niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział XXXVI



Nogi kreśliły niewidzialne znaki na łóżku. Zaspane i zmęczone bólem oczy nie wiedziały co mają uczynić. Tylko spoglądały w ciemne pomieszczenie, powodując grozę w jej wszystkich zakątkach potłuczonego umysłu. Przetarła lekko oczy i znowu zaczęła wyobrażać sobie to jak kilka godzin temu dotykała rąk Chestera, jego ciepłej kurtki i kuszących ust. Szept jej demonów zmienił się w krzyk. Rozdarły bezdźwięcznie wnętrzności, które rozproszyły się w promieniu jej złamanego i tęskniącego serca.
Położyła się na lewą stronę.
Znowu na prawą.
I na lewą.
Podniosła się z łóżka.
Z siedzącej pozycji oceniała pomieszczenie okryte mrokiem. Stare meble patrzyły na nią gniewnie, a więzienie utworzone z delikatnych prześcieradeł wdzierało się do jej podświadomości. Rozgrzebywały wszystko o czym teraz myślała.
Złapała za telefon.
- Jesteś głupią kretynką, że to robisz! – krzyknęła w myśli i chodząc po spisie kontaktów natrafiła na trzecią literę alfabetu. Po pewnej chwili wpatrywania się w telefon, odłożyła go na miejsce, a konkretnie schowała pod swoją poduszkę. Nie trwało to zbyt długo. Po paru minutach znowu trzymała go w rękach, a odblokowując ekran bez namysłu nacisnęła słuchawkę.
- To co robisz jest szaleństwem, to co robisz jest nienormalne. On musi odpocząć, ty mu w tym na pewno przeszkodzisz. To że ty nie śpisz nie oznacza że… - Pomyślała przegryzając nerwowo górną część wargi. Nagle w słuchawce odezwał się głos.
- Emily? – Spytał zaskoczony przecierając oczy.
- Chester! – Kobieta przybliżyła bardziej słuchawkę – Jak miło Cię słyszeć…
- Nie śpisz jeszcze? - Zastanowił się chwilę i rzucił – U ciebie jest około czwarta w nocy – Zauważył – Miałem do Ciebie jutro zadzwonić… Coś się stało?
- Po prostu chciałam usłyszeć twój głos – Podniosła się ze swojego siedzenia i usiadła na brzegu ogrzanego łóżka – Nie mogę zasnąć… - Zaczęła.
- Czyli mam coś zrobić? – Zaśmiał się lekko zaspany – Kołysanka?
- Nie – Powiedziała cicho – Powiedz coś, cokolwiek. Na przykład co Ci się dzisiaj wydarzyło gdy leciałeś samolotem.
- Chcesz wiedzieć o wszystkim? – Spytał, bo tak naprawdę nie był przekonany do jej pomysłu. Odczekał chwilę i po chwili uległ jej prośbie - Dobrze. Brad w połowie drogi przypomniał sobie, że zostawił odkręcony kran w domu, więc gdy sobie uświadomił ile zabuli za tą sklerozę to dostał drgawek. Na to Dave zaczął mu docinać tymi swoimi ripostami, że przez te włosy nic nie widzi i tak naprawdę jest w nich wszystko tylko nie rozum – To zrobił przerwę by lekko się zaśmiać – Joe taki mądry zrobił sobie kanapki w trasę, nie uświadamiając sobie że gotowane jajka będą śmierdzieć. Tak czy owak siedzieliśmy z chustkami w ręku i patrzyliśmy na niego jak wcina tuzin kanapek. Fajnie, co nie? – Zatrzymał się, w celu usłyszenia reakcji kobiety lecz się jej nie doczekał – Śmialiśmy się dzisiaj z Mike’a, że pachnie damskimi perfumami. Zakładaliśmy z góry, że to jakiś żart, ale on naprawdę jechał na kilometr jakimiś kobiecymi pachnidłami. Więc wysunęliśmy spostrzeżenie – Mike zmienia płeć. Obrażony był przez całą drogę, a gdy prosiłem go potem o udostępnienie telefonu, bo mój się rozładował odfuknął coś niezrozumiałego i strzelił większego focha. Moim zdaniem nasz Mike ma jakąś babkę na boku, albo na serio zmienia płeć – Zaśmiał się i nie słysząc nic ze strony kobiety skończył swój monolog – Teraz ty opowiadaj.
- Co mam opowiadać?
- Twój dzień, słońce – podniósł lekko usta i doczekał się odpowiedzi:
- Nic szczególnego się nie zdarzyło…
- Podoba Ci się u Ian’a? – Spytał powściągliwie.
- Jest okey – Czuła, że słowa zaczęły dławić ją od środka. Wypalały nie sklejone literki zostawiając cząstkę zniszczonej prawdy – Miło mnie przyjął. I nawet nie gryzę się tak z Annabelle. Była trochę niezadowolona z tego pomysłu, ale po jakimś czasie zrozumiała, że jestem w potrzebie. Więc teraz jest wszystko w porządku – Wymusiła uśmiech, który tak naprawdę zamiast jej pomóc uczynił ją bezsilną. Załamane ręce oparły się o kant łóżka.
- Żałuje, że Cię tu nie ma – Zaczął – Wiesz jak jest ślicznie? Byłabyś w niebie pomimo tego że pogoda nie dopisuje.
- I tak się będziesz dobrze bawił z chłopakami. Tylko bym wam przeszkadzała – Wtedy przekrzyczała Chestera, który chciał coś dorzucić – Nie! Teraz ja mówię – Zaśmiała się lekko – Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę nie pasuje do waszej ekipy. Nie lubię dużych imprez, gal, czerwonego dywanu…
- Tam nie będzie czerwonego dywanu – Zauważył.
- I co z tego? Zresztą wiesz o co mi chodzi i tylko byś się przy mnie męczył. Nawet nie zaprzeczaj…
- Też nie przepadam za sławą, reflektorami i resztą głupot. Więc nie musisz się martwić, że ucieknę i będę się ślinić do kamery – Zaśmiał się lekko i wstał z łóżka. Podszedł do okna hotelu, czyli tam gdzie był zarezerwowany ich pobyt i patrzył w nieograniczoną ciemność. Chmury całkowicie zasłoniły dużą część nieba, a gwiazdy przestraszone mrozami schowały się za kłębiastymi przyjaciółkami. W dzień rozścielała się przed nim miła okolica. Ruch uliczny, spieszący ludzie i śnieg – Zabiorę Cię tu kiedyś.
- Słucham? – Spytała niedowierzając.
- Spodoba Ci się tu. Nigdy nie przypuszczałbym, że Europa może być taka kolorowa. Zobaczysz, jeszcze będę tu z tobą chodził. Po tych uliczkach. Bez nikogo innego. Bez zespołu, bez znajomych, bez fotoreporterów, bez tych wszystkich zmartwień. Tylko ja i ty…
- Nie rozmarzyłeś się zbytnio? – Zauważyła i w tej chwili podniosła lekko kołdrę by się całkowicie zasłonić.
- Jeśli człowiek przestaje marzyć to umiera.
Nastała cisza. W słuchawce przeleciała mgła mroźnego powietrza, która zagłuszyła chwilowo rozmówców, lecz po chwili wszystko wróciło do normy.
- Musisz się wyspać – Powiedziała bardziej przykładając słuchawkę do ucha – Czeka Cię ciężki dzień…
- Nie jestem zmęczony. Nie zasnę ponownie nawet jakbym chciał – W tej chwili lekko uchylił okno i do pokoju wleciały smugi zimnego powietrza. Złapały za palce w których trzymał telefon, lecz Bennington tego zbytnio nie zauważył.
- Zadzwoń potem – Powiedziała – Wiem, że jestem nienormalna by do Ciebie dzwonić o tej porze, gdy wszyscy śpią, ale…
- Ale? Nie ma żadnego „ale” – W tej chwili uśmiechnął się mimowolnie i dodał – Dzwoń o której chcesz. Bez względu na to co robie, jaka jest godzina, co się dzieje. Zrozumiałaś?
- Mam wyjście?
- Nie – Odparł szybko – Kończymy?
- Tak, musisz być wypoczęty.
- A ty znowu o spaniu. A kto mnie budzi w środku nocy każąc opowiadać przygody w samolocie? – Zaśmiał się i oparł o zimny parapet.
- No fakt. Jest taka jedna kretynka, która nie wie co ze sobą zrobić.
- To niech teraz ta kretynka się rozłączy, bo idzie spać.
- Nie Chester. Ty się rozłącz – powiedziała.
- Nie odłożę pierwszy słuchawki – Zaapelował.
- Jesteś jak dziecko – Zaśmiała się i wtrąciła – Dobra, ulegam.
- Dobranoc – uśmiechnął się i położył telefon na stole. Spojrzał na swoje zziębnięte dłonie i nie wiedząc co zrobić uśmiechnięty złapał za butelkę wody mineralnej upijając kilka łyków. Podszedł do okna i szczelnie je zamknął, nie wiedząc po jaką cholerę je otworzył. W pokoju było zimno jak diabli, a on był zdany na swoją własną głupotę. Jedynym racjonalnym pomysłem jaki teraz mógł zrealizować było położenie się na łóżku i próba wywołania snu. Jak pomyślał, tak zrobił. Nie minęła chwila gdy Bennington grzał materac i patrzył w głąb skromnego pokoju. Po pewnej chwili gdzie jego wyimaginowane pomysły, wspomnienia i myśli o kobiecie przeleciały bezdźwięcznie w jego głowie, poddał się i wymusił sen.

