sobota, 22 lutego 2014

Rozdział XXXVIII




- To na co masz dzisiaj ochotę? – Spytała uśmiechnięta kobieta wpatrując się w oczy swojego towarzysza. Złapał delikatnie za jej dłonie i szybko odpowiedział.
- A ty co chcesz porobić?
- Możemy gdzieś razem wyjść albo po prostu posiedzieć w domu. Wybór należy do Ciebie – Zrobiła przerwę i położyła się obok Chestera – Ja się podporządkuję.
- Czyli nie usłyszę konkretnej odpowiedzi – podsumował jej wypowiedź i wpatrując się w nagi sufit zaproponował – Pomyślimy później. Teraz chodź na śniadanie.
Mężczyzna leniwie wstał z łóżka i siadając na jego rogu usłyszał słowa kobiety.
- Dziękuje, że jednak zostałeś – Wysłała mu uśmiech pełen wdzięczności, lecz on dostrzegł go tylko kątem oka.
- Nie ma sprawy – Odpowiedział jej i podniósł się z materaca – Powiem Ci że masz tu dosyć dziwnie…
- Przyznaj się, że bałeś się usnąć w takiej ruderze – Zaśmiała się lekko.
- Wcale nie – Zwrócił się ku niej i dodał – Takie „rudery” nie robią na mnie żadnego wrażenia – prychnął i otworzył drzwi.
- Ej nie gadaj że będziesz robił śniadanie w moim domu! – Krzyknęła i zsunęła się z łóżka wyprzedzając Benningtona.
- A co w tym złego? – Spytał i nagle obrażony rzucił – Dobra, jeśli uważasz że spalę ci kuchnię…
- Oj, proszę. Uspokój się – Powiedziała i dorzuciła kilka słów – Chociaż z tym spaleniem kuchni… - Tu się zatrzymała by sztucznie pomyśleć - Faktycznie. Zostaw ją. Jesteś nieobliczalny.
- Nie pozwalam sobie tak o mnie mówić! – Dorzucił ze śmiechem.
- To dalej ogierze! – Wrzasnęła pchając go przez drzwi i rzuciła – To ty gotuj, a ja zobaczę czy mam tutaj telefon.
- Po co ci telefon? – Zapytał zdezorientowany.
- Strażakiem nie jestem – Powiedziała i zamknęła szczelnie drzwi. Nagle poczuła wstrząsy. Chester z całej siły próbował wejść do środka lecz Emily nie pozwalała mu na ten czyn.
- Tak się bawimy? – Wrzasnął po raz kolejny i usłyszał głośny śmiech kobiety.
- Chciałeś robić śniadanie to idź! Ja sobie poczekam – Odparła z kolejną salwą śmiechu i wiedząc że mężczyzna opuścił już jej drzwi usiadła na rogu łóżka.

                                                                         ***                                        


- Zwykłe kretyńskie zachowanie, zwykły kretyn, zwykły idiota – podsumował siebie Mike stojąc przed lustrem. Ocenił wzrokiem lekko pomiętą koszulkę i wziął się za rozczesywanie włosów. Widząc jak każde pasmo buja się w zupełnie inną stroną niż pozostałe zaklął w myśli i nadal uporczywie zmagał z ich idealnym ułożeniem. Doprowadzając w końcu do ich porządku odszedł od lustra i spojrzał na zegarek. Uśmiechnął się w duchu i zostawiając po sobie tylko cień w poprzednim pokoju, szybko założył kurtkę i przekroczył próg.
Z lekkim niedowierzaniem wsiadł do swojego samochodu i nie wierząc w swoją inteligencje odpalił silnik. Popatrzył na miejsce pasażera i nie znajdując tam nikogo prócz swojej wyimaginowanej postaci o imieniu Brak Przekonania pojechał w prawą uliczkę udając się prosto pod zaplanowane wcześniej miejsce.
Dom był ten sam. Trochę przesadzony, ale jak na gust Shinody był w miarę przyzwoity. Bywał tu już wiele razy, więc i kolejny raz nie zawahał się zadzwonić do właścicielki. Długo nie czekał. Minęła chwila gdy blondynka otworzyła mu drzwi i zaprosiła do środka.
- Mike! Jednak przyszedłeś! – Krzyknęła nade zadowolona i powiesiła jego kurtkę na wieszaku.
- Nie wiele tu się zmieniło – Podsumował i razem z blondynką wszedł w głąb pomieszczenia. Widząc pełno przedmiotów w tandetnym stylu skrzywił się lekko, lecz nie dał tego po sobie poznać. Przecież kiedyś był przyzwyczajony do takiego widoku.
- Napijesz się czegoś? – Spytała spoglądając w jego ciemne oczy. Mike nie tracił czasu i zaczął przyglądać się jej fotografiom. Wiele ze stojących zdjęć było zrobionych przez nią lub przez jej znajomych lecz niektóre pochodziły z profesjonalnych sesji zdjęciowych. Przyglądając się im tak naprawdę nie pomyślałby że mogą być aż tak cudowne, nie sądził jednak że ich część została w bardzo dużej mierze przerobiona komputerowo. Nagle widząc na sobie jej pytający wyraz twarzy otrząsnął się z transu.
- Słucham? – Spytał zdezorientowany.
- Zapytałam się czy chcesz coś do picia – Uśmiechnęła się lekko.
- Może być kawa – Odpowiedział jej szybko i dodał – Nie słodzę dużo, tylko półtorej łyżeczki.
- Tak Mikey, wiem – Posłała mu szybko szeroki uśmiech i zachęciła do tego by usiadł na wskazanej przez niej sofie – Mam dla ciebie później niespodziankę.
- Niespodziankę? Jaką? – Zaskoczony tym faktem oparł się o kanapę i usłyszał nie satysfakcjonującą jak dla niego odpowiedź:
- Niespodzianka to niespodzianka. Dowiesz się później.

***

Słonko lekko ogrzewało ich zasłonięte ramiona. Chmury tylko częściowo nachodziły na gorącą gwiazdę, przez co pogoda na dworze nieco się poprawiła. Obydwoje popatrzyli przed siebie i powędrowali wzdłuż znanej uliczki.
- Nie mów tylko, że wyciągnęłaś mnie na zakupy – Oznajmił Bennington wywracając oczami i stanął przed wielką uliczką. Przed nimi rozścielały się wielkie kamienice z otwartymi sklepami.
- Muszę kupić sobie jakieś spodnie i tyle – Odpowiedziała mu i dodała – Nie rób tragedii.
- Wyznaczyć Ci godzinę? – Spytał bez jakiejkolwiek siły – Sam wiem jak się kończą takie zakupy z kobietami…
- Ty tylko byś był niezadowolony i byś marudził. Nic innego – Podsumowała go i oznajmiła – Jeśli chcesz możesz zostać przed sklepem. Nie obrażę się.
Nie mówiąc już nic przypatrzył się wielkiemu budynkowi do którego za chwilę mieli wejść. Nagle coś szturchnęło ramieniem Emily. Kobieta odwróciła się i zauważyła cztery znane jej postacie.
- Co wy tu robicie? – Spytała zaskoczona.
- Robimy zakupy. Tak jak normalni ludzie w normalny dzień – Powiedział zmęczony mężczyzna i usiadł na postawionym obok słupku – Już jestem na nogach kilka godzin i nie daje rady. Tak! Nawet mężczyzna może wymięknąć przy takiej kobiecie.
- Masz coś do mnie kochanie? – Spytała podejrzliwie Annabelle i spojrzała na Emily, która tak naprawdę nie dawała po sobie poznać zakłopotania, które w tej chwili targało całym jej ciałem.
- Wytrzymujesz z nią? – Spytał Ian stojącego obok niego mężczyzny.
- Dopiero się dzisiaj dowiem czy wyjdę z tego cało – podsumował Chester i popatrzył na dwie kobiety, które mimowolnie się do siebie przybliżyły. Mimo wielkich niechęci podały sobie rękę, a jedna z nich wymusiła u siebie nawet lekki uśmiech.
- Nadal tu mieszkasz? – Zapytała zaciekawiona nieznajoma.
- Na to wychodzi – Odpowiedziała i z wielkim bólem wspomnień nie przerwała rozmowy – Słyszałam, że się przeprowadziłaś.
- No tak – Uśmiechnęła się bez szczerości – Mój mąż okazał się zwykłym dupkiem lecącym na dziwki, dlatego też postanowiłam skończyć z tą jego samowolą. Niesamowicie prawda? – Spytała teoretycznie.
- No nie za bardzo – Podsumowała kobieta i usłyszała sugestię swojej towarzyszki.
- Może przedstawisz nas sobie?
- Jasne – Podniosła lekko kąciku ust i wskazała na mężczyznę – To jest Chester – Wtedy spojrzała na niego – Chester, to Suzanne.
- Miło mi – Uśmiechnęła się szczerze podając rękę mężczyźnie. Widząc to Emily poczuła lekką złość, nie dlatego że Bennington poznał nową osobę, tylko dlatego że poznał osobę której w pełni nie ufała. To było jak igranie na krawędzi. Prędzej czy później ona i tak by się złamała, bez względu na to co by się stało. Żałowała przeszłości, ale co miała poradzić? Była tak bezsilna jak teraz.
- Mi również – Chester uśmiechnął się w jej stronę i spotkał się z dziwnym spojrzeniem towarzyszki. Jednak Ian zmienił temat ich potyczek wzrokowych.
- Wyjeżdżamy z Annabelle w góry. Uznaliśmy jednak, że nie należy siedzieć w domu, a Nathanowi przyda się świeże powietrze.
- Bardzo nalegałam na ten wyjazd – Kobieta przybliżyła się do swojego męża i złapała za jego ramię – Jednak jest tak zapracowany…
- Nie przesadzaj kobieto, mam jak na razie urlop – Zakomunikował i dodał – Mam dość swojej roboty – Nagle zmienił temat i zwrócił się bezpośrednio do Chestera – Bardzo udany występ.
Ten nie wiedząc o co konkretnie chodzi, poszperał w głowie i po chwili znalazł to o co chodziło bratu Emily.
- A dziękuje – Uśmiechnął się i zrobił krok do przodu. Popatrzył na chwilę na Emily i ponownie zabrał głos, który skierował do stojącego obok mężczyzny – Musimy się kiedyś udać na piwo czy…
- Na żaden alkohol , grubasie! – kobieta przerwała wypowiedź Chestera krzycząc do męża, a Ian nie zwracając na nią najmniejszej uwagi odpowiedział:
- Masz rację – Odpowiedział mu – Trzymam cię za słowo.
Słysząc propozycję Chestera poczuła w duchu ulgę. Pomimo tego, że tak naprawdę ta sprawa nie dotyczyła jej w pełni nie mogła odrzucić od siebie tego uczucia radości. Jednak ktoś jej w tym pomógł.
- Jesteś dziś zajęty? – Spytała Suzanne towarzysza Emily.
Zdziwiony Chester nic nie odpowiedział tylko ukradkiem ocenił zamiary kobiety, lecz nagle usłyszał kolejną propozycję.
- Taki przystojny mężczyzna… - Uśmiechnęła się – Znam fajną knajpkę obok, możemy tam pójść, spędzić trochę czasu…
- Jakbyś nie zauważyła pan B. jest już zajęty – Uśmiechnęła się sztucznie Emily i stanęła obok mężczyzny, który nadal nic nie odpowiedział na zaczepki wysokiej i szczupłej szatynki.
- A szkoda – Oznajmiła krótko kobieta – Zapowiadał się fajny wieczór – Wtedy jeszcze raz zwróciła się do niego – Ale jakbyś szukał towarzyszki to ja jestem chętna…
- To my już raczej będziemy się zbierać – Przerwał jej zakłopotany Ian widząc nastroje, które panowały między nimi. Pożegnał się z resztą i zabrał ze sobą resztę swojego towarzystwa. Emily stała tak jeszcze przez pewien czas i w pewnym momencie popatrzyła na Chestera.
- Co? – Spytał zdezorientowany. Jej wzrok pełen złości spoglądał na jego twarz, która w tym samym czasie miała ochotę wypuścić głośny śmiech.
- Podrywała cię – Oznajmiła szybko z lekką stanowczością.
- A to moja wina? – Spytał ze śmiechem. Zrobił chwilę przerwy, podszedł do niej i dodał z podniesionymi brwiami – Jesteś zazdrosna.
- Nie jestem! – Wręcz krzyknęła.
- Jesteś, jesteś. Widzę to – Zaśmiał się po raz kolejny i dodał – A ja lubię jak ktoś jest o mnie zazdrosny.
Emily popatrzyła na niego jak na kretyna i nie mówiąc już nic weszła do sklepu z zamiarem kupna nowych ubrań. Bennington widząc jej zmianę w nastroju uśmiechnął się po raz kolejny i z kolejną wielką chęcią wybuchnięcia śmiechem wszedł za nią z udawaną grobową miną.

***

- Pamiętasz? – Spytała kobieta stojąc ramię w ramię z mężczyzną. Ten popatrzył tylko w dal i uśmiechając się w duchu oznajmił cicho.
- No jasne, że pamiętam, jak mógłbym zapomnieć – Oczarowany wpatrywał się w głąb wielkiego klifu. Przed nim rozkwitała przyroda, kwiaty budziły się do życia, a ptaki rozpoczynały swoje arie nad ich głowami. Widząc przesuwające się białe chmury zamknął oczy i rozmarzył się. Dotknął wspomnień i z wielkim uśmiechem na twarzy powrócił do tego co działo się tu kilka miesięcy temu.
Odrębna łąka.
Wyłoniona z wielu innych.
I tylko oni.
Dwoje osób. Leżący na trawie Shinoda uśmiechał się do pięknej blondynki i co chwilę częstował ją swoimi pocałunkami. Słoneczna pogoda rozgrzewała ich ciała, a skwar panujący wokół nie dawał im racjonalnie myśleć. Nagle jedno z nich upada na czerwony kocyk. Czując na sobie pocałunki mężczyzny lekko się uśmiecha i nie daje po sobie poznać zmęczenia po nie przespanej nocy. Słysząc śpiewające ptaki, które przygrywały zakochanej parze, kołysali się w rytm bijącej melodii.
- Chciałabym, żeby to powróciło – Zaczęła kobieta wyrywając Mike’a z transu.
Nie wiedząc co powiedzieć swojej byłej dziewczynie, ponownie zamknął oczy i nie przejmując się tym usłyszał po raz kolejny jej głos.
- A ty? – Shinoda spojrzał na nią zaskoczony – A ty chciałbyś by to nie należało tylko do wspomnień?
Kolejny raz uniknął jej spojrzenia i zaczął przegryzać nerwowo wargę. Widząc to kobieta szarpnęła lekko za jego ramię i spytała ponownie.
- Chciałbyś? Bo jeśli tak, da się to wszystko naprawić. Ja tego nie przekreśliłam – Tu zrobiła przerwę i dodała – Chcę żebyś o tym wiedział. Nic więcej.
- Zaskoczyłaś mnie – Powiedział po chwili wręcz niesłyszalnie.
- Lubię zaskakiwać – Uśmiechnęła się mimowolnie i dodała – Pamiętasz jak właśnie tutaj drzewa się tak kołysały i my z uparciem próbowaliśmy stworzyć jakąś melodię do tego?
- Albo to jak to nam nie wychodziło – Zaśmiał się Shinoda i usiadł na rosnącej trawie – To było dawno Jessica, wiem o tym, że żałujesz tak samo jak ja, że to się skończyło – powiedział niemal pewnie – Cieszę się że wyciągnęłaś mnie tutaj.
- Bardzo chciałam jeszcze raz tu z tobą przyjechać, bo to tak jakby… nasze miejsce – powiedziała cicho.
Mike uśmiechnął się i uświadomił sobie że ta kobieta po wielu tygodniach zaczęła mówić coś z sensem. Przeszła jakąś metamorfozę, grom z jasnego nieba strzelił w jej pustą główkę i napełnił bęben jakąś tam niezdefiniowaną mądrością. Sam nie mógł uwierzyć w to co ona wyprawia. Czy wymodlił taki przebieg sytuacji? Sam nie wie, choć przez wiele pierwszych tygodni siedząc samotnie w nocy obmyślał to jak powróci do blondynki, co się stanie gdy ją spotka lub czy takie spotkanie w ogóle nadejdzie. Wiązał dużo nadziei, głównie marzył o tym co się teraz dzieje. Czy nadal kocha kobietę? Jest mu to trudno określić, lecz w jednym jego rozum i serce się zgadza. Tak czy owak tak szybko o niej nie zapomni.

***

-  Było długo? – Spytała rozbawiona Emily – Nie, nie było. Więc następnym razem jak Chesterek coś zarzuci to Chesterek pomyśli dwa razy.
- Jesteś niemożliwa – Zaśmiał się.
- Jedyna w swoim rodzaju – Odwzajemniła uśmiech i nagle usłyszała pytanie.
- Kim była ta szatynka? Ta co tak natarczywie prosiła mnie o zgodę na wspólną kolację?
- Moja była przyjaciółka, która najprawdopodobniej nic się nie zmieniła – Odparła szybko i razem z Benningtonem skręcili w lewą stronę zostawiając za sobą dużą sieć sklepów.
- Czego już się nie przyjaźnicie? – Zapytał zaciekawiony.
- Przypadek, zawiść, brak rozumu, szczeniactwo oraz to że nie potrafiłyśmy wzajemnie siebie słuchać – Mężczyzna miał już zaprotestować, gdyż spodziewał się zupełnie innej odpowiedzi lecz kobieta go ubiegła – Proszę, nie drążmy tego tematu.
- Zawsze jesteś taka skryta w sobie? – Stanął na środku ulicy, a Emily widząc to zrobiła podobnie. Stanęła naprzeciw Chestera i bez jakichkolwiek emocji odparła.
- Nie jest ci to do niczego potrzebne.
- Pomimo tego chce wiedzieć. Chce wiedzieć o tobie wiele rzeczy – powiedział do niej i spotkał się z jej dziwnym spojrzeniem.
- Tego nie musisz – powiedziała – Nie, że chcę to ukryć, ale po prostu dla wspólnego dobra mnie, Suzanne i ciebie nie wyjdzie to na jaw. Wybacz – Wtedy lekko się uśmiechnęła i dała mu propozycję – Pytaj o cokolwiek tylko nie o to.
- Dobrze – Zaczął i ujął jej rękę – To może… - W tej chwili szperał w umyśle by wydobyć z niego jakieś jedno racjonalne pytanie – Kim zawsze chciałaś być w przyszłości?
- Aktorką – Zaśmiała się i dodała – Tak wiem, głupie, ale każdy kiedyś miał wyolbrzymione spostrzeżenia na świat – Wtedy zwróciła się ku niemu – Teraz ja.
Chester popatrzył na nią rozbawiony i usłyszał pytanie.
- Dom nad morzem czy w górach.
- Dziwne pytanie – Oznajmił zaskoczony.
- Odpowiadaj – Uśmiechnęła się.
- Morze. Wielka willa nad morzem, kilkanaście metrów od morza. Zachód słońca w kolorze pomarańczy, codzienne wstawianie, śpiew mew, szum fal, które co chwilę obijają się o skały. To poranne chodzenie po gorącym piasku, owoce morza… - Rozmarzył się i nie zauważając tego, że za chwilę mają skręcić w następną uliczkę dodał – Kiedyś chciałem zamieszkać nad morzem, teraz zresztą też.
- W czym problem? – Spytała – Szczerze mówiąc masz wykonalne marzenie.
- Praca – Odpowiedział szybko i nagle stanął.
Spojrzał w drugą stronę i będąc już pewnym tego co się stanie spytał:
- Ile mamy do samochodu?
- Jest niedaleko… A coś się stało?
- Tak – powiedział do niej i przyspieszył kroków – Zdaje się że mamy nieproszonych towarzyszy.
Zaśmiała się i wiedząc o kogo chodzi zrobiła to samo co Chester.
- Często tak macie? – Zapytała zrezygnowana.
- Dość często – Odpowiedział – Może miałbym do nich jakąś empatię lub nawet lekkie zaufanie gdyby nie to że wszystko co powiesz jest od nowa redukowane z zupełnie innym sensem. Najgorsze jest wywlekanie czyjejś prywatności – Tu się zatrzymał – Tak, to boli najbardziej. To, że wszystko może po prostu popsuć ci życie.
- Ale być może nie wszyscy są tacy źli jak wam się wydaje.
- Nie Emily. Wszyscy są źli. Wszyscy są źli gdy chcą zarobić na twoim pieprzonym życiu – Otworzył drzwi do samochodu i do niego wsiadł. Popatrzył na kobietę, która w tej chwili już siedziała obok niego i dodał – Ja im takiej satysfakcji nie dam. Trochę walczyłem o swoją przyszłość, lecz nie po to by budować przyszłość tych kretynów.

***

Shinoda stał obok domu kobiety. Nad nimi rozprzestrzeniała się wielka fala chmur, która z wielką zawziętością schowała za siebie słońce. Przed nim stała blondynka. Uśmiechnięta, kokieteryjnie spoglądała na przystojnego mężczyznę. Oparła się jedną ręką o słup swojego płotu i zaczęła:
- Teraz zapraszam do mnie – Uśmiechnęła się serdecznie w stronę chłopaka.
- Muszę już iść… - Odpowiedział jej, lecz ona złapała za jego rękę i wprowadziła do swojego podwórka.
- Mamy sobie jeszcze tyle do powiedzenia – Oznajmiła i zaczęła otwierać drzwi do swojego domu.
- Jess nie zrozum mnie źle, ale… - Nie powiedział już nic, bo uparta blondynka zaprosiła swojego towarzysza do środka. Zdjął buty i niepewnie udał się w stronę salonu. Rozejrzał się po nim i ponownie usiadł na sofie – To co masz zamiar robić?
- Co mamy zamiar robić – Poprawiła go słodko dziewczyna i siadła obok niego – Chcesz coś oglądać? Możemy po raz dziesiąty oglądnąć twój ulubiony film…
- Jessica? – Spytał niepewny jej czynów.
- No co – Odparła beztrosko i wstała z kanapy – Uwielbiam go tak samo jak ty – Wtedy podeszła do szafki z alkoholem – A zapowiada nam się bardzo ciekawy wieczór…
Shinoda nie wiedząc co zrobić po prostu wyłączył swój umysł i oparł się o kanapę.
- Masz rację – Powiedział uśmiechnięty i spojrzał na czyny kobiety. Co chwilę starała się zwrócić na siebie uwagę. Tak jak kiedyś, czyli nic się nie zmieniło. Gdyby teraz ktoś się zapytał Mike’a czy uważa swój czyn za normalny, zapewnie nie wiedziałby co odpowiedzieć. Nie potrafił wytłumaczyć sobie, że to już koniec. Nie przyjął tego do świadomości i w tej chwili buja się między swoimi uczuciami, które myślał że już wygasły. Lecz tak nie było. Gdy patrzył na nią czuł się młodo. Jego naiwność była tak szeroka jak morze niezdefiniowanych czynów i myśli.
Nagle blondynka usiadła obok niego. Oparła swoją głowę o jego ramię, a ten zamiast się odsunąć tylko się lekko uśmiechnął. Czując jak jej zapach perfum przeszywa jego nozdrza postanowił zadurzyć się w nim jeszcze raz. Zamknął na chwilę oczy i zaczął wyobrażać sobie to co się działo kilka miesięcy temu. Nagle coś poczuł. Ręka kobiety delikatnie zaczęła się posuwać do góry, z klatki piersiowej przeszła aż pod samą brodę. Zaskoczony jej zachowaniem spojrzał na nią, lecz ona była zajęta celowaniem swojego wzroku w niemal wszystkie partie ciała Shinody. Nagle przeszedł go lekki dreszcz. Jessica lekko wbiła swoje paznokcie w jego brodę i przysunęła do siebie. Otumaniony mężczyzna zrobił to samo, przybliżył się bardziej do jej twarzy i zamknął oczy. W pewnym momencie poczuł jak kobieta z wielką zawziętością wpiła mu się w usta. Przewróciła go z całej siły na kanapę i leżąc na nim zaczęła ponownie całować bezwładne ciało Shinody.
- Mike, chce by było jak kiedyś… – Zdania nie pozwolił jej dokończyć mężczyzna, który w tej samej chwili wstał z kanapy i popatrzył na blondynkę. Ta nie wiedząc co powiedzieć stanęła przed nim i nagle poczuła to jak łapie za jej kręcone włosy i przyciąga do siebie. Chwycił za jej plecy i delikatnie postawił ciało kobiety przed ścianą obok wielkiej szafy. Jessica widząc co mężczyzna ma na myśli odsunęła się od niego i delikatnie odpięła guzik na jego koszuli. On zrobił to samo, lecz tak naprawdę nie wiedział co jest prawdą. Nie czuł nic, prócz euforii oraz wielkiego pożądania. Nagle kobieta odsunęła się od niego i odpinając kolejny guzik przybliżyła się do jego ucha i po cichu powiedziała:
- Mikey, chcę by tak było jak dawniej. Pragnę tego… - Zaczęła – Ty też tego chcesz. Widzę to, widzę że nie zapomniałeś o mnie. Może tak być... ale… - Przerwała swoją wypowiedź by złożyć na nim jeszcze jeden pocałunek.
- Ale…? – Zaciekawiony Shinoda spojrzał w jej oczy i nagle usłyszał jej propozycję.
- Ale jest jeden warunek. Jeśli go spełnisz będziemy na zawsze razem – Powiedziała cicho i dokończyła – Za kilka dni rozprawa. Zeznaj na Benningtona. Jeśli to zrobisz to wrócę do Ciebie. Widzę że mnie kochasz.
- Słucham? – Zaczął zaskoczony Mike odsuwając się od kobiety.
- Wybierz. Albo wspaniała miłość, albo taki przyjaciel. Mike ja Cię kocham! – Krzyknęła i ponownie spróbowała przybliżyć się do niego lecz on odsunął się od niej i przez przypadek zahaczył o niedomkniętą szafkę, która z wielkim hukiem walnęła przed nim na podłogę. Jessica widząc to zrobiła przestraszone oczy i spróbowała odsunąć go od niej, lecz jego ciekawość była silniejsza. Uklęknął gdyż coś przykuło jego uwagę. Przyjrzał się z daleka dziwnym papierom i wziął je do ręki. Nagle zamarł. Dokumenty na których widniało to samo  nazwisko sprawiły obumarcie jego wszystkich kawałków ciała. Przestudiował po raz kolejny, lecz nazwa ich sama mówiła za siebie. Kobieta za wszelką cenę chciała je wyrwać z jego dłoni, lecz nadaremnie. Odsunął ją lekko, a ta widząc jego szok oparła się o ścianę.
- Jessica… - zaczął drżącym głosem – Powiedz mi prawdę.
- Kochanie…
- Nie! Żadne kochanie! Nie okłamuj mnie po raz kolejny! – Wrzasnął i próbując się opanować spytał – Jessica czy ty jesteś w ciąży?
Ta nic nie odpowiedziała. Wpatrywała się w niego zahipnotyzowana i z wielką ochotą płaczu postanowiła to przemyśleć. Mike widząc jej obojętność nie wytrzymał i przybliżył się do niej.
- Powiedz mi! – Krzyknął w jej stronę po raz kolejny – Nie ukrywaj tego przede mną, rozumiesz?!
- Byłam! – Wrzasnęła w jego stronę i próbując się wydostać z niewidzialnej bariery pomiędzy nimi zrobiła krok do przodu. Shinoda widząc jej zamiary uniemożliwił jej taki ruch i nagle spytał zdziwiony.
- Jak to byłaś? Kiedy?
- Mike proszę uspokój się… - Zaczęła przestraszona. Jak na nią było to dosyć dziwne zachowanie. Strach wziął górę, lecz ona już o tym dawno zapomniała.
- Nie będę spokojny! Jak to byłaś w ciąży? Co się stało…? – Spytał załamany i nagle usłyszał odpowiedź.
- Dziecko pojawiło się tak nagle! Tak niespodziewanie, tak szybko. Nie miałam na nie czasu! Agencja modelek nie przyjęłaby mnie po raz kolejny gdybym je urodziła. Zrozum mnie! Ja nie chciałam tego dziecka! – Wrzasnęła po raz kolejny i poczuła na sobie jego dłonie.
- Usunęłaś ciążę?! I co? Kariera pierdolonej modelki była dla ciebie ważniejsza? Była ważniejsza do tego stopnia, że po prostu uznałaś dziecko za zbędne i się jego pozbyłaś? – Krzyknął do niej i zdjął zdenerwowane dłonie z jej twarzy.
- A co miałam zrobić? Urodzić?!
- Zabiłaś człowieka! – Podniósł swój głos i wyczerpany usiadł na kanapie. Nie przyjmując tego do wiadomości oparł swoje ręce o bok siedzenia i usłyszał odpowiedź.
- Nie byłam gotowa by je urodzić. Nie chce być matką, nie chce mi się niańczyć tych brudnych bobasów, których jedynym zajęciem jest tylko robienie kup i wrzeszczenie w nocy.
- Co ty wygadujesz?! – Wrzasnął i omal opanował się by do niej podejść – Ty jesteś nienormalna! Nie wiem co ci strzeliło go głowy! – Zrobił chwilę przerwy i ryzykownie spytał - Kiedy usunęłaś ciążę? – Mężczyzna spróbował nie dawać po sobie poznać swojej złości. Złe emocje tliły się w nim i świadomość i tym, że w każdej chwili może wybuchnąć nie sprawiała lepszego samopoczucia. Nie usłyszał nic. Tylko szmery chodzących urządzeń w pomieszczeniu. Będąc już zupełnie załamanym zakrył dłońmi swoich oczu i nagle usłyszał.
- Poddałam się aborcji dwa tygodnie po tym jak ze sobą zerwaliśmy. Byłam w pierwszym miesiącu ciąży – powiedziała bez jakiegokolwiek wstydu i poczuła na sobie wzrok zdenerwowanego Shinody. Odciągnął od siebie ręce i wstał z kanapy. Z wielką siłą walnął pięścią w ścianę, która odrzuciła ją z dwukrotną siłą. Jessica widząc to lekko się przestraszyła, ale nie dała po sobie tego poznać. Wtedy go olśniło. Zwrócił się ku niej i spytał.
- Ty kręciłaś z nami oboma! – powiedział przekonany – Byłaś ze mną, lecz byłaś też ze Scottem – zawahał się zapytać, lecz musiał być tego pewny. Sam nie wie dlaczego, ale jakaś niewytłumaczalna siła ciągnęła go do poznania nawet tej najstraszliwszej prawdy – Kto był ojcem? Ja czy Scott? – Wtedy zbliżył się ponownie – A może ktoś inny!
- Uspokój się! – Powiedziała odsuwając od siebie mężczyznę.
- No mów! – Krzyknął po raz kolejny – Z kim byłaś w ciąży?!
W tej chwili usiadła na kanapie. Ogarnęła swoje jasne włosy w tył i bez jakichkolwiek emocji zaczęła rozmowę:
- Zerwałam z tobą w sierpniu. Odliczyć dwa tygodnie wstecz, masz rację nie byłam aż tak lojalna – wtedy zwróciła się do niego – Ale ty też nie byłeś!
- Słucham? – Spytał zdezorientowany, lecz ta nie zwróciła na niego uwagi i dokończyła.
- Dwa tygodnie przed zerwaniem, cały czas spędzałam z tobą. Wtedy wyjechaliśmy z miasta. Pamiętam to dokładnie. Nie ma innej opcji.
- Czyli co? – Zapytał po raz kolejny. Nagle usłyszał słowa, których się nie spodziewał.
- Ty Mike byłeś ojcem tego dziecka. Byłeś! – Krzyknęła – Ale nic tego nie zmieni. Było, minęło. To się nie odstanie. Nie rozpaczaj nad tym, nie ma o co. Nawet nie wiem czy chciałbyś się nim zajmować więc poszłam ci na rękę. Zabiłam to dziecko byś do jasnej cholery mógł realizować swoją karierę, tak samo ja więc możesz mi dziękować.
Mike wstał i zahipnotyzowany podszedł do drzwi. Nie czując już nic pociągnął za klamkę i słysząc jej oddech za sobą oznajmił bezsilnie.
- Nie chcę cię znać. Nie wchodź mi w drogę – W tej chwili otworzył drzwi i przeszedł przez framugę. Nagle wybuchnął. Ni stąd ni zowąd walnął po raz kolejny w mahoniowe drzwi i krzyknął po raz ostatni – Odpierdol się ode mnie, odpierdol się od mojego życia! Zabiłaś mi dziecko psychopatko! Zabiłaś nasze dziecko! Ty morderco! – Krzyknął po raz kolejny, lecz przestraszona Jessica zamknęła szczelnie otwór nie dopuszczając rozhisteryzowanego mężczyzny do środka.

***

Mężczyzna wysiadł z samochodu. Jeszcze nie uświadomiony ze słów swojej byłej dziewczyny spojrzał w niebo. Miał ochotę płakać, rzucić się w wielką przepaść tylko po to by sobie ulżyć. Cierpienie było tak wielkie, że za każdym razem gdy o tym pomyślał jego wnętrzności rozrywały się tworząc coraz większą dziurę
- Mike! – Zadowolona kobieta oparła się o jego płot i poprawiła swoje rude włosy – Przechodziłam nieopodal i nie sądziłam, że cię tu spotkam – Nic nie przejęta odwróconym Shinodą zaczęła swój monolog – Fajny dom. To tak mieszka znany muzyk? No, no, no… Spodziewałam się gorszej rudery – Wtedy wyskoczyła z propozycją – Wyjdziemy gdzieś razem?
- Przepraszam, ale dzisiaj raczej nie – Zaczął zrezygnowany.
- Może byś na mnie popatrzył? – Spytała bezsilnie, lecz po chwili zmieniła temat ich rozmowy – Co będziesz sam w domu robić? No daj się gdzieś wyciągnąć…
- Spędzę miły czas z sznurkiem i drewnianym taboretem. Jak dobrze pójdzie to może po wielu próbach uda mi się zabić, lecz pewnie i tak będę wpatrywał się w to dziadostwo z nadzieją, że jutro będzie lepiej – Wtedy odwrócił się do Lisy – Jak myślisz? Tabletki, sznur czy żyletka? Co będzie w miarę bezbolesne i szybkie?
Rudowłosa nic nie powiedziała tylko zszokowana popatrzyła na Shinodę i na jego łzę spływającą po policzku. Nie wiedząc co zrobić, postawiła na tym by po prostu zacząć rozmawiać.
- Mike… Co się stało? – Zapytała zdziwiona.
- Nie ważne – powiedział i zabrał się do otwierania drzwi.
- Za nic takiego nie myślałbyś o samobójstwie! Jesteśmy dorosłymi ludźmi, powiedz mi co się stało – Widząc obojętność mężczyzny złapała za klamkę i otworzyła furtkę. Będąc pierwszy raz w jego ogródku oglądała się we wszystkie strony lecz żadna z tych rzeczy nie przykuwała tak bardzo jej uwagi niż stan Mike’a – Masz rację. Nie chcesz mówić na zewnątrz.
Po tych słowach pociągnęła za klamkę od jego domu, lecz nikt nie otwierał. Mężczyzna zamknął jej drzwi przed nosem, a ta zrezygnowana zaczęła szarpać klamką.
- Przestań zachowywać się jak dziecko! Otwieraj te drzwi, nie mam zamiaru wydobywać cię stąd jako trupa, zrozumiałeś!? – Krzyknęła i nie słysząc odzewu z jego strony zaczęła walić całymi rękoma w jego dom – Otwieraj! Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Nie chcesz rozmawiać to nie rozmawiaj, tylko pozwól mi tam być. Nie chcę byś… - W tej chwili poczuła jak Shinoda otworzył drzwi. Zadowolona w duchu ze swoich poczynań weszła do środka i ominęła wielki przedsionek. Zaczęła przyglądać się mężczyźnie, który w tej chwili usiadł na podłodze i bez jakichkolwiek emocji spoglądał w nagą przestrzeń.
- Mike, co się stało? – Spytała delikatnie siadając obok niego – Rozmowa ci pomoże. Możesz mi zaufać…
- Nie zrozumiesz tego – Powiedział po cichu.
- A może jednak dam radę unieść ten ciężar? Mogę ci obiecać że się postaram – W tej chwili spróbowała wymusić u siebie uśmiech lecz powaga sytuacji jej na to nie pozwoliła.
Shinoda patrzył przed siebie z coraz większymi negatywnymi wizjami. Nie widząc już sensu w wykonywaniu żadnej czynności życiowej zaczął umierać. To było uczucie przygniatającego cię wielkiego drzewa. Nic nie mogłeś zrobić i tylko spoglądałeś na to jak ono upada mocniej przygniatając twoje wszystkie już obolałe kawałki ciała. Widząc swój ból postanowił mu jakoś ulżyć, lecz teraz jego racjonalne myślenie wygasło. Czuł się źle, na tyle źle by teraz pójść do łazienki, walnąć głową o posadzkę i więcej się nie obudzić. To było silniejsze od niego. Nie mógł oderwać tych makabrycznych myśli od siebie, mógł albo zrobić coś ze sobą albo ze sprawczynią tej sytuacji. Pierwszy raz zaczął obwiniać się za coś czego nie zrobił. Mógł zostawić ją przy sobie, dowiedzieć się wcześniej. Nie dopuściłby do zabicia człowieka.
- Mike wszystko w porządku? – Spytała zszokowana wpatrując się w jego telepiące ciało – Wstań, proszę cię…
On jednak nic nie zrobił tylko oparł swoją drżącą głowę o jej klatkę piersiową i ze łzami w oczach krzyknął:
- Ona je zabiła! Ona zabiła to dziecko! Zabiła moje dziecko!
Nie wiedząc jak zareagować na jego słowa przybliżyła go bardziej i czując na sobie wodę z jego oczu zaczęła uspokajać rozhisteryzowanego mężczyznę.
- Spróbuj się opanować – Spróbowała przekonać go choć tak naprawdę w głębi duszy czuła co innego -  Panika nic dobrego nie da. Nic dobrego…
- Nie wiesz jak ja się czuje! Straciłem dziecko! Moja była dziewczyna poddała się aborcji dziecka o którym przez wiele miesięcy nie miałem pojęcia, nie wiem czy to był chłopiec czy dziewczynka. Nigdy nie dowiem się jakie ono będzie, czy jego oczy będą moje czy jednak nie, jaki charakter odziedziczy i po kim. Zrozum to!
- Nic ci to nie da! Sama o tym wiem więc przestań myśleć o samobójstwie – Wtedy zawahała się i próbując cokolwiek zrobić by nie dopuścić do jego załamania powiedziała – Mike… Wiem że to głupio zabrzmi, ale połóż się spać. Spróbuj wyłączyć umysł. Działasz pod wpływem emocji…
- Pod wpływem emocji? Ostatnio zauważyłem, że nikt mnie nie potrzebuje! Była dziewczyna gra na moich uczuciach, siedzę na tym świecie na siłę, nic mi w życiu nie wychodzi…
- Nic ci nie wychodzi? – Krzyknęła – A twoi przyjaciele, zespół? Naprawdę nie pamiętasz jak mi ich wychwalałeś – Wtedy popatrzyła w jego oczy – Boje się o Ciebie, że sobie coś zrobisz. Nie rób nic głupiego zrozumiałeś?
- Zostaw mnie! Nie rozumiesz moich uczuć! Odstaw mnie na bok, nie masz dzieci, jakaś pierdolona kobieta nie zabiła ci ich ot tak. Co ty możesz czuć?! Co?! – Wrzasnął i odsunął się od niej – Nic nie czujesz! Żyjesz sobie szczęśliwie, a ja?!
W tej chwili Lisa jak gdyby nigdy nic zasłoniła usta swoimi dłońmi. Nie przyjmując do wiadomości jego słów poczuła jak po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Spojrzała na zszokowanego towarzysza i bez żadnych skrupułów wybuchła płaczem choć wiedziała że nie powinna.
- Lisa… - Zaczął niepewnie Shinoda próbując ją jakoś uspokoić – Wiem, że mogłem to powiedzieć łagodniej, ale naprawdę nie potrzebuje niczyjej pomocy. Postaw się w mojej sytuacji. Jakby ktoś bezmyślnie nie pozwolił na urodzenie twojego dziecka. Nie rozumiesz tego, dlatego nie zrozumiesz też mnie! – Powiedział po raz kolejny lecz nie usłyszał już nic z jej strony. Kobieta tylko popatrzyła na niego i z rozmazanym tuszem pod oczami wyszła z jego domu charakterystycznie trzaskając drzwiami.                             
 


No i jestem. Po wielu wielu dniach powróciłam z nowym rozdziałem. Trochę długo na niego czekaliście z takich względów że dodałam poprzedni w środę, dlatego po 1,5 tygodnia miałam dodać nowy ale oczywiście jak zwykle musiało mi się coś spieprzyć i nie miałam internetu aż do dzisiaj więc dzisiaj mogę wam go zapodać.
Chciałabym podziękować wam za pozytywne komentarze w poprzednim. Znaczą dla mnie naprawdę wiele.
Dobra. Muszę się pochwalić choć do chwalipięt nie należę (prócz kilku małych wyjątków ;) ), bo to nie wypada. Udało mi się załatwić wyjazd na koncert, tak więc termin 5 czerwiec mogę sobie wpisać w dzienniczku jako zajęty. Bilety już są więc nie ma odwrotu. Co jak co ale nie wierzyłam w swoje szczęście, no ale jestem żywym przykładem że marzenia się czasem spełniają ( Mogę wykreślić jedno ze swojej wyimaginowanej listy). Niby się cieszę, ale najlepsze jest to, że w pierwszym dniu siedziałam załamana że nie mogę, a teraz gdy już wiem że mi się udało nie przeżywam tego. Tak wiem dziwna jestem powinnam skakać do sufitu, ale chyba nie przyjęłam tego do swojej myśli :D
Tak więc fajnie by było zgrać jakąś ekipę przed koncertem jeśli się wybieracie, ale myślę że jest jeszcze dużo czasu do ustalania :)
Pozdrawiam was i idę nadrabiać nieprzeczytane rozdziały! :)
 

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział XXXVII



- Co powiesz na temat mojej nowej pracy? – Spytała kobieta opierając się o tył kanapy. Siedząc ramię w ramię z Benningtonem podała mu świstek papieru na którym widniało zdanie „ Czy odchudzanie jest zawsze drogą do sukcesu?”. Czytając to lekko się zaśmiał i po chwili oddał kartkę swojej towarzyszce.
- Wiesz, moim zdaniem dobre, ale co ty tam napiszesz?
Kobieta podniosła się i usiadła na swoich kolanach.
- No wiesz. Na razie nie mogę Ci zdradzić, a jeśli to pójdzie do obiegu w mojej redakcji to chętnie przyśle ci artykuł – zakomunikowała i złapała za leżący obok pilot od telewizora. Przełączyła kilka kanałów i nagle spotkała się z dziwnym spojrzeniem Chestera.
- Co? – Spytała zdziwiona odstawiając obok czarny przedmiot z guzikami.
- Nic. Tylko bardzo się zmieniłaś.
- W sensie?
- Wyładniałaś – Powiedział lekko uśmiechnięty. Kobieta widząc jego minę szybko odparła:
- Tak? – Oburzona zmieniła swoją pozycję – Czyli nie byłam ładna. Ty kłamco! – Rzuciła w tej chwili w niego poduszką. Bennington przechwycił przedmiot i lekko walnął kobietę w twarz tak, że lekko odchyliła się do tyłu. Robiąc unik, zeszła z kanapy, która stała w kącie pokoju hotelowego i zaczęła po raz kolejny naparzać w mężczyznę kolorowymi pokrowcami.
- Tej to powiedzieć komplement – Zaśmiał się i odrzucił poduszkę – Wy kobiety.
- To zabrzmiało jednoznacznie, nie moja wina – Odgarnęła lekko włosy do tyłu i przysiadła się obok niego. Zdyszana, lecz uśmiechnięta kobieta popatrzyła na jego ciemne oczy i po chwili usłyszała śmiech z jego ust. Chester spoglądał na jej każdy kawałek twarzy, ale prócz bliskiej przyjaźni nie czuł nic innego. Marlene była dla niego tylko znajomą, nigdy nie wyobrażał sobie by było inaczej. Poznali się tak naprawdę przez zwykły przypadek. Początkująca reporterka szukająca ciekawego artykułu o artystach muzycznych. Ekipa cudem zgodziła się udzielić jej kilku nieskomplikowanych pytań, lecz potem narodziło się coś innego. Po kilku tygodniach znowu na siebie natrafili. Nikt nie przypuszczał, że po raz kolejny ich droga może się zetknąć lecz przypadki chodzą po ludziach. Minęło sporo czasu gdy ich spotkania były coraz częstsze. Pierwsze były w sprawach zawodowych jednak później przerodziły się one w te prywatne.
Nagle ktoś trzasnął drzwiami. Huk rozprzestrzenił się po pomieszczeniu w którym tak naprawdę byli tylko oni, telewizor i bordowa kanapa. W kącie walały się jakieś pojedyncze kwiaty, a po drugiej stronie można było zobaczyć malutki pusty stoliczek, który najwidoczniej stał w tym miejscu, bo nikt nie mógł wepchać go do innego pomieszczenia.
- Za kilka godzin koncert, przypominam tylko – Ostrzegł Shinoda.
- Cholera jasna, człowieku po pierwsze – puka się, a po drugie nie trzaska drzwiami. Nie nauczę cię deklu – Zrezygnowany oparł nogi o blat – Już za późno na twoją edukację…
- Nie jęcz tak, nie powiedziałem tego byś odstawił tę informację na bok tylko coś z nią zrobił. Dwadzieścia minut i masz być na dole hotelu.
Wtedy do środka weszła reszta chłopaków. Drzwi trzasnęły ponownie a Marlene omal nie wybuchła ze śmiechu widząc wkurzoną minę siedzącego obok chłopaka.
- Przeszkadzamy? – Spytał Brad podnosząc charakterystycznie brwi do góry.
- Oczywiście, że tak – Ironia wręcz nie wyszła z wkurzonego mężczyzny.
- To jak przeszkadzamy, to ty masz problem – Usiadł na malutkim stoliku, który pod wpływem ciężkości Delsona złamał się w pół. Runął jak długi i nawet nie pomogło podtrzymywanie się rękoma o ścianę. Widząc zwijających się w pół ze śmiechu przyjaciół popatrzył na nich swoim niewinnym wzrokiem i wstając z podłogi oznajmił:
- Ta noga była już złamana, nie moja wina – Podniósł kawałek drewna i odłożył na bok retuszując wcześniejsze zdarzenie.
- Jakby co to nie ja, takie już było – Powiedział ponownie zdenerwowany, ale tak by każdy zrozumiał.
- Ja wiedziałem, że te włosy to nie jest najlepszy pomysł – Dogryzł poszkodowanemu Dave.
- A wiesz co? – Zaczął wkurzony – Weź ty się lepiej zamknij złamasie.
- No, nie powiem kto tu jest złamasem – powiedział po chwili siadając koło kobiety -     Kurczę, muszę się tobą nacieszyć, bo jutro wyjeżdżamy. Będziesz tęsknić?
- No oczywiście, że tak – Uśmiechnęła się lekko i oparła o ramię Phoenixa – Nawet nie wiesz jak bardzo mi was brakowało jak wyjechałam z Los Angeles.
- I pokonałaś wielką barierę namów Chestera, który nie chciał cię puścić za wszelką cenę – Zauważył Robert – Czyli naprawdę tego chciałaś.
- Jestem tutaj, dobrze mi się żyje. Ważne, że robię to co lubię, a to jest niesamowite – W tej chwili wstała i podała rękę Benningtonowi – No to jak? Uściskacie styraną Marlene przed koncertem?
Nie mówiąc już nic wszyscy ponownie rzucili się na roześmianą kobietę. Tkwili w tym uścisku pewien czas, lecz kobieta po chwili przerwała to odsuwając się lekko od reszty.
- To jak? Jak za dawnych czasów? – Po tych słowach poprowadziła resztę przez otworzone na oścież drzwi.

***

- Czyli jak? Wymagany język niemiecki? – Spytała zdziwiona kobieta opierając się o fotel. Popatrzyła na swoje dłonie i słysząc odpowiedź dodała:
- Sam język ojczysty plus kawałek hiszpańskiego nie może nic zdziałać? – Spytała zrezygnowana. Słysząc w słuchawce zdecydowane „Nie” oklapła zdenerwowana i zmęczona i poszukując jakiegokolwiek ratunku przeszukiwała umysł, by zaproponować coś jeszcze lecz nic z tego. Nadal tkwiła z niczym.
Odłożyła po chwili słuchawkę. Popatrzyła na leżącą obok gazetę i rzuciła nią w kąt swojego salonu. Włączony telewizor nadawał w tej chwili argentyński serial, którego szczerze mówiąc nie znosiła. Przełączyła na inny kanał i twierdząc, że to nie ma sensu nałożyła na siebie poduszkę. Próbując pokonać swoją złość i bezsilność po chwili wstała i zrobiła sobie herbatę.
- Czego ty się spodziewałaś? Że tak szybko znajdziesz robotę? – Wykrzyczała w duchu i popatrzyła na gołe okna. Rozebrane drzewa przed jej domem kołysały się raz w lewo, a raz w prawo wprawiając Emily w osłupienie. Zauważając, że tkwi w tej pozycji kilka dobrych minut wstała i nie mając co ze sobą zrobić postanowiła wyjść na dwór. 
Pokonując szybko postawione kamienie wokół jej ścieżki do domu spoglądała co chwilę w górę, by popatrzeć na latające ptaki. Szare stworzenia tworzyły najrozmaitsze kółka, leciały najpierw ku górze, później zniżały się na dół. Tak jak ona.
Jak wytłumaczy to, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Nawet jakby chciała wrócić do normalności, nie potrafi, bo wie że tę normalność odebrał jej ten kto tego zapragnął. Niepohamowane pragnienie zniszczenia komuś życia, tak prosto zepchnąć cegiełkę na której wszystko się układało, pięło do góry.
Nie zważając na zimno, które opinało jej palce gnała nadal przed siebie. Przeklinała siebie w duchu, że zapomniała z domu wziąć rękawiczek. Tak czy owak teraz tkwiła na środku ulicy na której było widać tłum przychodzących obok niej ludzi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadła na murku i popatrzyła na bawiące się obok dzieci. Śmiejąc się co chwilę brały w ręce bryły lepkiego i mokrego śniegu i rzucały w swoją ofiarę. Wiele trafiało w drzewa, w leżący stopiony śnieg oraz w odgarniętą pustką drogę. Część jednak docierała tam gdzie dotrzeć powinna. Dzieci strzepywały ze swoich czapek lód i znowu wracały do zabawy. Kobieta patrzyła tak przez chwilę i uśmiechając się w duchu pomyślała nad tym że być może za niedługo i ona będzie patrzeć na swoje dzieci.
- Z kim ty chcesz mieć dzieci? – Spytała siebie zirytowana. Przerzuciła tylko oczami i automatycznie przywołała w myślach imię Chestera. Na początku to było imię, potem jego postura, wspomnienia, dotyk… Wszystko po chwili składało się w jedną całość, dzięki niej mogła doskonale wyobrazić sobie jego osobę.
Nie potrafiła idealnie zdefiniować uczuć do mężczyzny. Było to dosyć dziwne, nadal się lekko blokowała, a z jednej strony pragnęła jego obecności przy sobie. Nawet bez jakiejkolwiek świadomości wyobrażała sobie wspólne chwile spędzone z nim, a potem snuła się po pokoju z myślą o kolejnym spotkaniu.
Za kilka godzin powita go na lotnisku. Z tego co wie koncert poszedł bardzo dobrze, oprócz poszkodowanego Dave’a który przez przypadek obdarł sobie lewą część uda o wielkie pudło położone na scenie.
W tej chwili uśmiechnęła się w duchu, bo przypomniała sobie o tym jak Chester pewnego razu na jakiejś imprezie wszedł w jakiegoś mężczyznę i przez przypadek wykręcił nogę.
Tak! Znowu te wspomnienia! Głupi mózg.
Czy potrafi myśleć jeszcze o kimś innym?
Wstała i kierując się ku domowi popatrzyła w lewą stronę. Niby nic nie widziała prócz zaśmieconych uliczek, ale coś było nie tak. Spojrzała za siebie. Tkwiła w małej kamienicy, tam gdzie ludzie nie przechodzą tak często. Stanęła.
Kogoś czuje.
Ktoś za nią jest.
Ktoś lekko dotknął niewidzialnym oddechem jej policzka. Siarczyste powietrze przedarło się przez czerwoną skórę i spiekło ją bardziej.
Zrobiła krok w przód i próbując odciągnąć od siebie te bezsensowne myśli zaczęła opuszczać wąską uliczkę.
Czy na tyle zwariowała by znowu siebie wyobrażać jako ofiarę?

***

Założyła szybko czarne obcisłe rurki i stanęła przed lustrem. Patrząc na swoją figurę uśmiechnęła się mimowolnie, zapominając o tym co miało tu miejsce kilka miesięcy temu. Odsunęła te myśli choć bolały ją od środka. Próbowała zawalczyć.
Nie przejmując się niczym zatrzasnęła drzwi, które wstawiła ponownie dwa dni temu. Na nic nie pomogła próba założenia starych, musiała zamówić nowe.
Zeszła na dół i mając jeszcze kilkanaście minut do wyjazdu na lotnisko włączyła na chwilę telewizję. Sama nie wie po co to zrobiła, kwestia przyzwyczajenia? Wielkie czarne pudło zmieniało szybko kanały pod wpływem pilota. Przeszła dalej. Jakiś serial, telenowela, wiadomości, telenowela, samolot, serial, talk-show…
Samolot?
Zaciekawiona tym faktem usiadła na kanapie i cofnęła się kilka kanałów. Na początku nic nie mogła zrozumieć.
„Złe warunki dla dzisiejszych linii lotniczych – loty mogą opóźnić się nawet o kilka godzin”
- To sobie poczekam – pomyślała i wzięła do ust leżącą obok kostkę czekolady, którą kupiła wracając do domu. Wstała z fotelu i wiedząc, że może spędzić na lotnisku wiele godzin nie zawahała założyć na siebie kurtki. Być może to nie dotyczy ich samolotu, a ma ochotę zrobić Chesterowi i reszcie niespodziankę.
Zamknęła drzwi i szybko wsiadła do zamówionej wcześniej taksówki.

***

W tej chwili stała na wielkiej hali obok nieznanych jej osób. Plątały się niezauważalnie między wielkimi kolumnami, które znajdowały się w środku lotniska. Spojrzała w tej chwili na godzinę. Uświadamiając sobie, że dojazd tutaj zajął jej równe 20 minut usiadła na postawionej obok ławce. Nie wiedząc co ze sobą zrobić położyła na niej torebkę i wyciągnęła telefon. Zaczęła się nim bawić. Chodziła po spisie kontaktów, a gdy to się jej znudziło odłożyła go na miejsce i popatrzyła przed siebie. Nagle usłyszała głos pewnej kobiety.
- Mogę usiąść? – Emily rozejrzała się po całym pomieszczeniu i zauważając że jest tutaj wiele wolnych ławek uśmiechnęła się, bowiem wiedziała, że kobieta nie bez powodu chce się przysiąść.
- Oczywiście – powiedziała szczerze i ustąpiła miejsce brunetce. Tkwiły przez chwilę w milczeniu. Emily dokładnie oceniła siedzącą obok osobę. Kobieta była trochę niższa od niej, jej zielone oczy miały barwę letniego liścia. Świeciły czymś w rodzaju szczęścia, nie mogły się czegoś doczekać.
- Słyszałam, że loty mogą się dzisiaj opóźnić – Zaczęła bez skrępowania. Odwróciła się w kierunku twojej towarzyszki i dokończyła – Czekam już trzy lata na przyjazd mojego męża, a oni jeszcze testują moją zniszczoną cierpliwość – Zaśmiała się i popatrzyła za okno. Faktycznie. Długie smugi zimnego deszczu spływały po wielkiej szybie, a na pasie startowym stały dwa samoloty, które najprawdopodobniej odwołały swój lot z powodu wiejącego wiatru. – A pani na kogo czeka? – Spytała kierując wzrok ku kobiecie.
Emily lekko zaśmiała się i w tej chwili usłyszała sugestię ze strony kobiety.
- Ukochany? – W tej chwili charakterystycznie podniosła brwi.
- Można tak powiedzieć – Uśmiechnęła się i popatrzyła przed siebie. Nagle poczuła coś na sobie. Jakieś małe rączki przejechały lekko po jej nodze. Spojrzała szybko w lewą stronę i zobaczyła malutką dziewczynkę, która trzymała za nogę siedzącej obok kobiety.
- Ile razy mam Ci mówić byś tak nie biegała? – Spytała zrezygnowana brunetka biorąc dziecko na ręce – Stłuczesz sobie kolano i będzie płacz.
- Pani? – Spytała zaciekawiona Emily uśmiechając się do zdyszanej dziewczynki.
- Tak – Uśmiechnęła się i położyła 5-letnie dziecko obok siebie – Takie niedobre, że kiedyś cię sprzedam hultaju – Zaśmiała się i pocałowała je w czoło. Było widać że jej ostatnie zdanie nie miało nic związanego z prawdą.
Nagle nastała cisza. Przeszyła całe pomieszczenie swoją cienką i mocną strzałą, które może czasem doprowadzić do szaleństwa. Cisza – tak często jej potrzebujemy, a tak często płaczemy z jej obecności. Podstępna samotność może sprawić, że zginiesz w tej wojnie. Można wygrywać wszystkie bitwy stoczone z samym sobą, lecz być może pewnego razu polegniesz w tej najważniejszej.
Życie na krawędzi. Dnia i nocy. Szarych dni i kolorowych poranków. Obecność dziwnego uczucia w twoim sercu, które co chwilę podpowiada co należy zrobić, lecz te wskazówki nie są zawsze wystarczające. One tylko wyolbrzymiają to co masz uczynić nie dając Ci do zrozumienia jego prawidłowego przekazu.
Dziwne lecz prawdziwe. Wiesz, że musisz zrobić coś ze swoim życiem, lecz nie możesz znaleźć tej prawidłowej drogi która wyzwoliła by Cię z tego wszystkiego. Prosta szosa jest zasypana wieloma kamieniami, które są twarde i wielkie jak następne problemy. Tylko ciężko je pokonać.
- Chce pani? – Spytała kobieta wyjmując papierosa ze swojej kieszonki. Emily nie dając po sobie poznać tego zaskoczenia zerknęła na stojące obok dziecko i oznajmiła:
- Nie dziękuje, nie palę.                                                                           
- A szkoda – podsumowała i zaciągnęła się dymem papierosowym. Widząc i czując szarą smugę powietrza odsunęła się lekko, trudno było jej zrozumieć osoby palące. Kiedyś próbowała zapalić i nawet kilka razy to zrobiła, lecz po jakimś czasie zrozumiała swój błąd i od tego momentu nie sięgnęła po żaden taki przedmiot. To budzi w niej obrzydzenie.
- Od czasu do czasu można się rozluźnić – Powiedziała brunetka i dodała – Jestem tu po raz trzeci. Jared – to znaczy mój mąż pojechał raz na 2 tygodnie w poszukiwaniu pracy, później wrócił i znowu wyjechał na kolejne tygodnie, a teraz nie widziałam go od trzech lat. Miałam wyjechać razem z nim, ale tu mi jest dobrze. Też patrzę na dziecko, nie chciałoby dorastać z obcymi ludźmi… On został tam dlatego z powodu opłacalności pracy. Szef kuchni to nie przelewki… - Emily nie mając zbytniej ochoty na dyskusję spojrzała na nią z uśmiechem. Ukrywając swój brak chęci, miała coś dodać lecz kobieta ją uprzedziła – A kim jest pani mąż?
- Nie mam męża – Zaczęła powściągliwie, lecz nagle do jej uszu doszły dźwięki włączonego radia. Zaciekawiona wstała i spojrzała na wielki głośnik. Nie wiedząc, czy to tylko głupia podświadomość zaczęła bardziej wsłuchiwać się w nadajnik.
- „ Awaria lotu Paryż – Los Angeles. Jak podają źródła warunki niesprzyjające dzisiejszym lotom dały się we znaki. Samolot, który wystartował dzisiaj w godzinach porannych stracił łączność z wieżą. Nie znamy powodu danej awarii, nie wiemy także gdzie i na jakiej wysokości znajduje się maszyna. Nie znamy więcej informacji na ten temat, jeśli jakiekolwiek posiądziemy, na pewno się z nimi podzielimy”.
Emily zamarła. To ten samolot, którym leci cała ekipa. Z przejęciem pobiegła pod spis lotów by sprawdzić czy naprawdę się nie myli. Gubiąc przy tym zwisający z niej szal stanęła przed wielką platformą i spojrzała do góry.
Nie.
Jest tylko jeden lot z Paryża. I to jest samolot w którym znajduje się Chester.

***

Wpatrywała się w wielki telebim naprzeciwko siebie. Żadnych informacji, godziny się dłużą. Nie ma ochoty na zupełnie nic. Najgorszą rzeczą w tej chwili jest to że nie może do niego zadzwonić. Jeśli nadal lecą tym pieprzonym samolotem może tylko pomarzyć o jakimkolwiek kontakcie.
Nie wiedząc co zrobić, bezsilnie sięgnęła po torebkę. Trzęsącymi rękoma złapała za chusteczki i przetarła lekko oczy w których zgromadziły się malutkie łzy.
Czy traciła nadzieję?
Czeka kolejne cztery godziny, bez żadnych informacji, nieopodal ludzie stoją szukając jakiejkolwiek pomocy, ona siedzi i wpatruje się w spadający deszcz.
Zwykła egoistka, znowu się poddała. Pokonała ją bezsilność.
Czasami siedząc tutaj zadawała sobie pytanie czy tak naprawdę  ona tu jest czy to tylko jeden z jej koszmarów. To było zbyt nierealne, zbyt nieprzewidywalne. Płynąc na swoim bezsilnym morzu, próbuje złapać jakąkolwiek odpowiedź na jej wszystkie pytania. Dlaczego? Jak? Czekanie zmieniło się w rozpacz. Nie może nic zrobić. Jest skazana na czekanie w towarzystwie tego drżącego tłumu. Najbardziej człowieka można wykończyć czasem. Dłużył się niemiłosiernie, ma wrażenie, że spędziła tu co najmniej kilka dni, a to nie było prawdą.
Po chwili wstała i podeszła do okna. Tylko gruba szyba oddzielała ją od mroźnego powietrza. Dotknęła je i po jej dłoni nagle przeszedł przyjemny chłód. Dopiero teraz zauważyła, że czekając tutaj zrobiło jej się bardzo gorąco. Ściągnęła kurtkę i położyła na obok stojącej ławce. Pot sączył się z jej czoła, lecz ona się tym nie przejęła.
Popatrzyła w dal.
Drzewa kiwały się na boki tak jak jej rozerwane uczucia. Snuła po umyśle najgorsze przypuszczenia, ale wstydziła się do nich przyznać. Gdyby to jednak okazało się prawdą, nie uświadomiłaby sobie tego co tak naprawdę straciła.
Straciła?
- Co ty do jasnej cholery kobieto sobie wyobrażasz? – Krzyknęła w myśli i odwróciła się w prawą stronę. Cały tłum ruszył jakoś dziwnie. Poruszony tym co się stało, rzucał się bez skrupułów na idące naprzeciw osoby, nie dając po sobie ukryć wielkiego szczęścia. Nie wiedząc co uczynić podążyła za nim i zdezorientowana ich czynami zaczęła szukać wzrokiem tego co mogło by ją zaciekawić.
Nagle stanęła jak wryta.
Widząc sylwetkę znanego jej mężczyzny mimowolnie podniosła kąciki ust i nie tracąc czasu, rzuciła torebkę i pobiegła naprzeciw siebie. Widząc go coraz bliżej siebie poczuła dziwny impuls. Uczucie szczęścia, które było przeplatane z obawą, że to jednak wyobraźnia płata jej figle. Nagle poczuła jego ramiona. Ujęła mocno jego pleców i przybliżyła do siebie. Uśmiechnięta, po chwili odsunęła się od niego i wiedząc że to nie jego wina krzyknęła ujmując jego twarz:
- Chester, nie rób mi czegoś takiego nigdy więcej! Zrozumiałeś?! – Popatrzyła na jego ciemne oczy i usłyszała jego odpowiedź.
- Chyba nie będziesz teraz płakać, kocie – Powiedział widząc jej zbierające się łzy. Sama nie wiedziała czym są one spowodowane. Czy strachem, radością czy jeszcze brakiem uświadomienia sobie, że to wszystko minęło. Te czarne scenariusze odeszły w zapomnienie.
- Oj, przestań – Zaśmiała się lekko i nie przejmując się wielkim zbiorowiskiem złapała za jego twarz i przybliżyła ją bardziej. Wiedząc co kobieta ma na myśli pomógł jej w tym i nagle poczuł jej usta. Łapczywie złapały za jego, które najprawdopodobniej z tęsknoty wpoiły się tak silnie. Mężczyzna objął swoimi dłońmi jej pleców. Czując jej bliskość dopiero teraz zrozumiał czego brakowało mu przez te kilka dni. Czuł się niesamowicie. Jak lecący ptak, który nie zna żadnych przeszkód. Unosi się na wietrze i gna z wielką lekkością przed siebie.
- Ty, ja nie wiedziałem, że coś między nimi jest… - Zaczął zszokowany Brad.
- Jakim ty jesteś kretynem. Można się było domyślić – Zaśmiał się Dave – Nie zauważyłeś jego zachowania od pewnego czasu?
- Nie – odparł krótko.
- To było widoczne na wylot – powiedział do niego – No, ale… Jak się jest ślepym przez te włosy to nie moja wina – Dociął mu po raz kolejny.
Nagle kobieta się od niego odsunęła. Wiedząc, że w tej chwili publicznie pocałowała Chestera przy jego kolegach z zespołu ani trochę się tym nie przejęła. Spojrzała na lewą stronę i widząc stojącą grupkę mężczyzn, którzy najprawdopodobniej czekali na wyjaśnienia z ich strony zbliżyła się do każdego z nich. Złapała za czarną kurtkę Mike’a i przybliżyła ją do siebie.
- Co tam się działo? Nie było z wami żadnego kontaktu! – Zaczęła po raz kolejny.
- Poturbowało nas trochę. Nic takiego. Wpadliśmy w jakąś pieprzoną chmurę i potem łączność nam padła – Zaczął Shinoda oddalając się od Emily, która w tym samym czasie tkwiła w uścisku z Robertem.
- Jakie ja męki znosiłam tutaj czekając kilka godzin. Żadnych najmniejszych informacji! – Zaczęła i oparła się o kolumnę – Żadnych!
- My myśleliśmy, że to koniec – Zaczął Joe – Tak mnie poprzewracało w tym samolocie, że przywaliłem ramieniem w kolano Chestera.
- Ale mi nic nie jest – Zaśmiał się i objął kobietę – To gdzie jedziemy? Bo mam już dosyć dzisiejszego dnia. I tego lotniska. I tego wszystkiego co kojarzy mi się z samolotami.
Wiedząc że żaden z nich nie chce się spotkać po dzisiejszych wrażeniach dokończył:
- Odwiozę Emily do domu i idę spać. Od kilku dni tylko o tym marzę – Po tych słowach wziął swoją walizkę i szybko złapał drugą wolną ręką rozdygotaną dłoń kobiety.

***

Shinoda wszedł do domu zwiewnym krokiem. Rzucił z wielką siłą swoją walizkę w kąt i nie myśląc już o niczym innym, tylko o odpoczynku usiadł na kanapie i zamknął oczy. Złapał za swój telefon i przeszedł po wszystkich wiadomościach. Nagle coś zawibrowało. Spojrzał na niego po raz kolejny po czym odczytał wiadomość.

„ Cześć, Mikey! Wiem, że być może nie w porę, ale masz ochotę się ze mną jutro spotkać? To dla mnie bardzo ważne.
Jess”

Shinoda widząc to opadł po raz kolejny i zrezygnowany odrzucił telefon. Ciekawy wiadomością swojej byłej dziewczyny zastanawiał się tak naprawdę co ona ma na myśli. Obiecał sobie, że od rozstania postara się o niej zapomnieć. Ale nie wszystkie obietnice da się dotrzymać.

***

- Jak ty mi to wytłumaczysz? – Spytał się zszokowany stojąc w jej korytarzu. Kobieta ściągnęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku. Wzięła głęboki wdech i wprowadziła Chestera do środka. Ruchem ręki zachęciła go by usiadł na krześle, lecz on nie myślał teraz o wygodzie.
- Musisz być zły… - Zaczęła niepewnie opierając się o kremowe ściany swojego salonu.
- Nie, nie jestem zły – Powiedział – Jestem wściekły. Wściekły na to co widzę – Niemal, że wrzasnął i popatrzył na jej oczy. Widząc jego wzrok odwróciła swój w zupełnie inną stronę, bała się tego spojrzenia.
- Wiesz, że chcę zacząć nowe życie – Zaczęła – Chcę o tym zapomnieć. Nie mogę wiecznie z tobą mieszkać, użalać się nad sobą… - powiedziała lecz Chester ją uprzedził.
- Ja nie jestem zły, że tutaj jesteś – Oznajmił wpatrując się w jej zdenerwowaną twarz – Zadam Ci pytanie. Ale musisz mi na nie szczerze odpowiedzieć.
Emily kiwnęła głową nie będąc pewna jego ciekawości.
- Spójrz w moje oczy i odpowiedz szczerze. Czy ty nocowałaś chociaż raz u Ian’a? Czy wtedy jak rozmawialiśmy, ty siedziałaś u niego czy tutaj?
Kobieta spojrzała na niego swoimi ciemnymi ślepiami. Chaotycznie zerkając na jego twarz poczuła dziwne ukłucie. Kłamała. Okłamała bliską sobie osobę. Ma ochotę krzyczeć. Rozedrzeć to wszystko co ją tutaj trzyma. Przeklinała swoją głupotę i to jak postąpiła. Marzy o tym by schować się w cieniu drzewa i spokojnie pod nim usnąć by to wszystko przemyśleć.
- Nie – Zaczęła zachrypniętym i zrezygnowanym głosem. Spojrzała uschłym wzrokiem w podłogę i dodała – Nie byłam u Ian’a.
Chester spojrzał na nią i zamarł. Nie wytrzymując tego wszystkiego z krzykiem spytał:
- Dlaczego mnie okłamałaś? Co chciałaś tym uzyskać? Kilka dni spokoju? – Spytał zdesperowany i oparł się o ścianę. W tej chwili nawet nie ma siły udawać swojej wściekłości. Jego złość podchodzi do gardła, ale nie wypuszcza jej. Hamuje to z trudem, bo boi się wyznać tego czego będzie potem żałował.
- Wiem, że to głupia wymówka… - Zaczęła stojąc przed nim – Nie mówiłam ci tego bo nie chciałam byś przez całą drogę się martwił. I znowu by było, że nie dam sobie rady, że…
- A może zadaj sobie zasadnicze pytanie, dlaczego bym się martwił? – Przerwał jej kolejnym pytaniem. Wtedy spojrzał po raz kolejny w jej wystraszony wyraz twarzy i dodał – Mogę Ci na nie bardzo szybko odpowiedzieć. Bo mi na tobie zależy – Wręcz krzyknął – Tak, martwiłbym się, ale nie byłbym do jasnej cholery taki zły jak teraz!
- Chester… - Zaczęła tak naprawdę nie wiedząc co miała na myśli tym zwrotem.
- Nie! – Podniósł głos po raz kolejny choć wiedział, że nie powinien - Cholernie się o Ciebie boje. To jest jakaś paranoja. Myślisz, że sobie z tym poradzisz sama. Chcesz przede mną udać silną, niezniszczalną. A tak naprawdę człowieka można zniszczyć. Nawet najmniejszym słowem lub czynem – Zaczął łagodniej – Ale wiesz co? Mam to wszystko w dupie. Głęboko w dupie co będziesz o mnie myśleć, że będziesz wyklinać moje imię, będziesz mnie za to wszystko nienawidzić. Nie odstąpię Cię ani o krok. Będę przy tobie, ciągle! I tu nie chodzi o prześladowanie. To ma zupełnie głębszy sens.
Emily stanęła jak wryta. Nie wiedząc co powiedzieć zaczęła zahipnotyzowana wpatrywać się w jak dla niej pustą przestrzeń. Pomimo wielu ozdób w jej domu wszystko straciło w tej chwili sens. Wszystko się rozmyło. Żal i ogromny wstyd wdarł się pomiędzy nich nie pozwalając na odejście.
- Myślisz, że to jest takie łatwe? – Zaczął bardziej opanowany. Popatrzył na jej szklane oczy i dokończył – Myślisz że wszystko będzie tak kolorowe? Ile ja dałbym by być na twoim miejscu. By ktoś się mną w pełni zainteresował, zainteresował się moimi pojebanymi problemami. Żeby ktoś wziął ode mnie te pierdolone wizje mężczyzny, który trzyma mnie za nogi, za brzuch, za usta... By ktoś bynajmniej próbował odgonić te senne koszmary, ten dotyk, który wywoływał u mnie płacz i wizje samobójcze. Chciałbym cofnąć czas, naprawić błędy, uciec stąd jak najdalej. Ale nie mogę odejść od przeszłości, tak samo jak ty – W tej chwili ledwo opanowując emocje oparł się ponownie o ścianę i nie zwracając uwagi na szok kobiety - Wiem jak się czujesz. Wiem, że czujesz obłęd, twój kawałek Ciebie został bezmyślnie odebrany przez tępego dupka. Prawdopodobniej przez wiele następnych dni, tygodni i miesięcy będziesz to wszystko wspominać. Tak jak ja – Czuł się źle. Od wielu lat pierwszy raz słowa o tym zdarzeniu przecisnęły mu się przez gardło. Paliły go, dusiły tak jak palce swojego oprawcy – Przeżyłem wiele, szedłem wieloma nieprawidłowymi ścieżkami. Nie chce by to samo działo się z tobą. Chcę cię przed tym uchronić. Chcę byś patrzyła na następne dni z radością, a nie tak jak ja. Nie pragnę niczego więcej tylko tego byś była bezpieczna.
Emily podniosła swoje oczy i wygasłymi tęczówkami oceniła czyny mężczyzny. Nie mogła ich idealnie określić, to było zbyt dziwne i niespotykane zachowanie. W jej głowie tliło się wiele myśli. Jedną z nich było to by podejść, przeprosić i podziękować. Ale nie mogła tego zrobić. Sama nie wie dlaczego, czy to zażenowanie sprowadziło ją na tę ścieżkę? Słysząc te słowa przez jej zakątki ciała przeszedł ciepły impuls łagodnych słów.
- Ale ty tego nie chcesz. Nie chcesz mojej pomocy – Oznajmił oschle, nie wiedząc dlaczego taki ton wydobył się z jego ust. Wewnętrznie pobity, zsiniały od bijatyk własnych myśli złapał rękami za ścianę i po chwili dodał:
- Łączy nas więcej niż byś przypuszczała. Może mnie w pełni nie rozumiesz, ale to nic. Ważne, że ja rozumiem twoje uczucia. I nawet rozumiem to dlaczego chcesz się ode mnie oddalić. Lecz to nie jest najlepsze rozwiązanie. Może kiedyś pozwolisz mi w pełni uczestniczyć w twoim życiu – Zrobił lekką przerwę, oddalił się od miejsca swojego pobytu i dodał – Bo ty w moim jesteś już od bardzo dawna.
Widząc wychodzącego Chestera wzdrygnęła się i nadal z wijącymi się jak larwy myślami cicho powiedziała:
- Chester, przepraszam… - Łzy podchodziły jej do oczu. Czuła ból ściskającej ją wody. Podniosła głos i dodała – Wiem, że to nie wystarczy. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… -Zrezygnowana usiadła na krześle. Nie było go widać. Odszedł. Tak po prostu, nie czuła go w tej chwili przy sobie. Nie siedział naprzeciw niej, nie mówił nic. Nawet nie patrzył na nią tymi swoimi złymi oczami.
- Nie zostawiaj mnie! – Krzyknęła po chwili waląc z całej siły pięścią w stół – Ja nie chce byś mnie zostawił! – Po raz kolejny zalała się łzami. Spływające krople spadały równo na drewniany blat stołu. Tworzyły rozmaite kształty, były niezdefiniowane jak jej uczucia. Zasłoniła swoimi dłońmi twarz, by nie dopuścić do następnego potoku. Nie widząc już żadnego sensu wyłączyła myśli. Stworzyła niewidzialną barierę pod którą się schowała. Nie miała ochoty z niej wychodzić. Z kryjówki w której dominował strach, zażenowanie i wstyd. Zepsuła wszystko. Spaliła do gruntu fundamenty swojego życia. Budowała je wiele lat, ktoś je poniszczył, a ona to dokończyła.
- Nie odchodź… - Powiedziała cicho, choć wiedziała, że nikt jej nie słucha. Otaczała ją samotność, a to tej samotności się bała. W tej chwili znowu walczyła ze swoją słabością – Chester… Kocham cię – Jej zwiewne słowa popłynęły po całym pomieszczeniu tworząc serpentyny w powietrzu. Wystartowały bezszelestnie, ale szybko, lecz po chwili zwolniły jak tempo w jej umyśle. Nawet te słowa zaczęły wywoływać kolejne wizje. Poczuła jego rękę przy sobie. Dotykał ją lekko, przybliżając do siebie. Przez jej ramię przeszedł jego oddech. Powietrze z jego ust oplatało jej twarz i nie wierząc już w swoją normalność odsunęła się by wstać i odciągnąć te nieprawdziwe myśli, lecz odchylając się zauważyła coś innego.
- Powiedziałem, że zostanę przy tobie – powiedział cicho ponownie obejmując rozdygotaną kobietę. Przybliżył ją do siebie bardziej i oparł jej głowę o swoje ramię - Nie rób mi tego więcej – dodał po chwili i poczuł to jak kobieta kiwnęła pozytywnie głową. Tkwili tak przez pewien czas, do momentu w którym Emily wzięła głos.
- Jestem zwykłą kretynką. Okłamałam Cię, bo wiedziałam, że nie będziesz myślał o niczym innym tylko o tym – powiedziała cicho i dodała – Nie chcę byś mnie zostawił, pewnie to tak wygląda jakbym cię odpychała, ale jesteś dla mnie zbyt ważny bym cię odsunęła na bok. Tęskniłam za tobą. Zbyt bardzo – Wtedy zrobiła długą przerwę i nie słysząc żadnych słów z jego ust odparła:
- Zostań ze mną dzisiaj. Zostań na noc – zachrypnięty głos dotarł do jego wszystkich zakątków ciała – Proszę.
Słysząc szczere błaganie złapał się za krzesło i podał kobiecie rękę. Ta nie wiedząc co mężczyzna ma na myśli poddała się jego woli i zwiewnym krokiem powędrowała za nim. Omijając krzesła i pojedyncze rzeczy, których zapomniała sprzątnąć stanęła przed kanapą. Widząc siadającego Benningtona, zdziwiła się lecz zrobiła to samo. Nagle ktoś złapał za jej włosy. Chester oparł jej głowę o swoją klatkę piersiową i zaczął delikatnie ją pocierać  swoimi dłońmi. Siedzieli tak przez długi czas i delektowali się ciszą, która w mgnieniu oka opanowała to pomieszczenie. 


No i następny rozdział :)
Muszę to ogłosić, chociaż zapewne i tak już o tym wiecie.
Linkin Park w Polsce <3 p="">
Kto się wybiera? Tak naprawdę mam około 500 km, ale nie odpuszczę tego roku i postaram się być. A wy? Macie jakieś plany związane z koncertem?