- To na co masz dzisiaj ochotę? – Spytała uśmiechnięta
kobieta wpatrując się w oczy swojego towarzysza. Złapał delikatnie za jej
dłonie i szybko odpowiedział.
- A ty co chcesz porobić?
- Możemy gdzieś razem wyjść albo po prostu posiedzieć w
domu. Wybór należy do Ciebie – Zrobiła przerwę i położyła się obok Chestera –
Ja się podporządkuję.
- Czyli nie usłyszę konkretnej odpowiedzi – podsumował jej
wypowiedź i wpatrując się w nagi sufit zaproponował – Pomyślimy później. Teraz
chodź na śniadanie.
Mężczyzna leniwie wstał z łóżka i siadając na jego rogu
usłyszał słowa kobiety.
- Dziękuje, że jednak zostałeś – Wysłała mu uśmiech pełen
wdzięczności, lecz on dostrzegł go tylko kątem oka.
- Nie ma sprawy – Odpowiedział jej i podniósł się z materaca
– Powiem Ci że masz tu dosyć dziwnie…
- Przyznaj się, że bałeś się usnąć w takiej ruderze –
Zaśmiała się lekko.
- Wcale nie – Zwrócił się ku niej i dodał – Takie „rudery”
nie robią na mnie żadnego wrażenia – prychnął i otworzył drzwi.
- Ej nie gadaj że będziesz robił śniadanie w moim domu! –
Krzyknęła i zsunęła się z łóżka wyprzedzając Benningtona.
- A co w tym złego? – Spytał i nagle obrażony rzucił –
Dobra, jeśli uważasz że spalę ci kuchnię…
- Oj, proszę. Uspokój się – Powiedziała i dorzuciła kilka
słów – Chociaż z tym spaleniem kuchni… - Tu się zatrzymała by sztucznie
pomyśleć - Faktycznie. Zostaw ją. Jesteś nieobliczalny.
- Nie pozwalam sobie tak o mnie mówić! – Dorzucił ze
śmiechem.
- To dalej ogierze! – Wrzasnęła pchając go przez drzwi i
rzuciła – To ty gotuj, a ja zobaczę czy mam tutaj telefon.
- Po co ci telefon? – Zapytał zdezorientowany.
- Strażakiem nie jestem – Powiedziała i zamknęła szczelnie
drzwi. Nagle poczuła wstrząsy. Chester z całej siły próbował wejść do środka
lecz Emily nie pozwalała mu na ten czyn.
- Tak się bawimy? – Wrzasnął po raz kolejny i usłyszał
głośny śmiech kobiety.
- Chciałeś robić śniadanie to idź! Ja sobie poczekam –
Odparła z kolejną salwą śmiechu i wiedząc że mężczyzna opuścił już jej drzwi
usiadła na rogu łóżka.
***
- Zwykłe kretyńskie zachowanie, zwykły kretyn, zwykły idiota
– podsumował siebie Mike stojąc przed lustrem. Ocenił wzrokiem lekko pomiętą
koszulkę i wziął się za rozczesywanie włosów. Widząc jak każde pasmo buja się w
zupełnie inną stroną niż pozostałe zaklął w myśli i nadal uporczywie zmagał z
ich idealnym ułożeniem. Doprowadzając w końcu do ich porządku odszedł od lustra
i spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się w duchu i zostawiając po sobie tylko cień
w poprzednim pokoju, szybko założył kurtkę i przekroczył próg.
Z lekkim niedowierzaniem wsiadł do swojego samochodu i nie
wierząc w swoją inteligencje odpalił silnik. Popatrzył na miejsce pasażera i
nie znajdując tam nikogo prócz swojej wyimaginowanej postaci o imieniu Brak
Przekonania pojechał w prawą uliczkę udając się prosto pod zaplanowane
wcześniej miejsce.
Dom był ten sam. Trochę przesadzony, ale jak na gust Shinody
był w miarę przyzwoity. Bywał tu już wiele razy, więc i kolejny raz nie zawahał
się zadzwonić do właścicielki. Długo nie czekał. Minęła chwila gdy blondynka
otworzyła mu drzwi i zaprosiła do środka.
- Mike! Jednak przyszedłeś! – Krzyknęła nade zadowolona i
powiesiła jego kurtkę na wieszaku.
- Nie wiele tu się zmieniło – Podsumował i razem z blondynką
wszedł w głąb pomieszczenia. Widząc pełno przedmiotów w tandetnym stylu
skrzywił się lekko, lecz nie dał tego po sobie poznać. Przecież kiedyś był
przyzwyczajony do takiego widoku.
- Napijesz się czegoś? – Spytała spoglądając w jego ciemne
oczy. Mike nie tracił czasu i zaczął przyglądać się jej fotografiom. Wiele ze
stojących zdjęć było zrobionych przez nią lub przez jej znajomych lecz niektóre
pochodziły z profesjonalnych sesji zdjęciowych. Przyglądając się im tak
naprawdę nie pomyślałby że mogą być aż tak cudowne, nie sądził jednak że ich
część została w bardzo dużej mierze przerobiona komputerowo. Nagle widząc na
sobie jej pytający wyraz twarzy otrząsnął się z transu.
- Słucham? – Spytał zdezorientowany.
- Zapytałam się czy chcesz coś do picia – Uśmiechnęła się
lekko.
- Może być kawa – Odpowiedział jej szybko i dodał – Nie
słodzę dużo, tylko półtorej łyżeczki.