***

Siedząc na rozgrzanym krześle w małej kawiarence patrzyła na otaczających ją ludzi. Spieszyli się do pracy, zdenerwowani, szybko przemijali. Szkoda tylko, że nie zwolnili tak jak jej dzisiejsza noc. Każde chwile dłużyły się w niewyobrażalny sposób. Chyba po raz pierwszy poczuła jak bardzo uzależniła się od jego obecności. Nie poradziła sobie, nie pokonała bezsenności.
Emily przekręciła głowę w prawo i zobaczyła wysokiego mężczyznę ubranego w kurtkę z wojskowym wzorem. Kierował się prosto na nią, a w jego rękach tkwiły malutkie dłonie chłopczyka.
- Spóźniłeś się – Zaśmiała się i przytuliła brata.
- Korki, korki i jeszcze raz Annabelle. Wymyśliła sobie dzisiaj profesjonalny manicure w salonie, a oczywiście mąż musiał ją zawieść – W tej chwili odłożył na postawione obok krzesło małą kurtkę syna i zwrócił się ku niej – Nie jesteś zła, prawda?
- Skądże – Powiedziała szczerze – Zamawiasz coś?
- Możemy zaszaleć i kupimy duży obiad. Taki bardzo duży, kaloryczny! Takiego, którego nie zje moja żona!
- Niegrzeczny z ciebie mąż – Zauważyła i w tej chwili sięgnęła po kartkę dań – Nie jesz niczego tłustego w domu, prawda?
- W moim domu istnieją pewne reguły wymyślone przez Annabelle. Jeśli je złamię, to mogę zapomnieć o odzywaniu się do niej, bo wtedy jestem olbrzymim grubasem. Czasami, a nawet bardzo często mnie to wkurza, bo jestem facetem, który chce coś zjeść pożywnego, a nie tylko chudziutkie mięsko przeplatane zielonymi strączkami. Ale nie zwracam na to uwagi – Powiedział i odłożył kartę.
- Myślałam, że gdzieś wyjeżdżacie w tych dniach – Po tych słowach sięgnęła do kurtki po telefon, by spojrzeć na godzinę. Dochodziła 14.00 więc cały dzień przed nią. Tylko co z nim zrobi? Ian na pewno będzie musiał za chwile wracać do domu, a Tiffany jest czymś zajęta. Czyżby szykuje się samotny wieczór?
- Wybieraliśmy się, ale praca mnie udupiła – W tej chwili zmienił temat - Słyszałem, że twój przyjaciel ma dzisiaj koncert.
- Jutro – Poprawiła go lekko się uśmiechając – A skąd ty masz takie informacje?
- Czyta się gazety. Już nie rób ze mnie takiego analfabety – Zaśmiał się – Wszędzie można o tym usłyszeć – Podniósł Nathana i usadowił go na kolanach. Mały chłopczyk zadowolony z takiej pozycji wziął do ręki kartkę menu i zaczął obracać ją w rękach. Bawił się tak przez pewną chwilę, aż Emily zobaczyła, że zaczął ją drzeć.
- Ej, tak nie wolno! – Zganiła go cichutko i odebrała postrzępiony papier – Masz to, wiercipięto – Wtedy schyliła się, by wyciągnąć ze swojej torebki malutki breloczek z małym ptaszkiem.
- Emily, mogę się Ciebie o coś zapytać? – Zaczął mężczyzna.
- Jasne – Uśmiechnęła się i nadal wpatrując się w niesfornego chłopca usłyszała pytanie, które bardzo ją zaskoczyło.
- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale czasami moja żona kupuje takie szmaciane gazety, które nie są nic znaczące. Jedna z jej wad to jest to, że uwielbia plotkowanie. Ale jedna mnie zainteresowała. Chyba ze względu na ciebie i Chestera, którego poznałem kilkanaście dni temu. Ale to nie jest najważniejsze. Widząc, że jest coś napisane o jego koncercie, o koncercie jego zespołu przekartkowałem magazyn i obok była taka notka. Nie wiem czy wiesz, ale on spotyka się z jakąś dziewczyną. Nie chce Ci nic mówić, ale nie wiąż z nim żadnych nadziei, odbierzesz mu tą kobietę i naprawdę wasza przyjaźń się rozbije – Powiedział przejęty – Bardzo wytrącam, ale nie chce byś była strasznie zrozpaczona tym że zrobisz sobie nadzieję i będzie…
W tej chwili Emily wybuchła śmiechem, tak że ludzie obok niej popatrzyli się dziwnym i niezrozumiałym wzrokiem. Jedna z kobiet nawet oparła się o siedzenie i wpatrywała się na nią przez chwilę, lecz po jakimś czasie zrezygnowała.
- Powiedziałem coś nie tak? – Spytał zdezorientowany.
- Lubisz Chestera? – W tej chwili jej mina spoważniała. Ian ocenił jej spojrzenie oraz czyny i nie wiedząc co kobieta chce tym osiągnąć odpowiedział:
- Nie wydaje się być złym gościem. A czemu pytasz?
- Bo mój braciszek nie powinien czytać tych wszystkich szmacianych magazynów. Sam tak o nich powiedziałeś, a ja nie jestem jego żadną ukochaną – powiedziała nie zdając sobie, że tak naprawdę przeczy sama sobie.
- Czyli to ty na tym zdjęciu? – Spytał zaskoczony – Tak naprawdę nie widziałem tej osoby dokładnie. Było gdzieś w nocy – nagle zmienił temat - Spotykacie się? – Wtedy popatrzył na jej minę, która graniczyła z zaskoczeniem i bezsilnością – Naprawdę?
- Nie podniecaj się tak – Odparła szybko, przy czym zamknęła mu na kilka chwil usta – Chester to mój przyjaciel, nic więcej. Nie mogłabym  być jego dziewczyną, bo pomyślałby, że lecę na jego kasę. A uwierz mi, to by było wspaniałe wyjście z mojej sytuacji finansowej. Znaleźć sobie bogatego chłopaka, a twoje wszystkie problemy tak szybko miną. Dlatego, nie wiem czy będzie chciał ze mną wiązać jakąś tam przyszłość… - Wywróciła oczami. Tak naprawdę teraz uświadomiła sobie prawdziwość tych słów. Ona może nie będzie miała złych zamiarów, lecz po jakimś czasie Chester może coś sobie ubzdurać i ją opuści. Tak właśnie kończyły się jego związki. Laski trzepały z niego kasę na przyjemności, a ona nie robi inaczej. Mieszkanie u Benningtona jest już wystarczającym wykorzystaniem z jej strony, dlatego podjęła decyzje o wyprowadzce. W swoim domu może ochłonąć ze swoich własnych myśli i uświadomić sobie, że życie wcale nie jest takie kolorowe. Albo jest, a ona jest życiową daltonistką.
- Sami napisali, że zmienia dziewczyny jak rękawiczki – powiedział przybliżając do siebie Nathana.
- To już nawet nie chodzi o to – powiedziała bez przekonania i w po chwili dodała – Zmieńmy temat. Wierzę Chesterowi, ale zostawmy to wszystko na bok. Nie mam w zwyczaju spowiadać się z relacji między znajomymi. Nie lubię tego.
- Więc… Suzanne wróciła. Może o tym nie wiesz, ale przyjechała na kilka dni. Chciałabyś się z nią spotkać? – Spytał.
- Co z mojego zdania czy chcę, czy nie chcę, jak ona nie ma ochoty mnie widzieć – Odparła bezsilnie.
- A może jednak? Mi się wydaje, że jeszcze nie skreśliła Cię tak doszczętnie. Jeszcze tam gdzieś jesteś w jej wspomnieniach...
- W wspomnieniach na pewno – rzuciła ironią.
- Nie chcę byście były skłócone, bo tak naprawdę dzięki wam poznałem Annabelle. Zrozum mnie. Spotkacie się – odrzekł pewnie - Kiedy ci pasuje?
- Nie naciskaj tak na mnie – powiedziała ze złością zaciskając pięści.
- Chcesz ją zobaczyć? – Spytał po raz kolejny, myśląc że tym razem otrzyma odpowiedź.
- To nie jest takie proste. Nie rozmawiałam z nią od bardzo dłuższego czasu, można by powiedzieć, że nawet kilka lat więc nie sądzę by chciałaby mieć ze mną jeszcze coś wspólnego. Pewnie ułożyła sobie życie, po tym jak obydwie zrujnowałyśmy swoje…
- Niedawno wzięła rozwód. Jest załamana – powiedział cicho – Powinniście się spotkać, wszystko wyjaśnić. To było tak dawno.
- Czasami nawet i te najstarsze rany nie potrafią się zagoić – odrzekła cicho i upiła łyk herbaty, która przed chwilą została przyniesiona przez wysoką kelnerkę – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale ja i tak jestem zbytnio zażenowana tym co zrobiłam wiele lat temu. Nie mam odwagi stanąć przed nią i przeprosić za to wszystko. Choć ja zaczęłam tą wojnę, ona ją dokończyła, ale przegrałyśmy my same. Nie nikt inny, tylko my. Poległyśmy na swoich własnych błędach i to nienawiść, która była identyczna zdecydowała o tym co się stało. Może i mnie nie rozumiesz, ale nie potrafię. Nie teraz, nie w tej chwili. Przepraszam – Wtedy spojrzała w lewą stronę i biorąc duży oddech próbowała wypuścić z siebie wszystkie te negatywne emocje, które w tej chwili na niej ciążyły.

***
                       
- Chester, zobacz! Włożyłem Bradowi moje pałeczki w jego busz, a on nawet nie wie że wygląda jak koza – Zaśmiał się Robert.
- Jak się o tym dowie, to nie żyjesz. Jesteś tego świadomy? – Spytał wypijając łyk piwa. Wygłupiając się razem z zespołem czuł tą bliskość. W chwilach gdy zawodzili przyjaciele, rodzina i znajomi na froncie pojawiali się oni. Magiczne słowo w postaci zespół było częściowym wyzwoleniem jego problemów. Pamięta do dnia dzisiejszego jak czasami siedział po nocach w studio z nadzieją, że któryś z nich wróci niespodziewanie pod pretekstem zostawionych kluczy i pobędzie z nim w tą samotną noc. Bennington mimo tego, że traktował ich wszystkich jak drugą rodzinę, bardziej czuł ciepło przyjaźni od Mike’a. Wyciągali do siebie ręce jak dzieci, gdy któremu z nich działa się krzywda. Nie potrafili sobie nie docinać, ale też nie potrafili sobie nie pomóc. To umocniło mężczyznę. Wiedząc, że masz przy sobie osobę, która nie ma cię gdzieś daleko w dupie, tylko w sercu przetrwasz nawet te najgorsze dni. Szare dni twoich problemów. Był jaki był, nic i nikt tego nie zmieni. Shinoda zaakceptował go takim jakim jest, a to jest najważniejsze.
-O czym tak myślisz? – Dosiadł się do niego mężczyzna.
-O wszystkim i o niczym. O życiu i o śmierci. O problemach i sielance – powiedział beztrosko.
- O tobie i Emily – Dodał uśmiechnięty – Przyznaj, ciągle o niej myślisz – Wtedy zrobił przerwę i powiedział cicho – Słyszałem waszą rozmowę w nocy.
- Jak to? – Zaskoczony Bennington aż podskoczył z wielkiego murku.
- Ściany mają uszy. Tak naprawdę mam pokój obok ciebie i nie mogłem zasnąć. A jak już zasnąłem to po chwili się obudziłem i usłyszałem twoją rozmowę z kimś. Na początku nie wiedziałem kto to, ale po chwili sobie uświadomiłem z kim ty możesz gadać w takich porach. Na mnie kiedyś nawrzeszczałeś jak dzwoniłem w tych godzinach. Żądam równouprawnienia!
- Nadal nie rozumiem po co kretynie podsłuchiwałeś naszą rozmowę – Odrzekł i zaczął kreślić swoim wzrokiem otaczającą ich panoramę miasta.
- Jestem z natury ciekawski. Sam o tym wiesz! – Powiedział – Ale nie po to przyszedłem. Mam sprawę.
- Słucham – Powiedział zrezygnowany.
- Wiesz kogo spotkałem? – Spytał – I wiesz kto chce się z tobą spotkać?
Nie wiedząc do czego zmierza jego przyjaciel wzruszył ramionami i bez emocji usiadł ponownie na zmarzniętym murku. Nie minęła chwila gdy na horyzoncie obok Dave’a i Joe’go pojawiła się wysoka kobieta. Była tylko kilka lat młodsza od Benningtona. Uśmiechała się szczerze, jej usta robiły charakterystyczne wgniecenia po dwóch stronach twarzy. Ubrana w przemoknięte kozaki oraz szarą kurtkę popatrzyła na mężczyznę i w tej chwili poczuła na sobie jego uścisk.
- Jak to? Ty tutaj? – Spytał podekscytowany – To niemożliwe!
- Wiedziałam, że was dzisiaj spotkam! – Krzyknęła niebieskooka – Specjalnie przyjechałam, bo przypuszczałam, że będziecie się tu kręcić – wtedy odsunęła się od Chestera i dodała -  Stęskniłam się za wami.
- My też – odpowiedział jej Bennington ponownie przytulając kobietę – Jak znalazłaś się w Paryżu?
- Mieszkam tutaj, a dokładniej w Houilles. Znudziła mi się sława w Los Angeles – Zaśmiała się i odsunęła w obok. Odgarnęła charakterystycznie brązowe włosy, które sięgały teraz do połowy ramion. Chester pamięta jak jeszcze kilka lat temu bawił się jej długimi i lśniącymi włosami, denerwując przy tym kobietę, lecz ona postanowiła z tym skończyć. Zbyt dużo pracy przy ich pielęgnacji.
- Marlene, przejdziesz się z nami? – Spytał Robert otulając się bardziej swoją kurtką.
- Nie po to przyjechałam tyle kilometrów, bym sobie teraz pojechała. Nie spławicie mnie tak łatwo – Zagroziła i wzięła pod rękę Shinodę – To jak? Kierunek bar, restauracja, pizzeria…? – Zaproponowała.
- Dostosuje się pod twój wybór – Powiedział Dave i dołączył do przyjaciół.
- Dobra. Chester, gdzie chcesz iść? – On już miał coś odpowiedzieć lecz ona go uprzedziła – Tutaj niedaleko jest taka przyjemna paryska restauracja. Co wy na to?
- Dla mnie bomba – Odezwał się Koreańczyk po czym żwawym krokiem popędził w prawą stronę ulicy.

