czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział XXXVII



- Co powiesz na temat mojej nowej pracy? – Spytała kobieta opierając się o tył kanapy. Siedząc ramię w ramię z Benningtonem podała mu świstek papieru na którym widniało zdanie „ Czy odchudzanie jest zawsze drogą do sukcesu?”. Czytając to lekko się zaśmiał i po chwili oddał kartkę swojej towarzyszce.
- Wiesz, moim zdaniem dobre, ale co ty tam napiszesz?
Kobieta podniosła się i usiadła na swoich kolanach.
- No wiesz. Na razie nie mogę Ci zdradzić, a jeśli to pójdzie do obiegu w mojej redakcji to chętnie przyśle ci artykuł – zakomunikowała i złapała za leżący obok pilot od telewizora. Przełączyła kilka kanałów i nagle spotkała się z dziwnym spojrzeniem Chestera.
- Co? – Spytała zdziwiona odstawiając obok czarny przedmiot z guzikami.
- Nic. Tylko bardzo się zmieniłaś.
- W sensie?
- Wyładniałaś – Powiedział lekko uśmiechnięty. Kobieta widząc jego minę szybko odparła:
- Tak? – Oburzona zmieniła swoją pozycję – Czyli nie byłam ładna. Ty kłamco! – Rzuciła w tej chwili w niego poduszką. Bennington przechwycił przedmiot i lekko walnął kobietę w twarz tak, że lekko odchyliła się do tyłu. Robiąc unik, zeszła z kanapy, która stała w kącie pokoju hotelowego i zaczęła po raz kolejny naparzać w mężczyznę kolorowymi pokrowcami.
- Tej to powiedzieć komplement – Zaśmiał się i odrzucił poduszkę – Wy kobiety.
- To zabrzmiało jednoznacznie, nie moja wina – Odgarnęła lekko włosy do tyłu i przysiadła się obok niego. Zdyszana, lecz uśmiechnięta kobieta popatrzyła na jego ciemne oczy i po chwili usłyszała śmiech z jego ust. Chester spoglądał na jej każdy kawałek twarzy, ale prócz bliskiej przyjaźni nie czuł nic innego. Marlene była dla niego tylko znajomą, nigdy nie wyobrażał sobie by było inaczej. Poznali się tak naprawdę przez zwykły przypadek. Początkująca reporterka szukająca ciekawego artykułu o artystach muzycznych. Ekipa cudem zgodziła się udzielić jej kilku nieskomplikowanych pytań, lecz potem narodziło się coś innego. Po kilku tygodniach znowu na siebie natrafili. Nikt nie przypuszczał, że po raz kolejny ich droga może się zetknąć lecz przypadki chodzą po ludziach. Minęło sporo czasu gdy ich spotkania były coraz częstsze. Pierwsze były w sprawach zawodowych jednak później przerodziły się one w te prywatne.
Nagle ktoś trzasnął drzwiami. Huk rozprzestrzenił się po pomieszczeniu w którym tak naprawdę byli tylko oni, telewizor i bordowa kanapa. W kącie walały się jakieś pojedyncze kwiaty, a po drugiej stronie można było zobaczyć malutki pusty stoliczek, który najwidoczniej stał w tym miejscu, bo nikt nie mógł wepchać go do innego pomieszczenia.
- Za kilka godzin koncert, przypominam tylko – Ostrzegł Shinoda.
- Cholera jasna, człowieku po pierwsze – puka się, a po drugie nie trzaska drzwiami. Nie nauczę cię deklu – Zrezygnowany oparł nogi o blat – Już za późno na twoją edukację…
- Nie jęcz tak, nie powiedziałem tego byś odstawił tę informację na bok tylko coś z nią zrobił. Dwadzieścia minut i masz być na dole hotelu.
Wtedy do środka weszła reszta chłopaków. Drzwi trzasnęły ponownie a Marlene omal nie wybuchła ze śmiechu widząc wkurzoną minę siedzącego obok chłopaka.
- Przeszkadzamy? – Spytał Brad podnosząc charakterystycznie brwi do góry.
- Oczywiście, że tak – Ironia wręcz nie wyszła z wkurzonego mężczyzny.
- To jak przeszkadzamy, to ty masz problem – Usiadł na malutkim stoliku, który pod wpływem ciężkości Delsona złamał się w pół. Runął jak długi i nawet nie pomogło podtrzymywanie się rękoma o ścianę. Widząc zwijających się w pół ze śmiechu przyjaciół popatrzył na nich swoim niewinnym wzrokiem i wstając z podłogi oznajmił:
- Ta noga była już złamana, nie moja wina – Podniósł kawałek drewna i odłożył na bok retuszując wcześniejsze zdarzenie.
- Jakby co to nie ja, takie już było – Powiedział ponownie zdenerwowany, ale tak by każdy zrozumiał.
- Ja wiedziałem, że te włosy to nie jest najlepszy pomysł – Dogryzł poszkodowanemu Dave.
- A wiesz co? – Zaczął wkurzony – Weź ty się lepiej zamknij złamasie.
- No, nie powiem kto tu jest złamasem – powiedział po chwili siadając koło kobiety -     Kurczę, muszę się tobą nacieszyć, bo jutro wyjeżdżamy. Będziesz tęsknić?
- No oczywiście, że tak – Uśmiechnęła się lekko i oparła o ramię Phoenixa – Nawet nie wiesz jak bardzo mi was brakowało jak wyjechałam z Los Angeles.
- I pokonałaś wielką barierę namów Chestera, który nie chciał cię puścić za wszelką cenę – Zauważył Robert – Czyli naprawdę tego chciałaś.
- Jestem tutaj, dobrze mi się żyje. Ważne, że robię to co lubię, a to jest niesamowite – W tej chwili wstała i podała rękę Benningtonowi – No to jak? Uściskacie styraną Marlene przed koncertem?
Nie mówiąc już nic wszyscy ponownie rzucili się na roześmianą kobietę. Tkwili w tym uścisku pewien czas, lecz kobieta po chwili przerwała to odsuwając się lekko od reszty.
- To jak? Jak za dawnych czasów? – Po tych słowach poprowadziła resztę przez otworzone na oścież drzwi.

