środa, 11 lutego 2015

Rozdział LIX



Szybkim ruchem wszedł w progi wielkiego korytarza i nie patrząc na idących obok ludzi przedostał się na sam koniec pomieszczenia. Uśmiechnął się w duchu i gdy miał już otworzyć drzwi usłyszał jak ktoś wzywa go, wykrzykując jego imię.
Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na zaskoczoną twarz Lisy.
- Co ty tu robisz?
Zdezorientowany oparł się jedną ręką o ścianę i ze śmiechem rzucił:
- Lisa, masz sklerozę?
- Nie mam – odparła poważnie – Emily wyszła wczoraj popołudniu.
- Słucham? – Spytał zaskoczony – Dlaczego ja o tym nic nie wiem?
- Jej brat miał do Ciebie zadzwonić…
- Szlag! – wrzasnął i poczuł jak brakuje mu oddechu. Dlaczego nie przewidział tego, że będzie chciał zgarnąć siostrę wtedy kiedy zniknie mu całkowicie z oczu? Idealne zagranie, tylko głupek by na to nie wpadł.
- Nie dostałeś żadnej wiadomości?
- Słuchaj – zaczął wiedząc, że za chwilę wybuchnie – Moje stosunki z Ian’em pogorszyły się w taki sposób, że gdyby miał okazję wydrapałby mi oczy. I szczerze mówiąc mu się nie dziwię – westchnął głośno i stanął prosto – On mi ją zabierze! Cholera jasna, on nie dopuści do tego by Emily do mnie powróciła!
- Chester! – złapała za jego ramiona chcąc doprowadzić go do porządku – Emily jest dorosła, wybierze to co będzie jej zdaniem najbardziej rozsądne.
- Przecież wiesz co się z nią dzieje! – wrzasnął – Gdzie on do kurwy był gdzie stracili swoich rodziców, gdzie był jak ten jebany Scott ją wykorzystał, gdzie był nawet teraz? Święty braciszek się znalazł! – sfrustrowany odsunął się od niej, lecz ona zatrzymała go ponownie – Nie mówię, że ja jestem idealny tylko…
- Jedź do nich – przerwała mu.
- Myślisz, że mnie wpuszczą? – spytał śmiejąc się pod nosem. To wszystko było takie pokręcone i beznadziejne, że z bezsilności chciał krzyczeć, płakać i zarazem się śmiać.
- Spróbuj – uśmiechnęła się.
- Wszystko już stracone – odparł opierając się ciałem o śnieżnobiałą ścianę – Ona tam albo zostanie, albo wyjedzie. Ja już jestem nikim.
- Emily dalej się kocha – podniosła jego podbródek, że gdyby nie wiedział, że ona i jego przyjaciel są parą, posądziłby ją o flirt – Jestem kobietą i kobiety tak jak mężczyźni, działają podobnie. Widzę to w niej – złapała po chwili za jego kołnierz, tak że Bennington jęknął z bólu – A teraz do cholery rusz dupę zanim naprawdę się załamiesz!

***

Siedziała w salonie z jakąś książką. Niby obejrzała okładkę, która mówiła, że książka będzie interesująca, ale w tej chwili stara się zmordować czterdziestą stronę.
- Kotku, potrzebujesz czegoś? – Brat wyrwał ją z transu, a ta słysząc jego zaczepkę pokręciła przeczącą głową.
Jedynie czego potrzebuje to świętego spokoju, nic więcej.
Wstała z kanapy i ruszyła w stronę schodów.
- Znowu uciekasz – zauważył Ian – Wtedy kiedy chcę z tobą porozmawiać ty uciekasz. Boisz się? – Spytał niepewnie.
- Nie – odparła cicho – Chcę zostać sama.
- Emily, ale porozmawiajmy…
- Ian, proszę – spojrzała na niego błagalnie – Nie dzisiaj.
- Zwariujesz przez tę ciszę!
- Już to zrobiłam – wydłużyła swoje usta w sarkastycznym uśmiechu i nie patrząc nadal na mężczyznę zniknęła mu z oczu. Kierowała się prosto, wzdłuż długiego korytarza. Spojrzała na ściany, były one ozdobione przeróżnymi fotografiami z ich życia. Ian z Annabelle na plaży, Nathan trzymający kolorową piłkę, znowu Ian z Annabelle, Nathan, Ian, Nathan, Annabelle…
Nagle coś spadło jej na nogę. Jęknęła cicho i spojrzała na swoje stopy.
Faktycznie, trzymała przed chwilą tę książkę, a ona po prostu wyślizgnęła się z jej rąk.
Czy aż tak bardzo ucieka myślami w przeszłość?
Przeszłości już nie ma.
Zaczyna się nowe jutro, jutro, które przyniesie więcej owoców i sprawi, że kobieta będzie tętnić życiem.
Westchnęła zrezygnowana i usiadła na łóżku, które przygotowali jej właściciele tego domu. Położyła się na miękkim materacu i zamknęła oczy.
Czy jest sens dalej ciągnąć znajomość z Benningtonem? Był przy niej cały czas, choć to nie było jego obowiązkiem. Patrząc na niego doznawała takiego samego uczucia jak przy początku ich znajomości. Intrygował ją, ale trzymała się na dystans. Tak jak teraz. A teraz wie, że będzie musiała do niego pójść i oznajmić, że propozycja sprzedania tego domu już jest w przeróżnej prasie informacyjnej.
Czy właśnie tego chciała?
Zaufała, pokochała, a w tej chwili od tego wszystkiego odchodzi.
Przewróciła się na drugi bok i czując lekki ból w okolicy policzka cicho syknęła z bólu. Mając przed sobą wielkie lustro spojrzała na swoje odbicie, którego wręcz nienawidziła. Tłuste włosy, poobijana skóra, wielka blizna na policzku, z którą najprawdopodobniej będzie musiała się oswoić do końca swojego życia.
Stara się nie zwracać uwagi na takie błahostki, wygląd w tym wszystkim nie jest najważniejszy, lecz pragnie wrócić do takiej postaci, jaką była przed porwaniem.
Zamknęła oczy. Dała się wsłuchać w głuchą ciszę, którą przerywały tylko delikatnie śpiewy ptaków za zamkniętym oknem.