- Tak Mikey, wiem – Posłała mu szybko szeroki uśmiech i
zachęciła do tego by usiadł na wskazanej przez niej sofie – Mam dla ciebie
później niespodziankę.
- Niespodziankę? Jaką? – Zaskoczony tym faktem oparł się o
kanapę i usłyszał nie satysfakcjonującą jak dla niego odpowiedź:
- Niespodzianka to niespodzianka. Dowiesz się później.
***
Słonko lekko ogrzewało ich zasłonięte ramiona. Chmury tylko
częściowo nachodziły na gorącą gwiazdę, przez co pogoda na dworze nieco się poprawiła.
Obydwoje popatrzyli przed siebie i powędrowali wzdłuż znanej uliczki.
- Nie mów tylko, że wyciągnęłaś mnie na zakupy – Oznajmił
Bennington wywracając oczami i stanął przed wielką uliczką. Przed nimi
rozścielały się wielkie kamienice z otwartymi sklepami.
- Muszę kupić sobie jakieś spodnie i tyle – Odpowiedziała mu
i dodała – Nie rób tragedii.
- Wyznaczyć Ci godzinę? – Spytał bez jakiejkolwiek siły –
Sam wiem jak się kończą takie zakupy z kobietami…
- Ty tylko byś był niezadowolony i byś marudził. Nic innego
– Podsumowała go i oznajmiła – Jeśli chcesz możesz zostać przed sklepem. Nie
obrażę się.
Nie mówiąc już nic przypatrzył się wielkiemu budynkowi do
którego za chwilę mieli wejść. Nagle coś szturchnęło ramieniem Emily. Kobieta
odwróciła się i zauważyła cztery znane jej postacie.
- Co wy tu robicie? – Spytała zaskoczona.
- Robimy zakupy. Tak jak normalni ludzie w normalny dzień –
Powiedział zmęczony mężczyzna i usiadł na postawionym obok słupku – Już jestem
na nogach kilka godzin i nie daje rady. Tak! Nawet mężczyzna może wymięknąć
przy takiej kobiecie.
- Masz coś do mnie kochanie? – Spytała podejrzliwie
Annabelle i spojrzała na Emily, która tak naprawdę nie dawała po sobie poznać
zakłopotania, które w tej chwili targało całym jej ciałem.
- Wytrzymujesz z nią? – Spytał Ian stojącego obok niego
mężczyzny.
- Dopiero się dzisiaj dowiem czy wyjdę z tego cało –
podsumował Chester i popatrzył na dwie kobiety, które mimowolnie się do siebie
przybliżyły. Mimo wielkich niechęci podały sobie rękę, a jedna z nich wymusiła
u siebie nawet lekki uśmiech.
- Nadal tu mieszkasz? – Zapytała zaciekawiona nieznajoma.
- Na to wychodzi – Odpowiedziała i z wielkim bólem wspomnień
nie przerwała rozmowy – Słyszałam, że się przeprowadziłaś.
- No tak – Uśmiechnęła się bez szczerości – Mój mąż okazał
się zwykłym dupkiem lecącym na dziwki, dlatego też postanowiłam skończyć z tą
jego samowolą. Niesamowicie prawda? – Spytała teoretycznie.
- No nie za bardzo – Podsumowała kobieta i usłyszała
sugestię swojej towarzyszki.
- Może przedstawisz nas sobie?
- Jasne – Podniosła lekko kąciku ust i wskazała na mężczyznę
– To jest Chester – Wtedy spojrzała na niego – Chester, to Suzanne.
- Miło mi – Uśmiechnęła się szczerze podając rękę
mężczyźnie. Widząc to Emily poczuła lekką złość, nie dlatego że Bennington poznał
nową osobę, tylko dlatego że poznał osobę której w pełni nie ufała. To było jak
igranie na krawędzi. Prędzej czy później ona i tak by się złamała, bez względu
na to co by się stało. Żałowała przeszłości, ale co miała poradzić? Była tak
bezsilna jak teraz.
- Mi również – Chester uśmiechnął się w jej stronę i spotkał
się z dziwnym spojrzeniem towarzyszki. Jednak Ian zmienił temat ich potyczek
wzrokowych.
- Wyjeżdżamy z Annabelle w góry. Uznaliśmy jednak, że nie
należy siedzieć w domu, a Nathanowi przyda się świeże powietrze.
- Bardzo nalegałam na ten wyjazd – Kobieta przybliżyła się
do swojego męża i złapała za jego ramię – Jednak jest tak zapracowany…
- Nie przesadzaj kobieto, mam jak na razie urlop –
Zakomunikował i dodał – Mam dość swojej roboty – Nagle zmienił temat i zwrócił
się bezpośrednio do Chestera – Bardzo udany występ.
Ten nie wiedząc o co konkretnie chodzi, poszperał w głowie i
po chwili znalazł to o co chodziło bratu Emily.
- A dziękuje – Uśmiechnął się i zrobił krok do przodu.
Popatrzył na chwilę na Emily i ponownie zabrał głos, który skierował do
stojącego obok mężczyzny – Musimy się kiedyś udać na piwo czy…
- Na żaden alkohol , grubasie! – kobieta przerwała wypowiedź
Chestera krzycząc do męża, a Ian nie zwracając na nią najmniejszej uwagi
odpowiedział:
- Masz rację – Odpowiedział mu – Trzymam cię za słowo.
Słysząc propozycję Chestera poczuła w duchu ulgę. Pomimo
tego, że tak naprawdę ta sprawa nie dotyczyła jej w pełni nie mogła odrzucić od
siebie tego uczucia radości. Jednak ktoś jej w tym pomógł.
- Jesteś dziś zajęty? – Spytała Suzanne towarzysza Emily.
Zdziwiony Chester nic nie odpowiedział tylko ukradkiem
ocenił zamiary kobiety, lecz nagle usłyszał kolejną propozycję.
- Taki przystojny mężczyzna… - Uśmiechnęła się – Znam fajną
knajpkę obok, możemy tam pójść, spędzić trochę czasu…
- Jakbyś nie zauważyła pan B. jest już zajęty – Uśmiechnęła
się sztucznie Emily i stanęła obok mężczyzny, który nadal nic nie odpowiedział
na zaczepki wysokiej i szczupłej szatynki.
- A szkoda – Oznajmiła krótko kobieta – Zapowiadał się fajny
wieczór – Wtedy jeszcze raz zwróciła się do niego – Ale jakbyś szukał
towarzyszki to ja jestem chętna…
- To my już raczej będziemy się zbierać – Przerwał jej zakłopotany
Ian widząc nastroje, które panowały między nimi. Pożegnał się z resztą i zabrał
ze sobą resztę swojego towarzystwa. Emily stała tak jeszcze przez pewien czas i
w pewnym momencie popatrzyła na Chestera.
- Co? – Spytał zdezorientowany. Jej wzrok pełen złości
spoglądał na jego twarz, która w tym samym czasie miała ochotę wypuścić głośny
śmiech.
- Podrywała cię – Oznajmiła szybko z lekką stanowczością.
- A to moja wina? – Spytał ze śmiechem. Zrobił chwilę
przerwy, podszedł do niej i dodał z podniesionymi brwiami – Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem! – Wręcz krzyknęła.
- Jesteś, jesteś. Widzę to – Zaśmiał się po raz kolejny i
dodał – A ja lubię jak ktoś jest o mnie zazdrosny.
Emily popatrzyła na niego jak na kretyna i nie mówiąc już
nic weszła do sklepu z zamiarem kupna nowych ubrań. Bennington widząc jej
zmianę w nastroju uśmiechnął się po raz kolejny i z kolejną wielką chęcią
wybuchnięcia śmiechem wszedł za nią z udawaną grobową miną.
***
- Pamiętasz? – Spytała kobieta stojąc ramię w ramię z
mężczyzną. Ten popatrzył tylko w dal i uśmiechając się w duchu oznajmił cicho.
- No jasne, że pamiętam, jak mógłbym zapomnieć – Oczarowany
wpatrywał się w głąb wielkiego klifu. Przed nim rozkwitała przyroda, kwiaty
budziły się do życia, a ptaki rozpoczynały swoje arie nad ich głowami. Widząc
przesuwające się białe chmury zamknął oczy i rozmarzył się. Dotknął wspomnień i
z wielkim uśmiechem na twarzy powrócił do tego co działo się tu kilka miesięcy
temu.
Odrębna łąka.
Wyłoniona z wielu innych.
I tylko oni.
Dwoje osób. Leżący na trawie Shinoda uśmiechał się do
pięknej blondynki i co chwilę częstował ją swoimi pocałunkami. Słoneczna pogoda
rozgrzewała ich ciała, a skwar panujący wokół nie dawał im racjonalnie myśleć.
Nagle jedno z nich upada na czerwony kocyk. Czując na sobie pocałunki mężczyzny
lekko się uśmiecha i nie daje po sobie poznać zmęczenia po nie przespanej nocy.
Słysząc śpiewające ptaki, które przygrywały zakochanej parze, kołysali się w
rytm bijącej melodii.
- Chciałabym, żeby to powróciło – Zaczęła kobieta wyrywając
Mike’a z transu.
Nie wiedząc co powiedzieć swojej byłej dziewczynie, ponownie
zamknął oczy i nie przejmując się tym usłyszał po raz kolejny jej głos.
- A ty? – Shinoda spojrzał na nią zaskoczony – A ty
chciałbyś by to nie należało tylko do wspomnień?
Kolejny raz uniknął jej spojrzenia i zaczął przegryzać
nerwowo wargę. Widząc to kobieta szarpnęła lekko za jego ramię i spytała
ponownie.
- Chciałbyś? Bo jeśli tak, da się to wszystko naprawić. Ja
tego nie przekreśliłam – Tu zrobiła przerwę i dodała – Chcę żebyś o tym
wiedział. Nic więcej.
- Zaskoczyłaś mnie – Powiedział po chwili wręcz
niesłyszalnie.
- Lubię zaskakiwać – Uśmiechnęła się mimowolnie i dodała –
Pamiętasz jak właśnie tutaj drzewa się tak kołysały i my z uparciem
próbowaliśmy stworzyć jakąś melodię do tego?
- Albo to jak to nam nie wychodziło – Zaśmiał się Shinoda i
usiadł na rosnącej trawie – To było dawno Jessica, wiem o tym, że żałujesz tak
samo jak ja, że to się skończyło – powiedział niemal pewnie – Cieszę się że
wyciągnęłaś mnie tutaj.
- Bardzo chciałam jeszcze raz tu z tobą przyjechać, bo to
tak jakby… nasze miejsce – powiedziała cicho.
Mike uśmiechnął się i uświadomił sobie że ta kobieta po wielu
tygodniach zaczęła mówić coś z sensem. Przeszła jakąś metamorfozę, grom z
jasnego nieba strzelił w jej pustą główkę i napełnił bęben jakąś tam niezdefiniowaną
mądrością. Sam nie mógł uwierzyć w to co ona wyprawia. Czy wymodlił taki
przebieg sytuacji? Sam nie wie, choć przez wiele pierwszych tygodni siedząc
samotnie w nocy obmyślał to jak powróci do blondynki, co się stanie gdy ją
spotka lub czy takie spotkanie w ogóle nadejdzie. Wiązał dużo nadziei, głównie
marzył o tym co się teraz dzieje. Czy nadal kocha kobietę? Jest mu to trudno
określić, lecz w jednym jego rozum i serce się zgadza. Tak czy owak tak szybko
o niej nie zapomni.
***
- Było długo? –
Spytała rozbawiona Emily – Nie, nie było. Więc następnym razem jak Chesterek
coś zarzuci to Chesterek pomyśli dwa razy.
- Jesteś niemożliwa – Zaśmiał się.
- Jedyna w swoim rodzaju – Odwzajemniła uśmiech i nagle
usłyszała pytanie.
- Kim była ta szatynka? Ta co tak natarczywie prosiła mnie o
zgodę na wspólną kolację?
- Moja była przyjaciółka, która najprawdopodobniej nic się
nie zmieniła – Odparła szybko i razem z Benningtonem skręcili w lewą stronę
zostawiając za sobą dużą sieć sklepów.
- Czego już się nie przyjaźnicie? – Zapytał zaciekawiony.
- Przypadek, zawiść, brak rozumu, szczeniactwo oraz to że
nie potrafiłyśmy wzajemnie siebie słuchać – Mężczyzna miał już zaprotestować, gdyż
spodziewał się zupełnie innej odpowiedzi lecz kobieta go ubiegła – Proszę, nie
drążmy tego tematu.
- Zawsze jesteś taka skryta w sobie? – Stanął na środku
ulicy, a Emily widząc to zrobiła podobnie. Stanęła naprzeciw Chestera i bez
jakichkolwiek emocji odparła.
- Nie jest ci to do niczego potrzebne.
- Pomimo tego chce wiedzieć. Chce wiedzieć o tobie wiele
rzeczy – powiedział do niej i spotkał się z jej dziwnym spojrzeniem.
- Tego nie musisz – powiedziała – Nie, że chcę to ukryć, ale
po prostu dla wspólnego dobra mnie, Suzanne i ciebie nie wyjdzie to na jaw.
Wybacz – Wtedy lekko się uśmiechnęła i dała mu propozycję – Pytaj o cokolwiek
tylko nie o to.
- Dobrze – Zaczął i ujął jej rękę – To może… - W tej chwili
szperał w umyśle by wydobyć z niego jakieś jedno racjonalne pytanie – Kim
zawsze chciałaś być w przyszłości?
- Aktorką – Zaśmiała się i dodała – Tak wiem, głupie, ale
każdy kiedyś miał wyolbrzymione spostrzeżenia na świat – Wtedy zwróciła się ku
niemu – Teraz ja.
Chester popatrzył na nią rozbawiony i usłyszał pytanie.
- Dom nad morzem czy w górach.
- Dziwne pytanie – Oznajmił zaskoczony.
- Odpowiadaj – Uśmiechnęła się.
- Morze. Wielka willa nad morzem, kilkanaście metrów od
morza. Zachód słońca w kolorze pomarańczy, codzienne wstawianie, śpiew mew,
szum fal, które co chwilę obijają się o skały. To poranne chodzenie po gorącym
piasku, owoce morza… - Rozmarzył się i nie zauważając tego, że za chwilę mają
skręcić w następną uliczkę dodał – Kiedyś chciałem zamieszkać nad morzem, teraz
zresztą też.
- W czym problem? – Spytała – Szczerze mówiąc masz wykonalne
marzenie.
- Praca – Odpowiedział szybko i nagle stanął.
Spojrzał w drugą stronę i będąc już pewnym tego co się
stanie spytał:
- Ile mamy do samochodu?
- Jest niedaleko… A coś się stało?
- Tak – powiedział do niej i przyspieszył kroków – Zdaje się
że mamy nieproszonych towarzyszy.
Zaśmiała się i wiedząc o kogo chodzi zrobiła to samo co
Chester.
- Często tak macie? – Zapytała zrezygnowana.
- Dość często – Odpowiedział – Może miałbym do nich jakąś
empatię lub nawet lekkie zaufanie gdyby nie to że wszystko co powiesz jest od
nowa redukowane z zupełnie innym sensem. Najgorsze jest wywlekanie czyjejś
prywatności – Tu się zatrzymał – Tak, to boli najbardziej. To, że wszystko może
po prostu popsuć ci życie.
- Ale być może nie wszyscy są tacy źli jak wam się wydaje.
- Nie Emily. Wszyscy są źli. Wszyscy są źli gdy chcą zarobić
na twoim pieprzonym życiu – Otworzył drzwi do samochodu i do niego wsiadł.
Popatrzył na kobietę, która w tej chwili już siedziała obok niego i dodał – Ja
im takiej satysfakcji nie dam. Trochę walczyłem o swoją przyszłość, lecz nie po
to by budować przyszłość tych kretynów.
***
Shinoda stał obok domu kobiety. Nad nimi rozprzestrzeniała
się wielka fala chmur, która z wielką zawziętością schowała za siebie słońce.
Przed nim stała blondynka. Uśmiechnięta, kokieteryjnie spoglądała na
przystojnego mężczyznę. Oparła się jedną ręką o słup swojego płotu i zaczęła:
- Teraz zapraszam do mnie – Uśmiechnęła się serdecznie w
stronę chłopaka.
- Muszę już iść… - Odpowiedział jej, lecz ona złapała za
jego rękę i wprowadziła do swojego podwórka.
- Mamy sobie jeszcze tyle do powiedzenia – Oznajmiła i
zaczęła otwierać drzwi do swojego domu.
- Jess nie zrozum mnie źle, ale… - Nie powiedział już nic,
bo uparta blondynka zaprosiła swojego towarzysza do środka. Zdjął buty i
niepewnie udał się w stronę salonu. Rozejrzał się po nim i ponownie usiadł na
sofie – To co masz zamiar robić?
- Co mamy zamiar robić – Poprawiła go słodko dziewczyna i
siadła obok niego – Chcesz coś oglądać? Możemy po raz dziesiąty oglądnąć twój
ulubiony film…
- Jessica? – Spytał niepewny jej czynów.
- No co – Odparła beztrosko i wstała z kanapy – Uwielbiam go
tak samo jak ty – Wtedy podeszła do szafki z alkoholem – A zapowiada nam się
bardzo ciekawy wieczór…
Shinoda nie wiedząc co zrobić po prostu wyłączył swój umysł
i oparł się o kanapę.
- Masz rację – Powiedział uśmiechnięty i spojrzał na czyny
kobiety. Co chwilę starała się zwrócić na siebie uwagę. Tak jak kiedyś, czyli
nic się nie zmieniło. Gdyby teraz ktoś się zapytał Mike’a czy uważa swój czyn
za normalny, zapewnie nie wiedziałby co odpowiedzieć. Nie potrafił wytłumaczyć
sobie, że to już koniec. Nie przyjął tego do świadomości i w tej chwili buja
się między swoimi uczuciami, które myślał że już wygasły. Lecz tak nie było.
Gdy patrzył na nią czuł się młodo. Jego naiwność była tak szeroka jak morze
niezdefiniowanych czynów i myśli.
Nagle blondynka usiadła obok niego. Oparła swoją głowę o
jego ramię, a ten zamiast się odsunąć tylko się lekko uśmiechnął. Czując jak
jej zapach perfum przeszywa jego nozdrza postanowił zadurzyć się w nim jeszcze
raz. Zamknął na chwilę oczy i zaczął wyobrażać sobie to co się działo kilka
miesięcy temu. Nagle coś poczuł. Ręka kobiety delikatnie zaczęła się posuwać do
góry, z klatki piersiowej przeszła aż pod samą brodę. Zaskoczony jej zachowaniem
spojrzał na nią, lecz ona była zajęta celowaniem swojego wzroku w niemal
wszystkie partie ciała Shinody. Nagle przeszedł go lekki dreszcz. Jessica lekko
wbiła swoje paznokcie w jego brodę i przysunęła do siebie. Otumaniony mężczyzna
zrobił to samo, przybliżył się bardziej do jej twarzy i zamknął oczy. W pewnym
momencie poczuł jak kobieta z wielką zawziętością wpiła mu się w usta.
Przewróciła go z całej siły na kanapę i leżąc na nim zaczęła ponownie całować
bezwładne ciało Shinody.
- Mike, chce by było jak kiedyś… – Zdania nie pozwolił jej
dokończyć mężczyzna, który w tej samej chwili wstał z kanapy i popatrzył na
blondynkę. Ta nie wiedząc co powiedzieć stanęła przed nim i nagle poczuła to
jak łapie za jej kręcone włosy i przyciąga do siebie. Chwycił za jej plecy i
delikatnie postawił ciało kobiety przed ścianą obok wielkiej szafy. Jessica
widząc co mężczyzna ma na myśli odsunęła się od niego i delikatnie odpięła
guzik na jego koszuli. On zrobił to samo, lecz tak naprawdę nie wiedział co jest
prawdą. Nie czuł nic, prócz euforii oraz wielkiego pożądania. Nagle kobieta
odsunęła się od niego i odpinając kolejny guzik przybliżyła się do jego ucha i
po cichu powiedziała:
- Mikey, chcę by tak było jak dawniej. Pragnę tego… -
Zaczęła – Ty też tego chcesz. Widzę to, widzę że nie zapomniałeś o mnie. Może
tak być... ale… - Przerwała swoją wypowiedź by złożyć na nim jeszcze jeden
pocałunek.
- Ale…? – Zaciekawiony Shinoda spojrzał w jej oczy i nagle
usłyszał jej propozycję.
- Ale jest jeden warunek. Jeśli go spełnisz będziemy na
zawsze razem – Powiedziała cicho i dokończyła – Za kilka dni rozprawa. Zeznaj
na Benningtona. Jeśli to zrobisz to wrócę do Ciebie. Widzę że mnie kochasz.
- Słucham? – Zaczął zaskoczony Mike odsuwając się od
kobiety.
- Wybierz. Albo wspaniała miłość, albo taki przyjaciel. Mike
ja Cię kocham! – Krzyknęła i ponownie spróbowała przybliżyć się do niego lecz
on odsunął się od niej i przez przypadek zahaczył o niedomkniętą szafkę, która
z wielkim hukiem walnęła przed nim na podłogę. Jessica widząc to zrobiła
przestraszone oczy i spróbowała odsunąć go od niej, lecz jego ciekawość była
silniejsza. Uklęknął gdyż coś przykuło jego uwagę. Przyjrzał się z daleka
dziwnym papierom i wziął je do ręki. Nagle zamarł. Dokumenty na których
widniało to samo nazwisko sprawiły obumarcie
jego wszystkich kawałków ciała. Przestudiował po raz kolejny, lecz nazwa ich
sama mówiła za siebie. Kobieta za wszelką cenę chciała je wyrwać z jego dłoni,
lecz nadaremnie. Odsunął ją lekko, a ta widząc jego szok oparła się o ścianę.
- Jessica… - zaczął drżącym głosem – Powiedz mi prawdę.
- Kochanie…
- Nie! Żadne kochanie! Nie okłamuj mnie po raz kolejny! –
Wrzasnął i próbując się opanować spytał – Jessica czy ty jesteś w ciąży?
Ta nic nie odpowiedziała. Wpatrywała się w niego
zahipnotyzowana i z wielką ochotą płaczu postanowiła to przemyśleć. Mike widząc
jej obojętność nie wytrzymał i przybliżył się do niej.
- Powiedz mi! – Krzyknął w jej stronę po raz kolejny – Nie
ukrywaj tego przede mną, rozumiesz?!
- Byłam! – Wrzasnęła w jego stronę i próbując się wydostać z
niewidzialnej bariery pomiędzy nimi zrobiła krok do przodu. Shinoda widząc jej
zamiary uniemożliwił jej taki ruch i nagle spytał zdziwiony.
- Jak to byłaś? Kiedy?
- Mike proszę uspokój się… - Zaczęła przestraszona. Jak na
nią było to dosyć dziwne zachowanie. Strach wziął górę, lecz ona już o tym
dawno zapomniała.
- Nie będę spokojny! Jak to byłaś w ciąży? Co się stało…? –
Spytał załamany i nagle usłyszał odpowiedź.
- Dziecko pojawiło się tak nagle! Tak niespodziewanie, tak
szybko. Nie miałam na nie czasu! Agencja modelek nie przyjęłaby mnie po raz
kolejny gdybym je urodziła. Zrozum mnie! Ja nie chciałam tego dziecka! –
Wrzasnęła po raz kolejny i poczuła na sobie jego dłonie.
- Usunęłaś ciążę?! I co? Kariera pierdolonej modelki była
dla ciebie ważniejsza? Była ważniejsza do tego stopnia, że po prostu uznałaś
dziecko za zbędne i się jego pozbyłaś? – Krzyknął do niej i zdjął zdenerwowane
dłonie z jej twarzy.
- A co miałam zrobić? Urodzić?!
- Zabiłaś człowieka! – Podniósł swój głos i wyczerpany
usiadł na kanapie. Nie przyjmując tego do wiadomości oparł swoje ręce o bok
siedzenia i usłyszał odpowiedź.
- Nie byłam gotowa by je urodzić. Nie chce być matką, nie
chce mi się niańczyć tych brudnych bobasów, których jedynym zajęciem jest tylko
robienie kup i wrzeszczenie w nocy.
- Co ty wygadujesz?! – Wrzasnął i omal opanował się by do
niej podejść – Ty jesteś nienormalna! Nie wiem co ci strzeliło go głowy! –
Zrobił chwilę przerwy i ryzykownie spytał - Kiedy usunęłaś ciążę? – Mężczyzna spróbował
nie dawać po sobie poznać swojej złości. Złe emocje tliły się w nim i
świadomość i tym, że w każdej chwili może wybuchnąć nie sprawiała lepszego
samopoczucia. Nie usłyszał nic. Tylko szmery chodzących urządzeń w
pomieszczeniu. Będąc już zupełnie załamanym zakrył dłońmi swoich oczu i nagle
usłyszał.
- Poddałam się aborcji dwa tygodnie po tym jak ze sobą zerwaliśmy.
Byłam w pierwszym miesiącu ciąży – powiedziała bez jakiegokolwiek wstydu i
poczuła na sobie wzrok zdenerwowanego Shinody. Odciągnął od siebie ręce i wstał
z kanapy. Z wielką siłą walnął pięścią w ścianę, która odrzuciła ją z dwukrotną
siłą. Jessica widząc to lekko się przestraszyła, ale nie dała po sobie tego
poznać. Wtedy go olśniło. Zwrócił się ku niej i spytał.
- Ty kręciłaś z nami oboma! – powiedział przekonany – Byłaś
ze mną, lecz byłaś też ze Scottem – zawahał się zapytać, lecz musiał być tego pewny.
Sam nie wie dlaczego, ale jakaś niewytłumaczalna siła ciągnęła go do poznania
nawet tej najstraszliwszej prawdy – Kto był ojcem? Ja czy Scott? – Wtedy
zbliżył się ponownie – A może ktoś inny!
- Uspokój się!
– Powiedziała odsuwając od siebie mężczyznę.
- No mów! – Krzyknął po raz kolejny – Z kim byłaś w ciąży?!
W tej chwili usiadła na kanapie. Ogarnęła swoje jasne włosy
w tył i bez jakichkolwiek emocji zaczęła rozmowę:
- Zerwałam z tobą w sierpniu. Odliczyć dwa tygodnie wstecz,
masz rację nie byłam aż tak lojalna – wtedy zwróciła się do niego – Ale ty też
nie byłeś!
- Słucham? – Spytał zdezorientowany, lecz ta nie zwróciła na
niego uwagi i dokończyła.
- Dwa tygodnie przed zerwaniem, cały czas spędzałam z tobą.
Wtedy wyjechaliśmy z miasta. Pamiętam to dokładnie. Nie ma innej opcji.
- Czyli co? – Zapytał po raz kolejny. Nagle usłyszał słowa,
których się nie spodziewał.
- Ty Mike byłeś ojcem tego dziecka. Byłeś! – Krzyknęła – Ale
nic tego nie zmieni. Było, minęło. To się nie odstanie. Nie rozpaczaj nad tym,
nie ma o co. Nawet nie wiem czy chciałbyś się nim zajmować więc poszłam ci na
rękę. Zabiłam to dziecko byś do jasnej cholery mógł realizować swoją karierę,
tak samo ja więc możesz mi dziękować.
Mike wstał i zahipnotyzowany podszedł do drzwi. Nie czując
już nic pociągnął za klamkę i słysząc jej oddech za sobą oznajmił bezsilnie.
- Nie chcę cię znać. Nie wchodź mi w drogę – W tej chwili
otworzył drzwi i przeszedł przez framugę. Nagle wybuchnął. Ni stąd ni zowąd
walnął po raz kolejny w mahoniowe drzwi i krzyknął po raz ostatni – Odpierdol
się ode mnie, odpierdol się od mojego życia! Zabiłaś mi dziecko psychopatko!
Zabiłaś nasze dziecko! Ty morderco! – Krzyknął po raz kolejny, lecz
przestraszona Jessica zamknęła szczelnie otwór nie dopuszczając rozhisteryzowanego
mężczyzny do środka.
***
Mężczyzna wysiadł z samochodu. Jeszcze nie uświadomiony ze
słów swojej byłej dziewczyny spojrzał w niebo. Miał ochotę płakać, rzucić się w
wielką przepaść tylko po to by sobie ulżyć. Cierpienie było tak wielkie, że za
każdym razem gdy o tym pomyślał jego wnętrzności rozrywały się tworząc coraz
większą dziurę
- Mike! – Zadowolona kobieta oparła się o jego płot i
poprawiła swoje rude włosy – Przechodziłam nieopodal i nie sądziłam, że cię tu
spotkam – Nic nie przejęta odwróconym Shinodą zaczęła swój monolog – Fajny dom.
To tak mieszka znany muzyk? No, no, no… Spodziewałam się gorszej rudery – Wtedy
wyskoczyła z propozycją – Wyjdziemy gdzieś razem?
- Przepraszam, ale dzisiaj raczej nie – Zaczął zrezygnowany.
- Może byś na mnie popatrzył? – Spytała bezsilnie, lecz po
chwili zmieniła temat ich rozmowy – Co będziesz sam w domu robić? No daj się
gdzieś wyciągnąć…
- Spędzę miły czas z sznurkiem i drewnianym taboretem. Jak
dobrze pójdzie to może po wielu próbach uda mi się zabić, lecz pewnie i tak
będę wpatrywał się w to dziadostwo z nadzieją, że jutro będzie lepiej – Wtedy
odwrócił się do Lisy – Jak myślisz? Tabletki, sznur czy żyletka? Co będzie w
miarę bezbolesne i szybkie?
Rudowłosa nic nie powiedziała tylko zszokowana popatrzyła na
Shinodę i na jego łzę spływającą po policzku. Nie wiedząc co zrobić, postawiła
na tym by po prostu zacząć rozmawiać.
- Mike… Co się stało? – Zapytała zdziwiona.
- Nie ważne – powiedział i zabrał się do otwierania drzwi.
- Za nic takiego nie myślałbyś o samobójstwie! Jesteśmy
dorosłymi ludźmi, powiedz mi co się stało – Widząc obojętność mężczyzny złapała
za klamkę i otworzyła furtkę. Będąc pierwszy raz w jego ogródku oglądała się we
wszystkie strony lecz żadna z tych rzeczy nie przykuwała tak bardzo jej uwagi
niż stan Mike’a – Masz rację. Nie chcesz mówić na zewnątrz.
Po tych słowach pociągnęła za klamkę od jego domu, lecz nikt
nie otwierał. Mężczyzna zamknął jej drzwi przed nosem, a ta zrezygnowana
zaczęła szarpać klamką.
- Przestań zachowywać się jak dziecko! Otwieraj te drzwi,
nie mam zamiaru wydobywać cię stąd jako trupa, zrozumiałeś!? – Krzyknęła i nie
słysząc odzewu z jego strony zaczęła walić całymi rękoma w jego dom – Otwieraj!
Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Nie chcesz rozmawiać to nie rozmawiaj,
tylko pozwól mi tam być. Nie chcę byś… - W tej chwili poczuła jak Shinoda
otworzył drzwi. Zadowolona w duchu ze swoich poczynań weszła do środka i
ominęła wielki przedsionek. Zaczęła przyglądać się mężczyźnie, który w tej
chwili usiadł na podłodze i bez jakichkolwiek emocji spoglądał w nagą
przestrzeń.
- Mike, co się stało? – Spytała delikatnie siadając obok
niego – Rozmowa ci pomoże. Możesz mi zaufać…
- Nie zrozumiesz tego – Powiedział po cichu.
- A może jednak dam radę unieść ten ciężar? Mogę ci obiecać
że się postaram – W tej chwili spróbowała wymusić u siebie uśmiech lecz powaga
sytuacji jej na to nie pozwoliła.
Shinoda patrzył przed siebie z coraz większymi negatywnymi
wizjami. Nie widząc już sensu w wykonywaniu żadnej czynności życiowej zaczął
umierać. To było uczucie przygniatającego cię wielkiego drzewa. Nic nie mogłeś
zrobić i tylko spoglądałeś na to jak ono upada mocniej przygniatając twoje wszystkie
już obolałe kawałki ciała. Widząc swój ból postanowił mu jakoś ulżyć, lecz
teraz jego racjonalne myślenie wygasło. Czuł się źle, na tyle źle by teraz
pójść do łazienki, walnąć głową o posadzkę i więcej się nie obudzić. To było
silniejsze od niego. Nie mógł oderwać tych makabrycznych myśli od siebie, mógł
albo zrobić coś ze sobą albo ze sprawczynią tej sytuacji. Pierwszy raz zaczął
obwiniać się za coś czego nie zrobił. Mógł zostawić ją przy sobie, dowiedzieć
się wcześniej. Nie dopuściłby do zabicia człowieka.
- Mike wszystko w porządku? – Spytała zszokowana wpatrując
się w jego telepiące ciało – Wstań, proszę cię…
On jednak nic nie zrobił tylko oparł swoją drżącą głowę o
jej klatkę piersiową i ze łzami w oczach krzyknął:
- Ona je zabiła! Ona zabiła to dziecko! Zabiła moje dziecko!
- Ona je zabiła! Ona zabiła to dziecko! Zabiła moje dziecko!
Nie wiedząc jak zareagować na jego słowa przybliżyła go
bardziej i czując na sobie wodę z jego oczu zaczęła uspokajać
rozhisteryzowanego mężczyznę.
- Spróbuj się opanować – Spróbowała przekonać go choć tak
naprawdę w głębi duszy czuła co innego -
Panika nic dobrego nie da. Nic dobrego…
- Nie wiesz jak ja się czuje! Straciłem dziecko! Moja była
dziewczyna poddała się aborcji dziecka o którym przez wiele miesięcy nie miałem
pojęcia, nie wiem czy to był chłopiec czy dziewczynka. Nigdy nie dowiem się
jakie ono będzie, czy jego oczy będą moje czy jednak nie, jaki charakter
odziedziczy i po kim. Zrozum to!
- Nic ci to nie da! Sama o tym wiem więc przestań myśleć o
samobójstwie – Wtedy zawahała się i próbując cokolwiek zrobić by nie dopuścić
do jego załamania powiedziała – Mike… Wiem że to głupio zabrzmi, ale połóż się
spać. Spróbuj wyłączyć umysł. Działasz pod wpływem emocji…
- Pod wpływem emocji? Ostatnio zauważyłem, że nikt mnie nie
potrzebuje! Była dziewczyna gra na moich uczuciach, siedzę na tym świecie na
siłę, nic mi w życiu nie wychodzi…
- Nic ci nie wychodzi? – Krzyknęła
– A twoi przyjaciele, zespół? Naprawdę nie pamiętasz jak mi ich wychwalałeś –
Wtedy popatrzyła w jego oczy – Boje się o Ciebie, że sobie coś zrobisz. Nie rób
nic głupiego zrozumiałeś?
- Zostaw mnie! Nie rozumiesz moich
uczuć! Odstaw mnie na bok, nie masz dzieci, jakaś pierdolona kobieta nie zabiła
ci ich ot tak. Co ty możesz czuć?! Co?! – Wrzasnął i odsunął się od niej – Nic nie
czujesz! Żyjesz sobie szczęśliwie, a ja?!
W tej chwili Lisa jak gdyby nigdy
nic zasłoniła usta swoimi dłońmi. Nie przyjmując do wiadomości jego słów
poczuła jak po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Spojrzała na zszokowanego
towarzysza i bez żadnych skrupułów wybuchła płaczem choć wiedziała że nie
powinna.
- Lisa… - Zaczął niepewnie Shinoda
próbując ją jakoś uspokoić – Wiem, że mogłem to powiedzieć łagodniej, ale
naprawdę nie potrzebuje niczyjej pomocy. Postaw się w mojej sytuacji. Jakby
ktoś bezmyślnie nie pozwolił na urodzenie twojego dziecka. Nie rozumiesz tego,
dlatego nie zrozumiesz też mnie! – Powiedział po raz kolejny lecz nie usłyszał
już nic z jej strony. Kobieta tylko popatrzyła na niego i z rozmazanym tuszem
pod oczami wyszła z jego domu charakterystycznie trzaskając drzwiami.
No i jestem. Po wielu wielu dniach powróciłam z nowym rozdziałem. Trochę długo na niego czekaliście z takich względów że dodałam poprzedni w środę, dlatego po 1,5 tygodnia miałam dodać nowy ale oczywiście jak zwykle musiało mi się coś spieprzyć i nie miałam internetu aż do dzisiaj więc dzisiaj mogę wam go zapodać.
Chciałabym podziękować wam za pozytywne komentarze w poprzednim. Znaczą dla mnie naprawdę wiele.
Dobra. Muszę się pochwalić choć do chwalipięt nie należę (prócz kilku małych wyjątków ;) ), bo to nie wypada. Udało mi się załatwić wyjazd na koncert, tak więc termin 5 czerwiec mogę sobie wpisać w dzienniczku jako zajęty. Bilety już są więc nie ma odwrotu. Co jak co ale nie wierzyłam w swoje szczęście, no ale jestem żywym przykładem że marzenia się czasem spełniają ( Mogę wykreślić jedno ze swojej wyimaginowanej listy). Niby się cieszę, ale najlepsze jest to, że w pierwszym dniu siedziałam załamana że nie mogę, a teraz gdy już wiem że mi się udało nie przeżywam tego. Tak wiem dziwna jestem powinnam skakać do sufitu, ale chyba nie przyjęłam tego do swojej myśli :D
Tak więc fajnie by było zgrać jakąś ekipę przed koncertem jeśli się wybieracie, ale myślę że jest jeszcze dużo czasu do ustalania :)
Pozdrawiam was i idę nadrabiać nieprzeczytane rozdziały! :)