***

- Czyli jak? Wymagany język niemiecki? – Spytała zdziwiona kobieta opierając się o fotel. Popatrzyła na swoje dłonie i słysząc odpowiedź dodała:
- Sam język ojczysty plus kawałek hiszpańskiego nie może nic zdziałać? – Spytała zrezygnowana. Słysząc w słuchawce zdecydowane „Nie” oklapła zdenerwowana i zmęczona i poszukując jakiegokolwiek ratunku przeszukiwała umysł, by zaproponować coś jeszcze lecz nic z tego. Nadal tkwiła z niczym.
Odłożyła po chwili słuchawkę. Popatrzyła na leżącą obok gazetę i rzuciła nią w kąt swojego salonu. Włączony telewizor nadawał w tej chwili argentyński serial, którego szczerze mówiąc nie znosiła. Przełączyła na inny kanał i twierdząc, że to nie ma sensu nałożyła na siebie poduszkę. Próbując pokonać swoją złość i bezsilność po chwili wstała i zrobiła sobie herbatę.
- Czego ty się spodziewałaś? Że tak szybko znajdziesz robotę? – Wykrzyczała w duchu i popatrzyła na gołe okna. Rozebrane drzewa przed jej domem kołysały się raz w lewo, a raz w prawo wprawiając Emily w osłupienie. Zauważając, że tkwi w tej pozycji kilka dobrych minut wstała i nie mając co ze sobą zrobić postanowiła wyjść na dwór. 
Pokonując szybko postawione kamienie wokół jej ścieżki do domu spoglądała co chwilę w górę, by popatrzeć na latające ptaki. Szare stworzenia tworzyły najrozmaitsze kółka, leciały najpierw ku górze, później zniżały się na dół. Tak jak ona.
Jak wytłumaczy to, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Nawet jakby chciała wrócić do normalności, nie potrafi, bo wie że tę normalność odebrał jej ten kto tego zapragnął. Niepohamowane pragnienie zniszczenia komuś życia, tak prosto zepchnąć cegiełkę na której wszystko się układało, pięło do góry.
Nie zważając na zimno, które opinało jej palce gnała nadal przed siebie. Przeklinała siebie w duchu, że zapomniała z domu wziąć rękawiczek. Tak czy owak teraz tkwiła na środku ulicy na której było widać tłum przychodzących obok niej ludzi. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadła na murku i popatrzyła na bawiące się obok dzieci. Śmiejąc się co chwilę brały w ręce bryły lepkiego i mokrego śniegu i rzucały w swoją ofiarę. Wiele trafiało w drzewa, w leżący stopiony śnieg oraz w odgarniętą pustką drogę. Część jednak docierała tam gdzie dotrzeć powinna. Dzieci strzepywały ze swoich czapek lód i znowu wracały do zabawy. Kobieta patrzyła tak przez chwilę i uśmiechając się w duchu pomyślała nad tym że być może za niedługo i ona będzie patrzeć na swoje dzieci.
- Z kim ty chcesz mieć dzieci? – Spytała siebie zirytowana. Przerzuciła tylko oczami i automatycznie przywołała w myślach imię Chestera. Na początku to było imię, potem jego postura, wspomnienia, dotyk… Wszystko po chwili składało się w jedną całość, dzięki niej mogła doskonale wyobrazić sobie jego osobę.
Nie potrafiła idealnie zdefiniować uczuć do mężczyzny. Było to dosyć dziwne, nadal się lekko blokowała, a z jednej strony pragnęła jego obecności przy sobie. Nawet bez jakiejkolwiek świadomości wyobrażała sobie wspólne chwile spędzone z nim, a potem snuła się po pokoju z myślą o kolejnym spotkaniu.
Za kilka godzin powita go na lotnisku. Z tego co wie koncert poszedł bardzo dobrze, oprócz poszkodowanego Dave’a który przez przypadek obdarł sobie lewą część uda o wielkie pudło położone na scenie.
W tej chwili uśmiechnęła się w duchu, bo przypomniała sobie o tym jak Chester pewnego razu na jakiejś imprezie wszedł w jakiegoś mężczyznę i przez przypadek wykręcił nogę.
Tak! Znowu te wspomnienia! Głupi mózg.
Czy potrafi myśleć jeszcze o kimś innym?
Wstała i kierując się ku domowi popatrzyła w lewą stronę. Niby nic nie widziała prócz zaśmieconych uliczek, ale coś było nie tak. Spojrzała za siebie. Tkwiła w małej kamienicy, tam gdzie ludzie nie przechodzą tak często. Stanęła.
Kogoś czuje.
Ktoś za nią jest.
Ktoś lekko dotknął niewidzialnym oddechem jej policzka. Siarczyste powietrze przedarło się przez czerwoną skórę i spiekło ją bardziej.
Zrobiła krok w przód i próbując odciągnąć od siebie te bezsensowne myśli zaczęła opuszczać wąską uliczkę.
Czy na tyle zwariowała by znowu siebie wyobrażać jako ofiarę?

