wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział XLIX



Stanęła na wyznaczonej przez Toda ulicy i spojrzała na zegarek w telefonie. Jest dokładnie ta godzina o której się umówili. Oparła się o ścianę i czując na sobie mały dreszczyk emocji odsunęła od siebie głupie myśli. Tkwi w zupełnie nie obleganym miejscu, oprócz ujadających psów i syczenia kotów nie ma tu zupełnie nikogo. Gdyby to były godziny wieczorne można by było się nieźle przestraszyć, ale teraz nikt nie mógł jej nic zrobić. Chyba.
Minęło już 10 minut ich spotkania. Przez głowę przeszła jej myśl by do niego zadzwonić, ale przypomniała sobie, że nie ma jego numeru. Przeklęła w duchu i grzebiąc w pamięci kazała sobie przypomnieć prawidłową godzinę. A może to zła przecznica? Będąc w kropce zrobiła jeden krok do przodu i usłyszała niski męski głos.
- Nie idź nigdzie – zaczął przerażającym tonem, tak że w tej chwili Emily bała się odwrócić w jego stronę. Tkwiąc przed nim nie zrobiła żadnego kroku.
To nie był Tod.
- Kim jesteś? – Spytała kobieta.
- Bardzo mi przykro, że mnie nie znasz – zaczął – Twoi rodzice może i byli wzorowi, ale pod względem prawdy nie spisali się na medal. Zawsze mnie ciekawiło czy powiedzieli ci w końcu, że nie jesteś w 100% ich córką czy może…
- I teraz przyszedłeś grzebać w moim życiu? – przerwała mu nagle z jadowitością w głosie – Nie marzy mi się wybawiający mnie tatuś. Tatuś? – Zatrzymała się nie będąc pewna czy użyła prawidłowego określenia – Kim ty w ogóle jesteś?
- Dobrze trafiłaś – rzekł po chwili rzucając niedopalonym papierosem o kamienną ścieżkę – Chcesz się odwrócić?
- Nie – odparła – Chcę byś teraz zniknął i nigdy się tu nie pokazywał. Nie mam powodu ci wierzyć, nie mam podstaw do tego by skreślać mojego ojca. Nie chcę byś teraz mieszał mi w życiu, zrozumiałeś to? W końcu coś zaczęło się układać.
Poddała się. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła wysokiego masywnego mężczyznę. Jego rękę zdobił ogromny jednokolorowy tatuaż, a na twarzy nie miał żadnego zarostu. Łysina na jego głowie dodawała mu kilka lat, a sam wyglądał pod pięćdziesiątkę. Wzdrygnęła się i czując ciarki na całym ciele odsunęła się do tyłu. Nie tak to sobie wyobrażała.
- Po co tu jesteś? – Spytała przez zaciśnięte zęby – Gdzie niby byłeś mój tatusiu jak potrzebowałam kogoś bliskiego? Gdzie wtedy byłeś? Teraz jak mam ułożone życie myślisz, że będę tak naiwna?
- I tak jesteś Emily – słysząc swoje imię w jego ustach odsunęła się do tyłu – Patrz jacy jesteśmy podobni.
- Nie jesteśmy!
- Jesteśmy – Zaśmiał się – Nie widzisz tych oczu? Nie sądzisz, że odziedziczyłaś je po matce.
Będąc w totalnej kropce stanęła jak wryta i z otwartymi ustami próbowała zrozumieć każde jego słowo. Kim on jest?
- Nie wierzę ci, daj mi jakiś dowód.
- Twój dobrany ojciec nie mógł mieć dzieci – Odparł – Ian’a zaadoptowali jako pierwszego, bo nie było szans na wspólne potomstwo. A później? Później pojawiłaś się ty. Myślałaś, że jesteś ich cudem? – Zaśmiał się – Jesteś zwykła wpadką.
Czując w sobie zbierającą się złość zacisnęła dłonie. Widziała, że ostatnie zdanie wywołało u niej więcej emocji niż każde inne wypowiedziane w jej stronę. Czyli jednak to by się zgadzało. Ojciec nie mógł mieć dzieci. To w takim razie co z matką?
- Moja mama zdradziła ojca – rzekła bez emocji i oparła się o ścianę. Po chwili zaczęła trzeźwo myśleć – Nie wierzę ci!
- Nie musisz, mam dowody – Zaśmiał się – Wiedziałem, że tak będzie, więc byłem gotowy – Spojrzała na niego i nie wiedząc co myśleć zauważyła na małą kopertę. Wyciągnął z niej mały list i podał kobiecie – Wybacz, że bez zapowiedzi, ale to są próbki DNA moje i twoje.
- 97% - powiedziała bez zastanowienia i zatkała usta swoją dłonią by nie wybuchnąć płaczem – Skąd masz moje DNA? – Spytała z krzykiem po chwili.
- A czy to ważne? Mój kolega i ty macie się ostatnio bardzo dobrze.
„Zdrajca!”. Pomyślała i zacisnęła zęby. Jeszcze raz przyjrzała się testom i rzuciła kopertę na chodnik.
- To jest niemożliwe! – wrzasnęła – Kłamiesz, łżesz jak tylko się da! Po co ci to wszystko? By spieprzyć mi życie, by wpakować się do niego swoimi buciorami?! Nie chcę cię znać!
- Masz czarno na białym.
- To może być sfałszowane.
- Po cholerę miałbym fałszować wyniki? – krzyknął i dodał – Okey, nie wierzysz mi. Zobacz jeszcze moje zdjęcie ze swoją matką gdy było nam tak dobrze i wspaniale, a twój ojciec siedział w domu zarabiając na waszą szczęśliwą rodzinkę.
Czując wielką wściekłość przejęła zdjęcie i porównała urodę stojącego mężczyzny. Nie zmienił się tak dużo, tylko przytył, ale ta kobieta… Tak to jej matka.
- Daj mi spokój! – Wrzasnęła oddając mu także to zdjęcie – Odwal się ode mnie rozumiesz?!
- Jesteś w szoku, rozumiem – odparł – Jednak nie zamierzam cię ponownie stracić.
Rzuciła mu gniewne spojrzenie i odwróciła na pięcie. Poczuła jak świat zaczął jej się powoli rozmazywać. Przetarła rozpłakane oczy i powędrowała w drugą uliczkę. Wiedząc, że musi być silna zacisnęła dłonie i spojrzała w zachmurzone niebo. Czyli przez całe życie żyła w błędzie, a ta cała sprawa była jedną wielką paranoją. Nigdy nie czuła się tak wyczerpana, jakby całe emocje z niej się wydostały, choć tak naprawdę miała ich tam jeszcze sporo. Czuła, że w każdej chwili może wybuchnąć. W dosłownie każdej.

***

Otwarła drzwi do domu i wściekła rzuciła torebkę na podłogę. Mając nadzieję, że nie spotka Chestera weszła szybko do salonu i usiadła na kanapie.
Czy tak to sobie wszystko wyobrażała?
Nie! W ogóle tego sobie tak nie wyobrażała. Przez całe życie była w błędzie, każdy wmawiał jej wspaniałą rodzinę gdy prawda była inna.
„Jesteś zwykłą wpadką”.
To zdanie tak wyraziście wyryło się w jej psychice, że każde wspomnienie o tych trzech słowach wzbudzało u niej łzy w oczach. Czyli to wszystko było nieprawdą. Nie była wyczekiwanym cudem, dzieckiem pragnących go rodziców, tylko zwykłą niepotrzebną wpadką! Przełknęła głośno ślinę i przetarła cieknącą łzę. Zrezygnowana spojrzała w prawo i jednak jej przeczucia się nie spełniły. Chester był w domu.
- Już wróciłaś? – Spytał widząc jej sylwetkę na kanapie.
Ona zacisnęła usta by stłumić płacz i nagle poczuła jego wzrok na sobie. Przestraszona i zażenowana tym faktem zakryła się dłonią, ale na darmo. On złapał za nią i schował w swoich dwóch patrząc na roztrzęsioną kobietę.
- Co się stało?
Pokręciła głową, że wszystko w porządku, lecz bez zbytniego przekonania. Nagle wybuchła. Wtuliła się w siedzącego obok Benningtona, a ten jedną ręką objął jej pleców, a drugą schował w potarganych włosach.
- Już dobrze – uspakajał Emily jak tylko mógł pocierając swoimi dłońmi o jej ciało – Jesteś przy mnie, nikt ci nic nie zrobi.
Słysząc jego słowa lekko stłumiła swój płacz. Czy to coś zmieni? Czy będąc tu przy nim zapomni o dzisiejszym spotkaniu?
„Jesteś zwykłą wpadką”.
Objęła go mocniej i zamknęła oczy próbując się jakoś uspokoić. To było trudne, ale musiała się postawić. Wiedząc, że cały makijaż mógł już dawno spłynąć z jej twarzy podniosła się lekko patrząc na siedzącego obok Benningtona. Zgarnęła z policzka pojedyncze krople łez i odparła:
- Jestem niechcianym dzieckiem, mam żyjącego ojca, moja matka puszczała się z jakimś dziadem wtedy gdy ojciec nie był niczego świadomy – odparła – Nie chce mi się nawet już oddychać.
Nie wiedząc co powiedzieć zacisnął usta z zaskoczenia, ale nie dał tego po sobie poznać. Złapał za jej głowę i oparł ją o swoją klatkę piersiową. Nie wydobyła z siebie już żadnej łzy. Siedziała zahipnotyzowana patrząc się tylko w jeden punkt na ścianie.
- Może to nieprawda? – zaczął po chwili – Może ten typ kłamie?
- Spotkałam go na żywo, pokazał mi testy DNA i zdjęcie z matką jak się całują – odparła – Ojciec był bezpłodny, a ja nadal wierzyłam, że jestem ich cudem.
- Dla ojca byłaś – odparł.
- Ojciec do samej śmierci nie wiedział, że nie jestem jego. Matka ciągle trzymała prawdę na boku, nie powiedziała nic. Tworzyli szczęśliwą rodzinę.
- Twój ojciec i tak by cię kochał bez względu na to czy jesteś do niego podobna czy nie. To on cię wychował, nie ten typ o którym mówisz. Emily pamiętaj o tym.
- Żyłam ciągle w błędzie – odparła – Po co mi wmawiali, że jestem wyjątkowa jak tak naprawdę matka pewnie nie wiedziała co ze mną zrobić.
- Jesteś wyjątkowa – odparł gładząc jej włosy – Pieprz to do jasnej cholery, to że to wszystko nie prawda nie znaczy, że nie jesteś ważna. To jakich masz rodziców nie jest ważne, ważne jaka ty jesteś – odpowiedział jej – Ciesz się, że twoja matka w ogóle obrała taką ścieżkę, że postanowiła cię wychować, moja miała mnie w dupie – odpowiedział jej udając nie wzruszonego.
Teraz to Emily złapała mocniej za jego dłoń i nie wiedząc jak zacząć tę rozmowę wtuliła się w chłopaka. Może rzeczywiście Chester ma racje? Matka zrobiła co mogła, ukrywała to, że nie jest ich dzieckiem tylko dlatego by nie niszczyć życia rodzinie, a przede wszystkim jej. A jakby została usunięta?
Wzdrygnęła się na tę myśl i odciągnęła wszystkie inne prócz jednej.
„Jesteś zwykłą wpadką”.

***

- A teraz spójrz na to – Zaśmiała się i pokazała dużą figurkę na jakimś placu. Tak jak ona uśmiechnął się i rzucił:
- Zupełnie jak ty.
- Wcale nie – Zaskoczona tym faktem skrzyżowała ręce i nie chcąc ponownie wytykać błędów wzrokowych Shinody usiadła na drewnianej ławce. Założyła jedną nogę na drugą i spojrzała na niego. Zdeterminowany do walki z własnym sumieniem. Tak naprawdę go podziwiała, mało kto by szukał sprawczyni tylu obrzydliwych rzeczy. A on? Udaje mocnego gdy tak naprawdę widzi, że to wszystko go męczy. Fakt, że matka Jessici nic nie wie jeszcze bardziej go zabił w środku, być może jej już nie ma? Mimo, że nie lubi tej dziewczyny pragnie by za wszelką cenę ona żyła i spotkała się w końcu z Mike’iem. Co jak co, ale dłużej nie zniesie tej niewiedzy.
- A ten posąg jest podobny do Joe’go – Zaśmiał się pokazując dużą kulkę, z której wystaje tylko głowa.
- Jesteś wredny – Odparła ze śmiechem – Co jak co, ale przypominam ci, że ty też nie jesteś okazem piękna – rzuciła do niego oczko, a ten udając że nie ruszyły go te słowa odwrócił się w jej stronę. Tak, po raz pierwszy coś takiego usłyszał. Otworzył usta, ale nie wiedząc co jej odpowiedzieć zamknął je szybko, a ta widząc jego zaskoczenie głośno się zaśmiała:
- Uraziło cię to Mike? – Zaśmiała się – Trafiłam w czuły punkt Shinody, yeah!
Uśmiechnął się nieśmiało i nagle zmienił temat:
- Udamy się dzisiaj do miasta i pójdziemy do jakiegoś klubu? – Spytał opierając się o jakąś figurę – A potem pomyślimy co dalej.
Nagle Lisa przerwała mu kładąc palec na swoich ustach. Wstała z ławki i spojrzała w drugą stronę. Kłócąca się para wsiadała teraz do taksówki. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną, ale starała się być opanowana. Machała swoją torebką odganiając od siebie swojego towarzysza i nagle wsiadła do auta.
Lisa podeszła bliżej tej bójki i po chwili wpatrywania się w znaną jej osobę wrzasnęła:
- To Jessica! – W tej chwili szybko pobiegła w stronę ulicy, a Shinoda razem za nią. Stanęli na skraju drogi i wzrokiem poprowadzili odjeżdżające auto.
- Cholera jasna! – Wrzasnął Shinoda łapiąc się za głowę i kopiąc leżący obok kamień.
- Uspokój się – dotknęła jego ramienia i dodała – Mamy wskazówkę. Jest w Waszyngtonie, wykluczyliśmy już resztę świata. Teraz musimy jej szukać tutaj.
- Ona jest u matki – Wrzasnął wściekły – Ona mnie zbywała, mówiła, że nie widziała jej od dawna. Czy do cholery wszyscy muszą mnie okłamywać?
Starając się opanować Mike’a kazała mu usiąść na murku i stanęła naprzeciw niego. Założyła ręce na biodra i dodała:
- To tak – Zaczęła – Jessica jest w Waszyngtonie, to jakaś wskazówka, bardzo dobra. Przecież jeszcze chwilę temu byliśmy w kropce. Kłóciła się z kimś, pewnie ze swoim nowym chłopakiem albo znajomym więc daleko nie wyjedzie – nagle ją olśniło i dodała – Albo wyjedzie, bo jest taka wkurzona. No, ale odrzucamy tę wersję. Matka Jessici może być zwykłą ściemniarą, ale może też nic nie wiedzieć o córce. Być może ona też nie chce jej widzieć – przerwała i rzuciła – Możliwości jest wiele, ale wydaje mi się Mike, że to bardziej pogmatwane niż się spodziewaliśmy.

***

Spoglądał ukradkiem na jej twarz , a konkretnie na jej nie reagujące tęczówki. Wpatrywała się tylko w jeden punkt w skupieniu, by móc ułożyć sobie te wszystkie informacje na temat jej historii. Chcąc wybrnąć z tej paranoi myślała nad wieloma rzeczami, ale nie przychodziło jej do głowy nic sensownego. Była zła, wściekła na wiadomość tego, że ktoś znowu wkracza butami w jej życie nie dając spokoju. Czasami wolałaby nie poznać prawdy by żyć tylko w spokoju, mniej by chyba bolało.
Nagle poczuła jak ktoś obok niej siada. Nie chcąc przerzucać swoich przeżyć na swojego towarzysza uśmiechnęła się lekko i poczuła jak Bennington łapie delikatnie za jej dłoń. Jak gdyby nigdy nic zaczął rozmawiać:
- Mike prawie co odnalazł Jessicę, zauważyli ją jak wsiadała z jakimś kolesiem do taksówki. Pewnie posiedzą tam dłużej, do czasu gdy naprawdę się spotkają – przerwał by spojrzeć na jej dłonie i kontynuował – Ja nie wiem co on chce tym osiągnąć. Spotka ją i co? Co jej powie, że specjalnie szukał jej przez tyle czasu by tylko zobaczyć czy z nią w porządku. Mike jeszcze ją kocha, ja to czuję – odparł – Myślę, że on jeszcze nie nauczył się na własnych błędach i znowu myśli, że da radę jej wybaczyć.
- Moim zdaniem Mike już o niej zapomniał pod względem miłości – wtrąciła się – Ona po prostu już na zawsze będzie dla niego kimś ważnym bez względu na to co robiła. To jest jak takie przywiązanie, cząstka ciebie zawsze będzie przy tym drugim człowieku bez względu na to co się dzieje. Uczucia można wymazać, ale nie całkowicie – odparła – On jej nienawidzi za to co mu zrobiła, ale też ma do niej trochę sympatii. To pokręcone Chester, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.
Kiwnął pozytywnie głową i spytał:
- Jesteś zmęczona?
Dochodziła godzina dwudziesta druga, ale Emily miała wrażenie, że zegar stanął w miejscu.
- Trochę – odparła – Jestem bardziej zmęczona psychicznie.
Złapał za jej drugą dłoń i z uśmiechem popatrzył w jej oczy.
- Zapomnij o tym – powiedział cicho – Przynajmniej dzisiaj. Przez całą połowę dnia siedziałaś i o tym myślałaś, to cię wymęczyło.
Wiedząc, ze Chester ma rację oparła się o jego ramię i kiwnęła pozytywnie głową. Zamknęła oczy i spróbowała odzyskać siły.
- Kocham cię – powiedziała do niego nadal oparta o jego klatkę piersiową. Bennington uśmiechnął się lekko i odpowiedział:
- Też cię kocham – dotknął jej placów i przybliżył do siebie – Damy sobie radę, pomogę ci. Zawsze możesz do mnie przyjść, nawet z jakąkolwiek pierdołą.
Uśmiechnęła się do niego kiwając głową i ścisnęła mocniej jego rękę. Chcąc dzisiaj o tym wszystkim zapomnieć i zacząć następny dzień od uśmiechu podniosła się lekko i nadal trzymając Chestera w objęciu zaczęła:
- Idę wziąć prysznic – uśmiechnęła się i włożyła ukradkiem dłoń pod jego koszulkę – Idziesz ze mną?
Uśmiechnął się lekko i słysząc jej nietypową propozycję odparł:
- Podoba mi się ten pomysł – Zaśmiał się i musnął delikatnie jej wargi. Emily po chwili odsunęła się od niego i złapała za jego rękę prowadząc go na schody. Gdy stanęli przed drzwiami Bennington złapał kobietę w pasie składając na jej ustach pocałunek. Podniosła kąciki swoich ust i poczuła jak Bennington unosi jej jedną prawą nogę. Oparła się o ścianę i założyła swoje ręce na jego szyi.
- Pamiętaj – odparł po chwili odsuwając się od niej – Zapominasz o problemach. Już ja ci w tym pomogę – uśmiechnął się i otworzył drzwi do łazienki.  

***

Stanął przed drzwiami po raz kolejny. Tym razem nie był już tak zdenerwowany, był zdeterminowany. Zdeterminowany do tego by spotkać ją w końcu i dowiedzieć się o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Kim jest ten mężczyzna?
To pytanie co chwile nie dawało mu spokoju. Czyżby jej nowy chłopak? W zbierającą się w nim złością, że to może być jednak prawda nacisnął dzwonek do drzwi. Nie, nie jest zazdrosny.
Nagle stanęła przed nim matka kobiety.
- Ja do Jessici – spojrzał na nią szczerze, a ta nie wiedząc jak zareagować na jego zarzut uśmiechnęła się głupio i sprostowała:
- Ona tu nie mieszka, mówiłam panu.
- Nie – przerwał jej – Pani kłamała, Jessica dalej jest w Waszyngtonie i pewnie pani się z nią kilka razy widziała.
- Nie ma jej tutaj, kto panu takich plotek naopowiadał? – Spytała ze złością.
- Sam ją widziałem, a pani zbywa mnie jak tylko może – spojrzał w głąb pomieszczenia – Niech mi pani da pięć minut, tylko pięć minut. Chcę ją spotkać, błagam.
Po tych słowach kobieta z całej siły zatrzasnęła przed mężczyzną drzwi, a ten odsunął się do tyłu. Zaskoczony jej zagraniem zadzwonił ponownie, ale nic nie odpowiadało. Walnął w nie pięścią.
- Tylko cholerne pięć minut! – Wrzasnął po raz kolejny.
Nic. Zero odzewu. Wściekły tym faktem kopnął w drzwi i głośno przeklął. Zrezygnowany oparł się o ścianę i wrzasnął po raz kolejny.
- Tylko chwila, moment! To nie kosztuje dużo, a dla mnie jest bardzo ważne!
Również zero reakcji. Będąc już bliski załamania i złości odwrócił się w stronę auta i wiedząc, że nie ugra tutaj nic ścisnął swoje dłonie.
Wszystko zaczęło zbiegać na zupełnie inny tor.

***

Kobieta przeszła obok kolejnej uliczki i nagle poczuła oddech za sobą. To była jak jedna wielka paranoja, ale odwróciła się. Nikogo nie zobaczyła i wzdrygnęła się na tę myśl. Czyżby mózg płatał jej ponownie takie figle?
Weszła w nie obleganą dróżkę i założyła okulary przeciwsłoneczne. Spojrzała w niebo i widać zbliżającą się burzę pognała szybciej w stronę domu Benningtona.
Nagle ktoś stanął obok niej.
- Zejdź mi z oczu – rzuciła widząc natrętnego mężczyznę – Nie chcę cię znać oszuście!
- Jesteś zła za tą próbkę? – Spytał przejęty – Ja tylko pomagałem…
- Wiesz, nie obchodzi mnie to – stanęła naprzeciw niego i ze wściekłością rzuciła – Pojawiacie się tak nagle, przychodzisz pewnego dnia zaczepiasz mnie na ulicy mówiąc o wszystkim czego nie wie praktycznie nikt. Jak? W jaki sposób to osiągnąłeś? Ponadto po kilku dniach, tygodniach nie odstępujesz mnie na krok jakbyś miał jakąś chorą obsesję na moim punkcie. Ale ty nie masz obsesji, kilka razy mówiłeś że nawet cię nie interesuję – złość aż z niej kipiała, ale kontynuowała dalej – Potem pojawia się mój rzekomy ojciec, który informuje mnie, że jestem niepotrzebnym dzieckiem, które powstało w czasie romansu mojej matki i tego typa. Nie Tod! – Wrzasnęła, gdy zobaczyła jak mężczyzna chce zabrać głos – Nawet nie wiesz jak się okropnie czuję. Historia mojej rodziny legła w gruzach, a teraz ja będę patrzyła na ich groby jak na jedną wielką pomyłkę. Ojciec, który wychował mnie przez całe dzieciństwo tak naprawdę nie jest moim ojcem, a matka kilkakrotnie go zdradzała – Parsknęła ze złością – Byłam ich cudem? Cudem było to, że nie zdecydowali się mnie usunąć.
- Twoja matka nie zrobiłaby tego – przerwał jej – Wiem, ze to wstrząsająca historia i fakt, nie wiem o czym mówisz, bo ja nawet nie znałem swoich rodziców, ale uwierz mi, ona pewnie cieszyła się z twojego przyjścia na świat.
Zaskoczona jego słowami spojrzała w jego oczy i nie wiedząc czy to się naprawdę dzieje rzuciła:
- Dlaczego nazwał mnie zwykłą wpadką?
- Emily, bo nią byłaś, ale nie aż taką wpadką by coś z tobą robić – wytłumaczył jej – Ja miałem doprowadzić cię do ojca, tyle.
- Skąd wiedziałeś o mnie tyle rzeczy? – Spytała po chwili.
- Twoja matka i ojciec, którego spotkałaś zdecydowali wspólnie, że wrobią jej męża w ojcostwo dla dobra ciebie. Myśleli, że to będzie łatwe, ale twoja mama zabroniła mu się z tobą spotykać, a on tak bardzo pragnął się z tobą spotkać. Chodził pod debilne place zabaw, pod szkołę i obserwował z ukrycia jak wyrastasz na dorosłą kobietę. To zresztą bardziej porąbane niż myślisz – machnął ręką.
- Kim ty dla niego jesteś? – Spytała spokojnie. Spojrzała na jego czarne tęczówki, w których tliło się niezdecydowanie i nie będąc już pewna czy to usłyszy odpowiedź na to pytanie westchnęła.
- Nie mówmy o tym, proszę – zaczął – Zrobiłem co miałem zrobić i tyle. Ale spokojnie, męczyć cię będę dalej.
- Nie rozumiem – odparła coraz bardziej zaskoczona jego zachowaniem – Naprawdę nie mogę pojąć o co w tym wszystkim chodzi, Tod proszę wytłumacz mi! Jestem w centrum jakiegoś cyrku, nie wiem co się dzieje, a ja jestem jakąś zabawką. Pogrywacie mną, a ja nie mogę nic zrobić. Boję się tego.
Nie odpowiedział nic spojrzał w jej oczy i czując się dziwnie zacisnął swoje dłonie.
- Twój ojciec chce się nadal z tobą spotykać.
- Po co? – Spytała zdenerwowana – Nie mało mu, że wpieprzył się w moje życie i zaczął przekręcać je do góry nogami?
Pokręcił głową sygnalizując, że tak naprawdę nie wie co jej odpowiedzieć i zniknął bez słowa zostawiając Emily na samym środku ulicy.

***

Mężczyzna uśmiechnął się kilkakrotnie pod nosem i przekroił kolejne warzywo. Wiedząc, że niespodzianka w postaci wspólnej kolacji może się spodobać jego dziewczynie wytarł ręce papierową ścierką i położył obok długi nóż. Nie wiedząc jak zabrać się po raz kolejny za gotowanie usiadł na krześle i złapał się za głowę.
Nagle usłyszał dźwięk do drzwi.
Przestraszony tym, że niespodzianka po prostu nie wypali podszedł pod drzwi i nagle przypomniał sobie, że Emily nie dzwoni do jego drzwi. Ona tu mieszka.
Otworzył je i ujrzał osobę, której nie spodziewał się właśnie w tej chwili.
- Cześć – zaczęła po chwili patrząc się na stojącego Benningtona – Mogę wejść?
- Marlene, czego chcesz? – Spytał.
- Rozmowy – powiedziała bez emocji i weszła w jego progi. Stanęła naprzeciw kuchni i widząc całe to zamieszanie wywróciła oczami.
- Jest ktoś w domu? – Spytała po chwili, mając nadzieję, że nikogo nie zastała.
- Nie, jestem sam – odpowiedział jej i szybko sprostował – Marlene, naprawdę nie mam dzisiaj czasu na różne intrygi z twojej strony. Nie mam zamiaru zawalać swojego związku tylko dlatego, że nadal myślisz, że polecę w twoje ramiona – powiedział bez zastanowienia – Nie wiem co do mnie czujesz, wiem, że to jest więcej niż przyjaźń, ale proszę, nie oczekuj ode mnie więcej. Nie potrafię, rozumiesz? Nie będę postrzegał cię inaczej niż jako przyjaciela. A ta noc? – Zatrzymał się patrząc prosto na zrezygnowaną kobietę – Zapomnij o niej, naprawdę. Ona nie powinna się zdarzyć, ale niestety była. Nawet nic z niej nie pamiętam, tylko wiem, że obudziłem się przy tobie i tyle. Alkohol wyżarł mi mózg.
- Nie Chester, ty nie masz mózgu – powiedziała z zawiścią – Ani serca.
- Jesteś mściwa – rzucił – Żyjesz beznadziejną zasadą, że jeśli czegoś chcesz musisz to mieć. Życie takie nie jest i ty doskonale o tym wiesz.
- Ty też o tym wiesz! – Odparła – Dostawałeś od życia coś wartościowego? Jak cię wszyscy traktowali, co? Możesz sobie wyobrazić co czuję!
- Tylko Marlene jest jedna różnica – zaczął – Dla mnie się życie zaczęło z chwilą gdy poznałem Emily, może nie jest idealna, może miała te pierdolone problemy jak każdy z nas, ale wiesz co? – Spytał retorycznie – Ja ją kocham. A ty? Ty po prostu chcesz zabrać mi to szczęście. Zawsze powtarzałaś, że chcesz bym w końcu zaznał coś miłego w życiu, a teraz po prostu chcesz mi to wszystko zrujnować.
- Ty zrujnowałeś moje, jak się z tym czujesz?
- Przykro mi, że tkwię w takiej kropce gdzie co bym zrobił odbija się na którejś z was. Ale wybacz, że to powiem, ale to Emily jest dla mnie ważniejsza, dlatego jej nie zostawię przez twoje widzimisie.
Czując wielką wściekłość w sobie zamknęła na chwilę oczy i uświadamiając sobie, że jednak to wszystko idzie się rujnować powstrzymała łzy. Usłyszała słowa odrzucenia, od własnego przyjaciela. Tkwiąc w kropce zrobiła krok do przodu i zaczęła:
- Nienawidzę cię za to.
- To samo mógłbym powiedzieć i ja – odparł – Robisz nam zdjęcia, a potem szantażujesz marnując mi kilka tygodni i nerwów. Marlene, nie pokocham cię, zrozum to! Dlaczego ty nie potrafisz sobie tego uświadomić?
- Przestań! – wrzasnęła – Przestań tak mówić okey? Też mam uczucia, a świadomość tego, że najważniejsza dla mnie osoba mnie odrzuca kompletnie mnie dobija!
- Gdyby nie ta noc nie wyznałabyś mi miłości – odparł – Czego nie powiedziałaś wcześniej? Seks był pretekstem do wyznania uczuć, myślałaś że po jednej spędzonej nocy rzucę ci się w ramiona?
Wściekła na Benningtona szybko rzuciła:
- Jesteś zwykłym egoistą, pierdolonym egoistą! – krzyknęła odsuwając się do tyłu. Machnęła kilkakrotnie rękami i ponownie wpadła w furię – Wychodzisz ze mną, gdziekolwiek.
- Nie, zostaję tutaj – dodał choć tak naprawdę bał się konsekwencji. Zdenerwowany oparł się o ścianę – Skasuj to zdjęcie! Nie wiem jak mam ci to jeszcze bardziej wytłumaczyć.
- Zdjęcie zostaje ze mną! – wrzasnęła.
- Po cholerę ci ono? Znowu mnie będziesz szantażować? Po co ci to wszystko? – Spytał zrezygnowany i wskazał na drzwi – Proszę cię, wyjdź.
- Wyganiasz mnie z domu? – Spytała ze łzami w oczach.
- I tak i nie – odpowiedział – Chcę byś spokojnie opuściła to pomieszczenie, bo nic tym nie ugrasz.
- Jeśli mnie wygonisz pokażę jej te zdjęcia! – wrzasnęła.
- Nie denerwuj mnie! – krzyknął – Wyjdź stąd.
Czując w sobie wielką wściekłość po raz kolejny wrzasnęła:
- Nie ujdzie ci to na sucho – zaczęła – Pokażę, jej nasze zdjęcia gdzie się kochamy!
- Powtórz to – Powiedziała gniewnie Emily wchodząc do salonu. Spojrzała na dwójkę i nie wiedząc jak odtworzyć ich rozmowę zaczęła – Do jasnej cholery, powtórz to!
Stała w kropce. Czy odważy się podejść i pokazać zdjęcie, które zaważy na losie Benningtona czy może da sobie z tym spokój? Spojrzała na niego. Jego twarz nie kryła zdenerwowania. Nerwowo zaciskał dłonie próbując dać sygnały, że błaga o to by nie podchodziła pod zdezorientowaną kobietę. Zaśmiała się w duchu z niego i z jego błagalnego wyrazu twarzy. Gdy zauważył jak Marlene podchodzi do niej wzdrygnął się i wpadł w panikę.
- Pokażę jej nasze zdjęcia gdzie się kochamy – powtórzyła wcześniejsze słowa bez jakichkolwiek skrupułów.
Emily stała jak wryta. Każde słowo było dla niej szokiem. Uśmiechnęła się nerwowo i złapała za głowę. Nagle zobaczyła jak kobieta wyciąga swoją komórkę.
- Wyjdź stąd! – Wrzasnął Bennington podchodząc pod kobietę.
- Zostaw mnie! – Krzyknęła – Niech twoja ukochana zna prawdę o tobie.
- Wynoś się!
Nie zważając na jego słowa wzięła telefon, ale Chester wytrącił go z ręki. Zdezorientowana nadal w szoku patrzyła na ich zachowanie znajomych. Nagle kobieta przechwyciła telefon i podała szybko Emily. Z wielkim uśmiechem na ustach patrzyła na jej wzrok i przyspieszony oddech. To nie może być prawda. Zakryła usta ręką i ze zbierającymi się łzami w oczach położyła telefon na bok.
- Wynoś się – wycedził przez zęby – Słyszałaś?!
- Jesteś zwykłym sukinsynem Chester – rzuciła ze złością – Niech, wie jaki jesteś jej wierny.
- Zamknij się! – jego wściekłość dawała się we znaki. Nie potrafi teraz uspokoić swoich rozchwianych emocji. Nie potrafi.
- Miłego wyjazdu do Hiszpanii – rzuciła i trzasnęła drzwiami.
Zostali sami. Pomieszczenie przez moment obumarło, nikt nic nie powiedział jedynie zegar ścienny przypominał o istnieniu tego pomieszczenia. Nagle kobieta się poruszyła. Otarła łzę ze swojego prawego oka i nie dając po sobie poznać swojej wściekłości ruszyła w stronę schodów.
- Poczekaj – Bennington widząc to złapał za jej ramię, lecz na darmo. Odsunęła się od niego gwałtownie i zrobiła krok do tyłu.
- Nie dotykaj mnie – rzuciła mściwie.
- Wysłuchaj mnie, błagam – zaczął najspokojniej jak tylko mógł – Wiem, że to co zobaczyłaś mogło cię nieźle zszokować…
- Daruj sobie – przerwała mu zaciskając zęby. Spróbowała odszukać w salonie swoją bluzę, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie ją zostawiła. Odwróciła się do niego i krzyknęła – Nie chcę cię znać, rozumiesz?
- Nie mów tak, proszę – powiedział przestraszony – Wytłumaczę to jakoś, po prostu byłem wtedy pijany i nawet nic z tego nie pamiętam. Nic nie zaszło między nami poważnego, to była głupia nic nie znacząca noc, nic więcej.
- Myślałam Chester, że cię znam – powiedziała ze łzami w oczach – Było w porządku tak mną pogrywać? – Spytała – Miałeś niesamowitą zabawę zbywając mnie przez te kilka tygodni. Myślisz, że teraz nie wiem po co się z nią spotykałeś?
- Ona mnie szantażowała tym pieprzonym zdjęciem! – krzyknął – Emily, błagam spróbuj mnie przynajmniej teraz wysłuchać.
- Teraz to się pieprz! – krzyknęła i szybko dodała – Zapomniałam, że jednak do tego nie trzeba cię zbytnio namawiać.
- Uspokój się i mnie wysłuchaj! – złapał za jej ramiona, ale usłyszał jej wrzask.
- Puszczaj! – Odsunęła się od niego ponownie – Nie masz prawa mnie dotykać, nie masz prawa nawet teraz do mnie podchodzić! Zapomnij o mnie, zapomnij o tym wszystkim co się działo, zapomnij o nas!
Stanął jak wryty. Wiedząc, że w tej chwili wszystko zaczyna się rujnować stanął naprzeciw niej zagradzając jej drogę:
- Kocham cię, nadal cię cholernie kocham i nie zapomnę o tobie nawet jak będziesz mi kazała to zrobić! – krzyknął sfrustrowany – Nigdy nikogo tak nie kochałem jak ciebie, zrozum to, błagam – Spojrzał w jej oczy i chcąc po raz kolejny zostawić ją przy sobie dodał – Te kilka miesięcy było dla mnie najpiękniejszą chwilą w moim życiu, nigdy nie przypuszczałbym, że odwali mi tak na punkcie jakiejś osoby.
- Gdybyś mnie kochał nie pieprzyłbyś się z tą zdzirą! – krzyknęła z cieknącą po jej policzku łzie. Starła ją odruchowo i spojrzała w jego oczy.
- Zrobię wszystko byś mi wybaczyła, błagam, tylko nie odchodź! – Krzyknął zrezygnowany. Teraz to on czuł się jak dziecko, które z powodu bezradności ma ochotę się rozpłakać.
- Zejdź mi z drogi – powiedziała chcąc przedostać się do drzwi wyjściowych. Spojrzała na niego i dotknęła jego ręki próbując przełożyć ją w inne miejsce.
- Marlene dla mnie nic nie znaczy, ty jesteś dla mnie tą najważniejszą osobą na świecie, zrobiłbym dla ciebie wszystko – odparł zrezygnowany – Wiem, że to do ciebie nie przemawia, ale ja nie potrafię nic zrobić byś mi wybaczyła. Błagam – powiedział zrezygnowany i złapał za jej rozpłakaną twarz. Nie odepchnęła jego dotyku, bała się jakiegokolwiek ruchu.
Jak przed rokiem.
Cały scenariusz przeleciał przed jej oczami. Jest cała we krwi, czuje jego natarczywe ruchy, widzi pojawiające się siniaki. Płacze. Nie może nic zrobić, wyrywa się, czuje jego dotyk. On wrzeszczy, łapie ją za dłonie przysuwając do siebie i obalając na łóżko. Nie może się postawić, jest zdana na jego łaskę.
Nagle poczuła jego pocałunek. Wpił się w jej usta starając się nie wykonać jakiegoś natarczywego ruchu. 
Wrzasnęła.
Odsunęła się szybko od niego zszokowana i bez żadnych skrupułów walnęła otwartą dłonią o policzek Benningtona. Zszokowany jej zachowaniem odsunął się w tył i spojrzał na jej wystraszony wyraz twarzy. Czy myślała, że może posunąć się do czegoś głębszego?
Przełknęła głośno ślinę i patrząc po raz ostatni na Benningtona z płaczem wybiegła z domu. Nie czuła już kompletnie nic. Cały świat zamazał się jej przed oczami, a wszystko co w tej chwili usłyszała było tak jakby fikcją. To wszystko było nierealne. Czując wielkie obrzydzenie do Chestera, a także do samej siebie oparła się o płot i bez żadnych barier wrzasnęła wybuchając przy tym niesamowitym płaczem. Co mogła teraz zrobić? Zapomnieć o tym co ją dzisiaj spotkało?
To było trudne, zbyt trudne, dla osoby, która straciła zupełnie wszystko na czym jej w tej chwili zależało. Każdy jego dotyk i pocałunek odszedł w zapomnienia, a każde jego słowo rozpływało się po niebie tworząc niewidzialną smugę. Wszystko przestało istnieć. Dosłownie wszystko.
Wstała z miejsca i zdesperowana powędrowała kilka uliczek dalej, tak by zapomnieć o tym miejscu jak najszybciej. Nie tworząc już dalej ich wspólnej przyszłości poczuła jak łza spływa po jej skórze i ponownie przetarła oczy.
„Musisz być silna!” – wrzasnęła do samej siebie i usiadła na pierwszej lepszej ławce w parku. Tak, w tym parku do którego często chodzili. Położyła się na mokrych deskach, bo faktycznie, pogoda w tej chwili nie była idealna. Zamknęła oczy i odrzucając obrzydliwe zdjęcie, które miała okazję zobaczyć zakryła usta swoją ręką, będąc pewna, że jest przegranym zerem.

***

Leżał w bezruchu kilka godzin. Nie mógł nic zrobić. Emily nie wróciła na noc, a tkwi w tym pokoju od samego początku zakończenia ich kłótni. Nie kłótni! Rozstania.
Nie uświadamiając sobie tego, że przez swoje nieopanowanie stracił najbliższą sobie osobę spojrzał w sufit.
Myśląc, że jest na tyle silny by sobie z tym poradzić zacisnął pięści i poczuł jak krople łez spływają po jego twarzy.
„Co jest Chester?!” – wrzasnął do samego siebie i wstał z kanapy ścierając je z policzka. Przetarł oczy i podszedł pod okno. To wtedy poczuł jej zapach. Odwrócił się w drugą stronę, lecz nikogo nie ujrzał. Wiedząc, że to wszystko zamienia się w jakąś durną paranoję zacisnął usta i nagle strącił kilka buteleczek z czymś. Tym czymś okazały się być jej perfumy. Wziął jedną do rąk, lecz szybko ją odłożył. Pech chciał, że przez jego nerwowe ruchy jedna się stłukła. Spojrzał na swoje nogi i wiedząc czym to może się skończyć odsunął się do tyłu by zbytnio się nie pokaleczyć. Wziął do ręki resztki szkła i wyrzucił za okno, jak gdyby nigdy nic.
Usiadł na łóżku i mając wielką ochotę ulżyć sobie w tej sytuacji podszedł po chwili pod wielką szafkę. Wiedząc, że znajdzie tam czego szuka wyrzucił jej całą zawartość i nagle go olśniło.
„Co ty kurwa wyprawiasz?” Ponownie usłyszał ten wrzask w swojej głowie, który kazał mu zaprzestać. Z początku się go nie posłuchał, lecz po jakimś czasie odsunął się od tego świństwa i położył się ponownie na wielkim łóżku.
Teraz nawet to łóżko przypomina mu o Emily.
Jak kilka dni temu leżeli obok siebie, wymieniali burzę pocałunków. Jak jej każdy dotyk i muśnięcie ust sprawiało u niego eksplozję podniecenia. Pamięta jak kilka miesięcy temu leżeli w siebie wtuleni gdy nic się nie układało. Gdy próbowała poradzić sobie z tą świadomością, że ktoś ją parszywie wykorzystał. Pamięta tę szczególną noc od której praktycznie to wszystko się zaczęło. Jak cicho weszła do jego pokoju przepraszając za swoje zachowanie, a skończyło się to na wspólnie spędzonej nocy. Pamięta nadal to wszystko, jak patrzyła na niego z tego miejsca, jak słodko spała po ciężkim dniu, jak upita do nieprzytomności marudziła nie chcąc zwlec się z łóżka.
To koniec.
Zupełny koniec.


Szybko uwinęłam się z tym rozdziałem i myślę, że następny też szybko napiszę. Tak czy owak, żeby nie zapeszać już nic wam nie obiecuję, ale przypuszczam dodanie następnego około niedzieli, bo we wtorek mam wyjazd i będę chciała załatwić tę sprawę :)
No to zapraszam do komentowania, bo mało coś was tu ostatnio widać ;)

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział XLVIII



Rudowłosa usiadła naprzeciw Shinody i złapała za sok pomarańczowy. Opięła rękoma wysoką szklankę i spojrzała w jego stronę:
- Powinieneś na chwilę o niej zapomnieć. To nie twoja wina, że ona tam jest, a my nie możemy nic zrobić. Jessica to zwykła kretynka, ja nie wiem jak mogłeś się z takim kimś spotykać, bez urazy Mike – zwróciła się do niego.
- Nie praw mi tu teraz kazań, proszę… – odpowiedział i oparł się o krzesło. Restauracja w której tkwili była zakątkiem w tej kolorowej okolicy, w ogóle nie przypominała jej części. Była takim odrębnym puzzlem, mroczna, pozbawiona jakiegokolwiek życia. Chyba dlatego Mike zaciągnął tu Lisę.
Czuje się od kilku dni dziwnie. Jakby wszystko co sobie zaplanował rujnowało się z każdą sekundą. Każda minuta i godzina przybliża go do destrukcji własnego sumienia. Tkwić w niewiadomej przez tyle czasu zniszczyło już niejednego człowieka, a z krążącymi myślami w głowie można żyć.
- Ja bym dzisiaj sobie ją odpuściła, nie jesteś w stanie się z nią spotkać – oznajmiła – podróż za bardzo cię wymęczyła, musisz się wyspać.
- A ty? – Spytał patrząc w jej oczy.                                       
- A ja? Ja też chętnie odpocznę, myślę że nie ma sensu teraz szukać jej po okolicy bez zbytnich sił – dodała – Co ty na to by znaleźć jakiś miły hotelik i w nim zanocować?
Kiwnął pozytywnie głową i upił łyk zimnego napoju.

***

- Jak się czujesz? – Spytał mężczyzna siadając obok swojej dziewczyny. Emily siedząc na krześle w kuchni wpatrywała się w jeden punkt na ścianie chcąc ułożyć sobie wszystko co wczoraj usłyszała i to co czuje. Nie było to łatwe, zważając na teraźniejszą sytuację. Bez emocji odwróciła swój wzrok i popatrzyła na pytającego.
- W porządku – uśmiechnęła się lekko – Dziękuję, że pytasz.
Kiwnął głową i usiadł naprzeciw niej. Patrząc w jej brązowe oczy uśmiechnął się do siebie, tak przecież je uwielbia.
Emily przerzuciła w bok swoje rozczochrane włosy.
- Przepraszam – usłyszała z jego strony i zdziwiona oparła się o duży stół. Położyła swoje dłonie na blacie i ponownie usłyszała – Wiem, że wszystko pieprzę, ale naprawdę tego nie chcę. Marlene przechodzi teraz gorszy okres w swoim życiu i naprawdę kogoś potrzebuje by nie zwariować.
- I dlatego to musisz być ty? – Spytała.
- Najwidoczniej – uśmiechnął się.
- Nie Chester, coś mi tu nie pasuje – oznajmiła zdezorientowana wywołując u swojego chłopaka zakłopotanie – Zmieniłeś się tak nagle. Praktycznie nie rozmawiamy ze sobą, nie spędzamy ze sobą czasu, kiedy ostatnim razem zdarzyło się coś w naszym związku coś miłego? – Spytała i szybko dodała – Chazz, nie podobam ci się już?
- Coś ty – sprostował – Kocham cię i nic tego nie zmieni. Po prostu to wszystko mnie przerasta, jestem w centrum jakiegoś parku rozrywki gdzie każdy się mną bawi i ze mnie drwi. To mnie niszczy…
- Co się dzieje? – Spytała ponownie.
- Nie radzę sobie z pewnymi rzeczami, ale spokojnie – uśmiechnął się – Dam sobie radę. Muszę tylko odpocząć, bo wszystko co jest wokół mnie bardzo mnie przeraża.
Emily przerzuciła swój wzrok na coś innego i dotknęła dłonią swojej ręki. Potarła ją delikatnie sygnalizując, że nie chce dalej drążyć tego tematu. Nie wierzyła mu chyba tak bardzo, ale co miała zrobić?
- Ale się załatwiłaś tym siniakiem – zaczął Bennington – Śliwka jak nic…
 - Dobra przestań już – Zaśmiała się cicho i nadal pocierając dłonią o swoją rękę rzuciła – Mogło być gorzej.
- Fakt – odparł krótko – Z kim się pobiłaś?
- Z moją dawną przyjaciółką – oznajmiła – Była w klubie tego samego wieczoru co ja i mnie trochę zdenerwowała. Tępa szczota – wywróciła oczami.
- To ta, która mnie kiedyś podrywała pod sklepem? – Zaśmiał się.
- Tak – Odwzajemniła uśmiech – Wycelowała mi pięścią w twarz i poleciałam na posadzkę, stąd ta krew z tyłu głowy – wyjaśniła – Ale teraz już jest w porządku.
Zapadła cisza. Emily wpatrywała się w postawioną obok szklankę, a Chester co chwilę spoglądał na jej twarz.
Czy ta złość już minęła? W pewnym stopniu. Całą noc przeznaczyli sobie na wyjaśnianiu mniej więcej tego co się dzieje w skrócie, na wrzaski, na kłótnie, a po tym wszystkim już oboje nie mieli siły na wszczynanie tego ponownie. Zresztą nawet nie chcieli do tego wracać.
Emily wstała z krzesła i powędrowała pod kolejną szafkę wyciągając z niej karton mleka. Bennington widząc jak jej długa piżama podwinęła się pod sam koniec ud uśmiechnął się w duchu uświadamiając sobie tak naprawdę jaka Emily może być pociągająca. Kobieta nie przejęta tym faktem odwróciła się i nie zważając na jego wzrok wlała mleko do szklanki. Ziewnęła i znów powędrowała na swoje miejsce. Spojrzała pytająco na Chestera gdy zauważyła jak ciągle się w nią wpatruje.
- Wyskoczymy gdzieś razem? – Spytał.
- Jeśli znowu ma się to kończyć jak zawsze to…
- Nie – przerwał jej szybko – Teraz naprawdę cię gdzieś zapraszam. Wieczorem, tak we dwoje. Co ty o tym myślisz? – Zapytał po chwili.
Ta nic nie odpowiedziała tylko nadal wpatrywała się w pustą szklankę.

***

Przez trzydzieści trzy minuty Shinoda leżał w bezruchu wpatrując się w tylko jeden punkt na ścianie. Co chwilę zamykał oczy jednak promienie słoneczne, które docierały do jego pomieszczenia uniemożliwiały skupienia się na śnie. Westchnął po raz kolejny i usłyszał jak ktoś delikatnie otwiera drzwi do jego pokoju. Mógł się spodziewać kto to był.
Lisa usiadła na jego łóżku i wpatrywała się w jego zmęczony wyraz twarzy. Uśmiechnęła się lekko i zaczęła:
- Też nie możesz zasnąć?
Mike nadal tkwiąc w bezruchu ziewnął i odpowiedział:
- Nie mogę spać w dzień. To mnie bardziej męczy – odparł, ale szybko zmienił temat – Mam pomysł. Spędźmy ten czas ze sobą, mamy Jessicę na głowie, ale niech ona nie będzie tutaj najważniejsza – odparł – Może rzeczywiście potraktujmy to jako nasze wakacje?
Zaskoczona jego stwierdzeniem usiadła obok niego bliżej i spytała:
- W takim razie co masz na myśli?
- Zwiedzanie, plaża, wspólne posiłki… A Jessicą się później zajmiemy.
Uśmiechnęła się i spojrzała na niego z góry. Wpatrywali się przez dłuższą chwilę w swoje oczy, lecz po jakimś czasie Lisa dotknęła jego ramienia.
- Wstawaj – rzuciła – Jak nie możesz spać to coś porobimy.
- Co?
- U mnie w pokoju jest jakaś gra wideo – zaśmiała się – Jak szaleć to szaleć.

***

Emily przejrzała się po raz kolejny w lustrze. Spojrzała na swoją twarz i makijaż, który tylko częściowo przykrył fioletową śliwkę pod okiem. „Dobrze, że przynajmniej tyle” – powiedziała do siebie będąc tylko częściowo zadowolona z efektu. Spojrzała na swoje dłonie, a później na swoje nogi. Po chwili jednak ściągnęła bluzkę i zaczęła szukać jakiegoś ubrania, które mogła by założyć. Otworzyła dużą szafę i wyciągnęła jakąś bluzkę. Przejrzała się jej i nagle poczuła jak ktoś mocno ją obejmuje. Spojrzała w wielkie lustro i zobaczyła za sobą uśmiechniętego Benningtona, który położył swoją głowę na jej ramieniu.
Mężczyzna przyjrzał się kobiecie i czując się w duchu bardzo dziwnie zaczął:
- Cieszę się, że jednak się dzisiaj zgodziłaś na wspólną kolację – Uśmiechnął się nadal wpatrując się w swoje odbicie. Ta odwzajemniła uśmiech.
- Daj mi się ubrać Chazz…
- Tak mi się też podobasz – Zaśmiał się i ponownie objął kobietę w pasie. Musnął delikatnie jej policzek i usłyszał cichy śmiech.
- Mam nadzieję, że nie wyskoczysz mi dzisiaj z żadną niemiłą niespodzianką – odparła po chwili.
- Do końca dnia nie odbieram żadnego telefonu więc nic nam nie może przeszkodzić – odpowiedział nadal nie wypuszczając kobiety ze swoich objęć. Ta obróciła się w jego stronę i spróbowała wydostać z zastawionej pułapki, ale bez zbytnich szans. Popatrzyła na jego usta, których od kilku dni tak bardzo pragnęła i przybliżyła się w jego stronę. Lekko musnęła jego dolnej wargi i nagle poczuła jak Chester zatapia w niej całe swoje usta. Odsunęła się po chwili sygnalizując, że na teraz powinno to wystarczyć choć w głębi siebie czuła coś innego. Żałowała tych kilkunastu straconych dni gdzie samotnie patrzyła w głąb pomieszczenia lub tułała się w różnych miejscach, jednak była na takim etapie gdzie potrafiła mu wybaczyć. Jeśli Chester mówi prawdę, nie może nic zrobić bo wyjdzie na niewyrozumiałą kretynkę.
Popatrzyła na niego po raz kolejny i schyliła się by ubrać położoną obok bluzkę.

***

- Jesteś gotowy? – Spytała po chwili patrząc na mahoniowe drzwi.
- Mam nadzieję.
Mike przyłożył dłoń do dzwonka i usłyszał jego dźwięk. Czując w gardle wielką gulę cofnął się lekko i spojrzał na Lisę.
- Nie masz wyjścia, załatw to szybko, a ja poczekam w samochodzie – rzuciła do niego i kierując się w stronę auta podniosła ręce ukazując mu, że trzyma za niego kciuki. Nagle drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry – odpowiedział – Chciałbym na spokojnie z panią porozmawiać – kontynuował chociaż widział jej zdegustowaną minę – Niech pani mi da jeszcze jedną szansę, bardzo zależy mi na Jessice i chciałbym się tylko z nią spotkać by…
- By znowu coś jej zrobić? – wtrąciła się.
- By upewnić się, że wszystko z nią w porządku – odparł i zajrzał ukradkiem za drzwi – Naprawdę mi zależy, przejechałem z Los Angeles tysiące kilometrów by się z nią spotkać i niech pani teraz pozwoli mi na to, błagam.
Brunetka spojrzała na niego swoim zadziornym wzrokiem i po chwili zaprosiła go do środka. Ten czując dziwną ulgę, a zarazem zdenerwowanie poprawił nerwowo kołnierz i usiadł w fotelu, które wskazała mu matka byłej dziewczyny.
- Mógłbym się z nią spotkać? – Spytał po chwili gdy usiadła naprzeciw niego.
- Jessica tu nie mieszka – odparła ze smutkiem – Nie chciałam nic panu mówić, ale wyprowadziła się już kilka lat temu. Jak pan dobrze wie wprowadziła się do Los Angeles, tam miała bogate życie towarzyskie, poznała pana i wtedy nawet u pana zamieszkała. Na czas rozprawy dalej tam przebywała, a teraz ślad po niej zaginął – oznajmiła i poprawiła kosmyk swoich włosów – Była tutaj raz czy dwa, wtedy dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży i że musiała przez pana usunąć dziecko.
- Nie – zaprzeczył widząc jej mściwy wyraz twarzy – Pani córka dobrowolnie usunęła ciążę, bez mojej zgody, bo nawet nie wiedziałem że ono istnieje. Nie potrafię pani przekonać, w mediach było o tym głośno. Nie chcę tu przychodzić by mówić jak Jessica zachowała się w stosunku do mnie, bo to nie oto chodzi…
- To po co pan jej szuka? – Spytała wściekła – By znowu ją wykorzystać?!
- Gwałtu nie było! – Podniósł lekko głos i sprostował – Nie zrobiłem nic pańskiej córce, kochałem ją, nie zrobiłbym jej takiego świństwa. Ona to wszystko zmyśliła.
- Nie wierzę panu – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
- Nie musi pani mi wierzyć– odparł – Chcę tylko się jeszcze zapytać czy wie pani gdzie może się podziewać?
- Mówiłam, że kontakt nam się urwał! – rzuciła.
- Teraz to ja pani nie wierzę.
- Nie musi pan mi wierzyć – rzuciła mu to samo co on i dodała z uśmiechem – Może pan opuścić to pomieszczenie?
- Nie dowiedziałem się nic, prócz tego, że jej tu nie ma.
- A co by pan chciał? – Spytała – Gdybym mogła to bym pomogła, sama chcę się spotkać z córką, ale co ja mogę zrobić? Ma swoją pracę, jeździ pewnie gdzieś daleko i czort wie gdzie jeszcze – zrobiła przerwę i dodała – Myślę że nasza rozmowa dobiegła końca.
Shinoda wstał i udał się do drzwi. Spojrzał na wysoką kobietę i widząc jak zamyka przed nim drzwi wzdrygnął się i podłożył nogę. Zdezorientowana odsunęła się i ponownie spróbowała je zamknąć.
- Niech pani poczeka – dodał i wyciągnął jakąś pomiętą kartkę z kieszeni spodni – Może pani podać mi długopis? – Spytał.
- Proszę?
- Długopis, proszę – dodał z błagalnym tonem i poczekał chwilę. Gdy kobieta wróciła on złapał za jego koniec i napisał swój numer telefonu. Uśmiechnął się lekko i podał kartkę kobiecie – Jakby pani widziała Jessicę lub miała jakikolwiek z nią kontakt proszę zadzwonić.
Ta wzięła ją do rąk i zamknęła drzwi bez żadnej odpowiedzi. Spojrzała na nią i z wielkim uśmiechem zwinęła ją w kulkę i wyrzuciła do kosza.

***

Huk rozprzestrzenił się po wielkiej przestrzeni. Kobieta zatkała uszy i spojrzała na Chestera, który także skrzywił się na dźwięk piskliwych opon. Złapał za jej dłoń i powędrował w stronę parku. Pogoda dzisiaj nie dopisywała, a chmur na niebie było mnóstwo. W każdej chwili mogło zbierać się na deszcz.
- Uwielbiam taką pogodę – rzucił Chester bez namysłu i spojrzał w niebo.
- Nienawidzę deszczu – odpowiedziała mu.
- Ja bym się cieszył jakby teraz spadł – oznajmił delikatnie pocierając kciukiem o jej dłoń – Nie sądzisz przecież, że deszcz nie jest romantyczny…
- Skąd się u ciebie nagle wziął romantyzm? – Zaśmiała się.
- Potrafię zaskakiwać ludzi.
- To zaskocz mnie – rzuciła szczerze i stanęła naprzeciw niego.
Zaśmiał się głośno i na stojąc na samym środku parku szepnął jej do ucha:
- Ludzie idący tutaj są strasznie wścibscy – rzucił – Zrobiłbym coś, ale boję się konsekwencji.
- Masz cały wieczór – wzruszyła ramionami i objęła go w pasie – Chyba, że nie chcesz – spojrzała na niego zawadiacko.
- Cześć – rzucił szybko jakiś przechodzień. Popatrzył na nich i się lekko uśmiechnął.
- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? – Spytała zdenerwowana.
- Piękna pogoda na bieganie po parku – zaśmiał się i dodał – Fajnie razem wyglądacie, szkoda tylko że wyglądacie – zasugerował coś mężczyźnie i stanął naprzeciw Emily – Wiesz, że ta twoja przyjaciółka była wczoraj wynoszona przez jakiegoś ochroniarza. Była kompletnie pijana, a gdy ją już wyniósł do auta to chciała go zgwałcić – zaśmiał się – Babka kompletnie jest poryta, ale podoba mi się. Ale nie martw się – zwrócił się do niej – I tak nie jest tak poryta jak ty wczoraj, masz wprawdzie konkurencję, ale nie aż taką.
- Tyle? – Spytała wkurzona.
- Co tyle? Ja mogę nawijać tak całą noc – rzucił.
- Wybacz, ale jestem zajęta jak nie widzisz.
- Oj Emily, Emily… - Pokręcił głową i rzucił – Nie wiesz w co się pakujesz, słonko.
- Przepraszam ma pan jakiś problem? – Spytał Chester po chwili jak zauważył małą sprzeczkę między nimi.
- Nie, skądże – powiedział z głupim uśmieszkiem – Ja już się zmywam, mam dzisiaj spotkanie z jakiś kretynem więc muszę się ogarnąć.
Rzucił im szybkie „cześć”, a kobieta stanęła jak wryta. Nie wiedząc jak zacząć tę rozmowę spojrzała na Chestera i ze zrezygnowaniem złapała za jego rękę.
- On mnie tak denerwuje…
- Kto to jest?
- Natrętny Kolega Pomocna Rączka, który uważa, że mam urojenia – rzuciła – Wkurzający typ, naprawdę – Odparła, lecz po chwili złapała za jego kawałek koszuli i dodała po cichu – Ale zachowujmy się tak jakby go tu nie było, dobrze? Nie mam ochoty spędzić z tobą tego wieczoru ze świadomością, że on mnie dzisiaj spotkał.

***

Światło rozświetliło całe pomieszczenie w salonie. Emily ściągnęła swoje buty i powędrowała w stronę kuchni. Nie czekając na Benningtona otworzyła lodówkę i będąc głodna wyciągnęła z niej sałatkę, którą wcześniej zrobiła.
- Sama sałata i pomidory? – Zdziwił się gdy zauważył salaterkę.
- Nie tylko – Zaśmiała się i położyła ją na blacie – Ale jesteś marudny, trzeba zdrowo się odżywiać kochanie – puściła do niego oczko i nie czekając wsunęła do buzi jeden listek.
- Nie najesz się tym, lepiej coś zamówię – odparł wyciągając z kieszeni telefon.
- Ja zjem to, jak chcesz możesz coś sobie zamówić.
Spojrzał na nią ukradkiem i wziął do ręki telefon.
- Co ci zamówić?
- Mówiłam, że nic – odparła głośno i ponownie wyciągnęła z niej kolejne warzywo. Odwróciła i wlała do szklanki soku pomarańczowego. Upiła jeden łyk i spojrzała na swoje dłonie. Nagle coś złapało ją w pasie. Uśmiechnęła się lekko i czując jak Chester na nią silnie napiera spojrzała na niego. Widząc ten sam uśmieszek, który tak naprawdę charakteryzował już chłopaka wywróciła oczami i nie mając już więcej miejsca usiadła na blacie.
- Złaź z tego blatu – Zaśmiał się.
- Zabraniasz mi?
- Tak.
- Ale ja cię nie słucham – zaśmiała się wpychając do buzi jeszcze jeden kawałek sałaty.
- Bo się w królika zamienisz – odparł i spojrzał w jej rozbawione oczy. Położyła swoje dłonie na jego barkach i westchnęła z nudów.
- Jutro też jestem wolny – odparł z uśmiechem – Możemy gdzieś pojechać na przykład nad wodę, co ty na to?
- Nie wiem czy ja dam radę coś jutro załatwić, ale zobaczymy – odparła zahipnotyzowana – Mike się odzywa?
- Dzisiaj dzwonił. Mówił, że spotkał się z tą babą, ale nie wiedziała praktycznie nic. Myśli, że ściemnia, ale sądząc po Jessice może faktycznie się gdzieś pałętać z kolejnym sponsorem lub być w jakiejś trasie z modelingiem. Sam już nie wiem. Ten kretyn mnie nie słucha, jak uparł się, że ją znajdzie to ją znajdzie. Ja go znam – zaśmiał się – Zresztą nie nudzi się tam.
Spojrzała na niego pytająco.
- Pojechał z Lisą. Szykuje nam się niezły romans.
Zaśmiała się i odparła:
- Zawsze lepsza niż Jessica. On naprawdę nie widział co ona z nim robiła? – Spytała zrezygnowana.
- Ślepy był i tyle – rzekł z uśmiechem i przybliżył się do kobiety – Mam dla ciebie niespodziankę, wiesz?
- Jaką? – Spytała zdziwiona.
- Hmm… - Przedłużał wprawiając kobietę w coraz większą ciekawość – Niby nie byłem tak bardzo do tego przekonany, bo coś mogło się nie udać, ale jednak zaryzykowałem. Wiem, że może być trudno…
- No mów już! – Zaśmiała się.
- Co myślisz o Hiszpanii?
Zdziwiona spojrzała na niego i nie wiedząc jak na to zareagować rzuciła:
- Ale w jakim sensie?
- Nie musisz odpowiadać – uśmiechnął się i szybko dodał – Bilety i tak są kupione, więc nie ma szans byś się nie zgodziła.
W wielkim osłupieniu patrzyła na mężczyznę na konkretnie na jego kiwanie głowy. Nie wiedząc co odpowiedzieć wtuliła się w niego i objęła go nogami w pasie. Nie kryjąc zaskoczenia i wielkiego zadowolenia mocno go pocałowała i krzyknęła:
- Nie mówisz serio, prawda?
- Nie kłamałbym w takiej sprawie – Odparł – Nam też należą się jakieś wakacje, prawda?
Z uśmiechem na ustach przytuliła ponownie Chestera i szybko spytała:
- A praca? Moja, twoja? A Linkin Park?
- Mike jak sobie wyjeżdża niezapowiedzianie to nic się nie dzieje, a jak Chester wyjedzie to coś się stanie? Zresztą i tak o tym już wiedzą.
- Kiedy załatwiłeś bilety? – Spytała zaciekawiona.
- Bardzo dawno, ale zbyt często się kłóciliśmy, więc nie było sensu nawet zaczynać tematu – sprostował i dotknął jej boku – To będą nasze najlepsze wakacje.
Nastała krótka cisza. Kobieta wpatrywała się w stojącego przed nią Benningtona i nie wierząc nadal w jego słowa, próbowała to sobie uświadomić. Czyli jednak Chester jej nie skreśla.
- Emily? – Przerwał jej rozmyślania, a ta skierowała swój wzrok prosto na niego – Nie kłóćmy się już, proszę. Wiem, że to moja wina, ale…
Po tych słowach przymknęła mu usta swoim palcem wskazującym.
- Nie będziemy się kłócić, wierzę ci – odparła bez namysłu – Sama nie mam już na to siły, niech będzie jak za dawnych czasów, dobrze? Przynajmniej spróbujmy.
Kiwnął głową i musnął delikatnie jej dolną wargę. Zadowolona z jego czynu odwzajemniła pocałunek i złapała się za jego szyję.
- Mogę cię o coś spytać? – Zaczął i widząc jej pozytywną reakcję spytał - Lubisz gdy dotykam cię w ten sposób?
Zaskoczona jego pytaniem uśmiechnęła się głupio i spojrzała na rękę Chestera, która tkwiła na jej boku. Zaśmiała się i nie będąc już pewna czemu ma to pytanie służyć rzuciła:
- Zadaj jakieś inne.
- Ale ja chcę znać odpowiedź na to.
- Głupie masz pytania – Zaśmiała się.
- Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi – odparł – Odpowiedz.
- Okey – Zaśmiała się po raz kolejny - Tak.
- A gdy dotykam cię tak? – Spytał zsuwając swoją rękę niżej dotykając jej górnej części prawego uda. Spojrzała na jego rękę ponownie i czując w sobie dziwne podniecenie odparła:
- Tak, Chazzy – zaśmiała się i dodała – Jesteś kretynem, wiesz o tym?
- Wiem – Odparł i przybliżył się do kobiety. Dotknął swoimi wargami jej ust. Nie opierała się temu. Oparła się jedną ręką o klatkę piersiową i zamknęła oczy. Czując każdy jego ruch złapała dłońmi za jego szyję i ponownie objęła go swoimi nogami. Przybliżyła go lekko do siebie i czując jego coraz bardziej odważne ruchy zachwiała się i podparła dłonią o blat. Pech chciał, że przez przypadek strąciła szklaną miskę. Słysząc ten huk odsunęli się od siebie, a Emily spojrzała na resztki szkła na podłodze. Wiedząc, że to jej wina szykowała się do zejścia z szafki.
- A ty gdzie? – Spytał.
- Posprzątam to, jeszcze ktoś się pokaleczy…
- Ani mi się waż – zaśmiał się i ponownie przybliżył się do Emily. W pewnym momencie lekko odsunęła się od niego.
- Ale… – zaczęła.
- Ale? To ma być nasz wieczór, nie jakiejś głupiej nic nie znaczącej miski – odparła i położył ponownie dłoń na jej udzie wydobywając u kobiety cichy śmiech. Objęła go mocno i wiedząc jakie mężczyzna ma dziś zamiary wsunęła swoją dłoń pod jego koszulkę. Czując jej delikatny dotyk odszukał jej ręki. Odsunął się od niej i z uśmiechem podniósł lekko materiał, a Emily dokończyła za niego zdejmowanie ubrania. Bennington też nie czekał długo. Złapał za końce jej bluzki i po chwili i ona powędrowała na koniec pokoju. Nie zwlekając z czasem dotknął ustami jej dekoltu i zaczął składać na nim pocałunki. Zadowolona z jego poczynań odsunęła głowę do tyłu dając Chesterowi tym samym większe pole do popisu. Po chwili przejechała ręką po swojej talii i dotknęła jego twarzy. Przybliżyła się do niego i nie chcąc być gorsza złożyła pocałunek na jego szyi. Raz za razem, bez pośpiechu, w taki sposób by każdy z nich był zapamiętany przez samego Benningtona. Z wielkim uśmiechem objął ją w pasie i nagle poczuł jak kobieta się od niego odsunęła. Położyła swoją dłoń w dolnej części jego klatki piersiowej i zaczęła:
- Jak ktoś nam dzisiaj przeszkodzi…
- To niemożliwe – Zaśmiał się patrząc w jej oczy. Wyciągnął po chwili telefon i rzucił go na kanapę – Widzisz?
Zadowolona z jego czynu pocałowała go w usta i nagle poczuła jak Chester próbuje ją podnieść. Objęła go mocniej i jeszcze raz pocałowała. Wiedząc do jakiego pomieszczenia może ją zaprowadzić, nie pytała już o nic tylko delikatnie muskała jego policzek. Nagle straciła panowanie nad swoim ciałem. Walnęła lekko o miękki materac i syknęła cicho z bólu. Jej głowa ciągle dawała się we znaki, ale próbowała ją zignorować. Spojrzała na niego i czując każdy jego oddech dotknęła jego policzka przybliżając do siebie. Ich pocałunki były coraz śmielsze. Szybsze, lecz delikatne jak na początku. Czując się tak blisko siebie zapomnieli zupełnie o wszystkim, na przykład o tym że jeszcze dobę temu nie potrafili na siebie spojrzeć. Emocje wybuchły tak niespodziewanie, a każdy ruch przybliżał ich do czegoś głębszego.
Nagle Emily dotknęła jego paska od spodni szybko go odpinając. Spojrzała w dół i nim się obejrzała dół jego ubioru leżał już w kącie. Dotknęła jego klatki piersiowej i sama poczuła jak Chester szuka jej zamka od spodni. Przechyliła głowę do tyłu pozwalając mu na kolejny ruch. Podniecona jego ruchami podniosła kąciki ust. Czując jak Chester kręci się swoimi rękoma obok jej dolnej części ciała zacisnęła usta, a gdy poczuła ponownie jego delikatny dotyk postanowiła dać upust emocjom. Głośno jęknęła, lecz Chester szybko stłumił jej krzyk namiętnym pocałunkiem. W tej chwili każdy westchnienie pobudzało w drugiej osobie determinację. Każdy chciał przekazać coś swojego, każdy chciał zaspokojenia i przyjemności swojego towarzysza. Bariery całkowicie pękły gdy Chester dotknął jej piersi. Nie patrząc na jego ruchy zacisnęła ponownie usta by nie krzyknąć z rozkoszy i nagle poczuła jak jej górna część garderoby całkowicie z niej znika.
Po chwili poczuła jego ręce. Splótł ich dłonie i ponownie przybliżył się do kobiety.
Nagle coś usłyszeli.
Lekko się od niej odsunął i spojrzał zrezygnowany na drzwi sypialni.
- Nigdzie nie idziesz – odparła i złapała za jego policzek – To tylko ten typek od którego zamawiałeś jedzenie.
- Cholera – zaśmiał się i rzucił – Trochę sobie poczeka.
Zaśmiała się cicho i mocno wpoiła się w usta mężczyzny zaciskając swoje dłonie. On widząc to dotknął dłonią jej wewnętrznej strony uda i usłyszał jej zadowolenie. Spojrzał na nią ponownie, a konkretnie na jej rozpromienioną twarz z myślą, że to będzie ich najlepiej spędzona noc od początku znajomości.

***

Z zamkniętymi oczami pogładziła pościel pod, którą leżał Bennington i położyła się na jego ramieniu. Słysząc jego równomierny oddech uśmiechnęła się w duchu i opasała go w pasie swoją ręką. Nagle coś się poruszyło. Wiedząc, że także i on już nie śpi podniosła się i spojrzała w jego zmęczone oczy. Uśmiechnął się do niej lekko i złożył na jej ustach mały pocałunek.
- Od dawna nie śpisz? – Spytał po chwili łapiąc za jej prawą dłoń.
- Nie, przed chwilą się obudziłam – oznajmiła leżąc na nagim mężczyźnie. Musnęła jego policzek i usłyszała:
- Myślałem, że będziesz spała do południa – rzekł ze śmiechem – Zmęczona?
Zaśmiała się cicho i szepnęła do jego ucha:
- Wcale.
- Myślałem, że cię całkowicie wykończyłem – Uśmiechnął się gładząc palcami jej dłoń.
- Źle myślałeś – Odparła – Próbuj dalej.
Po tych słowach Chester lekko wstał i złapał za jej prawy bok. Przysunął ją do siebie i odkrył całą pościel z leżącej obok kobiety. Musnął delikatnie jej szyi i nie przejmując się zupełnie niczym dążył do ponownego zaspokojenia Emily. Ona zarzuciła dłonie na jego plecy.
- Poranny seks? – Spytała zawadiacko i głośno się zaśmiała.
- Masz coś przeciwko? – Spojrzał z góry na jej oczy, a ta przybliżyła go do siebie ponownie łącząc ich usta w długim namiętnym pocałunku.

***

Brunet przeszedł obok szafy i wyciągnął z niej pierwsze lepsze spodenki. W skupieniu założył je na siebie i nagle usłyszał pukanie. Zgadując, że to może być Lisa podbiegł do drzwi i je szybko otworzył. Nie mylił się.
- Gotowy? – Spytała z uśmiechem podnosząc wielką torbę. Skłamałby jeśli stwierdziłby, że się nie zdziwił jej objętością.
- Co ty tam masz? – Spytał zaskoczony i wyciągnął z szafy koszulę.
- Same potrzebne rzeczy – Odpowiedziała i dodała – Fajne wakacje Mike, naprawdę. Muszę ci przyznać, że jeszcze kilka dni temu uważałam twój pomysł za kretyński, a dzisiaj sama zachowuję się jak ostatnia kretynka, tak trzymać.
Zaśmiał się i zdjął z siebie przepocone ubranie. Lisa widząc jego nagą klatkę piersiową przegryzła dolną wargę i próbując choć na chwilę odwrócić od niej wzrok zaczęła spoglądać na sufit. Jednak bez powodzenia.
- Co robimy z Jessicą? – Spytał po chwili schylając się po leżące ubrania.
- Na razie nic – rzuciła – Możemy wieczorem poszukać po mieście, popytać ludzi, znajomych. Możemy też poszukać coś w internecie – przerwała – Wiem durny pomysł, ale możemy coś znaleźć. Niby jest tak dużo możliwości, a jednak nie ma żadnej. Paradoks losu.
Kiwnął głową i z tlącym się w nim zrezygnowaniem otworzył puszkę z piwem. Podał drugą kobiecie i wypił za jednym machem połowę jej zawartości.
- Mogłeś zabrać Chestera, a jednak zabrałeś mnie – odparła po chwili kobieta – Nie lepiej by ci się z nim pracowało?
- Chester ma własne problemy na głowie – wywrócił oczami przypominając sobie ostatnie wydarzenia i sprostował – Szkoda gadać, kretyn z niego i tyle. A pojechałaś ze mną, bo zaoferowałaś się pomóc. To dlatego tutaj siedzisz, popijasz kupione przeze mnie piwo…
- Zawsze musisz wtrącić te swoje trzy grosze, jaki to niby jesteś łaskawy – zauważyła – Zawsze robisz z siebie bohatera?
- Nie robie z siebie bohatera – sprostował.
- Robisz – zaśmiała się – Ciągle to robisz, dwadzieścia cztery godziny na dobę, ciągle!
Wywrócił oczami i nie chcąc się już kłócić machnął ręką i złapał za klucze od hotelu.

***

Emily wyrzuciła resztki potłuczonego szkła do kosza i otworzyła lodówkę pełną jedzenia.
- Co chcesz na śniadanie? – Spytała głośno gdy usłyszała schodzącego Benningtona.
- Ciebie.
Zaśmiała się głośno i rzuciła:
- Mówię poważnie.
- Ja też.
Wywróciła oczami i wyciągnęła kilka jajek. Położyła je na blacie i położyła na szafce dużą patelnię. Nie zwracając uwagi na chodzącego obok niej Chestera skupiła się na własnej robocie. Nagle usiadł obok niej na krześle trzymając jakąś dziwną kopertę.
- Co to? – Spytała wpatrując się w jego zdziwioną minę.
- Nie wiem – wzruszył ramionami i podał ją kobiecie – To chyba do ciebie.
Zaskoczona jego stwierdzeniem złapała ją szybko i wyciągnęła z niej jedną kartkę. Przeczytała od góry do dołu, nie rozumiejąc z niej zupełnie nic.
- „ Golden Street, 17.30, przyjdź sama. T” – przeczytała na głos i z irytującym tonem rzuciła – Ten kretyn nie daje mi spokoju. Jak ja go nienawidzę – odparła wkurzona, zapominając, że kilka dni temu dobrze bawiła się z nim w klubie. Położyła kopertę obok blatu i głośno westchnęła.
- Co z tym zrobisz? – Spytał zaciekawiony.
- Jak to co? – Odwróciła się do niego i rzuciła – Pójdę tam, może w końcu wyjawi mi o co mu tak naprawdę chodzi z moim rzekomym ojcem.



Wróciłam, myślałam że dodam rozdział wcześniej, ale miałam ograniczony dostęp do komputera, musicie mi wybaczyć.
Teraz spróbuję to jakoś ogarnąć, może następny będzie w przeciągu 7 dni.
Mogłam spartolić moment z Chesterem i Emily, ten akapit miał 3 wersje, a ta wydawała mi się najlepsza.
Blog będzie miał  60 rozdziałów + epilog. Mam nadzieję, że to dobry pomysł ;)
No to zapraszam do komentowania.