***

Podziwiając roztopione fałdy śniegu pędziła przed siebie. Tak jak przypuszczała, Ian musiał opuścić ją po dwóch godzinach by dołączyć do swojej żony. Tłumaczył się wspólną kolacją, ale Emily to zrozumiała. Ma kochającą rodzinę - żonę i dziecko. Czyli to czego ona nie może osiągnąć.
Szła bardzo wolnym krokiem omijając opatulonych ludzi. Nie zwracali na nią uwagi, była dla nich niewidzialnym stworzeniem, które w tej chwili nie miało co ze sobą zrobić. Każdy by się ucieszył z wolnej chwili, bo może zagospodarować go tylko dla siebie, ale nie ona. Zbyt wiele czasu tkwiła w samotności, by znowu do niej wracać. Teraz nawet w jej głowie pojawił się pomysł zadzwonienia do Tiffany, ale co by to zmieniło? Znowu by słyszała tylko o randkach,  miłościach oraz o plotkach, nic nowego. I jak wytłumaczyłaby, że tak naprawdę nie potrzebuje jej języka tylko obecności.
Nagle coś przemknęło obok jej ramienia. Czarny cień znanej jej postaci. Spojrzała w bok i zamarła.
- Cześć. Co tam u Ciebie? – Spytał nie przejmując się wielkim tłumem.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – powiedziała przestraszona zatrzymując się na środku kamiennej ścieżki – Odejdź ode mnie!
- Chce wiedzieć, co się dzieje u mojej byłej dziewczyny… - Zaczął opierając się o śliskie drzewo.
- Wiesz, jakoś mnie nie przekonały twoje argumenty – Zaczęła przerażona. Znowu widzi tą twarz. Gdy patrzyła w oczy Scotta nie mogła sobie wyobrazić, że przez wiele tygodni, miesięcy oddała siebie samą dla tego dupka. Znosiła wiele rzeczy z jego strony. Teraz dopiero zobaczyła jak była pomiatana, że robiła wszystko na jego zawołanie. Jego wyraz twarzy emanował czymś w rodzaju zemsty i chciwości wykorzystania. Nie wystarczyło mu to, że już raz zrujnował jej życie swoim występkiem.
- Wyładniałaś – Zauważył. Zrobił uśmiechniętą minę i dodał – Przy tym, jak mu tam… – Przez chwilę się zastanowił – …Benningtonie promieniejesz! I co, pociesza cię dzień w dzień?
- Możesz się ode mnie odsunąć? – Spytała z jadem w oczach – Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć.
- Nie bądź dla mnie taka oschła – Powiedział po czym dodał cicho – Ale przyznaj, seks był nieziemski – Po tych słowach oddalił się od jej ucha. Zastygnięta twarz kobiety wołała o pomoc, lecz nie odezwała się żadnym krzykiem. Spojrzała tylko w jego oczy. To ten wzrok jeszcze kilka miesięcy temu podtrzymywał ją w przekonaniu, że ma dla kogo żyć, lecz teraz jest zupełnie odwrotnie. Przy nim przypomina sobie całą tą sytuację. Gdzie on ją trzymał w swoich ramionach, bił, kopał i krzyczał w jej stronę wiele sprośnych epitetów by tylko zaspokoić swoje wyuzdane pragnienia.
- Powiedziałam – Masz odejść! – Powiedziała po raz kolejny nie dając po sobie poznać, że to spotkanie będzie ją kosztowało wiele cierpienia. Ma ochotę zniknąć. Czuje zażenowanie, włoski na jej ciele stanęły dęba i gdyby mogła cofnęła by czas. Chce odejść jak najdalej, rzucić się w otchłań niezrozumiałych uczuć, wylać strumienie słonej wody i po prostu oddalić się od tego miejsca. Nic więcej.
- Nie możesz doczekać się już rozprawy? – Spytał przejęty.
- Nie mogę się doczekać, jak ciebie będą stamtąd wynosić! – Krzyknęła, lecz nie na darmo. Mężczyzna złapał za jej roztrzęsione ręce i przybliżył do siebie – Puść mnie! Bo będę krzyczeć – Zagroziła mu i resztkami sił powstrzymała płacz.
- Jeszcze się zdziwisz, koteczku – Powiedział i puścił kobietę. Ta zszokowana z nadzieją, że za chwilę to się skończy odsunęła się w bok i powiedziała:
- Myślisz, że jak mnie nastraszysz to stchórzę? – Spytała ze wściekłością.
- Gdzie ja cię teraz straszę? – Spytał zdziwiony.
- A te listy? Myślisz, że ja nie wiem kto je wysyła? – Krzyknęła – Myślisz, że ja jestem taką idiotką by się nie domyślić?
Chłopak podszedł do niej bliżej i łapczywie złapał za jej płaszcz. Trzymając w ręce czerwony materiał, przysunął go bardziej do siebie, tak że zbliżali się omal głowami. Kobieta widząc to spanikowała i zaczęła się wyrywać.
- Odejdź! Puszczaj! – Krzyknęła, lecz nadaremno.
- Słuchaj, nie wiem o czym ty mówisz. Uroiłaś coś sobie kobieto! – Krzyknął mściwie do jej ucha. Emily spojrzała jeszcze raz na wściekłą twarz Scotta. Nie zwracając uwagi na okoliczności i miejsce w którym się teraz znajduje krzyknęła po raz ostatni i podniosła swoją dłoń, kierując ją ku oprawcy. Ręka wielkim łukiem przejechała po jego prawym policzku, a kobieta widząc to odsunęła się od niego i niepewnym krokiem oddalała od miejsca zdarzenia.
- Słuchaj, nie będziesz mnie biła! – Krzyknął po raz kolejny i przybliżając się do niej popchnął ją na leżącą obok zaspę. Zaskoczona kobieta na początku nie wiedziała co zrobić. Wzięła głęboki oddech i swoimi oczami kreśliła posturę i zamiary mężczyzny. Pochylał się do niej tym swoim zadziornym uśmieszkiem. Nie wiedząc co zrobić, przeczołgała się do tyłu i zasłoniła część twarzy. Tkwiła w tej pozycji pewien czas, do momentu w którym jakiś mężczyzna podszedł do jej oprawcy i odsunął od go kobiety.
- Puszczaj mnie człowieku! – Krzyknął do bruneta i podszedł kolejny raz do roztrzęsionej kobiety. Emily ponownie zasłoniła swoimi drżącymi dłońmi przerażonej twarzy i popatrzyła znad swoich ciemnych oczu, które w tej chwili domagały się wielkiego płaczu. Nie kontaktując zupełnie nic wstała i słysząc jego ostatnie słowa powędrowała prosto przed siebie.
- Ja się tak łatwo nie poddam! – Wrzasnął oddalając się od kobiety – Nie dam się kolejny raz włożyć do pudła!
Kobieta lekko odgarnęła śnieg ze swoich ubrań i spojrzała na mężczyznę, który odgonił od niej Scotta.
- Wszystko w porządku? – Spytał Emily gdy ta stała już na nogach. Rzucił na nią okiem i szczegółowo przyjrzał się jej zachowaniu.
- Nie, wszystko okey – powiedziała zahipnotyzowana. Jej oddech nie był stabilny. Serce wyrywało się poza obszar jej narządów, krzyczało tak samo wściekle jak głodne lwy. Rozerwało się na kawałki, powodując zanik jakichkolwiek racjonalnych myśli. Tempo zwolniło. Czas płynął dwa razy wolniej.
- Naprawdę? – Spytał potrząsając nią – Mogę w czymś pomóc… - Zaproponował i szybko otrzymał odpowiedź.
- Nie, dziękuje – odpowiedziała – Poradzę sobie. Naprawdę dziękuje za pomoc.
Wtedy oddaliła się od mężczyzny, który jeszcze przez pewną chwilę stał i patrzył na jej zachowanie.
W tej chwili nie czuła już nic. Zimna, przemoczonych ubrać czy utłuczonego kolana., które z wielką siłą uderzyło o wystający korzeń. Wszystko było niczym. Jej ból fizyczny zniknął w mgnieniu oka, ona sama skupiła się na tym co się przed chwilą stało.
On jej nie da życia. Zniszczy ją. Wypali jej ostatnie chęci do życia.
Tak jak teraz.
Nie wytrzymała.
Wywróciła się na zaspie i leżąc w niej głową w dół rozpłakała się. Słona woda zaczęła spływać po jej policzkach, zmieniając diametralnie przy tym swoją temperaturę. Zimne strugi łez zaczęły piec ją w twarz, ale odrzuciła to.
Teraz liczyło się to że została sama.
Popatrzyła na telefon choć zamglone oczy nie pozwoliły dokończyć jej wyczynów. Spojrzała na zachmurzone niebo i uświadamiając sobie, że leży jak kretynka w śniegu podniosła się i zupełnie przemoczona popatrzyła w dal. Jej dom był niedaleko, a ona jest skazana na to by sobie poradzić.
Tak, nie postanawia się tak łatwo poddać.
Nie na tym etapie sprawy.
Podniosła się i szybkim ruchem omijała kamienie, grudki śniegu i dziwnie patrzących na nią przechodniów. Jej oczy miały przybliżony odcień do skruszonych zimnych policzków. Chyba pierwszy raz ma ochotę zostać sama. Nie spowiadać się z tego co tu się stało.



Stuknęła mi trzydziestka szóstka, a ja nadal nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Mówiąc życie mam na myśli cząstkę życia, która obejmuje mój blog. 
Straciłam na zainteresowaniu. Nie wiem czy to jest spowodowane. Znaczy wiem. Brakiem zainteresowania nowymi rozdziałami.
Usiadłam ostatnio na łóżku i patrząc w sufit zadałam sobie pytanie "Czy wam się nie chce pisać komentarzy, zapomnieliście o mnie czy pogorszyłam się w tworzeniu bloga". Nie wymyśliłam nic, bo tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia o co tu chodzi.
Ten rozdział chyba, albo być może zdecyduje o tym wszystkim. Tak naprawdę nie chcę tego kończyć, on stał się częścią mojego życia, tak jak już wspomniałam na początku i będzie mi trudno. 
Nie biorę nikogo na szantaż. Podkreślam :) 
Tylko albo złapałam jakąś depresję, albo straciłam wiarę w siebie i jakiekolwiek chęci.
Brak weny w tym rozdziale się ukazał, już chyba nie wiem co mam wymyślić. Szczerze mówiąc mam na kartce rozpisane zdarzenia, ale to się tak zmienia, że sama nie wiem czy je jeszcze wykorzystam.
Chcę się dowiedzieć czy to ma sens. Czy piszę źle, historia zbacza z rzeczywistości ( no logiczne że zbacza... ), czy nieprzyjemnie się czyta i czy robię dużo błędów ( A robię! ).
Więc pozdrawiam was ja. Ja czyli osoba, która nie wie co ze sobą zrobić. 

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział XXXV



Częściowo roztopione bryły białego śniegu wlewały się powoli do wysokich butów. Skóra nie zatrzymywała cieczy, wręcz przeciwnie. Zwoływała ją swoim kuszącym materiałem i pozwalała zagościć na ich dnie.
- Cholera – przeklęła w myśli kobieta i mimowolnie skręciła w drugą uliczkę. Brązowe włosy w tej chwili wiały na wszystkie strony i tańczyły w rytmie porywu mocnego powietrza. Spojrzała znad swoich oczu i w tej chwili coś nią szturchnęło.
- Emily? – Krzyknęła kobieta i czule przytuliła przyjaciółkę – Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie wybieram się do studia – Zakomunikowała i w tej chwili zwróciła wzrok na jej torbę – Zakupy?
- Za niedługo mam wesele mojej kuzynki, więc przydałoby się kilka drobiazgów. Chcesz zobaczyć co kupiłam?
- Na środku ulicy? – Zaśmiała się i nagle wyszła z propozycją – Chodź ze mną do studia. Jeśli masz czas.
- Do studia? – Spytała zdziwiona – Nikt mnie nie zna.
- Tak, oprócz Chestera, Mike’a i Joe’go – Wymieniając ostatnie imię charakterystycznie puściła do niej oczko. Tiffany widząc jej błagalny ton zawahała się przez chwilę.
- Będę przeszkadzać – Tu się zatrzymała i rzuciła okiem na swoje torby – Tak bardzo chce ci pokazać tą sukienkę!
Emily wiedząc że kobieta nie odpuści złapała za jej rękę, która była otulona czerwoną rękawiczką.
- Co ty robisz?
- Kochanie – Zaśmiała się – Co jak co, ale ja też nie odpuszczę – Ciemnowłosa widząc to zrobiła zdziwioną minę, lecz po chwili wybuchła głośnym śmiechem.