***

Poprawił kołnierz swojej koszuli i stanął przed wielkim domem. Nie chciał być nieuprzejmy właśnie w tej chwili, ale wszystko co trzymał w sobie mogło mieć za chwile tragiczne konsekwencje.
To dziwne, jak człowiek z którym się praktycznie dogadywałeś może być dla ciebie taki obcy. Wiedział, że to zagranie miało na celu zemstę za to co zrobił miesiące temu. Doskonale był tego świadomy, że odzyskanie kobiety będzie trudniejsze niż się spodziewał.
- Cześć – rzucił szorstko widząc kto stoi za drzwiami. Ian oparł się o framugę drzwi i skrzyżował ręce. Wiedział doskonale, że może się go tu dzisiaj spodziewać.
- Cześć – odpowiedział takim samym tonem jak on – Emily jest u ciebie prawda?
- Jakie to ma znaczenie? – Spytał.
- Ma – rzucił wściekły – Chcę się z nią zobaczyć.
- Ona nie chce ciebie widzieć – uśmiechnął się lekko.
- Jesteś tego pewien? – Spytał nabierając do ust haust świeżego powietrza – Ian, proszę cię, nie zachowuj się jak dziecko. Nie będziemy jak kretyni rywalizować o osobę, która i tak jest bliska dla nas obu. Rozumiem, że to twoja siostra i chcesz, żeby było z nią jak najlepiej, ale trzymając ją na odległość ode mnie nie sprawisz, że będzie czuła się dobrze. I tak i tak, kiedyś dojdzie do spotkania, im szybciej tym…
- Słuchaj – przerwał mu – Emily jest zmęczona, nie ma ochoty w tej chwili widzieć ciebie, ani niczego co jest związane z tobą.
- Nie wierzę ci – odparł zaciskając pięści – Ona na pewno tak nie stwierdziła.
- Już dosyć przez ciebie wycierpiała.
- A co ty możesz kurwa o tym wiedzieć? – krzyknął bezsilny – Ty też nie jesteś idealny!
- Nikt nie jest.
Bennington odwrócił głowę by poukładać swoje myśli. Czekał aż jego nerwy uciekną, a on zostanie sam.
- Emily sama wybierze ścieżkę, którą chce iść – wskazał na niego palcem – A ty nie będziesz jej rozkazywał jak ma robić!
- Coś jeszcze? – Spytał całkiem znudzony – Wiesz, nie mam zbyt dużo czasu.
- Wpuść mnie choć na chwilę.
- Po co prosisz, jak doskonale wiesz, że i tak tego nie zrobię? – przymknął lekko drzwi i rzucił – Masz jeszcze jakieś życzenie?
- Tak – odparł zrezygnowany – Chciałem jej powiedzieć, że za trzy dni organizujemy małe spotkanie u mnie w domu i zależy mi by Emily na nim była – spojrzał na niego i rzucił – Proszę, przynajmniej to jej przekaż. Jak nie będzie chciała pójść to nie przyjdzie. Tylko obiecaj, że jej to przekażesz.
- Wiesz, że nie mogę…
- To w takim razie sam jej to za wszystko powiem. Nie wiem jak…
- Dobra – przerwał mu ręką – O której to ma być?
- Osiemnasta?
- Dzięki – rzucił i zamknął drzwi cały poirytowany. Skierował się w stronę salonu i spojrzał na swoją żonę. Zaskoczona była tak samo jak on w momencie otworzenia tych drzwi. Przyjrzał się jej uważnie.
- Bennington?
Przytaknął głową i usiadł na krześle.
- Dlaczego go nie wpuściłeś? – Zaczęła – Przecież doskonale wiesz, że to co robisz jest absurdalne!
- Nie mów mi jak mam postępować z siostrą – nie przejmując się niczym wstał chcąc uniknąć zbędnej rozmowy.
- Ian! – wrzasnęła łapiąc go za dłoń – Co ty wyprawiasz?!
Spojrzał w jej duże oczy i odsunął jej rękę. Był wściekły, wściekły za brak wsparcia, za niezrozumienie jego uczuć i za niezrozumienie strachu, który co chwilę przy nim był i nie chciał za wszelką cenę go opuścić.
- Czego on chciał? – Spytała po chwili.
- Szczerze mówiąc chyba niczego – odparł po krótkim zastanowieniu i skierował się w stronę salonu. Wziął małego chłopca na ręce i usłyszał tylko głośne westchnięcie.
Życie byłoby zbyt idealne, gdyby każdy nasz sukces nie miał żadnych konsekwencji.