***

Założyła szybko czarne obcisłe rurki i stanęła przed lustrem. Patrząc na swoją figurę uśmiechnęła się mimowolnie, zapominając o tym co miało tu miejsce kilka miesięcy temu. Odsunęła te myśli choć bolały ją od środka. Próbowała zawalczyć.
Nie przejmując się niczym zatrzasnęła drzwi, które wstawiła ponownie dwa dni temu. Na nic nie pomogła próba założenia starych, musiała zamówić nowe.
Zeszła na dół i mając jeszcze kilkanaście minut do wyjazdu na lotnisko włączyła na chwilę telewizję. Sama nie wie po co to zrobiła, kwestia przyzwyczajenia? Wielkie czarne pudło zmieniało szybko kanały pod wpływem pilota. Przeszła dalej. Jakiś serial, telenowela, wiadomości, telenowela, samolot, serial, talk-show…
Samolot?
Zaciekawiona tym faktem usiadła na kanapie i cofnęła się kilka kanałów. Na początku nic nie mogła zrozumieć.
„Złe warunki dla dzisiejszych linii lotniczych – loty mogą opóźnić się nawet o kilka godzin”
- To sobie poczekam – pomyślała i wzięła do ust leżącą obok kostkę czekolady, którą kupiła wracając do domu. Wstała z fotelu i wiedząc, że może spędzić na lotnisku wiele godzin nie zawahała założyć na siebie kurtki. Być może to nie dotyczy ich samolotu, a ma ochotę zrobić Chesterowi i reszcie niespodziankę.
Zamknęła drzwi i szybko wsiadła do zamówionej wcześniej taksówki.

***

W tej chwili stała na wielkiej hali obok nieznanych jej osób. Plątały się niezauważalnie między wielkimi kolumnami, które znajdowały się w środku lotniska. Spojrzała w tej chwili na godzinę. Uświadamiając sobie, że dojazd tutaj zajął jej równe 20 minut usiadła na postawionej obok ławce. Nie wiedząc co ze sobą zrobić położyła na niej torebkę i wyciągnęła telefon. Zaczęła się nim bawić. Chodziła po spisie kontaktów, a gdy to się jej znudziło odłożyła go na miejsce i popatrzyła przed siebie. Nagle usłyszała głos pewnej kobiety.
- Mogę usiąść? – Emily rozejrzała się po całym pomieszczeniu i zauważając że jest tutaj wiele wolnych ławek uśmiechnęła się, bowiem wiedziała, że kobieta nie bez powodu chce się przysiąść.
- Oczywiście – powiedziała szczerze i ustąpiła miejsce brunetce. Tkwiły przez chwilę w milczeniu. Emily dokładnie oceniła siedzącą obok osobę. Kobieta była trochę niższa od niej, jej zielone oczy miały barwę letniego liścia. Świeciły czymś w rodzaju szczęścia, nie mogły się czegoś doczekać.
- Słyszałam, że loty mogą się dzisiaj opóźnić – Zaczęła bez skrępowania. Odwróciła się w kierunku twojej towarzyszki i dokończyła – Czekam już trzy lata na przyjazd mojego męża, a oni jeszcze testują moją zniszczoną cierpliwość – Zaśmiała się i popatrzyła za okno. Faktycznie. Długie smugi zimnego deszczu spływały po wielkiej szybie, a na pasie startowym stały dwa samoloty, które najprawdopodobniej odwołały swój lot z powodu wiejącego wiatru. – A pani na kogo czeka? – Spytała kierując wzrok ku kobiecie.
Emily lekko zaśmiała się i w tej chwili usłyszała sugestię ze strony kobiety.
- Ukochany? – W tej chwili charakterystycznie podniosła brwi.
- Można tak powiedzieć – Uśmiechnęła się i popatrzyła przed siebie. Nagle poczuła coś na sobie. Jakieś małe rączki przejechały lekko po jej nodze. Spojrzała szybko w lewą stronę i zobaczyła malutką dziewczynkę, która trzymała za nogę siedzącej obok kobiety.
- Ile razy mam Ci mówić byś tak nie biegała? – Spytała zrezygnowana brunetka biorąc dziecko na ręce – Stłuczesz sobie kolano i będzie płacz.
- Pani? – Spytała zaciekawiona Emily uśmiechając się do zdyszanej dziewczynki.
- Tak – Uśmiechnęła się i położyła 5-letnie dziecko obok siebie – Takie niedobre, że kiedyś cię sprzedam hultaju – Zaśmiała się i pocałowała je w czoło. Było widać że jej ostatnie zdanie nie miało nic związanego z prawdą.
Nagle nastała cisza. Przeszyła całe pomieszczenie swoją cienką i mocną strzałą, które może czasem doprowadzić do szaleństwa. Cisza – tak często jej potrzebujemy, a tak często płaczemy z jej obecności. Podstępna samotność może sprawić, że zginiesz w tej wojnie. Można wygrywać wszystkie bitwy stoczone z samym sobą, lecz być może pewnego razu polegniesz w tej najważniejszej.
Życie na krawędzi. Dnia i nocy. Szarych dni i kolorowych poranków. Obecność dziwnego uczucia w twoim sercu, które co chwilę podpowiada co należy zrobić, lecz te wskazówki nie są zawsze wystarczające. One tylko wyolbrzymiają to co masz uczynić nie dając Ci do zrozumienia jego prawidłowego przekazu.
Dziwne lecz prawdziwe. Wiesz, że musisz zrobić coś ze swoim życiem, lecz nie możesz znaleźć tej prawidłowej drogi która wyzwoliła by Cię z tego wszystkiego. Prosta szosa jest zasypana wieloma kamieniami, które są twarde i wielkie jak następne problemy. Tylko ciężko je pokonać.
- Chce pani? – Spytała kobieta wyjmując papierosa ze swojej kieszonki. Emily nie dając po sobie poznać tego zaskoczenia zerknęła na stojące obok dziecko i oznajmiła:
- Nie dziękuje, nie palę.                                                                           
- A szkoda – podsumowała i zaciągnęła się dymem papierosowym. Widząc i czując szarą smugę powietrza odsunęła się lekko, trudno było jej zrozumieć osoby palące. Kiedyś próbowała zapalić i nawet kilka razy to zrobiła, lecz po jakimś czasie zrozumiała swój błąd i od tego momentu nie sięgnęła po żaden taki przedmiot. To budzi w niej obrzydzenie.
- Od czasu do czasu można się rozluźnić – Powiedziała brunetka i dodała – Jestem tu po raz trzeci. Jared – to znaczy mój mąż pojechał raz na 2 tygodnie w poszukiwaniu pracy, później wrócił i znowu wyjechał na kolejne tygodnie, a teraz nie widziałam go od trzech lat. Miałam wyjechać razem z nim, ale tu mi jest dobrze. Też patrzę na dziecko, nie chciałoby dorastać z obcymi ludźmi… On został tam dlatego z powodu opłacalności pracy. Szef kuchni to nie przelewki… - Emily nie mając zbytniej ochoty na dyskusję spojrzała na nią z uśmiechem. Ukrywając swój brak chęci, miała coś dodać lecz kobieta ją uprzedziła – A kim jest pani mąż?
- Nie mam męża – Zaczęła powściągliwie, lecz nagle do jej uszu doszły dźwięki włączonego radia. Zaciekawiona wstała i spojrzała na wielki głośnik. Nie wiedząc, czy to tylko głupia podświadomość zaczęła bardziej wsłuchiwać się w nadajnik.
- „ Awaria lotu Paryż – Los Angeles. Jak podają źródła warunki niesprzyjające dzisiejszym lotom dały się we znaki. Samolot, który wystartował dzisiaj w godzinach porannych stracił łączność z wieżą. Nie znamy powodu danej awarii, nie wiemy także gdzie i na jakiej wysokości znajduje się maszyna. Nie znamy więcej informacji na ten temat, jeśli jakiekolwiek posiądziemy, na pewno się z nimi podzielimy”.
Emily zamarła. To ten samolot, którym leci cała ekipa. Z przejęciem pobiegła pod spis lotów by sprawdzić czy naprawdę się nie myli. Gubiąc przy tym zwisający z niej szal stanęła przed wielką platformą i spojrzała do góry.
Nie.
Jest tylko jeden lot z Paryża. I to jest samolot w którym znajduje się Chester.

***

Wpatrywała się w wielki telebim naprzeciwko siebie. Żadnych informacji, godziny się dłużą. Nie ma ochoty na zupełnie nic. Najgorszą rzeczą w tej chwili jest to że nie może do niego zadzwonić. Jeśli nadal lecą tym pieprzonym samolotem może tylko pomarzyć o jakimkolwiek kontakcie.
Nie wiedząc co zrobić, bezsilnie sięgnęła po torebkę. Trzęsącymi rękoma złapała za chusteczki i przetarła lekko oczy w których zgromadziły się malutkie łzy.
Czy traciła nadzieję?
Czeka kolejne cztery godziny, bez żadnych informacji, nieopodal ludzie stoją szukając jakiejkolwiek pomocy, ona siedzi i wpatruje się w spadający deszcz.
Zwykła egoistka, znowu się poddała. Pokonała ją bezsilność.
Czasami siedząc tutaj zadawała sobie pytanie czy tak naprawdę  ona tu jest czy to tylko jeden z jej koszmarów. To było zbyt nierealne, zbyt nieprzewidywalne. Płynąc na swoim bezsilnym morzu, próbuje złapać jakąkolwiek odpowiedź na jej wszystkie pytania. Dlaczego? Jak? Czekanie zmieniło się w rozpacz. Nie może nic zrobić. Jest skazana na czekanie w towarzystwie tego drżącego tłumu. Najbardziej człowieka można wykończyć czasem. Dłużył się niemiłosiernie, ma wrażenie, że spędziła tu co najmniej kilka dni, a to nie było prawdą.
Po chwili wstała i podeszła do okna. Tylko gruba szyba oddzielała ją od mroźnego powietrza. Dotknęła je i po jej dłoni nagle przeszedł przyjemny chłód. Dopiero teraz zauważyła, że czekając tutaj zrobiło jej się bardzo gorąco. Ściągnęła kurtkę i położyła na obok stojącej ławce. Pot sączył się z jej czoła, lecz ona się tym nie przejęła.
Popatrzyła w dal.
Drzewa kiwały się na boki tak jak jej rozerwane uczucia. Snuła po umyśle najgorsze przypuszczenia, ale wstydziła się do nich przyznać. Gdyby to jednak okazało się prawdą, nie uświadomiłaby sobie tego co tak naprawdę straciła.
Straciła?
- Co ty do jasnej cholery kobieto sobie wyobrażasz? – Krzyknęła w myśli i odwróciła się w prawą stronę. Cały tłum ruszył jakoś dziwnie. Poruszony tym co się stało, rzucał się bez skrupułów na idące naprzeciw osoby, nie dając po sobie ukryć wielkiego szczęścia. Nie wiedząc co uczynić podążyła za nim i zdezorientowana ich czynami zaczęła szukać wzrokiem tego co mogło by ją zaciekawić.
Nagle stanęła jak wryta.
Widząc sylwetkę znanego jej mężczyzny mimowolnie podniosła kąciki ust i nie tracąc czasu, rzuciła torebkę i pobiegła naprzeciw siebie. Widząc go coraz bliżej siebie poczuła dziwny impuls. Uczucie szczęścia, które było przeplatane z obawą, że to jednak wyobraźnia płata jej figle. Nagle poczuła jego ramiona. Ujęła mocno jego pleców i przybliżyła do siebie. Uśmiechnięta, po chwili odsunęła się od niego i wiedząc że to nie jego wina krzyknęła ujmując jego twarz:
- Chester, nie rób mi czegoś takiego nigdy więcej! Zrozumiałeś?! – Popatrzyła na jego ciemne oczy i usłyszała jego odpowiedź.
- Chyba nie będziesz teraz płakać, kocie – Powiedział widząc jej zbierające się łzy. Sama nie wiedziała czym są one spowodowane. Czy strachem, radością czy jeszcze brakiem uświadomienia sobie, że to wszystko minęło. Te czarne scenariusze odeszły w zapomnienie.
- Oj, przestań – Zaśmiała się lekko i nie przejmując się wielkim zbiorowiskiem złapała za jego twarz i przybliżyła ją bardziej. Wiedząc co kobieta ma na myśli pomógł jej w tym i nagle poczuł jej usta. Łapczywie złapały za jego, które najprawdopodobniej z tęsknoty wpoiły się tak silnie. Mężczyzna objął swoimi dłońmi jej pleców. Czując jej bliskość dopiero teraz zrozumiał czego brakowało mu przez te kilka dni. Czuł się niesamowicie. Jak lecący ptak, który nie zna żadnych przeszkód. Unosi się na wietrze i gna z wielką lekkością przed siebie.
- Ty, ja nie wiedziałem, że coś między nimi jest… - Zaczął zszokowany Brad.
- Jakim ty jesteś kretynem. Można się było domyślić – Zaśmiał się Dave – Nie zauważyłeś jego zachowania od pewnego czasu?
- Nie – odparł krótko.
- To było widoczne na wylot – powiedział do niego – No, ale… Jak się jest ślepym przez te włosy to nie moja wina – Dociął mu po raz kolejny.
Nagle kobieta się od niego odsunęła. Wiedząc, że w tej chwili publicznie pocałowała Chestera przy jego kolegach z zespołu ani trochę się tym nie przejęła. Spojrzała na lewą stronę i widząc stojącą grupkę mężczyzn, którzy najprawdopodobniej czekali na wyjaśnienia z ich strony zbliżyła się do każdego z nich. Złapała za czarną kurtkę Mike’a i przybliżyła ją do siebie.
- Co tam się działo? Nie było z wami żadnego kontaktu! – Zaczęła po raz kolejny.
- Poturbowało nas trochę. Nic takiego. Wpadliśmy w jakąś pieprzoną chmurę i potem łączność nam padła – Zaczął Shinoda oddalając się od Emily, która w tym samym czasie tkwiła w uścisku z Robertem.
- Jakie ja męki znosiłam tutaj czekając kilka godzin. Żadnych najmniejszych informacji! – Zaczęła i oparła się o kolumnę – Żadnych!
- My myśleliśmy, że to koniec – Zaczął Joe – Tak mnie poprzewracało w tym samolocie, że przywaliłem ramieniem w kolano Chestera.
- Ale mi nic nie jest – Zaśmiał się i objął kobietę – To gdzie jedziemy? Bo mam już dosyć dzisiejszego dnia. I tego lotniska. I tego wszystkiego co kojarzy mi się z samolotami.
Wiedząc że żaden z nich nie chce się spotkać po dzisiejszych wrażeniach dokończył:
- Odwiozę Emily do domu i idę spać. Od kilku dni tylko o tym marzę – Po tych słowach wziął swoją walizkę i szybko złapał drugą wolną ręką rozdygotaną dłoń kobiety.