***

- Co to za dziewczyna która wczoraj uratowała mi życie? – Spytał Bennington przyjaciela upijając mały łyk piwa.
- Czyli pomimo tego że się opiłeś, to pamiętasz – Zaśmiał się.
- Pamiętam wiele rzeczy, lecz czasem wole o nich zapomnieć. Tak dla sumienia – Odpowiedział mu tym samym – Odpowiesz mi w końcu?
- Lisa – Zakomunikował. Zrobił krok do tyłu i delikatnie położył swoje masywne ręce na bladzie stołu kuchennego. Przejechał kilkakrotnie po pozostawionym kurzu i trzymając w ręku szare elementy przyglądnął się nim bardziej po chwili dodał – Kojarzysz tą pielęgniarkę, która pomagała Emily?
- To była ona? – Zdziwił się – Nie mam pamięci do twarzy. Przepraszam.
- Ładna co nie? – Spytał po chwili.
- Masz rację – Kokieteryjnie oznajmił i dodał – Ładne ma perfumy.
- Ale Emily ma pewnie ładniejsze – Tu zrobił przerwę i spojrzał w jego oczy – Nigdy nie przypuszczałem, że się na coś przydam i złączę dwa malutkie ptaszki robiąc z nich dwa malutkie gołąbeczki.
- Sam jesteś malutkim ptaszkiem – Powiedział specjalnie trącając jego ramię.
- Wcale nie! Chcesz się przekonać? – Po tych słowach Chester odsunął się od Shinody.
– Dobrze zboczeńcu, a takie moje odrębne pytanie. Bardzo ważne… - Tu zrobił chwilę przerwy – A Jessica? Co z nią zrobisz?
- Nic. Ona już dla mnie nie istnieje – Wypuścił słowa ze swoich ust wydobywając z nich resztki ironii i obojętności.
- Tak po prostu? – Spytał zdziwiony.
Mike wiedząc że każda wzmianka o niej wywołuje dziwne emocje w jego środku których sam nie potrafi racjonalnie zdefiniować usunął się trochę na bok i usiadł na krześle. Trzymając w dłoni piwo niedopite przez Roberta, przekręcił puszkę kilkakrotnie i z wielkim bólem zaczął swój monolog – Tak, Mike. Zakochałeś się po uszy w wysokiej blondynce, teraz z karierą modelki. Zakochałeś się w jej twarzy, w jej oczach, w jej delikatnych dłoniach – Tu zwrócił się do Benningtona – Ale nadal wierzę że ona jednak ma w sobie coś dobrego. Tylko nie może tego w sobie odnaleźć.
- Nie zasługuje na drugą szansę.
- Wiem – Odpowiedział szybko – Zranię siebie bardziej gdy jej ją podaruje. A wiesz, z natury jestem egoistą… - Kręcąc nadal w dłoniach półpełny przedmiot odłożył go delikatnie i rozłożył ręce na stole – Proces usuwania pamięci związanej z Jessicą został rozpoczęty. Teraz tylko wczytuje na swoją kartę chwile z Lisą.
- Kolejna kobieta? – Spytał zrezygnowany – Dopiero co skończyłeś z tym szczurem, a teraz bierzesz się za następną. A jak będzie to samo?
- I mówi to osoba, która sypiała ze wszystkimi napotkanymi kobietami w klubie. Opanuj się mój drogi przyjacielu Dobra Rada, bo to jest moje życie i mój rozum – Lekko podniesiony głos i ruchliwe ręce nabrały poważnego znaczenia w jego przekazie. Widząc to, Bennington usiadł naprzeciw niego.
- Wiesz, dobrze że zaznaczyłeś „ sypiałem”, ale to nie zmienia faktu że ja nie płakałem po zniszczonych związkach tylko ty. – Wskazał na niego i przechwycił butelkę wypijając jej zawartość do końca – Tak ty!
- Bo te twoje zalotne romanse nawet się miłością nie nazywały. To było tylko zaliczanie laski, a potem chwalenie się Mike’owi jakie to one nie są w łóżku.
- Też mogłeś mi się chwalić, jeśli Cię to tak boli.
- Bo będę latał do Ciebie z każdą gównianą informacją czy udało mi się zaciągnąć panienkę do łóżka. Przestań! – Krzyknął i po cichu dodał – Wiesz co?  Tylko czekam na relację z namiętnej nocy Chestera i Emily – Zasugerował mu Shinoda.
- Teraz przesadziłeś! – Krzyknął do niego i rzucił w niego puszką.
- Nie doczekam się? – Spytał powściągliwie i nagle zobaczył na sobie spojrzenie Dave’a.
- Przepraszam że przeszkadzam – Przerwał mężczyznom – Ale może do jasnej cholery kłóćcie się trochę ciszej, bo Chestera słychać nawet na dole.
- Ja skończyłem – Oznajmił i usłyszał dzwonek do drzwi. Domyślając się kto ma przyjść przekroczył próg, omijając Phoenixa i lekko uchwycił za klamkę. Widząc otwierające się drzwi odsunął się lekko i założył dłonie na swoje biodra.
- Cześć – Uśmiechnęła się  wchodząc do pomieszczenia. Czerwone policzki Emily, które swoją barwę zawdzięczały niezbyt ciekawej pogodzie podniosły się w górę zostawiając lekkie wgniecenie po dwóch stronach. Ściągnęła szybko kurtkę, zarzuciła ją na wiszące ciemne druty i wpuściła do pomieszczenia kolejną osobę.
- Mam nadzieje że nie będzie przeszkadzać – Złapała za jej dłoń i tym samym sunęła nią w środek pokoju. Wysoka kobieta spojrzała na wystrój wnętrza i zachwycając się bogactwem instrumentów jakie ono prezentuje zawiesiła swój wzrok na Benningtonie.
- Ja nie mam nic przeciwko że wpadłaś – Uśmiechnął się i popchał ją do środka – Ej ludzie, patrzcie kto nas odwiedził!
Kobieta nieśmiało weszła za Chesterem i w tej chwili zobaczyła sylwetki pięciu pozostałych mężczyzn. Połowa z nich siedziała na rozłożonej kanapie, lecz druga połowa zajęta czymś bardzo ważnym patrzyła na nią z góry.
- Cześć, mam nadzieje że to żaden kłopot – Uśmiechnęła się mimowolnie, bo wiedziała że wpycha się w nieswoje. Zwykła kretynka, która uległa namowom przyjaciółki. Nic nowego. Najpierw robi, potem myśli. Lecz sama świadomość że pozna mężczyzn, którzy nie umawiają się z byle jakimi osobami napajały w jej wnętrzu poczucie szczególnej wyjątkowości. Nagle jej umysł przystanął na chwilę.
- Tiffany? – Spytał zszokowany Joe wstając z miejsca.
- Tak, to ja. Mam nadzieje, że nie będę Ci przeszkadzać – Sztucznie się uśmiechnęła. Hahn widząc jej nieśmiałość i lekką zadziorność przejął pałeczkę.
- Skądże! Fajnie że wpadłaś – Uśmiechnął się – Usiądziesz?
Niepewna tego wszystkiego zrobiła to na co namawiał ją mężczyzna. Jej granatowa spódniczka wgniotła się w siedzenie, długie i zgrabne nogi mimowolnie się splotły.
- Słuchaj – Zaczął Koreańczyk – To jest Dave, ten z boku to Robert, a naprzeciwko siedzi Brad. Chestera chyba znasz po tym co widziałem i pozostał jeszcze Mike…
- Z Mike’iem zapoznaje się już kilka razy więc co mi szkodzi następny – Zaśmiała się i podała wszystkim rękę.
- Jesteś przyjaciółką Emily?
- Nazywasz mnie tak? – Spytała kobiety.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, bo tak naprawdę nigdy nie potwierdziły prosto w oczy, że ich relacje zaliczają się do czegoś innego zacichła. Pomimo wspólnych zainteresowań, wspólnej pracy nigdy nie były w głębi świadome co tak naprawdę ich łączy. Zwykła koleżeńskość. Nic więcej. Bynajmniej tak to sobie tłumaczyły. Nie spędzały dużo czasu, nie były też od siebie odległe. Gdyby jedno poległo, dopiero po chwili druga uświadomiłaby sobie co tak naprawdę utraciła. Będąc w tym kole niezrozumiałych uczuć z dnia na dzień nie wiedziały co odpowiadać ludziom.
Emily nie emanowała zaufaniem w stronę Tiffany. Gdy żniwo koszmarnego dnia zabrało w otchłań osoby, dzięki którym przyszła na świat została sama. Ian dzwonił tylko co miesiąc, po zwolnieniu z pracy radziła sobie w czterech ścianach bez dojścia promieni świata. Zamknięta pod kopułą swoich zmartwień twierdziła że wszyscy są przeciwko niej, że utracili wobec niej tą ludzkość. Gdy zmarła babcia – podtrzymywacz jej rozlanych uczuć, one zamarzły. Stały się drętwe, ona sama stała nad przepaścią rozpaczy. Spadając w coraz gorsze strony, załamywała belkę na której stała. To wtedy jej potrzebowała. To wtedy potrzebowała przyjaciela, potrzebowała osoby, która zrozumie jej odrętwiałe myśli. Nikogo nie było. Zniknęli jak alkohol zmartwień.
Emily nigdy nie była na nią zła. Nie mogła kierować swoją znajomą, bo tak naprawdę gdyby to zrobiła straciłaby ostatnią osobę. A świadomość tego że jakaś jedna istota jeszcze ma ochotę zamienić z tobą kilka słów jest podtrzymująca.
Widząc ciszę krążącą wokół ich ciał, Brad odepchnął ją tworząc kolejną wspaniałą myśl.
- Emily! Jedziemy pojutrze na ten cały koncert. Zabierasz się z nami?
Kobieta widząc ich zdziwione wyrazy twarzy przystanęła. Rozszerzone źrenice dotarły do każdego zakątka ich spojrzeń.
- Ty sobie chyba Brad żartujesz…
- Nie. Mówię poważnie. Mike nie masz nic przeciwko?
Zakłopotany mężczyzna przystanął na chwilę i oparł się o stojącą szafkę na której kwiaty rodziły nowe pąki.
- No wiesz… - Tu się na chwilę zatrzymał i spojrzał na Chestera – Nigdy nie jeździliśmy z dziewczynami, jeszcze wtedy gdy one nie są w naszej ekipie…
- Mike, nie głów się i tak nie jadę – Uśmiechnęła się mimowolnie – Zresztą, aż tak się za wami nie stęsknię. Ile tam będziecie?
- Góra 4 dni – Odpowiedział szybko Dave siadając obok Delsona – Biorąc pod uwagę ilość dni to nie jest dużo, ale czy Emily nie zabraknie mojego pięknego głosu…?
- I tak z wami nie pojadę…
- Nie chcesz? – Spytał Robert – Przejechałabyś się, zobaczyłabyś jak to jest. Będziesz sławna!
- A po cholerę mi sława? – Zaśmiała się – Będę grzać tyłek w domu…
Jednak po chwili spojrzała na minę Chestera. Twierdzący, że nie pozwoli jej wrócić do siebie oznajmił:
- Jedziesz z nami.
- Nie.
- Tak!
- Nie!
- Nie przekrzykuj mnie słoneczko – W tej chwili podszedł do niej i powiedział jeszcze raz – Jedziesz.
- Nie…
- Uparte to dziecko – Zaśmiał się Mike – Ja nie mam nic przeciwko, tylko my śpimy w jednym busie w czasie trasy. Nie będzie ci przeszkadzać to wszystko? Że pijemy do rana, śmiejemy się, gramy w karty i gadamy o…
- Chodzi o to – Zagłuszył Mike’a Robert – Że to Ci się może nie spodobać, ale jesteśmy za tym żebyś pojechała.
- Nie jadę – Zaczęła – Nie zmusicie mnie. Bierzcie Tiffany. Na pewno się ucieszy.
- Tiffany jedź! – Krzyknął Hahn.
- Ty jesteś kretynem Joe! – Krzyknęła – Nie znam was. Będę się obracać wokół was jak jakaś… Wykluczone. My sobie znajdziemy czas tutaj.
- Ale zrób to dla mnie – Joe wręcz nie wyskoczył z siedzenia. Popatrzył na kobietę i z lekkością zatopił się w jej oczach. Błękit dobiegający z jej oczu przeszył jego wszystkie zakątki umysłu.
- Ja ty to sobie wyobrażasz? Nie znam was a ty mnie jeszcze namawiasz. Połowę z was kojarzę tylko po imieniu, Emily wie o was więcej. Ba! Nawet uważa was za bliskich. A ja? – Wtedy wzruszyła ramionami i obudzona ze snu swoich wypowiedzi uświadomiła sobie pewną rzecz – Nie wiem czemu tak nalegasz przecież… - tu się zatrzymała – Spławiłeś mnie. Spławiłeś mnie wtedy. Tak po prostu.
- Nie! To ty mnie spławiłaś – powiedział do niej zrezygnowany, zapominając o stojącym tłumie. Przyglądająca się reszta osób osłupiała i nie wiedząc jak się zachować usiadła po cichu i nadal wsłuchiwała się w ich dialog.
- Nie Joe. To ty dałeś mi znać, że to nie ma sensu. W ogóle to było klapą! Nie ma się co oszukiwać…
- Wiem że ja zawaliłem – Wyrzuty sumienia rzucały Hahn’em na wszystkie strony. Świadomy tego że to przez niego sytuacja nabrała takiego obrotu nie wiedział co zrobić.
- Nie Joe, ty nie zawaliłeś, a ja i tak się nigdzie nie wybieram i koniec. Nie nalegaj, bo tak mnie nie poderwiesz – Oznajmiła.
- Nie chcę Cię podrywać…
- Doprawdy? – Urażona kobieta odsunęła się w bok tworząc niewidzialną barierę pomiędzy nimi.
- Znaczy… Nie teraz! – Krzyknął zdesperowany, a Brad w tym samym czasie wybuchł śmiechem.
- Dalej ogierze! – Zaśmiał się w głos i spojrzał na Emily, która w tym samym czasie uginała nogi by usiąść na podstawionym drewnianym krześle.
- I tak już swoje powiedziałeś… - Powiedziała jeszcze raz i spojrzała na resztę.
- Ja powiedziałem? – Krzyknął – A kto powiedział że zadzwoni i nie zadzwonił?
- Weźcie mnie trzymajcie, bo kobieta ma sobie rączki brudzić działką mężczyzn. To samo mówiłam tobie tylko chyba byłeś zajęty jedzeniem!
- Trafiłaś w mój czuły punkt kobieto! – Urażony odwrócił się do niej bokiem. Walcząc z silną pokusą spojrzenia w jej zdenerwowaną twarz trzymał mocno dłonie i z wielką precyzją patrzył na minę swoich przyjaciół.
- Zakład, że nie umówisz się z Tiffany? – Zasugerował Joe’mu Chester. Stanął naprzeciw niego i swoim urzekającym uśmiechem dodał – Założę się, że nie dasz rady jej wyciągnąć na miasto.
- Wcale, że dam! – Oznajmił po chwili.
- Nie dasz, za cienki jesteś… - Chester nadal był przy swojej racji.
- Jesteś mądry, ale w zakładach zawsze wychodzisz źle – Wtedy zwrócił się do kobiety – Wychodzisz ze mną na miasto?
- I tak mnie nie poderwiesz… Więc po co? – Spytała w pół obrażona.
- Ty też się chcesz założyć?  - W tej chwili podał jej rękę – Idziemy.
- Może spytasz mnie o zdanie?
- Dobrze. Pójdziesz ze mną na spacer? – Spytał uprzejmie. Kobieta popatrzył na niego powściągliwe i wstała z kanapy. Zarzuciła swój wzrok na uśmiechniętą Emily i razem ze swoim towarzyszem wyszła z pomieszczenia.

***

Zimno przenikało po ciele kobiety. Tupiąc lekko nogą, obcierała obcas o śliskie podłoże wyścielone wodą. Spojrzała znad swoich niebieskich oczu i zarzuciła za futrzaną czapkę kosmyk zakręconych włosów. W tej chwili spojrzała na zegarek. Spóźnił się. Jak zwykle. Czego mogła oczekiwać? Że to się zmieni, że będzie lepiej?
Nie! Będzie lepiej, jest lepiej. Mike nie znaczył dla niej nic więcej niżeli osoba przy której mogła przeżyć poprzednie rozstanie z mężczyzną.
- Jess? – Spytał stojącą tyłem kobietę. Odwróciła się i oceniając posturę mężczyzny zrobiła dwuznaczną minę.
- Tak, znowu się spóźniłeś. Co tym razem? – Spytała stanowczo.
- Musiałem zostać dłużej w pracy. Wybaczysz mi skarbie? – Scott podszedł do niej i pocałował delikatnie w policzek. Nie opierając się temu kobieta dała ponieść się emocjom i gdy skończył, ona przytuliła się do niego.
- Zmarzłam trochę…
- Co powiesz na gorącą czekoladę? – Ręka mężczyzny złapała za jej zziębniętą dłoń. Rzucił wzrokiem na jej ubranie i dodał – A tak poza tym nie musiałaś ubierać krótkiej spódniczki, skoro wiedziałaś że się może mi trochę dłużej zejść.
- Mam jakoś wyglądać? To siedź cichutko.
- Będę siedział cichutko, jak mi opowiesz jak się posuwa sprawa.
- Ma inną.
- Co? – Scott niemal że wybuchł.
- Nie złapie się na mnie. Muszę coś bardziej wymyślić…
- Słuchaj!- przerwał jej - Moje być albo nie być zależy od Ciebie. Nie może złożyć na mnie zeznań.
- A co? Wyobrażasz sobie że złoży oskarżenia na Benningtona? – Spytała niepewnym głosem.
- On jest taki naiwny, że jak mu powiesz że czarne jest takie same jak białe to uwierzy.
- On się na to nie złapie! Zrozum to człowieku! – Krzyknęła i odsunęła od niego dłoń. Widząc zszokowaną minę mężczyzny, schowała rękę do kieszeni swojej jasnej kurki i stanęła – Możesz wymyślić coś innego? Co naprawdę ma sens?
- Albo kochasz mnie, albo jego. Jeśli Ci na mnie zależy to musisz mi pomóc. A jak tego ty nie zrobisz to… - Tu przerwał by zaczerpnąć oddechu – To ja załatwię tą sprawę inaczej.
Kobieta nie wiedząc jakich argumentów dalej użyć przycichła i zbliżyła się do mężczyzny. Nie wiedząc tak naprawdę co ma tak naprawdę robić złapała za jego dłoń i z pewnym przymusem kierowała się wzdłuż głównej ulicy.

***

- A ja nadal sądzę że możesz się z nami zabrać – Zaczął rozmowę mężczyzna. Przekroczył drzwi kuchenne i usiadł na krześle.
- To jest już przemyślane. Nie zmienię swojej decyzji – Odpowiedziała Chesterowi – Więc nie nalegaj, bo i tak nie pojadę. Nawet nie miałam tego w planach, a Brad mnie zaskoczył i to nieźle. Przyznaj, też o tym nie pomyślałeś.
- Nie wiedziałem co inni powiedzą – Złapał w tej chwili za miskę z zupką chińską.
- A inni nie byli zadowoleni – Podsumowała – I nawet nie zaprzeczaj, bo pomimo tego że mnie namawiali nie byli pewni co do tego pomysłu. Bynajmniej ja tak odczułam.
- Oni po prostu sobie tego nie wyobrażają.
- Ty też nie – Uśmiechnęła się mimowolnie – Tak czy owak. Na kilka dni zamieszkam gdzieś u Ian’a albo u Tiffany. Nie martw się o mnie.
- Nie martwię.
- Widzę. To tylko 4 dni! 4 dni! – Podkreśliła – Nie stęsknisz się tak za mną – Zaśmiała się.
- No wiesz, tego nie mógłbym być pewny – W tej chwili upił łyk postawionego obok soku. Kobieta popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem i usłyszała trzask w drzwiach. Razem z Benningtonem zwróciła się ku otworowi i zobaczyła Mike’a.
- Ile razy człowieku mam Ci mówić, żebyś nie trzaskał drzwiami?! – Krzyknął do niego właściciel domu.
- Słuchajcie tego – Zupełnie nieprzyjęty jego wypowiedzią wyciągnął mały papierek i zaczął czytać – „Linkin Park zagra na tegorocznym festiwalu! Już za kilka dni będziemy mogli ujrzeć widowisko jednego z najlepszych rockowych zespołów…”
- To dlatego wparowałeś tutaj? – Spytał poważnie i wstał z krzesła.
- Ale to nie koniec – Zaczął czytać dalej – „ Wcześniejsza ich płyta sprzedała się w ponad milionach egzemplarzy, więc..” Więc nic ciekawego – Podsumował.
- Mike usiądziesz z nami? Odgrzeje Ci coś – Zaproponowała Emily, która nie zaciekawiona notką prasową próbowała zmusić Shinodę do racjonalnego myślenia.
- „ Bennington i jego nowa miłość?” – Przeczytał nagle Shinoda i spotkał się ze spojrzeniami swoich towarzyszy. Kobieta wstała i oparła się o blat. Zdziwiona takim przebiegiem sprawy spojrzała tajemniczo na Chestera i nagle usłyszała kontynuację artykułu – „Lider zespołu Linkin Park w towarzystwie pięknej kobiety. Jak podają źródła, spędził z nią noc w jednym z najbardziej cenionych klubów w Kalifornii. Nie znamy tożsamości jego towarzyszki, lecz mamy nadzieje że w następnych dniach dowiemy się czegoś więcej na jej temat” – Tutaj na chwilę przystanął by spojrzeć spokojnie na kobietę i doczytał artykuł – „Jak wiemy, muzyk nie stroi od hucznych zabaw w klubie, pięknych kobiet oraz alkoholu. Czy to tylko zwykły  romans czy coś więcej? Najprawdopodobniej ta pierwsza wersja jest bliska rzeczywistości, z racji tego że związki Benningtona nigdy nie trwały dłużej niż kilka tygodni.”
- Co do ma być do cholery? – Krzyknął mężczyzna i łapczywie złapał za potarganą kartkę papieru. Oglądnął ją i przeczytał po raz kolejny.
- Pokaż mi to… - W tej chwili podeszła do niego Emily wyrywając mu artykuł – Jeszcze dali zdjęcie… - Spojrzała dokładniej i dokończyła ostatnie zdanie, którego Mike nie przeczytał albo z powodu braku czasu, albo z powodu niechcenia – „Ostatni związek Benningtona z o wiele młodszą od siebie modelką – Chuck Claire – skończył się dosyć szybko. Czy tak będzie tym razem? Czas pokaże”
- Znowu się wpierdalają w moje życie – Podsumował mężczyzna przechwytując artykuł. Kobieta w szoku usiadła razem z nim i wpatrując się w jeden punkt na ścianie miała ochotę rzucić czymś, by zaspokoić swój ból. Czy tak to sobie wyobrażała? Czy przyszłość z Benningtonem będzie tak kolorowa? Czy przejdzie obojętnie obok tego chłamu telewizji i kolorowych czasopism dla naiwnych ludzi.
- Szczerze mówiąc nie powinnaś się tym przejmować. Przecież nie znają twojej tożsamości – Mike widząc zdenerwowaną minę kobiety próbował ją pocieszyć.
- To tylko kwestia czasu – Powiedziała spokojnie.
- Wiesz co? – Chester zwrócił się do Emily – Nigdzie nie jedziesz. Zostajesz w domu – Zszokowana mina Shinody spojrzała na poważnego mężczyznę.
- Powaliło Cię? – Krzyknął.
- Nie, nie powaliło mnie. Tutaj się jej nie przyczepią, nie będą pytali o nic. Będzie bezpieczna.
- Może nie będzie tak źle… - Powiedział.
- A co było z Chuck, co? – Krzyknął i spotkał się ze spojrzeniem Emily. Swoimi bezradnymi oczami chwytała jego twarzy, by zdefiniować jego czyny. Nie wiedząc tak naprawdę co czuje wewnątrz poddała się jego słowom i bez żadnych skrupułów zapytała:
- Co było?
- Chester, ona była modelką! – Nic nie ruszony jej pytaniem kontynuował wypowiedź - Ona była i nadal jest rozpoznawana, ty zresztą też. Więc to jest kolosalna różnica. Zresztą nikomu się zbytnio nie podobał wasz związek, publiczne całowanie, publiczne obściskiwanie, ciągłe wyznawanie miłości. Oni uważali, że robiła to dla sławy, by się po prostu wybić! Dlatego jej grozili, dlatego!
Kobieta jak gdyby nigdy nic wstała z miejsca. Oceniła posturę mężczyzn i z wielkim bólem zrobiła krok do przodu.
- I tak nie jadę, więc się nie kłóćcie – Odparła i skierowała się w stronę drzwi. Zahipnotyzowana całym przebiegiem sytuacji nie zwracała uwagi już na nic. Na żadne przeszkody na jej nogach, na żadne przeszkody by pójść na górę i zatopić się w słodkim śnie. Przechodząc ze schodka na schodek nie myślała tylko o tym by wyłączyć swój umysł. Tylko o tym.

***

Shinoda z impetem rzucił się na wygodną sofę. Złapał za leżące obok piwo i założył nogi na stojący naprzeciw niego stół. Patrząc w głąb swojego pokoju, przemierzał oczami niezrównaną drogę samotności. Raz nadepnął wzrokiem na stojący obok kwiatek, raz na telewizor nadający wiadomości z kraju. Czasem nabierał łyka napoju, by ponownie wrócić do wcześniejszych czynności.
Znowu to samo. Kółko się nie zamyka. On jest w jego środku, krąży bez celu, a wyjście z niego jest znikome.
Nagle coś usłyszał. Będąc przekonanym że to jednak wiatr tłucze o drzwi, by zakłócić jego rozmyślanie, zignorował to. Zrobił by to jeszcze raz, ale dudnienie w drzwi nie ustawało ani na chwilę. Ryzykując z wygodnego siedzenia podniósł się ku drzwiom wyjściowym i otworzył klamkę.
- Co ty tu robisz? – Zdziwiony mężczyzna oparł się o ramę drzwi i ocenił postać kobiety.
- Mogę wejść? – Spytała pewnie.
- Ty wiesz, że to jest już koniec. Jesteś o tym przekonana w głębi. Przez kilka miesięcy mnie ignorowałaś, dlaczego akurat teraz sobie przypomniałaś o moim istnieniu?
- Przyszłam Cię odwiedzić, nie oczekuje nic wielkiego – Shinoda wręcz przekonany, że jest tutaj drugie dno, za wszelką cenę nie mógł odgadnąć zamiarów Jessici.
- Więc przychodzisz tylko po to żeby się ze mną spotkać?
- Jesteś sam? – Spytała ryzykownie.
- Jak na razie tak – Odpowiedział jej, choć w głębi duszy czuł, że na tym etapie ich rozmowy powinien skłamać.
- Wyciągniesz się na miasto? – Zaproponowała – No chyba że będziesz sam tu siedział.
Zszokowany mężczyzna zabrał rękę z drzwi i widząc błagającą minę zziębniętej kobiety poddał się jej argumentom. Zakomunikował jej że za chwilę wróci, wpuszczając ją tym samym do mieszkania. Jessica weszła natarczywie w jego progi i widząc, że wszystkie jej rzeczy zniknęły z domu Shinody, poczuła dziwny impuls. Tak jakby wymazał to wszystko z pamięci. Ona tez zlikwidowała, to nawet nie nazywało się miłością, lecz w tej chwili targnęły nią nieopanowane emocje. Wzburzona nienawiść do tego wszystkiego, czuła w środku niepohamowaną chęć zemsty za to wszystko.
- Pamiętaj, to tylko niezobowiązujące spotkanie – Powiedział do niej i wyprowadził na zewnątrz. Oceniając zachowanie kobiety, przepuścił ją w drzwiach i spytał:
- Jak Ci się powodzi?
- Może być – Oznajmiła – Agencja mnie przyjęła. Za niedługo mam wielki pokaz w Nowym York’u. Powiedzieli, że potrzebują takich modelek jak ja – Wtedy przerwała – A u Ciebie? U was?
- U mnie nic się nie zmieniło. Nadal jestem tym Shinodą od brudnej roboty, harującym od dnia do nocy. Za niedługo mam koncert, więc nic nowego.
- A u Chestera? – Spytała powściągliwie.
- Nie rozumiem po co pytasz – Zaskoczony tym pytaniem stanął na chwilę i czuł że słowa podchodzą mu go gardła.
- Tak pytam. Kiedyś się z nim przyjaźniłam.
Mężczyzna słysząc te słowa ciekawości odpowiedział:
- Jeszcze żyje, więc nie przejmuj się jego życiem.
Kobieta nie pytając nic więcej, złapała ukradkiem za jego rękę. Nie wiedząc co zrobić, odwzajemnił uścisk, bowiem wiedział, że to jedno spotkanie nie zmieni nic w jego życiu. To było jak zapisana kartka papieru, którą potem spalasz po jakimś czasie. Trzymając za jej dłoń czuł lekką nienawiść, desperacje. Desperacje bliskości z kobietą, pomimo tego że przed kilkoma miesiącami płakał za jej odejściem. Nie obchodziło go nic. Teraz był on i jego wyobrażona scena tej sytuacji. Karcił się w myślach, że mógł nie pozwolić jej uciec, by nie zabrała wielkiej wstęgi jego szczęścia ze sobą. Złapał mocniej za jej dłoń, wiedząc że nic tym zachowaniem nie zdziała. Kobieta odwróciła się ku niemu i lekko uśmiechnęła. Tym uśmiechem, który rozpogadzał pogodę wtedy gdy ona była załamana jak on sam. Nie decydując się na dalszy krok swoich poczynań, skierował się w stronę wielkiej kafejki, czyli tam gdzie Mike po raz pierwszy zabrał swoją byłą na kolację.

***

Krople deszczu spływał po szybie tak jak niewidzialna bezradność po twarzy Emily. Podniosła rękę i złapała za zieloną bluzkę. Stwierdzając, że nie zmieści się do wielkiego czarnego pudła wyciągnęła kilka rzeczy by jeszcze raz, na spokojnie powkładać rozrzucone przedmioty.
- Co ty robisz? – Spytał zdziwiony mężczyzna.
- Pakuję się – Oznajmiła mu po czym zaczęła wkładać porozkładane rzeczy. Teraz walczyła z kolejną pokusą, żeby nie spojrzeć mu w twarz. Nagle coś spadło na jej walizkę. Pęczek kluczy idealnie ułożył się wzdłuż ubrań, lecz po chwili ich harmonia zniknęła. Kobieta złapała je i poddała się, spojrzała na niego.
- Zostajesz tutaj – Emily miała zaprzeczyć lecz nie zdążyła – I nie obchodzi mnie to czy nie chcesz czy nie. Tu masz klucze, w garażu samochód, a jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń na mój telefon komórkowy. Więc…
- Doceniam twoją troskę, ale czy to nie czas poradzić sobie samemu? – Spytała.
- Myślałem że… - Zrezygnowany popatrzył na jej twarz – Że radzimy sobie od pewnego czasu jakoś razem. Bez względu na to co się dzieje.
- Już się spakowałam, a za chwilę wychodzę. Ty też za kilka godzin masz samolot więc w czym problem? – W tej chwili wstała i złapała w dłonie walizkę – Chester, zawieziesz mnie do mojego domu?
- Przepraszam, gdzie? – Spytał z niedowierzaniem.
- Mojego domu. Nie zapominaj, że to miejsce jeszcze istnieje w moim życiu– Powiedziała stanowczo.
- Nie jedziesz tam. Zamknę Cię tutaj, nie pojedziesz – Oznajmił po czym wyrwał jej walizkę.
- Nie mogę całe życie na tobie żerować! Mam swój dom więc oddawaj! – Krzyknęła i próbując przezwyciężyć Benningtona obaliła jego ciało na ziemię, sama przy tym upadając.
- Powiedziałem, że Ciebie tam nie zawiozę, a ty zostajesz tutaj.
- Nie decyduj za mnie.
- Będę za Ciebie decydował, bo w tej ruderze nie da się mieszkać!
- Dobrze – W tej chwili wstała z podłogi i zwróciła się ku niemu – Zawieź mnie do Ian’a. Zamieszkam u niego jakiś czas, dopóki nie znajdę sobie czegoś lepszego. Co ty na to? – Kobieta w tej chwili przejęła swoją walizkę z jego rąk i widząc bezradność w jego twarzy przekroczyła próg drzwi. Szybko zarzuciła na siebie kurtkę i spojrzała na Chestera.
- Więc? Chyba do Ian’a nic nie masz więc możesz zaryzykować. To mój brat, a wolę z kimś zamieszkać niż być sama.
Wiedząc, że tan pomysł będzie najlepszy wyprowadził ją przez drzwi swojego domu i przejął walizkę, kierując się ku bramie.

***

- Żegnasz się ze mną jakbyś wyjeżdżał na kilkanaście tygodni – Zaśmiała się wyciągając walizkę z samochodu. Mężczyzna nie dając po sobie poznać, że w następnych dniach może się coś stać i wtedy go nie będzie zachował pokerową twarz. Uśmiechnął się i spojrzał na kobietę, która w tej chwili stała naprzeciwko wielkiego domu swojego brata i jego rodziny.
- Zadzwoń jak dojedziesz – Powiedziała do niego i go objęła.
- Obiecuje – Odpowiedział jej po czym lekko odsunął. Swoimi brązowymi oczami spojrzał na jej policzki, włosy, usta… Uśmiechnął się po raz kolejny po czym powiedział:
- Jesteśmy jak dzieci – Wtedy złapał za jej kosmyk włosów – Niby to tylko kilka dni, ale…
- Poradzę sobie – Uprzedziła jego wypowiedź – Zresztą, ogarnijmy się już, bo tak naprawdę żadnego dramatu nie ma – Zaśmiała się wpatrując w jego oczy. Kiwając pozytywnie na jej wypowiedź przybliżył się do niej i lekko pocałował w czoło. Widząc niezdecydowanie w czynach Chestera, oznajmiła z lekkim śmiechem:
- No, na co czekasz? – Rozbawiona popatrzyła na jego twarz, lecz po chwili poczuła jego usta. Przybliżył ją do siebie, w taki sposób jakby to było ich ostatnie spotkanie. Trzymając w jednej ręce walizkę, a w drugiej kurtkę mężczyzny oddaliła się lekko i powiedziała:
- No już, bo na Ciebie czekają – Po tych słowach Chester wsiadł do samochodu bez słowa. Pomachał jej po raz ostatni i zapaliwszy silnik odjechał z miejsca.
Emily stała tak jeszcze przez kilka minut. Przed bramą Ian’a spędziła dobre pięć minut, wpatrując się w spadające krople deszczu. Jedna za drugą goniły się, jakby każda z nich chciała wygrać te bezpodstawne wyścigi. Jednak po jakimś czasie z tego zrezygnowała. Zrobiła jeden krok, później następny. Tak znalazła się w następnej uliczce. Stanęła z walizką i oszacowała, że powrót do domu zajmie jej najwyżej pół godziny drogi.

***

Nic się nie zmieniło. Uliczki nadal emanowały szarą i niezrozumiałą energią, a pobliskie drzewa przecinały swoimi ostrymi gałęziami pozytywne uczucia wszystkich ludzi. A może nie wszystkich? Może tylko jej się wydawało, że to wszystko obraca się wokół niej? Tak czy owak przekroczyła furtkę do swojego domu. Wiedząc, że pierwszy raz od powrotu ze szpitala spędzi tam całą noc przeszły ją dreszcze, ale uświadamiając sobie to poczuła nawet ulgę. Że pokonała tą wyimaginowaną barierę swoich niezrozumiałych uczuć i zdecydowała się powrócić na stare śmieci.
Otwarła lekko drzwi do domu i zrobiła krok. Jednak ku jej oczom ukazała się koperta. Taka sama, którą dostała pewien czas temu. Zaciekawiona schyliła się po nią i weszła do domu. Ściągnęła płaszcz i zapaliła światło. Promienie lampy oświetliły całą ruinę jej domu, ale nie przejmowała się tym. Pomimo tego że zimne ściany nie emanowały jakąś czułością w jej stronę, ona pierwszy raz się nie poddała. Chciała coś zmienić.
- Czeka mnie cała masa roboty – Powiedziała w myśli i poszła do kuchni zaparzając sobie ciepłą herbatę. Czekając na gorącą wodę, zasięgnęła do kieszeni. Wyjęła kartkę papieru, którą przed chwilą wyjęła z drzwi wyjściowych i zgrabnie ją otworzyła.
Zamarła.
Jakby cios w serce, który sparaliżował jej wszystkie zakątki ciała.
Ta sama koperta.
Ten sam list.
Ten sam obrazek.
Lecz inne cyfry.
Czytając po raz kolejny zamieszczone liczby przystanęła na chwilę i schowała twarz w dłoniach. Nie rozpłacze się. Nie może w tej chwili się poddać.
Nic z tego.
Upadła na stół. Nie wiedząc co robić, zamknęła kopułę nie dopuszczając do siebie żadnych zewnętrznych czynników. W głowie było to samo. Tylko ten list. Zmarznięte uczucia spowodowały potok lodowatych łez.
Zaczęła patrzeć przed siebie. Przecież nic jej nie grozi. Pocieszała się w duchu jak tylko mogła, lecz bezskutecznie. Ułożyła w głowie cyfry: 1,3,1,1.
- Co to do cholery znaczy? – Krzyknęła w myśli. Zdezorientowana spojrzała jeszcze raz w głąb pomieszczenia lecz po chwili uświadomiła sobie, że teraz każdy jej ruch może być obserwowany przez Scotta. Przecież to on chce ją nastraszyć, on chce by bała się na każdym kroku. Pomyślała w duchu, że to za kilka dni się skończy, za około tydzień będzie rozprawa w sądzie więc wszystko się wyjaśni.
Po chwili wstała. Bezsilność jaka w tej chwili z niej wydobywała rozprzestrzeniła się na wszystkie strony. Nie wiedząc co ze sobą zrobić upadła na kanapę i po raz ostatni popatrzyła na otaczającą ją przestrzeń.


To tak: Dziękuje wszystkim za komentarze i za wytykane błędy. Tak, być może uzależniłam się od pewnych słów, przekonałam się o tym w tym rozdziale, ale chyba to w miarę sprostowałam. 
Więc zachęcam was do komentowania i pisania mi co jest źle :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział XXXIV



- Dziwnie tutaj – Zaczęła rudowłosa patrząc się w pomieszczenie do którego zaprowadził ją Shinoda.
- Dziwnie, ale przytulnie – Podsumował jej wypowiedź siadając na drewnianym krześle. Otulone półmrokiem światła w oddzielonym miejscu od reszty zagraconych stolików, dawało odbiegający od normy obraz kafejki.
- Nie porwiesz mnie potem prawda? – Spytała ze śmiechem – Bo wiesz, jak wydam dzisiaj całą kasę na ten posiłek to będę całkiem spłukana. Na taksówkę mi nie starczy.
- Na razie się tym nie przejmuj – Oznajmił z lekkim uśmiechem. Patrząc się w jej piwne oczy, które w tej chwili dawały mroczny charakter złapał delikatnie za kartę dań i wpatrując się w malutkie literki zadał kolejne pytanie – Coś zamawiasz?
- A coś proponujesz?
- Dają tu świetne hamburgery.
- To chyba nie dla mnie – Odparła z lekką nieśmiałością – Co powiesz na sałatkę?
- Sałatka? Naprawdę? – Spytał z niedowierzaniem.
- Coś w tym złego? – Wzburzona lekko kobieta łapiąc jego twarz swoim wzrokiem i nagle usłyszała odpowiedź:
- Nie żywię się sałatkami.
- My kobiety musimy dbać o linię – Wyszczerzyła się do niego podnosząc swoje pomalowane na czarno brwi.
- Do końca życia będziesz mi to wypominać, tak? – Zapytał nadal wpatrując się w kartę.
- Trzeba było mnie tu nie sprowadzać – Oznajmiła po raz kolejny i ponownie podkreśliła – Biorę sałatkę.
- To ja zostaje przy poprzednim.
- Jak wy możecie jeść jakiekolwiek mięso? Nie wiesz co się dzieje z takimi zwierzętami? – Spytała podniośle.
- Jak ty możesz jeść rośliny? Wiesz że moje jedzenie załatwia się na twoim?
- Jesteś niemożliwy! – Krzyknęła oburzona.
- Kto to mówi, co? – Zaśmiał się po raz kolejny – Ej, nie no siadaj! – Krzyknął widząc kobietę, która podnosi się z miejsca. – Gdzie idziesz? – W tej chwili złapał za jej rękę.
- Szalik mi upadł, nigdzie się nie wybieram. Uwielbiam twoje racje, które w moim mniemaniu brzmią bezsensownie – Rzekła podnosząc się z podłogi.
Mike popatrzył na nią rozbawiony. Czerwień pochodząca z jej zmarzniętych policzków idealnie rozprzestrzeniła się po całym ciele, tak że nawet makijaż nie pozwolił na ich zakrycie. Krwiste wypełnione usta były tak naprawdę jej atrybutem, zaraz po włosach w podobnym kolorze. Nie jedna kobieta mogłaby jej pozazdrościć urody, jednak ona nie zwracała na nią zbytnio dużej uwagi. Chcąc nie chcąc, sprawiała u mężczyzn osłupienie gdy przechodziła obok nich. Czujący lekki i delikatny zapach jej perfum nie mogli odzwyczaić swoich nozdrzy przez kilka dobrych minut.
Zerknął na nią po raz kolejny po czym wstał z siedzenia.
- Czyli to co mówiłaś tak? – Kobieta kiwnęła pozytywnie głową i przeprowadziła mężczyznę swoim wzrokiem do lady. Nie minęła chwila gdy znowu mogła go ujrzeć z bliska z jedzeniem w ręku. Podał jej delikatnie dietetyczne pudełko i sam wziął się za swoje.
- Smacznego – Odparł do niej uśmiechając się szczerze.
- Wzajemnie – Zaśmiała się po cichu i wzięła do swoich ust mały kęs zielonego liścia. Jej oczy nie ruszone wzrokiem mężczyzny kierowały się w stronę rozłożonego jedzenia.
- Opowiesz mi coś o sobie? – Spytał po pewnym czasie Shinoda.
- A co chcesz wiedzieć?
- Na przykład – Tutaj zrobił przerwę by ponownie spojrzeć na jej jedzenie – Dlaczego nie jesz mięsa?
- Nie lubię.
- Ale tak w ogóle?
- Tak. Ani żadnego kęsa – Uświadomiła mu – Może to jest głupie co powiem, ale nie mogę jeść mięsa ze świadomością że to kiedyś normalnie funkcjonowało. Takie dziwne, prawda? – Spytała teoretycznie i znowu wróciła do swojego monologu – Moi rodzice nauczyli mnie szacunku do zwierząt, miałam w domu kilka świnek morskich, dwa psy, trzy koty i akwarium z rybkami.
- Dużo tego… - Podsumował.
- Masz rację – Uśmiechnęła się – Ale nie żałuje. To mnie nauczyło tego że każde zwierze powinno żyć, pomimo tego jakie ono nie jest. Weźmy na przykład taką świnkę. Urodzi się taka różowiutka, później dorośnie a jej jedynym celem będzie usmażenie na patelni. Tak czy inaczej, trafi na stół. Chciałbyś tak żyć ze świadomością że żyjesz po to by Cię na końcu gdy będziesz w pełni sił.. wykorzystać? – Tu przerwała by spojrzeć na jego zaciekawioną twarz – Zwierzęta na to nie zasługują. Ludzie są podli, chyba nie wiesz co oni z nimi robią. Produkują na skale światową by potem zabić i cieszyć się z zarobków. Fajna mi uciecha, z cudzej śmierci.
- Masz gadane… - Zaśmiał się nadal jedząc zamówione jedzenie.
- A ty jesteś nieugięty – Podsumowała – Ja nie zmienię swojego podejścia. Teraz ty – Po chwili zwróciła się do jego brązowych oczu.
- Co ja?
- Opowiedz coś o sobie.. Jak głowa? – Zapytała z uśmiechem.
- Ale w sensie?
- W sensie czy nie boli – Zaśmiała się głośno – To jak?
- Nie odczuwam żadnego bólu, pani pielęgniarko. Za bardzo się o mnie troszczysz – Dopiero wtedy Lisa zauważyła u niego słodkie dołeczki spowodowane uśmiechem.
- A mam przestać? – Spytała zdziwiona.
- Nie, ty możesz troszczyć się o mnie wiecznie – Po tych słowach wstał i podał rękę kobiecie – Madam Grand, czy zechcę pani spędzić ze mną wieczór pod osłoną gwiazd, których i tak nie widać?
- Skąd znasz moje nazwisko, paniczu? – Spytała lekko zdziwiona.
Mike popatrzył na nią i nagle uświadomił sobie że się lekko wygadał.
- Długa historia… Więc jak?
- Z przyjemnością się z tobą przejdę – Wysłała mu szczery uśmiech i w tej chwili założyła na siebie płaszcz.

***

Brązowe oczy spojrzały na czarną kreacje. Brokatowa sukienka do kolan, którą kupiła dopiero niedawno ma okazję ujrzeć swoje światło dzienne. Rozłożona idealnie na pościelonym łóżku w drugim pokoju uporczywie spoglądała na jej właścicielkę z nadzieją że za niedługo znajdzie się na jej ciele. Nie myliła się. Nie mija chwila gdy kobieta zakłada na siebie ciemny materiał i tym samym przegląda się w lustrze. Z przejęciem analizuje każdy kawałek swojego zakrytego oraz odkrytego ciała i rozpuszcza włosy. Upięte w niechlujnego koka mają teraz okazję zabłysnąć całkowicie w świetle dochodzącego światła z żarówek. Ocenia swoją posturę. Spogląda po raz kolejny. Po raz kolejny to widzi. Ma to przed oczami.
Podnosi delikatnie sukienkę do góry by odkryć większy kawałek uda. Upewnia się czy drzwi do pomieszczenia są szczelnie zamknięte i staje ponownie. Robi to samo tylko że bardziej precyzyjnie. Tam kiedyś tego nie było. Kiedyś.
Uporczywie przechwytuje obraz znikłych już kresek i nagle coś słyszy.
- Jesteś tam?
Znajomy głos spowodował drgawki na jej całym ciele. Przestraszona sytuacją podchodzi lekko do drzwi i przekręca w prawą stronę. Po jakimś czasie staje przed nią lokator, któremu zawdzięcza to że codziennie nie budzi się z myślą o swoim byłym.
- Czemu się zamknęłaś? – Spytał przejęty.
- Po prostu chciałam się przebrać – Uśmiechnęła się i złapała za jego koszulę. Wprowadziła do pokoju i stanęła naprzeciwko niego znacząco się w niego wpatrując – I jak?
- Może być – Poważna mina mężczyzna diametralnie zmieniła się w lekki śmiech – Żartuje. Bardzo ładnie.
Kobieta popatrzyła na niego i poprawiła szerokie ramiączko od sukienki.
- No wybacz, ale w prawieniu komplementów mężczyźni nie są mistrzami.
- Tak? A ja słyszałam co innego – Zaśmiała się i stanęła przed lustrem. Zrobiła przerwę i przechyliła głowę w kierunku Benningtona – Dziękuje. Tak naprawdę myślałam że Ci się spodoba.
- Cokolwiek byś nie założyła podobałabyś mi się równie pięknie – Oświadczył stając za nią.
- Tak? I niby mężczyźni są słabymi komplemenciarzami… - Odwróciła się w stronę Chestera analizując każdy jego ruch.
- Tak jakoś wyszło – W tej chwili mężczyzna popatrzył jej w głęboko w oczy. Kobieta wyczuwając co ma w zamiarze zmieniła szybko temat uśmiechając się od ucha do ucha.
- Więc kiedy wychodzimy?
- Ja jestem gotowy.
- Już? – Zdziwiona oceniła jego posturę ciała – Szybki jesteś.
- No, w przeciwieństwie do was nie siedzę kilka godzin w łazience…
- No nie mów że w ogóle w niej siedziałam.
- Czyli to jeszcze przed tobą? – Zaśmiał się – No to jak się do północy wyrobimy będzie w miarę dobrze. Dobrze wiedzieć.
- Tak? – Kokieteryjnie spojrzała w jego wkurzoną, aczkolwiek śmieszną minę – Chcesz się ze mną o coś założyć?
- W jakim sensie? – Spytał zdezorientowany.
- Ja spędzę w łazience góra 10 minut. Zobaczysz!
- I mam Ci wierzyć?
- Bynajmniej powinieneś – Zaśmiała się tak samo jak on i podeszła pod drzwi – Daj. Mi. 10. Minut. – Powiedziała do niego tak by idealnie zrozumiał przesłanie – Zrozumiałeś?
Nie odpowiadając nic popatrzył na zdesperowaną kobietę i położył się na łóżku spoglądając w żółtawy sufit.

***

Para wysiadła z samochodu. Zimowe powietrze nie przeszkadzało im w spędzeniu tego wieczoru razem. Wręcz przeciwnie. Złapał za jej małą zmarzniętą rękę i popatrzył w niebo. Nie widząc nic poza szarymi smugami kłębiastych chmur, które były zaścielone mgłą ciemności, uporczywie szukał jakiejkolwiek gwiazdy. Nadaremnie.
- Impreza pewnie na całego – Zaśmiała się stojąc obok niego. Tak naprawdę mieli ochotę zadzwonić po resztę ekipy, lecz po wielokrotnym namyśle postanowili że spędzą ten wieczór tylko we dwoje.
- Jak nikt mnie nie rozpozna to będzie świetnie – Rzucił i wszedł do obleganego pomieszczenia. Nie zwracając już uwagi na jego rozbawioną minę zaciągnęła mężczyznę w głąb pomieszczenia i razem z nim zostawiła na wieszakach swoją kurtkę. Rozstawiając na uchwytach kawałek materiału, który tylko częściowo pomagał jej w ociepleniu swojego ciała, złapała jego dłoń po raz kolejny. Zima pomimo tego że należała do śnieżnych, zbliżała się ku końcowi. Bynajmniej tak sądzili. Temperatura zdradzała zamiar klimatu na następne dni więc bardzo prosto było wywnioskować to że jutro najprawdopodobniej pogoda się poprawi.
Popatrzyła się na twarz mężczyzny, który mimowolnie uśmiechnął się na widok kobiety. Bennington w tej chwili przepchał się przez znaczny tłum ludzi w klubie i usiadł na krześle przy barze.
- Dwa drinki! – Krzyknął do kelnera, który zrozumiał jego słowa.
- Chcesz mnie upić – Powiedziała zadziornie – Wybacz mi, ale ja tej nocy nie pije zbyt dużo. Zawsze to kończy się sklerozą.
- Wiesz, ja przeciwnie.
- Chester... – Mężczyzna spojrzał na Emily i wtedy zrozumiał przesłanie, które chciała mu przekazać kobieta.
- Nie opije się tak, okey? – W połowie usatysfakcjonowana złapała za dopiero co położony drink i lekko upiła łyk napoju.
- Sukces. Nikt się nie rzuca – Zaśmiała się po chwili.
- Wszyscy są zajęci – Odpowiedział jej tym samym – Nikt już nie pamięta o Chesterze, który swoją sławę wywołał skandalami z życia wziętymi – Uśmiechnął się – Już się do tego przyzwyczaiłem.
- Zresztą nie powinieneś zwracać na to uwagi.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Po jakimś czasie i tak wychodzą jakieś niesprawdzone plotki. No, ale… Takie życie – Zaśmiał się spoglądając w jej pomalowane oczy – Plotki to plotki. Ludzie się tym żywią, nie wiedząc że jedzą coś sztucznego. A najlepsze jest to żeby zjeść prawdziwe jedzenie musisz je dogłębnie poznać. Po tym będziesz wiedzieć po czym stąpasz – Zastanowił się przez chwilę i upił łyk alkoholu – Dzisiaj dzwonił Mike – Zmienił diametralnie temat. Zaciekawiona Emily przysunęła się do niego by dokładniej usłyszeć to co on ma jej do opowiedzenia.
- Odwołał dziejesz spotkanie w studio. Dlatego jestem tu z tobą...
- Dobrze wiedzieć – Lekko uniosła brwi do góry – A od rana przekonujesz mnie, że planowałeś to od dawna.
- Planowałem, to ze sobą nie koliduje – Powiedział – Ale nie o to mi chodzi. Mike nigdy nie przekładał prób. No chyba że był chory. Ogólnie ma fioła na punkcie punktualności oraz systematyczności. Choć i tak u niego to często zawodzi. Nasz kochany wielofunkcyjny robot będzie musiał sporo odrobić.
- Szczerze mówiąc przerwa wam nie zaszkodzi. Zapracujecie się – Oznajmiła po czym wstała i podała rękę Benningtonowi – Więc jak już masz tą przerwę to może z niej skorzystasz?
- Z przyjemnością – Ujął jej dłoń i z lekkością udał się na środek sali. Złapał za jej dłonie i po pewnej chwili dał się unieść fali dźwięku, które wysyłały wielkie głośniki.

***

Szczupła kobieta przekroczyła próg wielkiego pomieszczenia. Tak naprawdę nie widząc tego co przegotował dla niej towarzysz za wszelką cenę próbowała ocenić co to może być.
- Mike, mogę ściągnąć tą opaskę? – Spytała zrezygnowana – Za cholerę nie mam pojęcia co ci odwaliło.
- Poczekaj jeszcze chwilę – Powiedział do niej przeprowadzając rudowłosą przez wąskie drzwi.
- Poczekaj? Wywaliłam się na zaspie, nie trafiłam w drzwi chociaż mam nadzieje ze to były drzwi bo nic przez to dziadostwo nie widzę, wlazłam w coś lepkiego a ty mi mówisz chwilę? – Wzburzyła się.
Wtedy Shinoda stanął z tyłu kobiety i ściągnął z niej czarną narzutę, którą nosi od połowy drogi. Kobieta otworzyła oczy i widząc przypływający obraz z jej otoczenia zamarła.
- To o tą niespodziankę Ci chodziło? – Zaśmiała się przejeżdżając delikatnie ręką po zakurzonym blacie. – To zwykłe pomieszczenie – Uświadomiła mu nie widząc niczego szczególnego.
Ten nie mówiąc jej nic pociągnął ją do środka i wtedy ujrzała tak naprawdę to co miał na myśli.
- Ile instrumentów… - Rozmarzyła się. Podbiegła do gitary i chwyciła za koniec lecz po chwili ją odstawiła.
- Podobno grasz – Zaśmiał się.
- Ty! – Krzyknęła – Skąd wiesz?
- Potrafię czytać między wierszami twoich wypowiedzi – Lisa spojrzała na niego i ponownie klęknęła przed rozłożonymi przedmiotami. Z uczuciem patrzyła na przypływający impuls w jej umyśle, który za wszelką cenę kazał jej wziąć za jeden z nich i spowodować ich harmoniczny ruch.
- To jest niesamowite – Zaśmiała się i podeszła do Shinody – To tutaj pracujecie?
- Fajne pomieszczenie co nie? – Spytał się jej poważniej – Tak naprawdę to większość roboty należy do mnie.
- Zauważyłam że lubisz się przechwalać – Oznajmiła z przekąsem.
- Jestem strasznym chwalipiętą, fakt – W tej chwili podniósł swoje usta i wypuścił lekki śmiech – Razem z Bradem i Dave’m malowaliśmy ten pokój. Wiem że ich nie znasz, ale chyba musisz kojarzyć – Lisa zrobiła minę sygnalizującą że się myli a ten sprostował – Taki rudy i z szopą na głowie…
- Nadal nie wiem o kogo chodzi, nie mam daru zapamiętywania twarzy.
- Pomijając to meble są częściowo nasze. Widzisz? Nawet mamy cudne kwiatuszki – Powiedział z lekką ironią. Nie była ona spowodowana by wkurzyć kobietę tylko delikatnie wyśmiać się z jej wyczynów.
- Uśmiechnęłabym się, ale wyczuwam w twojej wypowiedzi sarkazm więc tylko rzucę głupie „Odwal się” i sama się oddalę – Oznajmiła. Nie zwracając uwagi na śmiejącego się mężczyznę podeszła do jednego z nich i złapała delikatnie jego listki w dłonie. Przyjrzała się szczegółowo danej roślinie i uśmiechnęła a duchu.
- Będziesz jeść? – Zaśmiał się ponownie.
- Nienawidzę Cię ty kretynie! – Krzyknęła i stanęła naprzeciwko niego. Po chwili wpatrując się w jego rozbawione oczy nie mogła wytrzymać i zrobiła to samo co on. Pomimo tego że sytuacja obrażała jej osobę pokładała się ze śmiechu i kierując swoją twarz w głąb pomieszczenia usłyszała nagle jego słowa.
- Napijesz się czegoś?
- Żebyś znowu nie uważał mnie za niepoprawnego roślinożercę, odmówię.
- Nie uważam Cię za niepoprawnego roślinożercę…
- Wcale – Powiedziała zmieniając swój głos na dziecinny – „ Jak można jeść takie coś, jak można coś takiego zrobić?” – Z przekąsem recytowała słowa swojego towarzysza – Odsuń się ode mnie człowieku i daj w skupieniu popatrzyć na te cuda…
Mike wpatrywał się w jej poczynania przez długą chwilę lecz po chwili pod wpływem impulsu zaproponował:
- Może coś zagrasz?
- A mogłabym? – Odpowiedziała niemal pewnie.
- Sam chce usłyszeć to na co Cię stać – Zaśmiał się.
- Pewnie potrafię więcej niż ty, mięsożerco.
- Nie zapominaj, że nie jesteś doświadczonym muzykiem! – Zaśmiał się i usiadł obok niej.
- Już? – Spojrzała na niego – Skończyłeś swoje przechwałki? Bo wiesz, ja może grałam w jakiejś kapeli… - Oznajmiła z dumą.
- Byłaś w kapeli?
- Nie – Odpowiedziała i oboje wybuchli gromkim śmiechem – Ale zawszę o tym marzyłam. Stałam zawsze przed lalkami i udawałam że gram na zabawkowej gitarze a potem kazałam im bić brawo. Widzisz? – Wtedy zwróciła się do niego – Granie na gitarze mam we krwi! – Po tych słowach ujęła przedmiot w dłonie i z czułością chwyciła za jego struny. Przycisnęła pojedyncze nitki i ruchem drugiej ręki po nich przejechała. Dźwięk rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu obijając się o przedmioty stojące obok. Cienka smuga hałasu błysnęła w oczach Shinody, który tak naprawdę nie wierzył w umiejętności nowo poznanej osoby.
- No nieźle, ale do perfekcji ci brakuje – Podniósł lewą wargę i wziął za przedmiot.
- Tak, będziesz mnie pouczał? – Zaśmiała się – Nieznaczący nic muzyczku…
- Nieznaczący? Uraziłaś mnie tym.
- Miało boleć, mięsojadzie! – Powiedziała.
- Nie odzywam się do Ciebie…
- To dobrze, bo teraz ty grasz – Uśmiechnęła się i podała Mike’owi przedmiot. Spoglądając w jej na czerwono pomalowane paznokcie już nic nie powiedział tylko ułożył przedmiot wzdłuż siebie i wpatrując się w niewielkie pudło zaczął grać te utwory, które najbardziej mu wychodziły.

***

Kobieta pociągnęła za sobą ciało Benningtona. Usadowiła go pod ścianą i uśmiechając się od ucha do ucha tak samo jak on ujęła jego dłoń. Ciemność tuliła jej czarną sukienkę, tak samo jak jego dłonie. Przybliżył bardziej i musnął lekko jej wargi. Zapomniawszy o całym świecie poddała się lekkiemu pocałunkowi. Szczerze mówiąc, pomimo tego że w jej krwi przelewał się żwawo wysoko procentowy napój wiedziała co robi. Alkohol nie otumanił jej umysłu, ale nie była tego samego pewna u swojego towarzysza.
Tkwili w nie obleganym pomieszczeniu na obrzeżach klubu. Lekkie światło jedynie lekko bujało się w jej rozpuszczonych włosach i tańczyło z jej słodkimi perfumami od których Bennington stracił głowę.
- Pójdźmy gdzieś – Zaproponowała cicho.
- Nie chce Ci się już tańczyć w towarzystwie tych ludzi? – Zapytał ze śmiechem.
- Wiesz, bardziej ucieszyłabym się ze spaceru. Więc jak? Zwijamy się?
- Dla mnie to kusząca propozycja – Odparł Chester i po chwili przystanął słysząc jej słowa.
- Nie mamy kurtek tumanie – W tej chwili wybuchła śmiechem. On zrobił to samo, lecz po chwili zmienił kierunek swoich kroków.
- Fakt, Pójdę po nie.
- To ja poczekam.
- Nie idziesz ze mną? – Spytał zaskoczony.
Ta pokręciła przecząco głową. Oparła się o ciemną ścianę i wsłuchiwała w dudnienie, które było nade słyszalne z pomieszczenia obok. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się w duchu. Mężczyzny nie było, została sama. Nie zastanawiając się zbytnio nad tym czy to dobry pomysł, z przejęciem wsłuchiwała się w dobiegającą muzykę. Czy to jest początek czegoś nowego?
- Przepraszam, mogę prosić panią do tańca? – Z transu wyrwał kobietę tajemniczy nieznajomy. Otworzyła szybko oczy i w nikłym mroku zauważyła lekko pijanego chłopaka w mniej więcej swoim wieku. Uśmiechał się serdecznie w jej stronę prosząc o niezwłoczną odpowiedź.
- Tak naprawdę zaraz mnie tu nie będzie – Odpowiedziała mu równie szybko.
- Szkoda – Powiedział – Co taka piękna kobieta robi w takim miejscu? Sama – Spytał.
- Nie jestem sama – Zaśmiała się.
- A z kim?
- To chyba nie jest stosowne pytanie – Stwierdziła.
- Nie, jak najbardziej. Bo jeśli z koleżanką to chętnie się z tobą przejdę.
- Nie trafił pan – Odpowiedziała.
- Nie jestem dobry w zgadywanki – Oznajmił i oparł się jedną ręką o ścianę – A może jednak zostawisz tego kolesia i się gdzieś ze mną przejdziesz…
- Przykro mi ale nie.
- Jesteś nieugięta.
- Nie jesteśmy jeszcze na „Ty” – Stwierdziła po chwili.
- A może zaczniemy?
- Wolałabym nie – Zakomunikowała i spojrzała w głąb by wydostać się z jego toku rozmów – I tak to nie będzie panu do niczego potrzebne.
- Panu? – Zaśmiał się – Jakiemu panu? George – Wtedy podał jej rękę lecz nie uzyskał odpowiedzi z jej strony.
- Często jesteś panie George taki… - Lekko się zastanowiła i rzuciła – Uparty?
- Często.. Bardzo często – Odpowiedział jej – Poznam twoje imię piękna tajemnicza nieznajomo?
- Nie – Zdenerwowana Emily popatrzyła się w jego twarz i nagle coś poczuła. Dziwny dreszcz przeszedł po jej ciele. Z osłupieniem spojrzała w jego dziwną uwodzicielką minę i lekko spojrzała w dół. Przestraszone oczy kobiety ujrzały niespotykaną posturę chłopaka.
- Niech pan weźmie te dłonie – ręce mężczyzny delikatnie ujęły jej lewe udo i z uporczywością wolno kierowały się w górę. Delikatnie ujęły jej czarną sukienkę i z zawziętością skierował pod nią swoje masywne dłonie. Przebłysk tragicznego obraz przeszył jej umysł. Zszokowana tym że być może to tylko zwidy zamknęła szybko oczy lecz bez skutku.
- Przejdź się ze mną… - Powiedział cicho.
- Niech pan mnie zostawi! – Krzyknęła do pijanego próbując wydostać się z jego objęć. Złapała swoją dłonią jego i z nieudanym skutkiem podniosła do góry. Nie uwolnione ciało krzyknęło po raz kolejny lecz bez skutku. Po jakimś czasie przegranej walki z natarczywym mężczyzną poczuła ulgę. Oderwane ciało powędrowało w zupełnie inną stronę. Nie wiedząc co zrobić na taki nie inny obraz, odetchnęła z ulgą lecz to nie dało jej ukojenia.
- Chester! – Krzyknęła w stronę chłopaka widząc jak ten powala natarczywego oprawce. Zakryła usta swoją dłonią i nie wzbudzić u siebie płaczu z przerażeniem patrzyła na to jak Chester postępuje ze sprawcą. Chciała ich odepchnąć, choć tak naprawdę wiedziała że dostał zasłużenie. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Popatrzyła w lewą stronę korytarzu i zauważyła nowe osoby, które najwidoczniej zauważyły bójkę dwóch dorosłych mężczyzn. Bennington nie zważając na przybycie nowych gapiów przyłożył jego ciało pod ścianą lecz po chwili sam dostał czymś twardym. Masywna ręka przecięła jego twarz szerokim łukiem sprawiając wielki ból w okolicy nosa.
- Jeśli macie się policzyć zróbcie to na zewnątrz!- Krzyknął ochroniarz odganiając zszokowanego Benningtona – Nie pozwalam sobie na taki obraz w moim klubie, zrozumieliście? – Krzyknął wkurzony biorąc oprawcę na drugą stronę. – No co? Wypad z klubu! – Wrzasnął rozganiając mężczyzn – Bo jak nie zadzwonię po policję!
- To cię nauczy sukinsynu! – Rzucił Bennington do odchodzącego mężczyzny i po chwili wstał, lecz to nie trwało długo. Położył swoją rękę na twarzy i zobaczył naprzeciwko stojącą Emily. Zszokowana całym zachowaniem objęła Chestera, lecz po chwili się odsunęła.
- Nic Ci się nie stało? – Spytała zdenerwowana spoglądając w półmroku na jego wyraz twarzy.
- Nic Ci nie zrobił? – Nie zważając na jej pytanie przejęty je stanem spróbował spojrzeć na kobietę. Nie myśląc o sobie w tej chwili złapał jedną dłonią jej policzka i delikatnie po nim przejechał.
- Nie, ale na razie się tym nie przejmuj - Uśmiechnęła się choć w głębi duszy myślała co innego. Wszystko się wymieszało, uczucia które tym razem nie wypłynęły z jej wnętrza tliły się w niej znacząco. Nie może teraz wybuchnąć płaczem, spanikować, zaszyć się w kącie. To nie jest czas.
- Macie pięć minut – Oznajmił do nich właściciel klubu i oddalił się w stronę głównego pomieszczenia.
- Chester, ty krwawisz! – Krzyknęła obudzona i z przejęciem wzięła jego rękę. Widząc strugi cieknącego płynu odsunęła się i uporczywie zaczęła szukać jakiegoś materiału, lecz bez skutku. Żadnej ścierki, papieru by podtrzymać krwotok z nosa.
- Nie potrzebuje…
- Potrzebujesz! – Przejęta zdjęła swoją ciemną narzutę, która przed chwilą zdobiła jej ramiona i zarzuciła ją Benningtonowi – Trzymaj.
- Zakrwawię Ci ją – Mężczyzna klęcząc nadal szukał czegoś innego lecz bezskutecznie. Jedynie widział mrok który stąpał po zakrwawionej podłodze.
- I co z tego? Wystarczy przez pewien czas – Wstała i podała mu rękę – Idziemy – Oznajmiła pewna swoich czynów.
- Gdzie? – Spytał zaskoczony przytrzymując jej narzutę pod krwawiącym nosem.
- Do szpitala.
- Nie jadę do żadnego szpitala! – Krzyknął.
- Nie bądź dzieckiem, dobrze? – Oznajmiła po jakiejś chwili i nadal uparta w swoich przekonaniach ujęła jego dłoń i przeprowadziła na świeże powietrze. Zimny powiew wiatru utulił ich zdenerwowane ciała. Spojrzeli na siebie w świetle lamp dochodzących z ulicy i nagle usłyszała odpowiedź.
- Nie jadę tam.
- Dobrze – Puściła ją nagle i stanęła naprzeciw niego – To gdzie chcesz jechać?
- Tu obok jest studio, Brad zawsze jest tym ostrożnym. Mamy jakąś apteczkę.
- Coś Ci się jeszcze stało? – Spytała po raz kolejny z przejęciem. Trzymając ciemny materiał, który z każdą sekundą stawał się cięższy i ciemniejszy drugą ręką złapał za jej zmarzniętą dłoń i powiedział cicho.
- Chyba nic – Powiedział ujmując jedną rękę jej plecy. Przyciągnął do siebie i powiedział cicho – Mogłem Cię wtedy ze sobą wziąć. Nic Ci więcej nie zrobił? – Spytał po raz kolejny.
- Nie Chester, nic więcej – Powiedziała do niego i dodała – Jedźmy do tego studia.

***

Kobieta przeszła przez próg przemycając przez otwór Benningtona. Mężczyzna z przesiąkającym materiałem oparł się o ścianę lecz Emily wyprzedziła go i zapaliła światło.
- Gdzie to jest? – Spytała podniesionym i zdenerwowanym głosem penetrując wszystkie szafki w pobliżu.
- Nie pamiętam. – Oznajmił przechodząc do tego samego pokoju co ona.
- Siadaj i się nie ruszaj! – Powiedziała do niego i pchnęła jego ciało w kierunku dużej kanapy. Ciało Benningtona runęło na miękki materiał i oparło się o jego brzegi.
- Trzymaj, nie wiem co to jest ale podtrzymaj tym – W tej chwili podała mu kolejny szmatę. Złapał szybko za nią i podłożył w krwawiące miejsce. Krwotok nie ustawał. Przez całe pięć minut było to samo, wycieńczony patrzył tylko na kobietę która z przejęciem szukała czegoś co by mu pomogło.
- To chyba koszula Dave’a.
- Trudno, nie obrazi się – Oznajmiła i nie odstępując jego o najmniejszy krok podeszła po szafki.
- Co tu się dzieje? – Spytał zdziwiony mężczyzna. Zaskoczona odskoczyła w bok i spojrzała w jego stronę. Zdezorientowany spoglądał na nią jakby szukał wyjaśnień jej zdenerwowania.
- Co ty tu robisz? – Spytała szybko.
- Co wy tutaj robicie, co? – Zrobił to samo - Gdzie Chester? – W tej chwili wskazała na kanapę. Shinoda podszedł do niego nawet nie wyjaśniając tego czemu się tu znajduje i z przejęciem krzyknął:
- Co ty znowu nawyprawiałeś?
- Mike gdzie macie apteczkę? – Spytała mężczyzny.
- W tej szafce – Krzyknął. W tym czasie kobieta szybko przedostała się do wskazanego przez przyjaciela mebla i wyjęła z niej małe pudełko. Ubrana w czarną kreacje na ramiączkach podeszła do niego i wyciągnęła z niego jakieś bandaże.
- Co on znowu zrobił? – Spytał po raz kolejny wyczuwając u niego alkohol.
- Mike, błagam potem Ci to wyjaśnię – Odparła z drżącym głosem – No i co ty mój bohaterze? – Spytała próbując się uśmiechnąć. Odkryła jego rękę i nagle usłyszała kobiecy głos nad sobą.
- Poczekaj ja to zrobię – W tej chwili jej delikatna ręka odsunęła dłoń Emily, a ta z wielkim zaskoczeniem spojrzała na rudowłosą.
- Przecież ja panią znam! – Krzyknęła – Albo mi się wydaje…- Tu zrobiła przerwę -  Zgłupiałam przez to – Oznajmiła zrezygnowana.
- Nie. Ja też panią znam, pani Deuce – Uśmiechnęła się lekko i powiedziała do stojącej obok osoby.
- Przynieś jakiś ręcznik nasiąknięty wodą. Zimną!
- Boli Cię coś jeszcze? – Spytała się poszkodowanego.
- No chyba nie… - Oznajmił otumaniony.
- Kontaktujesz? – Potrząsnęła jego ramieniem.
- Tak, ale weźcie coś zróbcie z tym nosem – Zrezygnowany popatrzył na Mike’a niosącego jakąś szmatkę.
- Połóż się i trzymaj to w okolicy nosa, zrozumiałeś? – Spytała kładąc delikatnie jego ciało. Podtrzymała swoją dłonią jego głowy i idealnie usadowiła na ozdobnej poduszce.
- Co się w ogóle stało? – Spytał po raz kolejny oczekując tym razem odpowiedzi ze strony Emily.
- Chester się pobił z jednym gościem w klubie.
- Tak po prostu?
- Mogę o tym nie rozmawiać? – Spytała z błagającym tonem w głosie. Nie zważając na jego podobny wyraz twarzy przysunęła się do Benningtona i spojrzała na niego z góry.
- Już lepiej? – Spytała z przejęciem poprawiając czule ręcznik z jego oczu.
- Mógłbym przyłożyć mu jeszcze raz – Zaśmiał się mimo tego że nie tego wymagała sytuacja. Spojrzał na jej brązowe oczy które emanowały czymś w rodzaju zdenerwowania i troski. Nie mógł sobie wyobrazić że po raz drugi mógł dopuścić do tych koszmarów nocnych, paniki i wylewu łez z jej strony. Bił się z myślą że pomimo tego że jej pomógł, mógł w ogóle do tego nie doprowadzić. Wziął do góry dłoń i nie zważając na stojącego obok Mike’a i jej towarzyszki, odgarnął delikatnie jej kosmyk potarganych przez wiatr włosów.
- Dziękuje – Z lekkim uśmiechem popatrzyła na jego wystraszone jeszcze oczy i zapominając o całym tłumie za sobą czule złożyła pocałunek na jego czole. Lekkie muśnięcie jej ust sprawiło osłupienie ze strony Mike’a. Odsunął się lekko i zasygnalizował u Lisy zrobienie tego samego. Wpatrując się w jego zmęczoną aczkolwiek uśmiechniętą twarz, dziękował sobie w duchu że nie zawalczył o Emily już na samym początku tylko zostawił to szczęście swojemu przyjacielowi.


Tak, jeszcze żyje.
Długo mnie nie było, fakt opuściłam się w wielu blogach ale postanawiam to nadrobić.
Sami rozumiecie: Sylwestrer, Nowy Rok, potem nauka, głupie poprawianie ocen i tak oto nie miałam czasu na czytanie waszych wpisów.
Więc nie bądźcie na mnie wściekli ( Choć powinniście być... )
Wczoraj postanowiłam napisać następny rozdział, minęło około miesiąca gdy pojawił się poprzedni. 
OneShot nie został odebrany przez was tak źle więc dziękuje. Za te wszystkie komentarze, fajnie że ktoś docenił kilka dni mojej pracy :D Dziękuje < 3