***

Tkwił na łóżku, a jego oczy wpatrywały się w śnieżnobiały sufit. Zaczął coś cicho nucić pod nosem, melodyjkę, która od bardzo dawna chodziła mu po głowie.
Nagle poczuł jak ktoś swoim ciężarem siada obok niego. Wgniótł delikatnie siedzenie, ale nie pozwolił Benningtonowi na jakiekolwiek wyrzuty z tego powodu.
- I co teraz będzie?
- Jak to co? – Zaśmiał się Bennington, wiedząc, że temat do śmiechu idealny raczej nie jest – Co będzie to będzie. Będę trzymał wszystkich w klatce, tylko dlatego, że nie chcę zostać sam? Wybacz, nie jestem Ian’em.
- A tak się lubiliście – zaśmiał się.
- Nigdy nie darzyłem go wielką sympatią – odparł szczerze – Nie przeszkadzał mi w niczym więc nie wiem dlaczego miałbym mieć coś do niego. Zresztą, to brat Emily…
Shinoda wziął do ust łyk piwa i podał w połowie pełną puszkę Chesterowi. Ten wstał i jednym ciurkiem wypił pozostałą zawartość.
- Ważne, że ci się z Lisą układa – odparł rzucając puszkę w kąt obok szafy – W końcu ci się udało spotkać kogoś kogo bym lubił. Gratuluję.
Shinoda spojrzał na niego zaskoczony i zaczął:
- Margaret lubiłeś!
- Tę wytapetowaną zdzirę? – zaśmiał się i widząc jego mściwy wzrok na sobie szybko sprostował – Jestem twoim przyjacielem więc albo mówię prawdę, albo po prostu nie mówię nic. Po prostu wiem, że moje gadanie nic nie da, zresztą ja też nie chciałbym żebyś aż tak wpieprzał się w moje życie – przerwał, by oprzeć się o tył łóżka – A z Margeret wiesz jak było i wiesz jak się rozstaliście.
- Mimo tego…
- Mike przestań! – krzyknął – Puszczała się na prawo i lewo i jeszcze ciągnęła za to kasę. Jessica zresztą lepsza nie była. Mike, do cholery przestań bronić osób, które cię skrzywdziły! Myślisz, że przez to będziesz świętym? Nie na tym życie polega – zwrócił się do niego – Ludzie mówią, że powinno się żyć na zasadzie „nie czyń innym tego, czego nie chcesz, by czynili tobie”, ale to jest zwykła ściema. Po prostuj traktuj ludzi, tak jak oni traktują ciebie. Proste?
Zamilkł. Skrzyżował swoje dłonie i głośno westchnął. Nastała chwila ciszy. Bennington wstał i rozprostował swoje kości. Otworzył okno na oścież i oparł się o parapet.
- Mike, bo w życiu to trzeba być stanowczym. Jeśli dajesz sobą pomiatać, to inni myślą, że jesteś słaby i to wykorzystają. Ty z wiekiem chyba się tego nigdy nie przekonasz. Masz za miękkie serce Mike. Cholernie dobre serce, ale cholernie miękkie.
- Ej! – zwrócił mu uwagę – Nie jestem mięczakiem, okej?
- Nie twierdzę, że nim jesteś – zaśmiał się – Gdybyś nim był, nie siedziałbym teraz z tobą, nie gadałbym o tych rzeczach, nawet nie wiem czy byś wytrwał do takiego stopnia kariery. Tylko chodzi mi o to, że do ludzi jesteś bardzo sentymentalny i masz wielkie wyrzuty sumienia jak powiesz coś co ich zrani.
- A ty ich nie masz?
- Owszem, mam – stwierdził – Ale nie do osób, które zrobiły świństwo mi. Zresztą, ty myślisz, że ja mam jakieś wyrzuty sumienia co do Scotta, jak dostał wtedy po mordzie?
Zaśmiał się, a Bennington widząc to lekko się rozluźnił.
- Jemu się należało.
- Jessice też się należało wiele rzeczy.
- Jessicę kochałem.
- No właśnie! – klasnął w dłonie – Ko-cha-łeś! – powiedział z naciskiem na ostatnią sylabę – Więc jeśli chcesz mieć szczęśliwe życie z Lisą to trzymaj się od tej zdziry z daleka.
Shinoda słysząc to oparł się plecami o szafę i zaczął się zastanawiać nad sensem jego słów.
- A Lisa to skarb, jeśli nie zabiła ciebie wtedy jak twoja była z wami zamieszkała – odparł wskazując na niego – Jesteś zwykłym, nic nie myślącym tępakiem Mike. Kochasz Lisę, a pomocy różowej barbie nie odmówiłeś!
- Przestań – machnął ręką.
- Jakie przestań? – odparł – Mike, rozgranicz to co możesz a co nie.
- Mam ja ci prawić kazania? – Rzucił po chwili – Trochę by się tego znalazło.
- Nie znasz natury ludzkiej Mike – zaśmiał się – Człowiek potrafi dawać rady, ale nie potrafi ich zastosować w swoim życiu.
- Czyli w takim razie jesteś zwykłym hipokrytą.
- Zawsze nim byłem – wyszczerzył się i rzucił – Dobra, koniec tego.
- Nie – przerwał mu sięgając po kolejną puszkę z piwem.
Bennington spojrzał na niego ukradkiem.
- Znaczy, chciałbym się ciebie czegoś poradzić, zresztą zawsze twierdziłeś, że robię głupoty…
- Mów – zachęcił go i oparł się o parapet.
- Chodzi o to, że chciałbym coś zrobić, ale boję się konsekwencji. W sensie, jestem dorosłym mężczyzną, powinienem się już tak trochę ustatkować. Wiesz o co chodzi. A to co mam w głowie od pewnego czasu nie wiem czy…
- Mike – zwrócił się do niego wyczuwając aluzję – Lisę znasz o roku, a jesteście razem kilka miesięcy. Nie za szybko?
- A jeśli czuję, że to ta jedyna?
Spojrzał na niego i wiedząc, że nie kłamie odparł:
- Jessice też chciałeś się oświadczyć, ale się nie udało. Może poczekaj jeszcze trochę? – wyjrzał za okno i rzucił – No wiesz, ja nie jestem tutaj by ci rozkazywać, ale nie chcę byś został odepchnięty albo co gorsza wykorzystany. Lisa cię kocha – przerwał by się zastanowić nad dobraniem idealnych słów – i ty kochasz ją, ale wstrzymaj się chwilę.
- Wiesz doskonale co czuję – odrzekł – Doskonale wiesz. Gdybyś miał okazję oświadczyłbyś się Emily. I nawet jestem tego pewien, że chodziły ci po głowie takie myśli. Gdyby nie ta głupota, ona siedziałaby tu z pierścionkiem zaręczynowym na palcu – usiadł z całej siły na stojącym obok fotelu i dodał przepraszająco uświadamiając sobie co powiedział – Dobra, nie powinienem mówić co by było gdyby…
- Rozumiem – odwrócił się w jego stronę nie urażony – To i tak nie ma zbytniego znaczenia.
- Chodzi mi o to, że sam czułeś w sobie, że to ta jedyna, że to z nią chcesz spędzić resztę życia.
- Dobra – przytaknął mu – Zrób jak uważasz. Twój przyjaciel Chester nie potrafi dawać rad miłosnych, wybacz.
- Umiesz – uśmiechnął się – Tylko w tej chwili ty ich bardziej potrzebujesz.
- Ja nie potrzebuję rad miłosnych – rzucił kierując się w stronę kuchni – Ja potrzebuję drugiej szansy, której się pewnie już nigdy nie doczekam.
- Wiesz co? – krzyknął Mike ze śmiechem – Chester, zrobisz coś dla mnie?
- Och – westchnął z lekkim uśmiechem – Jakie masz życzenie mój drogi przyjacielu?
- Najebmy się do nieprzytomności – odparł – Dawno już nie miałem w ustach dobrego alkoholu.
I nie tylko tego chciał. Tęsknił przede wszystkim za tymi dniami gdzie go nic nie obchodziło i gdzie mógł rzucić wszystko bez żadnych konsekwencji. Chciał choć na chwilę powrotu tego wszystkiego, na krótką chwilę.
Tylko na krótką chwilę.