***

Shinoda wszedł do domu zwiewnym krokiem. Rzucił z wielką siłą swoją walizkę w kąt i nie myśląc już o niczym innym, tylko o odpoczynku usiadł na kanapie i zamknął oczy. Złapał za swój telefon i przeszedł po wszystkich wiadomościach. Nagle coś zawibrowało. Spojrzał na niego po raz kolejny po czym odczytał wiadomość.

„ Cześć, Mikey! Wiem, że być może nie w porę, ale masz ochotę się ze mną jutro spotkać? To dla mnie bardzo ważne.
Jess”

Shinoda widząc to opadł po raz kolejny i zrezygnowany odrzucił telefon. Ciekawy wiadomością swojej byłej dziewczyny zastanawiał się tak naprawdę co ona ma na myśli. Obiecał sobie, że od rozstania postara się o niej zapomnieć. Ale nie wszystkie obietnice da się dotrzymać.

***

- Jak ty mi to wytłumaczysz? – Spytał się zszokowany stojąc w jej korytarzu. Kobieta ściągnęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku. Wzięła głęboki wdech i wprowadziła Chestera do środka. Ruchem ręki zachęciła go by usiadł na krześle, lecz on nie myślał teraz o wygodzie.
- Musisz być zły… - Zaczęła niepewnie opierając się o kremowe ściany swojego salonu.
- Nie, nie jestem zły – Powiedział – Jestem wściekły. Wściekły na to co widzę – Niemal, że wrzasnął i popatrzył na jej oczy. Widząc jego wzrok odwróciła swój w zupełnie inną stronę, bała się tego spojrzenia.
- Wiesz, że chcę zacząć nowe życie – Zaczęła – Chcę o tym zapomnieć. Nie mogę wiecznie z tobą mieszkać, użalać się nad sobą… - powiedziała lecz Chester ją uprzedził.
- Ja nie jestem zły, że tutaj jesteś – Oznajmił wpatrując się w jej zdenerwowaną twarz – Zadam Ci pytanie. Ale musisz mi na nie szczerze odpowiedzieć.
Emily kiwnęła głową nie będąc pewna jego ciekawości.
- Spójrz w moje oczy i odpowiedz szczerze. Czy ty nocowałaś chociaż raz u Ian’a? Czy wtedy jak rozmawialiśmy, ty siedziałaś u niego czy tutaj?
Kobieta spojrzała na niego swoimi ciemnymi ślepiami. Chaotycznie zerkając na jego twarz poczuła dziwne ukłucie. Kłamała. Okłamała bliską sobie osobę. Ma ochotę krzyczeć. Rozedrzeć to wszystko co ją tutaj trzyma. Przeklinała swoją głupotę i to jak postąpiła. Marzy o tym by schować się w cieniu drzewa i spokojnie pod nim usnąć by to wszystko przemyśleć.
- Nie – Zaczęła zachrypniętym i zrezygnowanym głosem. Spojrzała uschłym wzrokiem w podłogę i dodała – Nie byłam u Ian’a.
Chester spojrzał na nią i zamarł. Nie wytrzymując tego wszystkiego z krzykiem spytał:
- Dlaczego mnie okłamałaś? Co chciałaś tym uzyskać? Kilka dni spokoju? – Spytał zdesperowany i oparł się o ścianę. W tej chwili nawet nie ma siły udawać swojej wściekłości. Jego złość podchodzi do gardła, ale nie wypuszcza jej. Hamuje to z trudem, bo boi się wyznać tego czego będzie potem żałował.
- Wiem, że to głupia wymówka… - Zaczęła stojąc przed nim – Nie mówiłam ci tego bo nie chciałam byś przez całą drogę się martwił. I znowu by było, że nie dam sobie rady, że…
- A może zadaj sobie zasadnicze pytanie, dlaczego bym się martwił? – Przerwał jej kolejnym pytaniem. Wtedy spojrzał po raz kolejny w jej wystraszony wyraz twarzy i dodał – Mogę Ci na nie bardzo szybko odpowiedzieć. Bo mi na tobie zależy – Wręcz krzyknął – Tak, martwiłbym się, ale nie byłbym do jasnej cholery taki zły jak teraz!
- Chester… - Zaczęła tak naprawdę nie wiedząc co miała na myśli tym zwrotem.
- Nie! – Podniósł głos po raz kolejny choć wiedział, że nie powinien - Cholernie się o Ciebie boje. To jest jakaś paranoja. Myślisz, że sobie z tym poradzisz sama. Chcesz przede mną udać silną, niezniszczalną. A tak naprawdę człowieka można zniszczyć. Nawet najmniejszym słowem lub czynem – Zaczął łagodniej – Ale wiesz co? Mam to wszystko w dupie. Głęboko w dupie co będziesz o mnie myśleć, że będziesz wyklinać moje imię, będziesz mnie za to wszystko nienawidzić. Nie odstąpię Cię ani o krok. Będę przy tobie, ciągle! I tu nie chodzi o prześladowanie. To ma zupełnie głębszy sens.
Emily stanęła jak wryta. Nie wiedząc co powiedzieć zaczęła zahipnotyzowana wpatrywać się w jak dla niej pustą przestrzeń. Pomimo wielu ozdób w jej domu wszystko straciło w tej chwili sens. Wszystko się rozmyło. Żal i ogromny wstyd wdarł się pomiędzy nich nie pozwalając na odejście.
- Myślisz, że to jest takie łatwe? – Zaczął bardziej opanowany. Popatrzył na jej szklane oczy i dokończył – Myślisz że wszystko będzie tak kolorowe? Ile ja dałbym by być na twoim miejscu. By ktoś się mną w pełni zainteresował, zainteresował się moimi pojebanymi problemami. Żeby ktoś wziął ode mnie te pierdolone wizje mężczyzny, który trzyma mnie za nogi, za brzuch, za usta... By ktoś bynajmniej próbował odgonić te senne koszmary, ten dotyk, który wywoływał u mnie płacz i wizje samobójcze. Chciałbym cofnąć czas, naprawić błędy, uciec stąd jak najdalej. Ale nie mogę odejść od przeszłości, tak samo jak ty – W tej chwili ledwo opanowując emocje oparł się ponownie o ścianę i nie zwracając uwagi na szok kobiety - Wiem jak się czujesz. Wiem, że czujesz obłęd, twój kawałek Ciebie został bezmyślnie odebrany przez tępego dupka. Prawdopodobniej przez wiele następnych dni, tygodni i miesięcy będziesz to wszystko wspominać. Tak jak ja – Czuł się źle. Od wielu lat pierwszy raz słowa o tym zdarzeniu przecisnęły mu się przez gardło. Paliły go, dusiły tak jak palce swojego oprawcy – Przeżyłem wiele, szedłem wieloma nieprawidłowymi ścieżkami. Nie chce by to samo działo się z tobą. Chcę cię przed tym uchronić. Chcę byś patrzyła na następne dni z radością, a nie tak jak ja. Nie pragnę niczego więcej tylko tego byś była bezpieczna.
Emily podniosła swoje oczy i wygasłymi tęczówkami oceniła czyny mężczyzny. Nie mogła ich idealnie określić, to było zbyt dziwne i niespotykane zachowanie. W jej głowie tliło się wiele myśli. Jedną z nich było to by podejść, przeprosić i podziękować. Ale nie mogła tego zrobić. Sama nie wie dlaczego, czy to zażenowanie sprowadziło ją na tę ścieżkę? Słysząc te słowa przez jej zakątki ciała przeszedł ciepły impuls łagodnych słów.
- Ale ty tego nie chcesz. Nie chcesz mojej pomocy – Oznajmił oschle, nie wiedząc dlaczego taki ton wydobył się z jego ust. Wewnętrznie pobity, zsiniały od bijatyk własnych myśli złapał rękami za ścianę i po chwili dodał:
- Łączy nas więcej niż byś przypuszczała. Może mnie w pełni nie rozumiesz, ale to nic. Ważne, że ja rozumiem twoje uczucia. I nawet rozumiem to dlaczego chcesz się ode mnie oddalić. Lecz to nie jest najlepsze rozwiązanie. Może kiedyś pozwolisz mi w pełni uczestniczyć w twoim życiu – Zrobił lekką przerwę, oddalił się od miejsca swojego pobytu i dodał – Bo ty w moim jesteś już od bardzo dawna.
Widząc wychodzącego Chestera wzdrygnęła się i nadal z wijącymi się jak larwy myślami cicho powiedziała:
- Chester, przepraszam… - Łzy podchodziły jej do oczu. Czuła ból ściskającej ją wody. Podniosła głos i dodała – Wiem, że to nie wystarczy. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… -Zrezygnowana usiadła na krześle. Nie było go widać. Odszedł. Tak po prostu, nie czuła go w tej chwili przy sobie. Nie siedział naprzeciw niej, nie mówił nic. Nawet nie patrzył na nią tymi swoimi złymi oczami.
- Nie zostawiaj mnie! – Krzyknęła po chwili waląc z całej siły pięścią w stół – Ja nie chce byś mnie zostawił! – Po raz kolejny zalała się łzami. Spływające krople spadały równo na drewniany blat stołu. Tworzyły rozmaite kształty, były niezdefiniowane jak jej uczucia. Zasłoniła swoimi dłońmi twarz, by nie dopuścić do następnego potoku. Nie widząc już żadnego sensu wyłączyła myśli. Stworzyła niewidzialną barierę pod którą się schowała. Nie miała ochoty z niej wychodzić. Z kryjówki w której dominował strach, zażenowanie i wstyd. Zepsuła wszystko. Spaliła do gruntu fundamenty swojego życia. Budowała je wiele lat, ktoś je poniszczył, a ona to dokończyła.
- Nie odchodź… - Powiedziała cicho, choć wiedziała, że nikt jej nie słucha. Otaczała ją samotność, a to tej samotności się bała. W tej chwili znowu walczyła ze swoją słabością – Chester… Kocham cię – Jej zwiewne słowa popłynęły po całym pomieszczeniu tworząc serpentyny w powietrzu. Wystartowały bezszelestnie, ale szybko, lecz po chwili zwolniły jak tempo w jej umyśle. Nawet te słowa zaczęły wywoływać kolejne wizje. Poczuła jego rękę przy sobie. Dotykał ją lekko, przybliżając do siebie. Przez jej ramię przeszedł jego oddech. Powietrze z jego ust oplatało jej twarz i nie wierząc już w swoją normalność odsunęła się by wstać i odciągnąć te nieprawdziwe myśli, lecz odchylając się zauważyła coś innego.
- Powiedziałem, że zostanę przy tobie – powiedział cicho ponownie obejmując rozdygotaną kobietę. Przybliżył ją do siebie bardziej i oparł jej głowę o swoje ramię - Nie rób mi tego więcej – dodał po chwili i poczuł to jak kobieta kiwnęła pozytywnie głową. Tkwili tak przez pewien czas, do momentu w którym Emily wzięła głos.
- Jestem zwykłą kretynką. Okłamałam Cię, bo wiedziałam, że nie będziesz myślał o niczym innym tylko o tym – powiedziała cicho i dodała – Nie chcę byś mnie zostawił, pewnie to tak wygląda jakbym cię odpychała, ale jesteś dla mnie zbyt ważny bym cię odsunęła na bok. Tęskniłam za tobą. Zbyt bardzo – Wtedy zrobiła długą przerwę i nie słysząc żadnych słów z jego ust odparła:
- Zostań ze mną dzisiaj. Zostań na noc – zachrypnięty głos dotarł do jego wszystkich zakątków ciała – Proszę.
Słysząc szczere błaganie złapał się za krzesło i podał kobiecie rękę. Ta nie wiedząc co mężczyzna ma na myśli poddała się jego woli i zwiewnym krokiem powędrowała za nim. Omijając krzesła i pojedyncze rzeczy, których zapomniała sprzątnąć stanęła przed kanapą. Widząc siadającego Benningtona, zdziwiła się lecz zrobiła to samo. Nagle ktoś złapał za jej włosy. Chester oparł jej głowę o swoją klatkę piersiową i zaczął delikatnie ją pocierać  swoimi dłońmi. Siedzieli tak przez długi czas i delektowali się ciszą, która w mgnieniu oka opanowała to pomieszczenie. 


No i następny rozdział :)
Muszę to ogłosić, chociaż zapewne i tak już o tym wiecie.
Linkin Park w Polsce <3 p="">
Kto się wybiera? Tak naprawdę mam około 500 km, ale nie odpuszczę tego roku i postaram się być. A wy? Macie jakieś plany związane z koncertem?

11 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu. To jest tak pięknie napisane, że aż ryczałam. Ryczałam czytając pierwszy raz, a potem drugi i trzeci. I teraz tez ryczę. Cudowny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, jak zwykle z resztą, weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Koleżanka Chestera, ciekawa z niej postać, reporterka i dziwna znajomość. Tym bardziej, że muzycy unikają reporterów. ;D A początkowo myślałam że to Emily, która znalazla pracę, no ale niestety prace nie jest tak łatwo znaleźć coś czuję że to jej nowy cel, chyba że się załamie i odpuści. Hahaha stolik wygrał! Powalił mnie XD I to wytłumaczenie ''ta noga była już złamana nie moja wina.. '' A co do Marlene, widać że dzieli ją coś wielkiego z zespołem, musiała byc dla nich kimś ważnym.
    Emily tęskni za Chesterem, jakież to cudowne, podoba mi się pomysł z niespodzianką i takie życiowe opóźnienie lotu, co zdarza się często podczas padającego śniegu. Wielki plus za to! :D
    O boże, kobieto pokłony! Serio! Tyle emocji, we mnie wywarłaś, to czekanie, ten opóźniony lot, później strach przed tym ze coś mogło się im stać. Przeżywałam to z Emily, na prawdę. A gdy nagle biegła w jego ramiona, uśmiech sam mi się wymalował, znam to z własnego doświadczenia, to uczucie gdy biegnie się do ukochanej osoby, tyle że ja zawsze jestem takim'Chesterem'' który właśnie z niego wysiada. Idealnie! I pocałowali się przy ekipie! :D Czekałam na to, czuję że w tym rozdziale starałaś się dać dużo wątków o których pisałam :) To miłe, dziękuję.
    Najpierw kłótnia, Chester w końcu powiedział, wydarł z wnętrza siebie wszystkie swoje uczucia i emocje co do Emily. Czekałam na to długo i na te dwa słowa od strony Emily do Chestera. Cały rozdział po prostu cudowny! Powracasz i zaskakujesz na pewno nas wszystkich. :) Już jestem ciekawa co będzie działo się w następnym rozdziale :)
    Niestety, brak funduszy i w ten czas będę w szkole a do Polski mam niestety daleeeeko :/ Mimo wszystko tym którzy się wybierają na koncert życzę miłej zabawy!! :D A Tobie moja droga, jeśli Ci się uda mam taką malutką prośbę. Zrób nam jakieś ładne zdjęcia na żywo i wstaw na bloga bądź tumblr'a (obserwuje Cię) !! :) /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuje za tak miłą opinię :D
      O taak! To chyba twój komentarz zasugerował mi taki przebieg sprawy :)

      Co do koncertu: Wszystko się rypie, gorzej z rodzicami, ale nie odpuszczę. Fundusze mam, zbierałam od bardzo dawna bo liczyłam na taką niespodziankę z ich strony, ale dojazd to klapa. Okolice Rzeszowa, 500 km. Dupa po prostu ;_; Jeśli zdołam namówić rodziców to będę mega szczęśliwa ( "Ty wiesz co się na tych koncertach dzieje" etc.. ). Jeśli uda mi się tam dojechać to oczywiście, jeśli mój aparat w telefonie to wytrzyma to czemu nie :)
      I dziękuje za obserwowanie :)

      Usuń
    2. Ależ nie ma za co, od tego są czytelnicy, jak i od opieprzania, ale to swoją drogą XD I ciesze się, że mój komentarz spowodował w jakimś procencie że ta oto notka powstała w taki a nie inny sposób :D
      No to ładnie widzę, byłas przygotowana dosyć na to, że LP przyjedzie do Polski :3 No to ja trzymam kciuki żeby rodzice pozwolili Ci pojechać, to jedyna taka okazja, jedna na milion no i jedna na ileś lat :D
      Co do obserwacji, nie ma za co, obserwuję to co lubię, a twój tumblr jest super! :)
      Czekam tu niecierpliwie na nowy rozdział :) /Kuroichi

      Usuń
  5. Świetnie *u* Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale przeczytałam wczoraj ten post u dentysty xDDD Miałam takiego banana na ryju, jak zobaczyłam, że dodałaś nowy post.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju. Piękny rozdział. Jak ty cudownie piszesz. Ta cała sytuacja na lotnisku, Boże, prawie się popłakałam. ;-; Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem i ja! Jeju, ale się u mnie sporo wydarzyło...Uhuhu.
    No to fajnie! Cały rozdział baaardzo mi się podobał, jak zawsze.
    Emily rusza dupę i szuka pracy, przedtem o mało nie dostaje padaczki bo Chester prawie zginął (no kurde, jak mogłaś w ogóle pisać takie rzeczy i mnie przyprawiać o zawał wątroby)
    Tak ogólnie to boję się o Marlene. Ona może wrócić i coś namieszać. I o Jessicę też się ciągle boję, nawet bardziej niż o Scotta.
    Chazy w tej swojej furii z miłości był przecudowny. No wreszcie się chłopina wkurzył i jej powiedział! GŁUPIA JESTEŚ EMILY! Chester Cię kochał, a ty niemądra nie chciałaś tego przyjąć do wiadomości.
    Chyba "tak-trochę-chyba-bardzo" go uwielbiasz,nie? :D
    No ale nic, Chaz żyje, Emily żyje, kochają się i blablabla...(tylko niech ich dzieci będą ładne, błagam)
    Interesuje jeszcze mnie ta kartka z pogróżkami. Kto to wysyłał? :o
    Hmmm...Jest po 12 w nocy, nie umiem zebrać myśli. Jeju. Coś na pewno miałam jeszcze tu napisać, na pewno!
    Ugh!!! O, ta akcja ze stolikiem mnie rozwaliła. Pjona Brad, rzeczy które ja psuję też "już takie były" (Przypadek? Nie sądzę.)
    Tata każe oddać kompa, jest noc...No tak, normalni ludzie teraz śpią. Jak dobrze, że nie jestem normalna.

    Weny! I zapraszam do siebie, bo coś tam ruszyło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tu codziennie zaglądam tak strasznie chce nowy rozdział XD I jak tylko wchodzę i widzę że wciąż nie ma nowego to się załamuję na sekundę, a potem pocieszam że jutro wejdę i może będzie nowy XD Czekam tu z niecierpliwością na nowy! :) /Kuroichi

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten rozdział jest naprawdę wspaniały. Brakuje mi słów, by opisać, ile skrajnych emocji we mnie wywołał. Wkurzony Chester - nie wiem, dlaczego, ale lubię, jak się denerwuje. A jeszcze bardziej, kiedy robi to z troski, w tym przypadku o Emily! W ogóle cała ich dyskusja była taka prawdziwa, emocjonalna, wreszcie się przed sobą otworzyli. Mam nadzieję tylko, że teraz nie zrobisz tak szybko happy end'u. Musisz jeszcze trochę namieszać, żeby było ciekawiej, hah. No to cóż, weny życzę, i szybko wstawiaj kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń