Stała w długiej śnieżnobiałej sukni i zdradzała swoim uśmiechem niemałe zdenerwowanie. Mimo tego, że czekała na ten dzień bardzo długo w głowie rodziło się wiele myśli, że coś może wypaść nie tak. Że złamie but, że się pomyli, że zrobi coś głupiego. Cokolwiek.
Ten dzień miał być najpiękniejszym dniem w jej całym życiu.
Od dłuższego czasu emanowało od niej szczęście i wielka ekscytacja. Fakt,
przechodziła to już wcześniej, ale teraz tak jakby to co się dzieje ma nowy
wymiar. Otwiera jej drzwi do całkiem nowego świata.
Spotkała się z jego wzrokiem. Nieśmiało uśmiechnęła się
pokazując mężczyźnie, że wszystko w porządku i delikatnie wsunęła swoją dłoń w
jego. Poczuła jak jego palce głaszczą jej skórę. Przegryzła nerwowo wargę i
ponownie spojrzała na ten czuły wzrok jakim obdarzał ją mężczyzna. Mimo, że
stała przy takim tłumie ludzi, odsunęła inne myśli na bok. W tej chwili liczyła
się tylko ta chwila, ta jedyna chwila, którą będzie wspominać do końca swojego
życia.
- Czy ty Michaelu bierzesz sobie za
żonę Lisę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że jej
nie opuścisz aż do śmierci?
Podniósł lekko swoje kąciki ust i spojrzał jej głęboko w
oczy. Nie wahał się ani trochę, ścisnął mocniej jej dłoń, którą trzymał od
jakiejś chwili.
- Tak.
Czas stanął w miejscu. Byli tylko oni oraz ta chwila, która
w ich umysłach nie miała końca. Był zdenerwowany, uwielbiała ten widok. Kochała
widzieć jak mu na czymś zależy w takim stopniu, że jego oczy aż zdradzały tę
powagę sytuacji. Wiedziała, że jest dla niego ważna, najważniejsza.
Po wypowiedzeniu „Tak” w stronę swojego mężczyzny odsunęła
welon do tyłu. Poprawiła go ponownie czekając na ten moment, gdzie już na
zawsze będzie złączona z nim nierozerwalnie.
Zdezorientowana spojrzała w drugą stronę. Najpierw na Mike’a,
a później na Chestera, który grzebał coś w swojej kieszeni. Jego mina nie była
najlepsza, mogłaby rzec, że zdradzała jakąś katastrofę.
Shinoda odwrócił się ponownie i ujrzał jego niewinny wyraz
twarzy. „No nie, tylko nie to”.
- Sorry, musiałem zostawić te obrączki u was w domu.
„Cholera jasna!”. Zaklął w myśli i usłyszał szepty ludzi i
ich stłumiony śmiech. Jedną ręką dotknął swojego czoła i bez paniki uśmiechnął
się w stronę wybranki, która tak jak on miała ochotę wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Sytuacja była na tyle poważna, że w tej chwili nie mógł sobie uświadomić tego,
że to zniszczy ich całą ceremonię.
- Chester… - syknął przez zęby.
- No wiesz, może da się to naprawić. Musicie tylko poczekać
jakąś godzinkę.
- Myślę, że… - wtrącił się ksiądz.
- Nie, jednak mam! – krzyknął Bennington i podał mu małe
czerwone pudełeczko w którym tkwiły dwie złote obrączki. Mike obdarzył
przyjaciela wrogim spojrzeniem, a Chester przepraszająco usiadł obok swojej
wybranki.
- Chester! – krzyknęła myśląc, że za chwilę zapadnie się pod
ziemię od wszystkich wścibskich spojrzeń w ich stronę.
- Spokojnie – uśmiechnął się z wielką satysfakcją i szepnął
w stronę Emily – Zrobiłem to specjalnie. Zawsze chciałem mu coś takiego
odwalić. Widziałaś jego minę?!