***

Annabelle już od dłuższego czasu tkwiła w kuchni i wprawdzie nie miała nikomu za złe, że nikt jej nie pomoże, ale czuła zmęczenie. Pragnęła by w tej chwili pójść i położyć się spać zapominając o tkwiącym bałaganie nie tylko w tym pomieszczeniu, ale także w jej życiu. Nie widziała w Emily rywalki, wręcz przeciwnie. Uważała ją w tej chwili za kogoś innego, odmienionego, za kogoś kto potrzebuje nawet tej najmniejszej pomocy. Ale ona nic nie mogła zrobić, była tylko jedną nieznaczącą osobą w jej życiu, osobą, która odebrała jej brata wtedy gdy ona go najbardziej potrzebowała.
Odsunęła przeszłość na bok, nie chciała dobijać bardziej dziewczyny, zresztą nie zasłużyła na to w tej chwili.
- Kochanie, wychodzę – Ian nachylił się by złożyć pocałunek na jej czole i pochwycił za czarną teczkę.
- Jest za dziesięć siódma! – zwróciła mu uwagę – Gdzie idziesz?
- Wezwanie służbowe. Nie martw się, jak wrócę to ci to wynagrodzę – uśmiechnął się szeroko i po chwili drzwi trzasnęły, a ona uświadomiła sobie, że w tej chwili została sama z własnymi myślami.
Nathan spał w małym pokoju, a Emily jak zwykle się zamknęła u siebie.
Nic nowego.
Czekając długo na ten moment uśmiechnęła się szczerze do szklanego naczynia i widząc swój podstępny uśmiech wytarła dłonie o suchą ścierkę. Zdjęła swój fartuch i rzuciła go na pobliskie krzesło, z nadzieją że nie upadnie na podłogę. Zresztą jakie to miało w tej chwili znaczenie?
Weszła do swojej sypialni i szybkim ruchem otwarła swoją garderobę. Ścigając się sama ze sobą w przeglądaniu przeróżnych kreacji złapała za czarną zwiewną sukienkę. Skrzywiła się lekko uznając, że będzie za mroczna i znowu zanurkowała w stercie rozwieszonych ubrań wyciągając kolejną sukienkę. Delikatny beż, nie obcisła, nie wyzywająca. Boże, pół wieku w niej nigdzie nie wychodziła. Dostała ją od Ian’a tydzień po ślubie, ale założyła ją tylko kilka razy.
Rzuciła ją na łóżko i wydobyła jeszcze jedną z czeluści wielkiej szafy. Nie za krótka granatowa sukienka z przeszytą koronką obok dekoltu. Idealna.
Złapała za te dwie ostatnie i szybko wkroczyła do pokoju Emily.
- Coś się stało? – Spytała nieśmiało prawie nieprzytomna kobieta. Otarła swoje zaspane oczy i przeklęła siebie w duchu, że znowu usnęła.
- Nic – uśmiechnęła się i położyła sukienki na jej łóżku – Jak dobrze, że mamy podobną figurę, tak byłby problem.
- Nie rozumiem – przykryła ręką usta by nie pokazać swojego ziewnięcia.
- Wstawaj i zbieraj się – uśmiechnęła się do niej życzliwie. Och, gdyby Ian wiedział, że słyszała doskonale ich rozmowę – Musisz jakoś wyglądać przy tym Benningtonie.

***

- Uwielbiam takie spotkania – rzekł z wielką pewnością Brad. Spojrzał na pozytywną minę Benniningtona, czując o co może chodzić i rzucił – Zaprosiłeś ją, to przyjdzie. Jestem tego pewien.
- Nie zrobiłem tego osobiście, a zaufałem temu dupkowi – przewrócił oczami – Spotkanie było z myślą o niej, wymyśliłem to na poczekaniu jak gadałem z nim pod tymi cholernymi drzwiami. Doskonale wiem, że w tej chwili potrzebny jest jej kontakt z rzeczywistością, a Ian zamiast ruszyć jej tyłek, pozwala jej na coraz większe zdołowanie!
- Spokojnie – uspokoił go kładąc rękę na jego ramieniu – Przecież wszyscy wiemy, że będzie dobrze. Nie może być inaczej.
W tej chwili podeszła do niego wysoka brunetka i objęła go w pasie.
- Bądź dobrej myśli – dodał i razem z kobietą udali się na zewnątrz pomieszczenia. Tak, Brad i jego nowa wybranka serca. Uśmiechnął się delikatnie, choć w głębi duszy rzygał tą całą miłością wokół. Można to pomylić z zawiścią, z zazdrością, ale prawda była zupełnie inna. Jego bolało wszystko wewnątrz, bo wiedział, że mógł mieć wszystko, a wszystko spieprzył. To było jak dotknięcie domku z kart. Niby jeden niespodziewany ruch, a wieża zawala się w całości i często potrzeba czasu by ją naprawić.
- O Emily! – ktoś krzyknął z oddala, a tym kimś okazał się być Joe – Boże, jakaś ty marniutka, kobieto! Przyznaj się, kiedy ostatni raz coś jadłaś?
Uśmiechnęła się nieśmiało i ledwie słyszalnie rzuciła:
- Och, chyba nie wyglądam aż tak źle – spojrzała w głąb pomieszczenia. Było wiele znajomych, ale kilka nowych osób doszło. Nie znała ich, ale wiedziała, że obecni tu ludzie doprowadzą do jakiejś pierwszej rozmowy. W tej chwili przeszła jej myśl, że kompletnie nie pasuje do tego pomieszczenia. Jest ono wypełnione optymizmem, a ona w duchu się taka nie czuła. Bała się, że przez swój stan może to wszystko zniszczyć.
- Źle? – zaśmiał się – Emily wyglądasz niesamowicie! Naucz mnie tak wyglądać, Tiffany narzeka, że często chodzę jak patałach!
- Bo tak chodzisz – uśmiechnęła się i uściskała swoją przyjaciółkę – Boże Emily, nawet nie wiesz jak tęskniliśmy.
Nagle zrobił się gwar. Nie czuła się w tej chwili swojo, ogólnie nienawidziła być w wielkim centrum uwagi, ale od pewnego razu życie nie pozwala jej się schować w cieniu. Witała się ze wszystkimi, ściskając, wymieniając uścisk dłoni, uśmiechając się.
Odsunęła się od nich i z uśmiechem jakiego jej brakowało przez te kilka tygodni spojrzała na stojącego obok Benningtona. Czuła, że sukienka staje się ciasna, a powietrze nie chce opuścić jej płuc. Ścisnęła swoje dłonie, ale nie na długo.
Podeszła do niego i wtuliła się w mężczyznę, który od samego początku wtargnięcia tutaj, wpatrywał się w nią jak w jakiś święty obrazek.
- Myślałem, że nie przyjdziesz – odparł mocno przyciągając ją do siebie.
- Przepraszam, że tak późno, ale dowiedziałam się o tym jakieś czterdzieści minut temu – rzuciła – Wiem, że Ian zachował się nie w porządku, ale nie miej mu tego za złe. Po prostu…
- Nie mów o tym – odparł dotykając jej ciemnych włosów.
„Boże jej zapach doprowadza mnie do szału!”
Przytaknęła i delikatnie odsunęła się od Chestera.
- Pięknie wyglądasz – odparł widząc jej skromną, granatową sukienkę. Nie miała zbyt dużego makijażu, tylko podkreślone rzęsy i delikatny podkład. Ale i tak dla niego wyglądała olśniewająco.
- Dziękuję – zawstydziła się lekko, jakby po raz pierwszy usłyszała ten komplement od tej osoby. Bennington widząc jej wahania złapał ją za dłoń i rzucił:
- Wiesz, nie będziesz, żałować, że tu jesteś. W tym towarzystwie nawet oglądanie transmisji z rozgrywek golfa nie jest takie nudne.

