Nie będąc do końca pewnym czy dobrze robi odwiedzając śpiącą
Jessicę we własnym łóżku podrapał się po głowie i zaczął snuć coraz to bardziej
rozbudowane rozwiązania tej sytuacji. W tej chwili ma na głowie dawną
dziewczynę, która nie mogła za wszelką cenę wydobyć z siebie jakichkolwiek
wytłumaczeń dotyczących jej potłuczonej twarzy. Nie potrafiła wytłumaczyć tych
zlatujących jak deszcz łez, swojego przeszywającego i przerażonego wyrazu
twarzy oraz tego dlaczego wybrała dom osoby, której kiedyś nienawidziła i
chciała zrównać z ziemią.
Uchylił delikatnie drzwi i wiedząc, że w tej chwili kobieta
nie będzie kontaktować usiadł na brzegu łóżka i poprawił jej blond włosy, które
nachodziły na jej zmęczoną twarz. Uśmiechnął się mimowolnie wiedząc, że to i
tak nie będzie przez nikogo zauważone i jak idiota wrócił wspomnieniami do
poprzednich miesięcy. Zdumiony jak to wszystko się zmieniło wziął głęboki wdech
i nagle przypomniał sobie, że ten widok kiedyś go nie dziwił. Zmęczona kobieta
leżąca w jego pościeli, z martwym, ale nade spokojnym wzrokiem.
To było tak niewiarygodnie dawno, że nawet teraz nie mógł
sobie uświadomić, że ona kiedyś znaczyła dla niego coś więcej.
Teraz w tym miejscu może spotkać Lisę, kobietę, która była z
nim na dobre i na złe. Denerwowała się gdy robił coś źle, ale była dumna gdy
jego sprawy toczyły się w dobrym kierunku. W tej chwili posiadał i dziewczynę i
dobrą przyjaciółkę.
Odkrywając siebie wzajemnie uświadomili sobie, że mają
więcej cech wspólnych niż przypuszczali, ale też znajdują się rzeczy, które tak
naprawdę ich całkowicie różnią.
Nawet w patrzeniu na świat mają inne myślenie, ale to i tak
nie ma znaczenia, bo działając razem można zajść naprawdę daleko.
A Mike przy Lisie czuł się jak nastolatek zapominający o
własnych problemach i upijającym się pod pierwszym lepszym sklepem. A tym
uzależniającym alkoholem była ona, ona sprawiała, że tracił umysł, że tracił
rozumowanie i żył właśnie tą wspólną chwilą.
Spojrzał na Jessicę i nie widząc by wybudzała się ze swojego
snu wstał i postanowił wziąć prysznic. Uświadamiając sobie, że kilka godzin
temu umówił się z Lisą wziął telefon do ręki i krótko wyjaśnił jej zajście
całej sytuacji, prosząc o przełożenie spotkania. No cóż, miał nadzieję, że Lisa
nie będzie taka pusta i zrozumie jego sytuację w podanej wiadomości.
Wstał i wiedząc, że dzisiejszą noc spędzi na kanapie
wyciągnął z szafki potrzebne mu ubrania i wyszedł z sypialni.
***
Gdzie się znajdował?
W pośrodku otaczającej go paranoi, która wyżerała cały jego
mózg. Tkwiąc w jednym punkcie ze świadomością, że nie może nic zrobić był coraz
bardziej załamany. Ale tylko na załamaniu się kończyło. Na następny dzień musi
wstać, odebrać telefon od przyjaciela, zobaczyć swoją zmasakrowaną twarz w
lustrze i ponownie przyjąć do świadomości, że Emily już nie ma. Ale teraz nie
było jej naprawdę.
Gdzie mogła się podziewać?
Czy robiła to dla niego?
Wszystkie pytania były jak lecąca strzała, gdy docierały do
jego mózgu wiedział, że nie może o nich zapomnieć i musi zmierzyć się z tym
okropnym bólem. Nie było innego wyjścia.
W tej chwili siedział przed swoim domem patrząc cierpliwie w
każdą gwiazdę. Jego usta nie tworzyły uśmiechu, można było uznać, że był
obojętny choć tak naprawdę wszystko od środka go niszczyło.
Gdyby nie przespał się z Marlene byłby teraz przy Emily, nie
pozwoliłby jej skrzywdzić. A teraz siedzi tutaj, patrzy w niebo i modli się o
to by ona też na nie patrzyła.
Nic nie mógł zrobić. Ani zadzwonić, ani jej odwiedzić, ani
dowiedzieć się czy jest z nią wszystko w porządku.
Tak, obwiniał się. Obwiniał się jak mało kto, bo doskonale
wiedział, że jej sytuacja pogorszyła się z chwilą gdy ze sobą zerwali. A
zerwali przez niego.
Popatrzył w gwiazdy i nie chcąc powracać do bolesnych
wspomnień gdy kilka dobrych tygodni temu ona siedziała przy nim w tym miejscu i
dotykała jego dłoni co chwilę się śmiejąc.
A w tej chwili tego najbardziej potrzebował.
Potrzebował jej głosu, potrzebował jej śmiechu.
***
Ciemność.
Wszędzie ciemność.
Ciemność w jej umyśle, ciemność w jej głowie, ciemność w
pomieszczeniu. Mroczne słowo idealnie opisywało zaistniałą sytuację. Nagle do
jej świadomości zaczęły przybywać pewne znaki.
Tak to były jakieś punkciki. Punkciki światła?
Przetarła oczy z nadzieją, że mrok od niej odejdzie, ale tak
się niestety nie stało. Tkwiła w tym samym miejscu co przed chwilą.
Czy śniła?
Chcąc dotknąć dłonią obolałego policzka podniosła prawą
dłoń. Zrobiła to ponownie, ale wiedziała, że coś jej przeszkadza. Szarpnęła
ręką ponownie, ale bez skutku. Coś oplatało jej dłonie sprawiając jej coraz
większy ból przy kolejnych szarpnięciach. Tak było też z nogami.
Co tu się dzieje?
Chciała krzyknąć z bezsilności, ale nie potrafiła z siebie
wydobyć żadnego dźwięku. Przerażenie opanowało cały jej umysł odbierając
niektóre możliwości życiowe, a to w tej chwili było jej potrzebne.
Nie chciała panikować, w tej chwili potrzebne jej były
wspomnienia i racjonalne myślenie. Wiedziała, że może zająć jej to bardzo dużo
czasu, ale ona chyba miała go zanadto. W tej chwili nie mogła nic zrobić, tylko
ogarniać wszechobecny mrok.
Nagle coś zaczęło docierać do jej głowy.
Była w domu. Analizowała listy, które dostawała od Toda.
Wiedziała, że te dwa pierwsze były od niego, ale ten ostatni? Kto mógłby go
podrzucić?
Pomimo przeszłości czuła do niego jakieś zaufanie. Nie
zachowywał się tak by chciał ją w tej chwili zabić, aczkolwiek to mogła być
pułapka, nie przeczy, że był cholernie inteligentny.
Potem poczuła ból, szarpała się z jakimś oprawcą, a gdy
wszystko zaczęło tracić sens dostała czymś w głowę. Czymś tępym, tak by do
końca ją otumaniło.
Czy to był jej ojciec?
To bardzo prawdopodobne. Zresztą kilkakrotnie jej groził,
więc nie zdziwiłaby się gdyby to okazało się prawdą.
Postanowiła działać. Szok, jakiego w tej chwili doświadczała
uczynił ją silniejszą. Czy da radę się stąd wydostać?
Podkuliła lekko nogi do połowy, tak jak było to w pełni
możliwe i złapała zębami za wystający sznur. Dłonie miała związane, więc
wiedziała, że aby kontynuować swoje zamiary musi je jakoś odplątać.
Szarpnęła mocniej zębami nabawiając się przy tym okropnego
bólu. Czuła jak łzy zaczęły spływać po jej policzkach, ale nie przejęła się
tym. Była bardziej skupiona na odplątaniu tego sznura.
Wyciągnęła lekko rękę przytrzymując dłoń między nogami i
jednym szarpnięciem uwolniła się jedną ręką z uwięzi. Szybko zdjęła sznur z
drugiej dłoni i z lekką nadzieją wzięła się za odplątywanie ich u nóg. Zajęło
jej to trochę czasu, ponieważ nic w tej chwili nie widziała.
Nic prócz tych cholernych prześwitów światła.
Wstała lekko, ale to był jej błąd. Walnęła głośno głową o
niski sufit i po raz kolejny znalazła się na zimnym betonie. Wytarła lekko łzę
z policzków i poczuła jak jej skóra zaczyna parzyć.
Zwinęła się z bólu podkulając lekko nogi. Spojrzała po chwili
w stronę światła i chcąc tego dotknąć przybliżyła się w ich stronę. Dotknęła
dłonią mokrej ściany i w tej chwili uświadomiła sobie, że to są światła
dochodzące z zewnątrz. W ścianie były pęknięcia, więc znajduje się w jakiejś
komórce albo piwnicy.
Wpadła w panikę. Jej przestrzeń była zbyt mała.
Zaczęła się dusić. Czuła jak każdy oddech z wielkim trudem
dociera do jej płuc.
Osunęła się na ziemię.
Czyżby fobia klaustrofobiczna odezwała się właśnie w tej
chwili?
Wydobyła z siebie krzyk. Krzyczała to wszystko co miała w
tej chwili na myśli. Nic jej nie odpowiedziało, a ściany odbijały jej echo
robiąc w jej mózgu wielkie dudnienie.
Dotknęła po raz kolejny ściany i bojąc się, że to może być
miejsce w którym spędzi swoje ostatnie dni życia poczuła jak łzy wdzierają się
do jej ust. Stłumiła lekko płacz, ale nie potrafiła wziąć się w garść.
Strach opanował jej umysł i to właśnie przez niego wpadła w
panikę, której nie mogła uspokoić.
***
- Wygoniłam cię z sypialni? – Spytał cichy głos zza drzwi.
Mike odwrócił się w stronę nadawcy i z lekkim uśmiechem odpowiedział:
- Nie, w porządku. Ważne, że się wyspałaś.
Uśmiechnęła się lekko i usiadła naprzeciw niego. Trzymając w
ręce kubek gorącej kawy upiła jeden łyk starając się w tej chwili poukładać
swoje myśli.
- Brakowało mi tego – odparła bez zastanowienia – Brakowało
mi tej atmosfery, tego domu, tego łóżka…
Nie wiedząc co powiedzieć odwrócił od niej wzrok i udając,
że jej słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia charakterystycznie chrząknął.
Co ma w tej chwili odpowiedzieć?
Postanowił, że zmieni temat. Przez całą noc myślał tylko o
tym co stało się zrozpaczonej kobiecie i nawet w tej chwili gdy na nią patrzy
to pytanie tkwi na początku jego myśli.
- Jessica, powiedz mi kto ci to zrobił – zaczął wpatrując
się w zaskoczony wyraz twarzy. Nie spodziewała się tak szybkiego wyjaśniania
tej sprawy.
- Mike, wiem, że powinnam ci to wczoraj wyjaśnić, ale
kompletnie nie byłam w stanie normalnie i bezbłędnie skleić jakiegokolwiek
zdania – rzuciła i spojrzała w jego ciemne tęczówki.
- Rozumiem – usiadł ponownie naprzeciw niej i złapał za jej
prawą dłoń – Ale musisz mi powiedzieć dlaczego przyjechałaś tutaj aż taki szmat
drogi.
- Czuję, że jesteś jedyną osobą, która jeszcze mnie nie
skreśliła.
- Ty skreśliłaś mnie.
- Nie Mike – odparła bez zastanowienia – Zostałeś mi tylko ty.
- Skąd ten siniec pod okiem i twój wczorajszy płacz? –
Chciał ominąć ten temat i tylko dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi.
Słyszał jak przez pierwsze minuty gdy leżała w łóżku głośno płakała, ale nie odważył
się do niej podejść i zacząć uspokajać. Był zwykłym dupkiem?
Nie. Był zwykłym egoistą, bojącym się o powracające
wspomnienia, ot to! Wiedział, że wtulając kobietę mogą pęknąć w nim jakieś
bariery, a tego nie chciał. Chciał tego po prostu uniknąć.
- Jestem ofiarą losu. Niby mam wszystko, a nie mam niczego.
Niby jestem tym kim jestem, ale nie jestem sobą. Wydawało mi się też, że mam
sporo przyjaciół, ale tak naprawdę zostałam sama. Myślałam, że jestem twarda, a
łamię się przy najbanalniejszych rzeczach – spojrzała na niego – To brzmi
absurdalnie, ale tak jest i wiem, że to wszystko do czego dążę nie ma sensu. Bo
po co mam do czegoś dążyć skoro nie mam osoby dla której bym to robiła?
Chciałam być bogata, ale zawsze byłam bogata, chciałam być piękna, ale tak
naprawdę nie uważam się za najbrzydszą osobę na świecie. Teraz wiem, że
popełniłam spory błąd ufając osobom, które miały mnie po prostu gdzieś.
Siedział zdumiony. Ścisnął mocniej jej rękę, tak, że kobieta
to poczuła. Uśmiechnęła się i zarzuciła swoje blond włosy do tyłu.
- Jessica masz mnie więc nie myśl, że każdy cię zostawił –
wypalił bez zastanowienia, wiedząc, że za chwilę będzie tego żałował.
- Należą ci się przeprosiny – zaczęła – Jesteś niesamowitym
mężczyzną, a ja tego niedoceniałam. Gdybym była na twoim miejscu to bym myślała
jak mnie utopić gdzieś w rzece.
- Dlaczego to robiłaś?
- Wierzyłam, że Scott mnie kocha. Miał charakter. Na
początku był opiekuńczy, było mi przy nim dobrze i myślałam że to ten jedyny,
Cofając się w czasie gdy Chester pobił Scotta obiecywał mi, że wyjedziemy udupiając
go w pierdlu. Chciał to zrobić by być w końcu wolnym. Ale to nie były jego
prawdziwe intencje – zwróciła się do niego – Wiesz dlaczego tak naprawdę
zgwałcił Emily?
Nie kryjąc zaskoczenia spojrzał na nią pytająco, nie
czekając już dłużej na odpowiedź.
- Kobiety mu się nudziły. Traktował je przedmiotowo. Tak
było i ze mną – zaśmiała się lekko zirytowana – Było najpierw tak, że czarował
swoim uśmiechem, mówił jak bardzo cię kocha, całował cię, wyznawał miłość, a
potem zaciągał do łóżka. Jeśli miałaś tego dość, on tego nie uznawał. Miał mnie
za dziwkę, która spełni jego wszystkie zachcianki – przyznała bez wstydu – Po
jakimś czasie to zaczęło być chore. Miał coraz bardziej wygórowane wymagania,
nawet czasami proponował mi pieniądze za seks, a ja głupia zgadzałam się na
jego warunki. Byłam taką prywatną prostytutką, która nie mogła się odezwać, bo jak
raz się odezwałam to nieźle oberwałam. Emily też bił – rzuciła patrząc w jego
oczy – Ale Emily nie była ślepa do takiego stopnia by pieprzyć się z nim całe
dni i noce. Wiem o tym, że gwałt był pierwszym i ich ostatnim zbliżeniem.
- Dlaczego nie zaskarżyłaś na niego tylko na mnie? – Spytał
zdezorientowany – Dobrze wiedziałaś, że jeśli mnie wsadzą, a jeśli on wyjdzie
to koszmar zacznie się od nowa.
- Byłam ślepa jak but – rzuciła bez zastanowienia –
Obiecywał, że się zmieni, a ja mu uwierzyłam. Manipulował mną i każdym słowem.
A potem ta ciąża…
Spojrzał na nią.
- Załamałam się – rzuciła – Myślałam, że to jest jego, jeśliby
to była prawda on by mnie zabił. Ale to okazało się twoje dziecko…
- Zabiłaś je…
- Nie wychowałabym jego…
- A ja? – Spytał zdenerwowany – Dlaczego nie pomyślałaś o
mnie?
- Tak, znana gwiazda miałaby czas dla takiego bachora.
Błagam cię Mike, myśl trochę logicznie. Nie było przyszłości dla nas, nie było
dla mnie i Scotta, a poza tym miałam ten modelling…
- Tak, bo kurwa twoje sesje są najważniejsze – rzucił
odsuwając swoją rękę – Jesteś zwykłą egoistką. Wsadziłaś mnie potem do paki i
obnażyłaś przy wszystkich ludziach. Do teraz niektórzy nie wierzą w moją
niewinność obrzucając mnie obelgami w stronę tego dziecka.
- Gdybym cofnęła czas…
- Ale nie cofniesz! – krzyknął – Nie cofniesz, nie naprawisz
tego wszystkiego. Gdybym mógł cofnąć czas byłbym teraz najbardziej szczęśliwym
człowiekiem na świecie – rzucił – Ale nie chcę tego. Może nie jestem
najbardziej szczęśliwy, ale to mi wystarczy.
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ja bym naprawiła cały początek naszej znajomości… -
odparła – Nie robiłabym za dziwkę, nie wyjechałabym do Waszyngtonu, nie byłabym
tym kim teraz jestem.
- Dlaczego twoja matka kłamała?
- Bałam się, że jeśli cię spotkam to wszystko się zmieni –
przerwała – Bałam się, że wkopiesz mnie, zastraszysz lub nie wiem co jeszcze.
Nadal nie wiem dlaczego mnie szukałeś.
- Martwiłem się…
- O mnie? – Spytała zaskoczona – Ja myślałam, że chcesz do
końca mnie zniszczyć…
- Po co miałbym to robić? – Spytał.
- Bo ja cię chciałam zniszczyć – odparła patrząc całkowicie
w dół – I prawie mi się to udało.
- Po prostu wszystko się pogmatwało, nie pasowaliśmy do
siebie i każdy miał inne wymagania – odparł – Rozumiem. Znaczy, próbuję to
zrozumieć – sprostował szybko i spojrzał na zdruzgotaną kobietę – Co się wtedy
stało? Masz podbite oko, a wczoraj ledwo coś mówiłaś.
- Będąc w Waszyngtonie nie chciałam być sama. Znalazłam
sobie chłopaka, było dobrze. Odeszłam od Scotta i myślałam, że wszystko się jakoś
szczęśliwie zakończy i dam sobie radę, ale jednak byłam głupia, że tak
myślałam. On po jakimś czasie okazał się zwykłym dupkiem, tak samo jak Scott, a
ja chciałam uniknąć powtórki z przeszłości. W dniu kiedy chciałam z nim zerwać
poprztykaliśmy się trochę – spojrzała na niego – No nawet więcej niż trochę.
Nie muszę wyjaśniać skąd ten siniak. A do domu nie chciałam wracać, bo bałam
się, że mnie znajdzie. Zostałeś mi ty… - W tej chwili delikatnie dotknęła jego
dłoni.
- Jessica – zaczął stanowczo – Dobrze, ja ci teraz pomogę,
ale nie oczekuj ode mnie czegoś więcej. Sama widzisz, że to wszystko się
skończyło, a ja nie chcę do tego wracać. Cały czas chciałem do tego wrócić, ale
to mnie tylko niszczyło, a teraz gdy zacząłem nowe życie nie chcę stracić tej
drugiej szansy.
Te słowa przebiły jej sam środek serca. Popatrzyła na niego
z zbierającymi się łzami i czując, że w każdym momencie może niesamowicie
wybuchnąć z bezsilności przełknęła głośno ślinę hamując potok łez.
- Czyli nie zależało ci na mnie jak przyjechałeś do tego
Waszyngtonu? – Spytała po chwili.
- Nie zrozum mnie źle, ale przecież definitywnie
zakończyliśmy tamten rozdział w życiu.
- Jesteś z nią prawda? – Spytała po chwili patrząc w jego
zaskoczone oczy.
- Tak i nie chcę by to po naszym spotkaniu się zmieniło –
odparł po chwili nadal trzymając jej rękę w uścisku. Dlaczego to robił? Był
przekonany, że odbierając jego słowa wpadnie w furię, ale tak nie było.
- Zmieniłam się Mike… - zaczęła ze zbierającymi się łzami –
Zmieniłam się dla ciebie…
W tym momencie wstała z krzesła i odsunęła dłoń od
zaskoczonego mężczyzny. Zapadła niezręczna cisza, jedynie szmer zakładanej
bluzy ją co chwilę zagłuszał.
Co miał w tej chwili powiedzieć? Wiedział, że każde słowo
pocieszające Jessicę będzie bezsensu, a sam nie mógł się przecież oszukiwać.
- Ej błagam cię – złapał za jej ramię – Ja nie chcę kłamać, a
sama wiesz jak…
- Rozumiem – uśmiechnęła się lekko – Chcę się tylko sama
przejść – oznajmiła zakładając na swoje nogi wysokie buty.
- Nie chcę byś…
- Przestań – przerwała mu – Muszę zaczerpnąć świeżego
powietrza, nic więcej.
Przytaknął jej nie będąc pewnym czy dobrze robi wypuszczając
ją na dwór, ale nie mógł jej przecież zostawić tu na siłę. Uśmiechnął się lekko
choć wiedział, że w tej chwili kobieta na niego nie patrzy. Zamknęła drzwi
zostawiając mężczyznę samego ze sobą, a ten będąc zaskoczony z całego obiegu
zdarzeń usiadł na kanapie i spróbował uporządkować sobie to wszystko co właśnie
teraz usłyszał.
Zrezygnowany schował twarz w swoich dłoniach nadal nie
zapominając, że jedna z nich sprawia mu lekki ból.
Co ma w tej chwili robić?
Był w zupełnej kropce. To jego sumienie było tą najgorszą
rzeczą jaką w tej chwili posiadał.
Teraz był już zupełnie pewny, ale nie chciał doszczętnie
sobie tego wszystkiego uświadamiać.
Jessica go po prostu najzwyczajniej w świecie pokochała.
***
Usiadł na brzegu jeziora spoglądając na nieskazitelną taflę
wody. Rzucił lekko cienkim patykiem w sam środek zbiornika psując całą harmonię
i spojrzał na swoje dłonie.
Nie miał w tej chwili ochoty podchodzić do ludzi, dawać im
autografów, uśmiechać się. Wiedział, że w tej chwili może być obserwowany przez
tłum gapiów, ale miał to daleko gdzieś. W tej chwili nie liczyło się nic, nie
liczyło się że siedzi zmarnowany na trawie, że zbliża się deszcz, że Mike nawet
nie zadzwonił. Nie liczyła się jego chora przeszłość. Nie myślał o sobie.
Liczyła się tylko ona, kobieta, której w tej chwili mogło
już nie być.
Wpatrywał się w zarośnięte jezioro przez dłuższy czas, do
momentu gdy ktoś usiadł obok niego.
- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz? – Spytał po
chwili znajomy głos. Nie oderwał się ani na chwilę, nadal patrzył przed siebie.
- Możesz jakoś zawęzić swój zarzut?
- Po co poszedłeś na policję?
- Myślisz, że ot tak sobie ją znajdziemy? – Spytał
zdenerwowany – Chcesz bym ci pomógł, ale spójrz, że nie mamy żadnego nawet
najmniejszego śladu.
- Jeśli ona żyje, to uwierz mi, że od tego czasu jej godziny
są policzone – rzucił – Jeśli dowiedzą się, że szukają ich gliny spanikują i
mogą pozbyć się Emily. Jeśli ona zginie w tej chwili to wyłącznie przez ciebie
– rzucił zdenerwowany, ale postarał się opanować swoje emocje – Co powiedzieli?
- Że będą jej szukać…
- Czyli jak zwykle jedno wielkie gówno – rzucił – Gliny nic
nie zrobią, a ty powinieneś uzgodnić to najpierw ze mną, jestem bardziej
obeznany w takich sztuczkach.
- To w takim razie masz coś? Jakiś trop? – Spytał
poirytowany.
Nie usłyszał nic. Tak jak myślał, nie mieli zbyt wiele, a co
za tym idzie byli coraz bardziej bezsilni. Od kilku dni nie było żadnych znaków
życia ze strony Emily ani jej ojca.
- Jeśli sytuacja za kilka dni będzie taka sama jak teraz to
albo Emily nie żyje, albo jej ojciec wyjechał razem z nią. Będąc tu nadal
ciągle mnie szukają. Mnie albo ciebie. Jeśli Emily nie zgodzi się na jego warunki,
założę się, że znajdą ciebie i będą ją tobą szantażować, tak by w końcu uległa.
Ale nie sądzę by to było konieczne. Uśpią ją i po prostu wywiozą gdzieś daleko,
a my nawet się nie spostrzeżemy – przyjrzał się jemu – Przykro mi, ale mi też
nie jest łatwo.
- Co ty kurwa możesz wiedzieć? – Spytał poirytowany – Mówisz
mi, że osoba na której mi zależy być może w tej chwili nie żyje, kilka dni temu
dowiedziałem się, że została porwana, a teraz?
- Teraz jeszcze się wyniszczasz ćpając, chlając i nie śpiąc
po nocach – tak, zaskoczył go.
- Jestem czysty więc możesz się zamknąć… - rzucił
zdenerwowany.
- Mi nie o to chodzi bym wytykał twoje błędy, ale te używki
to największe gówno na świecie – rzucił – Też kiedyś brałem więc wiem co mówię.
One zamiast polepszyć sytuację…
- Doskonale wiem co robią, więc odpuść sobie kazania na ten
temat – oburzony Bennington złapał za kolejny patyk i z całej siły walnął nim o
powierzchnię wody.
Nastała cisza. Każdy z nich nie miał pomysłu na kontynuację
rozmowy, choć w ich umysłach tliło się nieskończenie wiele pytań. Nie odważyli
się zabrać głos. Głucho patrzyli się w stronę wody jakby ona miała być
wybawieniem ich wszystkich problemów.
W tej chwili pomimo swojej nienawiści do siebie nie
przypuszczali jak wiele ich łączy.
***
- Ale, że ona jest tu już kilka dni? – Spytała po cichu
zrezygnowanego Shinodę – Mike!
- Ufasz mi prawda? – Spytał po chwili siedząc naprzeciw
niej. Wziął jej dłoń w swoje ręce delikatnie o nią pocierając.
- Tak, ufam– nagle przerwała – Ale nie ufam jej. Cholera
jasna, po co ona tu przyjechała?
- Ma problemy…
- Z tego co wiem ona wiecznie miała problemy ze sobą –
wywróciła oczami – Przecież ma cały Waszyngton, całą rodzinę. Dlaczego akurat
ty?
Nie odważył powiedzieć jej o swoich spostrzeżeniach, jej
słowach, jej czynach i zachowaniu. Nie odważył się wytłumaczyć Lisie tak naprawdę
o co w tym wszystkim chodzi ze względu na nią. Wolał ściemniać, bo wierzył, że
za jakiś czas to wszystko się wyjaśni.
- Nie wiem, chciała wyjaśnić kilka spraw…
- Cholera Mike, może spać w hotelu, a nie być tutaj na
twojej łasce! – odparła – Gdzie ona w ogóle teraz jest?
- Często chodzi na spacery.
- Odwaliło jej – wywróciła oczami – No mówię ci, albo jej
coś na mózg padło, albo teraz zaczynamy odkrywać jej prawdziwe ja.
Złapał mocniej za jej ręce.
- To się za kilka dni skończy.
- Nie cierpię twojego sumienia Mike – rzuciła – Ani twojej
naiwności. Moim zdaniem ona coś ściemnia. Najpierw bezczelnie cię pocałowała, a
teraz udaje że jest wszystko okej. Mike spójrz w prawdzie w oczy. Czy ona
kiedyś się dla ciebie poświęciła?
Nie odpowiedział nic. Spojrzał w otaczającą ją przestrzeń i
nagle poczuł jej dłonie:
- Nie zrozum mnie źle, ale Jessica odbiera mi ciebie –
spojrzała w jego oczy – Jak chcę się z tobą spotkać, to ona akurat potrzebuje w
tej chwili jakiejś pomocy. A ty się dajesz. Może tego nie widzisz, ale jak ktoś
z boku na to patrzy ma zupełnie inne odczucia.
- Jessica została pobita przez wcześniejszego chłopaka.
Myślę, że to może być ten koleś z którym była w tym samochodzie jak pierwszy
raz spotkaliśmy ją w Waszyngtonie. Jestem tego na sto procent pewny. Przyszła
do mnie z płaczem i podbitym okiem, co ja miałem zrobić? Wywalić ją?
- Mogę nie odpowiadać? – Spytała zirytowana – Mike twój
problem tkwi w tym, że jesteś cholernie za dobry i cholernie za bardzo naiwny.
Tyle.
Usiadła obok niego i oparła się o jego klatkę piersiową.
- Brakuję mi ciebie Mike… - szepnęła nadal patrząc się
naprzeciw siebie – Mam beznadziejne problemy w pracy, szef ma do mnie ciągłe
pretensje…
- Dlaczego? – Spytał kładąc ramię na jej plecy.
- Uwziął się na mnie – rzuciła bez emocji – Nienawidzi mnie,
a ja nienawidzę jego. Tylko, że on to bardziej ukazuje.
- Wszystko będzie dobrze – odpowiedział – Co jak co, ale
jesteś ostatnią osobą, która mogłaby się poddać – uśmiechnął się – A w związku
z tym, że Jessici w tej chwili nie ma możemy na chwilę zapomnieć o wszelkich
problemach – zaśmiał się łapiąc za jej zarumieniony policzek.
- A jak zaraz wróci? – Spytała po chwili nieśmiało kładąc
swoją dłoń na jego klatce piersiowej.
- Nie wróci, ona późno wraca do domu… - odparł nadal kusząc
swym tonem coraz bardziej zdecydowaną kobietę – No nie dawaj mi się dalej
prosić…
Zaśmiała cicho czując jak Mike zaczął całować jej szyję.
Odsunął jej włosy do tyłu i delikatnie na nią opadł przygniatając ją lekko do
materaca. Uwięziona w jego ramionach zamknęła oczy i dała się ponieść
podniecającym ruchom Shinody.
- Zostaniesz dzisiaj na noc? – Spytał po chwili dotykając
jej twarzy.
- A ona?
- Dlaczego ona ma być przeszkodą w naszych relacjach? –
spytał po chwili – Lisa, błagam cię, zapomnij o niej…
- Ona coś odwali, Mike może będzie lepiej jak sobie
odpuścimy…
- Powiedz od razu, że nie chcesz…
Zaśmiała się przerywając tym samym jego wypowiedź.
- Rozgryzłeś mnie – pocałowała go delikatnie w sam środek
ust i czując jak Mike powoli rozpina jej bluzkę zatrzymała się na chwilę – A
jak ona tu wejdzie?
- To będzie w lekkim szoku.
Zaśmiała się cicho i przybliżyła jego głowę w swoją stronę
całując mężczyznę. Czując jak Mike dotyka ją praktycznie po wszystkich
częściach ciała odsunęła głowę do tyłu pozwalając mu przejąć pałeczkę.
- Zapomnij o tym wszystkim… - zaczął coraz bardziej
zdeterminowany. Musnęła lekko ustami jego policzka i poczuła jak Mike rozpina
całkowicie jej bluzkę. Nie przejmując się tym ściągnęła jego koszulkę napajając
się widokiem jego nagiej klatki piersiowej i mocno wtuliła się w mężczyznę
mocno na niego napierając. Oparła się o jego szyję czując jak Shinoda całuje
jej ramię i nagle poczuła jak całkowicie przewala jej ciało na podłogę.
Zaśmiała się głośno i odsunęła się od niego.
- Możesz ostrożniej? – Zaśmiała się widząc go nad sobą.
- Zabolało cię to?
- Tyłek mnie boli… - Zaśmiała się lekko całując jego
policzek.
- Zaraz będzie cię bolał od czego innego…
- Mike! – Wrzasnęła oburzona i nagle poczuła jak wtapia
swoje usta w jej wargi. Zaskoczona jego ruchem przybliżyła jego szyję w swoją
stronę i zamknęła oczy. Uśmiechnęła się lekko czując jak Mike kładzie dłoń na
jej udzie i bez żadnego skrępowania zarzuciła swoje ramiona na jego plecy.
- Nie przeszkadzajcie sobie… - głos kobiety dotarł do nich
tak szybko, że Mike zanim się zorientował siedział już obok kanapy. Zaskoczony
nagłym przyjściem kobiety przegryzł ze zdenerwowaniem wargę i spojrzał na Lisę,
która była tak samo zszokowana jak on.
- Myślałem, że wrócisz później… - zaczął po chwili.
- To źle myślałeś – zdenerwowana poszła w stronę schodów i
rzuciła – Nie martw się, za kilka dni wyjeżdżam. Szukam nowego miejsca zamieszkania,
a to trochę zajmuje.
- Ja ci nie każę teraz wyjeżdżać – odpowiedział jej, ale ona
tego nie słyszała. Zniknęła za drzwiami zostawiając parę w salonie.
- Nie przyjdzie, wróci dopiero wieczorem, daj mi się
rozebrać. Będzie fajnie… - rzuciła z półuśmiechem.
- Sypialnie nadal mam wolną – rzucił.
- Wal się – zaśmiała się zapinając ostatni guzik na swojej
koszuli – Już dość wrażeń na dzisiaj. Może wparować do środka pokoju i
symulować ból woreczka żółciowego albo mieć ataki padaczki.
Zaśmiał się głośno choć nie powinien. Złapał za jej bok i
dodał:
- Jeśli coś takiego by się zdarzyło to pamiętajmy, że mamy
pod dachem jednego symulanta, jednego naiwniaka i jedną pielęgniarkę.
Kiwnęła negatywnie głową i pocałowała go w sam środek głowy:
- Teraz już tylko symulanta…
Spojrzał na nią zaskoczony.
- No co? Chyba nie będziesz cały wieczór siedział w tym domu
i oglądał telewizję? Zapraszam cię gdzieś na kolację do jakiejś przyjemniej
knajpki… - oznajmiła po chwili.
- A jeśli się nie zgodzę?
- Nie przyjmuję odmowy – pocałowała go lekko pchając tym
samym jego ciało w stronę niedomkniętych drzwi.
***
Szedł samotnie po polach i lasach chcąc poukładać w swojej
głowie porozrzucane myśli. Wiedząc, ze teraz każda godzina i minuta może być na
wagę złota przeklął głośno czując jak jego życie także uchodzi z siebie.
Nie dawał tego po sobie poznać. Był skryty jak tylko się
dało, bo wiedział, że to wszystko co myśli i czuje jest tak absurdalne, że
nawet najbardziej wyrozumiała osoba by go nie zrozumiała. On sam siebie w tej
chwili nie rozumiał.
Wyciągnął z kieszeni jednego papierosa i włożył go do ust by
uspokoić swoje myśli i zaczął obmyślać plan jak znaleźć zaginioną kobietę.
Nie było jej już kilka dobrych dni, a te dni mogły zaważyć o
jej życiu i jego losie. Stanął na samym środku polnej drogi i nagle usłyszał
ryk silnika. Nie zszedł z drogi. Z półuśmiechem czekał tylko na reakcję
zbliżających się ludzi.
Usłyszał najpierw dźwięk klaksonu. Zaśmiał się ironicznie
nie przyjmując do wiadomości, że w tej chwili może być już z nim koniec, ale w
połowie tego pragnął. Jego uczucia były tak pomieszane, że już sam nie wiedział
o co w tym wszystkim może chodzić.
- Człowieku, złaź z tej drogi! – wrzasnął mściwie
nieznajomy.
Tod nie odwrócił się. Stał nadal na samym środku chcąc
wyładować swoją frustrację na jakimś człowieku.
- Kurwa złaź, bo zaraz będzie z ciebie jeden wielki placek!
– krzyknął po raz kolejny.
- No dalej! – Wrzasnął po chwili – Mi już na niczym nie
zależy!
Odwrócił się w stronę jadącego samochodu i nagle zamarł.
Znał tego człowieka, a to nie świadczyło o dobrym zakończeniu tego spotkania.
Spojrzał w jego stronę i cofnął się do tyłu. Był przerażony,
choć przed chwilą sam pragnął śmierci.
- Kogo my tu mamy… - zaśmiał się jego znajomy wysiadając z
samochodu.
- Gdzie macie dziewczynę? – krzyknął w jego stronę nie
zważając w jakim jest teraz niebezpieczeństwie.
- Chcesz do niej dołączyć? Szef na pewno będzie zadowolony,
że znalazłem jej takiego przyjaciela – zaśmiał się i widząc jego przerażenie
poczuł w środku nutkę zwycięstwa. I tak z góry był tym wygranym.
- Co jej zrobiliście?! – Wrzasnął po chwili.
- Oj Christianie, nigdy nie byłeś taki zdenerwowany – zaśmiał
się zbliżając się w stronę mężczyzny – Widzisz jak kobieta może zmienić
człowieka?
- Odpierdol się! – zrobił krok do tyłu, ale niefortunnie
zahaczył o wystający kamień. Wiedząc, że w tej chwili nie da sobie sam rady
wyciągnął swój telefon i jednym ruchem wybrał spis kontaktów.
- Odłóż to – rzucił mściwie.
- Kiedyś byłeś bardziej przyjazny.
- Bynajmniej nie jestem zdrajcą – rzucił mu mężczyzna i
zbliżył się do niego. Tod widząc to odsunął się w tył i zaczął biec. Złapał za
telefon i z wielkimi błędami zaczął pisać do Benningtona.
Nagle coś go powaliło. Ból przeszył jego całe ciało, ale
starał się nie dać za wygraną. Odepchnął jego ruch i usłyszał:
- Wiesz co robimy z takimi jak ty…
- Nie dorwiecie mnie – rzucił przez zęby i poczuł jak pięść
mężczyzny z całej sił uderza w jego twarz. Nie tracąc świadomości odepchnął go
i spróbował wstać z ziemi, lecz to graniczyło z cudem. Nagle coś zaczęło opasać
jego twarz.
Na początku nie mógł określić co to jest, ale doskonale
wiedział, że skądś znał ten zapach. Był on na tyle charakterystyczny, że lekko
otumanił jego myśli.
Nagle usłyszał dziwne dudnienie w uszach. Czy właśnie jego
oprawca zaczął śpiewać jakieś kołysanki? Dotknął dłonią swojej głowy i nagle
uświadomił sobie co go tak ogłusza.
Chloroform.
Będąc świadomym, że trafił w wielką pułapkę zaczął się
wyrywać, ale jego ruchy nie były już tak dopracowane jak na początku. Odsunął
kawałek materiału, ale to i tak było bez znaczenia.
Zaczął tracić obraz. Niebo zaczęło się rozmazywać, a słowa
piosenki były tylko mamrotaniem i mruczeniem w jego głowie. A najgorsze było
to, że nie mógł nic na to poradzić.
Usłyszał głośny śmiech i pięść na swoim brzuchu. Czuł ból,
ale nie tak bardzo by go okazywać.
Wiedział, że go w tej chwili złapali i jego dni są
policzone. Nawet nie dni. Godziny.
Chciał wygrać, ale to było wręcz niemożliwe. Zapach
otumaniał cały jego umysł, powodował utratę świadomości i robił go sennym.
W pewnym momencie chciał otworzył oczy, ale to było i tak
bez znaczenia jeśli obraz był jedną wielką ciemnością, której nie mógł za
wszelką cenę ogarnąć.
A wiedział, że kiedyś będzie musiał się do niej
przyzwyczaić.
To zostawiam was z kolejnym rozdziałem. Już tylko kilka postów do zakończenia tego bloga, z jednej strony się cieszę, a z drugiej trudno będzie mi się odzwyczaić od tej historii :)
No cóż, kolejny już w drodze, więc myślę że skończę tego bloga już w tym roku.
Mam taką nadzieję :)