Kobieta wręcz nie wybuchła śmiechem i z wielkim uśmiechem
odpowiedziała:
- To było bardzo dziecinne…
- To mój przyjaciel – szepnął do jej ucha – Nie zrobiłbym mu
czegoś czego by nie zniósł. Zresztą, przypomnieć ci co on odwalił na naszym
weselu?
- Ale nie udawał, że zapomniał obrączek – machnęła
delikatnie ręką – Jesteś niemożliwy.
- A ty spięta – odparł – Rozluźnij się. Wiesz jaka to będzie
pamiątka ślubu? Założę się, że wygrałem tym wszystkie wesela.
- Nie – poprawiła go – Wygrała mina Mike’a.
Zaśmiał się ponownie, ale widząc na sobie wzrok innych ludzi
poprzestał. Poprawił swój krawat przy koszuli. Stali ramię w ramię przy sobie.
Delikatnie dotykali się swoimi dłońmi, nawet nie będąc tego świadomymi.
Uśmiechnął się do niej, lecz ona tego nie zauważyła. Nadal wzrokiem uciekała w
stronę ceremonii, która właśnie kończyła się pocałunkiem pary młodej. Podniosła
swoje kąciki ust, widząc jak Mike złapał za dłoń już swojej żony i poprowadził
ją przez długi korytarz. Była szczęśliwa z takiego przebiegu sprawy. Tak
naprawdę decyzja o wspólnym życiu zajęła im jeszcze kilka lat rozmyślania,
które były przerwane roczną przerwą, która między nimi zaistniała. Wszystko
między nimi zostało przekreślone przez kwestię braku czasu i zaniedbania.
Jednak zbyt bardzo im zależało na tym by ta znajomość przeszła bez echa.
Mike odważył się oświadczyć jej po pół roku ich powrotu.
Pewny swoich uczuć wyskoczył z pierścionkiem przy kolacji wigilijnej, którą
spędzili w gronie znajomych. Mike do dzisiaj śmieje się w duchu przypominając
sobie minę swoich przyjaciół. Tak, to była jedna z największych
niespodziewanych zwrotów akcji jaką mieli okazję ujrzeć, jednak ta największa
nadal była niezmienna. Powrót Emily do Chestera, wtedy gdy cała nadzieja
została praktycznie wymazana. To zdarzenie pozwoliło im uświadomić sobie, że
tak naprawdę nie potrafią funkcjonować jako jednostki, tylko jako jedność. Ich
uczucie pozwoliło im przełamać wszelkie bariery jakie między nimi istniały,
rozerwało je na dość długi czas, otwierając im drogę do lepszego i innego
życia.
Życia przy sobie, mimo tylu przeciwności losu.
Emily spojrzała na mężczyznę i niespodziewanie złapała go za
jedno ramię, zmysłowo wychodząc z pełnej od ludzi świątyni.
***
Poprawiła swoją granatową sukienkę, która na tyle na ile
było to możliwe opinała jej ciało. Spojrzała znad swoich włosów i ujrzała parę
młodą, która tkwiła w swoich ramionach przy jednym z najwolniejszych tańców
jakie do tej pory były. Widząc to położyła swoją dłoń na udzie Chestera, a ten
zdezorientowany na nią spojrzał.
- Coś się stało?
- Nie – podniosła swoje kąciki ust i wskazała na przyjaciół
– Pięknie razem wyglądają i tyle.
Słysząc to wsunął do ust zielone winogrono i nagle poczuł
jak ktoś opiera się o jego ramię. Podskoczył lekko, lecz po chwili już wiedział
co się tu kroi. Instynktownie wyjrzał zza swojego ramienia i ujrzał stojącego
nam nim Brada wraz z jego ciemnowłosą dziewczyną.
- Jak się czuje nasza księżniczka? – Zaczął żartobliwie
chcąc zwrócić swoją uwagę.
- W porządku – uśmiechnęła się serdecznie w jego stronę.
- Nie pozwoliłbym, żeby było inaczej – dorzucił Chester
łapiąc przypadkowo za jej dłoń. Ścisnął ją mocniej i ujrzał jej z lekka
zawstydzony wyraz twarzy.
- Dawno nie widziałem cię w tak dobrej formie – odparł po
chwili stojący obok nich Dave – Może dlatego, że tak dawno cię nie widziałem?
Wzruszyła nieśmiało ramionami, lecz nie musiała odpowiadać,
gdyż na horyzoncie pojawił się pan młody. Oparł się lekko o krzesło Emily i z
pół rozgniewaniem rzucił w stronę Chestera:
- Kiedyś ci się odegram za tę scenę z obrączkami w środku
kościoła. Uwierz mi stary i nie będzie tak śmieszno jak było dzisiaj –
uśmiechnął się i poprawił swój ciemny krawat – Wiedziałem, że jesteś do
wszystkiego zdolny, ale żeby zapodziać gdzieś nasze obrączki w drugiej
kieszeni?
- Dramatyzujesz – zaśmiał się Bennington – Szkoda, że siebie
nie widziałeś!
Reszta wybuchła śmiechem, a ten nie pokazując, że te słowa
ani trochę go ruszyły odparł:
- Wtedy obmyślałem plan jak po moim weselu mam cię zabić.
Czy utopić w jeziorze czy jednak wyrzucić cię z auta na samym środku
autostrady.
- Ja przynajmniej nie rzygałem na stół mój drogi kolego –
uśmiechnął się ironicznie, co wywołało jeszcze większą salwę śmiechu. Brad aż
złapał się bardziej za róg mebla przypominając sobie zdarzenia ze ślubu Emily i
Chestera. Omal nie wybuchając śmiechem spojrzał na resztę towarzystwa i
dorzucił:
- Alkohol ci nie służy, Mike – i kolejna salwa śmiechu.
Shinoda skrzyżował swoje dłonie i stanął stanowczo przed nimi:
- Mieliśmy o tym zapomnieć.
Chcąc zapomnieć o tym upokorzeniu, które wraca wraz z
włączonym filmem z wesela, spojrzał na tłum ludzi, którzy jak myślał, się
dobrze bawił. Uśmiechnął się delikatnie widząc jak Lisa usiadła ze swoją
babcią, która do tego czasu twierdzi, że jest zrodzonym dziełem szatana, który
pokazuje swoje oblicze gdy wchodzi na scenę. Ech, te starsze kobiety.
Popatrzył na jedno z miejsc, które nie zostało zapełnione. I
doskonale wiedział do kogo miało należeć. Marlene. Podniósł mimowolnie swoje
kąciki ust, by jak najszybciej ominąć te zdarzenia, jednak to nie miało już
znaczenia. Marlene już nie istniała, jak to wszystko co się z nią wiązało.
Znaleźli ją nieprzytomną w jakiejś ruderze, zupełnie zniszczoną. Mimo tego zła,
które uczyniła w ostatnich miesiącach swojego życia, nadal obwinia siebie, że
mógł się jakoś odezwać, próbować ją odnaleźć i pomóc. Ale ona nie dawała sobie
pomóc. Kompletnie pijana wolała spędzić resztę swojego życia, by utopić swoje
wszystkie smutki w butelce z alkoholem. Nie chciał tego, nikt nie chciał by tak
skończyła. W końcu w przeszłości łączyła ich mała przyjaźń.
Ktoś szturchną jego ramieniem. Spojrzał na bok i tak jak się
spodziewał, Joe także przybył do rozbawionego towarzystwa. Popatrzył na
siedzącą kobietę uśmiechnął się szeroko i delikatnie przed nią uklęknął:
- A kto tu się chowa? – dotknął delikatnie jej brzucha
powodując u kobiety szeroki uśmiech przeplatany wielkimi rumieńcami na twarzy –
Zapewne Chester junior!
- Co? – spytał sztucznie oburzony Bennington – Przecież na
wylot widać, że to będzie dziewczynka!
- No właśnie nie widać – odparł Joe i podniósł swój wzrok w
celu odnalezienia swojej wybranki – Tiffany! – krzyknął po chwili mając ją w
polu widzenia – Też sobie musimy zrobić takiego dzieciaka.
- Joe! – krzyknęła będąc zaskoczona jego sugestią i
przepraszająco spojrzała na innych ludzi – Za dużo wypił…
- Wcale nie! – zaprzeczył szybko – Po prostu…
- Joe, ale ty już jesteś w ciąży – wytknął mu Brad – Tylko,
że to jest odmiana spożywcza.
- Widzę, że żarty to się ciebie idealnie dzisiaj trzymają –
urażony wstał z miejsca i skrzyżował swoje ramiona. Tiffany chcąc załagodzić
ich słowne potyczki swoim wzrokiem oceniła siedzącą kobietę i zaczęła:
- Wiadomo już o płci?
- Dziewczynka – odparł Chester będąc do końca przekonany ze
swoich racji, Spojrzał na zdezorientowaną kobietę, która dotknięta jego
spostrzeżeniami rzuciła:
- Wcale nie – zaśmiała się o bardziej oparła swoje plecy o
tył krzesła – Czuję, że to będzie chłopiec i basta – spojrzała na swój pokaźny
brzuszek i dodała – Gdyby to była dziewczynka byłaby spokojna, a tak naprawdę dziecko
jest ciągle nadpobudliwe. Jak ojciec.
- Nie jestem nadpobudliwy! – zaprzeczył po chwili.
- Wcale – uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Chester się boi, że jeśli to będzie chłopiec to za kilka
lat go wygryzie z zespołu. To ta obawa – wytknął Benningtonowi Delson – Jak na
razie sobie radzi, ale jak przyjdą stare lata…
- Widzisz Chester,
wydali cię – zwróciła się Emily do siedzącego obok niej mężczyzny – Nic się
przede mną nie ukryje.
- Zawsze jak się nie uda z dziewczynką, masz jeszcze jedno
wyjście – Bennington spojrzał na Koreańczyka zdziwionym wzrokiem i usłyszał –
No co, chyba nie poprzestaniecie na jednym prawda?
- Joe… - Tiffany po raz kolejny załamała swój głos by
uświadomić mężczyźnie, że ponownie plecie głupoty.
- Dobry pomysł – uśmiechnął się i spojrzał na kobietę, która
kryła w sobie pewne obawy. Odczytał to z jej oczu i mocniej złapał za jej dłoń
dając jej do zrozumienia, że nie powie nic głupiego by to mogło urazić jego
ukochaną – Ale jak na razie czekamy na pierwsze dziecko, więc zostańmy przy
tym.
Inni wiedzieli, że coś jest nie tak. Chester nigdy nie zamykał
się przy tak roześmianym towarzystwie, zawsze robił sobie ze wszystkiego żarty
i paplał tylko to co mu przyniesie na język. Tym razem tak nie było, zatrzymał
swoje słowa w środku krtani, bo doskonale wiedział, że to co mówi jego
przyjaciel nie jest takie proste jakby się to wydawało.
Emily wstała i zmysłowo przeszła między ludźmi. Oparła się
delikatnie o ozdobione białą wstęgą krzesło i spojrzała na zaskoczonego
Chestera.
- Źle się czujesz? – Nie mogła narzekać na to, że mężczyzna
zostawia ją samą na pastwę losu. Bardzo się zaangażował i nawet zwykłe
niespodziewane jej ruchy budzą u niego niepokój. Może to już była lekka
obsesja?
- Nie – uśmiechnęła się po chwili – Chciałabym wyjść na dwór
– Zachęciła go do tego samego swoim wzrokiem i odeszła od zgromadzenia ludzi
przepraszająco na nich spoglądając. Założyła na swoje nagie ramiona czarną
marynarkę zwalniając po chwili kroku i nie widząc Chestera za sobą wyszła z
pomieszczenia kierując się w stronę najbliższej ławki. Usiadła n niej
poprawiając swoją granatową kreację i bez namysłu spojrzała w górę. Gwiazdy, których
było tysiące, uświadomiły jej, że każde ciało może przybrać kształt i pozycję
jaką tylko zechce. Tak jak jej życie, ukształtowała swą przyszłość w taki, a
nie inny sposób, lecz każda decyzja podjęta w jej umyśle nie jest decyzją jaką
żałowała.
Ktoś otarł się o jej ramię. Doskonale wiedziała, że to jest
mężczyzna, przy którym za pewnie spędzi resztę swojego życia. Poczuła jak po
chwili chwycił za jej dłoń i mocno ścisnął, od pewnego czasu to było jego
najciekawsze zajęcie, które zabijało wszystko co się między nimi działo.
Dodawało otuchy, podtrzymywało nadzieję i przekazywało praktycznie wszystkie
uczucia, którymi ją darzył.
- Widziałeś to ich przejęcie? – uśmiechnęła się po chwili
nadal patrząc w świecące nad nią gwiazdy – Byli tacy zaintrygowani, cieszyli
się razem z nami… - przerwała by dobrać idealne swoje myśli i złożyć je w
sensowne słowa – Nie spodziewałam się, że doznam takiego uczucia.
Słysząc jej załamujący się głos przybliżył się bardziej w
jej stronę i objął ją całym ramieniem. Doskonale wiedział jak bardzo jej
zależało na takim przebiegu sytuacji. Będący na skraju załamania, walczący z
każdym dniem i chwilą, która stanowiła kolejny krok do następnej katastrofy.
Brak nadziei na szczęśliwe zakończenie dobiło ich w taki sposób, że ich życie
nie było już takie kolorowe jak chcieli by było.
Na dziecko zdecydowali się półtora roku po ślubie.
Zdeterminowani i gotowi, by walczyć z różnymi przeciwnościami, jednakże
przegrani przy każdej bitwie jaką staczali ze sobą. Ich porażka była jedną z
pewniejszych rzeczy przed jaką stali, jednak pewnego dnia nie będąc przekonani
do wygranej, uświadomili sobie, że się udało. To była jedna z ich pierwszych
wojen jaką stoczyli we dwójkę, wyniszczeni od środka, ale wygrani.
- Kochanie… - zaczął łapiąc po chwili za jej ramiona – Nawet
nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy mając cię tu przy sobie.
- Wydaje mi się, że powinieneś sobie zrobić jakiś czas
przerwy – rzuciła kładąc dłoń na jego kolanie – Zbyt często cię nie ma w domu,
a wydaje mi się, że cię w tej chwili potrzebuję.
Uśmiechnął się szczerze i nadal trzymając ją przy sobie
odparł:
- Myślę, że to nie jest taki zły pomysł – dotknął wewnętrzną
stroną dłoni jej policzka, a ta poddała się jego zamiarom. Zamknęła po chwili
oczy i poczuła jak mężczyzna czule składa na jej ustach delikatny pocałunek. To
wystarczyło by Emily choć na chwilę się otworzyła:
- A jeśli się nie uda? – zaczęła będąc doskonale świadoma,
że to nie jest odpowiedni temat na tę chwilę, lecz czuła pewną potrzebę
wydostania z siebie tych piekących ją od środka myśli – Oni wszyscy się tak
cieszą, że wszystko idzie w dobrą stronę, a jeśli coś finalnie pójdzie nie tak?
- Emily… - głęboko spojrzał w jej oczy utwierdzając ją tym
samym w przekonaniu, że mówi głupoty – Wszystko musi pójść w dobrą stronę.
Nawet nie wiesz jak pragnąłem tego dziecka. A jeszcze trzy miesiące i zobaczę
je na własne oczy – delikatnie schował jej dłoń w swojej i dodał – Nie ma
żadnego zagrożenia i nie chcę byś myślała, że nawet mogą jakieś być, bo nawet
nie przyjmuję tego do własnej myśli.
- Chester… - oparła się delikatnie o jego klatkę piersiową –
Jak się cieszę, że cię mam – uśmiechnęła się spoglądając przed siebie – Kocham
cię, wiesz o tym?
- Doskonale o tym wiem – pocałował ją w sam środek jej rozgrzanego
czoła – Ja ciebie też – po chwili przybliżył się do jej ucha i szepnął ledwie
słyszalnie – I naszą córeczkę też.
- Ej! – zaśmiała się po chwili spotykając się z jego cwanym
wzrokiem. Nie odpowiedziała już nic tylko wtuliła się jak tylko mogła w jego
ramiona. Jego całe ciepło przechodziło po jej wszystkich zakamarkach na ciele.
Czując jego zmysłowy dotyk zamknęła oczy i poddała się swoim beztroskim myślom.
Była w tej chwili najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jego
obecność sprawiała, że nawet najgorsze koszmary przeradzały się w coś
łagodnego, a noce, które straszyły ciemnością były bezpieczną drogą, przez
którą mogła przejść bez żadnych komplikacji. Dopełniali się na każdym kroku.
Dawali sobie wszystkie najlepsze rzeczy jakie posiadali, bez wyjątku.
I tak miało być do końca.
Do samego końca ich wspólnego życia.
No i oto proszę państwa jest koniec tej tasiemcowej opowieści! Nawet nie wiecie jak mi jest trudno porzucić tę historię, ona stała się poniekąd częścią mojego życia, którą będę jeszcze przez długi czas wspominać.
Epilog zakończył historię doszczętnie, mimo tego, że mogą powstać jeszcze kontynuacje, nie powstaną ;) Jednak zdecydowałam się zająć kolejnym blogiem, jeszcze nie wiem kiedy zacznę nad nim pracę, mam nadzieję, że za niedługo, ale u mnie to wszystko jest możliwe. Jednak zdecydowałam się kontynuować pisanie z czego mam nadzieję jesteście zadowoleni ;)
Notka i link do następnego bloga ukażą się niebawem na tej stronie.
Dziękuję wszystkim moim czytelnikom, którzy dotrwali ze mną do samego końca. Jesteście niesamowici, wiem że rozdziały nie były takie krótkie, z początku moje pisanie było prymitywne i czasami dość denerwujące, ale wzięłam sobie wasze niektóre opinie do serca i myślę, że jest o niebo lepiej niż było na starcie ;) Szczególne podziękowania kieruję do mojej przyjaciółki, która podnosiła mnie wtedy gdy traciłam w siebie wiarę i sens na pisanie, bez niej ten blog wyglądałby inaczej. To dzięki niej też poniekąd zdecydowałam się go założyć ;) Wielkie dzięki!
Dziękuję za każde dobre słowo oraz pochwałę w moją stronę, ale także dziękuję za każdą radę, która była mi w pewnych momentach potrzebna.
Niesamowite uczucie widzieć też tyle wyświetleń, pamiętam, że jak zakładałam bloga cieszyłam się z 300 wyświetleń, a w tym momencie mogę się poszczycić aż 33k!
Co by tu jeszcze powiedzieć?
Że nie żegnam się z wami tylko żegnam się z tą historią i mam nadzieję, że nadal będziecie chcieli czytać moją twórczość, która zrodzi się w mojej głowie.
No i co?
No i kocham was! ;)
Ślę najpiękniejsze i największe pozdrowienia! ;*
Kurwa mać.
OdpowiedzUsuńTe opowiadanie szarpało moimi emocjami. Zostanie w mojej pamięci na zawsze. (PRAWIE) płaczę.
To aż dziwnie, że to już koniec. Masz niesamowity talent. Kochałam tę historię!
Tak pięknie piszesz no ;c
Można by z tego zrobić niezłą telenowele.
Będęzatymtęsknić.
Będęzatymtęsknić.
Będęzatymtęsknić.
Pierwsze opowiadanie, które zaczęłam czytać, właśnie się skończyło.
Koniec.
Oj, szybko rozpoczynaj pracę nad nowym blogiem, bo już tęsknię za Twoją twórczością.
Ale nie. Najpierw zasłużony odpoczynek!
Kobieto, kocham Cię za te opowiadanie!
Będę czytać następne historię.
No. to..
Ostatni komentarz mój na tym blogu..
Trochę dziwnie.
Trzymaj się! :*
Pierwsze kilka zdań...Ślub Emily i Chaz'a..A nie jednak nie :p
OdpowiedzUsuńMałe Bennigtoniątko, oww ^^
Teraz konkrety.
To było jedno z pierwszych opowiadań, które zaczełam czytać..
W każdym rozdziale targały mną inne emocje...
Jeśli napiszesz książkę to pierwsza zgłoszę się po autograf, przyrzekam z łapką na serduchu...
Często tutaj będę wracać :)
Będzie troszkę smutno bez przygód bohaterów :c
Świetnie piszesz...
Pozostaje mi tylko czekać na nowe opowiadanie :)
Uwielbiam Cię, za to jak piszesz i za kilka innych rzeczy które dało mi to opowiadanie :*
Pozostaje mi życzyć Ci weny i czekać...:3
Witam!
OdpowiedzUsuńEpilog był poruszający, choć troszkę przewidywalny. Ślub Michaela i Lisy - wszytko, co tu napisałaś, powstawało od razu w mojej wyobraźni, a były to naprawdę piękne obrazy.
Wiedziałam, że Chazz weźmie ślub z Emily, no przecież. Odgadłam to już w pierwszych rozdziałach, kiedy to się nienawidzi xD
Czekam na następną Twoją twórczość,
pozdrawiam.
Pięć razy usunęło mi tu komentarz! Jestem tak wściekła, że aż się z tego śmieję!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji mojego kolejnego pisania tego komentarza przypomniał mi się Chester, gdy opowiadał o bodajże Runaway: "Dzisiaj, drogie dzieci, piszemy tekst piosenki! Pięćdziesiąty raz z rzędu!".
Czy który tam, nie pamiętam.
Na początku myślałam, że przewidziałam treść epilogu, a tu nagle...
"Michaelu".
Kocham Mike'a, ale gdy zobaczyłam jego imię, pomyślałam "to Chester miał się żenić, a Mike poczekać!".
Na mnie najlepiej. xD
Ale tak wracając do bycia na serio, to zrobiłam się spokojniejsza, gdy się dowiedziałam, że Emily i Chester są małżeństwem i że spodziewają się córki/syna (teraz mogłabym zacząć kłócić się z Cześkiem).
Humorystycznie jesteś w genialnej formie, moment z obrączkami był tak świetny, że mam ochotę podsunąć pewnemu znajomemu taki pomysł co do pewnego ślubu, ale... To jest zarezerwowane dla Chestera. xD
Jak już wspominałam, tęsknię za tym opowiadaniem, ale mam nadzieję, że drugie będzie inne. Bo wiesz, niektórzy mają tak, że zaczynają nowego bloga ale tak naprawdę zmieniają tylko parę wątków a fabuła jest w gruncie rzeczy taka sama. Ale Ty jesteś na tyle dobrą autorką, że myślę, że wymyślisz coś innego, ale tak samo doskonałego.
Przy okazji zapraszam na emocjonujący drugi rozdział do mojego emocjonującego bloga WOK. ;-;
Pozdrawiam i życzę weny!
Dziękuję za miłe słowa! ;*
UsuńI od razu odpowiadam na twoje spostrzeżenie:
O nie nie. Historia jest już do doszczętnie zakończona, żaden wątek nie będzie wtrącony w następny blog. Zresztą mogę zdradzić, że będzie się ze sobą naprawdę różnił, fabuła ma być bardziej psychologiczna moim zdaniem no i też ma być taki klimat.. Hmm... Bardziej mroczny i mniej taki pozytywny jak tutaj? Lubuję się teraz w takich podobnych klimatach, czytam podobną literaturę i myślę, że ta kwestia nie będzie zmienna. Tego bloga zaczęłam pisać dawno, teraz jestem bardziej dojrzalsza i chciałabym przekazać więcej niż przekazałam tutaj. Planuję coś takiego stworzyć, zresztą przekonacie się o co mi chodzi :)
Hej ;) I już nastał koniec ;c nawet nie wiesz jak pokochałam tw opowiadanie... zawsze chciałam Ci napisać, że nadałaś nowe życie, nowy sens LP. Dziękuję, tw blog na zawsze pozostanie w moim sercu ;) Jest mi smutaśno, że wszystko się zakończyło, że to koniec tej historii, ale skoro będziesz pisać kolejnego bloga to się cieszę :D Fajnie, że na koniec Emily jest z Chazem a Mike a Lisą ... Weny na kolejnym blogu! :D
OdpowiedzUsuńHej. I jest tak samo, może tylko smutno, bo kurczę to opowiadanie dobiegło końca.
OdpowiedzUsuńTaka mnie wzięła refleksja na temat Twojego dzieła. Przeżyłam z nim wszystkie możliwe stany emocjonalne. Płakałam i się śmiałam.
Suszyłam zęby do monitora, a czasami musiałam czytać na raty, bo nie mogłam sobie poradzić z emocjami.
I wiesz co?
Jeśli zechciałabyś wydać to jako książkę, to stałabym w kolejce, aby ją kupić i zrobiłabym wiele, aby zdobyć Twój autograf.
To opowiadanie to coś więcej niż wymysł dziewczyny. To nie romans. To taka hybryda. Ma w sobie wszytko, czego można chcieć. Są wzloty i upadki. Ważne sentencje i humorystyczne żarciki.
Wszystko zawsze było dopracowane.
Trzymałaś mnie w napięciu, a jednocześnie pozwalałaś je gdzieś po drodze zgubić, aby wróciło ze zdwojoną siłą.
Zakochałam się w nim.
Zakochałam się w Emily. Zakochałam się w Linkinach i w Lisie.
Wiem, że słowa nie oddadzą wszystkiego, co chcę przekazać, ale wiedz, że to opowiadanie zostanie w mojej pamięci i w sercu.
Pozdrawiam,
Lilith.
A i jeszcze jeden glupi i szalony pomysl:D
OdpowiedzUsuńMoze przelozylabys to na angielski i ktos by to wydal w wersji ksiazki i dac to Linkinom podczas koncertu w Rybniku? Hahaha wiem to glupie i szalone . jeszcze raz pozdrawiam:)
Szkoda ze to koniec tej historii:( Bardzo podoba mi sie podoba Twoj styl pisania. Moglem sobie wszystkie miejsca i postacie ktore stworzylas wyobrazic procz jednej. Była to Emily.Fabula tej opowiesci jest bardzo ciekawa trzymajaca w napieciu.Czytalem tego bloga praktycznie od samego poczatku do konca, ktory nadszedl i nie trzeba czekac na jego przyjscie;( Zycze weny i czekam na twojego kolejnego bloga;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo i to już koniec. Rozpisałam się pod ostatnim rozdziałem i myślę to samo tu co pod tamtym ;* Dziękuję Ci za piękną historie ;*
OdpowiedzUsuńA kolejnego bloga również będę czytać! /Kuroichi