Wzdrygnęła się.
Otwarła lekko oczy i spojrzała w górę. To nie było niebo, to
nie było to samo błękitne niebo na które patrzyła… ileś tam czasu temu. Patrzyła
na coś białego, nawet można było powiedzieć, że to było śnieżnobiałe. Zaczęło
się jej kręcić w głowie.
Umarła?
Bardzo możliwe, nie czuła rąk, nie czuła nóg, a jej oczy
były wciąż ospałe. Nie wiedziała gdzie była, ale czuła się okropnie i tak
pewnie też wyglądała.
Nagle poczuła, że coś ciąży na jej ręce. Czyli jednak nie
straciła do końca wszystkich zmysłów jak się jej wydawało. Przekręciła lekko
głowę tam gdzie powinna znajdować się jej ręka i nagle zobaczyła, że na niej
ktoś trzyma swoją dłoń. Była jej znana, rozpoznawała te długie palce, jasną
cerę…
Przestraszona popatrzyła na osobę do której należała.
Tak, nie myliła się.
Odciągnęła ją lekko od siebie i schowała w swojej drugiej,
co spowodowało, że mężczyzna obudził się z długiego transu i spojrzał na leżącą
kobietę. Zaskoczony jej poprawą stanu zdrowia uśmiechnął się lekko i dotknął
delikatnie jej ramienia. Nie chciał nic mówić, najważniejsze było to, że po
kilku dniach znowu spojrzała na swoje oczy i nadal jest z nimi.
- Co ty tu robisz? – Spytała przestraszona przypominając
sobie zdarzenia z ostatnich kilku dni. Coś jej nie pasowało. Była w jakimś
nieprzyjemnym pomieszczeniu, gdzie szafki i krzesła były ułożone w taki sposób,
że robiły tylko mętlik w głowie, a światło dochodzące z nieprzyjemnego
żyrandolu oślepiało ją, ale pewnie musiała się do niego przyzwyczaić.
- Nic nie mów – uspokoił ją pocierając dłonią o jej
zabandażowaną część ciała – Jesteś słaba i musisz odpocząć.
- Co chcesz mi zrobić? – Zaczęła niczego nieświadoma.
Pamięta jeszcze jego dłonie na swojej szyi jak ją dusił, jak ciągnął za włosy,
rozdarł koszulkę. Pamięta wszystko ze wszystkimi szczegółami jak błagała go o
pomoc, a ten ją tylko zignorował. Nie potrafiła tego zrozumieć, dlaczego po raz
kolejny musi przychodzić przez to samo – Jeśli chcesz mnie zabić to zrób to
szybko – dodała całkiem bez siły z niewielkimi łzami w oczach.
- Co ty bredzisz – Zaczął zdezorientowany – Jesteś tutaj
całkiem bezpieczna, nikt ci nic nie zrobi, a zwłaszcza ja. Emily…
- Idź stąd… - odparła – Ty kłamco.
Przerażony jej zachowaniem odsunął od niej swoją rękę i
przez pryzmat oślepiającego ją światła spojrzał w jej oczy. Czyżby straciła
pamięć albo pomyliła go z kimś innym?
- Kochanie, to ja. Chester – zaczął coraz bardziej
zdezorientowany – Nie poznajesz mnie?
- Poznaję, dlatego chcę byś się stąd wyniósł i więcej na
mnie nie patrzył – rzuciła praktycznie bezsilna.
Zaskoczony wstał lekko i spojrzał na nią z góry. Wyglądała
na całkiem świadomą, ale on nie był lekarzem i nie mógł tego stwierdzić
nieomylnie. Dotknął jej dłoni po raz kolejny, a ta z wielką siłą ją odsunęła.
Nagle wrzasnęła. Przestraszona odsunął się od kobiety i nie będąc niczego już
pewien usłyszał jak ktoś wchodzi do tego pomieszczenia. Kilka lekarzy
przyglądało się przestraszonej kobiecie i zaskoczonemu mężczyźnie, który za
wszelką cenę chciał zahamować ataki paniki leżącej ukochanej.
Nic nie układało się w całość.
Wzrok lekarzy przeszedł po jego całym ciele. Wzdrygnął się,
wiedział, że będzie miał kłopoty za coś czego nawet nie miał w zamiarze zrobić.
- Co się tu dzieje? – Spytał po chwili lekarz podchodząc do
Emily.
- Ja nie wiem, ja…
- Ja nie chcę go widzieć! – krzyknęła przerywając jego
wypowiedź – Nienawidzę go, dlaczego go tu wpuściliście?! – wrzasnęła po chwili,
ale ręka mężczyzny kazała się jej uciszyć – Dlaczego znowu mnie torturujecie?
Dlaczego?!
- Ale proszę pani, niech pani…
- Kim jesteś?! Błagam was, zabijcie mnie. Nie chcę niczego
innego jak tylko tego byście mnie zabili! – wstała ze swojego łóżka, ale
mężczyźni w białych kitlach za wszelką cenę trzymali ją za ręce – Gdzie Tod? Co
mu zrobiliście?!
- Niech się pani uspokoi, nic pani nie grozi to…
- Gdzie on jest?! – wrzasnęła po raz kolejny wyrywając się
lekarzom. Spojrzała praktycznie półnaga na zaskoczonego Chestera i posłała mu
wściekłe spojrzenie – Ty zdrajco! Trzymałeś z nimi i nadal trzymasz. Myślisz,
że nie pamiętam tego wszystkiego?! – krzyknęła i podeszła pod Benningtona wręcz
się na niego rzucając – Ufałam ci, ty kłamco. Ufałam!
Nagle po chwili kobieta jak długa runęła przed siebie.
Jedynie lekarz stojący obok złapał w locie rozhisteryzowaną kobietę i spojrzał
w jej zamknięte powieki.
- Nic jej nie będzie – uśmiechnął się lekko wprost do
Benningtona – Miejmy nadzieję, że to tylko taka jednorazowe zachowanie z jej
strony. Jak nie… - zatrzymał się chwilę i miał to dokończyć, ale zrezygnował.
Położył kobietę znowu do łóżka i podpiął do aparatury.
Chester stał oniemiały. Czy to wszystko co przed chwilą się
zdarzyło było prawdą?
Przełknął głośno ślinę. Usłyszał tylko to, że najlepiej
będzie jak opuści to pomieszczenie i pojedzie do domu, bo i tak się na nic nie
przyda tylko może jeszcze bardziej rozdrażnić kobietę. Ale on starał się tego
nie słuchać. Wracał tylko do tego co przed chwilą się stało.
Czy Emily całkowicie zwariowała?
***
Siedział w ciszy przez pewien czas. Raz na jakiś czas
patrzył przed siebie by spojrzeć na osoby przechodzące obok niego, ale i tak
nie zwracał na nikogo większej uwagi.
Ciągle o tym myślał.
Ciągle myślał o niej.
Dlaczego tak zareagowała? Lekarze twierdzą, że zachowanie
prawdopodobniej spowodowane jest zbyt dużą traumą, która objawiła się po takim
czasie niewoli. Przyjechała tu całkiem odwodniona, całkiem zagłodzona oraz
zraniona. Lekarze twierdzą, że i tak jest całkiem silna, gdyż niektórzy nie
potrafili by tego w pełni przeżyć. Gdy przekroczyła próg tego szpitala jej
ciało było całe w ranach, smugi zaschniętej krwi praktycznie zakrywały całą
powierzchnię jej bladej skóry, a jej świadomość była całkowicie zerowa.
Znaleźli ją w lesie. Leżała w jakimś dołku cała przykryta wielką i ciężką gałęzią, która
najprawdopodobniej spadła na nią po tym jak ona tam się skryła. Była
nieprzytomna, nie reagowała nic, lekarze na początku myśleli, że będzie za
późno ją odratować, jednak po jakimś czasie udało się wykryć minimalne
oddychanie. Wielkim sukcesem okazało się przywrócenie ją do normalnego
oddychania, już po kilku godzinach potrafiła sama w pełni zaczerpnąć świeżego
powietrza. Oprócz wielu, wielu siniaków oraz ran lekarze nie zdiagnozowali nic
ciężkiego, jedynie problem był ze zmasakrowanym policzkiem, który od strony
jamy ustnej był bardzo, a nawet zbyt bardzo porozcinany.
A sam Chester dziękował Bogu, że odniosła tylko takie
obrażenia. Fakt, sam był przetrzymywany, ale na kilku szwach się skończyło i
tyle. Już po dniu potrafił spokojnie funkcjonować i być w pełni świadomy tego
co się stało.
Pewnie gdyby nie zadzwonił z tej przestarzałej chatki sprawa
potoczyłaby się inaczej. Będąc w niej był skazany na bezlitosne czekanie. Każda
minuta mogła być jej ostatnią, a co się z tym wiąże i jego.
A teraz?
Teraz siedzi przed jej salą, patrzy przez szybę na jej
obtoczone kablami ciało i uśmiecha się w duchu, że ona żyje.
- Byłeś choć na chwilę w domu? – Głos wyrwał go z długiego
transu. Popatrzył na twarz swojego przyjaciela, który stanął przed nim i
próbował zmusić go do jakiejkolwiek czynności – To, że siedzisz ciągle przy
niej nie sprawi, że ona szybciej wyzdrowieje, a sprawi, że ty szybciej na coś
zachorujesz. Kiedy jadłeś?
- Wtedy kiedy było mi to potrzebne – odpowiedział Shinodzie
i ponownie splótł swoje dłonie.
- Czyli kiedy? Kilka godzin temu? A może wczoraj? – Pytanie
bardziej przypominało zarzut z jego strony – Emily żyje, ale ty też żyj dla
niej. Proszę – popatrzył na niego – Jedź do domu, ogarnij się, weź prysznic,
prześpij się i coś zjedz. Mam ci nadal ustalać listę?
- Nie wiesz jak to jest, jej stan może się w każdej chwili
pogorszyć…
- Ale ty nic z tym nie zrobisz – rzucił – Nic nie zapowiada
tego by było gorzej, ale jeśli coś będzie nie tak to zadzwonię, obiecuję.
Uśmiechnął się lekko i spojrzał na zdezorientowanego
Benningtona. Po dłuższej chwili jednak wstał i skierował się do wyjścia,
jeszcze raz oglądając się za siebie. Rzucił tylko zwykłe cześć i zniknął za
drzwiami. Nagle Shinoda krzyknął:
- Chester!
Gdy mężczyzna odwrócił się w jego stronę spytał:
- Emily jest przytomna?
- Jest… - odpowiedział z wielkim bólem – Tylko ja nie mogę
się z nią spotkać.
- A ja…?
- Nie wiem jak na ciebie zareaguje – odparł – Próbuj. Jak
nie to najwyżej wypieprzą cię z tego szpitala na zbity ryj.
- A wpuszczą mnie tam?
- Jeśli wpuścili tu, to wpuszczą tam.
Nie pytał już nic. Spojrzał przez szybkę na swoją znajomą i
przez chwilę się wahając otworzył wielkie drzwi. Cicho przeszedł przez długie
pomieszczenie i usiadł na stołku obok. Uśmiechnął się mimowolnie do jej nie
reagującej twarzy i złapał za jej nadgarstek. Szwy, wszędzie szwy. Spojrzał na
zabandażowane ramiona i nie mogąc sobie wyobrazić w jakim one naprawdę są
stanie odepchnął myśli dotyczące jej cierpienia.
Dlaczego akurat ona?
Pewnie nie tylko on zadawał sobie takie pytanie i pewnie nie
tylko on nie potrafił na nie odpowiedzieć. Będąc tutaj obok niej dopiero teraz
widzi jak naprawdę potrafi być silną kobietą. Z jednej strony się jej nie
dziwi, do bólu można się przyzwyczaić, ale nie częściowo. Teraz minie sporo
czasu zanim da sobie z tym wszystkim radę i poukłada wszystko w głowie. A być
może tego czasu jej zabraknie.
- Emily… - Uśmiechnął się łapiąc za jej dłoń i spojrzał na
jej wygasłe tęczówki – Mam nadzieję, że mnie rozpoznajesz.
Kiwnęła głową tyle na ile miała sił i delikatnie przymknęła
powieki. Shinoda widząc, że kobieta jest na tyle wyczerpana by nawet na niego
nie spojrzeć nie oczekiwał od niej odpowiedzi.
- Wiesz, że jesteś niesamowita? – Zaczął próbując odnaleźć
jej wzrok – Nigdy jeszcze nie spotkałem tak silnej i trwałej osoby jak ty. I
jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Masz mnie, Chestera…
- On chciał mnie zabić – syknęła przez zęby – Dusił mnie,
rozdarł moje ubranie, pewnie wykorzystał jak straciłam przytomność jak mnie
czymś uderzył w głowę…
Te słowa wywołały u niego niezłe zaskoczenie. Spojrzał na nią
i wtedy uświadomił sobie, że nie wie tak naprawdę co tu jest prawdą.
- Co ty wygadujesz? – Spytał nadal niedowierzając – Emily,
jesteś śpiąca, może ja już pójdę i…
- Nie zmyślam! – krzyknęła bezsilnie – Nie zmyślam! Dlaczego
mi nikt do jasnej cholery nie wierzy? Wszyscy myślą, że jest taki święty, że
troszczy się o wszystkim, że ma złote serce! – wrzasnęła z lecącymi łzami po
policzkach – Nikt mi nie uwierzy, nawet ty Mike…
- Chester jest tak w tobie zakochany, że on o mało nie
odebrał sobie życia jak się rozstaliście. To co ty mówisz jest jakąś pomyłką!
- Moje życie jest jedną wielką pomyłką! – krzyknęła – Jedną.
Wielką. Pomyłką! – Wypowiedziała każde z tych słów oddzielnie tak by doskonale
je usłyszał – Mogłam już leżeć trzy metry pod ziemią. Dlaczego jeszcze tu
żyję?!
- Emily przestań! – krzyknął przejęty – To jest…
- Od samego początku to wszystko było popieprzone. Nie mogę
sobie poradzić…
- Nie każdy sobie ze wszystkim radzi…
- Tak? – Przerwała mu – Ale nie każdy kilka razy ociera się
o śmierć i jest wykorzystywany za swoją naiwność!
- Tak, ale jeśli tak się zdarzy to niewiele ludzi sobie z
tym radzi!
- Mike! – wrzasnęła na tyle ile mogła – Nie chcę tego
wszystkiego! Nie mam już nic. Leżę tu od tak długiego czasu, żywię się jakimś
gównem z tego worka, które wisi nade mną, jestem odizolowana od świata, na moim
ciele jest więcej ran, siniaków i pewnie złamań niż ilość dni w roku, a moja
psychika jest jedną wielką ruiną! A wiesz co jest najlepsze?! – wrzasnęła po
raz kolejny wstając z łóżka. Mike złapał ją w pasie i chciał uspokoić, ale ona
mocno mu się wyrwała – Najlepsze jest to, że nic już nie będzie takie samo!
- Emily, uspokój się – złapał za jej zabandażowany brzuch i
z wielką siłą chciał zaprowadzić na łóżko.
- Mam gdzieś takie życie! – krzyknęła patrząc wprost na
Shinodę i dodała – Brońcie sobie tego swojego kochanego i świętego Chesterka.
Co ja mogę? Nikt nie uwierzy takiej słabej i nic nie znaczącej w życiu
dziewczynie…
- Co ty robisz!? – krzyknął widząc jak dziewczyna odłącza
się od aparatury.
- To co inni powinni już ze mną już dawno zrobić!
Przerażony dotknął jej ramienia i delikatnie podniósł jej
głowę. Skierował swoje oczy w jej stronę i dodał:
- Nie pozwolę byś sobie coś zrobiła. Nikt by mi tego nie
wybaczył, a tym bardziej ja…
- Przestań, lepiej by było jakbym w ogóle was nie poznała…
- Co ty pieprzysz?! – krzyknął w jej stronę łapiąc za
ramiona – Co ty w ogóle mówisz? Żałujesz tego co między nami było? A nasza
przyjaźń? A nasze wszystkie spędzone chwile, te najlepsze i najgorsze? Żałujesz
każdego słowa, każdej salwy śmiechu i każdego nieprzemyślanego zachowania? Tak
jest?! – krzyknął i przeniósł swoje ręce na jej głowę – I co myślisz, że jak
się zabijesz to będzie wszystko w porządku? Że będę szczęśliwy, że w końcu
leżysz w tej ziemi i już nic nie kontaktujesz? Nie! Do cholery jasnej nie! Czy
ty tego nie rozumiesz?! – ciągnął dalej patrząc w jej załzawione tęczówki –
Jesteś mi bliska, bardzo bliska. Zależy mi na tobie jak każdemu innemu. Życie
bym za ciebie oddał, bo na co dzień nie spotyka się takiej osoby jak ty. I
wiesz co? – spytał po chwili widząc jak zszokowana patrzy w jego oczy – Dasz
sobie radę, tylko daj sobie szansę. Daj szansę swojemu życiu, nie raz się
dostaje ją po raz drugi, trzeci czy nawet piąty. Jesteś niesamowita, musisz to
zrozumieć!
Spojrzała na niego tylko raz. Raz, bo po tych słowach Mike
został odciągnięty od lekarzy, a Emily ponownie przykuta do łóżka. Ale już nic
nie mówiła. Wpatrywała się w śnieżnobiałą ścianę i słyszała tylko szmery oraz
nagany lekarzy, którzy po raz kolejny wyprowadzali jakąś osobę z jej sali.
- Emily, to nie mógł być Chester! – krzyknął będąc w progu –
Chester był wcześniej z policją! Musiało ci się coś przyśnić, ale…
Ostatnie słowa, były już mało słyszalne. Żaden z lekarzy nie
pozwolił mu być dalej w tym pomieszczeniu z kobietą, która najprawdopodobniej
traciła rozum.
***
Otworzył powoli drzwi do sypialni, tak by nie obudzić
śpiącej tam już kobiety. Uśmiechnął się mimowolnie w stronę swojej ukochanej i rzucił
swoje ubrania w kąt pomieszczenia.
Tak wiele się zmieniło przez tak długi czas. I Lisa z nim
zamieszkała, jego psychika, która musiała pracować za niego i Chestera oraz
ilość wolnego czasu. Nie wspominał też o rzeczach takich jak przekonanie o tym,
że tak naprawdę dla kogoś znaczy więcej niż tylko maszynka do zarabiania
pieniędzy. Od pewnego czasu zaczął czuć się bardziej zadowolony z życia, ale
też nie mógł sobie poradzić z myślą, że mimo tego że Emily się obudziła, to
jest z nią coraz gorzej.
Położył się na prawej stronie łóżka i zgasił lampkę.
- Co tak późno? – Spytała Lisa będąc odwrócona w jego stronę
– Byłeś gdzieś?
- Myślałem, że już śpisz – uśmiechnął się lecz pewnie ona
tego nie dostrzegła przez zaciemnione pomieszczenie – U Emily – odpowiedział na
pytanie po chwili – Dzieje się z nią coś bardzo dziwnego jakby postradała
rozum, albo…
- Mike – przerwała mu – Może to dziwnie zabrzmi, ale to tak
jakby jest normalne. Jestem pielęgniarką i wiem jak ludzie zachowują się po
takich traumatycznych przejściach. Z Emily nie mogło być inaczej, nie może
sobie poradzić z tym co się z nią wcześniej działo. Nikt nie wie tak naprawdę
co ona tam przeżyła, co się tam tak dokładnie stało, tylko ona sama.
- Ona bredzi o tym, że Chester ją chciał zabić, co jest
totalną bzdurą.
- Gdy przywieziono ją do szpitala była odwodniona, wymęczona
i wygłodzona. Myślisz, że ludzie z takim stanem potrafią normalnie funkcjonować?
Lekarze badają o co może z tym chodzić, z tego co wiem miała być wezwana
policja, ale to nie ma znaczenia, bo on ma alibi. Sam wiesz jaką ją znaleźli.
Może jej się coś przywidziało.
- Halucynacje? – Spytał niepewnie.
- Coś w tym rodzaju. Ty jak jesteś pijany też pewnie widzisz
coś czego nie ma, tak samo ona tylko z powodu swojego wykończenia.
- Ja nie upijam się do nie przytomności – oznajmił i głośno
westchnął – I co teraz z nią będzie?
- Zobaczymy. Jeśli mam mówić całkiem szczerze to szanse na to,
że będzie żyć normalnie są takie same jak szanse na to, że zeświruje. A na
razie, przepraszam Mike, ale na tę pierwszą opcję się nie zbiera. Przez wiele,
wiele dni albo się w sobie zamyka, albo rzuca na ludzi. Lekarze już załamują
ręce – zwróciła się do niego szczerze – Tylko nie mów tego Chesterowi, on się
załamie. A zresztą mi też nie można zdradzać tajemnicy lekarskiej.
Kiwnął głową i spojrzał na sufit. Czy wszystko stracone?
Chester się załamie jeśli sprawy pójdą za daleko, ale wie że nie odpuści w sprawie
odzyskania Emily. Czy ta przyszłość nie będzie aż tak kolorowa jak sobie
wyobrażali?
- Jak Linkin Park? – spytała po chwili.
- Płyta stoi pod znakiem zapytania – oznajmił – Wytwórnia
się już wkurza, że stoimy z robotą, ale Chester nie potrafi się po tym
wszystkim jeszcze pozbierać. Zresztą reszta też nie paja radością. Musimy dać
sobie czas.
- Rozumiem – odparła po chwili.
- Robiłaś coś dzisiaj ciekawego? – Spytał po chwili
uśmiechając się w jej stronę.
- Oprócz zakupów, porannej pracy i spotkania ze znajomą to
nic – odparła wpatrując się w jego zaciemnioną twarz.
- Znajomą?
- Nie znasz…
- A poznam?
- Może... – uśmiechnęła się i bardziej odwróciła w jego
stronę. Widząc jak Mike lekko przymyka oczy wpatrywała się w jego unoszącą się
klatkę piersiową i po chwili delikatnie dotknęła ją swoimi dwoma palcami. Mike
czując jej dotyk nie odwrócił głowy, ani nie otworzył oczu, czekał na kolejny
ruch.
Nagle jej cała ręka zapadła się pod jego mostkiem, a ona
sama spojrzała na niego z góry. Uśmiechnęła się nieśmiało, tak samo jak on.
- Dawno nie byliśmy aż tak blisko siebie – zauważyła po
chwili dotykając jego nastroszonych włosów.
- Przepraszam – zaczął – To pewnie przez te wszystkie
problemy, sama wiesz…
- Wiem – ze smutkiem w oczach dotknęła jego policzka – Ale
myślę, że wszystko będzie dobrze. Obydwoje są silni, dadzą radę, a ja w to
wierzę.
Uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na jej czole.
Ona objęła go swoimi rękami i poważnym wzrokiem oceniła każdy element jego
ciała. Mike widząc to zarzucił dłonie na jej plecy i nagle poczuł jak kobieta
oparła się głową o jego ramię. Schowana w jego objęciach zaczęła:
- Brakuję mi ciebie, Mike… - słysząc to złapał dłońmi jej
rudych włosów i nie wiedząc co odpowiedzieć rzucił:
- Wiem… Mi ciebie też.
- Kochaj się ze mną – rzuciła bez namysłu dotykając z
drugiej strony jego policzka – Tu i teraz. Tak byśmy o wszystkim zapomnieli.
Przejechał delikatnie po jej zimnej skórze na łopatce i
poczuł jak jej usta kosztują jego szyi. Powolne, aczkolwiek przemyślane ruchy
kobiety spowodowały u niego pojawienie się uśmiechu, więc postanowił przechylić
głowę do tyłu, by pozwolić jej na dokończenie tego co zaczęła. Jej usta zaczęły
schodzić niżej, ominęły jego klatkę piersiową, jego brzuch…
Nagle spojrzała na niego, a konkretnie na jego nie reagującą
twarz.
- Jak ja mam z tobą dobrze – zaśmiał się po chwili i widząc
niezdecydowaną kobietę złapał za jej ramiona i lekko podniósł się by złożyć na
jej ustach pocałunek. Jej ręce objęły mężczyznę w pasie, a on sam dotykał jej
długiej szyi. W końcu zaczęły schodzić w dół. Delikatnie dotknął jej ramienia i
zsunął jedno ramiączko od jej koszuli nocnej. Nie odzywając choć na chwilę
namiętnego pocałunku dotknął jej piersi. Objęła go mocniej i czując jak jej
serce zaczyna bić coraz szybciej przyspieszyła tempo pocałunku. Jej koszulka
opadła na sam dół, a góra, która nadal została na jej ciele za chwilę zdawała
się też powędrować na bok. Mike nie czekał długo. Widząc jak Lisa pragnie go tu
i teraz postanowił nie dawać jej dłużej czekać. Nie odrywając się od jej ust
dotknął jej brzucha i delikatnie wsunął rękę pod pasek jej dolnej części
bielizny. Złapała go mocniej, zawieszając ręce na jego szyi. Czując jego
subtelne ruchy odsunęła się od mężczyzny i z cichym śmiechem przylgnęła głową
do jego klatki piersiowej. Tak, to był ten moment gdzie czuła się niesamowicie,
gdzie czuła jego obecność. Nic innego się nie liczyło, tylko to, że on tu jest.
Po chwili nie wytrzymując cicho jęknęła z rozkoszy, ale to i
tak było słyszalne dla Shinody. Odsunął się od niej i obalił ją całym swoim
ciałem. Zadowolona z jego poczynań złapała za jego ramiona, a on z braku
równowagi upadł na leżącą dziewczynę. Spojrzała po krótkiej chwili w jego oczy
i zauważyła jak zaczyna przybierać poważny wyraz twarzy. Nie zwróciła na to
uwagi. Ponownie mocno przylgnęła do jego ust i ponownie zatonęli w długim
pocałunku, który jak dla nich nie miał końca.
Dlaczego ona tak na niego działała?
W końcu czuł się jak ptak. Wolny i pozbawiony jakichkolwiek
zakazów. Będąc przy niej był sobą, nie musiał już patrzeć na to czy Lisa
pokocha go takim jaki jest, bo już to zrobiła. Był święcie przekonany, że to
jest właśnie ta kobieta z którą chce brnąć przez długie korytarze życia,
trzymając ją za rękę by nie dopuścić do jej zaginięcia. Chciał tego, chciał by
już na zawsze przy nim pozostała, bo oprócz niej nikt nie potrafił w tak
ekspresowy sposób namalować uśmiech na jego twarzy.
Nagle oderwał się od jej warg. Spojrzał w jej święcące oczy
i postanowił dalej brnąć w to co wcześniej już zaplanowali. Dotknął swojej
szafki i otworzył szufladę. Po chwili jednak poczuł jej dotyk. Złapała za jego
masywne ramię i ze śmiechem rzuciła:
- Wracaj… - widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy
zaśmiała się głośno i szarpnęła jego ramieniem. Miał już rzucić jakieś argumenty,
ale ona go uprzedziła – Biorę tabletki…
- Od kiedy? – Nie ukrywał swojego zaskoczenia.
- Od niedawna – odparła wpijając się wręcz w jego szyję.
Leżąc przygnieciona jego ciałem zsunęła ręce w dół jego pleców i nagle
popatrzyła na jego oczy, które już wpatrywały się w nią od dłuższego czasu.
Widząc to zrobiła pytającą minę:
- Nic – uśmiechnął się szczerze – Po prostu tak bardzo cię
kocham.
***
Tydzień później…
Mężczyzna po raz kolejny przeszedł przez nieprzyjemny
korytarz. Słysząc rozmowy chadzających się tu pacjentów stwierdził, że to
miejsce przeraża jeszcze bardziej niż wcześniej. Zresztą, wszystko co tu było
go tu przerażało. I ściany, pomieszczenia, lekarze, a najbardziej stan swojej
ukochanej. Popatrzył na zegarek i szybko pomknął przed siebie. Widząc już, że
sala Emily jest nieopodal otworzył drzwi i niepewnie podszedł w jej stronę.
Leżała beztrosko i wpatrywała się w górę, tak samo jak wczoraj, przedwczoraj,
kilka dni temu… Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że Chester dostał pozwolenie
by się z nią widzieć.
- Jak się czujesz? – Spytał ostrożnie siadając obok jego
łóżka. „Pamiętaj, żadnych nieprzemyślanych ruchów!”.
Nie odpowiedziała. Zresztą nic spodziewał się niczego
innego.
- Stwierdziłem, że siedzenie tutaj jest bardzo nudne, więc
postanowiłem ci trochę potowarzyszyć. Myślę, że nie masz nic przeciwko –
Uśmiechnął się w jej stronę, ale ta nic nie zrobiła.
- O cześć Chester – zaczął inny mężczyzna. Bennington
spojrzał za siebie i zobaczył swojego kolegę z zespołu wraz z jego narzeczoną.
Tak mu się przynajmniej wydawało. I właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę,
że już dawno przestał żyć życiem swoich znajomych. Nie wiedział co się z nimi
dzieje, co czują i czy mają jakieś problemy. Zatracił się w jednym, zatracił
się tak jakby w sobie.
- No i jak się czujesz kruszynko? – Zaśmiał się lekko Joe i
symbolicznie pocałował dziewczynę w czoło.
„Ty cholero parszywy, uważaj na ruchy!”.
Krzyknął to w myśli, ale nie zauważył by Emily wstała i
znowu zaczęła siać panikę. Jak się poczuł? Czuł zazdrość, chorą zazdrość, że
jednak Joe’go nie odrzuciła tak jak jego w pierwszym dniu.
- Słuchaj – zaczął – Ile się działo przez ten czas.
Przeszedłem na dietę, zacząłem uprawiać sporty, a jem dwa razy mniej niż
zawsze. Nawet schudłem – Zaśmiał się – Mam nadzieję, że to widać. No i
wymyśliłem już scenariusz do teledysku ostatniego singla z naszej płyty.
- Naprawdę? – Zdziwił się Chester.
- Serio, serio – odparł – I powiem ci że nawet Mike
powiedział, że jest w porządku. Czyli jest super.
Tiffany odsunęła się od mężczyzny i usiadła na drugim
krześle obok Benningtona. Uśmiechnęła się w jej stronę, ale to i tak nie miało
znaczenia. Odwróciła się do Chestera z pytającym wyrazem twarzy. On jednak
pokiwał przecząco głową, nie mógł przecież kłamać, że jest lepiej, jak sami widzą
co się dzieje.
Zamknęła się w sobie. Przez ostatni incydent, który zdarzył
się trzy dni temu gdzie w przypływie przerażenia znowu chciała uciec z tego
miejsca jej zachowanie zmieniło się diametralnie. A teraz po prostu ona jest
synonimem największej oazy spokoju. Raz na jakiś czas popatrzy w drugą stronę,
zamknie oczy i zaśnie. Tylko tyle.
- Może jesteś głodna?
- Joe… - zaczął Chester.
- Co?
Pokiwał przecząco głową dając mu do zrozumienia, że to
bardzo zły pomysł. Rozpoznając aluzję stanął obok niej i nie wiedząc co zrobić
po prostu na nią patrzył. Patrzył na nią i widział pokiereszowaną kukłę
teatralną, która jest gotowa na to by ktoś nią poruszył, by przywrócić ją do
życia po tak długim okresie czasu.
***
- I jak? – Chester złapał za ramię kobiety, a ta widząc jego
błagający wyraz twarzy mocno zastanowiła się co powiedzieć. Skłamać czy jednak
postawić na prawdę? – Proszę, ja muszę wiedzieć o co chodzi, bo zwariuję.
Zrobiła poważną minę i zaprowadziła go do samego końca
korytarza. Zarzuciła swoje włosy do tyłu i zaczęła:
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Lisa dostaję na łeb, chcę wiedzieć na czym stoimy.
- Stoimy – odparła Lisa z przepraszającą miną – Naprawdę
stoimy. Wczoraj nie chciała przyjąć leku, jest ciągle przerażona i twierdzi, że
nie żyje. Chester…
- Nie krępuj się – odparł czując wielkie rozczarowanie – I
tak i tak by to wyszło.
- Nie chcę byś się załamał – zaczęła – Nie możesz się
załamać. Tak naprawdę jesteś jej bardzo bliski, musisz pokazać jej wszystko na
co cię teraz stać. Mów do niej, opowiadaj różne rzeczy, śmiej się i po prostu
bądź. To jej da dużo do myślenia, sam wiesz jakie są zarzuty.
- O co w tym chodzi? – spytał.
- Halucynacje – odpowiedziała niepewnie – To są pewne
halucynacje, musiała cię widzieć w nich, a ty nie odgrywałeś tak zbyt przyjemnej
roli. Sprawy się tak pokomplikowały, bo byłeś jej nadzieją. Ale pokaż jej, że
nadal jesteś, a tamto co się stało to nieprawda. Robimy co w naszej mocy, ale…
- Wszyscy tak mówią – machnął ręką zdenerwowany – Wszyscy
mówią, że robią co mogą, że się starają przywrócić…
- Bo tak jest! – przerwała mu - Robimy co w naszej mocy i wierzę, że wszystko
będzie dobrze. Myślę, że to przejdzie, ale musi mieć przy sobie kogoś kto da
jej tę siłę do życia. Miałam styczność z wieloma pacjentami, nie jest pierwszym
takim przypadkiem więc wiem co mówię.
Kiwnął głową mówiąc tym samym, że zrozumiał.
- Dzięki – uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy – odwzajemniła uśmiech i dotknęła jego
ramienia – Dacie radę.
Po tych słowach odeszła, kierując się wprost do innej sali.
***
Dwa tygodnie później…
Popatrzył na jej twarz. Wyglądała trochę inaczej, inaczej
niż kiedyś. Więcej reagowała, była bardziej zdatna do życia, jedynie rana w
prawej stronie policzka pozostała z tamtych zdarzeń, taka sama jak niektóre
zszycia. Bandaży było mniej, a ona w końcu zaczęła jeść samodzielnie. W
prawdzie jej samodzielność niekiedy polega na wielkich namowach, ale czasami
potrafi sama zebrać w sobie siły.
- A pamiętasz to? – zaczął Chester przegryzając zielone
jabłko w ustach. Popatrzył w jej oczy, które były odwrócone w jej stronę i
uśmiechnął się – Jak była ta impreza u mnie i ktoś bardzo inteligentnie mnie
pomazał pisakami? Wtedy byłem cały obmazany jakimiś jednoznacznymi symbolami. I
jak zwykle sprawcą okazał się Mike – wziął kolejnego gryza i dodał – Chcesz
może się napić?
Nie zareagowała od razu. Dopiero po jakiejś chwili dodarło
do niej to, że Chester zapytał się jej o coś i odpowiedziała delikatnym
zaprzeczeniem.
- Jak będziesz coś chciała to daj mi znać – uśmiechnął się
po chwili i położył jedną rękę na jej pościeli – Wiesz, rozmawiałem z Lisą i
powiedziała, że może jeszcze kilka tygodni i być może będzie po wszystkim.
Musisz tylko tego chcieć – dodał patrząc w jej oczy – A wiem, że tak jest. Bóg
dał ci tę kolejną szansę, nie zmarnuj jej. Jesteś silna, cholernie silna.
Popatrzył w dół i nie wiedząc jak ona na to zareaguje głośno
westchnął.
„Uważaj tylko co mówisz!”.
- Pomogę ci – uśmiechnął się nieśmiało – Pamiętasz? Pomagamy
sobie wzajemnie nawet jakby się nawet nie wiem jak rujnowało. Może się walić,
może się wszystko psuć, ale uwierz mi, że cię nie zostawię. Obiecuję, już drugi
raz nie popełnię tego błędu. Zdałem sobie sprawę, że aby żyć nie potrzebne mi
jest powietrze czy jedzenie, ale ty. Bez ciebie mój świat jest jedną wielką
grotą nieszczęść i niepowodzeń – popatrzył się na nią i pewnie odparł - Zrobię bardzo
dużo, żeby wszystko potoczyło się w jak najlepszą stronę. Kocham cię, wiedz o
tym.
Spojrzał w okno i widząc znowu nie poprawiającą się pogodę
głośno westchnął. Nawet teraz musi padać deszcz i dobijać tym każdego
człowieka. Kiedyś to lubił, a teraz po prostu nie ma ochoty nawet się z tego
cieszyć. Przegryzł wargę i poczuł w ustach smak krwi. Kręcąc delikatnie głową
spojrzał na ten sufit w który cały czas patrzyła się Emily. Co było w nim aż
takiego interesującego? Nie widział nic, ale może punkt widzenia zależał po raz
kolejny od punktu siedzenia.
Nagle coś otarło się o jego dłoń. Nie oderwał swojego
wzroku, ale wiedział co jest grane. Emily wsunęła dłoń w jego i delikatnie
ścisnęła. Uśmiechnął się w duchu i wiedząc, że nie może wykonać nachalnego
ruchu postanowił schować ją bardziej. Czuł jej puls, czuł jak jej serce
pracuje. Znowu dotykał tych dłoni, tych pięknych dłoni. Zaczęła się w nim
odradzać nadzieja.
Witam, witam po tak długiej przerwie. Kurcze, przepraszam za tak długą nieobecność, ale jednak szkoła okazuję się dawać we znaki przed końcem semestru ;/
Nie mogę sobie wyobrazić, że jeszcze 4 rozdziały i koniec. Ale wiecie, mam w planie zaczęcie nowego bloga, bardziej przemyślanego. A tego myślę już skończyć w lutym.
Powiem wam, że za Chiny nie wiem jakie dać zakończenie :D W głowie mam mętlik, nie mam pojęcia czy zakończyć to szczęśliwie, czy jak ja to lubię - w żałobie.
Dodam jeszcze, że nie przejmujcie się jak długo mnie nie ma na waszych blogach, obiecuję wszystko nadrobię do niedzieli! Na tym weekendzie będę miała sporo czasu, więc jeszcze napiszę ten post z nominacjami (za cholerę nie wiem o co kaman, ale dobra) i w końcu będę szczęśliwa, że nie jestem w tyle.
No to czekam na opinie ;) Piszcie komentarze, wtedy widzę ile naprawdę was jest :)
Pozdrawiam ;)
Aha! I dziękuję za 30k wyświetleń! ;)