***

- Za ludzi, którzy bezwstydnie piją mleko prosto z butelki! – krzyknął Mike podnosząc do góry swój kieliszek z winem.
- Ej! – Lisa szturchnęła go w taki sposób, że pojedyncze krople alkoholu upadły na panele – Ja tu wyczuwam jakąś aluzję, ty…!
- Uwielbiam pić mleko prostu z butelki, a teraz po prostu wypiję za swoje zdrowie – zaśmiał się i położył rękę na jej udzie – Och, Lisa. Doskonale wiem, że uwielbiasz jak stawiam puste butelki do lodówki.
- Nie odzywaj się do mnie – rzuciła mu, ale po chwili położyła swoją dłoń na jego i zaczęła rozkoszować się smakiem dobrego wina.
- Słuchajcie! – krzyknął Joe – Chcieliśmy wam już coś oznajmić.
Zapadła przez chwilę grobowa cisza, którą jak zwykle musiał przerwać niekontrolowany śmiech Dave’a. Wszyscy spojrzeli na niego spode łba, a ten ruchem ręki oznajmił, że już spróbuje się opanować i nie zrobi nic z Brada włosami.
- Ustaliliśmy już datę ślubu – uśmiechnął się łapiąc swoją wybrankę za rękę. Spojrzał na nią ukradkiem i dodał – Za rok, 23 lipiec. Piękna data prawda?
- Czekaj muszę sprawdzić czy mam wtedy wolny czas by przyjść – rzucił Brad – Mam napięty grafik, a ty Joe nie jesteś uwzględniony w jakichkolwiek sprawach…
- Bardzo śmieszne – rzucił pół rozgniewany Joe, i to jego wypowiedź wywołała większą salwę śmiechu niż ta poprzednia.
- Tak czy owak – przerwała Tiffany – myśleliśmy nad jakimś naprawdę bajecznym weselem. Wybrzeża Miami! Letni klimat, drinki z parasolką i wszystko to o czym marzyliśmy przez całe życie.
- Albo ślub przy samej plaży, czujecie ten upał?
- Pierwsze wesele w którym będę uczestniczył w skąpych kąpielówkach – oznajmił Dave – Podoba mi się.
- Kupimy ci jakieś fajne – Tiffany puściła do niego oczko.
- Nie potrzeba – oznajmił – Już w poprzednim roku na urodziny dostałem takie fajne z konikami pony.
- I już mamy pierwszą atrakcję na waszym ślubie! – zaśmiał się Brad – Będę ci robił tyle zdjęć, że do końca życia będziesz się wstydził przed swoimi dziećmi, że tam byłeś!
- A panna młoda? – Spytał Chester – W sukni w tym piachu?
- Topless! – zaśmiał się Dave.
- Chciałbyś – wystawiła mu język i spojrzała na Roberta, który od pewnego czasu wpatrywał się na nią.
- Będzie wasz to sporo kosztować – zauważył Robert po krótkiej chwili namysłu.
- Cena nie gra roli – oznajmił Joe – Zresztą chcę wspominać ten dzień jak najlepiej.
- Mamy jeszcze jedną sprawę – oznajmiła i spojrzała na siedzącą obok Emily, która w tej chwili w ciszy popijała swój sok – Emily, chcemy byś została naszym świadkiem na ślubie.
Wszyscy spojrzeli na kobietę i widząc jej lekkie zmieszanie przeplatane z wielkim zaskoczeniem co chwilę analizowali jej każdy ruch.
- Ja? – Wręcz krzyknęła.
- Nie, proszę o to Ducha Świętego – zaśmiała się – Zgódź się. Zawsze chciałam byś towarzyszyła mi blisko w najpiękniejszym dniu mojego życia.
- Jasne… - uśmiechnęła się nieśmiało jeszcze nie dowierzając jej słowom – Tiffany, jasne, że nim zostanę – przerwała i odłożyła szklankę na stolik – Dziękuję za…
- Nie ma sprawy! – przerwała jej nagle rozbawiona – Zresztą, kto mógłby być lepszym świadkiem niż ty?
Chester rzucił do Emily oczko, a ta widząc to kątem oka odwróciła się tak by nie zdradzić swojego zakłopotania.
- Możemy teraz wypić za przyszłą parę młodą! – krzyknął Shinoda.
- Ty alkoholiku – zaśmiała się Lisa patrząc na mężczyznę. Ten uniósł dwie brwi sygnalizując jej, że te słowa nie mają dla niego większego znaczenia.
Wtedy Bennington podniósł się z miejsca, wiedząc, że ten ruch może być bardzo ryzykowny. Serce biło mu jak oszalałe, ale nie zwracając uwagi na gapiących się ludzi podał rękę Emily i z serdecznym uśmiechem rzucił:
- Idę się przewietrzyć – ujął jej dłoń i spojrzał na zaskoczoną kobietę – Pójdziesz ze mną?
Kiwnęła głową, wiedząc, że to będzie ta chwila gdzie na osobności porozmawia z Benningtonem i wyjaśni mu kilka bardzo ważnych spraw.
Ominęła malutki stolik i poprawiła swoją sukienkę. Zgrabnie przeszła przez próg czując coraz większe oznaki tchórzostwa.
„Zawróć, nie, nie mogę tego zrobić, przecież…”
- Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że cię tu wyciągnąłem – odparł siadając na ławce zrobionej z dębowego drewna.
- Nie, skądże – odparła jakby nieobecna. Zauważył to. Dotknął nieśmiało jej ręki, a ta czując te ruchy poczuła kolejne ukłucie w sercu.
- Rozluźnij się – uśmiechnął się delikatnie – Jesteś taka spięta, wiem, że może to nienajlepszy moment by prawić takie głupie kazania, ale jesteś wśród swoich.
Przytaknęła lekko czując jak krew w jej żyłach zaczyna wrzeć. Zdenerwowana, spragniona, zagubiona. Taka była.
- Wyciągnąłem cię tu tak naprawdę by oznajmić ci parę rzeczy – zaczął – Jeśli myślisz, że mi na tobie nie zależy to jesteś w wielkim błędzie – przerwał by na nią spojrzeć. Siedziała nieruchomo i wpatrywała się w daleką przestrzeń. – Wiem, że jest ci ciężko od nowa ułożyć sobie życie, straciłaś pracę, twoja psychika nie jest taka jak kiedyś, ale masz mnie. Przebrnę przez to razem z tobą, obiecuję – schował jej dłoń w swojej – Ale nie wyjeżdżaj.
- Prawie sprzedałam już dom – oznajmiła zaskakując tym samym Benningtona – Wczoraj dzwonił do mnie jakiś facet, który jest zainteresowany. Chester, ja już nie wycofam swej decyzji.
- Robisz to wbrew sobie prawda? – Spytał.
- Robię to dla siebie – rzuciła.
- Chcesz stąd wyjechać? – Spojrzał w jej oczy – Chcesz zakończyć znajomość ze mną i z innymi?
Odwróciła delikatnie głowę i zacisnęła usta.
- Nie chcesz tego.
- Ale chcę żyć normalnie – odparła praktycznie krzycząc – Nienawidzę tego domu, tych uliczek po, których wlókł mnie ten tępy kretyn, tych drzew, tego centrum miasta – uspokoiła się lekko i ścisnęła mocniej dłoń Chestera nawet o tym nie wiedząc – Chcę zapomnieć, a ten wyjazd mi w tym pomoże.
- Ale będziesz tam zupełnie sama – odparł – Emily, nie chcę byś wyjeżdżała. Jeśli przeszkadza ci to miejsce to zrobimy coś innego. Pamiętasz jak ci mówiłem, że moim marzeniem jest mieszkanie nad morzem? Możemy zamieszkać tam, pieprzę pracę i te inne mało ważne sprawy. Chcę tylko tego byś mnie nie zostawiała.
- Chazz… - rzuciła będąc bliska wybuchnięciu.
- Zostań – przybliżył się bardziej – Zrobię dla ciebie wszystko. Dosłownie wszystko. Chcesz stąd wyjechać? Dobrze, wyjedziemy razem. Ale razem, nie samotnie.
- Ja nie… - przerwała czując jak łzy napływają jej do oczu – Ja nie potrafię. Boję się, że już nic nie będzie takie samo.
- Bo nie będzie. Będzie lepiej – zastanowił się przez chwilę czy wracać do tego tematu, ale zaryzykował – Wiem, że nie potrafisz mi zaufać. Że zraniłem ciebie w taki sposób o którym nawet nie śniłem. Ale nic mnie z nią nie łączyło i nie łączy. Byłem wtedy pijany, totalnie upity jak świnia i… - przerwał – Daj mi drugą szansę. Pragnę tylko tego byś spróbowała po raz drugi mi zaufać.
- To już nie chodzi o tę sprawę… - przerwała mu niepewnie – Po prostu boję się.
- Mnie?
- Życia.
- To jak ze strachem przed ciemnością. Zawsze się tego bałem, a gdy kilka razy oswoiłem się z tym widokiem, to ciemność okazała się być przyjemna i miła – podniósł delikatnie jej podbródek – Jeśli ty będziesz używała życia coraz częściej nie będzie ono dla ciebie czymś okropnym. Musisz tylko chcieć.
Spojrzała w jego oczy. Serce. Serce chciało wyskoczyć i walnąć jej prosto w twarz.
„Odsuń się, zranisz go ty egoistko!”.
Zmieniła temat:
- Co się stało z Todem?
- Zginął – odparł po chwili – Zginął z rąk ojca. Byłem na jego pogrzebie – oczy Emily się wręcz zaświeciły – Musiałem mu po raz ostatni podziękować za to co zrobił dla ciebie w ostatnich chwilach życia. Chciał ci pomóc.
- Wiem – dotknęła jego dłoni – Dziękuję.
- Było mało ludzi – odparł – Bardzo mało. Czułem się tam samotnie jak ostatni kretyn, ale… Ale nie żałuję.
Uśmiechnęła się i poczuła jak Chester dotknął jej boku przybliżając ją bardziej do siebie. Byli coraz bliżej. Czuł jej oddech i to, że się denerwuje.
- Emily, może nie zawsze byłem taki jaki chciałaś bym był, ale się starałem – jego druga ręka zsunęła się z dłoni i dotknęła uda. Lubiła to, wręcz uwielbiała, zawsze o tym wiedział – Kocham cię.
Nastała niepokojąca cisza. Tkwiła obok niego, w jego ramionach i wręcz sama nie wiedziała czego chce.
Nie! Doskonale wiedziała czego chce.
Chce jego.
- Emily… - zaczął po chwili – Czy ty coś jeszcze do mnie czujesz?
I tym zagraniem trafił w same sedno całej sprawy. Zamknął ją we własnych myślach, sprawił, że nie potrafiła nic powiedzieć.
- Jeśli nie… - odparł choć tak naprawdę nie wiedział jak zakończyć tę wypowiedź. Jeśli nie to co? Zatrzyma ją siłą? Będzie od nowa chciał ją zdobyć? Będzie musiał przyzwyczaić się do porażki?
- Chazz… - zrobiła chwilę przerwy spoglądając na jego twarz – Nie potrafię chyba tak wprost na to odpowiedzieć. Po prostu wiem, że to nie ma sensu, że… - urwała. Widziała jego ciemne i tkwiące w bólu oczy – Ułożysz sobie teraz życie z kimś innym, ja wyjeżdżam by…
- Nie możesz mi tego zrobić, rozumiesz? – Odparł coraz bardziej zdesperowany – Pragnę cię. Cholernie cię pragnę, gdybym mógł cofnąłbym czas... Ale wiesz, że to nie możliwe.
Dotknął jej policzka. Delikatnie, bez pośpiechu przybliżył się w jej stronę:
- Wariuję bez ciebie – uśmiechnął się – Jesteś moim narkotykiem, tylko, że o wiele lepszym. Uzależniłaś mnie od siebie, a teraz chcesz mnie zostawić.
Nie odpowiedziała. Poczuła jak Chester oparł ich czoła i doskonale w tej chwili wiedziała, że będzie chciał przejąć inicjatywę.
Ukryła swój zdenerwowany oddech i zamknęła oczy. W pewnym momencie poczuła jak mężczyzna przybliża się bardziej. Dotknął delikatnie swoimi wargami jej ust i nagle usłyszeli.
- Ej chodźcie! Chester, zrobiłem twój ulubiony boczek!
Emily gwałtownie się odsunęła. Jakby ktoś niespodziewanie wbił szpilkę w jej ciało. Spojrzała na Benningtona i poprawiła jego kołnierz przy koszuli. Uśmiechnęła się nieśmiało i złapała za jego dłoń.
- Ile można was wołać?! – krzyknął po raz kolejny Joe – Wszyscy na was czekają…
Zaśmiała się lekko i razem z Benningtonem udali się w stronę domku.
- No wreszcie. Myśleliśmy, że zaginęliście i…
- Obiecuję ci stary – zaczął widząc jak Emily wchodzi do pomieszczenia – Wsadzę ci kiedyś ten długi kij w dupę i sam zrobię z ciebie ten cholerny boczek.
- Przeszkodziłem w czymś…?
Nie odpowiedział. Zły na siebie wszedł do swojego domu mając nadzieję, że jednak Emily posłucha jego próśb.

***

- Proszę przodem – uśmiechnęła się delikatnie w stronę mężczyzny.
- Ładna okolica – oznajmił widząc praktycznie samą otaczającą go naturę. Drzewa kołysały się w lekkim wietrze, a wiele ptaków przelatywało nad jego głową.
- Spodoba się tu panu – spojrzała na zegarek i dodała – Jest bardzo tu przyjemnie, mili ludzie,  spokój, cisza…
- To by właśnie mnie interesowało. Wie pani – zwrócił się do niej – Jako pisarz muszę mieć chwilę wytchnienia i spokoju by tworzyć.
Uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Wysoki, elegancko ubrany mężczyzna okazywał coraz większe zachwycenie tym miejscem. Nie sądziła, że tak szybko uda się jej znaleźć kogoś kto by był zainteresowany kupnem tej rudery, no ale cóż. Są jeszcze na tym świecie szaleńcy.
- A mogę spytać dlaczego pani sprzedaje ten dom? – Zaciekawił się – Nie podoba się pani, coś się stało…?
- Wyjeżdżam stąd – oznajmiła – Dom jest naprawdę przytulny i naprawdę trudno mi się z nim rozstać, ale wie pan. Czasami trzeba coś porzucić, aby coś zyskać – uśmiechnęła się w duchu, że to wszystko przychodzi jej z taką łatwością.
- Och! – niebieskie oczy wręcz zaświeciły się na widok tej małej uliczki, która prowadzi do pobliskiego parku – Moje dzieci będą wniebowzięte.
- Ma pan dzieci? – uśmiechnęła się – To będą bardziej zachwycone podwórzem obok domu.
- Idealnie! – odparł i ruszył za kobietą w stronę furtki – Bardzo podoba mi się ten płot! – spojrzała na niego zaskoczona. Przecież żaden normalny człowiek nie stwierdziłby, że coś jest w nim pięknego. Albo po prostu ona przestała już czerpać jakiekolwiek zadowolenie z życia.
Ale bardziej zdziwiło ją to co zobaczyła na ścieżce swojego domu.
Tulipany. Wszędzie żółte tulipany, rozsypane na ścieżce, na schodach, przed drzwiami.
- Tu był ogródek? – Spytał zdezorientowany.
- Nie… - odparła zaskoczona tak samo jak on – Ja naprawdę przepraszam, nie wiem skąd to się to wzięło. Jak wyjeżdżałam tego nie było…
Weszła na swoją posesję z planem posprzątania tego bałaganu. Złapała za jednego kwiatka i wiedząc, że to zajmie jej sporo czasu spojrzała na mężczyznę. Zakłopotany przyglądał się całemu zamieszaniu.
- Może ja…
- Nie, skądże! – Odparła chcąc jak najlepiej zachęcić mężczyznę do wejścia do środka – Ktoś bardzo dowcipny to zrobił, ale to nie oznacza, że nie może pan zwiedzić domu. Niech pan wejdzie.
Szli po rozrzuconych roślinach, rozdeptując kolejne płatki. Złapała za klucze od domu i szybkim ruchem otworzyła drzwi.
To co zobaczyła ją jeszcze bardziej zaskoczyło.
Wszystko wewnątrz odbijało żółty kolor. Te same kwiaty były teraz wszędzie – na podłodze, na parapecie, w dzbanach, w zlewie, w koszu. Żółty kolor wylewał się z jej przeróżnych szafek, a widząc serce zaczęło jej szybciej bić. Pierwszy raz spotykała się z czymś takim.
Zakryła dłonią swoje usta i widząc zmieszanie swojego gościa odparła:
- Niech pan się tym nie przejmuje, ja…
- Spokojnie – rzucił – Rozejrzę się tu tylko chwilę.
Będąc choć w duchu spokojna, że nie zrezygnował tak po prostu udała się w głąb pomieszczenia, w stronę salonu. Dosłownie wszystko było pokryte kwiatami.
- Co za szaleniec to zrobił?! – krzyknęła w myśli i nagle jej oczom ukazał się mały, wyróżniający się kwiat. Był to też tulipan, od reszty różniło go to, że jego kolor był w krwistej czerwieni. A na nim kartka.
Nie patrząc na swojego gościa podeszła do stolika i szybko ją wyciągnęła.

„W tej chwili są dwie rzeczy, których najbardziej pragnę – Ciebie i drugiej szansy.
Ch.”

Uśmiechnęła się nieśmiało. Ścisnęła mocniej kartkę i przegryzła wargę.
To właśnie wtedy sobie uświadomiła, że Bennington tak łatwo nie odpuści.
- Coś się stało? – Spytał kobiety obcy mężczyzna. Dopiero wtedy sobie uświadomiła że stała tu od kilku dobrych chwil w totalnym bezruchu.
- Nie… - pokręciła głową – Nie, wszystko w porządku – rzuciła i zaprowadziła mężczyznę na górę nie będąc już do końca pewna idei swojego wyjazdu. 


8 komentarzy:

  1. Jak zawsze w najlepszym momencie kończy się rozdział, ale cóż....
    Czekam na kolejny (i podobno) już ostatni.
    Weny i wszystkiego co tam sobie życzysz ^.^
    PS Mam nadzieję, że Emily i Chester się w końcu do siebie wrócą...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę uwierzyć,że zmierzasz ku końcowi ;c... Świetny rozdział jak zawsze ;) Mam nadzieję,że Emily i Chester będą razem... Pozdrówki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc tak. Dopiero teraz odważyłam się dodać komentarz, mimo tego, że czytam tego bloga od prawie samego początku...Podoba mi się ten rodział, ba cała historia. Jest inna i to właśnie w niej przyciąga, a długie rozdziały to już w ogóle kosmos. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia niż szczęśliwe :) Cóż...weny no i czakamy :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas jestem pełna podziwu za to, że piszesz takie długie rozdziały. Ja potrafiłam tak tylko wtedy, gdy byłam w czasie największej weny na swoje opowiadanie.
    Zaczynam nie lubić Iana. Rozumiesz, dlaczego, prawda?
    Jeny, jeżeli finalnie Emily nie będzie z Chesterem, to nie wiem, co sobie zrobię.
    Zaraz. Ja nie wiem co wtedy zrobię Tobie...
    Nie, no żart. Ja na przykład wszystko spieprzę na koniec.
    Joe i ślub. No, chyba najbardziej poważnie przedstawiony Hahn od czasów opowiadań o Linkin Park! Chociaż jedna osoba nie robi z niego totalnego idioty.
    Jak to fajnie, że Emily wreszcie zgodziła się porozmawiać z Chesterem. Mimo, że nie podjęła miliarda decyzji, jakiś krok w przód jest i jestem Ci za ten fragment bardzo wdzięczna.
    No i ten pomysł Chestera na samym końcu. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię takich rzeczy. Ja rozumiem, że faceci czasem wariują z miłości, ale wiesz. xD
    No więc ogólnie bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że jakoś przedłużysz to opowiadanie i wszystko szczęśliwie się skończy.
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem dumna z Ciebie, że piszesz długie rozdziały, które po pierwsze są znakomite, zawsze coś się dzieje i w dodatku urywasz w najważniejszym momencie...
    A tak po za tym to chcę powiedzieć, że mnie uzależniłaś od tego opowiadania i nie wiem co zrobię, kiedy ono się zakończy.
    Nie ma niczego, do czego mogłabym się przyczepić.
    Czekam na kolejny i życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam tego bloga w zasadzie od początku, ale po którymś rozdziale (jakoś wtedy, jak Mike po raz pierwszy był u matki Jessiki) jakoś tak przestałam czytać blogi i miałam przerwę ;-;. Wczoraj wieczorem przeczytałam zaległości i powiem jedno - jak zwykle jesteś w formie :D. W tych rozdziałach było tyle akcji, tyle napięcia. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze chwila i koniec opowiadania, bo jest jednym z moich ulubionych D: mam nadzieje na jakieś zakończenie pół na pół. Ani szczęśliwe, ani smutne. Coś w stylu, ze Emily jednak zostaje, ale nie jest tak sielankowo i będzie jeszcze potrzebować czasu, by zaufać Chesterowi i oswoić się z sytuacją ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwaga!
    Zmiana adresu mojego bloga!
    http://zagubieni-w-echu.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale skurczysyn z tego brata Emily, co za cham i prostak. Na miejscu Emily strasznie bym się wściekła, że albo nic jej nie przekazał i że układa jej życie po swojemu ._.
    Rozmowa przyjacielska Michaela i Chestera cudowna, taka prawdziwa :) ''- Najebmy się do nieprzytomności – odparł – Dawno już nie miałem w ustach dobrego alkoholu.'' A to zdanie sprawiło u mnie uśmiech :D
    Osz kurczaczki, Annabelle To nie taka zła babka! Na ten moment ją lofciam <3 :D
    Boże jak mi brakowało tych wypadów ekipowych, te śmieszne aluzje i szczerość uwielbiam jak opisujesz ich spotkania <3 Slipy w koniki pony wygrały XD Joe jak zwykle rozwala system po całości XD Boczeeek >.<
    TAK TAK TAK ! Chester znowu w grze! I czyżby zdobył serce Emily? Kurczę ale się wciągnęłam, czytam dalej <3 /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń