Przeczołgała się na drugą stronę łóżka i przytuliła niedbale
do siebie koc zasłaniając tym samym swoją większą część ciała. Mruknęła coś
niezrozumiałego pod nosem i przyjęła pozycję embrionalną. Otworzyła delikatnie
oczy i widząc jeszcze poranek zamknęła je ponownie, wracając do tego co wczoraj
się zdarzyło. Uśmiechnęła się w duchu gdy dokładnie sobie wszystko przypomniała.
Jak przyszedł Mike, jak po omacku szukali miejsca gdzie mogliby spokojnie
spędzić tę chwilę, jak mężczyzna przewrócił się o wystający kabel i runął z
całej siły na łóżko.
Nagle się wzdrygnęła. Wstała lekko i wiedząc, że Shinoda
powinien leżeć obok niej spojrzała na drugą stronę łóżka. Zdziwiła się gdy nie
zastała tam nikogo. Jej lewa strona łóżka była pusta, a w pobliżu nie zobaczyła
żadnego ubrania.
Przestraszyła się trochę, ale po chwili uświadomiła sobie,
że być może Mike poszedł gdzieś na chwilę do łazienki.
Wstała i założyła na siebie śnieżnobiały szlafrok. Opatuliła
się pod samą szyję i spojrzała za drzwi.
- Mike? – Krzyknęła niepewnie, ale nikt jej nie
odpowiedział. Czekała przez chwilę, a gdy nie usłyszała nic ponownie krzyknęła.
Zero odzewu. Zrezygnowana usiadła na brzegu łóżka i nie wiedząc gdzie w tej
chwili może być mężczyzna z którym spędziła dzisiejszą noc postanowiła wziąć do
ręki telefon. Czyżby w tej chwili ją olał?
Sięgnęła ręką do szafki i natknęła się na pewną kartkę.
Zdezorientowana wzięła ją w dłonie i zaczęła czytać.
„Przepraszam, że mnie
nie ma, ale miałem coś do załatwienia, a nie chciałem cię budzić.
Spotkajmy się później,
tak około 19.00.”
Uśmiechnęła się lekko i odłożyła kartkę do szafki. Usiadła
na łóżku i przetarła swoje oczy. Przejęta tymi kilkoma zdaniami schowała głowę
w dłoniach i odsunęła od siebie te myśli, których miała w tym momencie dosyć.
Nie chcąc do niego dzwonić spojrzała na siebie i próbując
przedostać się do swoich uczuć poczuła dziwny ucisk w sercu.
Podkuliła kolana i położyła na nich głowę. W tej chwili
pojawiło się coś innego. Nie sądziła, że po tym wszystkim może poczuć dziwne
wyrzuty sumienia. Shinoda wręcz się na nią rzucił nie pytając o zdanie, a ona
mu się oddała. A teraz jest nieobecny.
Czy byłby w stanie wykorzystać kobietę?
***
Słońce na dworze wręcz domagało się by kobieta wyszła z
łóżka i zaczęła dzień jak normalny człowiek, ale ona wolała go przeleżeć na
wygodnym materacu do samego południa. Zaspanym spojrzeniem oceniła swoje
wczorajsze wywody i widząc stos zużytych chusteczek higienicznych nawet się nie
zdziwiła. Chcąc prześwietlić swój zdruzgotany umysł zamknęła oczy i znowu poczuła
łzy, które z wielką siłą zaczęły się jej cisnąć do oczu.
Chester jest z Marlene.
Osoba, którą kocha jest z kobietą, której nienawidzi.
Jej wspaniałomyślny
ojciec chce jej pomóc. Tylko po co?
Jeśli nie przystanie na jego warunki, obiecał, że zrobi coś
Benningtonowi.
Tkwi w środku jakiejś głupiej zabawy. Cokolwiek zrobi odbije
się na jednym z nich. Jest tego świadoma. Jej ojciec nie należy do
najzwyklejszych ludzi na świecie, jeśli czegoś chce to dostanie to. Bez
wyjątku.
Przeczołgała się i wypiła jeden łyk wody. Po chwili doszło
do jej uszu ciche pukanie. Zaskoczona tym faktem założyła na siebie jakąś bluzę
i z początku chciała to zignorować, ale gdy pukanie nie ustępowało leniwie
podeszła pod drzwi.
Kiedyś by się zdenerwowała na jego widok, teraz szczerze
mówiąc wywołała u siebie lekki uśmiech.
- Cześć – skrzywił się trochę widząc nieogarniętą kobietę –
Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko w porządku…
- Bardzo się ostatnio o mnie troszczysz – uśmiechnęła się
lekko i nagle przypomniała sobie o tym, że jej oczy mogą być nadal czerwone od
płaczu. Próbując się tym nie przejmować odsunęła się lekko i dodała –
Wejdziesz?
Kiwnął pozytywnie głową i udał się w stronę kuchni.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i usiadł na jednym z krzeseł:
- Dlaczego płakałaś?
Zaskoczona jego pytaniem odwróciła się w jego stronę nadal związując
włosy w prostego kucyka i rzuciła:
- Nie płakałam…
- Nie ściemniaj – odparł - Możesz mi powiedzieć co się
stało.
- Wszystko już stracone i tyle – odparła wzruszając
ramionami – On ma inną, ja jestem w kropce, mój ojciec traktuje mnie za
własność…
- Ojciec? – przerwał jej nagle.
- Tod – zwróciła się do niego – Proszę, pomóż mi. Nie mam
pojęcia o co w tym wszystkim może chodzić. Ty wiesz na pewno, ale jednak nie
chcesz mi powiedzieć.
- Wiesz, że jeśli bym ci powiedział to jedyną podejrzaną
osobą będę ja?
- Dlaczego jesteś takim egoistą? – Spytała zdenerwowana – Ty
pierwszy mnie zaczepiłeś na tej ulicy, ty pierwszy groziłeś mi, że mi coś
zrobisz, ty pierwszy zacząłeś pieprzyć o moim ojcu. Należą mi się wyjaśnienia o
co w tym wszystkim naprawdę chodzi! – usiadła naprzeciw niego i spojrzała w
jego ciemne oczy – Boję się. On tu był. Kazał mi wyjeżdżać, groził Chesterowi i
mojemu bratu że coś im zrobi jak nie zgodzę się na jego warunki. Co ja mam
robić? Ja nawet nie wiem na czym stoję!
Wziął głęboki wdech i zdziwiony oparł się o oparcie krzesła.
Spojrzał zaskoczony na sufit i przegryzł wargę.
- Co ja mam robić?! Tod ty u niego do cholery pracujesz!
- Nie mam już z nim żadnego kontaktu, zrozum to! – odparł i
spojrzał na zszokowaną kobietę – Tak, miałem z nim pewne układy typu „Ty zrobisz
to, ty ją zastraszysz, a ja ci podaruję życie”. Tak było kilka tygodni temu! A
teraz? – przerwał nagle i widząc jak kobieta domaga się większych wyjaśnień
krótko dodał – Nie mam pojęcia co ma w planie, ale się dowiem.
- Ale o co chodziło z tym wszystkim? Po co on mnie szukał?
- Nigdy nie miał kogoś bliskiego, tak, to brzmi bardzo
dziwnie. Z tego co wiem jedyną miłością twojego ojca była twoja matka, ale ona
miała go gdzieś, zostawiła go i urodziła ciebie. A ty przypominasz swoją matkę.
Jesteście jak dwie krople wody, to samo zachowanie, te same oczy. Tyle razy to
słyszałem z jego ust. Teraz ten stary dziad został sam, a że mu się nudziło i
ma ful kasy to sobie przypomniał o tobie. Postanowił byś pojechała razem z nim,
bo nie ma nikogo kogo by kochał.
- Ja go nawet nie znam – odparła – Po co to wszystko? Nie
mógłby mnie tutaj zostawić i w ewentualności odwiedzać od czasu do czasu?
Byłoby wygodniej dla nas obu.
- Twój ojciec na kryminalną przeszłość – odparł – Nie może
tu zostać. Naraża się dosłownie wszystkim, ma swoją władzę. Jeśli ktoś mu
podpadnie zostanie uwiązany przy nim do samego końca, tak jak było ze mną…
- Z tego co wiem, mówiłeś, że on cię wykopał.
- Nie –odpowiedział krótko – Sam odszedłem, a teraz cierpliwie
czekam jak na jakimś rogu poderżną mi gardło – odparł szczerze – Tak Emily,
wiem zbyt dużo, a im się to nie podoba. Ile razy było tak, że ludzie przede mną
wymiękli? Potem znajdowano ich utopionych w rzece albo w ogóle ślad po nich
ginął. Ja o tym wiem. I ja jestem następny.
- Dlaczego odszedłeś? – spytała przerażona.
- Nie podobało mi się wiele rzeczy – zaczął – Widziałem, że
byłem tylko chłopcem na posyłki, który odwalał najbrudniejszą robotę. Z czasem
mi to odpowiadało, ale po jakimś czasie zacząłem uświadamiać sobie, że to nie
ma sensu – odpowiedział – A teraz modlę się by mnie nigdzie nie znaleźli.
- Musisz wyjechać – odparła przerażona – Gdziekolwiek! Boże,
Tod…
- Mam to w planie, ale na razie tego nie zrobię.
- Dlaczego?
- Bo ty tu jesteś. W każdym momencie on zada ci jakiś cios w
serce. Jak nie on to ty! Uwierz mi, to nie są przelewki…
- Po co to robisz? – spytała zdenerwowana tym co jej
powiedział – Musisz uciec! On cię zabije!
- I tak mnie nie wygonisz – zaczął ze śmiechem – Ja i tak
nie mam już życia.
Spojrzał na nią i złapał za jej rękę. Spojrzał na jej
roztrzęsioną twarz i zaczął:
- Wyjedź stąd – zaskoczona tą propozycją odsunęła lekko
rękę, ale ten przechwycił ją ponownie – Uwierz mi, on wie gdzie mieszkasz, wie
o tobie dosłownie wszystko. Myślisz, że skąd wiedziałem o twojej przeszłości?
Przez całe życie interesował się tobą, a ja miałem tylko doglądnąć co tak
naprawdę się u ciebie dzieje.
- Jak mnie podglądałeś? – Spytała zdenerwowana.
- Twój ojciec wpadł na bardzo banalny i stary sposób,
staremu kretynowi nie chciało się ślęczeć nad tobą cały czas. A ja miałem cię
straszyć, że jestem na każdym kroku, że widzę cię w każdym zakątku tego miasta –
zatrzymał się – Masz w domu podsłuchy.
Zaskoczona odskoczyła na bok i z histerycznym śmiechem
krzyknęła:
- Ty sobie teraz żartujesz, prawda? – złapała się za głowę –
Tod do cholery powiedz, że to nieprawda!
- Sam nie byłem do tego przekonany, bo myślałem że się
skapniesz, że jest coś nie tak. Podsłuchy, kamerki i takie tam…
- Wszędzie one są? – Przestraszona wstała z miejsca i uważnie
oglądnęła pomieszczenie.
- Były – odparł – Teraz ich już nie ma. Zdjąłem je jak ogarniałem
cię w tym hotelu. Nie mogłem pozwolić by…
- Teraz robisz z siebie bohatera? – krzyknęła – Dopiero
teraz gdy sprawa nabrała takiego tempa? Jesteś zwykłym sukinsynem! – odsunęła
się i rozplotła ze zdenerwowania włosy – Gdzie one były?
- Sypialnia, kuchnia, salon, łazienka…
- Nie, do cholery chyba nie chcesz mi powiedzieć, że w
łazience miałam kamerkę! – krzyknęła.
- Nie kamerkę, ale podsłuch – odparł – Nie jestem aż takim
zboczeńcem, naprawdę.
- Łaaał! – zironizowała – Jak dobrze, że jesteś taki łaskawy.
Wtedy coś sobie uświadamiając krzyknęła – Miałeś namiary na
moją sypialnię!
- Ojej, nie wiedziałem, że jak jesteś sama to chodzisz
czasem po niej nago po kąpieli.
- Ty skurwielu! – Wrzasnęła i pchnęła jego ciałem w stronę
drzwi. Rozbawiony z jej zachowania zaśmiał się głośno, choć wiedział, że nie
wymagała tego sytuacja. Dziwiąc się sile kobiety zachwiał się do tyłu i
usłyszał – Wynoś się! Nie pokazuj mi się na oczy, zrozumiałeś?!
- Nie powiedziałem nic złego! – odparł – Mogę ci nawet
powiedzieć, że masz się czym chwalić.
- Wypierdalaj! – Krzyknęła i zamknęła drzwi do swojego domu
z obawą, że nabyła ponownie niepotrzebnych rumieńców na policzkach.
Usłyszała jego pukanie, ale miała go gdzieś. Odwróciła się
zrezygnowana na pięcie, usiadła na wygodnej kanapie i zamknęła oczy by uspokoić
swoje myśli.
- Nie dasz sobie sama rady! – krzyknął zza drzwi – Masz
siedzieć w tym domu i nigdzie nie wychodzić! I w dupie mam twoje fochy! Masz
robić to co ci każe!
Nie zwróciła na niego uwagi tylko ułożyła się wygodnie na
kanapie podkulając do siebie zziębnięte nogi.
***
Rudowłosa stała obok domu Shinody czekając na jego
przyjście. Z każdą sekundą czuła coś innego, raz chciała zawrócić, a potem
ganiła siebie w myśli za to co się stało. Jednak nie żałowała żadnej sekundy
spędzonej z mężczyzną. Miała tylko nadzieję, że on też.
Nagle ktoś pojawił się zza uliczki. Spojrzała na niego
zdenerwowana i nieśmiało przeczesała włosy do tyłu. Czując coraz częstsze bicie
serca ścisnęła dłonie i słysząc jego zbliżający się krok uśmiechnęła się w
duchu.
- Cześć – zaczął mężczyzna stając naprzeciw niej. Uśmiechnął
się serdecznie i rzucił – Długo na mnie czekasz?
- Wystarczająco długo, by zrobić ci wyrzuty, że się
spóźniłeś – odparła przekonująco – Gdzie byłeś jak cię nie było?
- U Chestera – odparł bez emocji – Nie radzi sobie i muszę
robić za jego niańkę… - spojrzała na niego pytająco – Nie mówiłem ci, że Emily
i Chester się rozstali?
- Matko, nie… - zaczęła zdziwiona – Jak to?
- Długa historia, kiedy indziej ci ją opowiem – odparł po
chwili i pchnął dłonią jej ciało do przodu – Na razie zapraszam cię w me
skromne progi.
Uśmiechnęła się w jego stronę i otworzyła jego drzwi do
domu. Zostawiła za sobą czarną bluzę oraz trampki i usiadła na wielkiej kanapie
nadal przyglądając się zabieganemu mężczyźnie. Zerknęła na godzinę, dochodziła
dziewiętnasta dwadzieścia, a sama nie miała zbyt dużo czasu na całowieczorne
wymienianie zdań.
Oparła się o siedzenie i nagle zobaczyła jak Shinoda kładzie
na stolik szklanki z jakimś sokiem. Nie skupiała się teraz na tym, w głowie
chodziły jej o wiele bardziej poważniejsze myśli.
- Byłaś w pracy? – Spytał po chwili.
- Mówiłam ci, że mam wolne – uśmiechnęła się nieśmiało, za
co siebie nienawidziła. Udawała w wielu różnych sytuacjach że nic nie da jej
złamać, lecz w tej chwili czerwieniła się z każdej strony. Spuściła wzrok na
podłogę i usłyszała.
- Co cię dręczy?
- Mike musisz mi na coś odpowiedzieć – zaczęła, a ten
pozytywnie kiwnął głową – Zachowujesz się jakby nic się nie stało, a przecież
tak nie jest – spojrzała na niego i spytała – Mike, czy to był dla ciebie tylko
zwykły seks?
Zdziwiony jej pytaniem uśmiechnął się lekko i wstał siadając
obok kobiety. Objął ją ręką, tak by poczuła jego obecność przy sobie i zaczął:
- A jak myślisz?
- Sama nie wiem co mam myśleć. Zmyłeś się tak prędko, teraz
też udajesz takiego niedostępnego, a wczoraj było co innego…
- Lisa błagam cię, ty chyba nie myślisz, że mam cię daleko w
tyłku – zaśmiał się, a ten widząc jej wielkiego buraka na twarzy zaśmiał się po
raz kolejny – O kurcze, ty na serio tak myślałaś…
- Możemy zakończyć temat? – Spytała po chwili czując lekkie
zakłopotanie.
- Krępuje cię to? – Zaśmiał się po raz kolejny – Ej, no
myślałem, że ciebie nic w życiu nigdy nie zawstydzi.
- Mike, przestań.
- Mówienie o uczuciach cię zawstydza? – Spytał po chwili –
Powiedz o swoich uczuciach do mnie – odparł lekko się śmiejąc – I wiem, że
pewnie jakieś są, bo pewnie jakbym był ci obojętny to nie pozwoliłabyś bym cię
nawet dotknął. Znam ciebie, nie poszłabyś do łóżka z pierwszym lepszym
mężczyzną.
- Trudno mi mówić o tym wszystkim jeśli nie znam tego
wszystkiego co ty do mnie czujesz.
- Mam zacząć pierwszy? – Spytał po chwili łapiąc za jej rudy
kosmyk włosów. Ona słysząc jego uwodzicielski ton uśmiechnęła się lekko i
kiwnęła głową.
- Dobrze – zaczął i oparł jedną rękę o jej dłoń – Jesteś
wspaniałą kobietą, mało która jest tak piękna jak i na zewnątrz jak i w środku.
Z małymi wyjątkami, wtedy jak mnie tępisz zachowujesz się jak zwykła chamska
egoistka – spojrzała na niego ruszona – Ale co ja mam zrobić? Nie moja wina, że
jak na ciebie patrzę to wszystkie części ciała mi wariują, szczególnie ta
jedna.
Czując jego aluzję zaśmiała się głośno i odsunęła od niego
rękę:
- Jesteś okropny…
- Nie rozumiem… – odparł zmieszany – Chodziło mi o serce.
Spojrzał w jej oczy, a ta uświadamiając sobie tak naprawdę
sens jego wypowiedzi ponownie wybuchła śmiechem. Oparła się po chwili o jego
masywne ramię i usłyszała:
- Jeśli poczułaś się urażona tym, że wczoraj tak to wszystko
się potoczyło, to wybacz.
- Nie jestem zła. Po prostu źle to wszystko odebrałam. –
odparła po chwili – A wracając do poprzedniego
dnia to było bardzo przyjemnie… - uśmiechnęła się.
- Kurcze mówiłem ci, że nigdy nie spotkałem jeszcze tak
bardzo seksownej kobiety?
- Mówiłeś… – zaśmiała się lekko.
- Będę ci to wypominał, bo naprawdę jestem dumny z tego, że
taka kobieta siedzi obok mnie – odparł z uśmiechem i spojrzał w jej oczy.
Odwzajemniła jego uśmiech i delikatnie dotknęła jego warg.
Przekręciła się w jego stronę i runęła na jego ciało przygniatając go swoim
ciężarem. Zaśmiała się cicho, lecz dźwięk został stłumiony w ustach Shinody.
Dotknęła dłońmi jego ciemnych włosów strosząc tym samym jego niebanalną fryzurę
i poczuła jak Mike dotyka jej nagich pleców. Odsunęła się i spojrzała w jego
oczy.
- Wiesz, że wczorajsza noc i mi bardzo się podobała? –
Zaczął kokieteryjnie.
- A mi się zapadł w pamięć szczególnie ten moment jak runąłeś
jak długi, bo potknąłeś się o kabel.
- A ty zamiast mi pomóc zaczęłaś się śmiać – zrobił
stanowczą minę i dodał – To w tych momentach jesteś wredną i chamską egoistką.
- Dlaczego egoistką?
- Bo ja staram się ciebie jakoś zadowolić z każdej strony, a
ty parszywie śmiejesz się jak mi się coś nie uda…
- Biedny Mike… - zaśmiała się i pocałowała mężczyznę w sam
środek czoła – Jak ci mogę to wynagrodzić?
- Możesz mi powiedzieć teraz co ty do mnie czujesz – odparł
z lekkim uśmiechem. Zmieszana spojrzała na niego, lecz postanowiła przełamać
strach.
- Wiesz co jest na rzeczy – zaczęła niepewnie – Nie jesteś
dla mnie zwykłym Michaelem Shinodą, który gra w znanej kapeli i który jest
gwałcony w myślach większości kobiet.
- Schlebiasz mi złotko – zaśmiał się i poprawił swój
kołnierz przy koszuli.
- Mówię prawdę – zaśmiała się – Jesteś dla mnie głupim,
pokręconym Mike’iem, który uwielbia pisać piosenki o bakłażanach nawet nie
znając tych warzyw i tym który ma większe uczucia niż kilkaset ludzi razem
wziętych.
Uśmiechnął się i złapał za jej policzek.
- Chciałeś to masz – rzuciła zmieszana i oparła głowę o jego
ramię.
- Miałaś o mnie mokre sny? – Gdy to usłyszała zaśmiała się tak
głośno, że Shinoda wzdrygnął się na jej wysoki ton. Nie mogąc się uspokoić
zakryła dłońmi swoje usta – Sama mówiłaś, że ludzie gwałcą mnie w myślach… -
sprostował.
- Mike, ale nie ja – zaśmiała się – Ja miałam wczoraj okazję
– podniosła ze śmiechem jedną brew i dotknęła jego zaciśniętego kołnierza.
- Nie każdy ma takie luksusy jak ty, doceń to – odparł.
- Jesteś zwykłym zadufanym lalusiem, wiesz o tym, prawda? –
Spytała po chwili odpinając jego kawałek koszuli.
- Wiem… - zaśmiał się i oparł głowę o miękki materac. Czując
jak Lisa odpina kolejne guziki przy jego ubraniu uśmiechnął się i rzucił:
- Masz może jakieś plany? – Spytał po chwili.
- Mam kilka…
- A zapoznasz mnie z nimi? – Spytał patrząc w tej chwili w
sufit. Założył ręce za głowę i dał Lisie pole do popisu. Pocałowała go raz w
nagi tors i skierowała swe usta ku górze. Raz za razem kładła pocałunki na jego
ciele do momentu kiedy natknęła się na jego usta. Spojrzała na niego z góry i
oparła rękę obok jego głowy.
- Nie przestawaj… - rozmarzony jej poczynaniami dotknął jej
policzka i pocałował kobietę w same usta. Przybliżył ją delikatnie do siebie i
usłyszał:
- Nie mam zamiaru… - uśmiechnęła się i położyła głowę na
jego szyi, muskając ustami jego bladej skóry. Widząc jak Shinodzie sprawia to
przyjemność przejechała wargami po jego klatce piersiowej, ale postanowiła na
tym poprzestać. Położyła się na nim i zaczęła kreślić dłońmi dziwne znaki na
jego nadgarstku. Uśmiechnął się w duchu z jej precyzyjnych i przemyślanych
ruchów, które szczerze mówiąc mu się podobały.
- Jeszcze znowu przywalisz o jakąś szafkę… - zaśmiała się.
- Tym razem nie…
- Nie wierzę ci – zaśmiała się i z wielkim skupieniem
wsłuchiwała się w jego równomierne aczkolwiek szybkie bicie serca.
- Myślę, że musimy to jeszcze raz powtórzyć – stwierdził po
chwili kokieteryjnie.
- Czy ty mnie na coś namawiasz? – Spytała po chwili – Jesteś
niewyżyty seksualnie…
- Jestem niewyżyty tobą.
- Masz mnie tutaj – odparła – Korzystaj póki możesz.
Zaśmiał się cicho i wplótł swoje dłonie w jej włosy.
- O nie nie! – krzyknęła znacząco gdy coś sobie przypomniała
– Panie Shinodo, odpukuje mi pan spodnie – spojrzał na nią pytająco – Zepsułeś
mi przy nich zamek! Za bardzo nim szarpałeś. Czy ty nigdy nie miałeś z czymś
takim do czynienia?
- Z twoimi spodniami?
- Przestań! – Zaśmiała się – Czekam na nowe spodnie…
- A te są dobre? – Spytał po chwili.
- Te tak…
- To chodź, urwę ci też te. Będziesz miała nowe dwie pary,
co ty na to?
- Palant – rzuciła i wtuliła się w jego nagi tors wywołując
u Shinody jeszcze większy uśmiech niż wcześniej.
***
Potknęła się o własne nogi i nie zważając na ciemną uliczkę
dalej brnęła przed siebie. Tak by dotrzeć do celu. Przetarła czoło i stanęła po
chwili przed jego domem. Miała gdzieś co mówił jej Tod o wychodzeniu z domu.
Przecież nie będzie tam siedzieć jak na uwięzi.
Dotknęła klamki i szybko przedostała się do środka. Zapukała
kilka razy i oparła się z wielkim biciem serca o ścianę. W tej chwili
wiedziała, że wygląda okropnie, ale nie przejmowała się tym zbytnio.
Nagle ktoś otworzył drzwi.
Jego wzrok przeniknął po jej wszystkich zakątkach ciała.
Pojawiły się wielkie ciarki i łzy w oczach. Sama nie wie dlaczego tak było.
- O matko, Emily! – wrzasnął i po chwili przybliżył ją do
siebie. Z całej siły wtulił w siebie roztrzęsioną kobietę łapiąc za jej
rozdygotane dłonie – Gdzie ty się podziewałaś przez tak długi czas?!
- Mogę? – Zbywając go z pytaniem uśmiechnęła się lekko i
weszła w progi Shinody. Mężczyzna poprawił koszulę i pozwolił kobiecie usiąść
na jednym z krzeseł.
- Masz kogoś? – Spytała po chwili nieśmiało.
- Aktualnie nie – odpowiedział szybko i usiadł naprzeciw
niej łapiąc za jej dłoń – Nie było cię przez tak długi czas w domu, Ian nic nie
wiedział, Tiffany tak samo. Gdzie ty się podziewałaś?
- Śledzisz mnie? – Zrobiła pytający wyraz twarzy.
- Wiesz, że nie, ale bardzo się o ciebie martwiliśmy.
Nie chcąc wyjaśniać tej liczby mnogiej odwróciła wzrok i
spojrzała na stojącą obok paprotkę.
- Emily, przykro mi… - zaczął próbując patrzyć w jej oczy –
Nie sądziłem, że ten palant jest do takiego czegoś zdolny.
- Wiedziałeś o tym? – Spytała po chwili zaskoczonego
mężczyznę.
- Emily… - zaczął niezdecydowany. Czy w tej chwili powinien
skłamać i oczyścić się z utajania tej wiadomości? – To jest bardziej
skomplikowane niż myślisz.
- Tu nie ma nic skomplikowanego – odparła, ale po chwili
sprostowała – Nie, fakt. To jest skomplikowane. Cały czas zapewniał mnie i
nadal zapewnia, że mnie kocha, a tak to grzmoci się z tą lafiryndą w każdym
kącie, teraz z nią jest i pewnie wcześniej też coś było na rzeczy.
- Czekaj, czekaj – przerwał jej – Kto jest z kim?
- Chester z Marlene – odparła – Teraz ty mi nie ściemniaj,
bo sama niedawno się o tym dowiedziałam.
Sfrustrowany złapał się za głowę i nie wiedząc co powiedzieć
wypuścił powietrze z ust. Spojrzał na zrozpaczoną kobietę i bez przekonania
zaczął:
- On z Marlene? Nie, nie, nie… - zaśmiał się niepewnie – Kto
ci takich głupot naopowiadał? Ona?!
Przegryzła nerwowo wargę i skierowała wzrok na podłogę.
- Wiesz co? – Spytał po chwili – Myśl sobie co chcesz, ale to
też mi nie jest na rękę. Ty jakoś sobie radzisz, widać to po tobie. Ale widać
też, że nie możesz sobie uświadomić tego, że już nie jesteście razem. Ty nadal
go kochasz! – Krzyknął pokazując palcem w jej stronę – I powinnaś mimo tego
wierzyć mu, a nie Marlene.
- Mówisz o zaufaniu? – Spytała z niedowierzaniem – Może
sobie pomyliłeś sytuacje? Kto mnie okłamywał taki szmat czasu i leciał do niej
gdy ja siedziałam i potrzebowałam jego pomocy? Spotykali się często, pewnie i
też często coś między nimi dochodziło…
- Mogę ci przysięgnąć, że oprócz tej beznadziejnej nocy
między nimi nic nie było.
- A ty skąd ty to możesz wiedzieć? – Spytała zdenerwowana.
- Ufam Chesterowi i wiem, że żałuje tego co zrobił. –
powiedział i usiadł obok niej – Nie wiem jak jest u ciebie, ale ja teraz muszę
robić za jego opiekunkę, a uwierz mi, to nie jest łatwa robota zmuszać go do
jedzenia, wychodzenia z łóżka i tak dalej.
Zaskoczona zakryła dłonią usta, mając nadzieję że Mike nie
zauważy jej zakłopotania.
- Marlene mu nie pomoże?
- On nie jest z Marlene! – podniósł głos – Zrozum to, że ten
palant cię kocha. I nie przestanie kochać. Z każdym dniem jest coraz gorzej,
bądź tego świadoma. Pierwszy raz zauważyłem u niego łzy. Kiedyś udawał silnego
przed całym światem i za wszelką cenę chciał udowodnić, że nie rusza go jego
sytuacja, ale nigdy tak nie było. Nie chciał pokazać swojej słabości, chciał
być zawsze wyżej i wyżej, chociaż raz w życiu. Gdy coś zaczęło mu się układać,
wrócił do tego pieprzonego nawyku. Jemu trzeba ten alkohol wybić doszczętnie z
głowy, bo tak naprawdę nie wie co robi – odpowiedział jej i spojrzał w jej
stronę – Nie jestem tutaj by bronić Chestera, ani ciebie…
- Tylko po co? – Spytała podejrzliwie – Bronisz go i ja o
tym wiem. Jesteście przyjaciółmi. Ale Mike, spójrz na to z innej, obiektywnej
strony. Nie potrafię wybaczyć, jednemu wybaczyłam to wiesz jak skończyłam.
- Chester nie jest Scottem – oznajmił spokojnie – On nie
zrobiłby ci krzywdy. Prędzej sam dałby się poćwiartować niż patrzeć na to jak
coś ci się dzieje. Tyle razy słyszałem od niego, że sam wolałby cierpieć kilka
razy bardziej niż patrzeć na to co się z tobą działo po tym zdarzeniu ze
Scottem. On nie byłby do tego zdolny – zwrócił się do niej – Odpowiedz mi, czy
kiedykolwiek Chester cię uderzył?
- Nie, ale… - spojrzała w nagą ścianę – Ale ja go uderzyłam.
- Co? – Nie kryjąc swojego zaskoczenia podszedł pod nią i z
udawanym uśmiechem dodał – Uderzyłaś go? Jak?
- To nie moja wina, że się na mnie rzucił! – Krzyknęła
zażenowana.
- Nie rozumiem…
- Mike, czuję się okropnie. Nadal mam przed sobą jego
zabójczy wzrok po tym jak dostał ode mnie pięścią w twarz. Ale on mnie
bezczelnie pocałował! Nie pozwolił mi odejść, a potem by mnie zatrzymać
podszedł i… I to mnie zaskoczyło, wszystko wydawało się być takie jak przed rokiem.
Boże…
Zaskoczony jej reakcją stanął naprzeciw niej i zaczął:
- Przecież wiesz, że Chester nie mógłby nic ci takiego
zrobić. Emily, błagam, ty nie myl jego z tym dupkiem – przerwał nagle i spytał
– Co ty teraz planujesz zrobić?
- Wyprowadzam się z miasta – rzekła patrząc w jego oczy.
Wstał wściekły i walnął zrezygnowany pięścią w blat tak, że kobieta aż
podskoczyła.
- Jak to się wyprowadzasz?! Przez niego?! – Krzyknął po
chwili i próbując się uspokoić spojrzał w sufit.
- Nie wrzeszcz na mnie! – Krzyknęła zrezygnowana – Nie mogę
na niego patrzeć, zrozum to! – Obrzydzona swoimi słowami poczuła jak łzy cisną
się jej do oczu – Nie potrafię widzieć nas w przyszłości. Zranił mnie, chociaż
obiecał, że nigdy tego nie zrobi. Powiedział, że mogę zawsze na niego liczyć, a
te ostatnie tygodnie naszego związku były jedną wielką męczarnią.
- Kochasz go? – Spytał spokojnie.
- Dlaczego pytasz? – Spytała podejrzliwie.
- Odpowiedz!
- Nie! – krzyknęła zrezygnowana czując jak jej serce zaczyna
się kruszyć. Wiedziała, że ukrywanie swoich uczuć nie będzie miało pozytywnego
zakończenia.
- Kłamiesz – oznajmił – Nie możesz go przestać kochać, więc
to wszystko cię boli. Rozumiem to – usiadł obok niej i złapał delikatnie za jej
rozdygotaną dłoń – Ale nie wyjeżdżaj. Masz tutaj wielu wspaniałych ludzi. Masz
mnie, zespół, Tiffany, rodzinę. Dlaczego patrzysz tylko na niego?
Czując jak łzy cisną się jej do oczu zacisnęła usta i oparła
się o jego klatkę piersiową. Objęła go rękami i zamknęła oczy.
- Błagam cię, jesteś dla mnie przyjaciółką i nigdy nie
pozwolę cię skrzywdzić. Ale ty nie krzywdź też mnie…
Słysząc jego słowa wtuliła się w niego bardziej, a ten
złapał za jej włosy uspokajając rozpłakaną kobietę.
Czy w tej chwili powoli ją tracił?
Nie mogąc uświadomić sobie tego, że tak naprawdę ich
spotkania mogą się skończyć przez jego przyjaciela przełknął nerwowo ślinę i
oparł swą rękę na jej ramieniu.
W tej chwili nie uświadamiał sobie, że prawda jest zupełnie
inna.
***
Stanęła naprzeciw swojego domu i czując wielkie zmęczenie
oparła się o rozchwiany płot. Wszystko wydawało się być takie tajemnicze, a
gwiazdy które rozświetlały bezchmurne niebo snuły się po przestrzeni tworząc co
chwilę coraz bardziej rozmaitsze wzory. Spojrzała na nie i nagle wspomniała o
tym jak kiedyś sami patrzyli w bezchmurne niebo trzymając się za ręce. Jak
obiecywał, że będzie obok niej, że nigdy jej nie opuści i że nie pozwoli nigdy
jej skrzywdzić. Przez pewien czas tak myślała.
Spojrzała na swoją dłoń i nagle przypomniała sobie noc,
którą spędzili razem w swoich objęciach po tym jak Joe oświadczył się Tiffany.
Czując łzy w okolicach oczodołów przetarła drżącą twarz i przeklęła w myśli swoją
naiwność. Jak mogła wtedy uwierzyć w jego słowa, które mówiły o tym, że to oni
będą następni? Że to oni staną na ślubnym kobiercu zaraz po swoich znajomych?
Teraz wie, że to było jedno wielkie kłamstwo.
Przecież alkohol wyżerał mężczyźnie mózg, a co za tym idzie
racjonalne myślenie.
Podeszła po furtkę i nagle natknęła się na jakąś kopertę.
Złapała w ręce lekko ubłocony papier i szybko weszła do środka zamykając za
sobą drzwi. Usiadła na krześle i szybko ją otwarła.
Ten sam list, który dostała już kilka razy.
Jednak nie było tam jednej postaci. Tym razem było ich dwie.
Przyjrzała się bardziej tajemniczej wiadomości i zauważyła po chwili na drugiej
stronie następną. Czyli łącznie na jednej kartce było dwóch wisielców i jeden żywy
człowiek.
Wzdrygnęła się nie wiedząc kto mógłby je podsyłać. Tod
przecież zapewnił ją, że już nie ma z tym nic wspólnego. Parsknęła w myśli
wiedząc, że znowu dała się nabrać na te jego gierki i odczytała liczby.
0,1,0,5.
Oparła się o blat i nie mogąc ich rozszyfrować wzięła się za
ocenianie rysunku. Były na nim dwie wiszące postacie. Jedna płci męskiej i
jedna płci żeńskiej. Ta pierwsza była przekreślona, a druga była w idealnym
nienaruszonym stanie. Przerażona tym incydentem odsunęła od siebie wszystkie
negatywne myśli i nagle poczuła jak dreszcz zaczął po niej spływać. Wstała
gwałtownie i wyciągnęła z szafki kopie tych wcześniejszych listów.
Mając je w tej chwili przed sobą mogła pomyśleć bardziej nad
ich znaczeniem.
Nie mogła zapomnieć, że na końcu stała tajemnicza postać,
nad którą zamiast czterech cyferek były cztery duże pytajniki.
Co to miało znaczyć?
Przestudiowała po raz kolejny znane jej liczy i nagle coś ją
tchnęło.
Ujęła ostatni list i spojrzała na niego z każdej strony.
Przepisała cyfry tworząc w tej chwili datę, która nie była jej obca.
1 maj – data śmierci jej rodziców.
Zakryła dłonią usta i przerażona swoim odkryciem wzięła do
rąk kolejny papier.
Cyfry 1,3,1,1 tworzyły datę 13 listopada, czyli wtedy gdy
jej babcia odeszła ze świata. Czyli ten sznur na tym obrazku opasał jej szyję.
Została ostatnia kartka, bez zastanowienia stworzyła datę 12
styczeń i to w tej chwili wiedziała, że za tą datą kryję się dzień śmierci jej
dziadka.
Parsknęła przerażona i odsunęła się w bok.
Liczby tworzyły daty.
Dlaczego nie mogła wcześniej na to wpaść?
Wkurzona na siebie i za swój brak myślenia usiadła na
krześle i oparła się za siedzenie.
No tak, przecież została jej ostatnia osoba.
Przewróciła kartkę na drugą stronę.
Tym razem sytuacja była inna.
Sznur wisiał, drzewo było takie samo, tylko postać stała
obok niego, a data nie była ujawniona.
Dlaczego ktoś połączył tę postać z tą kartką?
Wiedząc, że tu jest ukryta jakaś aluzja i że powinna
bardziej się skupić na odgadnięciu tej zagadki przybliżyła kartkę do siebie i
czując jak łzy cisną się jej do oczu zacisnęła pięści.
Czuła się bezradna. Tkwiła w klatce, która była popychana z
kąta w kąt, a sama nie mogła nic zrobić. Uwięziona w sidłach swojego ojca wiedziała,
że każde przeciwstawienie się może skończyć się nieciekawie jednak była
świadoma tego, że musi się poddać.
Tutaj zwycięzca był ustalony z góry.
I doskonale wiedziała, że ona nim nie jest.
Nagle ją olśniło.
Przeglądnęła się obrazkowi bardziej i nagle poczuła silne
ukłucie w brzuchu. Dobrze wiedziała, że to jest ona. Że w każdej chwili może i
ona zawisnąć na drzewie jeśli nie podporządkuje się jego rozkazom.
Nie mogąc przyjąć do wiadomości tej myśli poczuła jak serce
zaczęło jej wyskakiwać z żeber. Jej oddech stał się szybszy, a myśli było tak
dużo, że jeden umysł nie był w stanie tego ogarnąć.
Będąc pewna, że się myli. Jeszcze raz popatrzyła na kartkę,
ale niby wszystko się zgadzało. Tak bardzo chciała być w błędzie.
Zakryła dłonią usta i bojąc się zostać w tym domu zupełnie
sama wzięła do ręki telefon. Szybko wybrała numer do Mike’a i nagle poczuła
mocne szarpnięcie za jej bluzkę. Przerażona podskoczyła na krześle i zobaczyła
jak ktoś wytrąca jej telefon z ręki. Krzyknęła głośno, lecz oprawca nie
pozwolił jej by zrobiła to po raz kolejny. Złapał mocno za jej usta
przybliżając jej głowę do siebie, a ta czując wielki ucisk na szyi zaczęła się
mocno wyrywać. W tej chwili każdy jej ruch wołał o pomoc.
Nie wiedząc kto może za nią stać spróbowała się odwrócić,
lecz ból jaki przeszył jej szyję nie mógł jej to w pełni umożliwić. Spróbowała
wstać z krzesła, ale niefortunnie. Jej ciało runęło z całej siły o zimną
podłogę wydobywając z siebie wielki huk.
W tej chwili była bez szans. Podniosła głowę do góry by rozpoznać
oprawcę, ale i tym razem to okazało się bezsensu. Przygniótł ją mocno do
podłogi i pociągnął mocno za włosy, tak że kobieta głośno krzyknęła z
przepływającego przez jej ciało bólu.
Zaczęła wić się jak wąż. Była bezsilna, z każdą sekundą
traciła tę nutkę nadziei, że to jednak jest zły sen.
Nagle poczuła mocne uderzenie w okolicy brzucha. Zwinęła się
w pół z bólu i będąc przerażona poczuła jak po jej policzkach zaczęły spływać
łzy. Jedna goniła drugą, ale i tak każda z nich finalnie upadała na podłogę.
Poczuła kolejny cios, kolejny i kolejny. Zawyła z
bezsilności i spróbowała złapać się za zmasakrowany brzuch, ale nieznajomy
uniemożliwił jej jakikolwiek ruch dłońmi.
Czuła, że z każdą chwilą jej świadomość zanika. W pewnym
momencie popatrzyła w dal nie wiedząc gdzie się znajduje i czy tak naprawdę
tkwi tu sama, czy jednak zwariowała.
Wrzasnęła z płaczem po raz kolejny prosząc przez łzy o
przystopowanie z cielesnymi ranami, ale to było i tak bez znaczenia. I tak po
pewnym czasie odczuwała je coraz mniej.
Spojrzała po chwili cała obolała w górę i zauważyła swój
telefon. Dłonią spróbowała delikatnie go do siebie przybliżyć, przecież tylko
wciśnięcie słuchawki mogło ją w tej chwili uratować. Przybliżyła się ciałem w
stronę przedmiotu i spróbowała przysunąć go do siebie bardziej. Była już bardzo
blisko, tak że wyciągnięta dłoń mogła poskutkować i jej pomóc.
Lecz tak się nie stało.
Nagle poczuła wielki ból jej miażdżących palców u dłoni.
Jej ostatnim obrazem było imię Shinody w wyświetlaczu
swojego telefonu. Potem wszystko zaczęło się zamazywać. Obraz, sytuacja, a
słowa wypowiedziane przez jej towarzysza były dziwne i nielogiczne. Chciała
podtrzymać u siebie jeszcze resztki świadomości, lecz to było niemożliwe po tym
jak poczuła, że dostała czymś w dokładnie sam środek głowy.
Tak jak mówiłam, rozdział dodany po tygodniu. Następny też planuję by taki był. Ogólnie teraz będę dodawać posty co 7 dni by skończyć tego bloga i wziąć się za inny.
Mam nadzieję, że tylko was nie zanudzam tym wszystkim.