lekko zaśmiała się i w tej chwili usłyszała sugestię
ze strony kobiety.
- Ukochany? – W tej chwili charakterystycznie podniosła
brwi.
- Można tak powiedzieć – Uśmiechnęła się i popatrzyła przed
siebie. Nagle poczuła coś na sobie. Jakieś małe rączki przejechały lekko po jej
nodze. Spojrzała szybko w lewą stronę i zobaczyła malutką dziewczynkę, która
trzymała za nogę siedzącej obok kobiety.
- Ile razy mam Ci mówić byś tak nie biegała? – Spytała
zrezygnowana brunetka biorąc dziecko na ręce – Stłuczesz sobie kolano i będzie
płacz.
- Pani? – Spytała zaciekawiona Emily uśmiechając się do
zdyszanej dziewczynki.
- Tak – Uśmiechnęła się i położyła 5-letnie dziecko obok
siebie – Takie niedobre, że kiedyś cię sprzedam hultaju – Zaśmiała się i
pocałowała je w czoło. Było widać że jej ostatnie zdanie nie miało nic
związanego z prawdą.
Nagle nastała cisza. Przeszyła całe pomieszczenie swoją
cienką i mocną strzałą, które może czasem doprowadzić do szaleństwa. Cisza –
tak często jej potrzebujemy, a tak często płaczemy z jej obecności. Podstępna
samotność może sprawić, że zginiesz w tej wojnie. Można wygrywać wszystkie
bitwy stoczone z samym sobą, lecz być może pewnego razu polegniesz w tej
najważniejszej.
Życie na krawędzi. Dnia i nocy. Szarych dni i kolorowych
poranków. Obecność dziwnego uczucia w twoim sercu, które co chwilę podpowiada
co należy zrobić, lecz te wskazówki nie są zawsze wystarczające. One tylko
wyolbrzymiają to co masz uczynić nie dając Ci do zrozumienia jego prawidłowego
przekazu.
Dziwne lecz prawdziwe. Wiesz, że musisz zrobić coś ze swoim
życiem, lecz nie możesz znaleźć tej prawidłowej drogi która wyzwoliła by Cię z
tego wszystkiego. Prosta szosa jest zasypana wieloma kamieniami, które są
twarde i wielkie jak następne problemy. Tylko ciężko je pokonać.
- Chce pani? – Spytała kobieta wyjmując papierosa ze swojej
kieszonki. Emily nie dając po sobie poznać tego zaskoczenia zerknęła na stojące
obok dziecko i oznajmiła:
- Nie dziękuje, nie palę.
- A szkoda – podsumowała i zaciągnęła się dymem
papierosowym. Widząc i czując szarą smugę powietrza odsunęła się lekko, trudno
było jej zrozumieć osoby palące. Kiedyś próbowała zapalić i nawet kilka razy to
zrobiła, lecz po jakimś czasie zrozumiała swój błąd i od tego momentu nie
sięgnęła po żaden taki przedmiot. To budzi w niej obrzydzenie.
- Od czasu do czasu można się rozluźnić – Powiedziała
brunetka i dodała – Jestem tu po raz trzeci. Jared – to znaczy mój mąż pojechał
raz na 2 tygodnie w poszukiwaniu pracy, później wrócił i znowu wyjechał na
kolejne tygodnie, a teraz nie widziałam go od trzech lat. Miałam wyjechać razem
z nim, ale tu mi jest dobrze. Też patrzę na dziecko, nie chciałoby dorastać z
obcymi ludźmi… On został tam dlatego z powodu opłacalności pracy. Szef kuchni
to nie przelewki… - Emily nie mając zbytniej ochoty na dyskusję spojrzała na
nią z uśmiechem. Ukrywając swój brak chęci, miała coś dodać lecz kobieta ją
uprzedziła – A kim jest pani mąż?
- Nie mam męża – Zaczęła powściągliwie, lecz nagle do jej
uszu doszły dźwięki włączonego radia. Zaciekawiona wstała i spojrzała na wielki
głośnik. Nie wiedząc, czy to tylko głupia podświadomość zaczęła bardziej
wsłuchiwać się w nadajnik.
- „ Awaria
lotu Paryż – Los Angeles. Jak podają źródła warunki niesprzyjające
dzisiejszym lotom dały się we znaki. Samolot, który wystartował dzisiaj w
godzinach porannych stracił łączność z wieżą. Nie znamy powodu danej awarii,
nie wiemy także gdzie i na jakiej wysokości znajduje się maszyna. Nie znamy
więcej informacji na ten temat, jeśli jakiekolwiek posiądziemy, na pewno się z
nimi podzielimy”.
Emily zamarła. To ten samolot, którym leci cała ekipa. Z
przejęciem pobiegła pod spis lotów by sprawdzić czy naprawdę się nie myli.
Gubiąc przy tym zwisający z niej szal stanęła przed wielką platformą i
spojrzała do góry.
Nie.
Jest tylko jeden lot z Paryża. I to jest samolot w którym
znajduje się Chester.
***
Wpatrywała się w wielki telebim naprzeciwko siebie. Żadnych
informacji, godziny się dłużą. Nie ma ochoty na zupełnie nic. Najgorszą rzeczą
w tej chwili jest to że nie może do niego zadzwonić. Jeśli nadal lecą tym
pieprzonym samolotem może tylko pomarzyć o jakimkolwiek kontakcie.
Nie wiedząc co zrobić, bezsilnie sięgnęła po torebkę.
Trzęsącymi rękoma złapała za chusteczki i przetarła lekko oczy w których
zgromadziły się malutkie łzy.
Czy traciła nadzieję?
Czeka kolejne cztery godziny, bez żadnych informacji,
nieopodal ludzie stoją szukając jakiejkolwiek pomocy, ona siedzi i wpatruje się
w spadający deszcz.
Zwykła egoistka, znowu się poddała. Pokonała ją bezsilność.
Czasami siedząc tutaj zadawała sobie pytanie czy tak naprawdę ona tu jest czy to tylko jeden z jej koszmarów.
To było zbyt nierealne, zbyt nieprzewidywalne. Płynąc na swoim bezsilnym morzu,
próbuje złapać jakąkolwiek odpowiedź na jej wszystkie pytania. Dlaczego? Jak?
Czekanie zmieniło się w rozpacz. Nie może nic zrobić. Jest skazana na czekanie
w towarzystwie tego drżącego tłumu. Najbardziej człowieka można wykończyć
czasem. Dłużył się niemiłosiernie, ma wrażenie, że spędziła tu co najmniej
kilka dni, a to nie było prawdą.
Po chwili wstała i podeszła do okna. Tylko gruba szyba
oddzielała ją od mroźnego powietrza. Dotknęła je i po jej dłoni nagle przeszedł
przyjemny chłód. Dopiero teraz zauważyła, że czekając tutaj zrobiło jej się
bardzo gorąco. Ściągnęła kurtkę i położyła na obok stojącej ławce. Pot sączył
się z jej czoła, lecz ona się tym nie przejęła.
Popatrzyła w dal.
Drzewa kiwały się na boki tak jak jej rozerwane uczucia.
Snuła po umyśle najgorsze przypuszczenia, ale wstydziła się do nich przyznać.
Gdyby to jednak okazało się prawdą, nie uświadomiłaby sobie tego co tak
naprawdę straciła.
Straciła?
- Co ty do jasnej cholery kobieto sobie wyobrażasz? –
Krzyknęła w myśli i odwróciła się w prawą stronę. Cały tłum ruszył jakoś
dziwnie. Poruszony tym co się stało, rzucał się bez skrupułów na idące
naprzeciw osoby, nie dając po sobie ukryć wielkiego szczęścia. Nie wiedząc co
uczynić podążyła za nim i zdezorientowana ich czynami zaczęła szukać wzrokiem
tego co mogło by ją zaciekawić.
Nagle stanęła jak wryta.
Widząc sylwetkę znanego jej mężczyzny mimowolnie podniosła
kąciki ust i nie tracąc czasu, rzuciła torebkę i pobiegła naprzeciw siebie.
Widząc go coraz bliżej siebie poczuła dziwny impuls. Uczucie szczęścia, które
było przeplatane z obawą, że to jednak wyobraźnia płata jej figle. Nagle
poczuła jego ramiona. Ujęła mocno jego pleców i przybliżyła do siebie.
Uśmiechnięta, po chwili odsunęła się od niego i wiedząc że to nie jego wina
krzyknęła ujmując jego twarz:
- Chester, nie rób mi czegoś takiego nigdy więcej!
Zrozumiałeś?! – Popatrzyła na jego ciemne oczy i usłyszała jego odpowiedź.
- Chyba nie będziesz teraz płakać, kocie – Powiedział widząc
jej zbierające się łzy. Sama nie wiedziała czym są one spowodowane. Czy
strachem, radością czy jeszcze brakiem uświadomienia sobie, że to wszystko
minęło. Te czarne scenariusze odeszły w zapomnienie.
- Oj, przestań – Zaśmiała się lekko i nie przejmując się
wielkim zbiorowiskiem złapała za jego twarz i przybliżyła ją bardziej. Wiedząc
co kobieta ma na myśli pomógł jej w tym i nagle poczuł jej usta. Łapczywie
złapały za jego, które najprawdopodobniej z tęsknoty wpoiły się tak silnie.
Mężczyzna objął swoimi dłońmi jej pleców. Czując jej bliskość dopiero teraz
zrozumiał czego brakowało mu przez te kilka dni. Czuł się niesamowicie. Jak
lecący ptak, który nie zna żadnych przeszkód. Unosi się na wietrze i gna z
wielką lekkością przed siebie.
- Ty, ja nie wiedziałem, że coś między nimi jest… - Zaczął
zszokowany Brad.
- Jakim ty jesteś kretynem. Można się było domyślić –
Zaśmiał się Dave – Nie zauważyłeś jego zachowania od pewnego czasu?
- Nie – odparł krótko.
- To było widoczne na wylot – powiedział do niego – No, ale…
Jak się jest ślepym przez te włosy to nie moja wina – Dociął mu po raz kolejny.
Nagle kobieta się od niego odsunęła. Wiedząc, że w tej
chwili publicznie pocałowała Chestera przy jego kolegach z zespołu ani trochę
się tym nie przejęła. Spojrzała na lewą stronę i widząc stojącą grupkę
mężczyzn, którzy najprawdopodobniej czekali na wyjaśnienia z ich strony
zbliżyła się do każdego z nich. Złapała za czarną kurtkę Mike’a i przybliżyła ją
do siebie.
- Co tam się działo? Nie było z wami żadnego kontaktu! –
Zaczęła po raz kolejny.
- Poturbowało nas trochę. Nic takiego. Wpadliśmy w jakąś
pieprzoną chmurę i potem łączność nam padła – Zaczął Shinoda oddalając się od
Emily, która w tym samym czasie tkwiła w uścisku z Robertem.
- Jakie ja męki znosiłam tutaj czekając kilka godzin.
Żadnych najmniejszych informacji! – Zaczęła i oparła się o kolumnę – Żadnych!
- My myśleliśmy, że to koniec – Zaczął Joe – Tak mnie poprzewracało
w tym samolocie, że przywaliłem ramieniem w kolano Chestera.
- Ale mi nic nie jest – Zaśmiał się i objął kobietę – To
gdzie jedziemy? Bo mam już dosyć dzisiejszego dnia. I tego lotniska. I tego
wszystkiego co kojarzy mi się z samolotami.
Wiedząc że żaden z nich nie chce się spotkać po dzisiejszych
wrażeniach dokończył:
- Odwiozę Emily do domu i idę spać. Od kilku dni tylko o tym
marzę – Po tych słowach wziął swoją walizkę i szybko złapał drugą wolną ręką
rozdygotaną dłoń kobiety.
***
Shinoda wszedł do domu zwiewnym krokiem. Rzucił z wielką
siłą swoją walizkę w kąt i nie myśląc już o niczym innym, tylko o odpoczynku
usiadł na kanapie i zamknął oczy. Złapał za swój telefon i przeszedł po
wszystkich wiadomościach. Nagle coś zawibrowało. Spojrzał na niego po raz
kolejny po czym odczytał wiadomość.
„ Cześć, Mikey! Wiem, że być może nie w porę, ale masz
ochotę się ze mną jutro spotkać? To dla mnie bardzo ważne.
Jess”
Shinoda widząc to opadł po raz kolejny i zrezygnowany
odrzucił telefon. Ciekawy wiadomością swojej byłej dziewczyny zastanawiał się
tak naprawdę co ona ma na myśli. Obiecał sobie, że od rozstania postara się o
niej zapomnieć. Ale nie wszystkie obietnice da się dotrzymać.
***
- Jak ty mi to wytłumaczysz? – Spytał się zszokowany stojąc
w jej korytarzu. Kobieta ściągnęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku. Wzięła
głęboki wdech i wprowadziła Chestera do środka. Ruchem ręki zachęciła go by
usiadł na krześle, lecz on nie myślał teraz o wygodzie.
- Musisz być zły… - Zaczęła niepewnie opierając się o
kremowe ściany swojego salonu.
- Nie, nie jestem zły – Powiedział – Jestem wściekły.
Wściekły na to co widzę – Niemal, że wrzasnął i popatrzył na jej oczy. Widząc
jego wzrok odwróciła swój w zupełnie inną stronę, bała się tego spojrzenia.
- Wiesz, że chcę zacząć nowe życie – Zaczęła – Chcę o tym
zapomnieć. Nie mogę wiecznie z tobą mieszkać, użalać się nad sobą… -
powiedziała lecz Chester ją uprzedził.
- Ja nie jestem zły, że tutaj jesteś – Oznajmił wpatrując
się w jej zdenerwowaną twarz – Zadam Ci pytanie. Ale musisz mi na nie szczerze
odpowiedzieć.
Emily kiwnęła głową nie będąc pewna jego ciekawości.
- Spójrz w moje oczy i odpowiedz szczerze. Czy ty nocowałaś
chociaż raz u Ian’a? Czy wtedy jak rozmawialiśmy, ty siedziałaś u niego czy
tutaj?
Kobieta spojrzała na niego swoimi ciemnymi ślepiami.
Chaotycznie zerkając na jego twarz poczuła dziwne ukłucie. Kłamała. Okłamała
bliską sobie osobę. Ma ochotę krzyczeć. Rozedrzeć to wszystko co ją tutaj
trzyma. Przeklinała swoją głupotę i to jak postąpiła. Marzy o tym by schować
się w cieniu drzewa i spokojnie pod nim usnąć by to wszystko przemyśleć.
- Nie – Zaczęła zachrypniętym i zrezygnowanym głosem.
Spojrzała uschłym wzrokiem w podłogę i dodała – Nie byłam u Ian’a.
Chester spojrzał na nią i zamarł. Nie wytrzymując tego
wszystkiego z krzykiem spytał:
- Dlaczego mnie okłamałaś? Co chciałaś tym uzyskać? Kilka
dni spokoju? – Spytał zdesperowany i oparł się o ścianę. W tej chwili nawet nie
ma siły udawać swojej wściekłości. Jego złość podchodzi do gardła, ale nie
wypuszcza jej. Hamuje to z trudem, bo boi się wyznać tego czego będzie potem
żałował.
- Wiem, że to głupia wymówka… - Zaczęła stojąc przed nim –
Nie mówiłam ci tego bo nie chciałam byś przez całą drogę się martwił. I znowu
by było, że nie dam sobie rady, że…
- A może zadaj sobie zasadnicze pytanie, dlaczego bym się
martwił? – Przerwał jej kolejnym pytaniem. Wtedy spojrzał po raz kolejny w jej
wystraszony wyraz twarzy i dodał – Mogę Ci na nie bardzo szybko odpowiedzieć.
Bo mi na tobie zależy – Wręcz krzyknął – Tak, martwiłbym się, ale nie byłbym do
jasnej cholery taki zły jak teraz!
- Chester… - Zaczęła tak naprawdę nie wiedząc co miała na
myśli tym zwrotem.
- Nie! – Podniósł głos po raz kolejny choć wiedział, że nie
powinien - Cholernie się o Ciebie boje. To jest jakaś paranoja. Myślisz, że
sobie z tym poradzisz sama. Chcesz przede mną udać silną, niezniszczalną. A tak
naprawdę człowieka można zniszczyć. Nawet najmniejszym słowem lub czynem –
Zaczął łagodniej – Ale wiesz co? Mam to wszystko w dupie. Głęboko w dupie co
będziesz o mnie myśleć, że będziesz wyklinać moje imię, będziesz mnie za to
wszystko nienawidzić. Nie odstąpię Cię ani o krok. Będę przy tobie, ciągle! I
tu nie chodzi o prześladowanie. To ma zupełnie głębszy sens.
Emily stanęła jak wryta. Nie wiedząc co powiedzieć zaczęła
zahipnotyzowana wpatrywać się w jak dla niej pustą przestrzeń. Pomimo wielu
ozdób w jej domu wszystko straciło w tej chwili sens. Wszystko się rozmyło. Żal
i ogromny wstyd wdarł się pomiędzy nich nie pozwalając na odejście.
- Myślisz, że to jest takie łatwe? – Zaczął bardziej
opanowany. Popatrzył na jej szklane oczy i dokończył – Myślisz że wszystko
będzie tak kolorowe? Ile ja dałbym by być na twoim miejscu. By ktoś się mną w
pełni zainteresował, zainteresował się moimi pojebanymi problemami. Żeby ktoś
wziął ode mnie te pierdolone wizje mężczyzny, który trzyma mnie za nogi, za
brzuch, za usta... By ktoś bynajmniej próbował odgonić te senne koszmary, ten
dotyk, który wywoływał u mnie płacz i wizje samobójcze. Chciałbym cofnąć czas,
naprawić błędy, uciec stąd jak najdalej. Ale nie mogę odejść od przeszłości,
tak samo jak ty – W tej chwili ledwo opanowując emocje oparł się ponownie o
ścianę i nie zwracając uwagi na szok kobiety - Wiem jak się czujesz. Wiem, że
czujesz obłęd, twój kawałek Ciebie został bezmyślnie odebrany przez tępego
dupka. Prawdopodobniej przez wiele następnych dni, tygodni i miesięcy będziesz
to wszystko wspominać. Tak jak ja – Czuł się źle. Od wielu lat pierwszy raz
słowa o tym zdarzeniu przecisnęły mu się przez gardło. Paliły go, dusiły tak
jak palce swojego oprawcy – Przeżyłem wiele, szedłem wieloma nieprawidłowymi
ścieżkami. Nie chce by to samo działo się z tobą. Chcę cię przed tym uchronić.
Chcę byś patrzyła na następne dni z radością, a nie tak jak ja. Nie pragnę
niczego więcej tylko tego byś była bezpieczna.
Emily podniosła swoje oczy i wygasłymi tęczówkami oceniła
czyny mężczyzny. Nie mogła ich idealnie określić, to było zbyt dziwne i
niespotykane zachowanie. W jej głowie tliło się wiele myśli. Jedną z nich było
to by podejść, przeprosić i podziękować. Ale nie mogła tego zrobić. Sama nie
wie dlaczego, czy to zażenowanie sprowadziło ją na tę ścieżkę? Słysząc te słowa
przez jej zakątki ciała przeszedł ciepły impuls łagodnych słów.
- Ale ty tego nie chcesz. Nie chcesz mojej pomocy – Oznajmił
oschle, nie wiedząc dlaczego taki ton wydobył się z jego ust. Wewnętrznie
pobity, zsiniały od bijatyk własnych myśli złapał rękami za ścianę i po chwili
dodał:
- Łączy nas więcej niż byś przypuszczała. Może mnie w pełni
nie rozumiesz, ale to nic. Ważne, że ja rozumiem twoje uczucia. I nawet
rozumiem to dlaczego chcesz się ode mnie oddalić. Lecz to nie jest najlepsze
rozwiązanie. Może kiedyś pozwolisz mi w pełni uczestniczyć w twoim życiu –
Zrobił lekką przerwę, oddalił się od miejsca swojego pobytu i dodał – Bo ty w moim
jesteś już od bardzo dawna.
Widząc wychodzącego Chestera wzdrygnęła się i nadal z
wijącymi się jak larwy myślami cicho powiedziała:
- Chester, przepraszam… - Łzy podchodziły jej do oczu. Czuła
ból ściskającej ją wody. Podniosła głos i dodała – Wiem, że to nie wystarczy.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… -Zrezygnowana usiadła na krześle. Nie
było go widać. Odszedł. Tak po prostu, nie czuła go w tej chwili przy sobie.
Nie siedział naprzeciw niej, nie mówił nic. Nawet nie patrzył na nią tymi
swoimi złymi oczami.
- Nie zostawiaj mnie! – Krzyknęła po chwili waląc z całej
siły pięścią w stół – Ja nie chce byś mnie zostawił! – Po raz kolejny zalała
się łzami. Spływające krople spadały równo na drewniany blat stołu. Tworzyły
rozmaite kształty, były niezdefiniowane jak jej uczucia. Zasłoniła swoimi
dłońmi twarz, by nie dopuścić do następnego potoku. Nie widząc już żadnego
sensu wyłączyła myśli. Stworzyła niewidzialną barierę pod którą się schowała.
Nie miała ochoty z niej wychodzić. Z kryjówki w której dominował strach,
zażenowanie i wstyd. Zepsuła wszystko. Spaliła do gruntu fundamenty swojego
życia. Budowała je wiele lat, ktoś je poniszczył, a ona to dokończyła.
- Nie odchodź… - Powiedziała cicho, choć wiedziała, że nikt
jej nie słucha. Otaczała ją samotność, a to tej samotności się bała. W tej
chwili znowu walczyła ze swoją słabością – Chester… Kocham cię – Jej zwiewne
słowa popłynęły po całym pomieszczeniu tworząc serpentyny w powietrzu.
Wystartowały bezszelestnie, ale szybko, lecz po chwili zwolniły jak tempo w jej
umyśle. Nawet te słowa zaczęły wywoływać kolejne wizje. Poczuła jego rękę przy
sobie. Dotykał ją lekko, przybliżając do siebie. Przez jej ramię przeszedł jego
oddech. Powietrze z jego ust oplatało jej twarz i nie wierząc już w swoją
normalność odsunęła się by wstać i odciągnąć te nieprawdziwe myśli, lecz
odchylając się zauważyła coś innego.
- Powiedziałem, że zostanę przy tobie – powiedział cicho
ponownie obejmując rozdygotaną kobietę. Przybliżył ją do siebie bardziej i
oparł jej głowę o swoje ramię - Nie rób mi tego więcej – dodał po chwili i
poczuł to jak kobieta kiwnęła pozytywnie głową. Tkwili tak przez pewien czas,
do momentu w którym Emily wzięła głos.
- Jestem zwykłą kretynką. Okłamałam Cię, bo wiedziałam, że
nie będziesz myślał o niczym innym tylko o tym – powiedziała cicho i dodała –
Nie chcę byś mnie zostawił, pewnie to tak wygląda jakbym cię odpychała, ale
jesteś dla mnie zbyt ważny bym cię odsunęła na bok. Tęskniłam za tobą. Zbyt
bardzo – Wtedy zrobiła długą przerwę i nie słysząc żadnych słów z jego ust
odparła:
- Zostań ze mną dzisiaj. Zostań na noc – zachrypnięty głos
dotarł do jego wszystkich zakątków ciała – Proszę.
Słysząc szczere błaganie złapał się za krzesło i podał
kobiecie rękę. Ta nie wiedząc co mężczyzna ma na myśli poddała się jego woli i
zwiewnym krokiem powędrowała za nim. Omijając krzesła i pojedyncze rzeczy,
których zapomniała sprzątnąć stanęła przed kanapą. Widząc siadającego
Benningtona, zdziwiła się lecz zrobiła to samo. Nagle ktoś złapał za jej włosy.
Chester oparł jej głowę o swoją klatkę piersiową i zaczął delikatnie ją pocierać
swoimi dłońmi. Siedzieli tak przez długi
czas i delektowali się ciszą, która w mgnieniu oka opanowała to pomieszczenie.
No i następny rozdział :)
Muszę to ogłosić, chociaż zapewne i tak już o tym wiecie.
Linkin Park w Polsce <3 p="">3>
Kto się wybiera? Tak naprawdę mam około 500 km, ale nie odpuszczę tego roku i postaram się być. A wy? Macie jakieś plany związane z koncertem?
Rozdział jak zawsze świetny!!!!!
OdpowiedzUsuńJezu. To jest tak pięknie napisane, że aż ryczałam. Ryczałam czytając pierwszy raz, a potem drugi i trzeci. I teraz tez ryczę. Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, jak zwykle z resztą, weny życzę :)
OdpowiedzUsuńKoleżanka Chestera, ciekawa z niej postać, reporterka i dziwna znajomość. Tym bardziej, że muzycy unikają reporterów. ;D A początkowo myślałam że to Emily, która znalazla pracę, no ale niestety prace nie jest tak łatwo znaleźć coś czuję że to jej nowy cel, chyba że się załamie i odpuści. Hahaha stolik wygrał! Powalił mnie XD I to wytłumaczenie ''ta noga była już złamana nie moja wina.. '' A co do Marlene, widać że dzieli ją coś wielkiego z zespołem, musiała byc dla nich kimś ważnym.
OdpowiedzUsuńEmily tęskni za Chesterem, jakież to cudowne, podoba mi się pomysł z niespodzianką i takie życiowe opóźnienie lotu, co zdarza się często podczas padającego śniegu. Wielki plus za to! :D
O boże, kobieto pokłony! Serio! Tyle emocji, we mnie wywarłaś, to czekanie, ten opóźniony lot, później strach przed tym ze coś mogło się im stać. Przeżywałam to z Emily, na prawdę. A gdy nagle biegła w jego ramiona, uśmiech sam mi się wymalował, znam to z własnego doświadczenia, to uczucie gdy biegnie się do ukochanej osoby, tyle że ja zawsze jestem takim'Chesterem'' który właśnie z niego wysiada. Idealnie! I pocałowali się przy ekipie! :D Czekałam na to, czuję że w tym rozdziale starałaś się dać dużo wątków o których pisałam :) To miłe, dziękuję.
Najpierw kłótnia, Chester w końcu powiedział, wydarł z wnętrza siebie wszystkie swoje uczucia i emocje co do Emily. Czekałam na to długo i na te dwa słowa od strony Emily do Chestera. Cały rozdział po prostu cudowny! Powracasz i zaskakujesz na pewno nas wszystkich. :) Już jestem ciekawa co będzie działo się w następnym rozdziale :)
Niestety, brak funduszy i w ten czas będę w szkole a do Polski mam niestety daleeeeko :/ Mimo wszystko tym którzy się wybierają na koncert życzę miłej zabawy!! :D A Tobie moja droga, jeśli Ci się uda mam taką malutką prośbę. Zrób nam jakieś ładne zdjęcia na żywo i wstaw na bloga bądź tumblr'a (obserwuje Cię) !! :) /Kuroichi
Ojej, dziękuje za tak miłą opinię :D
UsuńO taak! To chyba twój komentarz zasugerował mi taki przebieg sprawy :)
Co do koncertu: Wszystko się rypie, gorzej z rodzicami, ale nie odpuszczę. Fundusze mam, zbierałam od bardzo dawna bo liczyłam na taką niespodziankę z ich strony, ale dojazd to klapa. Okolice Rzeszowa, 500 km. Dupa po prostu ;_; Jeśli zdołam namówić rodziców to będę mega szczęśliwa ( "Ty wiesz co się na tych koncertach dzieje" etc.. ). Jeśli uda mi się tam dojechać to oczywiście, jeśli mój aparat w telefonie to wytrzyma to czemu nie :)
I dziękuje za obserwowanie :)
Ależ nie ma za co, od tego są czytelnicy, jak i od opieprzania, ale to swoją drogą XD I ciesze się, że mój komentarz spowodował w jakimś procencie że ta oto notka powstała w taki a nie inny sposób :D
UsuńNo to ładnie widzę, byłas przygotowana dosyć na to, że LP przyjedzie do Polski :3 No to ja trzymam kciuki żeby rodzice pozwolili Ci pojechać, to jedyna taka okazja, jedna na milion no i jedna na ileś lat :D
Co do obserwacji, nie ma za co, obserwuję to co lubię, a twój tumblr jest super! :)
Czekam tu niecierpliwie na nowy rozdział :) /Kuroichi
Świetnie *u* Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale przeczytałam wczoraj ten post u dentysty xDDD Miałam takiego banana na ryju, jak zobaczyłam, że dodałaś nowy post.
OdpowiedzUsuńJeju. Piękny rozdział. Jak ty cudownie piszesz. Ta cała sytuacja na lotnisku, Boże, prawie się popłakałam. ;-; Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Weny! <3
OdpowiedzUsuńJestem i ja! Jeju, ale się u mnie sporo wydarzyło...Uhuhu.
OdpowiedzUsuńNo to fajnie! Cały rozdział baaardzo mi się podobał, jak zawsze.
Emily rusza dupę i szuka pracy, przedtem o mało nie dostaje padaczki bo Chester prawie zginął (no kurde, jak mogłaś w ogóle pisać takie rzeczy i mnie przyprawiać o zawał wątroby)
Tak ogólnie to boję się o Marlene. Ona może wrócić i coś namieszać. I o Jessicę też się ciągle boję, nawet bardziej niż o Scotta.
Chazy w tej swojej furii z miłości był przecudowny. No wreszcie się chłopina wkurzył i jej powiedział! GŁUPIA JESTEŚ EMILY! Chester Cię kochał, a ty niemądra nie chciałaś tego przyjąć do wiadomości.
Chyba "tak-trochę-chyba-bardzo" go uwielbiasz,nie? :D
No ale nic, Chaz żyje, Emily żyje, kochają się i blablabla...(tylko niech ich dzieci będą ładne, błagam)
Interesuje jeszcze mnie ta kartka z pogróżkami. Kto to wysyłał? :o
Hmmm...Jest po 12 w nocy, nie umiem zebrać myśli. Jeju. Coś na pewno miałam jeszcze tu napisać, na pewno!
Ugh!!! O, ta akcja ze stolikiem mnie rozwaliła. Pjona Brad, rzeczy które ja psuję też "już takie były" (Przypadek? Nie sądzę.)
Tata każe oddać kompa, jest noc...No tak, normalni ludzie teraz śpią. Jak dobrze, że nie jestem normalna.
Weny! I zapraszam do siebie, bo coś tam ruszyło.
Ja tu codziennie zaglądam tak strasznie chce nowy rozdział XD I jak tylko wchodzę i widzę że wciąż nie ma nowego to się załamuję na sekundę, a potem pocieszam że jutro wejdę i może będzie nowy XD Czekam tu z niecierpliwością na nowy! :) /Kuroichi
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest naprawdę wspaniały. Brakuje mi słów, by opisać, ile skrajnych emocji we mnie wywołał. Wkurzony Chester - nie wiem, dlaczego, ale lubię, jak się denerwuje. A jeszcze bardziej, kiedy robi to z troski, w tym przypadku o Emily! W ogóle cała ich dyskusja była taka prawdziwa, emocjonalna, wreszcie się przed sobą otworzyli. Mam nadzieję tylko, że teraz nie zrobisz tak szybko happy end'u. Musisz jeszcze trochę namieszać, żeby było ciekawiej, hah. No to cóż, weny życzę, i szybko wstawiaj kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń