Nogi kreśliły niewidzialne znaki
na łóżku. Zaspane i zmęczone bólem oczy nie wiedziały co mają uczynić. Tylko
spoglądały w ciemne pomieszczenie, powodując grozę w jej wszystkich zakątkach
potłuczonego umysłu. Przetarła lekko oczy i znowu zaczęła wyobrażać sobie to
jak kilka godzin temu dotykała rąk Chestera, jego ciepłej kurtki i kuszących
ust. Szept jej demonów zmienił się w krzyk. Rozdarły bezdźwięcznie wnętrzności,
które rozproszyły się w promieniu jej złamanego i tęskniącego serca.
Położyła się na lewą stronę.
Znowu na prawą.
I na lewą.
Podniosła się z łóżka.
Z siedzącej pozycji oceniała
pomieszczenie okryte mrokiem. Stare meble patrzyły na nią gniewnie, a więzienie
utworzone z delikatnych prześcieradeł wdzierało się do jej podświadomości.
Rozgrzebywały wszystko o czym teraz myślała.
Złapała za telefon.
- Jesteś głupią kretynką, że to
robisz! – krzyknęła w myśli i chodząc po spisie kontaktów natrafiła na trzecią
literę alfabetu. Po pewnej chwili wpatrywania się w telefon, odłożyła go na
miejsce, a konkretnie schowała pod swoją poduszkę. Nie trwało to zbyt długo. Po
paru minutach znowu trzymała go w rękach, a odblokowując ekran bez namysłu
nacisnęła słuchawkę.
- To co robisz jest szaleństwem,
to co robisz jest nienormalne. On musi odpocząć, ty mu w tym na pewno
przeszkodzisz. To że ty nie śpisz nie oznacza że… - Pomyślała przegryzając
nerwowo górną część wargi. Nagle w słuchawce odezwał się głos.
- Emily? – Spytał zaskoczony
przecierając oczy.
- Chester! – Kobieta przybliżyła
bardziej słuchawkę – Jak miło Cię słyszeć…
- Nie śpisz jeszcze? - Zastanowił
się chwilę i rzucił – U ciebie jest około czwarta w nocy – Zauważył – Miałem do
Ciebie jutro zadzwonić… Coś się stało?
- Po prostu chciałam usłyszeć
twój głos – Podniosła się ze swojego siedzenia i usiadła na brzegu ogrzanego
łóżka – Nie mogę zasnąć… - Zaczęła.
- Czyli mam coś zrobić? – Zaśmiał
się lekko zaspany – Kołysanka?
- Nie – Powiedziała cicho –
Powiedz coś, cokolwiek. Na przykład co Ci się dzisiaj wydarzyło gdy leciałeś
samolotem.
- Chcesz wiedzieć o wszystkim? –
Spytał, bo tak naprawdę nie był przekonany do jej pomysłu. Odczekał chwilę i po
chwili uległ jej prośbie - Dobrze. Brad w połowie drogi przypomniał sobie, że
zostawił odkręcony kran w domu, więc gdy sobie uświadomił ile zabuli za tą
sklerozę to dostał drgawek. Na to Dave zaczął mu docinać tymi swoimi ripostami,
że przez te włosy nic nie widzi i tak naprawdę jest w nich wszystko tylko nie
rozum – To zrobił przerwę by lekko się zaśmiać – Joe taki mądry zrobił sobie
kanapki w trasę, nie uświadamiając sobie że gotowane jajka będą śmierdzieć. Tak
czy owak siedzieliśmy z chustkami w ręku i patrzyliśmy na niego jak wcina tuzin
kanapek. Fajnie, co nie? – Zatrzymał się, w celu usłyszenia reakcji kobiety
lecz się jej nie doczekał – Śmialiśmy się dzisiaj z Mike’a, że pachnie damskimi
perfumami. Zakładaliśmy z góry, że to jakiś żart, ale on naprawdę jechał na
kilometr jakimiś kobiecymi pachnidłami. Więc wysunęliśmy spostrzeżenie – Mike
zmienia płeć. Obrażony był przez całą drogę, a gdy prosiłem go potem o
udostępnienie telefonu, bo mój się rozładował odfuknął coś niezrozumiałego i
strzelił większego focha. Moim zdaniem nasz Mike ma jakąś babkę na boku, albo
na serio zmienia płeć – Zaśmiał się i nie słysząc nic ze strony kobiety
skończył swój monolog – Teraz ty opowiadaj.
- Co mam opowiadać?
- Twój dzień, słońce – podniósł
lekko usta i doczekał się odpowiedzi:
- Nic szczególnego się nie
zdarzyło…
- Podoba Ci się u Ian’a? – Spytał
powściągliwie.
- Jest okey – Czuła, że słowa
zaczęły dławić ją od środka. Wypalały nie sklejone literki zostawiając cząstkę
zniszczonej prawdy – Miło mnie przyjął. I nawet nie gryzę się tak z Annabelle.
Była trochę niezadowolona z tego pomysłu, ale po jakimś czasie zrozumiała, że
jestem w potrzebie. Więc teraz jest wszystko w porządku – Wymusiła uśmiech,
który tak naprawdę zamiast jej pomóc uczynił ją bezsilną. Załamane ręce oparły
się o kant łóżka.
- Żałuje, że Cię tu nie ma –
Zaczął – Wiesz jak jest ślicznie? Byłabyś w niebie pomimo tego że pogoda nie
dopisuje.
- I tak się będziesz dobrze bawił
z chłopakami. Tylko bym wam przeszkadzała – Wtedy przekrzyczała Chestera, który
chciał coś dorzucić – Nie! Teraz ja mówię – Zaśmiała się lekko – Nie zrozum
mnie źle, ale naprawdę nie pasuje do waszej ekipy. Nie lubię dużych imprez,
gal, czerwonego dywanu…
- Tam nie będzie czerwonego
dywanu – Zauważył.
- I co z tego? Zresztą wiesz o co
mi chodzi i tylko byś się przy mnie męczył. Nawet nie zaprzeczaj…
- Też nie przepadam za sławą,
reflektorami i resztą głupot. Więc nie musisz się martwić, że ucieknę i będę
się ślinić do kamery – Zaśmiał się lekko i wstał z łóżka. Podszedł do okna
hotelu, czyli tam gdzie był zarezerwowany ich pobyt i patrzył w nieograniczoną
ciemność. Chmury całkowicie zasłoniły dużą część nieba, a gwiazdy przestraszone
mrozami schowały się za kłębiastymi przyjaciółkami. W dzień rozścielała się
przed nim miła okolica. Ruch uliczny, spieszący ludzie i śnieg – Zabiorę Cię tu
kiedyś.
- Słucham? – Spytała
niedowierzając.
- Spodoba Ci się tu. Nigdy nie
przypuszczałbym, że Europa może być taka kolorowa. Zobaczysz, jeszcze będę tu z
tobą chodził. Po tych uliczkach. Bez nikogo innego. Bez zespołu, bez znajomych,
bez fotoreporterów, bez tych wszystkich zmartwień. Tylko ja i ty…
- Nie rozmarzyłeś się zbytnio? –
Zauważyła i w tej chwili podniosła lekko kołdrę by się całkowicie zasłonić.
- Jeśli człowiek przestaje marzyć
to umiera.
Nastała cisza. W słuchawce
przeleciała mgła mroźnego powietrza, która zagłuszyła chwilowo rozmówców, lecz
po chwili wszystko wróciło do normy.
- Musisz się wyspać – Powiedziała
bardziej przykładając słuchawkę do ucha – Czeka Cię ciężki dzień…
- Nie jestem zmęczony. Nie zasnę
ponownie nawet jakbym chciał – W tej chwili lekko uchylił okno i do pokoju
wleciały smugi zimnego powietrza. Złapały za palce w których trzymał telefon,
lecz Bennington tego zbytnio nie zauważył.
- Zadzwoń potem – Powiedziała –
Wiem, że jestem nienormalna by do Ciebie dzwonić o tej porze, gdy wszyscy śpią,
ale…
- Ale? Nie ma żadnego „ale” – W
tej chwili uśmiechnął się mimowolnie i dodał – Dzwoń o której chcesz. Bez
względu na to co robie, jaka jest godzina, co się dzieje. Zrozumiałaś?
- Mam wyjście?
- Nie – Odparł szybko – Kończymy?
- Tak, musisz być wypoczęty.
- A ty znowu o spaniu. A kto mnie
budzi w środku nocy każąc opowiadać przygody w samolocie? – Zaśmiał się i oparł
o zimny parapet.
- No fakt. Jest taka jedna
kretynka, która nie wie co ze sobą zrobić.
- To niech teraz ta kretynka się
rozłączy, bo idzie spać.
- Nie Chester. Ty się rozłącz –
powiedziała.
- Nie odłożę pierwszy słuchawki –
Zaapelował.
- Jesteś jak dziecko – Zaśmiała
się i wtrąciła – Dobra, ulegam.
- Dobranoc – uśmiechnął się i
położył telefon na stole. Spojrzał na swoje zziębnięte dłonie i nie wiedząc co
zrobić uśmiechnięty złapał za butelkę wody mineralnej upijając kilka łyków.
Podszedł do okna i szczelnie je zamknął, nie wiedząc po jaką cholerę je
otworzył. W pokoju było zimno jak diabli, a on był zdany na swoją własną
głupotę. Jedynym racjonalnym pomysłem jaki teraz mógł zrealizować było
położenie się na łóżku i próba wywołania snu. Jak pomyślał, tak zrobił. Nie
minęła chwila gdy Bennington grzał materac i patrzył w głąb skromnego pokoju.
Po pewnej chwili gdzie jego wyimaginowane pomysły, wspomnienia i myśli o
kobiecie przeleciały bezdźwięcznie w jego głowie, poddał się i wymusił sen.
***
Siedząc na rozgrzanym krześle w
małej kawiarence patrzyła na otaczających ją ludzi. Spieszyli się do pracy,
zdenerwowani, szybko przemijali. Szkoda tylko, że nie zwolnili tak jak jej
dzisiejsza noc. Każde chwile dłużyły się w niewyobrażalny sposób. Chyba po raz
pierwszy poczuła jak bardzo uzależniła się od jego obecności. Nie poradziła
sobie, nie pokonała bezsenności.
Emily przekręciła głowę w prawo i
zobaczyła wysokiego mężczyznę ubranego w kurtkę z wojskowym wzorem. Kierował
się prosto na nią, a w jego rękach tkwiły malutkie dłonie chłopczyka.
- Spóźniłeś się – Zaśmiała się i
przytuliła brata.
- Korki, korki i jeszcze raz
Annabelle. Wymyśliła sobie dzisiaj profesjonalny manicure w salonie, a
oczywiście mąż musiał ją zawieść – W tej chwili odłożył na postawione obok
krzesło małą kurtkę syna i zwrócił się ku niej – Nie jesteś zła, prawda?
- Skądże – Powiedziała szczerze –
Zamawiasz coś?
- Możemy zaszaleć i kupimy duży
obiad. Taki bardzo duży, kaloryczny! Takiego, którego nie zje moja żona!
- Niegrzeczny z ciebie mąż –
Zauważyła i w tej chwili sięgnęła po kartkę dań – Nie jesz niczego tłustego w
domu, prawda?
- W moim domu istnieją pewne
reguły wymyślone przez Annabelle. Jeśli je złamię, to mogę zapomnieć o
odzywaniu się do niej, bo wtedy jestem olbrzymim grubasem. Czasami, a nawet
bardzo często mnie to wkurza, bo jestem facetem, który chce coś zjeść
pożywnego, a nie tylko chudziutkie mięsko przeplatane zielonymi strączkami. Ale
nie zwracam na to uwagi – Powiedział i odłożył kartę.
- Myślałam, że gdzieś wyjeżdżacie
w tych dniach – Po tych słowach sięgnęła do kurtki po telefon, by spojrzeć na
godzinę. Dochodziła 14.00 więc cały dzień przed nią. Tylko co z nim zrobi? Ian
na pewno będzie musiał za chwile wracać do domu, a Tiffany jest czymś zajęta. Czyżby
szykuje się samotny wieczór?
- Wybieraliśmy się, ale praca
mnie udupiła – W tej chwili zmienił temat - Słyszałem, że twój przyjaciel ma
dzisiaj koncert.
- Jutro – Poprawiła go lekko się
uśmiechając – A skąd ty masz takie informacje?
- Czyta się gazety. Już nie rób
ze mnie takiego analfabety – Zaśmiał się – Wszędzie można o tym usłyszeć –
Podniósł Nathana i usadowił go na kolanach. Mały chłopczyk zadowolony z takiej
pozycji wziął do ręki kartkę menu i zaczął obracać ją w rękach. Bawił się tak
przez pewną chwilę, aż Emily zobaczyła, że zaczął ją drzeć.
- Ej, tak nie wolno! – Zganiła go
cichutko i odebrała postrzępiony papier – Masz to, wiercipięto – Wtedy schyliła
się, by wyciągnąć ze swojej torebki malutki breloczek z małym ptaszkiem.
- Emily, mogę się Ciebie o coś
zapytać? – Zaczął mężczyzna.
- Jasne – Uśmiechnęła się i nadal
wpatrując się w niesfornego chłopca usłyszała pytanie, które bardzo ją
zaskoczyło.
- Wiem, że nie powinienem się
wtrącać, ale czasami moja żona kupuje takie szmaciane gazety, które nie są nic
znaczące. Jedna z jej wad to jest to, że uwielbia plotkowanie. Ale jedna mnie
zainteresowała. Chyba ze względu na ciebie i Chestera, którego poznałem
kilkanaście dni temu. Ale to nie jest najważniejsze. Widząc, że jest coś
napisane o jego koncercie, o koncercie jego zespołu przekartkowałem magazyn i
obok była taka notka. Nie wiem czy wiesz, ale on spotyka się z jakąś
dziewczyną. Nie chce Ci nic mówić, ale nie wiąż z nim żadnych nadziei,
odbierzesz mu tą kobietę i naprawdę wasza przyjaźń się rozbije – Powiedział
przejęty – Bardzo wytrącam, ale nie chce byś była strasznie zrozpaczona tym że
zrobisz sobie nadzieję i będzie…
W tej chwili Emily wybuchła śmiechem,
tak że ludzie obok niej popatrzyli się dziwnym i niezrozumiałym wzrokiem. Jedna
z kobiet nawet oparła się o siedzenie i wpatrywała się na nią przez chwilę, lecz
po jakimś czasie zrezygnowała.
- Powiedziałem coś nie tak? –
Spytał zdezorientowany.
- Lubisz Chestera? – W tej chwili
jej mina spoważniała. Ian ocenił jej spojrzenie oraz czyny i nie wiedząc co
kobieta chce tym osiągnąć odpowiedział:
- Nie wydaje się być złym
gościem. A czemu pytasz?
- Bo mój braciszek nie powinien
czytać tych wszystkich szmacianych magazynów. Sam tak o nich powiedziałeś, a ja
nie jestem jego żadną ukochaną – powiedziała nie zdając sobie, że tak naprawdę
przeczy sama sobie.
- Czyli to ty na tym zdjęciu? –
Spytał zaskoczony – Tak naprawdę nie widziałem tej osoby dokładnie. Było gdzieś
w nocy – nagle zmienił temat - Spotykacie się? – Wtedy popatrzył na jej minę,
która graniczyła z zaskoczeniem i bezsilnością – Naprawdę?
- Nie podniecaj się tak – Odparła
szybko, przy czym zamknęła mu na kilka chwil usta – Chester to mój przyjaciel,
nic więcej. Nie mogłabym być jego
dziewczyną, bo pomyślałby, że lecę na jego kasę. A uwierz mi, to by było
wspaniałe wyjście z mojej sytuacji finansowej. Znaleźć sobie bogatego chłopaka,
a twoje wszystkie problemy tak szybko miną. Dlatego, nie wiem czy będzie chciał
ze mną wiązać jakąś tam przyszłość… - Wywróciła oczami. Tak naprawdę teraz uświadomiła
sobie prawdziwość tych słów. Ona może nie będzie miała złych zamiarów, lecz po
jakimś czasie Chester może coś sobie ubzdurać i ją opuści. Tak właśnie kończyły
się jego związki. Laski trzepały z niego kasę na przyjemności, a ona nie robi
inaczej. Mieszkanie u Benningtona jest już wystarczającym wykorzystaniem z jej
strony, dlatego podjęła decyzje o wyprowadzce. W swoim domu może ochłonąć ze
swoich własnych myśli i uświadomić sobie, że życie wcale nie jest takie
kolorowe. Albo jest, a ona jest życiową daltonistką.
- Sami napisali, że zmienia
dziewczyny jak rękawiczki – powiedział przybliżając do siebie Nathana.
- To już nawet nie chodzi o to –
powiedziała bez przekonania i w po chwili dodała – Zmieńmy temat. Wierzę
Chesterowi, ale zostawmy to wszystko na bok. Nie mam w zwyczaju spowiadać się z
relacji między znajomymi. Nie lubię tego.
- Więc… Suzanne wróciła. Może o
tym nie wiesz, ale przyjechała na kilka dni. Chciałabyś się z nią spotkać? –
Spytał.
- Co z mojego zdania czy chcę,
czy nie chcę, jak ona nie ma ochoty mnie widzieć – Odparła bezsilnie.
- A może jednak? Mi się wydaje,
że jeszcze nie skreśliła Cię tak doszczętnie. Jeszcze tam gdzieś jesteś w jej
wspomnieniach...
- W wspomnieniach na pewno –
rzuciła ironią.
- Nie chcę byście były skłócone,
bo tak naprawdę dzięki wam poznałem Annabelle. Zrozum mnie. Spotkacie się –
odrzekł pewnie - Kiedy ci pasuje?
- Nie naciskaj tak na mnie –
powiedziała ze złością zaciskając pięści.
- Chcesz ją zobaczyć? – Spytał po
raz kolejny, myśląc że tym razem otrzyma odpowiedź.
- To nie jest takie proste. Nie
rozmawiałam z nią od bardzo dłuższego czasu, można by powiedzieć, że nawet
kilka lat więc nie sądzę by chciałaby mieć ze mną jeszcze coś wspólnego. Pewnie
ułożyła sobie życie, po tym jak obydwie zrujnowałyśmy swoje…
- Niedawno wzięła rozwód. Jest
załamana – powiedział cicho – Powinniście się spotkać, wszystko wyjaśnić. To
było tak dawno.
- Czasami nawet i te najstarsze
rany nie potrafią się zagoić – odrzekła cicho i upiła łyk herbaty, która przed
chwilą została przyniesiona przez wysoką kelnerkę – Wiem, że to dla ciebie
trudne, ale ja i tak jestem zbytnio zażenowana tym co zrobiłam wiele lat temu.
Nie mam odwagi stanąć przed nią i przeprosić za to wszystko. Choć ja zaczęłam
tą wojnę, ona ją dokończyła, ale przegrałyśmy my same. Nie nikt inny, tylko my.
Poległyśmy na swoich własnych błędach i to nienawiść, która była identyczna
zdecydowała o tym co się stało. Może i mnie nie rozumiesz, ale nie potrafię.
Nie teraz, nie w tej chwili. Przepraszam – Wtedy spojrzała w lewą stronę i
biorąc duży oddech próbowała wypuścić z siebie wszystkie te negatywne emocje,
które w tej chwili na niej ciążyły.
***
- Chester, zobacz! Włożyłem
Bradowi moje pałeczki w jego busz, a on nawet nie wie że wygląda jak koza –
Zaśmiał się Robert.
- Jak się o tym dowie, to nie
żyjesz. Jesteś tego świadomy? – Spytał wypijając łyk piwa. Wygłupiając się
razem z zespołem czuł tą bliskość. W chwilach gdy zawodzili przyjaciele,
rodzina i znajomi na froncie pojawiali się oni. Magiczne słowo w postaci zespół
było częściowym wyzwoleniem jego problemów. Pamięta do dnia dzisiejszego jak
czasami siedział po nocach w studio z nadzieją, że któryś z nich wróci
niespodziewanie pod pretekstem zostawionych kluczy i pobędzie z nim w tą
samotną noc. Bennington mimo tego, że traktował ich wszystkich jak drugą
rodzinę, bardziej czuł ciepło przyjaźni od Mike’a. Wyciągali do siebie ręce jak
dzieci, gdy któremu z nich działa się krzywda. Nie potrafili sobie nie docinać,
ale też nie potrafili sobie nie pomóc. To umocniło mężczyznę. Wiedząc, że masz
przy sobie osobę, która nie ma cię gdzieś daleko w dupie, tylko w sercu
przetrwasz nawet te najgorsze dni. Szare dni twoich problemów. Był jaki był,
nic i nikt tego nie zmieni. Shinoda zaakceptował go takim jakim jest, a to jest
najważniejsze.
-O czym tak myślisz? – Dosiadł
się do niego mężczyzna.
-O wszystkim i o niczym. O życiu
i o śmierci. O problemach i sielance – powiedział beztrosko.
- O tobie i Emily – Dodał
uśmiechnięty – Przyznaj, ciągle o niej myślisz – Wtedy zrobił przerwę i
powiedział cicho – Słyszałem waszą rozmowę w nocy.
- Jak to? – Zaskoczony Bennington
aż podskoczył z wielkiego murku.
- Ściany mają uszy. Tak naprawdę
mam pokój obok ciebie i nie mogłem zasnąć. A jak już zasnąłem to po chwili się
obudziłem i usłyszałem twoją rozmowę z kimś. Na początku nie wiedziałem kto to,
ale po chwili sobie uświadomiłem z kim ty możesz gadać w takich porach. Na mnie
kiedyś nawrzeszczałeś jak dzwoniłem w tych godzinach. Żądam równouprawnienia!
- Nadal nie rozumiem po co
kretynie podsłuchiwałeś naszą rozmowę – Odrzekł i zaczął kreślić swoim wzrokiem
otaczającą ich panoramę miasta.
- Jestem z natury ciekawski. Sam
o tym wiesz! – Powiedział – Ale nie po to przyszedłem. Mam sprawę.
- Słucham – Powiedział
zrezygnowany.
- Wiesz kogo spotkałem? – Spytał
– I wiesz kto chce się z tobą spotkać?
Nie wiedząc do czego zmierza jego
przyjaciel wzruszył ramionami i bez emocji usiadł ponownie na zmarzniętym
murku. Nie minęła chwila gdy na horyzoncie obok Dave’a i Joe’go pojawiła się
wysoka kobieta. Była tylko kilka lat młodsza od Benningtona. Uśmiechała się
szczerze, jej usta robiły charakterystyczne wgniecenia po dwóch stronach
twarzy. Ubrana w przemoknięte kozaki oraz szarą kurtkę popatrzyła na mężczyznę
i w tej chwili poczuła na sobie jego uścisk.
- Jak to? Ty tutaj? – Spytał
podekscytowany – To niemożliwe!
- Wiedziałam, że was dzisiaj
spotkam! – Krzyknęła niebieskooka – Specjalnie przyjechałam, bo
przypuszczałam, że będziecie się tu kręcić – wtedy odsunęła się od Chestera i
dodała - Stęskniłam się za wami.
- My też – odpowiedział jej
Bennington ponownie przytulając kobietę – Jak znalazłaś się w Paryżu?
- Mieszkam tutaj, a dokładniej w
Houilles. Znudziła mi się sława w Los Angeles – Zaśmiała się i odsunęła w obok.
Odgarnęła charakterystycznie brązowe włosy, które sięgały teraz do połowy
ramion. Chester pamięta jak jeszcze kilka lat temu bawił się jej długimi i
lśniącymi włosami, denerwując przy tym kobietę, lecz ona postanowiła z tym
skończyć. Zbyt dużo pracy przy ich pielęgnacji.
- Marlene, przejdziesz się z
nami? – Spytał Robert otulając się bardziej swoją kurtką.
- Nie po to przyjechałam tyle
kilometrów, bym sobie teraz pojechała. Nie spławicie mnie tak łatwo – Zagroziła
i wzięła pod rękę Shinodę – To jak? Kierunek bar, restauracja, pizzeria…? –
Zaproponowała.
- Dostosuje się pod twój wybór –
Powiedział Dave i dołączył do przyjaciół.
- Dobra. Chester, gdzie chcesz
iść? – On już miał coś odpowiedzieć lecz ona go uprzedziła – Tutaj niedaleko
jest taka przyjemna paryska restauracja. Co wy na to?
- Dla mnie bomba – Odezwał się
Koreańczyk po czym żwawym krokiem popędził w prawą stronę ulicy.
***
Podziwiając roztopione fałdy
śniegu pędziła przed siebie. Tak jak przypuszczała, Ian musiał opuścić ją po
dwóch godzinach by dołączyć do swojej żony. Tłumaczył się wspólną kolacją, ale Emily
to zrozumiała. Ma kochającą rodzinę - żonę i dziecko. Czyli to czego ona nie
może osiągnąć.
Szła bardzo wolnym krokiem
omijając opatulonych ludzi. Nie zwracali na nią uwagi, była dla nich
niewidzialnym stworzeniem, które w tej chwili nie miało co ze sobą zrobić.
Każdy by się ucieszył z wolnej chwili, bo może zagospodarować go tylko dla
siebie, ale nie ona. Zbyt wiele czasu tkwiła w samotności, by znowu do niej
wracać. Teraz nawet w jej głowie pojawił się pomysł zadzwonienia do Tiffany,
ale co by to zmieniło? Znowu by słyszała tylko o randkach, miłościach oraz o plotkach, nic nowego. I jak
wytłumaczyłaby, że tak naprawdę nie potrzebuje jej języka tylko obecności.
Nagle coś przemknęło obok jej
ramienia. Czarny cień znanej jej postaci. Spojrzała w bok i zamarła.
- Cześć. Co tam u Ciebie? –
Spytał nie przejmując się wielkim tłumem.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać
– powiedziała przestraszona zatrzymując się na środku kamiennej ścieżki –
Odejdź ode mnie!
- Chce wiedzieć, co się dzieje u
mojej byłej dziewczyny… - Zaczął opierając się o śliskie drzewo.
- Wiesz, jakoś mnie nie
przekonały twoje argumenty – Zaczęła przerażona. Znowu widzi tą twarz. Gdy
patrzyła w oczy Scotta nie mogła sobie wyobrazić, że przez wiele tygodni,
miesięcy oddała siebie samą dla tego dupka. Znosiła wiele rzeczy z jego strony.
Teraz dopiero zobaczyła jak była pomiatana, że robiła wszystko na jego
zawołanie. Jego wyraz twarzy emanował czymś w rodzaju zemsty i chciwości
wykorzystania. Nie wystarczyło mu to, że już raz zrujnował jej życie swoim występkiem.
- Wyładniałaś – Zauważył. Zrobił
uśmiechniętą minę i dodał – Przy tym, jak mu tam… – Przez chwilę się zastanowił
– …Benningtonie promieniejesz! I co, pociesza cię dzień w dzień?
- Możesz się ode mnie odsunąć? –
Spytała z jadem w oczach – Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć.
- Nie bądź dla mnie taka oschła –
Powiedział po czym dodał cicho – Ale przyznaj, seks był nieziemski – Po tych
słowach oddalił się od jej ucha. Zastygnięta twarz kobiety wołała o pomoc, lecz
nie odezwała się żadnym krzykiem. Spojrzała tylko w jego oczy. To ten wzrok
jeszcze kilka miesięcy temu podtrzymywał ją w przekonaniu, że ma dla kogo żyć,
lecz teraz jest zupełnie odwrotnie. Przy nim przypomina sobie całą tą sytuację.
Gdzie on ją trzymał w swoich ramionach, bił, kopał i krzyczał w jej stronę wiele
sprośnych epitetów by tylko zaspokoić swoje wyuzdane pragnienia.
- Powiedziałam – Masz odejść! –
Powiedziała po raz kolejny nie dając po sobie poznać, że to spotkanie będzie ją
kosztowało wiele cierpienia. Ma ochotę zniknąć. Czuje zażenowanie, włoski na
jej ciele stanęły dęba i gdyby mogła cofnęła by czas. Chce odejść jak najdalej,
rzucić się w otchłań niezrozumiałych uczuć, wylać strumienie słonej wody i po
prostu oddalić się od tego miejsca. Nic więcej.
- Nie możesz doczekać się już
rozprawy? – Spytał przejęty.
- Nie mogę się doczekać, jak
ciebie będą stamtąd wynosić! – Krzyknęła, lecz nie na darmo. Mężczyzna złapał
za jej roztrzęsione ręce i przybliżył do siebie – Puść mnie! Bo będę krzyczeć –
Zagroziła mu i resztkami sił powstrzymała płacz.
- Jeszcze się zdziwisz, koteczku
– Powiedział i puścił kobietę. Ta zszokowana z nadzieją, że za chwilę to się
skończy odsunęła się w bok i powiedziała:
- Myślisz, że jak mnie
nastraszysz to stchórzę? – Spytała ze wściekłością.
- Gdzie ja cię teraz straszę? –
Spytał zdziwiony.
- A te listy? Myślisz, że ja nie
wiem kto je wysyła? – Krzyknęła – Myślisz, że ja jestem taką idiotką by się nie
domyślić?
Chłopak podszedł do niej bliżej i łapczywie złapał za jej płaszcz.
Trzymając w ręce czerwony materiał, przysunął go bardziej do siebie, tak że
zbliżali się omal głowami. Kobieta widząc to spanikowała i zaczęła się wyrywać.
- Odejdź! Puszczaj! – Krzyknęła, lecz nadaremno.
- Słuchaj, nie wiem o czym ty mówisz. Uroiłaś coś sobie
kobieto! – Krzyknął mściwie do jej ucha. Emily spojrzała jeszcze raz na wściekłą twarz Scotta. Nie zwracając uwagi na okoliczności i miejsce w którym się
teraz znajduje krzyknęła po raz ostatni i podniosła swoją dłoń, kierując ją ku
oprawcy. Ręka wielkim łukiem przejechała po jego prawym policzku, a kobieta
widząc to odsunęła się od niego i niepewnym krokiem oddalała od miejsca
zdarzenia.
- Słuchaj, nie będziesz mnie biła! – Krzyknął po raz kolejny
i przybliżając się do niej popchnął ją na leżącą obok zaspę. Zaskoczona kobieta
na początku nie wiedziała co zrobić. Wzięła głęboki oddech i swoimi oczami
kreśliła posturę i zamiary mężczyzny. Pochylał się do niej tym swoim zadziornym
uśmieszkiem. Nie wiedząc co zrobić, przeczołgała się do tyłu i zasłoniła część
twarzy. Tkwiła w tej pozycji pewien czas, do momentu w którym jakiś mężczyzna
podszedł do jej oprawcy i odsunął od go kobiety.
- Puszczaj mnie człowieku! – Krzyknął do bruneta i podszedł
kolejny raz do roztrzęsionej kobiety. Emily ponownie zasłoniła swoimi drżącymi dłońmi
przerażonej twarzy i popatrzyła znad swoich ciemnych oczu, które w tej chwili
domagały się wielkiego płaczu. Nie kontaktując zupełnie nic wstała i słysząc
jego ostatnie słowa powędrowała prosto przed siebie.
- Ja się tak łatwo nie poddam! – Wrzasnął oddalając się od kobiety
– Nie dam się kolejny raz włożyć do pudła!
Kobieta lekko odgarnęła śnieg ze swoich ubrań i spojrzała na
mężczyznę, który odgonił od niej Scotta.
- Wszystko w porządku? – Spytał Emily gdy ta stała już na
nogach. Rzucił na nią okiem i szczegółowo przyjrzał się jej zachowaniu.
- Nie, wszystko okey – powiedziała zahipnotyzowana. Jej
oddech nie był stabilny. Serce wyrywało się poza obszar jej narządów, krzyczało
tak samo wściekle jak głodne lwy. Rozerwało się na kawałki, powodując zanik
jakichkolwiek racjonalnych myśli. Tempo zwolniło. Czas płynął dwa razy wolniej.
- Naprawdę? – Spytał potrząsając nią – Mogę w czymś pomóc… -
Zaproponował i szybko otrzymał odpowiedź.
- Nie, dziękuje – odpowiedziała – Poradzę sobie. Naprawdę
dziękuje za pomoc.
Wtedy oddaliła się od mężczyzny, który jeszcze przez pewną
chwilę stał i patrzył na jej zachowanie.
W tej chwili nie czuła już nic. Zimna, przemoczonych ubrać
czy utłuczonego kolana., które z wielką siłą uderzyło o wystający korzeń. Wszystko
było niczym. Jej ból fizyczny zniknął w mgnieniu oka, ona sama skupiła się na
tym co się przed chwilą stało.
On jej nie da życia. Zniszczy ją. Wypali jej ostatnie chęci
do życia.
Tak jak teraz.
Nie wytrzymała.
Wywróciła się na zaspie i leżąc w niej głową w dół
rozpłakała się. Słona woda zaczęła spływać po jej policzkach, zmieniając
diametralnie przy tym swoją temperaturę. Zimne strugi łez zaczęły piec ją w
twarz, ale odrzuciła to.
Teraz liczyło się to że została sama.
Popatrzyła na telefon choć zamglone oczy nie pozwoliły
dokończyć jej wyczynów. Spojrzała na zachmurzone niebo i uświadamiając sobie,
że leży jak kretynka w śniegu podniosła się i zupełnie przemoczona popatrzyła w
dal. Jej dom był niedaleko, a ona jest skazana na to by sobie poradzić.
Tak, nie postanawia się tak łatwo poddać.
Nie na tym etapie sprawy.
Podniosła się i szybkim ruchem omijała kamienie, grudki
śniegu i dziwnie patrzących na nią przechodniów. Jej oczy miały przybliżony odcień
do skruszonych zimnych policzków. Chyba pierwszy raz ma ochotę zostać sama. Nie
spowiadać się z tego co tu się stało.
Stuknęła mi trzydziestka szóstka, a ja nadal nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Mówiąc życie mam na myśli cząstkę życia, która obejmuje mój blog.
Straciłam na zainteresowaniu. Nie wiem czy to jest spowodowane. Znaczy wiem. Brakiem zainteresowania nowymi rozdziałami.
Usiadłam ostatnio na łóżku i patrząc w sufit zadałam sobie pytanie "Czy wam się nie chce pisać komentarzy, zapomnieliście o mnie czy pogorszyłam się w tworzeniu bloga". Nie wymyśliłam nic, bo tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia o co tu chodzi.
Ten rozdział chyba, albo być może zdecyduje o tym wszystkim. Tak naprawdę nie chcę tego kończyć, on stał się częścią mojego życia, tak jak już wspomniałam na początku i będzie mi trudno.
Nie biorę nikogo na szantaż. Podkreślam :)
Tylko albo złapałam jakąś depresję, albo straciłam wiarę w siebie i jakiekolwiek chęci.
Brak weny w tym rozdziale się ukazał, już chyba nie wiem co mam wymyślić. Szczerze mówiąc mam na kartce rozpisane zdarzenia, ale to się tak zmienia, że sama nie wiem czy je jeszcze wykorzystam.
Chcę się dowiedzieć czy to ma sens. Czy piszę źle, historia zbacza z rzeczywistości ( no logiczne że zbacza... ), czy nieprzyjemnie się czyta i czy robię dużo błędów ( A robię! ).
Więc pozdrawiam was ja. Ja czyli osoba, która nie wie co ze sobą zrobić.