Pierwszy rozdział mojego opowiadania. Tak naprawdę idę na głęboką wodę z tym tekstem, ale co mi tam :) Nudnawy? Być może, to dopiero początek, początki zazwyczaj są bez emocji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Brad, gówno mnie obchodzi to że jutro jedziesz w
odwiedziny do babci! Umawialiśmy się od kilku dni na tą próbę. Nie możemy ot
tak sobie jej przełożyć! – Krzyknął zdesperowany Mike.
- Ej, to nie moja wina że moja babcia ma wtedy urodziny! –
Odpowiedział mu Delson, chowając przy tym ręce do kieszeni. – No chłopaki, raz
przełożymy próbę to nic się nie stanie.
- Raz? Cholera, przekładamy próby co chwilę. Ostatnio też z
błahego powodu!
- Ten ostatni raz nie był zależny ode mnie – Odpowiedział z
pełną buzią jedzenia Joe – Nie przewidziałem wtedy że dostanę zatrucia
pokarmowego…
- To trzeba było tyle nie żreć – powiedział zgryźliwie
Shinoda.
- Dobra, nie kłóćcie się! – Zabrał głos Phoenix – A ty Spike
daj sobie na luz. Chce jechać do rodziny, to niech jedzie. Poradzimy sobie bez
niego.
- Jak wyobrażasz sobie próbę bez gitarzysty? Dobra. Nie ma
sensu tego przeciągać. Chcecie zagrać na tym koncercie, to grajcie. Ale beze
mnie. Nie mam już siły na to wszystko – krzyknął Shinoda, po
czym z pośpiechem udał się do drzwi wyjściowych. Otworzył je z wielkim
rozmachem, nie zważając na wchodzącego Chester’a który najprawdopodobniej w
ostatniej chwili przypomniał sobie o spotkaniu.
- A temu co? – Zapytał Chazz gdy drzwi zamknęły się z
wielkim hukiem.
- Obraził się – Oznajmił Joe przegryzając bułkę.
- Znowu? Za co? Trudne dni ma czy co? O co znowu poszło?
- Brad jedzie jutro do babci… - zaczął Dave.
- I…?
- I Mike nie ma zamiaru znowu przekładać prób. Szczerze
mówiąc trochę się z nim zgadzam, bo koncert już za chwilę a my mamy za sobą
tylko trzy krótkie próby. Koleś sam poprosił nas o zagraniu na tej imprezie
więc jak go zawiedziemy to będzie problem. Tak czy owak Mike oznajmił że nie występuje z nami w
najbliższym czasie.
- Z nim coś się niedobrego dzieje. Od kilku dni chodzi jakiś
rozbity...
- Chazz, idź do niego i wypytaj o powód - Zasugerował mu Rob.
- Dlaczego ja? - spytał oburzony Bennington. Tym razem spotkał się z groźnymi spojrzeniami kolegów - No dobra! Pójdę do niego i się spytam co go gryzie. Chociaż ja dalej stawiam że gościu ma po prostu okres...
- Czyli nie oglądamy dzisiaj
meczu? – Przerwał Chesterowi Delson.
- A czy ja powiedziałem że z niego rezygnuje? Nie po to
taszczyłem pół miasta te dwa sześciopaki piwa by teraz z tego nie skorzystać.
Mike poczeka.
***
Przez zatłoczone ulicę przemieszcza się średniej wielkości
brązowooki mężczyzna. Gna przed siebie nie zważając na idących z naprzeciwka
ludzi. Jego myśli kierują się w stronę tego co przed chwilą się wydarzyło.
Żałował tego jak potraktował kolegów. Szczerze mówiąc Brad nie był tak naprawdę
winny tego że jutro wybierał się na urodziny do babci. Sam przecież postąpił by
tak samo. „Przesadziłem, lecę ich przeprosić” – pomyślał Shinoda i w tym samym
momencie poczuł ból w klatce piersiowej. Ból był tak ogromny że z tego powodu
stracił równowagę i upadł na kamienny chodnik. Minęło kilka chwil zanim dotarło do niego co się stało. Z początku nic do niego nie
docierało lecz po chwili podniósł wzrok ku niebu i zobaczył tylko twarz
dziewczyny, z krwawiącą raną na czole.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam w Ciebie wjechać. Nic
Ci się nie stało?
Zaskoczony Mike rozglądnął się na boki i spojrzał na
brunetkę, która była przerażona całym zajściem tej sytuacji.
- Wybacz mi, jechałam zbyt szybko. Do tego się zamyśliłam i... Mogę Ci w czymś pomóc? –
Spytała.
- Nie, dzięki –odpowiedział oschle chłopak – Na drugi raz
uważaj jak jedziesz bo kiedyś kogoś zabijesz. Idź już!
- Ale… - ciągnęła
- No idź! Nie rozumiesz?! - krzyknął
Dziewczyna popatrzyła na niego ze smutkiem w oczach, nie
chciała przecież zrobić nic złego. To był tylko wypadek. Skierowała swoje oczy jeszcze raz
na rozzłoszczonego chłopaka i ręką przejechała po krwawiącej ranie
- Nic tu po mnie. Jeszcze raz przepraszam – Po chwili dodała
i ze spuszczoną głową podniosła swój
rower ze ścieżki. Chwyciła go i powolnym krokiem oddalała się od miejsca
wypadku. Mike wstał z chodnika i otrzepał spodnie z błota. Był zły że akurat
dzisiaj wszystko mu się sypie. Pokłócił się z chłopakami i jeszcze ten wypadek… Wypadek. No przecież! W tej chwili uświadomił sobie co zrobił. Nie dość że ona go
przepraszała to on ją tak potraktował. Otrząsnąwszy się z upadku odszukał
dziewczynę w tłumie. Nie było to trudne.
- Ej! Poczekaj – Zawołał chłopak z oddali – Poczekaj na
mnie!
Dziewczyna jednak się nie odwróciła, pomimo tego że słyszała
jego wołanie. Mike podbiegł do niej i zatrzymał jej rower.
- Zostaw mnie. Nie będę Ci już przeszkadzać. – Odparła
dziewczyna. Shinoda zauważył w jej kącikach oczu zbierające się małe łzy.
- Poczekaj. Wysłuchaj mnie. Proszę – Ostatnie słowa chłopak
wypowiedział w taki sposób że dziewczyna postanowiła zaryzykować.
- Mów szybko, nie mam za bardzo czasu.
- Wiem, zachowałem się jak ostatni dupek. Dlatego chciałbym
Cię teraz przeprosić. Tak naprawdę nie chciałem tego powiedzieć. Po prostu coś
we mnie wstąpiło. Od samego rana mam zepsuty humor i każdy na tym cierpi. – W
tej chwili spojrzał na dziewczynę i dopiero wtedy zwrócił uwagę na ranę na jej
czole – Nic Ci się poważnego nie stało?
- Nie, raczej nie – powiedziała zrezygnowana dziewczyna
- Jeszcze raz Cię przepraszam. Nie bądź na mnie zła po
prostu… - Tutaj stanął na chwilę i wziął głęboki wdech – Nie ważne.
- Nie, powiedz. Jak to ma Ci w jakiś sposób pomóc to
słucham.
- Po prostu życie mi się wali.
Wszystko to na co pracowałem zostało zniszczone. Jestem ofiarą losu, czarną
owcą na tym świecie która nawet…
- Ej! Nie mów tak!
- Ale tak jest – Spojrzał na nią jeszcze raz – Co ja się
będę użalał. Nie masz ochoty słuchać tego co mi się zdarzyło w życiu.
- Wręcz przeciwnie. Sama chyba doskonale wiem o czym mówisz.
- Nie wiesz. I mam nadzieje że się nigdy nie dowiesz. –
Shinoda zmienił temat – Wiesz, zapraszam Cię do mnie. Opatrzę Cię, przecież też
jestem winnym w tej sprawie. Mogłem bardziej uważać na tym chodniku.
- Sama nie wiem. Będę Ci przeszkadzać. Nie chcę się
narzucać...
- Nie narzucasz się. Przecież sam Cię zaprosiłem. W ramach
przeprosin. – Powiedział Mike. – To jak?
Dziewczyna lekko uśmiechnęła się co mówiło o tym że się
zgadza. Mike pomógł jej wziąć rower i sam prowadził połamany pojazd.
- Tak naprawdę mam na imię Michael. Ale mów mi Mike. A ty?
- Emily.
- Emily. – Ciągnął Mike – To naprawdę ładne imię.
Aaaaaaaa nie żyję. Kocham fanfiki o Mike'u!
OdpowiedzUsuń